- Opowiadanie: Nathicana - Skrzypek

Skrzypek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Skrzypek

Skrzypek, zwany po prostu Skrzypkiem, w zajeździe „Gołodupiec" uniemilał gościom każdy wieczór – poza niedzielnymi – smętnym i krzywdzącym uszy rzępoleniem. Skrzypek nosił zgrzebną koszulę, a na nią niezbyt finezyjny, bury kubraczek, do tego wulgarnie obcisłe w kroczu spodnie i damskie buciki (lakierki, a jakże). Zalatywał skwaśniałym piwem i ziemią, nie golił się częściej niż raz w tygodniu, mył jeszcze rzadziej, a co najgorsze – nie szczypał karczemnej dziewki po tłustej rzyci. Nawet na nią nie patrzył, istnieli zatem tacy, co utrzymywali, że Skrzypek ma w swych skrzypcach utajoną dziurkę. Być może dlatego wydawały one z siebie tak potępieńcze dźwięki, ale stali bywalcy przyzwyczaili się już do nich i tylko przez pierwsze kilka minut po wejściu do „Gołodupca" drażnił ich ten nieludzki zgrzyt.

 

Gdzie Skrzypek mieszkał – tego nie wiedział nikt i nie było chyba osobnika, który chciałby wiedzieć. Szynkarz znosił go z litości, głównie dlatego, że od czasów odepchnięcia „tych kurdupli z kurwiej dziupli" z powrotem za północną granicę był głuchy – tak jak każdy, kto zaplątał się zbyt blisko najnowszego wynalazku krasnoludów. Cholerne karły wypróbowały go oczywiście na najbliższych ludziach, a tym razem skonstruowały coś, co wyglądało jak złowieszcza, stalowa tuleja i srało wielkimi, czarnymi kulami. W każdym razie barman pozostawał całkowicie nieczuły na dźwięki i przy składaniu zamówień trzeba mu było mówić drukowanymi, żeby podał to, co trzeba.

 

Do Skrzypka nie docierały ani drukowane, ani pestki czereśni, jakimi w niego pluto od pewnego czasu – konkretnie od momentu, kiedy ostatni zapaleniec przekonał się, że wyrzucenie Skrzypka kopniakiem na dwór skutkuje jego powrotem przez okno. Zasadniczo nie wiadomo było, skąd Skrzypkowa pasja do znęcania się nad skrzypcami, nikt też nie miał pojęcia, gdzie „obszczykutas taki jak on" zdobył misternej roboty instrument.

 

Przypadkowe zerknięcia na muzykanta budziły żal wystarczająco głęboki, żeby zechcieć z następną kolejką stoczyć się pod stół. Zapadnięte oczy Skrzypka ginęły pod strzechą brudnych jak chlewik za oberżą włosów, na które uparcie naciągał wymęczony kapelusik z piórkiem. Piórko od zawsze leżało smętnie na rondzie kapelusika, oklapłe jak kluczowy element spomiędzy Skrzypkowych nóg. Ci od utajonej dziurki w skrzypcach zmieniali niekiedy front i twierdzili, że Skrzypek cierpi na permanentny zanik oznak płci męskiej, aczkolwiek nie widywali go nigdy nigdzie poza zajazdem, toteż problem leżał być może w kelnerce, która ostatecznie była tylko i wyłącznie przaśną dziewuchą z dwoma warkoczami do talii, ginącej pod zwałami ekstremalnych piersi. Co kto lubi – od czasu do czasu Dziadzio (każda karczma ma swojego Dziadzia, który zawsze sączy te same szczyny w tym samym kąciku od co najmniej pół wieku) bronił Skrzypka tymi słowy, dając młodej hałastrze do zrozumienia, że nie wszyscy szaleją na widok wiejskich dziurdozapchaj, a już na pewno nie… te, no… artysty. Artysty mają inne gusta i nic chamom do tego. A Dziadzio cieszył się niezgorszym uznaniem, bo owszem, wykopywał perfidne karły z powrotem do ich nor, ale nie dość, że nie ogłuchł, to jeszcze pamiętał swego czasu, jak nazywały się krasnoludzkie nowinki z ostatniej wojny. Niestety, wiek zrobił swoje i Dziadunio codziennie poznawał nowych ludzi w oberży, do której od lat przychodzili tylko i wyłącznie ci sami chłopi, odporni na negatywne efekty czyszczenia kufli śliną i skatowaną przez lata szmatką.

 

Powracając znów do Skrzypka – próbowano z niego wydobyć to i owo, ot, kilka ciekawych informacji, jakie warto przekazać o sobie przyjaciołom od piwa. Niestety, po paru próbach, zawierających nawet zaawansowane narzędzia perswazji (tulipan po butelce samogonu bił rekordy popularności), okazało się, że Skrzypek naprawdę jest niemową i zapewne dlatego tak fenomenalnie dogaduje się z barmanem. Kiedy już wszystkie okoliczne roztropki pogodziły się z myślą, że tą drogą swojej ciekawości nie zaspokoją, raz na jakiś czas jeden z podpitych śmiałków próbował Skrzypka śledzić. Nigdy żaden nie dotrwał jednak do momentu, kiedy Skrzypek kończył grać i wychodził – fakt, pojawiał się codziennie nie wiadomo skąd punktualnie o zachodzie słońca, a rzępolił z maniackim uporem całą noc, jednak gdzie i kiedy znikał – nie odkryto, zaś z każdą kolejną jutrzenką Skrzypek rozpływał się jak kamfora. Do czasu. Do czasu, kiedy drzwi tawerny otworzyły się z hukiem, wpuszczając podmuch lodowatego powietrza (był początek listopada, noce długie, a Skrzypek pitolił coraz bardziej melancholijnie i rozpaczliwie), a oczom wianuszka stałych bywalców ukazała się opatulona w płaszcz postać.

 

Postać okazała się wściekle rudą, żylastą panną około dwudziestki, noszącą podniszczony szpadel, przerzucony ukośnie przez plecy i zamocowany dziwacznymi, podobnymi do rzemieni sznurkami. Panna przedstawiła się jako Grabarka, oznajmiła wszem i wobec, że poszukuje świntucha, który rozgrzebuje jej na cmentarzu mogiły i wykorzystuje w miarę świeże trupy w „taki, kurwa, sposób, że nie chcecie, kurwa, pytać" i zastrzegła, że jak kto nie powie wszystkiego, co wie, to ona mu tą łopatą otwór w dupie chętnie poszerzy. Po jednym spełnieniu swej groźby wszystkie roztropki, poza Dziaduniem, zgodnie wskazały paluchami na rzępolącego Skrzypka, który zdawał się nie zwracać na to wszystko uwagi. Na szczęście Grabarka uwierzyła, że Skrzypek niemową jest i nie próbowała wydobyć z niego głosu per rectum. Pokiwała tylko rudym, skudlonym łbem (a gdyby tylko przestała siąkać nosem i raz w życiu zapoznała się z balią, byłaby z niej niezgorsza dziewunia – później skomentował staromodnie Dziadzio) i wyszła.

 

Przez kilka dni wracała co wieczór, żłopała wszystko, co popadnie, i tylko gapiła się na Skrzypka, ale takim wzrokiem, jakby go nim chciała na miejscu trupem położyć. I nigdy, przenigdy, nieważne, ile wypiła, nawet odrobinę wstawiona nie była. Przyszedł w końcu wieczór i noc, kiedy Grabarka czuwała długo, czuwała, aż wszyscy inni zasnęli na stołach, nawet barman wyciągnął się na ladzie i chrapał w najlepsze. Ruda też udawała, że urwał się jej film, udawała wystarczająco długo i skutecznie, żeby doczekać chwili, gdy torturowanie strun, ukręconych z baranich jelit, dobiegło końca w jednej histerycznej, gwałtownej nucie. Ciszej niż kot, Skrzypek podniósł się ze swego taboretu przy kominku i w kilku zręcznych krokach pokonał odległość dzielącą go od drzwi. Gdy bezszelestnie się za nim zamknęły, Grabarka nie głośniej uniosła się i w chwilę później podążyła za nim.

 

Dopadła go jakieś sześćdziesiąt jardów za oberżą i bez zbędnych pytań odrąbała głowę łopatą, po czym zawlokła na cmentarz, rzuciła w kompost, smarknęła w palce na amen i liczyła, że nareszcie będzie spokój.

 

Przeliczyła się. A Dziadziowi, kurwa jego mać, znowu się upiekło.

 

 

Koniec

Komentarze

Widać, że nie pierwszy raz budujesz domy ze słów. Ten posiada dobrze wylane fundamenty i grube, fachowo wzniesione ściany. Po wejściu do wnętrza ujawnia się przemyślany rozkład okien, światło wpada i załamuje się w taki sposób, że nie chce się stąd wychodzić. Dotknięcie gołą stopą dębowej posadzki nie powoduje ani jednego skrzypnięcia, a wrażenia estetyczne po zestawieniu ich z kolorem ścian są jak najbardziej pozytywne.
Znaczy się, hę, podobało mi się bardzo :)

Bardzo zacny tekst! Napisanyna tyle ładnie, że czyta się go bez jakichkolwiek zgrzytów i nie rodzi się po akapicie czy dwóch chęć szukania błędów.
Jedyna rada - skasuj ten pierwszy akapit - komentarz - bo "słowo wstępne" nie jest potrzebne. Tekst broni sie sam.

Zgadzam się z poprzednimi opiniami :)
btw ciekawa puenta :)
wątpliwości mam tylko co do tego
Skrzypek nosił zgrzebną koszulę, a na nią niezbyt finezyjny, bury kubraczek - to na nią jakoś mi nie pasuje, jakby czegoś tu brakowało ... ale mogę się mylić :)
w każdym bądź razie świetnie się czyta i czekam na następne teksty :)
Pozdrawiam

Dziękuję :) @lbastro - słowem wyjaśnienia miałam nadzieję ograniczyć reakcje podobne do poprzednich, z jakimi spotkał się ten shorcik, w stylu "uuuueeeyyyuoooo, co to jest, bzdet jakiś, szajs, naćkane kurwów i nic poza tym, bez sensu, a puenta niezrozumiała". Ale, skoro mówisz, że tekst broni się sam... chyba faktycznie skasuję :)
@geenee - to prawda, właściwie powinno być "na niej", walczyłam po prostu o regularne dozy prostactwa w każdym zdaniu. :)

bardzo wprawny kawałek. troszkę stereotypowy, ale przyjemny.  zastanawiam się tylko nad tym czy nie nazbyt wulgarny, czy mimo wszystko tych "naćkanych kurwów" nie jest za wiele(bez wylgaryzmów też by się bronił, zważywszy, że to nie gawęda ale mimo wszystko narracja trzecioosobowa). Bez wstępu chyba jednak nie bardzo się broni pod tym względem. Świetna puenta (może poza kurwa jego mać). Duży plus.

Mnie się tam podobało i nieźle się usmiałem przy niektórych hasłach.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Generalnie jest nieźle. Ładnie to opisał JRRW. Czyta się przyjemnie, widać, że masz bujną wyobraźnię. Jest lekko i zabawnie, w stam raz na zwieńczenie dnia.
Pozdrawiam.

Zabawne opowiadanie. Skrzypek umilił mi krótką chwilę. Dzięki!

First - nie jestem chłopem, co najwyżej chłopką, bo natura nie obdarzyła mnie męskim zwisem, secondly: serdecznie upraszam o nie decydowanie za mnie, na co liczę na tej stronie, bo nie jest to z pewnością wysługiwanie się innymi w roli korektorów moich pożal się boże, dzieł (bo że wiele się muszę nauczyć, to wiem aż nadto dobrze).

Opowiadanie zacne - zdecydowanie nie w moim chorym stylu, ale oceniam je jako porządną robotę.

Co do przekleństw - są ludzie, którzy używają kurw w sposób bardziej błyskotliwy od królewskiego sil vous plait fermer la bouche i tu do pewnego momentu takie sprawiały wrażenie, jednak po jakimś czasie zwyczajnie działały na nerwy. Zastanawiam się tylko, co historia Skrzypka - poza zajazdem Gołodupiec - ma wspólnego z fantastyką.

W takim razie wybacz, że dopatrzyłam się męskiego zwisu w męskim nicku, ale tak jakoś nie zwykłam sprawdzać, czy Pawły nie okazują się przypadkiem kobietami. Chyba, że nazwa usera tylko wygląda na imię i coś, i jest o wiele bardziej enigmatyczna. Poza tym nikt za Ciebie nie decyduje, na co liczysz na tej stronie, dowiedziałaś się co najwyżej, jak to wygląda w oczach innych ludzi, a na cokolwiek liczysz, licz się przede wszystkim z krytyką, w końcu to jej szuka tutaj większość publikujących. Zresztą wrzucanie tekstów w takim tempie też nie przyniesie Ci raczej konstruktywnych opinii za każdym razem, ale jor czojs, jak sama zaakcentowałaś. :)
Za słowa uznania dziękuję, a co do tego, co "Skrzypek" ma wspólnego z fantastyką... jeśli ustalimy szczegółowe ramy gatunkowe, wtedy będę mogła się nad tym zastanowić, bo na razie w moich oczach nie odstaje. Nie bardziej niż wiele innych wrzucanych tu tekstów. :)

Dobry tekst, krótki a treściwy, błędów się nie dopatrzyłam. Przekleństwa mi nawet pasowały, jakoś się nie poczułam zgorszona, a nawet z uznaniem stwierdzam, że używasz ich doskonale :) Ktoś kiedyś mówił o "kulturotwórczej mocy brzydkiego wyrazu", tutaj ma ona zastosowanie. A co do fantastyki, khem, khem, jest akapit o krasnoludach? Jest :P
Może nie zostanie we mnie ten tekst nazbyt długo, ale na pewno nie żałuję, że przeczytałam. Poza tym mam słabość do wszelkich historii o "artystach", nawet takich jak Twój Skrzypek :)
Dobra robota. Pozdrawiam.

"uniemilał gościom każdy wieczór" - na dobry początek to mnie rozłożyło

potem jest nieźle

a finał - miodzio :)

nie no, co tu dużo gadać, bardzo mi się ten tekst podoba

Przyjemne, lekkie :) wywołało uśmiech :)

Dobrze napisane opowiadanie ze świetną, zabawną puentą. Przeczytałem z przyjemnością.

Pozdrawiam.

Śmieszne i fajne. Tylko nigdy się już nie dowiem gdzie znikał skrzypek jak go w knajpie nie było :/

 Pozdrawiam

Droga Autorko nie wiem co napisać... a to dlatego, że cholernie zazdroszczę Ci tego tekstu:D Napisałaś go w taki sposób, że nawet na siłę nie mam się do czegoś przyczepić... zaraz coś jest:D chcę więcej:D
a co do samych przekleństw to idealnie się komponują... Nie da się ich zastąpić niczym innym... zresztą to nie są zwykłe "qrwy" czy "chuyee"... to poezja:D
tekst jest na 6... Perełka
Pozdrawiam:D

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Super. Krótkie, ziwęzłe i mądre. Logiczne, wciągające i zadziwiające na końcu. Wyrafinowane przekleństwa, genialne opisy językiem ,,karczmianym'' nieco podobnym do tego, jaki R. Foryś użył w ,,Sztejerze''. Ale lepszym.
Mimo, że mało fantastyki, uważam, że opowiadanie to jest iście świetne.
Zasługuje na wyróżnienie.
Pozdrawiam.

Piórko od zawsze leżało smętnie na rondzie kapelusika, oklapłe jak kluczowy element spomiędzy Skrzypkowych nóg :DDDD. Super historia. Uśmiałam się. Widać, że pisanie z Ciebie wypływa...ot tak. Jest niewymuszone, świetnie uklada się sie w zdania. rewelacja!

Bardzo wszystkim dziękuję za komentarze :D @Wolimir Witkowski - korba, jak tak teraz o tym wspomniałeś, to ja właściwie też nie wiem. Słyszałam, że mieszkał na drzewie... takim z, no wiecie, dziuplami.

Bardzo mile spędziłem czas czytając Twój tekst. Spodobał mi się. Dobry żart wpleciony w pięknie napisaną opowieść. Wulgaryzmy - jakie znowu? Po prostu zgrabnie użyte. Dobra robota :) Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Świetny tekst!
Czyta się bardzo przyjemnie, napisany z dużym wyczuciem, dobry warsztatowo.
W dodatku - oryginalna historia, dowcipnie i wciągająco opisana.
Nic dodać, nic ująć :)

Świetny tekst! Rewelacyjny język i fajna fabuła, obficie okraszona czarnym humorem. A może raczej: czarny humor okraszony fajną fabułą? ;) 6

Nowa Fantastyka