- Opowiadanie: brejniakd - Księga (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Księga (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Księga (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Elena spoglądała na zachód. W jej przepięknych szafirowych oczach odbijało się słońce przegrywające daremną walkę z ciemnością.

Bo ciemność zawsze nadchodzi, prędzej czy później, acz nieubłaganie.

Jej nieziemsko wręcz urodziwa twarz o wysokich kościach policzkowych i niewielkim, zgrabnym nosku była ozłacana przez ostatnie karneolowe promienie zanikającej gwiazdy. Z lekkim westchnieniem zwróciła wdzięczną główkę ku wschodowi, w którą to stronę zamierzała się udać do swego domostwa na nocny spoczynek. Niestety to, co ujrzała po tej stronie nieboskłonu nie było dobrą wróżbą na przyszłość: ciemne, nabrzmiałe deszczem chmury gromadziły się wysoko, przesłaniając morze połyskujących gwiazd.

Elena zaciągnęła mocniej pas swej opończy by ochronić szczupłe ramiona przed wzmagającym się wiatrem, pochyliła głowę naciągając na ognistorude jedwabiste loki kaptur.

Droga wiodła długo. Dziury wypełnione suchym pyłem wraz z wodą tworzyły coś na kształt niewielkich bagien gotowych wciągnąć w swe niezmierzone czeluście nieostrożnych wędrowców.

Gdy dziewczyna dotarła do upragnionego domu była przemoczona do najmniejszego szwu babcinych wełnianych skarpetek. Jednak jej radość zmąciło nagłe i niespodziewane pojawienie się czegoś… choć nie jest to adekwatne określenie tej istoty. Zza rogu chatki wyślizgnęła się wysoka tajemnicza męska sylwetka ostro rysująca się na tle koralowych ścian.

Elena zmartwiała przejęta grozą wywołaną nadejściem niesamowitej postaci opatulonej długim onyksowym okryciem z wysoko postawionym kołnierzem jako ochrona przed mocno zacinającym mroźnym deszczem. Dziewczyna stała i obserwowała jak zbliżał się ku niej z wolna, a poły jego płaszcza wydymały się za nim niczym olbrzymie skrzydła kruka.

– Elena.

Dziewczyna poczuła gęsią skórkę na ramionach wywołaną brzmieniem jego głosu. Wydawało się jak gdyby nie wydostawał się z w wnętrza jego istoty, lecz dochodził gdzieś z pobliskiego lasu. Obejrzała się przez ramię mając nadzieję, że istota nie zwraca się do niej, ale przemoczony szlak za jej plecami był przerażająco pusty.

– Ja… kim jesteś? – Jej drżący głos nawet w jej własnych uszach wydawał się żałosny.

– Jestem Marc – odpowiedziała istota podchodząc jeszcze bliżej. – I potrzebuję twojej pomocy.

Marc chwycił Elenę za rękę i poprowadził do wnętrza budynku. Nawet się nie zdziwiła, że drzwi domu, które zamknęła po wyjściu dzisiejszego ranka ustąpiły tak łatwo.

– Poszukuję Smocze Księgi – oznajmił przybysz wychodząc dalej korytarzem do salonu, – a ty pomożesz mi ją znaleźć.

– A jeśli tego nie zrobię?

Elena żałowała, że nie zdążyła się ugryźć w język, ale było za późno: pytanie już padło.

Mężczyzna złożył kołnierz i zapalił jedną jedyną święcę; jej blask padł w upiorny sposób na tak urodziwą męską twarz, jakiej Elena nigdy dotąd nie widziała. Marc złapał ją za ramiona i zbliżył swe oblicze do niej.

– Jeżeli mi odmówisz – szepnął głosem, który wcale nie przypominał szeptu, – to zabiorę twoją duszę i będę ją dręczył przez całą wieczność.

– Jak?… Dlaczego?…

– Widzisz, Eleno, to nie będzie takie trudne gdyż jestem demonem.

Jego ponury śmiech odbijał się od ścian tworząc nieprzyjemny pogłos. Elena marzyła tylko o tym żeby znaleźć się gdziekolwiek indziej tylko nie w swoim własnym domu.

Demon zaciągnął dziewczynę po schodach do piwnicy. Elena jeszcze nigdy tam nie schodziła, bo to miejsce wydawało się mieć jakąś ponurą, ciemną atmosferę, która zawsze sprawiała, że na Elena czuła się bardzo niepewnie i przepełniona trwogą.

Marc ściągnął rozciągnięty na posadzce niewielki dywan, wyciągnął z cholewki wysokiego buta cienki, długi i niezwykle ostry sztylet, którym rozciął naskórek na dłoni dziewczyny, która jęknęła z bólu. Bała się jednak zrobić coś nierozważnego, aby sztylet nie znalazł się na jej szyi. Marc ścisnął rękę dziewczyny aż na ziemię upadło kilka kropel gęstej karmazynowej cieczy. Nagle krople jak gdyby ożyły i powiększyły swoją objętość: na podłodze utworzyła się wielka plama, która rosła i rosła, aż zajmowała całkiem pokaźną powierzchnię. Wtedy rubinowy płyn zaczął lśnić i połyskiwać, aż zakończył swój żywot w potężnym rozbłysku światła, który oślepił oboje na kilka sekund. Gdy światło zniknęło spojrzeli w powstałą dziurę.

Pod płaszczem Marca coś zaczęło się poruszać jakby jego ciało tworzyły setki pełzających węży, wściekły pomruk niezadowolenia zdawał się ją oplatać jak wijące się gady. Marc złapał dziewczynę i rzucił ją o ścianę, aż całe powietrze uciekło z jej płuc. Zachłysnęła się starając się nie pokazać bólu oraz zamrugała szybko, żeby schować niechcianą łzę.

– Krypta jest pusta! – Głos demona ciął niczym brzytwa. – Komu oddałaś Księgę? Powiedz! Komu?

Każde słowo podkreślał uderzając nią raz za razem o ścianę. Uwięził jej spojrzenie wzrokiem, jego ciemne tęczówki zawężały jej pole widzenia do dwóch gagatowych punktów.

– Kto zabrał Księgę? Kto zabrał Księgę? Kto zabrał Księgę? Kto zabrał Księgę? Kto zabrał Księgę?… – Jego słowa zamieniły się w mantrę powtarzaną raz za razem, aż w końcu Elena zaczęła wpadać w trans. Powoli jej świadomość odpływała w niebyt, a jej ciało zostało opanowane przez jakiegoś ducha.

– Jestem Marion. – Z ust Eleny wypłynął dziwny odległy głos.

– Kim jesteś?

– Jestem prababką dziewczyny, którą tak beztrosko szarpiesz. Powiedz, czego chcesz demonie i mnie uwolnij.

– Chce wiedzieć, dlaczego nie ma tutaj Smoczej Księgi. Szukam jej już wiele dziesięcioleci i wszystkie przesłanki wskazują na to, że to jedyne możliwe miejsce gdzie mogłaby się ona znajdować.

– To prawda. Księga była tutaj ukrywana przez stulecia, a pieczę nad nią sprawowały potomkinie naszego rodu. Wiedza o niej była przekazywana z matki na córkę przez niezliczone pokolenia; miałyśmy ją chronić, aby nie wpadła w niepowołane ręce.

– Co się z nią w takim razie stało?

Zaległa cisza. Marc wiedział, że Marion nie chciała mu zdradzić tej tajemnicy, ale miał już doświadczenie w zmuszaniu duchów aby były mu posłuszne. Lekko zmarszczył brew, a dusza, którą trzymał na uwięzi zaczęła zwijać się w agonii.

– Przestań! – Wyjęczała nabrzmiałym bólem głosem. – Powiem, co chcesz wiedzieć.

– Słucham więc.

– Ojciec Eleny dowiedział się o Księdze i potwornościach w niej zapisanych.

– Co z nią zrobił? Gdzie ją ukrył?

– Zabrał ją wiele lat temu do Świątyni Czystości.

– Świątynia Czystości?

– Tak. Sądzę, że o niej słyszałeś.

– Oczywiście, że tak. Jesteś wolna, odejdź.

Demon puścił dziewczynę, która przybrała swój naturalny, lekko przestraszony wyraz twarzy.

– Idziemy – zakomenderował Marc wchodząc po schodach na górę.

– Dokąd?

– Idziemy odzyskać moją Księgę. Do tego potrzebuję twojej pomocy.

Wyszli na zewnątrz. Deszcz wciąż zacinał wściekle, lecz wiatr nieco osłabł. Nagle z nieba spłynął ogromny skrzydlaty cień. Był tak ciemny, że pochłaniał wszelką jasność. Elena jeszcze nigdy nie widziała takiego stwora. Jego cielsko przypominało wielkiego węża, a z jego boków wyrastały ogromne skórzane skrzydła. Miał też dwie pary potwornych i zapewne ostrych szponów.

– Co to jest? – Wyszeptała bojąc się podnieść głos, aby potwór nie zwrócił na nią uwagi.

– To jest nasz środek lokomocji. Tylko uważaj, Illumn nie lubi gwałtownych ruchów. Chodź.

Marc pomógł wejść dziewczynie na grzbiet smoka, a potem sam się wspiął po wielkich łapach aby usiąść i objąć ja silnymi ramionami tak, aby nie spadła w czasie lotu. Potężne skrzydła załomotały i zwierzę uniosło się w przestworza niosąc na swych plecach dwójkę pasażerów.

 

***

Świątynia Czystości była wielkim, porażająco pięknym budynkiem wykonanym z niezwykle kunsztownie ciosanych ogromnych bloków lazurytu mieniącym się pięknymi złotymi plamkami w srebrzystym świetle księżyca w pełni. Lecieli tak długo aż udało im się uciec przed burzą. Teraz pozostało już niewiele do pierwszego brzasku.

Podróżnicy wylądowali na błoniach w pobliżu portalu Świątyni i zasunęli się z grzbietu Ilumna pozwalając mu odlecieć i posilić się czymś, co będzie w stanie upolować.

– Wejdziesz do Świątyni, znajdziesz Smoczą Księgę i przyniesiesz mi ją. – głos Marca był tak stanowczy, że nie budził żadnych podstaw do polemiki.

– Dlaczego nie zrobisz tego sam?

Westchnienie Marka przepełnione było niedowierzaniem i ubolewaniem nad swoim okrutnym losem.

– To jest Świątynia Czystości. – Począł tłumaczyć z resztką cierpliwości, jaka mu została do wykorzystania w tym milenium. – Można się zatem domyślać, że mają tam wstęp jedynie osoby czyste, a jak sądzę wciąż jesteś dziewicą?

Elena nie odpowiedziała, ale jej policzki zabarwiły się na intensywnie rubinowy kolor.

– Jednak nie rozumiem, dlaczego tak ci zależy na tej Księdze.

– To nie jest jakaś księga. Jest ona oprawiona w skórę perłowego smoka, istniał tylko jeden jedyny o takiej barwie i podobno był niezwykle potężny. Jednak babce twej babki twej babki twej babki twej babki udało się go okiełznać i podstępem go uśmierciła. A musisz wiedzieć, że byłą z niej potężna czarownica. Wszystkie zaklęcia zawarte w tej Księdze wypisane są krwią dziewic. Można tam znaleźć najpotężniejsze zaklęcie jakie udało się dotąd stworzyć.

– Co to za zaklęcie?

– Można nim podporządkować sobie istoty posiadające dusze. Wszystkie te istoty, które usłyszą wypowiadane zaklęcie staną się niewolnikami maga na wieczność.

Elena weszła po schodach do ogromnej bramy, która otwarła przed nią swe podwoje. Wnętrze było przestronne, a posadzka wysadzana była szafirami. Na końcu ogromnej komnaty znajdował się ołtarz na podwyższeniu. Dziewczyna skierowała tam swoje kroki widząc, że leży na nim mieniący się mlecznymi błyskami w świetle niezliczonej ilości świec przedmiot. Pełna nabożnej czci sięgnęła po przepiękną Księgę i zabrała ją. Zauważyła, że tuż obok leży długi sztylet z wielką obsydianową perłą wpuszczoną w rękojeść. Ostrze było niezwykłej urody z wygrawerowanymi starożytnymi runami. Postanowiła je również zabrać.

Wyszedłszy ze Świątyni ruszyła w stronę niecierpliwie czekającego demona. Wyciągnęła Księgę w jego stronę, a gdy wziął ją w swe dłonie sięgnęła po sztylet i wbiła go prosto w serce Marka.

– Mogłeś zawładnąć moim sercem – krzyknęła, – ale nie pozwolę ci zniewolić świata!

Z rany na piersi demona zaczęła sączyć się krew, a kiedy osunął się na kolana dał się słyszeć niesamowity ryk przeszywający powietrze. To Illumn poczuł, że jego pan jest umierający.

Elena złapała księgę i uciekła. Postanowiła wziąć przykład ze swych protoplastrzyń i ukryć Księgę przed zakusami złych istot.

 

***

Jednak Elena nie była świadoma tego, że ten wyjątkowy sztylet służył do uśmiercenia Perłowego smoka, a nie demona…

Koniec

Komentarze

Cóż... fatalnie się składa, robisz konkurencje mojemu „Wojownikowi Północy". Rewelacyjne.

Moje ulubione:
Droga wiodła długo.
Demon zaciągnął dziewczynę po schodach do piwnicy.
Mogłeś zawładnąć moim sercem - krzyknęła, - ale nie pozwolę ci zniewolić świata!

;)


Jeśli chodzi o uwagi:

- Poszukuję Smoczej Księgi
Popraw sobie błąd, brakuje Ci literki „j".

Marc ściągnął rozciągnięty na posadzce niewielki dywan, wyciągnął z cholewki wysokiego buta cienki, długi i niezwykle ostry sztylet, którym rozciął naskórek na dłoni dziewczyny, która jęknęła z bólu. - Rozbiłabym na dwa zdania, żeby nie powtarzać słowa „które", tj. zmieniłabym na: „ ...którym rozciął naskórek na małej dłoni. Dziewczyna jęknęła z bólu."

...ale miał już doświadczenie w zmuszaniu duchów aby były mu posłuszne. Nie prościej byłoby „...w zmuszaniu duchów do posłuszeństwa"?

 

Czekam na część drugą :D

 

OK, do konkursu.

Nowa Fantastyka