- Opowiadanie: szati - Mhroczna Genia

Mhroczna Genia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mhroczna Genia

– Chyba sobie żartujesz! – próbował krzyknąć szeptem Pilfi. Efekt był najwidoczniej zadowalający, gdyż reszta chłopców przerwała nagle swoją cichą rozmowę i jak jeden sześciooki legumin zwróciła zdumiony wzrok na Pilfiego i mistrza stojących spory kawałek od ogniska. Cóż, nieczęsto zdarzało się widzieć zimnokrwistego zwykle starszego chłopca w takim stanie. Wargi zacisnęły się na bladej twarzy, oczy nie wiedziały czy zwęzić się z wściekłości czy rozszerzyć zestrachu. – Na krzywą mordę Shoala, Tisza, powiedz, że nie idziemy do tej… tej… baby.

– Jeśli poprawi ci to nastrój… tylko nie wiem, jak wtedy wytłumaczę, dlaczego stoimy na skraju Lasuwam – Tisza nie lubił, kiedy jego chłopcy odzywali się do niego w ten sposób, poza tym nasamo wspomnienie tego kretyna Shoala robiło mu się niedobrze, zakała Akademii Wielkiego Morana, psia mać.

– Przecież wiesz…

– Ile ty miałeś wtedy lat, Pi? Jedenaście? Dwanaście? Trzeba przezwyciężać swoje lęki, chcesz do końca życia mieć koszmary z poczciwą Genifacją czy wreszcie stawisz czoło…?

– Dziesięć. I gdyby nie ty to w najlepszym wypadku byłbym teraz posłusznym zmutowanym potworkiem wiedźmy, a gdybym miał mniej szczęścia spoczywałbym właśnie tu, w tym gęstym lesie, pod grubą warstwą ściółki.

– Skąd ten wzniosły ton i poetyckie porównania? – zakpił Tisza, mimo wszystko trochę udobruchany. – I nie zapominaj, że Pavel miał w tym swój udział.

– Bardziej ze względu na waszą przyjaźń niż na mnie, nic nie znaczącego szczurka.

– Potrzebujemy jej, szczurku, musi zainicjować moc Hantiego.

Obaj spojrzeli na małego elfa, doszedł już niemal całkowicie do pełni zdrowia fizycznego, ale nadal nie chciał mówić o sobie, był bardzo cichy i trzymał się raczej na uboczu, choć starał się tego nie okazywać. Siedział teraz przy ognisku wraz z Caekiem i Akinem, ale na pierwszy rzut oka było widać ścianę rezerwy, jaką się otoczył. Wpuszczał za nią tylko Tiszę. Czasami.

– Nie boisz się, że będzie próbowała go… no wiesz – wspomnienia były jednak ciągle żywe, po dziesięciu latach pozostał uraz, Tisza nie mógł wybaczyć tego tej mhrocznej babie.

– Wątpię, żeby chciała elfa, ale mimo wszystko chyba nie myślisz, że nie dam mu ochrony, każdemu z was? Wszystko będzie dobrze, Pilfi.

– Ufam ci, Tisza. Ale uprzedź chłopców zawczasu, z kim będziemy mieli do czynienia.

– Wszystko w swoim czasie.

***

Otaczał ich nieprzebyty las. No, może nie do końca, gdyż mieli zamiar właśnie go przebyć. Konie zostały w Pikach, ugościły ich książęce stajnie Pavla. Cała piątka maszerowała szybkim krokiem po zarośniętej, wąskiej ścieżce, światło słoneczne ledwo przebijało przez baldachim zgniłozielonych liści. Lasuwam zasnuwała jednak głęboka cisza, nie słyszało się zwykłych w lasach odgłosów. Chłopcy mieli wrażenie jakby cała fauna uciekła, a flora została tylko dlatego, że musiała. Jeśli kiedyś na skutek ewolucji roślinom wyrosną nogi, to na pewno pierwszy weźmie je za pas właśnie Lasuwam.

Akin czuł boleśnie wrzynający się w ciało łuk. Pilfi kazał mu wyjąć go z futerału, żeby zachować całkowitą gotowość bojową drużyny. Pot spływał po prostych blond włosach sprawiając, że były oklapłe jeszcze bardziej niż zwykle, drażniły wchodząc w oczy, mimo iż nie były długie, mistrz by na to nie pozwolił. Teraz już wiedział dlaczego.

– Może powinienem nałożyć strzałę na cięciwę, jak uważasz, sir Pilfianie? – spytał Akin złośliwie. Caek zachichotał, Pilfi odburknął coś niezrozumiałego. Po chwili jednak podjął temat.

– Ironizuj Aki, a ja po prostu nie chcę, żeby zjadła cię wampirzyca.

– Nie strasz ich, mały, to w miarę ucywilizowana wampirzyca. I nie jest już młoda – uspokajał Tisza idący na czele kolumny

– Widziałeś kiedyś młodą wampirzycę, mistrzu? – spytał Caek z niewinnym uśmieszkiem na twarzy.

– Nie uwierzyłbyś jakie rzeczy w życiu widziałem. Na przykład ostatnio w Pikach pewnego czarnowłosego młodzieńca z całkiem niezłą dwórką…

– Mistrzu! – Caek zaczerwienił się po uszy, choć efekt był trochę przytłumiony z powodu panującego upału. Cała drużyna zatrzęsła się od śmiechu.

Hanten idący zaraz za Tiszą wyglądał coraz lepiej. Caek pomyślał, że mały elf czuje się tym pewniej im głębiej w las wchodzili. Może wychował się w takich lasach i to właśnie otwarte przestrzenie były dla niego obcym środowiskiem. Trzeba to będzie z niego wyciągnąć. Rozmyślania podróżnych przerwał nagły szmer, niesłyszalny prawdopodobnie w zwykłych warunkach, z powodu jednak nienaturalnej ciszy w ciągu sekundy cały oddział ukryty był w przydrożnych chaszczach, a Akin wspiął się jak wiewiórka na drzewo i stamtąd z dobytym łukiem lustrował okolicę. Niedaleko znajdowała się polana, chyba jedyna w tym lesie, Akin wyczuł dym z ogniska, tam musieli być ludzie. Nikt inny nie byłby tak głupi, żeby palić ognia w środku Lasuwam.

Akin podzielił się zdobytymi informacjami z towarzyszami.

– Hanti, sonduj – polecił Tisza. Parę minut skupienia i niezwykły elfik miał wyniki.

– Siedem osób: zwierzchnik, pięciu podwładnych i wojownik, żadnych magów – zameldował. Był to niezwykły popis magicznych zdolności, ale nie czas teraz na podziwianie i roztrząsanie drugorzędnych spraw, każdy z nich znał swoje miejsce w szeregu.

– Otoczyć i osłaniać, idę od frontu.

Chłopcy bez szemrania wykonali rozkaz, Tisza ruszył dalej ścieżką pogwizdując skoczną melodię. Wyszedł na polanę. W tym samym momencie poczuł chłód stali na szyi. „Oho, wojownik” pomyślał mistrz.

– Co tu… – mężczyzna urwał, Hanten oszczędnym ruchem dłoni sparaliżował go powierzchownie, sztylet upadł na trawę. Pozostali również nie dali na siebie czekać, Pilfi wykręcił rękę nieszczęśliwie wyglądającemu rycerzowi, Caek i Akin sterroryzowali jego świtę.

– Żadnych gwałtownych ruchów, uwolnić ich, tego też, Hanti. Zgasić ognisko, Caek masz pierwszą wartę – Tisza wydawał polecenia, które natychmiast zostały wypełnione. Po chwili wojownik wstał z grymasem na twarzy, otrzepując się z piachu.

– Masz dobrze wyszkolonych ludzi, mimo młodego wieku, panie.

– Proszę im wybaczyć, nie lubią, kiedy ktoś przystawia mi sztylet do gardła. Stają się wtedy… hmm… nerwowi.

– Taa… odczułem na własnej skórze. Ale gdzie nasze maniery? Pozwól przedstawić sobie wielmożnego rycerza sir Kerama z Abalastii, mnie zwą Łiham – „wielmożny” rozmasowując ramię skłonił wielkopańsko głową patrząc z urazą na Pilfiego.

– Jam jest Kulas, a to moi synowie. Zapuściliśmy się w las na polowanie, ale jak do tej pory nie natknęliśmy się nawet na motyla. Szczęścia nie mamy.

– Młodyś, widać wcześnie zaczynał, a i z elfką obcować przyszło – wyszczerzył się lubieżnie wojak.

– Pozory mylą, mój drogi Łihamie. A cóż to sprowadza wielmożnego rycerza wraz ze świtą wto ponure miejsce zapomniane przez wszystkie rasy? – podejrzliwie spytał Tisza.

– Racz wiedzieć, człowieku, iż przysięgę złożyłem, Nicoli, mej pięknej wybrance, dziewicy cnotliwej, że wiedźmę mhroczną z Lasuwam ubiję na użytek całej ludzkości, albowiem tak tylko rękę jej uzyskam poprzez uczynki prawe – wygłosił piskliwym głosikiem orację milczący do tej pory rycerz.

– Z wiedźmą się żenić chcesz, panie? To dopiero wyczyn bohaterski, winszuję – powiedział Tisza zachowując powagę, czego nie udało się jego chłopcom i Łihamowi, którzy parsknęli śmiechem. Rycerzyk zaczerwienił się ze złości.

– Źle mnie zrozumiałeś, człowieku…

– Dobrze już, pax, panowie – próbował łagodzić sytuację wciąż krztuszący się śmiechem Łicham. – Dołączcie do nas, razem wiedźmę ubijem.

– Propozycja kusząca, ale będę zmuszony odmówić, a i wam wyprawę odradzam. Zginiecie niechybnie, jak wielu śmiałków przed wami.

– Szkoda, jak widzisz, nie mam tu wielu ludzi potrafiących mieczem przyzwoicie robić. Wasza wola. Zostajecie tutaj? My właśnie zwijamy obóz i ruszamy dalej. Owocnego polowania, Kulasie! – Łiham mrugnął do Tiszy. Pół godziny później, zwinąwszy obóz, cały orszak sir Kerama zniknął wśród gęstwiny.

***

– Schodzimy ze ścieżki, mistrzu? – spytał z niepokojem Caek.

– Zaufaj mi, byłem tu dwa razy z Moranem. Trafię na pewno, przed wieczorem będziemy na miejscu.

– Z wielkim Moranem? U wampirzycy w Lasuwam? Tak w ogóle po co tam idziemy, mistrzu? – dopytywał się Akin.

– Zbyt wiele pytań na raz, mały. Ale fakt, jestem wam winny wyjaśnienia, Pilfi nalega na to już od dawna.

– W przerwach trzęsąc portkami – mruknął Caek. Pilfi spiorunował go wzrokiem.

– Ma ku temu powody, wierz mi, Cakuś – stanął w obronie swojego pierwszego ucznia Tisza. – Ale ta opowieść może innym razem. Mhroczna Genifacja to siostra wielkiego Morana, mojego mistrza.

Na twarzach chłopców odbił się głęboki szok, tylko Pilfi wiedział o tym wcześniej.

– Siostrą? To wielki mistrz miał siostrę? Wampirzycę? – Hanti pierwszy raz od dłuższego czasu o coś spytał, Tisza uśmiechnął się ciepło do swojego nowego podopiecznego.

– Owszem, Hanti, odpowiedzią na wszystkie twoje pytania jest „tak”. Niewiele osób o tym wie, ale zaiste, tak jest w istocie. A skoro już zabrałeś głos, to musisz także wiedzieć, że idziemy do niej głównie z twojego powodu. Mam nadzieję namówić ją, żeby aktywizowała twoje pokłady magiczne, jest w tym prawdziwą specjalistką.

– Ale czy ona nie jest niebezpieczna? Dasz jej gmerać przy naszym Hantim? – spytał Caek.

– Nie ukrywam, potrafi być niebezpieczna, ale zwykle jest po prostu nieprzyjemna. Każdego zwas z osobna i wszystkich razem będę chronił pasywnymi czarami obronnymi, nie da rady się przez nie przebić.

– Myślałem, że idziemy ją zlikwidować – burknął Caek.

– Od myślenia są uniwersytety. Dla dobra ludzkości, jak ten śmieszny sir Jakiśtam? Obejdziemy się smakiem, przykro mi, jeszcze będzie czas na bohaterskie czyny. Musisz czymś innym zaimponować swojej dwórce.

– Przepraszam, mistrzu.

***

Koło południa natknęli się na rozwleczone na paru kilometrach, pozbawione krwi truchła napotkanego rycerza i jego świty. Tisza wypatrywał Łihama, ale nigdzie nie było go widać. To dobrze, mistrz zdążył go polubić i miał nadzieję, że wojak poszedł po rozum do głowy, zanim zrobiło się naprawdę gorąco. Chłopcy mieli niewyraźne miny, Pilfi zbladł jak ściana, trzymał się jednak dzielnie, raz za razem macając głowicę miecza. Pod wieczór wyskoczył na nich czarny kot wielki jak tygrys. Akin momentalnie posłał trzy strzały, Hanten poprawił małą kulą ognia, a Pilfi przechodząc obok odciął truchłu głowę mieczem „na wszelki wypadek”. Godzinę później wyszła im na spotkanie Genifacja. Mhroczna Genifacja, wampirzyca, wiedźma z Lasuwam, siostra wielkiego Morana. Pojawiła się znikąd, ale nie można powiedzieć, że nagle, zrobiła to tak jakoś płynnie, że chłopcom aż ciarki przeszły po plecach. Mimo garbu miała lekko dwa metry wzrostu, przekrwione oczy i podarte łachy, na szczęście zasłaniające jej wątpliwej urody kobiece atrybuty. Jej niegdyś bujne rude poprzetykane pasmami siwizny włosy, stały się brudno siwe z resztkami jasnorudych kępek. Nie miała nosa, zprawej strony ust wystawał pojedynczy kieł.

– Witaj mhroczna! – skłonił się z szacunkiem Tisza. – Zbyt długie siedzenie w jednym miejscu jak widać ci nie służy.

– Ghhrrr… nieproszeni goście, liczyłam na to, że odstraszą was te malowniczo rozwleczone zwłoki… ech – mówiła niemal nie poruszając wargami. – Mam z tobą nieuregulowane rachunki, chłopcze, nie zapominaj o tym… ooo… czuję… Pilfi jest z tobą, dlaczego nie chciałeś ze mną zostać, dziecko? Lepiej by ci tu było niż z tym bezmózgim rębajłą. Nie zmieniłeś aby zdania, Pilfiątko?– Genifacja kpiła w żywe oczy z przerażonego i przepełnionego wściekłością młodego mężczyzny. Magia wezbrała, Pilfiego otoczyła siatka wyładowań elektrycznych, miecz został dobyty nie wiadomo kiedy, włosy i „ubrania” wiedźmy zaczęły się tlić.

– Dość! – krzyknął Tisza, machnął ręką i wszystko ustało. – Mamy sprawę do ciebie, Genia, powstrzymaj swój jadowity język, a mój podopieczny postara się nie spopielić cię żywcem.

– Czego chcesz?! – Oczy wampirzycy rozszerzyły się i zapłonęły czerwonym blaskiem.

– Przeprowadzisz aktywizację i inicjację elfa, jest naturalnym. I bez sztuczek, proszę, to może nie skrócimy cię o głowę w ramach zemsty za tych niewinnych ludzi, których tak bestialsko zabiłaś. Poza ty powiesz mi, gdzie znajdę mistrza Morana.

– Smaczni byli, ale jeden mi uciekł, starzeję się. Dobrze, przyjmuję twoją wspaniałomyślną propozycję, o wielki wojowniku, najlepszy wśród uczniów mego jaśnie oświeconego braciszka. Wkońcu nie mam wyjścia, prawda, Pilfi?

– Zaiste, wiedźmo, nie masz – odpowiedział mocnym głosem Pilfi, zanim mistrz zdążył zareagować.

Tisza był z niego dumny.

Nazajutrz rozpoczęli obrzędy.

Koniec

Komentarze

Mamy tu atrybuty świata (i postaci) fantasy. Ale nie mamy
opowieści. Po co to wszystko. Kto co komu i dlaczego?
Łuka wrzyna się w ciało - w które MIIEJSCE CIAŁA,
jeśli wolno spytać.
maciejp

Nowa Fantastyka