Impresja zimowa. Mała scenka, która mogła się zdarzyć, zwłaszcza w najdłuższą noc.
Impresja zimowa. Mała scenka, która mogła się zdarzyć, zwłaszcza w najdłuższą noc.
Siedział i chlipał, wsparty nieforemnym głowiem mózgowym o pień starej wierzby. Łzy kapały z niego na resztki wczorajszego śniegu z sykiem kwasu i smrodem siarki. Wierzba, zesztywniała w połowie ze starości a w połowie od mrozu, milcząco znosiła tortury. Wprawdzie żrąca substancja nie tknęła jeszcze korzeni, lecz przyjazne grzyby otaczające ją gęstą pajęczyną już ginęły, śląc ostrzegawcze sygnały.
Wiedział, że czekanie skończyło się, gdzieś w powolnym marszu grudniowych długich nocy, w milczeniu świata zmrożonego chłodem, w bezlitosnej pustce zimowego nieba. Nie będzie już nadziei przyszłych poranków wypełnionych spojrzeniem tysięcy oczoczułek skierowanych w górę.
Nie przyleci.
Z zimowym przesileniem toczącym się przez północną półkulę tej przeklętej planety skończył się optymalny moment zbliżenia skały macierzystej ku powierzchni. Skały, która była mu domem przez tyle tysięcy lat. Która widziała jego wzlot i upadek, która dzieliła jego radość i rozpacz, która w końcu wysłała go na powierzchnię, gdzie nadmiar tlenu zabijał go, wprawdzie powoli, ale nieodwracalnie.
A teraz, gdy czekał od wielu obrotów na jej powrót, gdy oczoczułki bolały go od wpatrywania się w gwiaździsty firmament – nie zjawiła się. Nie było grawitacyjnej studni, która zabrałaby go z powrotem w zacisze skalistych komnat, ołowianych kąpieli i kieliszka rtęci przed spoczynkiem. Ciemny kształt ogromnej komety nie przysłonił blasku nocy twardym cielskiem, które tak ukochał.
Załkał bezsilnie po raz ostatni i otarł łzę z porowatej powierzchni, pacając się po głowiu mózgowym dla odzyskania równowagi psychicznej. Wierzba odetchnęła z ulgą, którą odczuł w systemie trawiennym jako jaśniejszy impuls.
Rozejrzał się z poczuciem beznadziei w systemie wydalniczym, gdzie rodziły się i umierały najgłębsze emocje, których doświadczał. Spustoszenia były znaczne. By przetrwać do następnego możliwego zbliżenia, potrzebował uzupełnień.
– Zgubiłem się – szepnął świszcząc i gwiżdżąc do siebie i do wierzby.
Słuchała cierpliwie.
– Zgubiłem się i nikt mnie nie szuka.
Cisza obojętnie przyjęła wyznanie, lecz wierzba poprzez system korzeniowy połączony z grzybnią świata, przez krople kwasu siarkowego, które wypaliły dziury w systemie, poczuła ból i smutek obcej istoty. Wysłała impulsy poprzez najcieńsze nitki sieci, a najstarszy organizm na Ziemi odpowiedział. Otulił smutek razem z obcym, dzikim ciałem, zbudowanym w nieznany sposób, opartym na dziwnych substancjach. Otoczył ciepłem żyjącej, czującej grzybni, uciszył niepokój, związał samotność i zamknął w kojącym śnie.
– Śpij – zaszumiała wierzba, a jej stare konary zaskrzypiały kołysankę. – Matka wróci z następnym przesileniem. Śpij.
Śnieg sypnął puchem wśród nocy i przykrył obce ciało. Niebo rozświetliła oddalająca się kometa.
Fajny pomysł.
Ta studnia grawitacyjna tak naprawdę to tylko zakrzywienie czasoprzestrzeni, oddziaływanie masy na czas i przestrzeń. Żaden teleport ;)
Czytało się bardzo dobrze.
Ogółem spoko, chociaż za szortami nie przebadam. Ale przeczytałem na szybko teraz, idąc spać i :
Rozejrzał się z poczuciem beznadziei w systemie wydalniczym, gdzie rodziły się i umierały najgłębsze emocje, których doświadczał. Spustoszenia były znaczne. By przetrwać do następnego możliwego zbliżenia, potrzebował uzupełnień.
To zdanie w moje klimaty. Kocham zdania wielokrotnie złożone, i chociaż nie jest jest to szczyt szczytów, to jednak zadziałało.
Melendur88
“Nadciąga noc komety,
ognistych meteorów deszcz…” :)
Witaj. :)
Jak przy słynnym przeboju Urszuli i Budki Suflera, tak i tutaj pojawiają się u mnie fantastyczne wyobrażenia, szczególnie że piszesz o emocjach i odczuciach “obcego ciała” tak pięknie, wręcz: poetycko. :)
Kliczek, pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet