- Opowiadanie: przenoga23 - Rogan - 5-6 (kontynuacja)

Rogan - 5-6 (kontynuacja)

Rogan opuszcza gród i wyrusza przez las na północ.

Linki do poprzednich rodziałów:

(1-2) http://www.nowafantastyka.pl/opowiadania/pokaz/34114
(3-4) http://www.nowafantastyka.pl/opowiadania/pokaz/32108

Oceny

Rogan - 5-6 (kontynuacja)

5

Las otulił ich cieniem, a wieczór naciskał coraz bliżej. Rogan nie lubił marnować czasu, a jednak rozmowy z żebrakiem, Ivy i Avi wciąż kłuły go w myślach. Wiedział, że droga do grodu na północny jest jeszcze daleka, a noc nieubłaganie zbliżała się do horyzontu.

– Zbierajmy się – rzucił Picador, wyrywając Rogana z zamyślenia. – Nie mamy czasu na patrzenie na gwiazdy.

Rogan skinął głową i chwycił lejce. Brązowy koń pod nim szedł spokojnie, choć cień wieczoru zaczął wypełzać z każdej strony lasu. Obok, niemal na lustrzanym wierzchołku, siedział Picador. Jego blond włosy połyskiwały w ostatnich promieniach słońca, a zmarszczki i blizny na twarzy zdradzały lata, których nie dało się ukryć.

– Tym razem byłeś na czas – powiedział Picador, a jego ton miał w sobie nutę ulgi.

– Wiem, że tak wygląda, ale nie jestem pewien czy jesteśmy – nie dokończył zdania Rogan, po czym ruszyli wąską ścieżką.

Z każdym mijanym drzewem czuć było napięcie w powietrzu. Gęste paprocie i szerokie pnie tworzyły idealne zasłony, w których mogła czyhać zasadzka. Rogan wiedział, że nie ma miejsca na błąd. Wyobraził sobie, jak na jego miejscu ustawiałby ludzi: po obu stronach ścieżki, ukryci, z łukami gotowymi do pierwszego strzału. Druga fala? Piechota z mieczami. Ale teraz spodziewał się czegoś innego – prostszej, bardziej prymitywnej formy zasadzki.

Konie nagle stanęły dęba. Rogan natychmiast zeskoczył, Picador zrobił to samo. Zwierzęta spanikowały, wyrwały się, ruszyły przed siebie, znikając w mroku lasu. Rogan przeklął cicho, dobywając miecza.

– Nie reagowałyby tak na ludzi – powiedział Picador, obserwując znikające w oddali konie.

– W lesie najniebezpieczniejsi nie zawsze są ludzie – odpowiedział Rogan, stawiając kilka kroków w gęstwinę paproci.

Pomiędzy zielonymi liśćmi leżał łoś. Ciało porozrywane, świeża krew sączyła się po ziemi. Picador podszedł bliżej, a Rogan zatrzymał go ręką.

– Tylko nie za blisko – syknął. – Mogą nas obserwować.

Picador skinął głową i pogłaskał konia, przytulając go do głowy. Rogan obserwował otoczenie, wyczulony na każdy dźwięk. Niebezpieczeństwo mogło przyjść zarówno od ludzi Gustava, jak i od dzikich zwierząt.

– Jest ich więcej – odezwał się Picador, wskazując ruchy w głębi lasu.

Zza paproci dochodziły śmiechy. Pięciu grabów Gustava szło w ich stronę. Jeden trzymał wodze konia Rogana. Nie wykazując agresji, podchodzili spokojnie, mierząc Rogana i Picadora spojrzeniem.

Rogan czuł w sobie zimną pewność. To nie była walka, to było rozpoznanie. Ich zadanie było jedno: przeżyć i zachować przewagę.

Trzymał ręce przed sobą, palce opierał o klingę miecza. Picador wiedział, że teraz musi zdać się na jego intuicję. Ludzie zbliżali się powoli, a Rogan obserwował każdy ruch, każdą odległość, każdy cień.

I wtedy, tuż przed tym, jak miał wykonać pierwszy ruch, grabowie zrobili coś nieoczekiwanego – gest, który zmienił dynamikę całej sytuacji.

Rogan poczuł, jak dreszcz przebiega po plecach. Koń rżał i uginał przednie nogi, a po chwili zwalił się na bok, wydając ostatnie tchnienie. Z przeciętej szyi lała się krew.

Rogan dobył noży. Ruszył niczym drapieżnik, taranując pierwszego przeciwnika. Nie zdążył zadać śmiertelnego ciosu, ale powalił mężczyznę na ziemię, tworząc przestrzeń wokół siebie. Dwóch innych drabów cofnęło się kilka kroków, wstrzymując oddech, niepewnych, czy naprawdę chcą zmierzyć się ze wściekłą bestią.

Rogan dostrzegł tego, który zabił jego konia. Wykonał krok w bok, zmylił przeciwnika, a potem taranem powalił go na kolana. Sztylet wbił w brzuch, wyciągnął ostrze i zadał kolejne cięcia. Wszystko trwało ułamki sekund – zbyt krótko, by kolejni drabowie zdążyli zareagować.

Przemieszczając się w paprocie, Rogan chwycił miecz przy siodle konia i spojrzał w stronę leśnej ścieżki. Jeden z przeciwników podszedł bliżek, niepewnie, z wahaniem w oczach. Rogan dostrzegł też Picadora walczącego z pierwszym powalonym wcześniej drabem. Pozostała dwójka wciąż wstrzymywała się z atakiem.

– Zostałeś sam – wypalił Rogan, tonem nie do podważenia.

Drab przemyślał na słowa Rogana, zawahanie trwało ułamek sekundy. Rogan ruszył, spotykając się z przeciwnikiem w metalicznym zgrzycie mieczy. Skupił się na oczach wroga – strach był widoczny. Trzy szybkie ataki wyrwały go z równowagi. Cięcie w uda, mężczyzna padł ranny na ziemię.

– Dobra robota – rzucił Picador, kończąc pojedynek z pierwszym przeciwnikiem. Ciało mężczyzny leżało martwe na ziemi. Głowa wylądowała pół metra od prawej ręki, w paprociach.

Ruszali ku pozostałym dwóm drabom. Ci dobyli mieczy, ale ich ruchy zdradzały niechęć i strach. Jeden z nich rzucił broń i pobiegł w las. Drugi stał chwilę oszołomiony, analizując sytuację, po czym także uciekł.

– Chyba nie będziemy ich gonić? – zapytał Picador.

– Nie. Zanim dotrą do grodu, my będziemy już daleko – odpowiedział Rogan.

Rogan wrócił do martwego przeciwnika, który zabił jego konia. Przeniósł ciało w gęstwinę krzaków, z dala od ścieżki.

Nagle Rogan usłyszał krzyk Picadora. Obrócił się. Przyjaciel walczył na ziemi z drabem, który wbił mu sztylet w prawą łydkę. Rogan wbiegł w starcie, chwycił miecz Picadora, uderzył w przeciwnika i zakończył walkę jednym mocnym cięciem.

Picador siedział na ziemi, sycząc z bólu, Rogan opatrzył ranę i podtrzymywał jego ciało.

– Nie jest dobrze – powiedział Rogan, oceniając ranę.

Pomógł Picadorowi wstać, przerzucił ramię przyjaciela przez swoją szyję. Krótkimi krokami podeszli do wierzchowca. Picador po chwili wsparł się na koniu, a zwierzę zrozumiało sytuację i uniosło grzbiet.

– A co z tobą? – zapytał Picador.

– Będę musiał iść. Za ciężko dla zwierzęcia, aby niósł nas dwoje – Rogan wymusił na sobie krótki uśmiech.

Zebrał swoje sztylety, miecze, sakwy, bukłak i suche mięso z martwego konia. Po krótkim pożegnaniu ze zwierzęciem ruszył naprzód przez zmierzch. Las szumiał wokół nich, cienie drzew wydłużały się w dziwnych kształtach, a powietrze wciąż było napięte.

I wtedy, kilka kroków przed nimi, rozległ się syk strzał. 

 

6

Strzały przeszyły powietrze jeszcze zanim zdążyli pomyśleć o ucieczce. Rogan ledwo wyczuł drganie ziemi pod końskim kopytem, kiedy piętnastu łuczników wyskoczyło zza drzew, cięciwy napięte, oczy śledzące każdy ich ruch. Bez chwili namysłu, Picador przy jego boku ranny i kulący się z bólu, stanowił teraz niewidoczną tarczę dla swojego przyjaciela.

Ludzka natura wzięła górę nad rozsądkiem – strach mieszał się z ciekawością. Łucznicy, choć w przewadze liczebnej, obserwowali ich reakcje, oceniając, czy ci naprawdę są bezbronni. Rogan wiedział, że to ich atut. Wyglądali na zagubionych, niegroźnych – i właśnie to mogło zadecydować o ich przeżyciu.

– Po co kierujecie się w tę stronę? – krzyknął jeden z mężczyzn niskiego wzrostu, łuk wycelowany prosto w Rogana. Włosy sięgały mu ramion, a oczy błyszczały zimną determinacją.

Rogan nie czekał na odpowiedź, nie analizował strategii. Serce biło w rytmie adrenaliny. Wziął głęboki oddech, wypuścił powietrze i wypowiedział prosto:

– Szukam ojca. Mój przyjaciel towarzyszy mi w tej drodze.

Łucznicy zmrużyli oczy. Przesunęli wzrokiem w kierunku Picadora, widząc jego zranioną nogę i zduszone westchnienia. W ich umysłach pojawiło się pytanie: czy naprawdę stoją przed zagrożeniem?

– Szukasz ojca w tych okolicach? – odezwał się niskowłosy. – Właśnie wyjechaliście z ostatniego dużego grodu na północ. Przed wami las, Czerne, kilka wiosek i góry. Nie wielu nietutejszych zapuszcza się tak daleko.

Rogan nie odpowiadał od razu. Pozwolił, by napięcie rosło, by ich umysły zaczęły szukać słabości. W końcu powiedział, spokojnym, lecz stanowczym tonem:

 – Wszystkie ślady prowadzą na północ. Szanse może i nie są duże, ale to jedyne, jakie mam. Szliśmy do najbliższej wioski, kiedy zostaliśmy napadnięci przez tych pięciu.

– Jest ich tylko trzech – odparł niskowłosy, wskazując na ciała leżące przy ścieżce.

Rogan obserwował ich reakcje. Ludzie, nawet w przewadze, kierują się instynktem. Chcą dominować, pokazać siłę, ale nie ryzykować.

– Co zrobiliście w Dreigos, że tutaj na was czekali? – zapytał inny łucznik. – Czekaliśmy razem z nimi, ciekawi, na kogo będą polować. Jaki to skarb wieziecie?

Rogan przesunął wzrokiem po wszystkich piętnastu łucznikach. Zrozumiał jedno: większość z nich to prostacy, którzy reagują na strach i pewność siebie. Postanowił zagrać tym, co każdy człowiek nosi w sobie – kalkulacją zysku i ryzyka.

 – Przy koniu znajdziesz sakwy z pieniędzmi. Pokonałem Potężną Skałę – powiedział. – Zgarnąłem dość srebrników. Ci tutaj mieli mi je odebrać.

Oczy łuczników rozszerzyły się lekko. Napinanie cięciw złagodniało, choć wciąż nie spuszczali ich całkowicie. Rogan skierował wzrok na Picadora, lekko unosząc brew. Przyjaciel jęknął z bólu, ale nie próbował odzywać się, a to jeszcze bardziej działało na korzyść Rogana.

– Tamten ranny nie jest zagrożeniem – wskazał Picadora. – My także nie szukamy walki. Noc się zbliża. Las i wilki są tuż za nami. Jeśli chcecie, możecie zabrać sakwę lub dwie i zaprowadzić nas do swojego obozu, albo puścić wolno. Jeśli chcecie wszystkie trzy… strzelajcie.

Cisza zawisła nad ścieżką. Każdy łucznik ważył ryzyko. Ludzie reagują zawsze tak samo: wolą uniknąć niepewnej śmierci, gdy stawką jest życie.

– Złóżcie broń, możecie z nami jechać. Jedna sakwa wystarczy. Za opiekę i to, że wydajecie się nieszkodliwi – odezwał się niskowłosy.

Rogan powoli odrzucił sztylety na ścieżkę, a łucznicy napięli mięśnie, lecz nie podnieśli cięciw w pełnej gotowości.

– To ja rozumiem – odezwał się jeden z nich, podchodząc bliżej.

Rogan obserwował każdy ruch grupy. Kiedy niskowłosy podniósł dłoń na powitanie:

– Nibor – przedstawił się, podając rękę.

„Nowicjusz” – pomyślał Rogan. Nawet nie próbował zmusić mnie do wyciągnięcia pochowanych sztyletów, a teraz podaje dłoń i zbliża się na odległość niemal ataku. Mogło być gorzej. Mogło być znacznie gorzej.

Koniec

Komentarze

Przenogo23, kolejne rozdziały Twojej opowieści nie są opowiadaniem. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na FRAGMENT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj. :)

Kolejna odsłona opowieści ze znanymi mi już bohaterami, życzę zatem powodzenia w tworzeniu całej, pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka