- Opowiadanie: darktea128 - Koniec Świata

Koniec Świata

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Koniec Świata

Każdy z nas wiedział, że w końcu przyjdzie, jednak nikt nie chciał w to wierzyć. Bo czy to możliwe, że nagle życie na Ziemi zniknie, że miliony lat ewolucji i rozwoju pójdą na marne? A co z nowinkami techniki, z szalonymi wizjami modyfikacji genów? Moglibyśmy przecież mieć idealny świat, idealnych ludzi. Nikt przecież nie patrzył, że niszczymy matkę naturę coraz bardziej, że zanieczyszczamy ekosystem, by żyło nam się lepiej. Ale nie wiemy jak żyło się kiedyś. Może właśnie wtedy było lepiej, kiedy na ulicach nie było setek tysięcy samochodów, kiedy nie było komórek i komputerów a pióra gęsie i kałamarze. Zresztą… Przecież to już nie ma znaczenia…

Nikt nie wie, czy to co się stało, to apokalipsa zapowiedziana w Biblii, czy może po prostu naturalna kolej rzeczy. Było nas za dużo, coraz więcej ludzi, a to z kolei prowadziło do większej ilości kupowanych i eksploatowanych samochodów, do większego zużycia wody i detergentów, do zatruwania coraz bardziej świata freonami z dezodorantów.

Najczarniejsze scenariusze nie zakładały tego, co przyszło. Myśleliśmy, że dotknie nas przede wszystkim gniew Gai, w końcu coraz powszechniejsze były huragany, powodzie, trzęsienia ziemi. To w jakimś stopniu zapowiadało, jak się nam wydawało najprawdopodobniejszy scenariusz. Nakręcono nawet film 2012, ale prawda wygląda jak zawsze inaczej. Niektórzy wieszczyli trzecią wojnę światową, inni coraz bardziej rozprzestrzeniające się konflikty o dostęp do wody pitnej, której powoli zaczynało brakować na naszym globie. Jednak to wszystko to była tylko teoria, wymysł ludzkiej wyobraźni. Bo koniec świata przyszedł zbierając swoje najkrwawsze w historii ludzkości żniwo, ale wyglądał zupełnie inaczej. Był o wiele gorszy niż ktokolwiek zakładał. Cóż, jesteśmy jak dinozaury, niektórzy z nas wciąż żyją, ale wiemy, że niedługo przyjdzie i nasz czas. Co wtedy po nas pozostanie? Nic. Zostaniemy zapomniani, wymazani z historii. Może jeszcze kiedyś odrodzi się życie, może znów zacznie się wszystko od nowa. Tego jednak nie wiemy. Nie będzie nam dane tego dożyć.

*

 

Było już ciemno i zimno. Przeciągnął się ospale na krześle, jego oczy wpatrywały się w migający na ekranie kursor. Nie lubił nocnej zmiany, choć trzeba przyznać, że miało też to swoje uroki, bo nikt nie dzwonił po nocy, nie składał zamówień. A jednak wolałby spać teraz obok swojej żony, czuć jej ciało obok siebie. Byli młodym, 5-letnim małżeństwem, może dlatego nie znudzili się jeszcze sobą.

Telefon zadzwonił o 3 w nocy. Pomyślał najpierw, że ktoś się pomylił, ale po dziesiątym sygnale podniósł słuchawkę.

– Tato, coś się stało mamusi – głos jego córki był cichy, prawie szepczący.

Przestał być senny w momencie.

– Co się stało kochanie? – zapytał. Ogarniał go paraliżujący strach.

– Mamusia nie oddycha.

– Już jadę. – Zerwał się z miejsca. Nie odłożył nawet słuchawki.

– Powiedz szefowi, że coś się stało mojej żonie. Muszę do niej jechać – krzyknął do kolegi.

Do domu jechał łamiąc przepisy, nie tylko te dotyczące prędkości, ale również te dotyczące linii ciągłych i zakazu wyprzedzania. Minął nawet radiowóz ukryty w krzakach, ale policjanci, albo nie mieli ochoty go ścigać, albo smacznie sobie spali, bo noc była zimna i cicha.

Ręce mu drżały, kiedy próbował kluczem trafić do zamka. Liczył na to, że mała się pomyliła. W końcu miała tylko 4 latka. Nauczyli ją dzwonić do niego, gdyby coś się stało, lecz najczęściej dzwoniła mówiąc radośnie: „Tatusiu, kocham cię”. On też ją kochał, najmocniej na świecie.

Udało mu się trafić kluczem do zamka, przekręcił go i wbiegł do mieszkania. Nie zdejmował butów, Natalia siedziała na łóżku koło swojej mamy. Przyklęknął przy żonie.

– Kamila, Kamila – zaczął nią delikatnie potrząsać, lecz jego żona leżała bez ruchu. Zapalił światło, by przyjrzeć się jej lepiej. Chyba nie oddychała. Sprawdził puls. Nie było.

Wykręcił numer pogotowia.

– Dobry wieczór. Moja żona chyba nie żyje – powiedział łamiącym się głosem. – Nie, nie wiem, co się stało. Leży w łóżku tak jak się położyła.

Podał adres, rozłączył się. Wziął żonę na ręce i położył na dywanie. Zaczął ją reanimować na tyle, na ile nauczył się tego na kursie pierwszej pomocy. Starał się być ostrożny, by nie połamać jej żeber. Jego próby były jednak daremne. Oddech nie powrócił, podobnie jak bicie serca. Usiadł, podciągnął kolana pod brodę i zaczął płakać. Trząsł się cały.

– Tatusiu, czy mamie nic nie będzie? – Natalia tuliła się to do matki to do niego. A on milczał, wiedząc, że już więcej nie zobaczy swojej żony.

 

*

Kiedyś miałem żonę. Najpiękniejszą kobietę na świecie. Tak przynajmniej uważam. Była idealna. Ciemne włosy, czarujący uśmiech, brązowe oczy. Kochałem w niej wszystko: jej wady, zalety. Dla mnie była ucieleśnieniem marzeń, aniołem zesłanym na ziemię. Nie wnikałem w to, dlaczego z ogromnego grona jej wielbicieli wybrała właśnie mnie. Po co miałem to robić? Dała mi przecież szczęście, radość, zmieniła moje życie na lepsze. A rok po ślubie dała mi śliczną córeczkę.

Kochałem je obie, sam nie wiem, którą bardziej. Natalia była moją córką, miała część moich genów, a Kamila była kobietą mojego życia, z którą chciałem być do końca świata i jeden dzień dłużej.

Tego pamiętnego wieczoru ją straciłem. Odeszła na zawsze nie wiedzieć czemu. Trzy dni później straciłem córkę.

Mój świat się zawalił, przestał istnieć. Chciałem podciąć sobie żyły, ale brakło mi odwagi. Chciałem wziąć garść tabletek, lecz apteczka świeciła pustkami. Zostałem sam. Bez sił by żyć, by stawiać czoła dniu codziennemu. Jak się jednak okazało, nie ja jeden straciłem to, co kochałem. Było nas więcej. Znacznie więcej.

*

 

– Panie prezydencie, mamy poważny problem. – Sekretarz Obrony wszedł do sali konferencyjnej.

– O co chodzi?

– W ciągu trzech dni umarło sto tysięcy kobiet i następują kolejne zgony. Na razie nie znamy przyczyny.

– Czy to może być atak bioterrorystyczny?

– Nie możemy tego wykluczyć. Ale podobne sygnały dochodzą od naszych przyjaciół zza oceanu.

– Czyli co? Epidemia? Pandemia?

– Tego też nie możemy wykluczyć.

– Więc wyślijcie tam najlepszych specjalistów, zamknijcie teren. Postarajcie się nie wywołać przy tym paniki, bo to co się stanie na drogach to dopiero będzie katastrofa. Ludzie zaczną uciekać setkami tysięcy.

– Obszary umieralności rozsiane są po wszystkich stanach.

– Powiedzmy sobie szczerze. Nie bardzo się na tym znam. Więc masz wolną rękę. Jeżeli trzeba wypowiedzieć wojnę Iranowi czy irakijskim terrorystom zrobimy to.

– Dziękuję, sir. Proszę umieścić małżonkę w jakimś bezpiecznym miejscu. Ten wirus, bakteria czy co to jest chyba nie atakuje mężczyzn.

– Jaka jest szansa na opanowanie tego?

– Nie wiem, musimy mieć nadzieję.

– Niech Bóg ma nas w swojej opiece.

– W rzeczy samej. Niech ma nas w swojej opiece.

 

*

 

Moja żona i córka nie były jedyne. Zawodzenie mężczyzn słychać było najpierw w naszej kamienicy, później w całym mieście. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Może to był kolejny atak terrorystyczny, tym razem na ogromną skalę? Wiadomo było tylko, że umierały kobiety, te które kochaliśmy najmocniej. Pewnie nikt nie rozpacza po śmierci swojej teściowej, ale śmierć córki czy żony, którą kocha się ponad wszystko to cios potężny, zwalający z nóg nawet największych twardzieli.

Dzwoniłem do AIG, do „Edenu”, prawie wszystkie formalności były już załatwione, pogrzeby miały się odbyć równocześnie. Rodzina Kamili przeżyła to mocniej niż ja. To przecież było ich dziecko. Ja płakałem i piłem, piłem i płakałem.

Dzień przed pogrzebem zjawili się jacyś ludzie w kombinezonach, z maskami na twarzy. Powiedzieli, że zabrali ciała do zbadania, bo trzeba ustalić co się stało. Mężczyzn też poddano badaniom, pobierano krew, robiono prześwietlenia. Wszystko w mobilnym laboratorium mieszczącym się w przyczepie tira.

Niektórzy z nas myśleli, żeby opuścić miasto, to jednak zostało zamknięte. Ustawiono blokady z zasiekami jak za czasów wojny, żołnierze z karabinami pilnowali, by nikt nie przeszedł na drugą stronę.

Zostawiono nas samych ze sobą, ze sklepami pełnymi wódki – zrozpaczonych mężczyzn chcących jakoś złagodzić ból duszy.

Dużo czasu nie minęło, gdy sklepy monopolowe świeciły pustkami. Siedziałem z innymi mężczyznami na ławce w parku. Piliśmy na umór. Policjanci chodzili wokół, lecz nikt nie wlepiał nikomu mandatu. Oni też pociągali wódkę, jednak z piersiówek, by nie było to zbyt ostentacyjne. Ci z innych miast zostali tu uwięzieni podobnie jak my. Nikt nie mógł pisnąć nawet słowa o tym, co się dzieje. By zachować wszystko w tajemnicy odcięto telefony i łącza internetowe, przywieziono też jakieś urządzenie zakłócające komórki i bezprzewodowy dostęp do sieci.

Nosiłem cyfrówkę przy sobie, by chwalić się innym moją rodziną. Oni też pokazywali sobie zdjęcia nawzajem. Tylko to nam pozostało. Kilkadziesiąt megabajtów danych i wspomnienia, które w końcu wyblakną. Och, Kami, nawet nie wiesz, ile bym dał, żeby móc cię jeszcze raz zobaczyć, przytulić, pocałować. Jesteś… byłaś całym moim światem, moim słońcem i księżycem.

 

*

 

– Witam, panie prezydencie. – Sekretarz Obrony wszedł do gabinetu owalnego, w którym czekali już ministrowie i senatorowie. Za chwilę miała rozpocząć się wideokonferencja pomiędzy prezydentami wszystkich państw, w których doszło do identycznych zgonów.

– Witaj. Nie wiem, co mamy zrobić. Media nie musiały nawet węszyć, bo zaczęły umierać dziennikarki, więc zostaliśmy zasypani lawiną listów i maili, z pytaniem, z czym mamy do czynienia.

– Nasi eksperci znaleźli jakiegoś wirusa, ale ciężko cokolwiek o nim powiedzieć. Potrzeba jeszcze długich badań by dojść do tego, w jaki sposób on zabija. A o szczepionce czy lekarstwach nie ma mowy. Jesteśmy bezradni.

– Co na to wszystko WHO?

– Wiedzą tyle co i my. No, o jedną rzecz więcej, że wirus roznosi się drogą kropelkową.

– Może być już wszędzie? – zapytał jeden z senatorów.

– Jak najbardziej. Jesteśmy świadkami epidemii większej niż epidemia cholery i czarnej dżumy. Ebola powoduje mniejszy pogrom niż to, z czym mamy do czynienia.

– Moja żona też umrze? – zapytał prezydent z nadzieją w głosie.

– Przykro mi panie prezydencie. To tylko kwestia czasu.

 

*

 

Epidemia. To słowo wywołujące panikę na całym świecie zostało wreszcie podane do publicznej wiadomości. Dziennikarki umierały jedna za drugą, więc wieść o epidemii obiegła wszystkie kraje, bo na całym globie zaczęły umierać kobiety, bez względu na kolor skóry, pochodzenie. Umierały Arabki, Azjatki, Europejki, Amerykanki, Afrykanki, Hinduski. Wielcy tego świata ogłosili, że nie był to zamach terrorystyczny, że to wirus, z którym nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia. Zagadką było jego pochodzenie. Być może przybył z kosmosu na odłamku meteorytu, a być może był dziełem człowieka, tyle, że zmutował i wydostał się ze ściśle strzeżonego laboratorium.

Zniesiono blokady na drogach, przestano robić badania. Kobiety, które pozostały przy życiu chodziły w gumowych rękawiczkach, w maskach jakie noszą chirurdzy podczas operacji, nosiły plastikowe okulary. Liczyły, że uda im się przeżyć, że epidemia ich nie dosięgnie. Jednak wieść o śmierci pierwszej damy, ukrytej od wielu dni w bunkrze pod Białym Domem rozwiała ich nadzieje.

Gdzie podział się Bóg? – pytano. A na murach pojawiały się napisy, że umarł.

Jak nigdy poczuliśmy potrzebę Bożej opieki, ale mieliśmy wrażenie, że Bóg nas opuścił, że już go nie ma. Bo przecież gdyby był, czy pozwoliłby na to co się stało?

 

*

 

– Drodzy rodacy – orędzie prezydenta oglądano na całym świecie. – Wczoraj spotkała mnie ta sama tragedia co was, umarła bowiem moja małżonka. Wszyscy liczyliśmy, że epidemię, która opanowała świat będziemy w stanie pokonać, przezwyciężyć lub chociaż spowolnić. Prawda jest jednak inna. Bolesna i przerażająca. Patrząc na czas rozprzestrzeniania się wirusa, za niespełna tydzień umrą wszystkie kobiety na świecie, a my mężczyźni zostaniemy sami. Chcąc przetrwać jak najdłużej będziemy musieli nauczyć się funkcjonować w pojedynkę. Dla wielu mężczyzn będzie to trudny okres, jednak jakoś przez to przebrniemy. Szpitale, sklepy, restauracje nie zostaną zamknięte podobnie jak urzędy. Przeżywamy kryzys, jednak nie zwalnia to nikogo od odpowiedzialności za nieprzestrzeganie prawa. Będziemy żyć tak jak dotychczas, bo nie mamy wyboru. Mogę powiedzieć to, czego wszyscy się obawiali – nadszedł koniec świata, kres naszej cywilizacji…

 

*

 

Na orędzie prezydenta Stanów Zjednoczonych czekano z nadzieją. Jednak jego słowa jej nie przyniosły, wywołały natomiast panikę. Świat bez kobiet? Bez seksu? To były pierwsze myśli mężczyzn, zamiast myśleć o tym, że umrzemy prędzej czy później, że nie przyjdzie na świat potomstwo oni myśleli tylko o tym, że już więcej nie będą bzykać. Uświadomiło mi to jak bardzo jesteśmy płytcy jako mężczyźni i że chyba naprawdę naszym mózgiem jest penis.

Pozostałe przy życiu kobiety przewieziono do specjalnie powstałych, pilnie strzeżonych ośrodków, w których czekać miały na śmierć. Ośrodki jak podano do wiadomości publicznej zamykane były od środka, by żaden ze strażników nie mógł się tam dostać. Istniała obawa, że kobiety zostaną porwane i będą gwałcone bezustannie.

Po kilku dniach wysadzono drzwi a ciała spalono, tak jak spalono ciała pozostałych kobiet. Świat nagle opustoszał, skurczył się i stał się szary. Ulicami już nie przemykały wystrojone kobiety, już nikt nie zwracał na nikogo uwagi. Czasem patrzyliśmy sobie w oczy, jednak w naszych spojrzeniach oprócz bólu była również rezygnacja. Pracowaliśmy tak jak dawniej. Pulpity naszych komputerów zdobiły albo zdjęcia naszych ukochanych, albo fotki lasek z rozłożonymi nogami ściągnięte z sieci. Branża porno jeszcze nigdy nie przeżyła takiego boomu. Sprzedały się wszystkie filmy porno, portale internetowe udostępniające dotychczas darmową pornografię zaczęły być płatne. Ich właściciele zarobili fortunę, podobnie jak właściciele sex-shopów, w których gadżety erotyczne dla mężczyzn, jak gumowe lalki czy sztuczne waginy rozeszły się w setkach tysięcy. Każdy zdawał sobie sprawę, że bez seksu, bez widoku kobiety można wytrzymać góra miesiąc, a później co? Więc handel kwitł, zaczęto też czasem porywać mężczyzn na ulicy w wiadomym celu. Staczaliśmy się pozwalając dojść do głosu naszym zwierzęcym instynktom.

 

*

 

– Opowie nam pan o swojej żonie? – zapytał jeden z chłopców, którzy chodzili po domach by uzyskiwać informacje na temat kobiet, które znali teraz już tylko z filmów, przede wszystkim tych erotycznych.

– Poznaliśmy się jeszcze na studiach. Była wesoła, piękna, inteligentna. Przyciągała uwagę nie tylko swoją urodą, ale przede wszystkim swoim uśmiechem, spojrzeniem jej brązowych oczu. Mówiła niewiele, dlatego starałem się łowić każde jej słowo, bo głos miała kojący i delikatny – nie wiedział jak opisać Kamilę. Dla niego była i już zawsze pozostanie ideałem. Najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkał. Chciałby, żeby i oni tak ją odebrali. Opowiadał dalej, a chłopcy patrzyli zafascynowani na zmieniające się slajdy ze zdjęciami jego żony. Był dumny, że ją znał, że pokochała właśnie jego. – Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia i kochałem wiele lat, nawet wtedy, gdy przestała się do mnie odzywać. Później znów nasze drogi się zeszły…

 

*

 

Kilka miesięcy temu zabrakło mięsa, jeszcze wcześniej mleka i jaj. Śmierć kobiet to dopiero był początek. Później zaczęły umierać również zwierzęta – samice. Krowy, kury itd. Zostaliśmy z resztką zwierząt, które zjedliśmy w dość krótkim czasie. W sklepach pojawiały się coraz to nowe rodzaje mięsa: szczurze, psie, kocie. Oprócz tego było dużo warzyw i owoców.

Czas mijał a świat staczał się coraz bardziej. Musieliśmy nosić przy sobie broń, bo coraz częściej dochodziło do porwań. Jednych porywano i gwałcono, innych zabijano od razu i krojono, by później zjeść. Rządy wszystkich państw przestawały mieć nad tym kontrolę, a my, obywatele przestaliśmy czuć się bezpiecznie.

Jak wiele pozostało nam czasu? Kilka, kilkanaście lat? A może krócej, bo ktoś postanowi skrócić nasze życie.

Im dłużej jadłem korzonki, soję i owoce, tym częściej zastanawiałem się nad tym, czy może nie nadszedł ten czas by się pożegnać. Bo co nas jeszcze czekało? Czy ktoś wierzy, że może być inaczej?

Każdy od zawsze chce coś pozostawić po sobie. Dlatego ja pozostawiam ten list. Może Bóg znów stworzy Adama i Ewę, może wszystko zacznie się od nowa?

Nie docenialiśmy kobiet, a teraz kiedy ich nie ma chcielibyśmy całować je po stopach i nosić na rękach, spełniać ich grymasy i odgadywać ich zachcianki. Ale jest już za późno. Mam nadzieję, że byłem dobrym człowiekiem, dobrym mężem i ojcem. Kocham cię Kami najmocniej na świecie. Ciebie też Natalko. Kocham i zawsze będę kochał…

 

*

 

Wziął do ręki pistolet, odbezpieczył i przyłożył do głowy. Na kolanach leżał aparat cyfrowy. Patrzył na ekran, na uśmiechniętą twarz Kamili i Natalki. Pustka, która wdarła się w jego życie po ich śmierci była nie do zniesienia. Stracił sens swojego życia.

Pociągnął za spust. Odgłos wystrzału niósł się jeszcze chwilę echem po kamienicy. Sąsiedzi zatarli tylko ręce. Będzie co jeść…

Koniec

Komentarze

Ciekawa wizja końca świata... Tylko niby dlaczego padło najpierw na samice? Pewnie dlatego, że gdyby to samce najpierw wyginęły, samice mogłyby sobie dłużej radzić (patrz "Seksmisja") i po temacie? I która by sobie w ogóle w łeb strzeliła tylko  dla tego błahego powodu, że  "Pustka, która wdarła się w jego życie po ich śmierci była nie do zniesienia. Stracił sens swojego życia"... Tak, z samicami to się wydaje bardziej prawdopodobne... Samiec sam nie przetrwa...
Dłużyzny i błędy liczne ("Przestał być senny w momencie.", "Niektórzy z nas myśleli, żeby opuścić miasto, to jednak zostało zamknięte.") Opowiadanie mocno dydaktyczne, acz mało odkrywcze.
Proponuję przesłać do organu feministek, może wezmą na winietę np. takie hasło:Uświadomiło mi to jak bardzo jesteśmy płytcy jako mężczyźni i że chyba naprawdę naszym mózgiem jest penis.

Nowa Fantastyka