Gdy Karol Majerczyk stał się bohaterem wszystkich ruchów antykorporacyjnych w całym wszechświecie, wydawało się, że losy International Space Flight Group SpaceXiaomi, zwanej powszechnie SeXi, są policzone. Ale to przypuszczenie okazało się całkowicie błędne.
To prawda, że po ujawnieniu przez Karola oszustwa korporacja musiała wycofać ze służby całą flotyllę kosmicznych statków transportowych typu ArtIntel z silnikami Yi-Guāng piątej generacji oraz zapłacić olbrzymie odszkodowanie ich załogom i rodzinom. Ale zrekompensowała to sobie z nawiązką. Okazało się bowiem, że wykorzystywana przez firmę technologia rozpraszania materii do postaci cząsteczki inuwa o zerowej masie, którą potępiono jako niemoralną w transporcie kosmicznym, zyskała olbrzymie uznanie sektora beauty.
Oparta na niej terapia odmładzająca, polegająca na rozkładaniu ludzkiego ciała i składaniu go z dodatkiem nowej materii, stała się hitem nowej epoki kosmetologii. Tym razem sposób działania technologii był powszechnie znany i akceptowany. W konsekwencji SpaceXiaomi pomimo nałożonych na nią kar, doskonale prosperowała dzięki gigantycznym zyskom z działalności na polu medycyny estetycznej. A po połączeniu z producentem kosmetyków ErisChanel – pod nową nazwą SpaXiCha (złośliwie przekształcaną na SeXi-Sza), ponownie znalazła się w czołówce największych hiperkorporacji na świecie.
Najbogatszym ludziom wcale nie przeszkadzało, że legendarna terapia odmładzająca Redukcja 3.0, oferowana przez nowego giganta beauty, polegała na bezpowrotnym wyrzucaniu w kosmos ich ciała rozproszonego do postaci pyłu odpadów i odtwarzaniu go z zupełnie innej materii. Chcieli być wiecznie młodzi za wszelką cenę i nie mieli żadnych dylematów moralnych, że odmładzanie polegało na eliminacji ich starej wersji. Im wystarczyła ciągłość świadomości. Mało tego, legendarną terapię Redukcja 3.0 oferowano w kilku wariantach, których cena rosła, im mniej korzystano w nich z oryginalnej materii pacjenta.
I właśnie wtedy, w okresie największych sukcesów SpaXiCha, Romuald de Jarosławiec zaproponował Karolowi powrót do pracy w dziale promocji za horrendalnie wysokie wynagrodzenie.
– O co właściwie ci chodzi? – Judith nie potrafiła zrozumieć wątpliwości moralnych Karola. – Firma teraz funkcjonuje bardzo etycznie. Ich propozycja dla ciebie jest bardzo elegancka. Tym bardziej, że to ty doprowadziłeś do kryzysu.
Judith przemilczała przy tym, że pan Romuald zaproponował także jej samej rekompensatę w postaci najdroższego pakietu zabiegów odmładzających z nowej serii, jeszcze niedostępnej na rynku Redukcja 5.0.
Dociśnięty takimi argumentami Karol przyjął propozycję Romualda. Nadal miał wątpliwości, ale jego wątpliwościami nikt się nie przejmował, nawet on sam, gdyż zawsze miał jakieś wątpliwości. Dlatego umówionego dnia pojawił się przed biurowcem korporacji.
Budynek zrobiony był z różowego marmuru ozdobionego złotymi kształtami, które na wprost były tylko ozdobnymi aplikacjami geometrycznymi, ale pod różnymi kątami patrzenia zmieniały się w logo korporacji, ewentualnie napisy BEAUTY lub SpaXiCha.
Budynek nie miał okien, wyglądał więc jak pudrowa wieża obronna. W rzeczywistości miał okna, które były zrobione z jednostronnie przezroczystego różowego marmuru. Dlatego z zewnątrz ich nie było widać, a od środka funkcjonowały jak okna z różowym połyskiem.
Wyglądało to tak, jak wyglądało, ale z gustami się nie dyskutuje. Po wejściu do środka, zanim jeszcze zdołał dotrzeć do portiera unoszącego się w złotej kapsule, dopadł go mały człowieczek w uniformie firmowym zrobionym z płynnego srebra. Karol domyślił się, że to był sam dyrektor wykonawczy Pionu Twórczego Piękna Ekspresyjnego SpaXiCha. Wprawdzie Romualda de Jarosławca znał tylko z opisu, ale trudno go było pomylić z kimkolwiek innym. Zresztą, kto inny mógłby go tutaj przywitać z takim szczerze udawanym entuzjazmem?
De Jarosławiec zabrał go do swojego gabinetu, gdzie poczęstował go kieliszkiem błyszczącego płynu. Łyczek tego czegoś wywołał w nim euforię radości, ale nie aż taką, aby poczuć zaufanie do dyrektora wykonawczego superkorporacji.
– …bo odzyskamy także Grandę. Będziecie doskonałą parą do promocji naszego najnowszego projektu Redukcja od Wrót Piekła… – Karol usłyszał nagle słowa wydobyte z potoku słów Romualda, których nie słuchał.
– Granda? Judith wiedziała?
– Rozmowy z panią Judith d’Brotski nie dotyczyły projektów promocyjnych firmy. Nie było więc powodu…
De Jarosławiec niemal to powiedział, chociaż tego nie powiedział, że rozmowy z Judith dotyczyły Karola. Jej samej tylko w zakresie jej wkładu w nakłonienie Karola do współpracy.
– Kiedy… Granda? – zapytał Karol, który poczuł, że się czerwieni.
– Właściwie już teraz.
I wtedy ona weszła. Była piękna. SeXi-Sza się postarało, aby odtworzyć ją w najlepszej wersji ze wszystkich dotychczasowych Grand. Karol otworzył usta jakby coś mówił, ale nic nie powiedział. Natomiast Romuald przytulił Grandę z całych sił i próbował ją pocałować w usta, ale nawet stojąc na palcach, nie mógł do nich dosięgnąć.
– Karol, ty żyjesz… – Granda całkowicie ignorowała wczepionego w nią de Jarosławca – Pamiętam, że… a właściwie nie pamiętam. Co się dzieje?
Karol zaczął się zastanawiać, co z tamtej jego Grandy zostało w tej Grandzie. Jaka jej część przepadła bezpowrotnie? W każdym razie fizycznie tylko zyskała. Wysoka, szczupła, piękne zielone oczy oraz ciemne włosy opadające jej na drobne piersi. Karol nie powinien patrzeć na jej piersi, bo przecież była Judith. Zaczerwienił się więc jeszcze bardziej, gdy uświadomił sobie, że na nie patrzy. Cały Karol. Próbował nie patrzeć, ale jego oczy ciągle się zaczepiały o jej piersi. Dlatego był coraz bardziej skrępowany.
– Jest teraz inny świat – odpowiedział wreszcie Karol na zawieszone w powietrzu pytanie Grandy.
– Znowu jesteśmy na górze. – Romuald wtrącił się w słowa Karola – My wszyscy razem jesteśmy zwycięzcami.
– Ja nie chcę – powiedziała cicho Granda.
I wtedy Karol też jakby się zawahał. Bo on nigdy nie wiedział, czego chce.
– Ależ chcesz – zaprzeczył Romuald de Jarosławiec – Bo nie wiesz jeszcze, czego nie chcesz, więc chcesz.
W tym momencie na jego znak jedna z różowych ścian gabinetu rozsunęła się. Za ścianą była winda, cała złoto-różowa, jak przystało na windę największej korporacji beauty. Jarosławiec wciągnął całą ich trójkę do środka i pojechali w dół, aż do 7 Piekła. Taką właśnie nazwę miały piętra poniżej parteru.
– Po prostu zobaczycie cud – paplał w windzie de Jarosławiec – spełnienie marzeń ludzkości. Największa rewolucja w zakresie odmładzania. Udało to się nam!
– Że niby co? – Karol próbował wszystko rozumieć normalnie, nawet to, czego nie można było zrozumieć. Natomiast Granda słuchała słów dyrektora wykonawczego z miną absolutnie obojętną i przez to wyglądała jeszcze piękniej.
– Tak! – krzyczał z entuzjazmu de Jarosławiec – Silniki Yi-Guāng szóstej generacji. One już nie rozkładają materii na cząsteczki inuwa. Jesteśmy krok dalej. Potrafimy zrekonstruować człowieka z esencji pierwotnej.
– Esencji pierwotnej? – powtórzyła Granda w formie pytania.
– Tak. No właśnie! – krzyczał de Jarosławiec triumfalnie – Udało się nam! Odmładzanie w formie zmartwychwstania!
– Czy chcesz powiedzieć, że wykorzystujecie do tego ludzkie dusze?
– Bój się Boga. Mówimy o nauce i technice, a nie o zabobonach. To raczej coś, jak idea człowieka.
Zapadło milczenie, bo każdy musiał przeanalizować na swój sposób to, co usłyszał. Po wyjściu z windy szli pustym korytarzem, oczywiście w kolorze różowym, a jednak pomimo ciepłej barwy oraz jasnego oświetlenia wydobywającego się ze ścian i sufitów, zrobiło się raczej ciężko i mroczno, jak w katakumbach. Grandzie było tak zimno, że musiała silnie zacisnąć szczęki, aby nie szczękać zębami. Natomiast Karol tak się zamyślił, że aż przestał myśleć. Tylko de Jarosławiec szedł radosny i rozpromieniony. Nie chodziło o to, że on nie zauważył ponurego nastroju swoich rozmówców, ale był przekonany, że to przeminie. Jak zobaczą, to uwierzą. Dlatego właśnie nic nie mogło zepsuć mu humoru.
– Esencja pierwotna! To znaczy, że możemy odmładzać zmarłego. Nie z elektronicznej kopii, ale z oryginału. To jest nowy wymiar usług beauty! Koniec końca.
I właśnie wtedy otworzyło się przed nimi wejście do olbrzymiej hali, która nie była różowa. Była granatowa i oświetlona błękitnym światłem spływającym po ścianach w postaci strumieni.
– To tu się dzieje – wykrzyknął dyrektor wykonawczy – nasz cud!
Na środku stał fotel pilota, który znali z lotów ArtInteli. Była to jakby metalowa skrzynia przypominająca nowoczesny sarkofag. Różnica była tylko taka, że na statkach kosmicznych fotel pilota wypełniony był czymś, co przypominało roztopione srebro, a tutaj ten niby płynny metal miał błękitny odcień. Karol aż się cofnął. Dla niego to wcale nie było dobre wspomnienie. W jednej chwili przypomniały mu się załogi statków firmy SpaceXiaomi wyrzucane w kosmos w postaci srebrnego pyłu śmieci. Jego własne ciała rozdrobnione do postaci cząsteczek inuwa nadal musiały się unosić w przestrzeni kosmicznej.
– Panie Karolu, to jest całkiem co innego – dyrektor wykonawczy jakby czytał w jego myślach – Wtedy nasza firma popełniła błąd. Teraz go naprawia. Uczciwie rozwinęliśmy naszą technologię. Możemy odświeżyć nawet zmarłych. To przełom.
– Odświeżać?
– Taki profesjonalny żargon naszego środowiska.
Dokładnie w tym momencie błękitny metal wypełniający sarkofag zaczął drżeć, a później falować. Aż w końcu przez jego powierzchnię przebiła się ludzka ręka.
– Dzieje się! Właśnie teraz! – krzyczał rozentuzjazmowany de Jarosławiec.
– Co się dzieje? – zapytała Granda.
– Cud! Powstaje człowiek z samej esencji. To nie kopia.
– Kto to jest?
– Ty – odpowiedział zachwycony de Jarosławiec.
– Że co?
– No tak. Właśnie ty. Udało się nam wyekstrahować twoją esencję pierwotną z atmosfery Mitry V. Ustabilizowaliśmy ją i oto stało się!
Przed sarkofagiem, który kiedyś nazywano fotelem pilota, rzeczywiście stała naga Granda Grey. Druga Granda Grey. Może raczej pierwsza. Wciąż wyglądała na zdezorientowaną i chwiała się na nogach, ale była piękna, prawie jak prawdziwa.
– Więc po co ja? O co znowu wam chodzi, skurwysyny?
– Mówiłem, że projekt Redukcja od Wrót Piekieł jest nadal w fazie testów. Nadszedł czas, aby empirycznie porównać kopię z oryginałem. Chcemy uniknąć błędów. Być może esencja pierwotna kryje w sobie jakieś ukryte wady. Przecież cofnęliśmy ją od wrót piekieł.
Pan Romuald zaśmiał się ze swojego dowcipu, ale nikt inny się do niego nie przyłączył, więc przestał.
– Czyli ja jestem kopią dla porównania?
Romuald de Jarosławiec wzruszył ramionami w sympatycznym geście przyjaźni.
– Dla mnie Grand nigdy nie jest za wiele.
– A ja – wtrącił się nagle Karol – czy też będzie mój oryginał?
– To nie jest takie proste, panie Karolu. Pana postać oryginalna została rozproszona w przestrzeni kosmicznej bardzo dawno temu. Na razie nie dysponujemy takimi mocami, aby odnaleźć w przestrzeni pana esencję. Może kiedyś…
– Więc co ja tu robię?
– Jest pan…
– Jesteś eksponatem do testowania mnie – Granda przerwała de Jarosławcowi. – To znaczy nas – dodała, wskazując na drugą Grandę.
– Tak, panie Karolu, był pan dla Grandy zawsze silnym katalizatorem emocji. Na obecnym etapie potrzebujemy kogoś takiego.
– A co potem, gdy testy się skończą?
Dyrektor de Jarosławiec nie odpowiedział na pytanie tej Grandy, gdyż w tym momencie zbliżyła się tamta Granda. Była okryta termoizolacyjnym pledem przez jednego z techników i płakała. To znaczy z jej oczu płynęły łzy nieprzerwanym strumieniem.
Kilka dni później Karol siedział sam w domu przed monitorem wyświetlającym bieżące informacje. Właściwie nigdy nie oglądał wiadomości, które robiły zbyt wiele szumu. Tym razem jednak był sam, gdyż Judith pojechała na zabieg odmładzający do SpaXiCha. Miała zadzwonić, ale nie dzwoniła, dlatego Karol zaczął się niepokoić. Miał złe przeczucia. Dlatego włączył informacje, których nie słuchał, ale tym razem ich szum go uspokajał.
Jego złe samopoczucie nie dotyczyło właściwie Judith. Jej nieobecność stała się katalizatorem, który wydobył z niego ukryte lęki. Od rozpoczęcia pracy w SpaXiCha odczuwał nieokreślony niepokój, który sięgał do tych obszarów jego pamięci, których nie pamiętał. Teraz, siedząc przed monitorem szemrzącym jak strumyk, starał się go jakoś zwerbalizować. I wyszło mu z tego, że on po prostu nie ufał tej niby nowej korporacji SpaXiCha, tak samo jak nie ufał tamtej starej SpaceXiaomi. Bo on w ogóle nie ufał korporacjom.
Nie z jakiegoś określonego powodu, ale tak dla zasady. I to nie było tak, że nie ufał zatrudnionym w nich ludziom. Przeciwnie, Karol był nadmiernie ufny. Dlatego wierzył w słowa pana Romualda de Jarosławca, że oferta złożona Karolowi i Grandzie była bardzo hojna i uczciwa. A jednak Karol nie wierzył, aby oferta korporacji mogła być uczciwa, nawet jeżeli była hojna. Ale to nie zmieniało jego stosunku do pana Romualda. Po prostu korporacje pochłaniały swoich pracowników jak Lewiatan Jonasza i zmieniały ich w swoich wnętrznościach w nieludzkie potwory. Tak to działało.
– Czego naprawdę ode mnie chcecie? – powiedział na głos do siebie Karol. I te słowa zmieniły wczepiony w jego podświadomość lęk w rzeczywistość.
Dokładnie w tym momencie dotarł do niego dźwięk z monitora. Pokazywano tłum ludzi, którzy skandowali hasło „precz z gwiezdnym pyłem!” Na dole obrazu umieszczono podpis: „największa demonstracja antykorporacyjna ostatniego stulecia”.
Karol właściwie zgadzał się z tymi ludźmi. Ale miał jeden problem, bo on był tym „gwiezdnym pyłem”, którego demonstranci nienawidzili. Wielokrotnie rozdrabniany na pył podczas lotów kosmicznych ArtIntelami i odtwarzany z innej materii. Był więc swego rodzaju produktem korporacji, którego ci ludzie się bali.
Na szczęście wróciła Judith. Jego lęki i wątpliwości odpłynęły natychmiast, pozostając tylko ciemną plamą na samym skraju świadomości.
Była naprawdę piękna. Jej skóra błyszczała świeżością, a włosy odzyskały młodzieńczą energię. Błękitne oczy błyszczały radością, chociaż płynęły z nich łzy.
– Co się stało, kochanie? – powiedział Karol, głaszcząc ją czule po twarzy.
– Nic. Jestem bardzo zadowolona. Kocham cię pyłku. – odpowiedziała Judith pieszczotliwie – Muszę tylko chwilę odpocząć.
Nigdy wcześniej nie nazywała go pyłkiem. To było miłe, ale dziwne. Najczęściej nazywała go Aspergerem. Jej Aspergerem. Czasami to zdrabniała do „mój aspi” lub nawet „mój as”. Ale nigdy „pyłkiem”. Karol poczuł ukłucie niepokoju, że przestał być jej Aspergerem.
– To wcale nie jest tak – powiedział następnego dnia Romuald de Jarosławiec do wściekłej Grandy Pierwszej, czyli kopii.
– A jak?
– Projekt ten jest dopiero w bardzo wstępnej fazie realizacji. Sama widziałaś, że prawdziwa Granda nie nadaje się jeszcze do wdrożenia. Nie wiemy, o co chodzi z tymi łzami. Nie ma żadnego uzasadnienia.
– Prawdziwa? To ja jestem jaka?
Dyrektor nie odpowiedział. Wściekła Granda wybiegła z gabinetu Romualda, a Karol podreptał za nią. Chciała wyjść z biurowca, odetchnąć świeżym powietrzem – przecież tutaj została zredukowana i tutaj mieszkała – więc pragnęła wyzwolenia od tego miejsca, ale nie mogła. Przed biurowcem SpaXiCha od rana stał nienawistny tłum ludzi, który domagał się natychmiastowej utylizacji „kosmicznego pyłu”! Granda stanęła więc przed wyjściem i spoglądała na ludzi przez przezroczysty marmur.
– Przecież ona jest dziwolągiem. Jest jak duże dziecko, które oni tutaj wychowują na swoje podobieństwo. I te łzy. To defekt. Nie wiadomo co jeszcze – powiedziała Granda szeptem do Karola, który stanął za nią. – Oni nas wydadzą na pastwę tych ludzi.
– Nie mogą – powiedział Karol z niepewnym przekonaniem.
– Mogą. Nawet już nas oznakowali. Takie szare kombinezony z seledynowymi pasami noszą tylko dawni piloci ArtInteli i ofiary zabiegów kosmetycznych Redukcja 3.0. Ci głupcy na ulicy też to wiedzą – powiedziała Granda, wskazując na tłum demonstrantów przed budynkiem.
Właśnie wtedy podeszli potężni portierzy ubrani w złoto-różowe uniformy. Wyglądali całkiem jak bosmani z Mitry V, którzy wykonywali dla SpaceXiaomi czarną robotę, aby ukryć oszustwa. Prowadziła ich oryginalna Granda w uniformie z płynnego złota.
– Musicie z nimi iść – powiedziała do Grandy-kopii i Karola.
– Że niby to koniec?
– Musicie iść… – powtórzyła Granda prawdziwa, nie odpowiadając na pytanie kopii.
– Nigdzie nie idę… – powiedziała kopia, ale wtedy bosmani przebrani za portierów chwycili ją mocno za ręce. Szarpanie nic nie pomogło.
Czterech portierów wyprowadziło Grandę i Karola z budynku. Tłum ludzi protestujących przeciwko korporacji zaczął bić brawo z radości, widząc brutalność portierów wobec ludzi oznakowanych ubraniem jako „gwiezdny pył”.
Za nimi wyszła oryginalna Granda cofnięta od wrót piekieł. Jej strój oznaczał, że była prawdziwym człowiekiem, więc tłum zaczął wiwatować na jej widok. Największe wrażenie na wszystkich zrobiły ludzkie łzy płynące z jej oczu. Nastroje ludzi nagle się odmieniły, bo sprawiedliwości stało się zadość. Zaczęto więc wiwatować na cześć Grandy oraz korporacji SpaXiCha, która jako pierwsza przyłączyła się do oczyszczania świata z „gwiezdnego pyłu”.