- Opowiadanie: Ambush - Sektor siódmy (+16)

Sektor siódmy (+16)

To mroczne i brutalne opowiadanie, a humor w nim jest czarny jak antracyt. 

Czytam różne grupy psiolubne i robię się krwiożercza. 

 

Nie ma seksu ani wulgaryzmów, ale raczej +16.

Koalo serdecznie odradzam lekturę!

 

 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Sektor siódmy (+16)

Narada w komendzie wojewódzkiej ciągnęła się już od kilku godzin.

– Nie wierzę, że mamy seryjnego! Bez przesady, to nie Ameryka! – wrzasnął podkomisarz Bradoń, zaciskając pięści.

– Dane z województwa są jednoznaczne. Liczba zabójstw w tym miesiącu wzrosła czterdziestokrotnie! – burknął aspirant sztabowy Kowalski. – Nie da się zamykać oczu na statystykę! To są fakty!

– Tylko że te morderstwa nie pasują do seryjnego – wtrąciła Natalia Białko, analityk – … przynajmniej do jednego. Łączy je brutalność, ale typ ofiar i metody morderstw różnią się diametralnie… w wielu przypadkach.

– A w wielu nie! – przerwał jej Bradoń.

– Poproszę o konkrety – kategorycznym tonem zażądał komendant. Od dłuższej chwili tarł nerwowo siwe resztki włosów na głowie.

Na komendzie plotkowano, że kiedyś miał ksywę Kudłaty, ale wytarł sobie fryzurę na naradach.

– Od początku grudnia w województwie małopolskim zabito sto trzydzieści osiem osób. Wśród nich było: siedemdziesiąt jeden przypadków utopień, trzydzieści cztery osoby zostały porzucone, związane w odludnym miejscu w wyniku czego zmarły z wycieńczenia lub wychłodzenia. Do tego odnotowano szesnaście pobić ze skutkiem śmiertelnym, dwanaście otruć, no i pięciu mężczyzn było wleczonych za pojazdem. Tak zakładamy, bo znaleziono na poboczach zdekapitowane, poobijane zwłoki. Wszystkie te przypadki łączy również brak jakichkolwiek świadków.

– Jakie mamy ślady?

– Żadnych. Zresztą to kolejna rzecz, która łączy te zabójstwa. Jakby duch święty wchodził do domów, wyprowadzał ofiary i zabijał. Brak jakiegokolwiek rytuału, znaków, ognia, napisów, czy motywów. Zabici nie byli torturowani, jeśli nie liczyć sposobu pozbawienia życia. Ponadto wiemy, że ofiary nie broniły się i najprawdopodobniej same wpuszczały zabójców do domów, czyli musiały ich znać. Niestety ten trop również okazał się ślepy, bo wszyscy krewni i znajomi mieli solidne alibi. Te utopione, zwykle ginęły we własnych szaflikach. 

– A pojazdy?

Białko wzruszyła ramionami:

– Wszystkie miały napęd na cztery koła. Nie znamy marki ani koloru. Nie mamy informacji, żeby ktoś próbował naprawiać samochody z tak charakterystycznymi uszkodzeniami. Pojazdy wraz z głowami rozpłynęły się w mroku.

– Pani Anielo, niech nam pani dorobi kawy – polecił sekretarce komendant. – Jakieś pomysły? – zwrócił się do zgromadzonych, a oni jak na komendę opuścili głowy.

– Chyba trzeba mieć nadzieję, że to się kiedyś skończy… – westchnął Kowalski.

– Policjant nie może tak mówić! – warknął Stary.

– Nic innego nie przychodzi nam do głowy – wyznał Kowalski.

– Ja się modlę – dodała analityczka.

 

#

 

Jak zawsze multiplikacja dostawców przebiegała sprawnie.

Klemens nadzorca ospale zerkał na przebieg procesu.

Z sektorów wychodzili parami, czy trójkami, po czym wstępowali do multiplikatorów, by na ziemię ruszyć już chmarą.

Liczne zastępy spłynęły w dół łagodnie kolejno jak śnieg albo mgła.

Najpierw jedynki, których miękkie białe ciałka, z zawijakami na udkach i ramionkach, rozczulały równie mocno, jak rozkoszne gaworzenie.

Klemens przez chwilę rozmarzony gapił się na te słodkie putta, a potem zganił sam siebie za brak profesjonalizmu.

Kiedy pyzate buzie ruszyły w drogę, z kolejnego sektora wyszły dwójki. Śliczne, wiotkie, jasnowłose niczym elfy porwał szybko wiatr i uniósł między chmury. Ich srebrzyste skrzydła przywiały chłodny zapach lilii.

Potem w dół ruszyły niskie, ale pulchne trójki i czwórki. Zleciały wśród trelów dzwonków w zaprzęgach i radosnych pisków. Czerwone czapeczki powiewały na wietrze. 

Piątek i szóstek było niewiele, więc dosiadły, co która tam znalazła i ruszyły w drogę, śpiewając głośno i nieczysto stare kolędy.

Klemens westchnął z ulgą. Zamierzał zamknąć wrota i wrócić do dyżurki, kiedy otwarła się śluza ostatniego sektora.

Zdumiony nadzorca wytrzeszczył oczy i pognał do komputera.

Wśród syków uszczelek i zgrzytania metalu, z wrót sektora siódmego wyskoczyło dwóch muskularnych młodzieńców. Na ramionach mieli wypalone blizny w kształcie mieczy, a na podgolonych wysoko czaszkach pyszniło się wytatuowane słowo “kara”.

Przykucnęli, naprężając ramiona, jakby brali udział w pokazie kulturystów i zaryczeli dziko, a potem skoczyli ku sobie, zderzając się brzuchami. Niebo zatrzęsło się od ich rechotu.

Spod krótkich tunik wystawały muskularne nogi. Śmiali się szczerząc kły i wrzeszczeli:

– Teraz my! Nasza kolej! Se-ktor siód-my rzą-dzi!

O mało nie rozwalili multiplikatora. Wyszedł ich tuzin.

Złote łańcuchy lśniły oślepiająco. Blond loki zafalowały, kiedy ściskając broń, dosiedli karych, ziejących ogniem rumaków. Ich skrzydła miały stalową barwę nieba przed burzą.

 

#

 

Klemens ze zdumieniem wpatrywał się w ostatnią pozycję na liście dostaw. Ręka zawisła nad klawiaturą, bo wciąż nie mógł uwierzyć, w to co zobaczył.

– Siódemka?! – wystękał. Sięgnął ręką, by poprawić okulary, których od lat nie używał i nie potrzebował.

– Niestety. Sprawdzałem kilkakrotnie, ale wpłynęły właśnie na nich zlecenia… – mruknął zgaszonym głosem Eliasz, starszy nadzorca dostaw.

– Zlecenia?! Jest ich więcej?! Przecież siódemka miała być zamknięta, zamrożona do chwili dnia ostatecznego…

– Tak, ale moc dobroci może uruchomić dowolne zlecenie. Każde.

– Moc dobroci uruchomiła siódemkę?! – Klemens jeszcze bardziej wytrzeszczył oczy. – To pomyłka!

– Sam popatrz. – Leon wyciągnął katalog. Na hologramie zalśniły zdjęcia siedmiolatki bez dolnych jedynek. Dziewczynka ubrana w kraciastą spódniczkę głaskała kota, a wystrojona na galowo huśtała małego, ryżawego chłopca. Najwięcej ujęć przedstawiało Helę z dużym psem. Czesała go, karmiła i mówiła mamie, że Szarik potrzebuje lekarstwa, bo boli go brzuszek. – Helenka uzbierała trzy litrowe słoje grochu za dobre uczynki.

Brwi Klemensa uniosły się znacząco, a Leon kontynuował:

– To był drobny, żółty groch! A do tego kilka razy dziennie się modli.

– To wspaniale.

 – Tylko że mamy z nią kłopot. Przy tym poziomie dobra nie jesteśmy w stanie odmówić jej modlitwom.

– A sny?! Gdyby przyśniła się jej lalka w pięknej sukni, z włosami do czesania… – Klemens się rozmarzył.

– Niestety, dziewczynka myśli głównie o innych. Zwłaszcza o naszych braciach mniejszych.

– I co?

– Poprosiła, żeby ludzi, którzy krzywdzili pieski, spotkało to samo.

– To samo?! – Klemens zadrżał.

– Ona pewnie nie zdawała sobie sprawy…

Siwi dostawcy patrzyli na ekran i usłyszeli słowa, które zmroziły im serca.

Helenka klęczała przy łóżku w piżamce w koniki pony, wpatrzona błękitnymi oczami w święty obrazek na ścianie i odmawiała kolejną modlitwę:

– I jeszcze prosiłabym, żeby dziadek Lutek znalazł wreszcie naszego kochanego Szarika.

 

#

 

Dziadek Lutek znalazł Szarika tuż przed północą.

Czterech rosłych gości, wyglądających na kibiców lokalnego klubu, dopadło dziadka na parkingu, skopali i wrzucili do bagażnika jego własnego samochodu.

Potem ruszyli z piskiem opon. Pojechali do pobliskiego lasu. Tam, nie bacząc na wrzaski, powlekli go wąską ścieżką wśród jodeł i buków.

Wreszcie na polanie, która we wrześniu obfitowała w rydze, przywiązali drutem, tam gdzie leżał pokryty szronem kundel.

Zwinięty w kłębek wydawał się taki mały, a jego futro było niemal niebieskie. 

Kiedy odeszli, Lutek pożałował, że pies nie żyje. Robiło się coraz zimniej, a dobrze wiedział, że jego krzyków nikt nie usłyszy.

Położył rękę na psiej głowie i zapłakał, przypominając sobie moment, kiedy Szarik lizał go po dłoniach. Lizał człowieka, który wiązał go do drzewa, a potem już tylko wył.

Ten cichnący w oddali, psi jęk uderzył Lucjana w tamtej chwili boleśniej niż łom na parkingu.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Moje uszanowanie!

 

Nie ma seksu ani wulgaryzmów, ale raczej +16.

 

Kurka rurka, szczerze miałem ochotę na coś z pazurem, zwłaszcza autorstwa lożystki:(((

 

Od początku grudnia w województwie małopolskim zabito sto trzydzieści osiem osób. Wśród nich było: siedemdziesiąt jeden przypadków utopień, trzydzieści cztery osoby zostały porzucone, związane w odludnym miejscu w wyniku czego zmarły z wycieńczenia lub wychłodzenia.

Już wiem, do czego pijesz.

 

– Poprosiła, żeby ludzi, którzy krzywdzili pieski, spotkało to samo.

– To samo?! – Klemens zadrżał.

Bardzo mądra dziewczynka!

 

Niesamowicie wzruszający, ale także i bojowy tekst. Bez zbędnego moralizatorstwa, czy pompatyczności. Z jednej strony nikomu nie życzę takiego losu, nawet i Dziadkowi Lutkowi, który niewątpliwie zasłużył na taką dolę, z drugiej, czuję unoszący się zewsząd zapach sprawiedliwości. Przywodzi mi to wszystko na myśl baśń “O dziewczynce, która podeptała chleb” Andersena. Tylko, że tam była jeszcze nadzieja. 

 

Pozdrawiam serdecznie i klikam do biblioteki! 

Kwestia wizji. CHRZANIĆ MATERIĘ, IDEA RZĄDZI !!!

Witaj Robercie, mój pierwszy czytelniku;)

Mam takie spostrzeżenia, że psy krzywdzą źli ludzie, którzy nie mogą dopaść ludzi.

Potrzebowałam to z siebie wyrzucić.

delulu managment

Witaj. :)

Z technikaliów wpadły mi w oko:

Tylko ten trop też okazał się ślepy, bo wszyscy krewi i znajomi mieli solidne alibi. – aliteracja i literówka?

Klemens przez chwilę gapił się na te słodkie putta, a potem skarcił sam siebie za brak profesjonalizmu. – aliteracja?

– Sam popatrz. Leon wyciągnął katalog. Na hologramie zalśniły zdjęcia siedmiolatki bez dolnych jedynek. Dziewczynka ubrana w kraciastą spódniczkę głaskała kota, a wystrojona na galowo huśtała małego, ryżawego chłopca. Najwięcej ujęć przedstawiało Helę z dużym psem. Czesała go, karmiła i mówiła mamie, że potrzebuje lekarstwa, bo boli go brzuszek. – Helenka uzbierała trzy litrowe słoje grochu za dobre uczynki. – wypowiedź zlała się z jej didaskaliami?

 

Nie powinno się katować żadnego zwierzęcia. Koty nie są gorsze od psów. :)

Cóż, poruszające i moralizatorskie, lecz – czy trafi do sumień tych, którzy katowali, katują i katować będą? Pytanie czysto retoryczne. :(((

Pozdrawiam serdecznie, klik. :) 

Pecunia non olet

Dzięki bruce. Trzeba o tym mówić, żeby ludzi dobrej woli było więcej;)

Jak słyszę o szczeniakach w kartonie wystawionych w grudniu do lasu, to sama bym chwyciła za kij bejsbolowy. 

delulu managment

Ambush 

 

Mam takie spostrzeżenia, że psy krzywdzą źli ludzie, którzy nie mogą dopaść ludzi.

O to, to. Zwykłem mawiać, że atak na słabszego, to dowód największej ze słabości. 

 

Potrzebowałam to z siebie wyrzucić.

Nic dziwnego, i chwała Ci za to!

Kwestia wizji. CHRZANIĆ MATERIĘ, IDEA RZĄDZI !!!

Bruce 

 

Cóż, poruszające i moralizatorskie, lecz – czy trafi do sumień tych, którzy katowali, katują i katować będą? Pytanie czysto retoryczne. :(((

Obawiam się, że to zaiste pytanie retoryczne. Moim osobistym zdaniem, człowiek zły rodzi się złym, i nic już nie tego nie zmieni. A samo zło skąd? Oto jest pytanie, unde mallum, te sprawy…

Kwestia wizji. CHRZANIĆ MATERIĘ, IDEA RZĄDZI !!!

Nowa Fantastyka