Pozazdrościłem @finkla flakonika i postanowiłem napisać opowiadanie z tym przedmiotem. Świat fantasy jest dla mnie sporym wyzwaniem. Niewiele do tej pory czytałem i niewiele też napisałem
Pozazdrościłem @finkla flakonika i postanowiłem napisać opowiadanie z tym przedmiotem. Świat fantasy jest dla mnie sporym wyzwaniem. Niewiele do tej pory czytałem i niewiele też napisałem
Zacznijmy od tego, że drewniany kredens, przy którym stała Hilda, znajdował się w pomieszczeniu, do którego nie powinna wchodzić. Ojciec rozkazał jednoznacznie i surowo.
– Możesz przebywać w piwnicy, ale nie zaglądaj do komnat oznaczonych runami.
Sale, o których mówił, znajdowały się w różnych fragmentach kondygnacji. Symbole namalowano białym woskiem na drzwiach. Hilda nie znała się na tym piśmie, w tym sensie w jakim dorosły człowiek, który potrafi czytać i pisać, ale intuicja pozwalała poruszać się jej w świecie pomimo braków w wykształceniu. Wejścia do oznakowanych pomieszczeń były zaryglowane, jednak siedmioletnia dziewczynka potrafiła je już otworzyć.
“Mama pewnie by pozwoliła.” – pomyślała Hilda. Dotknęła dłonią drzwiczek z dobrze zakonserwowanego drewna, pokrytego koronkowym linorytem przedstawiającym walkę demonów z magiem. Rzeźbiarz umieścił zakapturzoną postać w centrum kompozycji, otoczoną przez istoty wyglądem przypominające zwierzęta i ludzi. Hilda omiotła spojrzeniem dzieło i zapamiętała scenę. Złapała za srebrną klamkę lewego skrzydła i ostrożnie pociągnęła do siebie. Zamknięte. Odeszła kilka kroków w tył i dostrzegła małe metalowe pudełeczko leżące na kredensie poza zasięgiem rąk.
“Myślą, że jestem taka głupia?” – dziewczynka rozejrzała się po pokoju. W rogu stał stołek zawalony pergaminami. Jednym ruchem ręki zrzuciła wszystko na ziemię, przystawiła mebel do szafki i pochwyciła pudełko. W środku był kluczyk.
Gdy go przekręciła, bez trudu otworzyła drzwiczki i zobaczyła rzędy różnobarwnych flakoników wykonanych z grubego szkła. Po chwili zastanowienia wybrała niebieski. Przypomniał jej o jagodach, które uwielbiała. Od kilku dni miała ochotę na leśne owoce, ale była zima. Zawartość flakonika wyglądał smakowicie, ale go nie otworzyła.
“Zostawię sobie na później”. – pomyślała.
*
Ojciec Hildy, hrabia Milgan, zamieszkał z rodziną w zamku zbudowanym przez jego pradziada, gdy sam stracił posadę jako doradca księcia w mieście. Budowla sprawiała wrażenie niezbyt okazałej, ale liczba podziemnych pomieszczeń czyniła z niej fortecę zdolną pomieścić spory oddział żołnierzy. Niestety, zubożałego hrabiego nie stać było na wojsko.
Zamek stał w środku lasu. Murów nie chroniła fosa i nie wjeżdżało się przez warowną bramę, tylko przez trochę większe drzwi. Matka Hildy zmarła dwa lata temu. Przyczyna jej śmierci była owiana tajemnicą. Ojciec samodzielnie pochował żonę w krypcie, w jednym z piwnicznych pomieszczeń. Wszystko co wiedział na temat zgonu zachował dla siebie.
Po śmierci matki dziewczynka spędzała dużo czasu bawiąc się samotnie w zamku. Żałowała, że nie ma towarzystwa. Siadywała tylko czasem przed lustrem i udawała, że nie rozpoznaje osoby w odbiciu.
– Kim jesteś piękna złotowłosa? – pytała. Kręciła przy tym głową i patrzyła, jak końcówki włosów głaszczą jej ramiona. – Jeśli mi nie odpowiesz, zawołam nianię.
Hilda wychowywała się sama. Służąca hrabiego miała zbyt wiele obowiązków, żeby zająć się dziewczynką. Dziewczyna ubierała się bez pomocy dorosłych oraz szybko nauczyła się, że utrzymywanie porządku w szafie znacznie przyspiesza wykonywanie codziennych zadań.
Raz na dwa miesiące ojciec kupował córce coś do garderoby. Sam nie znał się zupełnie na modzie dziecięcej, więc zdawał się całkowicie na gust dziewczynki. Hilda wybierała zwykle proste stroje, pozwalające swobodnie się poruszać, odporne na zniszczenie: płócienne sukienki, szare wełniane skarpety, skórzane płaszcze.
Dziewczynka lubiła w ciągu dnia wychodzić do lasu. Musiała poprosić wcześniej ojca, aby zbadał, czy powietrze w okolicy nie jest morowe. Gdy jednak udało się opuścić zamek, kochała patrzeć na Słońce. Niestety rzadko wychylało się zza chmur. Na spacerach snuła się między drzewami w środku lasu. Miała zwyczaj przykładać ucho do pni i nasłuchiwać dłuższą chwilę. Zaniedbanie w nauczaniu pisania i czytania nadrabiała kontaktem z naturą. Stawiała sobie też dziwne pytania. “Co by było, gdybym znała myśli roślin? Czy drzewa pamiętają czasy, kiedy słońce świeciło na niebie częściej? Dlaczego świat się zmienił?”
Rozumiała więcej niż dorośli i potrafiła domyślać się wszystkiego dzięki znanemu jedynie jej sposobowi. Samotność pchała ją do coraz odważniejszych decyzji i coraz rzadziej słuchała starszych.
*
Tymczasem Hilda schowała flakonik wyjęty z kredensu do kieszonki sukienki. Przespacerowała się po pomieszczeniu, zostawiając na zakurzonej podłodze ślady bucików z wywiniętą cholewką. Tę oraz inne komnaty oświetlały małe olejowe kaganki. Blask pochodzący z tłuszczu roślinnego wydobywał z ciemności różnorodne przedmioty. Na okrągłym stole stojącym naprzeciw kredensu leżała otwarta księga. Dziewczynka przesunęła dłonią po kartce wielkości niewielkiego obrusu. Przewracała strony przecierając dłonią ciekawa faktury. Chłonęła też ilustracje przedstawiające rośliny, zwierzęta, dziwne istoty oraz niezrozumiałe symbole.
Przypomniała sobie czas spędzany z matką, jej cierpliwość, łagodność i wreszcie nagłą chorobę. Ojciec przez kilka miesięcy szukał pomocy w mieście. Nic nie wskórał, więc zaszył się na pół roku w piwnicy i czytał księgi, które odziedziczył po pradziadku. Pogrążył się w smutku. Troska o żonę pochłonęła go tak bardzo, że zapomniał o córce. Obowiązek opieki zrzucił na jedyną służącą.
Hilda coraz mniej tęskniła za matką, bardziej martwiła się o ojca. Pomyślała, że sama rozwikła tajemnicę śmierci mamy. W tym celu odwiedzała różne pomieszczenia piwniczne również te oznaczone runami. Opuściła komnatę z kredensem i zajrzała do pomieszczenia z kryptą.
Pajęczyny łaskotały dziewczynkę po twarzy i powodowały irytację. Hilda nie miała nic przeciwko pająkom i ich zwyczajom żywieniowym, ale żal jej było ciem, które nieraz wplątywły się w zastawione na muchy pułapki.
Podeszła do grobu matki. Na kamiennej płycie wykuta była płaskorzeźba przedstawiająca twarz kobiety z zamkniętymi powiekami i miłym uśmiechem.
Położyła flakonik na grobie i zastanawiała się czy mikstura mogłaby uleczyć hrabinę, gdyby ojciec zdążył ją podać, zanim przyszła śmierć. I czemu po odejściu żony hrabia rozpoczął eksperymenty z ziołami i grzybami znalezionymi w lesie? Od dawna podejrzewała, że ojciec się czegoś boi.
Pyk, wyjęła korek z szyjki buteleczki. Wylała na palec kilka kropel z zamiarem spróbowania. Skóra zapiekła, więc strząsnęła drobiny mikstury na nagrobek. Specyfik, o dziwo, bardzo szybko wsiąkł w kamień. Towarzyszył temu syk. Patrzyła zdziwiona. Wiedziała już, że woda tak się nie zachowuje. Za chwilę płyta zadrżała. Uniosła się na moment, wypuściła trochę sprężonego powietrza i opadła z hukiem na ziemię. Podmuch spłynął na posadzkę, zgarnął trochę kurzu i zamienił się w wir. Zbierał wszystko z ziemi – od zdechłych myszy po coraz większe i cięższe elementy: kawałki drewna i kamienie.
Dziewczynka patrzyła na to z przerażeniem, ale starała się opanować emocje. Wiedziała już, że jak traci radość, to często ulega wypadkom.
Przed Hildą stanęła człekokształtna istota. Futrzana niczym małpa ubrana w pancerz z gruzu i śmieci. Wyciągnęła dłoń i rzekła:
– Daj to!
Dziewczynka zareagowała przytomnie. Obróciła się na pięcie i pobiegła w kierunku drzwi. Monstrum postawiło kilka ciężkich kroków w stronę uciekinierki. Mała zatrzasnęła drzwi i ruszyła piwnicznymi korytarzami do wyjścia. Gdy skręciła w boczny korytarz, słyszała już za sobą głuchy tupot, więc skryła się w pierwszej lepszej komnacie. Zaryglowała drzwi od środka.
“Myślisz, że mnie tak łatwo złapiesz?” – pomyślała. Wycieczki do lasu napełniały ją ufnością do świata i życia. Nawet gdy się zgubiła zawsze odnajdywała drogę powrotną. Od dawna niczego się nie bała.
Drzwi zadrżały i rozległ się łomot. “Och nie! Nie może mnie dorwać!”
Odsunęła się i krzyknęła:
– Idź potworze, bo zawołam tatę!
– Daj mi to. – Usłyszała odpowiedź.
-A po co ci? – spytała, wyjęła raz jeszcze flakonik z kieszeni i ponownie odkorkowała.
Walenie do drzwi ustało. Słychać było hałas spadającego gruzu i drewna. Przez szparę w drzwiach przepłynął gwałtowny powiew powietrza poczym zamiótł wszystko w promieniu metra. Hilda instynktownie cofnęła się w głąb pokoju. Uformowana z kurzu i papierów staruszka stała zgarbiona opierając się biodrami o drzwi. Wyciągała w jej kierunku kościstą dłoń.
– Córeczko, mama cię grzecznie prosi – rzekła postać.
– Skąd mogę wiedzieć, że nie kłamiesz? A czy pamiętasz moje imię? – spytała Hilda.
– Jasne, nazywasz się Margaert.
-Zgadłaś mamo – rzekła podstępnie dziewczynka. – Zaraz ci oddam miksturę.
Flakonik rozświetlił się purpurową poświatą. Hilda nie wiedziała, czy wypić specyfik. Miała nadzieję, że doda jej siły i pokona potwora jednym uderzeniem piąstki. Palił ręce, ale przecież wszystkie lekarstwa mają przykre działanie. Gdy uniosła naczynie w kierunku twarzy, mikstura zabulgotała złowrogo. Rozmyśliła się. Rzuciła flakonikiem w zjawę.
Szkło uderzyło w demona i zawartość wylała się, oblepiając istotę. Niebieskie krople zawrzały. Postać stanęła w płomieniach i zawyła przeraźliwie głośno. Krzyk szybko przeszedł w cichy jęk, a staruszka złożyła się niczym harmonijka z kartek. Płomienie trawiły resztki materii leżącej na podłodze i po chwili zgasły.
W pomieszczeniu zapanowała przyjazna atmosfera. Wyczuwalna jedynie dla dziewczynki, która od dawna czuła się częścią otaczającej jej przestrzeni. W jej świadomości nawet przedmioty znajdujące się w komnacie odetchnęły z ulgą. Hilda pobiegła w kierunku schodów. Nie mogła się doczekać kiedy zobaczy ojca. Chciała mu wszystko opowiedzieć, ale nie wiedziała jak to zrobić. Zależało jej żeby już się nie martwił.
*
Murowaną salę balową zdobiło wiele drewnianych elementów, takich jak płaskorzeźby czy malunki na deskach. Hilda stanęła na środku naprzeciw biegnącego ojca. Zaniepokojony spytał:
– Nic ci nie jest? Słyszałem krzyki!
– Nic, tato. Jestem już duża, nie trzeba się o mnie martwić.
– Ale co tam się wydarzyło? – dopytywał.
– Musiałam posprzątać piwnicę!
– Mam nadzieję, że … – Spojrzał podejrzliwie na córkę.
– Nie, nie zaglądałam do tych komnat – skłamała – Nie musisz już przygotowywać mikstur.
– Jakich mikstur? – Zaniepokoił się.
– Nie ważne. O nic już nie musisz się martwić.
– Dobrze, córeczko – przytulił dziecko. Westchnął i wyszedł z sali. Od teraz przejmował się jeszcze bardziej. Dotarło do niego, że Hilda bardzo się zmieniła przez ostatnie lata. Zachowywała się inaczej niż dzieci w jej wieku. Wyrzucał sobie, że nie poświęca jej wystarczająco dużo czasu.
Hilda ubrała się i wybiegła na zewnątrz zamku nie pytając o pozwolenie. Dziś słońce świeciło intensywniej migocząc w kryształkach śniegu. Roześmiała się i przysypała w małej zaspie. Już nie myślała o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Cieszyła się, że świat jest piękny, a może od teraz piękniejszy. Postanowiła sobie, że będzie bronić tatę przed wszystkimi potworami.
Ładna bajka i tylko zachowanie siedmioletniej Hildy, która od dwóch lat wychowuje się sama i w zasadzie niczego się nie uczy, wydaje mi się szalenie niewiarygodna.
Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.
Zacznijmy od tego, że drewniany kredens… → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy bywały kredensy inne niż drewniane?
“Mama pewnie by pozwoliła.” – pomyślała Hilda. → Zbędna kropka po myśleniu. Ten błąd pojawia się także w dalszej części tekstu.
Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.
„Myślą, że jestem taka głupia?” – dziewczynka rozejrzała się po pokoju. → „Myślą, że jestem taka głupia?” Dziewczynka rozejrzała się po pokoju.
Narracja nie jest didaskaliami po myśleniu.
Zawartość flakonika wyglądał smakowicie… → Literówka.
Gdy jednak udało się opuścić zamek, kochała patrzeć na Słońce. -> Gdy jednak udało się opuścić zamek, kochała patrzeć na słońce.
…ciem, które nieraz wplątywły się… → Literówka.
-A po co ci? → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.
…przepłynął gwałtowny powiew powietrza poczym zamiótł wszystko w promieniu metra. → Czy w czasach tej historii wiedziano, czy są metry?
Proponuję: …przepłynął gwałtowny powiew powietrza po czym zmiótł wszystko w promieniu kilku stóp.
-Zgadłaś mamo – rzekła podstępnie dziewczynka. → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.
– Mam nadzieję, że … → Zbędna spacja przed wielokropkiem.
– Jakich mikstur? – Zaniepokoił się → – Jakich mikstur? – zaniepokoił się.
– Nie ważne. O nic już nie musisz się martwić. → – Nieważne. O nic już nie musisz się martwić.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hmmm. Zakończenie jakieś bezpłciowe. Nie wiadomo, czy zjawa (na początku małpa, która później zmieniła się w staruszkę, ale może były dwie…) zniknęła na dobre. Nie wiadomo nawet, czy łaziła po zamku już wcześniej, czy stworzyła ją zabawa z flakonikiem. I czy hrabia się tym przejmował. I na co umarła hrabina… Nic właściwie nie wiadomo, ale bohaterka niczym się nie przejmuje, co w jej wieku nie jest dziwne. Wydaje mi się, że to skrajnie nieodpowiedzialne, żeby tak puścić ciekawą dziewczynkę samopas.
Aha, flakonika Ci nie żałuję, używaj sobie do woli. ;-)
Babska logika rządzi!