- Opowiadanie: Adexx - Waleczne serce

Waleczne serce

Krótkie formy mi nie idą, więc przyszła pora na ćwiczenia. Mam nadzieję, że się spodoba.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

JolkaK

Oceny

Waleczne serce

Tak to dziś znów utarłem nosa temu gadowi. Jak zwykle leżał tam, gdzie zawsze – rozparty na kamieniach, ciężki od snu i lat. Z jego pyska buchały toksyczne opary, leniwe i ciepłe, jak oddech świata, który dawno przestał się mną przejmować.

Ten jaszczur działał mi na nerwy.

Nasza potyczka stała się codzienną rutyną, jak modlitwa bez wiary albo poranny kaszel starca. Dobyłem miecza. Z rozmachem uderzyłem w śpiącego gada. Rozległ się metaliczny, nieprzyjemny pisk.

…i nic więcej.

On nadal spał.

Wyobrażacie to sobie? Przestał zwracać na mnie uwagę – na mnie, wielkiego rycerza spod Szóstki!

Jakby traktował mnie jak owada, który może tylko latać, bzyczeć i w końcu zamilknąć. To zaczynało już przekraczać ludzkie pojęcie.

Ta gadzina nie widziała we mnie wroga. Nawet nie widziała mnie wcale.

Zrezygnowany wróciłem alejką pełną kwiatów do siedliska naszej gildii. Pachniały słodko, aż mdło – jak coś, co ma przykryć zgniliznę.

Wszedłem białym korytarzem.

Skąd oni mieli na to pieniądze?

Wielki, kilkupiętrowy budynek, chłodny i sterylny jak świątynia zapomnienia. Oczywiście nie mogło zabraknąć jęków – poszkodowanych, poległych w walce z plugastwami świata… albo z samymi sobą.

Podszedłem do recepcjonistki i zacząłem mówić o zdanym zadaniu. O smoku. O walce. O honorze.

Spojrzała na mnie uważnie.

Potem bez słowa przysunęła zwykły eliksir. Zajęcie poszukiwacza przygód traciło renomę. Ale z czegoś trzeba było żyć. Jednym łykiem wypiłem magiczny napój i udałem się do swego pokoju. Byłem zmęczony. Ciągłą walką ze smokiem. Padałem z nóg.

Psia krew…

 Wymontowali mi klamki z drzwi i ograbili pokój. Nic nie zostało, prócz łóżka.

Co za świat.

Schodzi na psy, skoro nawet tak cenionych rycerzy jak ja się okrada. Choć wiele nie miałem, bolało mnie co innego – skradli rzeczy, do których byłem przywiązany.

*

Trzask.

Rozległ się nieprzyjemny, metaliczny dźwięk. I znów. Wszyscy lekarze podbiegli do okna.

– Znowu on? – westchnęła zirytowana pielęgniarka.

– Co on właściwie tam robi? – spytał nowy lekarz.

– Jak to co? Walczy ze smokiem! – roześmiała się pielęgniarka. – Musimy iść, zaraz przyjdzie zdać zadanie. Trzeba mu podać magicznego soczku.

Uśmiechnęła się od ucha do ucha.

– Ale… przecież to śmietnik – zaprotestował nowy.

– Witamy w zakładzie dla obłąkanych. – Ukłoniła się teatralnie pielęgniarka.

*

A wy? Ile smoków dziś upolowaliście? Bo czasem rzeczy – choć małe, a czasem całkiem urojone – przynoszą spełnienie. Więc walczcie. Ze smokami, cieniami, ze śmietnikiem za oknem. Z czymkolwiek, co w waszym życiu ryczy, śpi i udaje, że was nie widzi.

Koniec

Komentarze

Hej, przyjemnie się czytało. :)

 

zdanym zadaniu.

Niżej jeszcze jest “zdać zadanie”. Nie brzmi dobrze. 

 

To miłe, gdy pielęgniarka współpracuje z chorym. Z drugiej strony, czy nie podtrzymuje wówczas iluzji/choroby?

 

Końcówka ładnie podsumowuje szorcik. Taki Don Kichotowski wydźwięk. Walka z wiatrakami. :)

Pozdrawiam przedświątecznie! 

 

A, klikam!

Dziękuję bardzo. Pozdrawiam ciepło, świątecznie.

Nowa Fantastyka