- Opowiadanie: Renald - Piekielnie dobry inspektor (KOSMIKOMIKA 2011)

Piekielnie dobry inspektor (KOSMIKOMIKA 2011)

Au­to­rze! To opo­wia­da­nie ma sta­tus ar­chi­wal­ne­go tek­stu ze sta­rej stro­ny. Aby przy­wró­cić go do głów­ne­go spisu, wy­star­czy do­ko­nać edy­cji. Do tego czasu moż­li­wość ko­men­to­wa­nia bę­dzie wy­łą­czo­na.

Oceny

Piekielnie dobry inspektor (KOSMIKOMIKA 2011)

– Wczo­raj miał pan być, panie Gajda – za­uwa­żył pro­ku­ra­tor, otwie­ra­jąc przed in­spek­to­rem drzwi swo­je­go biura.

– No wiesz pan, ro­bo­ta – wy­ja­śnił po­li­cjant roz­kła­da­jąc ręce.

 

– Pro­szę usiąść. – Urzęd­nik, drob­ny czło­wiek z wiecz­nie za­dar­tą głową, wska­zał krze­sło, ale Gajda minął je i za­siadł wy­god­nie w fo­te­lu za biur­kiem.

 

Pro­ku­ra­tor nie wy­glą­dał na zdzi­wio­ne­go, ze sto­ic­kim spo­ko­jem zajął miej­sce prze­zna­czo­ne dla go­ścia.

 

– No to mów pan, panie Piłat o co cho­dzi, bo czasu nie mam – po­le­cił in­spek­tor.

 

– Wo­lał­bym, żeby się pan do mnie zwra­cał po na­zwi­sku no­si­cie­la, Ostrow­ski mia­no­wi­cie – wy­nio­słym tonem wy­ra­ził ży­cze­nie pro­ku­ra­tor.

 

– Wiem jak się na­zy­wa praw­dzi­wy pro­ku­ra­tor, bo to mój dobry ko­le­ga. Po­wo­li za­czy­na mi go bra­ko­wać.

 

– On nie­ste­ty nie od­wza­jem­nia pań­skich uczuć, za­ła­mał się wła­śnie przez pana. Opę­ta­nie jak naj­bar­dziej mu od­po­wia­da – za­ko­mu­ni­ko­wał urzęd­nik.

 

Gajda spoj­rzał na Pi­ła­ta nie­na­wist­nym wzro­kiem, zma­nie­ro­wa­ne gesty pro­ku­ra­to­ra do­pro­wa­dza­ły go do szału. Opa­no­wał się jed­nak, po­prze­sta­jąc na zło­śli­wym prze­drzeź­nia­niu ru­chów urzęd­ni­ka.

 

– Skoro pan już tu jest, to chciał­bym omó­wić jedną spra­wę, która wła­śnie mi się przy­po­mnia­ła – prze­mó­wił pro­ku­ra­tor, cier­pli­wie prze­cze­kaw­szy dzie­cin­ne za­cho­wa­nie po­li­cjan­ta. – Po cho­le­rę pan się na mnie skar­żysz, wszę­dzie gdzie się da? Czy ja na­praw­dę się nad panem znę­cam? Co ja ta­kie­go panu zro­bi­łem, że się pan mścisz na każ­dym kroku? – Piłat z tru­dem skry­wał gniew.

 

– Za Chry­stu­sa by­dla­ku! – za­wo­łał in­spek­tor po­trzą­sa­jąc pal­cem.

 

– Cie­ka­wa ta pań­ska sym­pa­tia do Je­zu­sa, zwłasz­cza jeśli wziąć pod uwag, że actis te­stan­ti­bus, jest pan an­ty­chry­stem.

 

– Bzdu­ra! – wy­buch­nął gnie­wem Gajda.

 

Na szczę­ście zdo­łał się opa­no­wać i po serii głę­bo­kich od­de­chów wró­cił do roz­mo­wy.

 

– Ja się panu dzi­wie. Pan je­steś czło­wiek uczo­ny, świa­to­wy nawet. I pan mi tu z ta­ki­mi za­bo­bo­na­mi wy­ska­ku­jesz? Ja prze­cież czło­wiek z krwi i kości je­stem. No je­stem, czy nie je­stem?

 

– Jak naj­bar­dziej, ale zważy pan, że wspo­mnia­ny przez pana Jezus, też przy­szedł na świat jako czło­wiek.

 

– No niech bę­dzie, ale co ze mnie za an­ty­chryst, skoro ja z na­tu­ry dobry je­stem – zro­bił nie­win­ną minę Gajda.

 

– Wy­mu­sza­nie ze­znań, tor­tu­ry, prze­kup­stwo, po­bi­cia, pi­jań­stwo, skry­to­bój­stwa, kłam­stwa… – wy­li­czał na pal­cach Piłat.

 

– Wszyst­ko w słusz­nej spra­wie, – prze­rwał mu in­spek­tor – bądź w afek­cie, nie liczy się. Cel uświę­ca środ­ki.

 

– No wła­śnie panie Gajda, w tym rzecz, że wcale nie. Jak się panu wy­da­je, gdzie po śmier­ci tra­fił Ma­chia­vel­li?

 

– Z takim na­zwi­skiem, to tylko w pie­kle może się znaj­do­wać je­go­mość – za­kpił roz­ba­wio­ny in­spek­tor.

 

– Istot­nie, tyle że ze zgoła in­ne­go po­wo­du. Jako naj­go­ręt­szy zwo­len­nik, wspo­mnia­nej przez pana idei, za­miesz­ku­ję ten sam po­ziom pie­kiel­ny co Hi­tler i Sta­lin. No dobra, ale ja z panem o ta­kich spra­wach dys­ku­to­wać nie będę, bo z panem to za­wsze: A ver­bis ad ver­be­ra.

 

– Prze­stań pan do mnie prze­kli­nać po grec­ku, bo ja lubię jak się po ludz­ku roz­ma­wia!

 

Piłat po­czuł na sobie nie­na­wist­ne spoj­rze­nie, które Gajda oszczę­dzał spe­cjal­nie na takie oka­zje. Pro­ku­rat świa­dom tego, że roz­mo­wa spo­czę­ła w nie­bez­piecz­nym punk­cie, po­sta­no­wił ra­to­wać się zmia­ną te­ma­tu.

 

– Szef dzwo­nił.

 

– Ooo. – Po­ki­wał głową za­cie­ka­wio­ny po­li­cjant – Pytał o mnie?

 

– Jak za­wsze, cie­ka­wi go czy pan w końcu zmą­drzał i za­czął przy­go­to­wy­wać się do sto­cze­nia osta­tecz­nej bitwy z si­ła­mi dobra.

 

– Się przy­cze­pił no, pier­dziel jeden – po­skar­żył się in­spek­tor.

 

– No wie pan, stary jest, zmę­czo­ny, czeka na eme­ry­tu­rę, a tu końca świa­ta nie widać.

 

– Bo by się po­go­dził, prze­pro­sił za błędy mło­do­ści i byłby spo­kój. Ale nieee… Ob­ra­żo­ny wiel­ce, pierw­szy ręki nie poda i tylko spo­koj­nym lu­dziom życie za­tru­wa – mówił z głę­bo­kim prze­ko­na­niem Gajda.

 

– Za­da­nie ma dla nas – oświad­czył urzęd­nik. – Rzekł­bym na­tu­ry po­li­tycz­nej.

 

– Takie to ja lubię naj­bar­dziej, zo­sta­ło mi jesz­cze z ube­cji. Mów pan, byle jasno i zwięź­le.

 

– Z Ha­de­sem są pro­ble­my.

 

– Z Ha­de­sem? – zdzi­wił się in­spek­tor. – To on nie ma de­men­cji?

 

– Ma, tyle że to już tylko ma­rio­net­ka. Stoi za nim ktoś młody, am­bit­ny i bar­dzo prze­bie­gły. Za jego spra­wą zwięk­szy­ła się emi­gra­cja z pie­kła. Agen­ci z Tar­ta­ru in­dok­try­nu­ją po­tę­pio­nych, opo­wia­da­ją jakie to u nich wspa­nia­łe wa­run­ki; lep­sze po­wie­trze bez tok­sycz­nych wy­zie­wów, mniej ro­bo­ty i same przy­jem­no­ści.

 

– Bar­dzo do­brze. Kon­ku­ren­cja dźwi­gnią han­dlu – po­pi­sał się wie­dzą eko­no­micz­ną Gajda. – Może Ksią­żę Po­nu­rak w końcu ja­kieś re­for­my za­pro­wa­dzi.

 

– Emi­gra­cja jest mu na rękę. Oko na te spra­wy przy­my­ka, wie pan jak prze­lud­nie­nia nie lubi. Pro­blem w tym, że ape­tyt ro­śnie w miarę je­dze­nia. Ha­de­sow­cy już nie tylko w pie­kle, ale i na ziemi dzia­łal­ność mają pro­wa­dzić, kult Ha­de­sa na ca­łe­go chcą wskrze­sić. Wy­wiad, ostrze­ga, że nie­dłu­go na rynek wcho­dzą i na tą oka­zję jakąś grub­szą nie­spo­dzian­kę przy­go­to­wa­li – pro­du­ko­wał się Pro­ku­ra­tor pod­czas, gdy znu­dzo­ny Gajda, za­czął ry­so­wać coś na le­żą­cych przed nim ak­tach.

 

– Zo­ba­czy­my czy panu uda się cze­goś do­wie­dzieć w tej spra­wie – po­wie­dział urzęd­nik, ra­tu­jąc przed zbez­czesz­cze­niem do­ku­men­ty.

 

Gajda wark­nął za­wie­dzio­ny, że nie dano mu do­koń­czyć pe­ni­sa, który za­po­wia­dał się wy­jąt­ko­wo do­brze.

 

– Po­wo­dze­nia życzę. – Piłat nie­roz­waż­nie podał dłoń in­spek­to­ro­wi.

 

Gajda grzecz­nie ją uści­snął, nawet zdo­był się na uśmiech, który od­wza­jem­nił urzęd­nik.

 

Uścisk prze­dłu­żał się, a mina pro­ku­ra­to­ra rze­dła, bo dłoń po­li­cjan­ta za­ci­ska­ła się ni­czym sta­lo­we ima­dło. Piłat stęk­nął, jęk­nął, wy­giął się i pi­skli­wym gło­sem za­wo­łał:

 

– Niech się pan zli­tu­je!

 

Gajda zli­to­wał się, ale do­pie­ro gdy w dłoni nie­szczę­śni­ka cos gruch­nę­ło.

 

Piłat szlo­cha­jąc przy­ło­żył obo­la­łą dłoń do brzu­cha.

 

– Za Je­zu­sa by­dla­ku, za Je­zu­sa! – za­wo­łał po­li­cjant wy­cho­dząc z pro­ku­ra­tor­skie­go biura.

 

 

*

 

 

 

In­spek­tor po­sta­no­wił z miej­sca zająć się spra­wą Ha­de­su. Jeśli po­gło­ski do­ty­czą­ce nad­cho­dzą­cej akcji Tar­ta­ru były praw­dzi­we, to mu­siał coś o tym wie­dzieć Ar­ka­diusz, zwy­kle naj­le­piej obe­zna­ny w po­dob­nych spra­wach. In­for­ma­tor był anio­łem wy­gna­nym i to nie przez Boga by­naj­mniej; było to jak naj­bar­dziej wy­gna­nie do­bro­wol­ne, wy­ni­ka­ło z mod­ne­go ostat­ni­mi czasy zczło­wiecz­cze­nia się istot wyż­szych. W za­świa­tach za­pa­no­wa­ła moda na ludz­kie wy­na­laz­ki, szcze­gól­nie ha­zard, pi­jań­stwo i roz­pu­stę.

 

In­spek­tor, żył z Ar­ka­diu­szem w sym­bio­zie, dbał by po­li­cja trzy­ma­ła się z dala od na­le­żą­cych do anio­ła bur­de­li, w za­mian mógł li­czyć na cenne in­for­ma­cje.

 

Było przed po­łu­dniem, więc Gajda nie miał wąt­pli­wo­ści, że za­sta­nie anio­ła w jego luk­su­so­wym miesz­ka­niu, gdzie za­zwy­czaj od­sy­piał nocne życie.

 

– Wsta­waj łajzo! – wołał po­li­cjant po raz ko­lej­ny, dzwo­niąc do drzwi.

 

In­spek­tor nie prze­sta­wał ha­ła­so­wać, do­pó­ki w drzwiach nie po­ja­wił się Ar­ka­diusz w po­śpiesz­nie na­rzu­co­nym na sie­bie je­dwab­nym szla­fro­ku. Z aniel­skiej urody nic mu jesz­cze nie ubyło. Wy­glą­dał tak do­brze, że na widok jego ślicz­nej buźki Gajda cho­wał ręce do kie­sze­ni, za bar­dzo kor­ci­ło go, by roz­kwa­sić aniel­ską twarz.

 

– Witam, witam, co cię do mnie spro­wa­dza? – grzecz­ny jak za­wsze anioł przy­wi­tał Gajdę, gdy ten już tro­chę mniej kul­tu­ral­nie, wła­ził do środ­ka, nie cze­ka­jąc na za­pro­sze­nie. – Gość w dom Bóg w dom! Czuj się jak u sie­bie – po­wie­dział Ar­ka­diusz wska­zu­jąc salon.

 

Miesz­ka­nie in­for­ma­to­ra było ko­lej­nym po­wo­dem by go nie lubić. Gajdy nie stać by było na coś ta­kie­go nawet, gdyby kazał sobie pła­cić po­trój­ną war­tość ła­pó­wek.

 

– Na­pi­jesz się cze­goś? – za­py­tał anioł.

 

– Nie dzię­ku­ję, na służ­bie je­stem – od­parł Gajda.

 

– Chory je­steś Mie­ciu, czy jak?

 

– Żar­to­wa­łem tylko, za­wsze chcia­łem tak po­wie­dzieć. Nalej mi, byle moc­ne­go, bo cho­ru­ję, po wszyst­kim co ma po­ni­żej czter­dzie­stu pro­cent.

 

– Czemu za­wdzię­czam ten za­szczyt? – za­py­tał in­for­ma­tor, po­da­jąc po­li­cjan­to­wi kufel whi­sky.

 

– Słu­chaj przy­ja­cie­lu, nie mam do­brych wie­ści – za­czął in­spek­tor, od­wra­ca­jąc wzrok od anio­ła, który wła­śnie na­le­wał sobie al­ko­hol do szklan­ki. – Przy­sze­dłem oso­bi­ście, bo myślę, że bę­dzie le­piej jak usły­szysz to ode mnie. Mam nakaz aresz­to­wa­nia.

 

Ar­ka­diusz aż się za­krztu­sił. Serię kaszl­nięć prze­rwał po­li­cjant sil­nym ude­rze­niem w plecy. Anioł runął na zie­mię.

 

– Mie­ciu, przy­się­gam, mó­wi­ła że ma osiem­na­ście! – tłu­ma­czył się wsta­jąc.

 

– Ale ty głupi je­steś, na żar­tach się nie znasz? Ja bym cię po­zwo­lił aresz­to­wać, my­ślisz? A od czego ma się przy­ja­ciół?

 

– Masz racje, głupi je­stem, ale wiesz jakie czasy, ni­ko­mu ufać nie można. Brat tylko pa­trzy, jak tu bratu szty­let w plecy za­sa­dzić. Mów Mie­ciu, co tam ci trze­ba, wiesz, że ja dla cie­bie wszyst­ko. – Ar­ka­diusz roz­pro­sto­wy­wał obo­la­łe od pierw­szej po­mo­cy plecy.

 

– Jakaś akcja ludzi z Tar­ta­ru się szy­ku­ję. Coś o nich wiesz?

 

– Jak miał­bym nie wie­dzieć, skoro to my żeśmy ich po­cząt­ki fi­nan­so­wa­li?

 

– O to cie­ka­we, mów dalej – po­le­cił Gajda.

 

– Spra­wie­dli­wych coraz mniej, wszy­scy się do pie­kła garną. Trze­ba było coś wy­my­ślić, jakąś prze­ciw­wa­gę dla sił pie­kiel­nych zna­leźć. No to ktoś wy­my­ślił, żeby im kon­ku­ren­cję oży­wić. Po­pły­nę­ły środ­ki, sze­ro­kim stru­mie­niem do Tar­ta­ru, a że nie­do­ma­ga­ją­ce­go Ha­de­sa łatwo kon­tro­lo­wać, tym le­piej. Tyle, że z cza­sem Ha­de­sem za­czął ste­ro­wać ktoś inny. Nikt nie wie, kto to taki, wiem tylko, że zdą­żył już jed­nym i dru­gim zajść za skórę – opo­wia­dał anioł po­pi­ja­jąc ze szklan­ki.

 

– Po­trze­bu­ję na­mia­ry na ja­kie­goś ich agen­ta, żeby śledz­two mogło ru­szyć z miej­sca.

 

– A pro­szę bar­dzo: Sta­ni­sław Za­wadz­ki, Woj­ska Pol­skie­go 74a. Szko­li ludzi, ponoć ta­kich in­struk­to­rów jest wię­cej, ale nie wiem kto ko­or­dy­nu­je ich pracę.

 

– Do czego szko­li?

 

– A to już umów­my się Mie­ciu, ty mi po­wiesz, bo ja wię­cej nic nie wiem.

 

– Dzię­ki za drin­ka – po­wie­dział od­kła­da­jąc pusty kufel Gajda. – Zo­stał­bym dłu­żej , ale wiesz jak za­pra­co­wa­ny je­stem. Do zo­ba­cze­nia ga­dzie.

 

 

*

 

 

Gajda po­przez lu­stro we­nec­kie zaj­rzał do po­ko­ju prze­słu­chań.

 

– Cwa­nia­czek – oce­nił sie­dzą­ce­go tam typa z tro­chę za dużą głową.

 

– Nic nie po­wie­dział – za­ra­por­to­wa­ła blond ulu­bie­ni­ca in­spek­to­ra, ko­mi­sarz So­wiń­ska.

 

– Pró­bo­wa­li­ście „Nędz­ni­ków"? – za­py­tał Gajda, nie prze­sta­jąc wpa­try­wać się ba­daw­czo w jeńca.

 

– „Nędz­ni­ków", „Komu bije dzwon", „Jądro ciem­no­ści" a nawet „ Hra­bie­go Monte Chri­sto". Ten facet może nie wy­glą­da, ale to naj­więk­szy twar­dziel od cza­sów Krwa­we­go Heńka – mó­wi­ła po­li­cjant­ka.

 

– Hm – mruk­nął w za­my­śle­niu po­li­cjant. – Trze­ba bę­dzie się­gnąć do cze­goś spe­cjal­ne­go. „Prze­mi­nę­ło z wia­trem", tego nie wy­trzy­ma.

 

– Czy to aby nie prze­sa­da? Są pewne gra­ni­ce – za­nie­po­ko­iła się dziew­czy­na.

 

– Albo my ich So­wiń­ska, albo oni nas.

 

– Ja wiem, że „Prze­mi­nę­ło z wia­trem" to pań­ski au­tor­ski pro­jekt, ale do tego trze­ba cier­pli­wo­ści i opa­no­wa­nia. Jak do tej pory to się za­wsze koń­czy­ło in­ten­syw­ną te­ra­pią.

 

– Wezmę po­dwój­ną dawkę na uspo­ko­je­nie – oświad­czył Gajda.

 

– Już pań­ska zwy­kła dawka po­wa­li­ła­by bi­zo­na, a pan chce po­dwój­ną za­ży­wać?

 

– Nie pękaj dziew­czy­no, lecę po sprzęt – po­wie­dział in­spek­tor za­cie­ra­jąc ręce.

 

In­spek­tor wszedł do po­ko­ju prze­słu­chań, nucąc ulu­bio­ną me­lo­dię utwo­ru Arki Noego. Za­wadz­ki nawet na niego nie spoj­rzał, skrzy­żo­wał ręce na pier­si, wle­pia­jąc wzrok w ścia­nę. Gajda zdjął z grzbie­tu wy­pcha­ny po brze­gi ple­cak i po­sta­wił go pod sto­łem. Wolne krze­sło dla prze­słu­chu­ją­ce­go, prze­sta­wił obok za­trzy­ma­ne­go agen­ta. Sia­da­jąc spoj­rzał na Za­wadz­kie­go.

 

– Mam na­dzie­ję, że nie po­psu­jesz za­ba­wy i nie pęk­niesz za szyb­ko. – po­wie­dział wy­grze­bu­jąc z ple­ca­ka album ze zdję­cia­mi.

 

Nie­wzru­szo­ny agent wpa­try­wał się bez słowa przed sie­bie.

 

– To ja, moje pierw­sze zdję­cie. Uro­cze praw­da? – za­chwy­cał się Gajda wska­zu­jąc pal­cem czar­no­bia­ły czwo­ro­kąt. – A tu mnie kąpią, niby taka si­ka­wecz­ka, a co z tego potem wy­ro­sło…

 

 

 

– Twar­dy je­steś – przy­znał Gajda wy­cią­ga­jąc drugi album. – Ale cze­kaj, się wy­ciecz­ki za­czną, a jak prze­trwasz wszyst­ko, to ci ko­lek­cję znacz­ków po­ka­żę.

 

Przy trze­cim al­bu­mie Za­wadz­ki już nie był taki twar­dy, za­czął się wier­cić, od­wra­cał wzrok. Przy pią­tym skrył się pod stół, ale Gajda nie od­pusz­czał. Nim skoń­czył opi­sy­wać szó­sty album, prze­słu­chi­wa­ny bła­gał by in­spek­tor prze­stał; ale po­ka­zy­wa­nie zdjęć po­chło­nę­ło po­li­cjan­ta tak bar­dzo, że opa­mię­tał się do­pie­ro, gdy je­niec usi­ło­wał roz­trza­skać sobie głowę o ścia­nę.

 

– Do czego szko­li­łeś tych ludzi!? – za­py­tał Gajda sta­jąc nad ku­lą­cym się na ziemi Za­wadz­kim.

 

– Mają gło­sić słowa na­sze­go pana Ha­de­sa, gdy na­sta­ną dni jego gnie­wu. Wię­cej nic nie wiem, przy­się­gam!

 

– Łżesz, by­dla­ku już ja z cie­bie wy­ci­snę wszyst­ko! – za­wo­łał in­spek­tor chwy­ta­jąc album.

 

– Nie, bła­gam! Zdra­dzę czło­wie­ka, który mnie zwer­bo­wał!

 

– Słu­cham – prze­mó­wił po­li­cjant sto­jąc nad prze­słu­chi­wa­nym z go­to­wym do akcji al­bu­mem.

 

– Piotr Mi­cha­łow­ski!

 

– Co? – zdzi­wił się Gajda. – Oj­ciec Piotr Mi­cha­łow­ski?

 

– Tak to on, to on. – Je­niec roz­kle­ił się już cał­ko­wi­cie, mazał się jak małe dziec­ko.

 

– Łżesz łajzo, to mój spo­wied­nik jest! Jesz­cze od­szcze­kasz…

 

 

 

Widok za­my­ślo­ne­go przy biur­ku Gajdy, gryzł się z ki­pią­cą ży­ciem resz­tą ko­mi­sa­ria­tu. Nic tam nie po­zo­sta­wa­ło w bez­ru­chu, krzą­ta­li się po­li­cjan­ci, awan­tu­ro­wa­ły się pro­sty­tut­ki, ktoś się kłó­cił, ktoś wy­gra­żał. Sło­wem bur­del.

 

– Chyba pan prze­sa­dził z Za­wadz­kim – za­gad­nę­ła So­wiń­ska.

 

– W jakim jest sta­nie? – za­in­te­re­so­wał się in­spek­tor.

 

– Naj­bar­dziej sen­sow­ne, co do­tych­czas po­wie­dział, to, to że jest ko­lo­ro­wym pta­kiem.

 

– No to chyba będę mu­siał po­roz­ma­wiać z ojcem Pio­trem – po­wie­dział stru­ty po­li­cjant.

 

 

*

 

 

– O kogo ja widzę? Wchodź, co tak sto­isz Mie­czy­sła­wie? – przy­wi­tał mil­czą­ce­go Gajdę oj­ciec Piotr.

 

Miesz­ka­nie księ­dza było skrom­ne, po­dob­ne wra­że­nie spra­wiał po­czci­wie wy­glą­da­ją­cy ka­płan.

 

– Usiądź pro­szę – Piotr wska­zał miej­sce przy stole. – Chcesz kawę czy her­ba­tę?

 

– Dzię­ku­ję, nie mam na nic ocho­ty – od­parł po­li­cjat sto­jąc.

 

– Coś cię trapi przy­ja­cie­lu, coś się stało? – za­nie­po­ko­ił się ksiądz, wi­dząc przy­gnę­bie­nie in­spek­to­ra.

 

– A no stało, stało.

 

– Mów śmia­ło, wiesz że mnie mo­żesz zwie­rzyć się ze wszyst­kie­go.

 

– Cho­dzi o to… – Gajda prze­rwał, pró­bu­jąc bez­sku­tecz­nie opa­no­wać ogar­nia­ją­cą go złość. – … że ksiądz je­steś he­re­tyk, apo­sta­ta, od­szcze­pie­niec i Ju­dasz! Wiem o wszyst­kim! – wy­buch­nął nagle Gajda. Mimo, że wra­że­nie jakie wtedy spra­wiał, nie jed­ne­go prze­ko­na­ło­by o pie­kiel­nym po­cho­dze­niu in­spek­to­ra, ksiądz za­cho­wał zimną krew.

 

– To nie tak Mie­tek – po­wie­dział ka­płan sia­da­jąc. – Anioł mi się ob­ja­wił – za­czął tłu­ma­czyć na­tchnio­nym gło­sem. – Długo mówił jakie to złe czasy na­de­szły, ty zresz­tą wiesz, wi­dzisz jak mało osób w ko­ście­le. Nie­biań­ski po­wie­dział, że czas to zmie­nić, kazał zgło­sił się do ta­kie­go jed­ne­go i z nim układ za­wrzeć. Ja mam tylko he­re­ty­kom ludzi na ka­zno­dzie­ji wy­szko­lić, a oni tam u sie­bie pod zie­mią stwo­rzą za­ra­zę. Jak lu­dzie na wła­snej skó­rze gniew boży od­czu­ją, znowu uwie­rzą. Siły nie­czy­ste sko­rzy­sta­ją, fał­szy­we słowo gło­sząc, ale dla nas ko­rzyść więk­sza.

 

– Może to i nie głu­pie. – Za­my­ślo­ny Gajda usiadł przy stole. – Ja już od dawna mówię, że taka za­ra­za to by się tu przy­da­ła, żeby ziar­no od ple­dów od­dzie­lić.

 

– A wi­dzisz bra­cie, takie czasy na­de­szły, że cel uświę­ca środ­ki – prze­mó­wił ksiądz.

 

Gajda wzdry­gnął się.

 

– Wła­śnie nie – po­wie­dział olśnio­ny. – Niech ksiądz to powie Pi­cas­so­wi.

 

– Co? – zdzi­wił się Piotr.

 

– No Pi­cas­so, naj­więk­szy gło­si­ciel wspo­mnia­nej przez księ­dza idei, za to teraz w pie­kle gnije. Poza tym góra od śre­dnio­wie­cza po­dob­nych rze­czy się nie prak­ty­ku­je, ktoś księ­dza zma­ni­pu­lo­wał. Jesz­cze się wszyst­ko od­krę­ci – po­wie­dział Gajda pod­ry­wa­jąc się z miej­sca. – Kiedy ta za­ra­za?

 

– Za ty­dzień ma wy­buch­nąć, ale prze­ka­żą mi ją już dziś o pół­no­cy.

 

– Da radę ją ksiądz zneu­tra­li­zo­wać?

 

– Chyba tak.

 

– No to gdzie to prze­ka­za­nie ma na­stą­pić? – za­py­tał Gajda z od­zy­ska­nym ani­mu­szem. – A, i jesz­cze jedno, ksiądz mi tego anio­ła do­kład­nie opi­sze.

 

 

*

 

 

Prze­ka­za­nie za­ra­zy, poza nie­groź­nym po­tur­bo­wa­niem agen­ta Ha­de­su, od­by­ło się bez więk­szych kom­pli­ka­cji. Gajda za­po­mniał szpie­gow­skie­go szy­fru i mu­siał siłą wy­drzeć klat­kę z za­ra­zą. Stwo­rze­nie ma­ją­ce przy­nieść za­gła­dę ogrom­nej ilo­ści ludzi od razu urze­kło in­spek­to­ra, który co chwi­la za­glą­dał do klat­ki nie mogąc się na­pa­trzeć.

 

Pierw­szy raz szó­sty zmysł dał Gaj­dzie znać, gdy wcho­dził po scho­dach do miesz­ka­nia księ­dza. Nim wspiął się na dru­gie pię­tro, prze­czu­cie było tak silne, że mi­mo­wol­nie wy­cią­gnął pi­sto­let. Drzwi do miesz­ka­nia Pio­tra były lekko uchy­lo­ne, in­spek­tor nie wy­pusz­cza­jąc z dłoni cen­ne­go ła­dun­ku, wśli­zgnął się do środ­ka. Nagle pokój roz­świe­tli­ło świa­tło wy­strza­łu. Ra­nio­ny w pierś po­li­cjant runął na zie­mię, nie do­strzegł na­past­ni­ka, kątem oka zo­ba­czył tylko le­żą­ce­go w ka­łu­ży krwi księ­dza. Padły ko­lej­ne strza­ły, ale Gajda już nie po­czuł ra­nią­cych go kul, ktoś tylko upew­niał się, że in­spek­tor nie wsta­nie.

 

 

*

 

 

Gajda prze­bu­dził się w szpi­ta­lu, oto­czo­ny me­dycz­ną apa­ra­tu­rą. Nie pa­mię­tał w jaki spo­sób tra­fił do szpi­ta­la, więc zdzi­wił się, wi­dząc za­ban­da­żo­wa­ny po szyję kor­pus. Mi­nę­ło jesz­cze parę go­dzin nim wró­ci­ła mu ja­sność umy­słu. Wtedy za­czął przy­po­mi­nać sobie ostat­nie wy­da­rze­nia. Przy oka­zji do­kład­nie wszyst­ko sobie prze­my­ślał.

 

Burz­li­we re­ak­cje my­ślo­we do­pro­wa­dzi­ły do zdu­mie­wa­ją­ce­go za­cho­wa­nia in­spek­to­ra. Ener­gicz­ny­mi, acz­kol­wiek nie­sko­or­dy­no­wa­ny­mi ru­cha­mi, uwol­nił się od apa­ra­tu­ry i odzia­ny je­dy­nie w far­tuch, który nie­wia­do­mo dla­cze­go nie osła­nia po­ślad­ków, po­szedł wy­pi­sać się ze szpi­ta­la; a że to nie takie pro­ste wy­pi­sać się w środ­ku nocy, poza tym nikt o zdro­wych zmy­słach nie wy­pu­ścił by pa­cjen­ta w takim sta­nie, Gajda opu­ścił szpi­tal sa­mo­wol­nie. I co cie­ka­we, nie prze­szko­dzi­ła mu w tym nawet goła dupa.

 

Ubraw­szy się jak czło­wiek, pro­sto ze swo­je­go miesz­ka­nia ru­szył w od­wie­dzi­ny do sta­re­go przy­ja­cie­la.

 

Ar­ka­diusz spał słod­ko jak nie­mow­lę. Prze­bu­dzi­ło go ja­kieś dziw­ne sa­pa­nie. Onie­miał ze stra­chu, gdy po za­pa­la­niu lamp­ki, uj­rzał nad łóż­kiem wku­rzo­ne­go Gajdę. In­spek­tor chwy­cił go bły­ska­wicz­nie i ci­snął o szafę. Impet ude­rze­nia był tak po­tęż­ny, że od ma­syw­ne­go mebla od­le­cia­ły drzwicz­ki. Gajda do­sko­czył do oszo­ło­mio­ne­go anio­ła i spra­wił, że ten prze­le­ciał na drugą stro­nę sy­pial­ni i lą­du­jąc roz­trza­skał szkla­ny sto­lik.

 

– Od razu wy­da­ło mi się po­dej­rza­ne, gdy ksiądz po­wie­dział, że uka­zał mu się anioł – mówił po­li­cjant wol­nym kro­kiem zbli­ża­jąc się, do pró­bu­ją­ce­go wstać Ar­ka­diu­sza. Oczy in­spek­to­ra pło­nę­ły pie­kiel­ną nie­na­wi­ścią, przed którą stru­chlał by naj­od­waż­niej­szy nawet demon. – Dziw­nym tra­fem opis tego anio­ła bar­dzo przy­po­mi­nał cie­bie. – Gajda po­mógł wstać Ar­ka­diu­szo­wi.

 

– Mie­ciu to fa­tal­ne nie­po­ro­zu­mie­nie, o co ty mnie po­dej­rze­wasz? – pró­bo­wał ra­to­wać się obo­la­ły in­for­ma­tor.

 

– Długo się za­sta­na­wia­łem, po co miał­byś za­da­wać sobie tyle za­cho­du. W końcu do­sze­dłem do wnio­sku, że jeśli komuś uda­ło­by się stwo­rzyć od­trut­kę, nim zaraz wy­buch­nie, zdo­był­by for­tu­nę i wiel­ką wła­dzę. Ge­nial­na de­duk­cja, nie­praw­daż? – koń­cząc mówić Gajda, po­tęż­nym cio­sem w brzuch spra­wił, że Ar­ka­diusz padł na pod­ło­gę zło­żo­ny jak scy­zo­ryk.

 

– Naj­bar­dziej nie da­wa­ło mi spo­ko­ju py­ta­nie, dla­cze­go na­pro­wa­dzi­łeś mnie na wła­ści­wy trop. Aż w końcu mnie olśni­ło. Wie­dzia­łeś, że ten po­mysł mnie urzek­nie, za­an­ga­żu­ję się i bę­dzie można mi przy­pi­sać winę.

 

Gajda chwy­cił po­kasz­lu­ją­ce­go anio­ła za gar­dło i przy­ci­snął go do ścia­ny.

 

– A teraz mnie po­słu­chaj – po­li­cjant wy­cią­gnął pi­sto­let i przy­sta­wił go do aniel­skiej sła­bi­zny. – Moż­li­we że się mylę, ale ty i tak masz tylko jedną szan­sę oca­le­nia klej­no­tów. Od­po­wiedz mi na jedno pro­ste py­ta­nie. Jeśli nie znasz od­po­wie­dzi, to twój pech, ja i tak wy­strze­lę. Ro­zu­miesz?

 

Ar­ka­diusz, nie cze­kał na py­ta­nie in­spek­to­ra, wska­zał pal­cem na roz­trza­ska­ną szafę. Gajda do­pie­ro teraz w ob­na­żo­nym wnę­trzu do­strzegł zna­jo­mą klat­kę.

 

– Do­ga­da­my się, od­pa­lę ci po­ło­wę. Sam nie znaj­dziesz ni­ko­go, kto wy­two­rzy serum – prze­mó­wił po­tur­bo­wa­ny Ar­ka­diusz.

 

Po­li­cjant wy­cią­gnął klat­kę z szafy.

 

– Tę­sk­ni­łaś za mną? – za­py­tał piesz­czo­tli­wie, za­glą­da­jąc do wnę­trza.

 

– No dobra co mi tam, od­pa­lę ci sie­dem­dzie­siąt pro­cent. No za­sta­nów się Mie­ciu – mówił trzę­sąc się ze stra­chu anioł.

 

– Po­zdrów ode mnie Pi­cas­sa – po­wie­dział po­li­cjant wy­cią­ga­jąc pi­sto­let.

 

– Mie­ciu, ja­kie­go…

 

Gajda z hu­kiem i bez zbęd­nych for­mal­no­ści od­pra­wił nie­le­gal­ne­go imi­gran­ta.

 

 

*

 

 

 

– Jak się pan miewa? – Piłat przy­wi­tał Gajdę w biu­rze, za­cho­wu­jąc znacz­ny dy­stans. Za­gip­so­wa­na ręka nie po­zwa­la­ła za­po­mnieć z kim, miał do czy­nie­nia.

 

– Wy­bor­nie, rany się goją – oznaj­mił in­spek­tor, jak zwy­kle sia­da­jąc na miej­scu pro­ku­ra­to­ra.

 

– Czy­ta­łem pań­ski ra­port. Cie­szę się, że udało się panu skło­nić tych prze­stęp­ców, by przy­zna­li się do za­bi­cia księ­dza i Ar­ka­diu­sza. Co jak co, ale za­tu­szo­wać spra­wę pan po­tra­fi – mówił Piłat za­bie­ra­jąc do­ku­men­ty z biur­ka, przy­po­mnia­ły mu się ar­ty­stycz­ne skłon­no­ści in­spek­to­ra.

 

– Nie takie nu­me­ry się ro­bi­ło! – pu­szył się Gajda.

 

– Choć z tru­dem mi to przy­cho­dzi, musze pana po­chwa­lić, za­po­biegł pan ka­ta­stro­fie. A skoro mowa o za­ra­zie, w ra­por­cie nie ma wzmian­ki o tym, co się z nią stało – za­uwa­żył urzęd­nik.

 

Gajda uśmiech­nął się sze­ro­ko.

 

– O nie panie in­spek­to­rze, to zbyt nie­bez­piecz­ne, nie może pan jej za­trzy­mać!

 

– Spo­koj­nie, już ją oswo­iłem, przy­no­si mi kap­cie. Nie w gło­wie jej żadne wy­bu­cha­nie – oznaj­mił dum­nie Gajda wsta­jąc.

 

– Panie in­spek­to­rze, tak nie można! – za­wo­łał, za wy­cho­dzą­cym po­li­cjan­tem Piłat.

 

– Chyba mnie nie ukrzy­żu­je­cie, co?! – zza drzwi do­szedł głos re­cho­czą­ce­go in­spek­to­ra.

Koniec

Komentarze

haha, to opo­wia­da­nie ma w sobie wię­cej mocy, niż więk­szość pa­te­tycz­nych "dzieł" tutaj.

In­spek­tor Gajda jest za­je­bi­sty :>

Pią­tecz­ka za po­pra­wę hu­mo­ru - kro­pecz­ka na ko­niec. 

cał­kiem przy­jem­nie się czy­ta­ło.
cza­sem draż­ni­lo nie­doj­rza­łe po­czu­cie hu­mo­ru, ale więk­szość żar­tów trzy­ma­ła po­ziom.
nie mogę oce­nić punk­to­wo więc ode mnie tylko słow­na czwó­recz­ka.

Dobre :)

nie no, drugi raz tu wra­cam, tak mi się spodo­ba­ło. 

Gra­fi­ka wła­sna? Nie­zwy­kle su­ge­styw­na. 

OK, do kon­kur­su. 

 

Paweł, ry­su­nek nie jest mój, ale rze­czy­wi­ście mówi wszyst­ko o Gaj­dzie.

Przy­jem­ny tekst i mo­men­ta­mi cał­kiem za­baw­ny.

Po­zdra­wiam.

Cał­kiem przy­jem­ne opo­wia­da­nie.  Ale te fo­to­gra­fie - czy to nie kalka z Prat­chet­ta?

Nie wiem, nie lubie Prat­chet­ta.

Fajne :) Lubię ta­kich an­ty­bo­ha­te­rów. 5

Nowa Fantastyka