- Opowiadanie: Suzuki M. - Sobota

Sobota

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Sobota

Zaraz po przebudzeniu funduję sobie drżenie rąk na resztę dnia. Efekt nadwrażliwości na kofeinę, ale za to kawa trzyma mnie przy życiu. Do małej filiżanki sypię dwie kopiaste łyżeczki i zalewam wrzątkiem.

 

Czekając, aż nieco ostygnie, karmię kota. Od kiedy dotknąłem stopami podłogi, Winston ociera się o nie swoim grubym, rudym cielskiem. Zanim nałożę zawartość puszki do miski, podnoszę go i przytulam do policzka. Uwielbiam ten dotyk i spokój, który niesie.

 

Wracam do kawy. Nadal jest gorąca, ale nie parzy, kiedy jednym szybkim łykiem pochłaniam całą zawartość miniaturowej filiżanki. Nie lubię kawy.

 

Czas na łazienkę. Najpierw wydalam wszystko, co już nie przyda się mojemu organizmowi. Potem wchodzę pod prysznic. Miejsce, w którym spędzam bardzo dużo czasu. Potrzebuję tego.

 

Szoruję ciało gruboziarnistą solą. Nie znam lepszego sposobu, aby pozbyć się tego, co lgnie do mnie jak szpilki do magnesu: energii innych ludzi.

 

Czuję każdego zbliżającego się człowieka. Jego myśli, przez skórę, przenikają do mojego mózgu. Znam jego nastrój, zmartwienia, najgłębiej skrywane pragnienia. Okropne uczucie. Dopóki ich nie zmyję, nie mogę być pewien, co jest mną, a co nimi.

 

Wraz z wodą spłukuję kobietę, która opuściła moje mieszkanie zanim się obudziłem. Dopiero teraz jestem w pełni świadomy siebie.

 

Tak zaczynam dzień. Teraz poszedłbym do pracy, ale nie dzisiaj. Jest sobota i mam zadanie do wykonania.

 

Cieszy mnie fakt, że nie muszę dzisiaj wkładać garnituru, nieskazitelnej koszuli i ozdobionego drogą spinką krawata. Wyciągam z szafki jeansy, pierwszą lepszą koszulkę i czarną bluzę z kapturem. Jest po dziewiątej.

 

Wyglądam przez okno. Typowe przedwiośnie: chlapa, szare chmury, deszcz. Chyba mam czas, żeby zjeść śniadanie. Wracam do kuchni i przyrządzam tosta. Winston z parapetu obserwuje każdy mój ruch.

 

Wychodzę z mieszkania tuż przed dziesiątą. Jestem prawie pewien, że powinienem się udać na plac Grunwaldzki. Wsiadam w tramwaj numer 71 i po dwudziestu minutach jestem na miejscu. Deszcz przestał już padać i zza chmur wychodzi słońce. Krążę po przystankach, aż widok nałoży się na ten, który dane mi było zobaczyć dzisiaj w nocy. Znajduję i czekam.

 

Czekam na człowieka, o którym śniłem. Nie mam pojęcia, jak długo to potrwa. Na pewno nie dłużej, niż do zachodu słońca, bo w moim śnie świeciło mi prosto w oczy.

 

Opieram się o barierkę i obserwuję ludzi. Niektórzy przechodzą za blisko i wpadam w ich macki. Czuję chłodny smutek przygarbionego dziadka i gorącą żądzę chłopaka ściskającego rękę uśmiechniętej dziewczyny. Roztargnienie matki, jednocześnie rozmawiającej przez komórkę i szukającej wzrokiem swojego dziecka, które, naburmuszone, idzie kilka kroków przed nią. I oczywiście wściekłość dziecka, któremu nie kupiła wymarzonej zabawki. Czuję się brudny.

 

Wreszcie jest. Wysiada z tramwaju, a wraz z nim potężny, brodaty jegomość, żywo coś tłumaczący. Wiem, kim jest brodacz. Wysłali go ci drudzy. Zakładam kaptur i ruszam ich śladem.

 

Idę za blisko, ale nie zauważą. Wchodząc w aurę mężczyzny z mojego snu, na chwilę tracę dech. Jakbym tonął w smole. Wszystkimi siłami walczę z samym sobą, by pozostać w tym bagnie wystarczająco długo. Po chwili widzę jego myśli: kościół, przed ołtarzem mała trumna, w trumnie kilkuletnia dziewczynka. Ma ciemne włosy, takie same jak on. Kościół jest pełen ludzi. Mężczyzna siedzi w pierwszej ławce. Sam. Zupełnie sam. Robię krok do tyłu i wizje znikają. Jestem potwornie brudny, tylko sól by teraz pomogła.

 

Smoła. Czuję się jak po kąpieli w smole. Idę z trudem. Nienawidzę wchodzić w kontakt z przyszłym samobójcą.

 

Z każdą chwilą jest gorzej. Słucham słów brodacza i zaczynam rozumieć dlaczego. Biedny, nieświadomy facecik nie ma pojęcia, że tuż obok trwa walka o jego duszę.

 

Zatrzymują się przy przejściu dla pieszych. Jest czerwone światło, samochody pędzą, jakby ich właścicielom spieszno było do grobu. Teraz, albo nigdy. Wpycham brodacza pod nadjeżdżającą z zawrotną prędkością ciężarówkę i uciekam w drugą stronę

 

Za plecami słyszę pisk opon i głośny grzmot. Bez namysłu wbiegam w otwarte drzwi jakiejś kamienicy. Już spokojniej wchodzę na pierwsze piętro i z okna na korytarzu spoglądam na bałagan, którego narobiłem.

 

Ciężarówka staranowała samochód dostawczy z drugiego pasa i wbiła się w instalację bilboardową. Długi sznur samochodów za nią stanowił obecnie jedno, połączone w różnych, oby nieszkodliwych, kombinacjach. Zagryzam wargi i błagam w myślach, żeby nikomu nic się nie stało.

 

Przerażony kierowca ciężarówki wyskakuje z auta i z obłędem w oczach obmacuje maskę, zagląda pod samochód. Pewnie szuka resztek brodacza. Bez obaw. Znajdzie, co najwyżej, odór siarki.

 

Pozostali kierowcy też opuszczają samochody o własnych siłach, więc oddycham z ulgą. Na chodnikach zbiera się tłum gapiów. Facet z mojego snu patrzy na karambol szeroko otwartymi oczami. Gdyby nie ja, to właśnie on leżałby pod tą ciężarówką.

 

Obiekt misji rusza w swoją drogę. Przeciska się przez tłum gapiów i podąża dalej chodnikiem w stronę ulicy Sienkiewicza. Zdejmuję kaptur i wychodzę z budynku. Idę za nim, nie za szybko, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi. Dopiero po dłuższym czasie zaczynam go doganiać. Znowu podchodzę za blisko, ale chodnik jest pełen ludzi, więc nie wyglądam podejrzanie.

 

Tym razem czuję chłód. Po smole nie zostało ani śladu. Jakbym wszedł po pas do wartkiego strumienia. To strumień jego myśli. Analizuje i rozważa, wyciąga wnioski. Nagle wszelki opór ustaje. Aura staje się czysta, a ja czuję, jakbym po odprężającym śnie wyszedł na spacer. W rześki, letni poranek. Cudowne uczucie. To nadzieja. Moja misja jest skończona.

 

Zatrzymuję się na pierwszym przystanku i wsiadam do tramwaju, który zawiezie mnie najbliżej domu. Staję na końcu, jak najdalej od nielicznych ludzi zajmujących miejsca siedzące.

 

Gdy wysiadam, zostaje mi jeszcze kawałek do pokonania i kolejne przejście dla pieszych. Czekam na zielone światło, odpowiednio oddalony od reszty osób. Nagle cicho, lecz coraz głośniej, słyszę zbliżający się chaos. Jeśli myśli tamtego faceta były strumieniem, to właśnie za plecami mam wodospad Niagara. Zaczyna mnie boleć głowa. Kiedy poczułem to pierwszy raz, byłem przerażony, ale potem zrozumiałem, że tak po prostu odbieram ludzi z ADHD.

 

Odwracam się i ku mojemu zaskoczeniu, zamiast małego, rozbrykanego urwisa widzę dziewczynę, może studentkę, w szarym płaszczyku i glanach. Ma słuchawki w uszach, jest głęboko zamyślona. Mija mnie i, nie zważając na czerwone światło, wchodzi na jezdnię. Bez namysłu wyciągam rękę i wciągam ją z powrotem na chodnik. W momencie kontaktu czuję, jakbym oberwał kijem bejsbolowym w sam mózg. A ona nawet nie zauważyła. Jakby nigdy nic stoi na chodniku, wpatrzona w światła. Czasami zastanawiam się, czy umarłbym, gdybym bezpośrednio dotknął skóry takiego człowieka?

 

Tymczasem ból pulsuje, jakby zaraz miał mi rozsadzić głowę. Ciekawe, czy przypadkiem nie zepsułem komuś misternie ułożonego planu.

 

Zapala się zielone i wszyscy przechodzą. Ja czekam, aż dziewczyna zniknie z pola widzenia, a wraz z nią ból. Przechodzę dopiero na następnym, kiedy, nawet wytężając wzrok, nie mogę jej dostrzec.

 

Wreszcie dopadam drzwi budynku. Wbiegam na pierwsze piętro z kluczami w ręku. Lekko trzęsą mi się ręce i mam problem z włożeniem klucza do dziurki, ale w końcu daję radę.

 

Kiedy jestem w środku, szybko zatrzaskuję drzwi i już na korytarzu zaczynam się błyskawicznie rozbierać. Wchodząc do łazienki jestem kompletnie nagi. Wskakuję pod prysznic, puszczam ciepłą wodę i biorę z pojemnika garść soli. Z każdą chwilą jest mi lepiej. Spływają ostatnie resztki smoły, znów mogę normalnie myśleć.

 

Zakręcam wodę, wycieram się. Idę do sypialni i wkładam czyste ubrania. Resztę dnia spędzę w domu. Wreszcie mogę odpocząć. Winston znów przy moich stopach. Jest piętnasta. Mój brzuch żąda obiadu.

 

Kim jestem? Jestem tym, który słucha głosu Boga i wypełnia jego polecenia. Jestem pionkiem w grze. Dlaczego ja? Bo zrozumiałem, kto do mnie mówi i co oferuje. Zdecydowałem poświęcić cząstkę ziemskiego życia. W końcu stawka jest wysoka.

 

Nie jestem jedyny, jest więcej takich, jak ja. Nie znam ich, ale wiem, kiedy stoją za blisko.

 

Koniec

Komentarze

Sympatyczne. Podobało mi się.

Fajne.

Dziekuję :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Bardzo fajne opowiadanie, podpasowała mi treść i zwyczajny styl bez pierdzielenia.

fajne. przyjemnie się czyta i to jest największy plus. Co do samej treści, mam mieszane uczucia.
pozdrawiam serdecznie

Dziękuję i pozdrawiam też :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Hmm, sympatyczne muszę przyznać. Ciekawa historia i co ważne - dobrze napisana. Pozdrawiam

Uwaga. Rewanż za zainteresowanie z poprawką na to, że nie jestem krytykiem. Wielu autorów dotykając w opowiadaniu absolutu popada w niepotrzebny patos. Teksty wychodzą im nienaturalnie przerysowane a przez to prawie kiczowate. Tutaj tego nie było, chociarz w końcówce zupełnie niepotrzebnie znalazło się odwołanie do Boga. Ja osobiście pozostawiłbym tu tajemnicę: Kim jestem? Nie wiem, ale nie jestem jedyny... itd. Ogólnie, bardzo dobre opowiadanie. Dopracowane i krótka forma wyraźnie mu nie przeszkadza. Gratulacje!!!   

Dziękuję :) Ja mam na patos uczulenie...

Bóg być musi, bo to część większej całości :) 

www.portal.herbatkauheleny.pl

To pierwszy z moich komentarzy.

Generalnie podobało mi się niestety ;) Atmosferka jest. Wyczuwam nawet zdolności narracyjne typowe dla scenopisarstwa. Dla mnie to też jest takie opowiadanie obrazami, plamami odgłosów, kolorów i migawkami jakby strzelanymi przez teleobiektyw. Naprawdę w porządku. Chylę czoła. Jednakże... To „nagle cicho, lecz coraz głośniej" nie współgra z resztą. Widać że tu każde zdanie jest jak figura na szachownicy, i ta bierka właśnie odstaje od reszty.

No i ta końcówka - od słuchania ze zrozumieniem, nawet głosu Boga, nie ma się jeszcze zdolności słyszenia myśli innych ludzi. Wiara naprawdę nie daje takich możliwości:) Myślę, że gdybyś napisała to samo ale bez odniesienia do Stwórcy, to efekt byłby jeszcze lepszy i pełny do końca. I zdecydowanie bardziej niesamowicie atmosferyczny. A z tym Bogiem to trochę tak mi jednak trąciło doktrynerstwem.

No i nigdzie też nie jest powiedziane, że to fragment większej, jeżeli nawet przyszłej, całości :)

Po Twojej poprzedniej opini o moich tekstach (w komentarzu pod Twoim testem) i biorąc pod uwagę, że dzisiaj jest pierwszy kwietnia, powaznie się zastanawiam, czy nie robisz sobie ze mnie jaj :)

Bóg puki co jest, i prawdopodobnie tam zostanie, o ile nie wpadnę na jakiś lepszy pomysł. Opowiadanie ma już pięć lat, i tak właściwie to jest moja druga próba pisarska, tylko lekko zmodyfikowana warsztatowo. W zamyśle była to skończona całość, ale fakt faktem, że co jakiś czas powstają kolejne opowiadania z tego uniwersum, które, póki co, też się bardzo luźno łaczą ze sobą (tutaj są wrzucone "Predyspozycje" i "Jesteś mgłą") bo i sam zamysł na całość jest jeszcze bardzo bardzo mglisty.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Dobre. U mnie przywołuje wspomnienie telepatów z "Czarnych oceanów" Dukaja ;)

Napisałeś - "ma pięć lat [..] druga próba pisarska", więc nie widzę sensu szukać ewentualnych szczegółów do czepiania. Zarysowałeś intrygujący klimat, pozostaje pogratulować.

Co do Boga, heh, każdemu, co kto lubi, osobiście też wolałabym, żeby zabrakło tego odniesienia.

Pobieżne i przedciętne.

przeciętne*

"Kościół jest pełen ludzi. Mężczyzna siedzi w pierwszej ławce. Sam. Zupełnie sam. "
Najpierw piszesz ,że kościół jest pełen ludzi, a potem że jest sam. Chodzi ci o to, że siedzi sam w ławce, czy że jest samotny?
 
"Smoła. Czuję się jak po kąpieli w smole. Idę z trudem. Nienawidzę wchodzić w kontakt z przyszłym samobójcą."
Wyrzuciłbym to smoła, moim zdaniem jest zbędne. Poza tym trochę zawiodłem się czytając tak prost z mostu, że jest przyszłym samobójcą. Przed chwilą tworzyłeś fajną wizję pogrzebu dziecka i zrozpaczonego ojca, więc myślę, że mogłeś to pociągnąć dalej i w tej wizji przedstawić nam samobójstwo.

"Z każdą chwilą jest gorzej. Słucham słów brodacza i zaczynam rozumieć dlaczego. Biedny, nieświadomy facecik nie ma pojęcia, że tuż obok trwa walka o jego duszę."
O tym, że to walka o jeo duszę domyśliłem się wcześniej, gdy mówiłeś o tym, że przysłali go ci drudzy. Tego też nie trzeba było pisać.

Pomysł Bożego pomocnika chodzącego po ziemi starawy, ale z pewnymi nowymi elementami. Językowo – nie mam uwag. Tylko po co Ci te dziury między akapitami?

Otagować, po wykonaniu zameldować.

Babska logika rządzi!

Soboty są fajne, ale ta, o której przeczytałam, nie wydała mi się szczególnego zajmująca. W pamięci raczej nie zostanie. No, może za wyjątkiem Kota Winstona.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ten tekst jest tak stary, że aż boję się go znowu przeczytać. Podejrzewam, że spaliłabym się ze wstydu, a to był właściwie pierwszy mój tekst, który odniósł jakiś tam sukces :) Drugi w ogóle. 

www.portal.herbatkauheleny.pl

A potem to już poszło z górki, jak mniemam. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Do momentu, kiedy przerosła mnie własna ambicja i przestałam pisać w ogóle :D

www.portal.herbatkauheleny.pl

O! Przeraziłaś się własnej mocy?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hahaha, jej braku :D

www.portal.herbatkauheleny.pl

Moc jest w nas, tylko czasem uśpiona, ale kiedy się ocknie, no to klękajcie narody! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Cześć Anet :) Co Ty sobie za podróż sentymentalną po starych tekstach urządzasz? :D

www.portal.herbatkauheleny.pl

Czasem wygrzebię coś fajnego ;)

Przynoszę radość :)

I mnie przydałby się czasem taki switch off (dom jako azyl, ucieczka od ludzi oraz miasta, może do Kostomłotów np.?). Piękne i znakomicie napisane! :)

Moje drugie w życiu opowiadanie, pierwsze “akceptowalne”. Ale napisałam je tak dawno, że wolę go nie czytać, żeby sobie nie psuć dobrych wspomnień XD

www.portal.herbatkauheleny.pl

Skąd ja to znam. A zresztą nie masz się czego wstydzić. :)

Nowa Fantastyka