
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Witam.
Wklejam dziś początek czegoś, co kiedyś chciałbym nazwać powieścią. Jeśli chodzi o treść, to nie ma fajerwerków. Umieściłem jednak ten prolog bo jestem ciekaw co robię źle? gdzie popełniam błędy, co powinienem zmienić, co zostawic etc.
Miłej lektury.
DZIECIĘ Z MORZA
Czarnowłosa kobieta siedziała na drewnianym stołku, spoglądając w stronę mężczyzny ostrzącego grot strzały. Odkąd powróciła z lasu, nie mogła przestać myśleć o tym co ujrzała. Gdyby opowiedzieć o tym ludziom zamieszkującym te ziemie, zapewne nazwaliby ją szaloną. Miała nadzieję, że jej mąż okaże się bardziej wyrozumiały.
– Dziś rano, będąc na wzgórzu zobaczyłam coś – rzekła niespodziewanie.
Mężczyzna zaprzestał czynności i spojrzał na kobietę.
– Cóż takiego ? – spytał zaciekawiony.
– Na wybrzeżu spoczywała rybacka łódź. Nie było jej tam trzy dni temu.
Mężczyzna był wyraźnie zaskoczony. Wrzucił strzałę do kołczanu i zbliżył się do kobiety.
– Anno – westchnął – wiesz dobrze , że nawet największy głupiec nie wypłynąłby na te wody podczas trzydniowych burz.
Miał rację. Trzy razy w ciągu roku, mieszkańców południowych ziem królestwa Tevaronu nawiedzały niszczycielskie burze trwające zawsze trzy dni i trzy noce. Błyskawice rąbały drzewa, zacinające deszcze podtapiały domostwa, a gniewne wiatry zrywały dachy. Wody morza południowego zwanego Morzem Pustki pochłaniały każdego, kto odważyłby się żeglować w ten czas. A byli kiedyś tacy, co im odwaga przysłoniła rozum, lecz żaden z nich nie powrócił.
W tych czasach nikt nie kusił losu.
Jednak Anna była pewna swego. Przez długi czas przyglądała się łodzi. Nie miała żadnych wątpliwości, że ona tam była.
– Może i masz rację Samuelu. Chciałam jednak, abyś udał się ze mną na wybrzeże. Nie wyruszę sama tak głęboko w las kiedy grasują wilki – rzekła.
– Rankiem miałem wyruszyć do stolicy na handel.
– Wyjedziesz w południe.
Mężczyzna zmrużył oczy.
– Jesteś pewna tego co widziałaś?
– Tak – odrzekła.
Kobieta była zdecydowana. Samuel znał swoją żonę jak nikogo innego i dobrze wiedział, że gdy kobieta uprze się przy swoim, wszelki opór nie ma sensu. Jeśliby odmówił, zapewne zebrałaby się na odwagę i wyruszyła samotnie narażona na atak dzikiej zwierzyny.
– Niech będzie. Rankiem wyruszymy. Wiedz jednak, że nie popieram twojej decyzji – rzekł gniewnie.
Nazajutrz, przygotowawszy wszystko ruszyli w drogę. Samuel, z pełnym kołczanem strzał na plecach i długim łukiem na ramieniu kroczył przed kobietą. Lasy w tej części królestwa były bardzo gęste. Bujne korony drzew skutecznie osłaniały pogrążoną w mroku ścieżkę przed porannymi promieniami słońca. Labirynt wąskich ścieżek i polan uwięziłby każdego na kilka godzin. Lecz nie ich. Odkąd zamieszkali w środku lasu, stał się on ich drugim domem.
Wreszcie wkroczyli na wąska ścieżkę schodzącą wprost na wybrzeże. Ostrożnie stąpali po nierównym gruncie, czujnie wypatrując podejrzanych ruchów, cieni bądź hałasów. Leśne zakamarki w pobliżu Morza Pustki były bardzo niebezpieczne. Ostatnimi czasy, stada agresywnych wilków panoszyły się w tych rejonach. Zdarzyło się też kilkakrotnie, że zwierzęta te pojawiły się w pobliżu ich chatki, co dawniej było niespotykane.
Dotarłszy bezpiecznie na wybrzeże rozejrzeli się wokół. Słońce skryło się za chmurami, a nadbrzeże okryło się szarością. Mimo, że trzydniowe burze zakończyły się wczorajszego ranka, wody Morza Pustki wciąż były wzburzone. Silne podmuchy wiatru napędzały wysokie fale, które unosiły się pod niebo po czym z impetem opadały w głębiny.
Na opustoszałym wybrzeżu nie dojrzeli jednak żadnej łodzi.
– Tu ją widziałaś? – spytał Samuel.
Kobieta rozejrzała się dookoła.
– Wydaje mi się, że to tam – rzekła, wskazując palcem wschód.
Podążyli wzdłuż wschodniego wybrzeża. Z każdym kolejnym krokiem Anna zaczynała mieć wątpliwości. Prócz bezkresnych wód i niekończących się mokrych piasków na horyzoncie nie widać było żadnego statku. Czyżby mi się przewidziało? pomyślała. Jeszcze wczoraj była pewna swych racji, dziś już nie.
Samuel również tracił nadzieję. Kiedy zgodził się na tą wędrówkę był rozgniewany. Musiał zrezygnować z podróży do stolicy, aby udać się tutaj w poszukiwaniu cudu. Bo właśnie tym byłaby łódź, która przetrwałaby sztormy na Morzu Pustki. Od dawien, nikt nie wypływał podczas trzydniowych burz. Zaginione statki były wystarczającą przestrogą dla każdego, kto chociażby wpadł na tak szalony pomysł. Rankiem jednak, jego gniew przerodził się w fascynację. Gdyby prawdą okazało się to co powiedziała Anna, byłaby to rzecz niesłychana. Pierwszy statek, który oparł się niszczycielskiej sile natury. Cóż to byłaby za nowina!
I wtedy z oddali wyłoniła się drewniana łódź rybacka, spoczywającą w pobliżu wód.
– Niewiarygodne – szepnął Samuel.
Mężczyzna spodziewał się zobaczyć wrak. Kiedy był chłopcem, często przebywał na tym nadbrzeżu. Zdarzyło się raz, że na jego oczach morze wyrzuciło na brzeg statek rozbijając go w drzazgi.
Tymczasem ten który widział teraz, prócz zmoczonych desek, wyglądał jakby go dopiero zbudowano. Samuel próbował doszukać się racjonalnego wyjaśnienia, bowiem niemożliwym było, aby rybacka łódź mogła przetrwać starcie z potężnym żywiołem. Żadna nie dałaby rady!
I wtedy, jego uwagę przykuło dziwne zjawisko.
Część morza w pobliżu statku była spokojna. Morski przypływ delikatnie muskał rufę łodzi, podczas gdy tuż obok szalały fale. Wyglądało to tak, jakby niewidzialna moc oddzieliła wzburzone wody od miejsca, w którym utkwiła łódź i uspokoiła je. Samuel nie umiał znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania; Skąd się wzięła ta łódź? Jak przetrwała sztormy? Kto na niej płynął?
I wtedy go olśniło.
Jeśli był ktoś, kto mógłby mu dać odpowiedź na te pytania, to byliby to marynarze płynący na pokładzie tego statku. Lecz w pobliżu nie było nikogo, ani żywego, ani martwego.
– Czy jest tu ktoś?! Ktokolwiek?! – krzyknął nagle Samuel, jednak odpowiedział mu jedynie szum morza zmieszany z lamentem morskich ptaków krążących na pochmurnym niebie. Ponowił próbę, lecz bez skutku.
Kiedy zbliżyli się do łodzi usłyszeli szmer, który szybko przerodził się w cichutki płacz. Spojrzeli po sobie zaskoczeni. Anna pędem wskoczyła na pokład i krzyknęła z wrażenia.
– Tutaj jest jakieś dziecko!
W kącie łodzi poruszało się zawiniątko. Malutkie rączki wystrzeliły w powietrze, jakby próbując coś chwycić. Blada twarzyczka wyglądała zza skrawka szarego materiału, a po jej policzku ciekły łzy. Anna dobiegła do dziecka. Wzięła na ręce i przyłożyła mu dłoń do czółka.
– Ono jest zimne! -krzyknęła i zeskoczyła z pokładu – Musimy je zabrać do domu!
Zdumiony Samuel popatrzył na noworodka. Wciąż ciężko mu było uwierzyć w to co widzi. Zupełnie niewiarygodnym było, aby nawet największy z okrętów Tevaronu, mógł przeciwstawić się potędze sztormów na Morzu Pustki, a widok dziecka, którego zdradliwe wody nie wessały w mroczne głębiny był poza wszelkim wyobrażeniem.
Pogrążonego w myślach mężczyznę obudził krzyk kobiety.
– Samuelu! Musimy ruszać!
Do chatki dotarli bardzo szybko, nie bacząc na wilki i inne dzikie zwierzęta mogące zagrażać im w trakcie powrotu. Teraz najważniejszym było zdrowie dziecka.
Anna położyła zawiniątko na łóżku, podczas gdy Samuel począł rozpalać ogień w kominku.
– Rozwiń je. W środku jest ciepło. Nie możemy pozwolić, aby jego ciało strawiła gorączka – rzekł.
Anna pośpiesznie uwolniła ciało dziecka z szarego materiału i odskoczyła przerażona do tyłu przewracając wazon pełen kwiatów. Gliniane naczynie z hukiem uderzyło w podłogę.
– Co się stało?! – zapytał zaskoczony Samuel.
– Ono … Ono .. nie jest człowiekiem! – wybełkotała kobieta.
Zaskoczony mężczyzna odszedł od kominka i zbliżył się do noworodka. Oczy mężczyzny rozwarły się w zdumieniu.
– Co to ma znaczyć? – zapytał sam siebie.
Na posłaniu leżało dziecko wyglądające jak ludzkie. Cerę miało bladą, a oczy spuchnięte od płaczu. Jednak Samuela i Annę przeraziły uszy dziecka. Długie i spiczaste, wystające ponad główkę noworodka.
Kim ono było? Skąd się wzięło ? Co z nim zrobią? Widmo tych pytań zawisło w ich umysłach.
Jedno było pewne. Królestwo Tevaronu nigdy jeszcze nie widziało takiego dziwu.
Rankiem, miałem(...) - Co tu robi przecinek?
Naprawdę uważasz, że jakaś łódź powróciła Anno ? - Pewnie ten przecinek stąd uciekł. Przed ,,Anno'' Powinien być.
zebrała by - Razem winno być.
tej części królestwa, były gęste. - Inwazja zbędnych przecinków??
Anna dobiegła do noworodka i wzięła na ręce. Przyłożyła dłoń do czoła. - Radze przerobić na jedno zdanie. Poza tym czytając to, zanim przeczytałem resztę, wyobraziłem sobie Anne przykładającą dłoń do własnego czoła. Radzę zrobić to tak: ,,Anna dobiegła do noworodka, wzięła na ręce i przyłożyła mu dłoń do czoła''. Albo wiesz co, zamiast tego przecinka u mnie mogłaby być kropka. Albo może zostać jak jest. W mojej wersju, znaczy się ;D
Lecz Samuela i Anę . - Annę. Chyba, że przechrzcić się zdążyła?
takiej dziwy. - Nie lepiej czasem ,,takiego dziwu''?
Interpunkcja została trafiona strzałą Samuela prosto między pośladki...
Jeszcze drobna uwaga - przy zaledwie dwóch bohaterach radziłbym częściej stosować synonimy, miast nazywać ich imionami.
A co do treści. Cóż... Nadaje się na wstęp do czegoś dłuższego. I jest to wstęp całkiem dobry. Napisz kontynuację, a z chęcią przeczytam. Ale postaraj się uważać na niepotrzebne przecinki.
Pozdrawiam,
Horn.
A, jeszcze jedno. Napisałaś - pierwszy rozdział. Jak dla mnie nadaje się to bardziej na prolog.
Dzięki wielkie za komentarz i pomocne rady. Poprawiłem błędy, które wymieniłeś. Często przesadzam z przecinkami, ale tym razem to już poleciałem po bandzie. Późna godzina, być może dlatego.
czmychnęły w pobliżu ich chatki, --- czmychać to umykać, więc jak to rozumieć?
Dotarłwszy --- długo docierał te wszy? No nie wytrzymam, jak drugie znajdę...
gdy wszyli zza winkla --- pamiętali o wzięciu igieł i nici na wycieczkę? Zapobiegliwi, brawo. Gdzie tam był narożnik? I czego? Może okrągłej wieży?
- Czy jest tu ktoś !? Ktokolwiek !? --- nie ta kolejność pytajnika i wykrzyknika.
Po roku studiowania zasad interpunkcji i ćwiczeń w pisaniu będzie lepiej. Na pewno będzie lepiej. *)
*) To za docieranie wszy. Wykraczają poza granice mojej tolerancji.
Nie wiem, skąd Ci się wzięła maniera stawiania spacji przed wykrzyknikami i pytajnikami, ale to błąd.
Dobra, Horn I Adam już spróbowali naprostować Cię w kwestiach technicznych - ja spróbuję powiedzieć coś o jakości.
Po pierwsze - za mało, żeby oceniać fabułę, bo jej tutaj zwyczajnie nie ma. To może przy okazji następnego tekstu.
Po drugie - nie wydaje Ci się, że te dialogi są troszkę zbyt przepompowane, jak na jakichś wieśniaków? Ja mam takie wrażenie.
To co odbywało się teraz na jego oczach było niesamowite. - nie czuję tej "niesamowitości". Ani odrobinkę. Nie budujesz aury niesamowitości i w końcu okazuje się, że takie zdania to tylko słowa, a przecież literatura ma przemawiać do wyobraźni. Tutaj nie przemawia.
Tym samym dochodzimy do kwestii opisów - są mało plastyczne, nie czuje się w tym wszystkim żadnego życia. Jeśli opisujesz, że gdzieś idą, daj znać, co tam jest. Jeśli ktoś coś mówi, niech też coś się w międzyczasie dzieje. Czytelnik sam sobie świata nie stworzy.
Pozdrawiam
Techniczne sprawy zostały już omówione, więc, podobnie jak exturio, skupię się na treści... Która niestety porywająca nie jest. Muszę zgodzić się z przedmówcą - używasz dużo określeń, które mają podkreślić niezwykłość sytuacji. Tyle, że czytelnik wcale tego nie czuje. Czytając miałam wrażenie, że próbujesz na siłę przekonać mnie, że to, co się dzieje powinno zrobić na mnie wrażenie. A nie robi. Cytując "Ferdydurke": "Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca". Przeszkadzały mi też drętwe dialogi, a winkiel lasu szczerze mnie rozbawił ;) Uważam jednak, że techinczne kwestie byłyby do wybaczenia, gdyby historia miała w sobie "to coś". Pisz dalej - z czasem będzie lepiej :)
No, tośma pognębiliśma wspólnymi siłami... Niech ktoś dopisze coś pozytywnego! Że ładna czcionka, chociażby...
Zauważyliście, jaka czcionka stylowa?
Już bez przesady z tym zgnębieniem. Mam świadomość tego, że popełniam dużo błędów. Dopiero zaczynam swoją przygodę z pisarstwem i miejmy nadzieję, że uda mi się wytrwać. Dlatego też umieściłem ten fragment tutaj, aby porządnie dostać po tyłku i się nie zawiodłem. Co do treści, to jest to dopiero prolog. Nie jedną książkę czytałem, w której prolog był mdły, a reszta rewelacyjna.
@Adam.
Poprawiłem błędy, które wymieniłeś. No i te nieszczęsne wszy też zniknęły ;)
@Zulata:
Nie jedną książkę czytałem, w której prolog był mdły, a reszta rewelacyjna.
Tego Ci życzę względem dalszych części. :)
Też tego Ci życzę.
Popraw jeszcze coś. Wilki czy dzikie psy? Pomimo podobieństw to nie to samo...
Poprawione
OK. Teraz, oczywiście już bez żartów, pozwolę sobie zwrócić Ci uwagę na takie właśnie mimowolne lapsusy, jak z wilkami i psami. Unikaj ich, sprawdzaj tekst do upadłego, żeby nie wyszło Ci jak z falami. Najpierw unoszą się pod niebo, niedługo potem przypływ delikatnie muska rufę statku. Zmieniasz scenografię, uzasadnij to. Statek mógł utkwić w zatoce, w głąb której wielkie fale nie docierały, bo cypel, bo półwysep osłaniał... Chwytasz ten problem? Morze po sztormie nie uspokaja się w ciągu godziny, jeśli huragan wyrzuca statek na brzeg, to przy tym rozbija go z reguły w drzazgi i o żywym dzieciaku mowy nie ma...
Powodzenia.
Całkowicie mi to umknęło. Dzięki wielkie. Już poprawiłem. Trochę inaczej niż doradziłeś, ale w ten sposób będzie zgodne z fabułą.
Moja rada - od serca. Musisz trochę potrenować, a mianowicie czytać, czytac i jeszcze raz czytać - INPUT. Druga faza treningu to pisanie - AUTPUT. Kiedy już napiszesz swój tekst, to spróbuj go porównać (od strony technicznej) z tekstem napisanym przez jakiegoś znanego autora. Nie mam na myśli kopiowania stylu, tylko stronę techniczną. kiedy już dostrzeżesz różnice - zobaczysz też mniej więcej swoje błędy; a moga one być rożne - wiele zbędnych słów, słabe dialogi itp. Może stosować się też do zasad: krótkie, ale treściwe zdania, dialogi pisane z perspektywy postaci, praca ze słownikiem, korzystanie ze źródeł,eksperymentowanie - piszesz jedną scene z wielu perspektyw, a finalnie wykorzystujesz najlepszy efekt... Można by tak długo pisać, ale nie chce wyjść na hipokrytę (chyba i tak już wyszedłem).
Trening czyni mistrza - trochę to kolokwialne, ale taka właśnie jest złota reguła. Pozdrawiam!