Olga Grudzień studiowała ekonomię na Uniwersytecie Jagiellońskim, choć jej serce od dawna było gdzie indziej. Tamtego zimowego poranka, kiedy po raz setny patrzyła na nudne wykresy, poczuła to po raz pierwszy: delikatne, a jednak nieubłagane wołanie.
Tydzień później przeniosła się na filologię słowiańską. A na wykładach o mitologii dawnych ludów serce biło jej szybciej – jakby coś w niej rozpoznawało dawno zapomniane słowa.
W trakcie studiów zaangażowała się w projekt tworzenia języka międzysłowiańskiego – i to właśnie wtedy poznała dziewczyny, które podzielały jej fascynację dawnymi wierzeniami. Razem zaczęły zgłębiać historię dawnych Słowian. Z czasem stworzyły nieformalną grupę badawczą, która nawiązywała kontakty z innymi środowiskami zajmującymi się podobną tematyką.
Tak zaczęła się jej znajomość ze Słowiańskimi Wiedźmami. Z początku obserwowała je z dystansem, trzymała się na uboczu, lecz z czasem ich świat wciągnął ją głębiej, niż zamierzała. Po kilku miesiącach była już jedną z najbardziej zaangażowanych i wpływowych członkiń grupy.
Grupa ta dzieliła się wiedzą oraz praktykami nawiązującymi do dawnych wierzeń i rytuałów przypisywanych postaciom kobiecej magii i duchowości. Jej członkinie inspirowały się zarówno mitologią słowiańską, jak i współczesnymi ruchami neopogańskimi, w tym religią wicca, opartą na dualizmie – wierze w istnienie przeciwieństw, takich jak dobro i zło, światłość i ciemność.
Olga szczególne zainteresowanie wykazywała wobec rodzimowierstwa słowiańskiego, czyli duchowego nurtu opartego na mitologii, obrzędach i kulcie przyrody oraz przodków charakterystycznych dla dawnych ludów słowiańskich.
Członkinie grupy starały się odtwarzać praktyki religijne na podstawie materiałów historycznych, archeologicznych i etnograficznych. Wiele zwyczajów czerpały również z lokalnych tradycji, które badały w ramach prowadzonych przez siebie projektów terenowych. Dodatkowo grupa adaptowała niektóre elementy starożytnej religii wedyjskiej, poszukując uniwersalnych archetypów duchowości.
Spotkania Słowiańskich Wiedźm nazywano sabatami – czyli zlotami.
Grupa analizowała historyczne przekazy i mity dotyczące takich zgromadzeń. Najważniejszymi miejscami, które odwiedzały, były Łysa Góra i Ślęża – uważane za centra dawnego kultu i mocy. Stały się one niemal obowiązkowymi punktami pielgrzymek dla każdej z inicjowanych członkiń.
Nieodłącznym elementem praktyk grupy był kontakt z przyrodą – jej obserwacja, rytualne obcowanie z żywiołami oraz stosowanie ziołolecznictwa.
Członkinie przygotowały nawet specjalny podręcznik z przepisami na napary i maści, oparty na historycznych źródłach oraz tradycyjnej wiedzy ludowej. Niestety, żadne z wydawnictw, do których się zgłosiły, nie zdecydowało się na jego publikację, obawiając się krytyki ze strony środowisk medycznych.
Drugim, bardziej kontrowersyjnym aspektem działalności grupy, był okultyzm i wiara w moc wypowiadanych zaklęć. Na początku traktowano to raczej jako ezoteryczną ciekawostkę, rodzaj eksperymentu duchowego. Z czasem jednak, po kilku nieudanych rytuałach, które – według relacji uczestniczek – zakończyły się negatywnymi skutkami, zaczęto traktować te praktyki dużo poważniej. Członkinie grupy zyskały przekonanie, że słowa mają realną, niematerialną moc, a każdy rytuał wymaga staranności, skupienia i odpowiedzialności.
To pierwsze próby użycia magii przez członkinie grupy Słowiańskie Wiedźmy przyciągnęły uwagę tych, które określały siebie mianem prawdziwych wiedźm – kobiet, które od wieków wiernie służyły Gai, opiekowały się ludźmi i broniły ich przed ciemnością.
Początkowo ich działania były subtelne. Próbowały dyskretnie wpłynąć na dziewczyny, by porzuciły swoje rytuały. Pojawiały się niewytłumaczalne manifestacje: cienie, szepty, niepokojące sny – wszystko to miało na celu przestraszyć, a zarazem ostrzec. Z czasem zaczęły wpływać bezpośrednio na sny członkiń grupy, zostawiając w nich symbole i obrazy wyraźnie sugerujące, że obrana ścieżka może być niebezpieczna.
Ich działania przyniosły skutek. Słowiańskie Wiedźmy stopniowo porzuciły praktyki okultystyczne i wróciły do ziołolecznictwa. Z czasem grupa zaczęła się wykruszać. Ostatecznie tylko Olga kontynuowała zgłębianie tajników rytuałów i zaklęć, których opisy znajdowała podczas swoich poszukiwań.
Do pierwszego spotkania z prawdziwą wiedźmą doszło tuż po zakończeniu studiów, kiedy Olga po raz kolejny wybrała się na Ślężę, by uczestniczyć w obchodach Nocy Kupały, przypadających na letnie przesilenie – 21 czerwca.
Tym razem nie towarzyszyła jej żadna z dawnych koleżanek z grupy. Przechadzała się samotnie między ogniskami rozpalonymi na ślężańskiej polanie, coraz bardziej zmęczona i zniechęcona.
Miała już zamiar wrócić do namiotu, kiedy nagle jedna z kobiet – siwowłosa, o łagodnym spojrzeniu – zaprosiła ją, by usiadła przy ich ognisku, w kręgu pięciu innych kobiet.
Wszystkie były znacznie starsze i ubrane w zwiewne, białe szaty. Gdy tylko Olga zajęła miejsce wskazane przez gospodynię, czarny kot, który siedział na kolanach jednej z kobiet, niespodziewanie zeskoczył i wdrapał się na jej kolana.
Zaczął się łasić, głośno mrucząc, po czym ułożył się wygodnie i zasnął. Olga była zaskoczona tym nagłym gestem, ale kobieta, która ją zaprosiła, uśmiechnęła się uspokajająco i powiedziała:
– Nie stresuj się. Kot wie, co robi. Gdybyś była tu nieproszona, nie usiadłby na twoich kolanach. Nie zrobi ci krzywdy.
Wkrótce kobiety wyjęły z torby nalewkę i zaczęły częstować się nawzajem, nalewając bursztynowy płyn do małych, ręcznie robionych glinianych czarek. Jedną z nich podały również Oldze. Ta jednak lekko uniosła rękę i powiedziała niepewnie:
– Jestem tu sama… Nie chcę pić alkoholu. Wolę mieć sytuację pod kontrolą.
Kobieta trzymająca butelkę uśmiechnęła się ciepło.
– Byłaś tutaj sama… ale teraz jesteś z nami. Poza tym, to nie alkohol, a ziołowa nalewka, przygotowana, by pokrzepić ciało i oczyścić umysł.
Olga uniosła czarkę do ust. Zapach uniósł się ku niej, gęsty jak mgła o poranku – miód, arcydzięgiel, goździki, i ta jedna pieprzna nuta, zbyt ostra, by była naturalna. Gdy wciągnęła powietrze, świat jakby na chwilę zadrżał.
– Nie bój się, Olgo – odezwała się kobieta, która ją zaprosiła. – Gdybyśmy chciały ci zaszkodzić, już dawno miałyśmy ku temu okazję.
Olga była zaskoczona, że kobieta zwróciła się do niej po imieniu.
Pomyślała jednak, że wcześniej, krążąc między ogniskami, mogła się gdzieś przedstawić i najwidoczniej któraś z kobiet to usłyszała. Z lekkim zakłopotaniem zapytała szeptem:
– Znasz moje imię… A przepraszam, jeśli się już przedstawiałaś, to nie usłyszałam twojego. Jak masz na imię? I… kim jesteście?
Kobieta uśmiechnęła się łagodnie i odpowiedziała:
– Nazywam się Raga. Moją domeną jest walka ze złem i wspieranie ludzi w niebezpiecznych sytuacjach. A tam dalej siedzą: Urra – odpowiada za wiedzę i kreatywność, Jarga – oczyszcza z negatywnych energii i przywraca zdrowie, Istra – daje ochronę i wsparcie w trudnych chwilach, oraz Era – specjalistka od ochrony domu i rodziny.
– Miło mi… – powiedziała Olga. – Ale przecież wasze imiona to słowiańskie agmy… Jesteście jakąś grupą… psycholożek? Pomagacie ludziom?
Kobiety spojrzały po sobie z rozbawieniem, a Raga odparła z uśmiechem:
– Hmmm… psycholożki… Cóż, można i tak nas nazwać. Choć mamy wiele imion i jeszcze więcej ról.
Następnie wskazała na czarkę w ręce Olgi.
– Napij się. Twój umysł się rozjaśni.
Wszystkie kobiety uniosły swoje czarki i jednym ruchem wypiły zawartość.
Olga również spróbowała naparu – był ciepły, aromatyczny, o miodowo–ziołowym smaku. Przypadł jej do gustu na tyle, że niemal natychmiast poprosiła o dolewkę. Spotkała się jednak z odmową.
– Na ten moment wystarczy – powiedziała Raga. – Napar dopiero zaczyna działać.
Olga zamarła. Zrozumiała, że nie był to zwykły napój, lecz coś więcej – substancja, która miała konkretny cel. Zaczęła analizować, jak może na nią wpłynąć, ale nagle jej myśli przerwał niespodziewanie intensywny blask Księżyca. Światło było tak jasne, że przyćmiło nawet pobliskie ognisko.
Miała wrażenie, że sam Księżyc zbliża się do niej.
Rozejrzała się z niepokojem. Kobiety wokół również były oświetlone tym niezwykłym blaskiem – ale wyglądały… inaczej. Ich sylwetki stały się rozświetlone i przezroczyste, jakby utkane z mgły i światła jednocześnie. Olga spojrzała na swoje dłonie, wyciągnęła je przed siebie – one też były półprzezroczyste, jakby mogła widzieć przez własne ciało.
Nie czuła już chłodu trawy, na której chwilę temu siedziała. Delikatnie opuściła wzrok, by przyjrzeć się ziemi pod sobą…
Widok sprawił, że serce zaczęło jej łomotać. Gdy zobaczyła własne ciało, ogarnęła ją fala gorąca, po której przyszło lodowate zimno. Unosiła się – lekka jak dym. A jej ciało leżało niżej, nieruchome w blasku ogniska.
– Nie… nie, nie… – wyszeptała, ale dźwięk jej własnego głosu zabrzmiał jak echo.
Dopiero wtedy zauważyła srebrzystą nić, cienką jak włos, a jednocześnie mocną jak lina, która łączyła jej eteryczną formę z nieporuszonym ciałem. Drżała delikatnie, jakby żyła.

Rozejrzała się gwałtownie. Pozostałe kobiety także unosiły się ponad ziemią – i każdą z nich łączyła z własnym ciałem ta sama świetlista, drżąca nić.
Raga uśmiechnęła się do niej łagodnie.
– Witaj, wiedźmo Olgo… na swoim pierwszym prawdziwym sabacie.
Olga, próbując zachować równowagę i zrozumieć, co się dzieje, zawołała:
– Kim wy jesteście! Co mi podałyście? Jakieś… psychotropy?!
Raga uspokajająco uniosła dłoń.
– To tylko nalewka, która rozjaśnia umysł i pozwala ujrzeć to, co zawsze było w tobie ukryte. W twoich żyłach, siostro, płynie krew prawdziwej wiedźmy. Podświadomie zawsze tego szukałaś – zgłębiając historię, rytuały, symbole…
Raga mówiła dalej, ale Olga miała wrażenie, że każde słowo odbija się w niej jak fala.
– Teraz nadszedł czas, byś poznała prawdę. Dziś, w Noc Kupały, przyjmujemy cię do naszego grona. To tej nocy odkryjesz swoją agmę – słowiańskie imię mocy.
Olga wstrzymała oddech i powiedziała z lękiem:
– Ja nie chcę… Proszę, przywróćcie mnie do ciała!
Raga nie przestała się uśmiechać.
– Wiem, że tego pragniesz. My cię tu nie trzymamy. To twoja ciekawość sprowadziła cię na ten sabat. Sama wybrałaś tę ścieżkę… i sama zapragnęłaś poznać prawdę.
Wbrew sobie poczuła, że kobieta mówi prawdę. Coś w niej – głos, którego dotąd nie chciała słuchać – pragnęło tego spotkania. Lęk ustąpił miejsca ciepłu, miękkiemu jak dotknięcie dłoni. Zamiast uciekać, poczuła przedziwną więź z kobietami wokół.
Raga przyglądała jej się uważnie, jakby badała jej strach.
– Miejsce, w którym jesteśmy, to świat astralny – zaczęła, a jej głos brzmiał jak wykładowcy. – Większość ludzi trafia tu tylko we śnie, nieświadomie. Ale dla nas, wiedźm, to coś więcej. To odbicie naszej duszy. Przestrzeń utkana z myśli, wspomnień, pragnień. Tu to, co pomyślisz, natychmiast staje się rzeczywiste.
Zawiesiła głos.
– A to… to dopiero powierzchnia.
Nachyliła się i szepnęła:
– Nie patrz w dół. Patrz w górę.
Olga uniosła wzrok – i oddech uwiązł jej w gardle.
Nad nimi, jedna nad drugą, jak przejrzyste płyty ciemnego lodu, unosiły się kolejne warstwy rzeczywistości. Każda drżała własnym rytmem. Z jednej sączyło się blade światło, z drugiej słaby dźwięk przypominający odległy śpiew, z kolejnej – coś, co niemal czuła na skórze, jak dotyk niewidzialnej dłoni.
– To są bramy – wyjaśniła Raga, jej głos nagle stał się poważny. – Tylko nieliczne legendy wspominały o nich prawdę. Większość ludzi zna jedynie echo.
Oczy wiedźmy przyciemniły się.
– Mówi się, że z tego poziomu można przejść dalej. Do wymiaru, w którym nie obowiązują żadne prawa. Ale to możliwe tylko przy odpowiedniej fazie Księżyca.
Zrobiła krótką pauzę.
– My tego nie robimy. Żadna z nas nie odważyła się iść tak daleko.
Milczenie między wszystkimi kobietami zgęstniało.
– Ale były inne – dodała cicho. – Ciemne wiedźmy, wyznające kult Rygla. One próbowały. Te, którym się udało przejść za bramę… już nie wróciły.
Olga wstrzymała oddech.
– Co się z nimi stało? – wyszeptała.
– Ich ciała zastygły jak kamień – odparła Raga. – I tak powstały gargulce. Puste skorupy, które czekają na coś, czego już nigdy nie dostaną z powrotem.
Raga spojrzała na inne kobiety, które skinęły głowami, potwierdzając jej słowa.
– To, co posiadamy w świecie materialnym, jest tylko okruchem tego, co skrywamy tutaj. Tu gromadzimy wiedzę wszystkich, którzy byli przed nami… tu tworzy się prawdziwa magia.
Znowu spojrzała na Olgę i dotknęła jej czoła – lekko, jakby bała się, że Olga się rozpadnie.
– Słuchaj – powiedziała.
I wtedy Olga to usłyszała nie głos, lecz wibrację. Niby szept, niby pulsowanie powietrza. Imię, które rozbrzmiało w niej, nie obok.
– Zarrot – wyszeptała Raga, ale Olga miała wrażenie, że to słowo wypłynęło z jej wnętrza.
– Agma Zarrot to potężna siła. Obdarza silną wolą, zdolnością przezwyciężania trudności i wytrwałością w dążeniu do celu.
Raga uniosła dłoń, a w jej oczach tlił się respekt.
– Witaj wśród nas, siostro Zarrot.
Słowa zawisły w przestrzeni jak pieczęć.
– Pamiętaj: chroń swoją agmę. To imię jest niczym dla ludzi… ale dla istot tego planu ma moc, której nie oddałabyś nawet najbliższym. Używaj go tylko podczas sabatów. Tylko wtedy jesteś bezpieczna.
W oddali coś zadrżało – jakby drapieżna obecność prześlizgnęła się pod warstwą lodu. Olga nie wiedziała, co to było, ale instynkt kazał jej odwrócić wzrok.
Po chwili milczenia Raga spoważniała jeszcze bardziej.
– Ten plan jest piękny, ale niebezpieczny. Tu nic cię nie chroni – żadna senna bariera, żadna niewiedza. Świadoma dusza świeci jak latarnia… a latarnie przyciągają wrogów.
– Co to znaczy? – spytała Olga, ale czuła, że zna odpowiedź.
– Że mamy śmiertelnych wrogów takich jak paladyni, którzy tylko czekają na manifestacje naszej magi.
Nachyliła się nieco bliżej.
– Wiedźmy przyciągają uwagę. Nie jesteśmy tu anonimowe. Dlatego, dopóki nie nauczymy cię, jak się bronić i poruszać po tym świecie – proszę, nie wracaj tu sama. To nie tylko prośba. To ostrzeżenie.
Olga słuchała w skupieniu.
Czuła się jak ktoś, kto właśnie przekroczył bramę do innego świata, którego istnienie przeczuwała od lat, ale który dopiero teraz zaczynał się przed nią odsłaniać.
Raga zaczęła opowiadać jej o tajemnicy wiedźm, o ich pochodzeniu, ich misji i historii sięgającej dawnych czasów. Dużo z tego, co mówiła, pokrywało się z tym, co Olga już wiedziała z własnych badań nad słowiańską duchowością. Ale teraz wszystko to nabierało głębi, znaczenia i mocy.
W końcu usłyszała również opowieść o Ryglu – istocie, która kiedyś próbowała przekroczyć bramę między światami i która została po tamtej stronie… zamknięta w wymiarze, z którego nie było powrotu.
Olga dowiedziała się o istnieniu trzech bram: na Łysej Górze, Ślęży i w okolicach Szklarskiej Poręby. Brama na Ślęży została zabezpieczona przez wiedźmy i zablokowana przed otwarciem, jednak dwie pozostałe – Łysa Góra i Szklarska Poręba – pozostawały poza ich kontrolą.
Raga spojrzała na Olgę poważnie:
– To miejsca, gdzie granice światów są najcieńsze. Kto wejdzie tam nieostrożnie, może już nigdy nie wrócić… albo wrócić w formie, której nie da się poznać.
W powietrzu zawisła cisza. Olga poczuła, że każde słowo odbija się w niej jak echo odległej grozy, a myśl o Ryglu i niezabezpieczonych bramach wywołała w niej dreszcz lęku, mieszany z nieodpartą ciekawością.
Kiedy w końcu otworzyła oczy, nie była już Olgą Grudzień. Jej ciało było tu, w świecie materialnym, ale jej dusza stała się częścią czegoś większego, czegoś, co istniało od zawsze. Narodziła się Zarrot – wiedźma, strażniczka mocy i tajemnic, gotowa stawić czoła temu, co miało nadejść.