
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Wielka i ciężka łza spłynęła po policzku młodego człowieka siedzącego w trzecim, licząc od kabiny maszynisty, wagonie pociągu warszawskiego metra. Mężczyzna ten miał bujną brodę, krótko przystrzyżone włosy i duże piwne oczy. Miał na sobie ciepły płaszcz, a pod nim czarny garnitur i czerwony krawat. Między jego dwoma błyszczącymi butami stała skórzana teczka. Na białej koszuli widoczne były krople, które spadły już wcześniej. Ich ścieżki błyszczały na twarzy młodzieńca i nie schły.
Patrzył na otaczających go ludzi. Na bezdomnego siedzącego naprzeciwko, którego smród odstraszał wszystkich dookoła, czego wątpliwą zaletą było to, że nikt koło niego nie siedział ani nie stał. Patrzył również na małą dziewczynkę siedzącą kawałek dalej, która machała nóżkami w powietrzu i bez reszty oddała się lizakowi, który trzymała w rękach. Obok dziewczynki siedziała zakochana para. Patrzyli sobie w oczy, całowali się po rękach, po ustach. Nie wymieniali płynów za pomocą jamy ustnej, po prostu dzielili się miłością za pomocą pocałunku. Oboje jeszcze nie uprawiali seksu, nie myśleli o tym. Od razu było widać, że mogliby spędzić ze sobą resztę życia, mieli więc czas na współżycie. Obok nich przy drzwiach pociągu stał kompletnie pijany facet po trzydziestce, podśmiewujący się ze wszystkich i dający wyraźnie do zrozumienia jak bardzo przeszkadzał mu smród bezdomnego. Klął i marszczył nos patrząc w jego stronę. Bezdomny nie zwracał na to uwagi, patrzył przed siebie zamyślony. Obok pijanego stał dresiarz. Jego cierpliwość skończyła się już jakiś czas wcześniej, lecz teraz nie wytrzymał. Kazał pijakowi zamknąć mordę, ten odpowiedział równie przyjemnie i rozpoczęła się awantura.
Młody człowiek w garniturze dalej płakał. Pełne bólu i żalu oczy przeskakiwały z jednej osoby na drugą, obserwował. Poczucie winy rozrywało go od środka, jakby odpowiadał za tych wszystkich ludzi. Jego wzrok zatrzymał się na mężczyźnie, który stał w najdalszej części wagonu. Miał długie popielate włosy i obrzydliwą szramę na twarzy zaczynającą się pod lewym okiem i kończącą się nad prawym kącikiem ust. Przyglądał mu się z obojętną miną.
„Czas kończyć."
Wstał. Zaczął iść w stronę gdzie stał długowłosy ze szramą na twarzy. Nagle stanął i spojrzał na dziewczynkę z lizakiem.
– Jak masz na imię dziewczynko? – spytał nadal płacząc.
Dziecko spojrzało na niego z przestrachem w oczach i złapało za rękę dziewczynę siedzącą obok ze swoim chłopakiem.
– Dorotka – odpowiedziała drżącym głosikiem.
Starsza siostra dziewczynki ścisnęła ją mocniej i przysunęła do siebie. Spojrzała z niepokojem na człowieka w garniturze.
– Powiedz Dorotko, wiesz co to śmierć?
Chłopak dziewczyny poderwał się i spojrzał na młodzieńca z bliska. Wtedy dopiero dostrzegł łzy.
– Odsuń się człowieku. Naćpałeś się, czy jak?
Mężczyzna roześmiał się cicho przez łzy.
– Nie, nie naćpałem się – odpowiedział i pociągnął nosem – Mam po prostu nadzieję, że dziewczynka wie co to jest śmierć. Śmierć jest dla was wybawieniem.
– Dlaczego płaczesz? – ośmieliła się Dorotka
– Bo taki już mój los – szepnął spoglądając ukradkiem na długowłosego ze szramą, który nadal go obserwował – Bo ktoś musi Dorotko.
Postawił teczkę na środku wagonu, z kieszeni wyciągnął spory pilot z dwoma czerwonymi guzikami. Nacisnął lewy. Pilot wydał z siebie dźwięk i drugi guzik zaświecił się.
Mężczyzna stanął pośrodku wagonu i rozejrzał się po twarzach wszystkich dookoła siebie. Nadal płakał, twarz wykrzywił mu grymas bólu. Serce pękało na cztery części wewnątrz klatki piersiowej. Dosłownie. Biło jak szalone. Wiedział, że zaraz bić przestanie. Coraz wolniej i wolniej. Aż w końcu znieruchomieje podzielone na ćwiartki.
– Śmierć będzie wybawieniem, które będzie trwało dla każdego z was tyle samo. – krzyknął przez łzy – I uwierzcie mi. Długo będziecie wybawiani, zanim każdego spotka to na co nie zasłużył.
Ludzie zaczęli szeptać, niepokój rósł z każdą chwilą w każdej piersi, która znajdowała się w tym samym wagonie co mężczyzna w garniturze. Było w nim coś dziwnego. Nawet dresiarz nie miał odwagi się odezwać.
– Bowiem sami stworzyliście sobie świat, w którym dziwka, złodziej i morderca idą do tego samego worka co – spojrzał z jeszcze większym smutkiem na Dorotkę – niewinna dziewczynka.
Przymknął oczy i wziął głęboki oddech.
– WYBAWIENIE! TAK BRZMI…
Uniósł pilot i spojrzał raz jeszcze na ludzi przed sobą.
– On ma bombę! – krzyknął bezdomny.
Dresiarz zareagował natychmiast, rzucił się w stronę młodzieńca w garniturze. Zanim zdołał do niego dotrzeć wszyscy pasażerowie, w dziwny sposób, usłyszeli ostatnie słowa wyszeptane przez usta, po których gęsto spływały łzy.
– …imię moje. – dokończył wciskając prawy guzik na pilocie.
Potężny wybuch rozerwał teczkę, ściany wagonu i skruszył betonowe ściany tunelu, z którego ogromne skalne odłamy spadały na cały pociąg, miażdżąc go i zabijając wszystkich, którzy w nim jechali. Przez jakiś czas wrak sunął jeszcze niosąc ze sobą niesamowity łoskot i snopy iskier. W końcu pociąg został całkowicie pogrzebany pod tonami gruzu, w tunelu zaległa martwa cisza.
Obok zgliszcz oparta o ścianę stała smukła, doskonale umięśniona i naga postać. Całą skórę miała szarą jak popiół. Długie popielate włosy spoczywały na ramionach i plecach. Na twarzy widoczna była paskudna szrama ciągnąca się od lewego oka aż do prawego kącika ust. Beznamiętne i całe czarne jak noc oczy spoglądały na wrak pociągu. Wielkie skrzydła wyrastające tej postaci z pleców otulały całe ciało. Nie były to ptasie skrzydła, wyglądały podobnie jak te, które mają nietoperze. Nie był to ani mężczyzna ani kobieta, ale zdecydowanie bardziej przypominał płeć męską. Po chwili, pośród martwej ciszy rozbrzmiał piękny i delikatny głos wydobywający się z szarych ust, układając się cicho w bardzo starą pieśń.
„Dwanaście pięknych dusz uniosło się w powietrze,
Dwanaście pustych skorup rozpadło się na wietrze.
Dwanaście dobrych uczynków różnych,
Dwanaście tuzinów grzechów próżnych,
Dwanaście szal przeciążonych,
Dwanaście starych cierni pięknej korony.
Dwanaście kropel krwi na piasku rozgrzanym,
wyschną kiedyś, lecz pamiętaj
Dwanaście ich było. Każda czarna niczym grzech."
Kiedy skończył znowu zapadła cisza. Dużo więcej niż dwanaście dusz szykowało się do uniesienia w powietrze. Chwilę potem umierający podnieśli lament. Zaczęli płakać, krzyczeć, jęczeć, prosić o pomoc. Potem wołali już tylko o śmierć. Młody człowiek z bombą w teczce miał rację. Umierali długo, wybawienie potwornie przeciągało się w czasie. Potem każdy z nich dostanie to na co nie zasłużył. Jeszcze nie teraz.
Jeden z pasażerów, którego ręka wystawała ze sterty gruzu, wcale nie umierał. Poruszył palcami. Odgarnął kilka mniejszych kawałków betonu, wyłoniła się głowa. Potem druga ręka i tułów. W końcu wydostał się cały. Otrzepał garnitur, poprawił krawat. Sięgnął do dziury z której się wygrzebał i wyciągnął swoją teczkę. Nie miał żadnej rany, garnitur miał w takim samym stanie jak przed wybuchem. Ani jednego zadrapania. Jakby bomba, która wybuchła tuż pod nim, w ogóle nie istniała. Krzyki i jęki pozostałych pasażerów mówiły jednak coś zupełnie innego. Mimo to, młody mężczyzna w garniturze stał na kupie gruzu nietknięty i ocierał łzy.
– Muszę przyznać, że jebnięty z ciebie skurwiel. – powiedziała szara postać – Myślałem, że posrają się wszyscy w gacie jak zacząłeś swoją gadkę. Prawie sam w nią uwierzyłem. Wybawienie. Fajne imię, aczkolwiek ja bym tak dzieciaka nie nazwał.
– Ty nie możesz mieć dzieci Samuelu. – stwierdził młodzieniec.
– Mówiłem czysto teoretycznie. Po co urządziłeś im tą szopkę?
– Wiesz, że lubię wczuć się w klimat. – mrugnął do skrzydlatego uśmiechając się – Lubię poczuć ich strach zanim się zorientują co ich czeka.
– Fakt. – roześmiał się Samuel – Już jakiś czas minął odkąd sprzedałeś nam swoją duszę. Widzę, że dobrze się bawisz. Nie sądziłem, że będziesz się tak przykładał do roboty.
Mężczyzna uśmiechnął się i stanął obok skrzydlatego. Spojrzał na gruzowisko zamyślony. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, poczęstował Samuela i sam również wziął jednego. Następnie rozległ się dźwięk otwieranej metalowej zapalniczki i po chwili dwa pomarańczowe punkciki żarzyły się w ciemnościach.
– Dokąd ruszamy teraz?
– Do Mannheim. – mruknęła szara postać.
Stali przez chwilę w ciszy.
– Jak myślisz, gdzie jest Bóg? – spytał Samuel.
– Nie wiem. – odparł młodzieniec – Nie wiem gdzie uciekł. Wiem natomiast jak go zmusić do powrotu.
– Doprawdy? Jak?
– Nazywajcie mnie od teraz Jezus. Jezus Chrystus. To go wkurwi. Wtedy wróci.
Ruszyli przed siebie ciemnym tunelem i jeszcze długo słyszeli za sobą jęki umierających zanim skończyło się ich cierpienie. Młody mężczyzna kroczył obok upadłego anioła trzymając walizkę i przypominając sobie twarze ludzi, których przed chwilą zabił. W oczach miał strach, ból i żal. Miłość wypełniała jego pęknięte serce. Wszystko to skrywał pod maską, pod kłamstwem przyklejonym do twarzy dawno temu. Szedł dalej, czekając na to, na co nie zasłużył.
Hmm, mroczne, intrygujące. Zaciekawiłeś mnie tym opowiadaniem. O stylu nie będę pisać, bo każdy ma jaki sobie wypracuje. Dodam jeszcze, że robisz stałe postepy, moim zdaniem. Pozdrawiam.
Mastiff
Dziękuję serdecznie. W takim razie potwierdza się teoria mówiąca o tym, że należy zaczynać od którszych i skończonych opowiadań.
JW
Dziękuję serdecznie. W takim razie potwierdza się teoria mówiąca o tym, że należy zaczynać od którszych i skończonych opowiadań.
JW
Opowiadanie jest okej, dobrze się czyta, nie zauważyłem żadnych rażących (przynajmniej mnie) błędów.
Przy okazji zapraszam do lektury i komentowania mojego.
nic dodać, nic ująć - podoba mi się siła tkwiąca w prostocie tego opowiadania. Niestety, póki co nie mogę wtawiać ocen, ale masz u mnie wirtualną 5tkę.
Dzięki za przeczytanie i opinię!
JW
A mnie się średnio podobało. Ale puenta była niezła i tu duży plus.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Rozumiem. Ważne, że chociaż puenta trafiła gdzie trzeba;).
JW
Puenta - okej, mi się nie podobają akurat dialogi. ^^ Kilka błędów interpunkcyjnych widziałam, wypisywać nie będę, chyba, że chcesz. ;) Ogólnie nie jest źle i będzie jeszcze lepiej, prawda? ;)
Jasne, że będzie. Przecież po to tutaj to publikuje;). Jeśli mogłabyś wypisać błędy interpunkcyjne, to BŁAGAM zrób to.
JW
Oj, długi komentarz. Wybacz, że wszystko słownie opisałam, wygodniej mi tak, niż formatować tekst.
Miał długie popielate włosy i obrzydliwą szramę na twarzy zaczynającą się pod lewym okiem i kończącą się nad prawym kącikiem ust.
Przed drugim "i" powinien być przecinek.
Zaczął iść w stronę gdzie stał długowłosy ze szramą na twarzy.
To zdanie nie jest zbyt ładne, jeśli już, to przecinek przed "gdzie". Ale może " w stronę długowłosego mężczyzny"?
No i jeszcze postawiłabym przecinek przed "ze". Chociaż tu pewna nie jestem, ale tak mi podpowiada moje może trochę spaczone wyczucie.
Jego cierpliwość skończyła się już jakiś czas wcześniej, lecz teraz nie wytrzymał.
Tu zamiast "lecz", bardziej pasowałoby na przykład "więc". Skoro już się skończyła, to jest to równoznaczne z dalszą częścią zdania, a nie przeciwstawne.
Obok nich przy drzwiach pociągu stał kompletnie pijany facet po trzydziestce, podśmiewujący się ze wszystkich i dający wyraźnie do zrozumienia jak bardzo przeszkadzał mu smród bezdomnego.
Przecinek przed "jak".
- Jak masz na imię dziewczynko? - spytał nadal płacząc.
Przecinek przed "dziewczynko" i "nadal".
- Powiedz Dorotko, wiesz co to śmierć?
Przed "Dorotko" też przecinek.
- Odsuń się człowieku. Naćpałeś się, czy jak?
I przed "człowieku".
- Dlaczego płaczesz? - ośmieliła się Dorotka
Brak kropki na końcu. I "ośmieliła" wielką literą zapisane powinno być.
- Bo taki już mój los - szepnął spoglądając ukradkiem na długowłosego ze szramą, który nadal go obserwował - Bo ktoś musi Dorotko.
Przecinek przed "spoglądając" i "Dorotko".
- Śmierć będzie wybawieniem, które będzie trwało dla każdego z was tyle samo. - krzyknął przez łzy - I uwierzcie mi. Długo będziecie wybawiani, zanim każdego spotka to na co nie zasłużył.
Przed "na" przecinek. Może zamiast kropek w zakończeniu jego wypowiedzi wykrzykniki, skoro krzyczał?
Ludzie zaczęli szeptać, niepokój rósł z każdą chwilą w każdej piersi, która znajdowała się w tym samym wagonie co mężczyzna w garniturze. Było w nim coś dziwnego. Nawet dresiarz nie miał odwagi się odezwać.
Przed " co" przecinek.
- Bowiem sami stworzyliście sobie świat, w którym dziwka, złodziej i morderca idą do tego samego worka co - spojrzał z jeszcze większym smutkiem na Dorotkę - niewinna dziewczynka.
Tu też.
Zanim zdołał do niego dotrzeć wszyscy pasażerowie, w dziwny sposób, usłyszeli ostatnie słowa wyszeptane przez usta, po których gęsto spływały łzy.
Przecinek przed "wszyscy". A ten przed "w" moim zdaniem niepotrzebny.
- ...imię moje. - dokończył wciskając prawy guzik na pilocie.
Przed "wciskając" przecinek.
Przez jakiś czas wrak sunął jeszcze niosąc ze sobą niesamowity łoskot i snopy iskier.
Przed "niosąc".
Nie był to ani mężczyzna ani kobieta, ale zdecydowanie bardziej przypominał płeć męską.
Przed drugim "ani" przecinek.
"był", a jednak nie mężczyzna? Zastanowiłabym się nad bardziej nijakim określeniem postaci.
Po chwili, pośród martwej ciszy rozbrzmiał piękny i delikatny głos wydobywający się z szarych ust, układając się cicho w bardzo starą pieśń.
Po "ciszy" też przecinek.
Kiedy skończył znowu zapadła cisza.
I po "skończył".
Potem każdy z nich dostanie to na co nie zasłużył. Jeszcze nie teraz.
Przed "na" przecinek.
Sięgnął do dziury z której się wygrzebał i wyciągnął swoją teczkę.
Przed "z".
Nie miał żadnej rany, garnitur miał w takim samym stanie jak przed wybuchem.
Przed "jak".
Ani jednego zadrapania.
Garnitur nie miał zadrapania? Tak wynika z kontekstu, a chyba nie to miałeś na myśli.
- Muszę przyznać, że jebnięty z ciebie skurwiel. - powiedziała szara postać - Myślałem, że posrają się wszyscy w gacie jak zacząłeś swoją gadkę. Prawie sam w nią uwierzyłem. Wybawienie. Fajne imię, aczkolwiek ja bym tak dzieciaka nie nazwał.
Błąd w zapisie. Kropka po "postać", a nie po "skurwiel".
Przecinek przed "jak".
- Ty nie możesz mieć dzieci Samuelu. - stwierdził młodzieniec.
Przecinek przed imieniem. I również kropki. Dwie nie są potrzebne, tę po imieniu można wyrzucić.
- Wiesz, że lubię wczuć się w klimat. - mrugnął do skrzydlatego uśmiechając się - Lubię poczuć ich strach zanim się zorientują co ich czeka.
Przecinek przed "uśmiechając". "Mrugnął" wielką literą. Kropka po "klimat" niech pojdzie na spacer i zatrzyma się po " uśmiechając się".Przecinek przed "co". Przed "zanim" tez bym postawiła.
- Fakt. - roześmiał się Samuel - Już jakiś czas minął odkąd sprzedałeś nam swoją duszę. Widzę, że dobrze się bawisz. Nie sądziłem, że będziesz się tak przykładał do roboty.
Analogiczna sytuacja z kropką, jak wyżej.
- Do Mannheim. - mruknęła szara postać.
Dwie również niepotrzebne.
- Nie wiem. - odparł młodzieniec - Nie wiem gdzie uciekł. Wiem natomiast jak go zmusić do powrotu.
Kropkę po "młodzieńcu", nie po "wiem". Może lepiej "dokąd uciekł" ? I po tym też przecinek, nasz ulubieniec. I przed "jak".
Ruszyli przed siebie ciemnym tunelem i jeszcze długo słyszeli za sobą jęki umierających zanim skończyło się ich cierpienie.
I przed "zanim" też mógłby się znaleźć, według mnie.
Młody mężczyzna kroczył obok upadłego anioła trzymając walizkę i przypominając sobie twarze ludzi, których przed chwilą zabił.
Przed "trzymając".
To by było bodajżde tyle. Chociaż nie wiem, czy czegoś nie pominęłam. I może sama też gdzieś się pomyliłam. No ale starałam się. ^^
Generalnie zaproś pana Przecinka na herbatę i porozmawiaj z nim. Zapytaj, które częsci zdania lubi, będziesz wiedział, koło kogo posadzić go na następnym przyjęciu. ^^
I zawsze możesz mnie zapytać, chociaż ekspertem nie jestem, ale tego Pana kiedyś torturowałam, by wyjawił mi z kim się przyjaźni.
Wybacz te dziwne porównania, pozdrawiam.
Porównania przypadły mi do gustu, zdecydowanie. Bardziej mnie zdziwiło to, że parę minut po dziewiątej chciało Ci się napisać taką listę!
A tak na poważnie - dziękuję bardzo. Faktycznie, muszę ostro przećwiczyć kwestię interpunkcji. Cieszę się, że ktoś mi wyłożył kawę na ławę, Pani Ranny Ptaszek;).
JW
Porównania przypadły mi do gustu, zdecydowanie. Bardziej mnie zdziwiło to, że parę minut po dziewiątej chciało Ci się napisać taką listę!
A tak na poważnie - dziękuję bardzo. Faktycznie, muszę ostro przećwiczyć kwestię interpunkcji. Cieszę się, że ktoś mi wyłożył kawę na ławę, Pani Ranny Ptaszek;).
JW
Pani Ranny Ptaszek nie spała od piątej. Chciałaby powiedzieć, że to dlatego, iż miała napad Weny i musiała pędzić do klawiatury... Ale niestety, bezsenność wywołana cięższym przeziębieniem. ^^
Kawę bardzo lubię, więc mogę napisać - do usług. ^^
PS
Nie wszelakiego rodzaju! Tylko tych związanych z opowiadaniem...^^
Haha! Rozumiem;).
JW
Haha! Rozumiem;).
JW
Całkiem, całkiem. Z dotychczasowych twoich tekstów ten jest, moim zdaniem, najlepszy.
Pozdrawiam.
Dziękuję, postaram się napisać więcej "całkiem, całkiem" opowiadań:).
JW