- Opowiadanie: Uniz - CZŁOWIEK MIESZKAJĄCY ZA ŚCIANĄ

CZŁOWIEK MIESZKAJĄCY ZA ŚCIANĄ

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

CZŁOWIEK MIESZKAJĄCY ZA ŚCIANĄ

Mark Truth stanął przed pokaźną stalową szafą. Pociągnął za uchwyt. Mechanizm zaskrzypiał i niewidoczne kółka potoczyły się leniwie.

Dawno jej nie otwierałem – pomyślał – Od kiedy trzymam tu akta swoich pacjentów, wyciąganie szuflad kojarzy mi się z wysuwaniem platformy z nieboszczykiem. W kostnicy można się spodziewać tylko jednego ciała. W moim archiwum jest ich przeszło kilkadziesiąt. Są zidentyfikowani, należycie sklasyfikowani pod względem płci, wieku i jednostki chorobowej. Pionowe pożółkłe teczki mają pewną wspólną cechę z martwym człowiekiem. Również nie żyją.

W prawym górnym rogu każdego skoroszytu widniało wyraźne nazwisko pacjenta. Zmiana pierwszej litery, powodowała użycie tekturowej wkładki z kolejną dużą literą alfabetu. Zupełnie jak w starym katalogu bibliotecznym. Dziś wszelkie dane są skomputeryzowane. Jak widać archiwum doktora Thrut'a, podobnie zresztą jak on sam, nie poddało się duchowi czasu. Przebiegł oczami pobieżnie w górę i w dół. Zatrzymał się przy „S".

– Jest – powiedział do siebie – Spinster, Eva Spinster.

Wyjął teczkę i usiadł przy biurku. Przekartkował dwie początkowe strony i zaczął czytać. Pierwszy wpis był oznaczony datą 27 stycznia 1988 roku.

Eva Spinster czterdziestotrzyletnia kobieta rasy białej, odznaczająca się cechami zaburzeń afektywnych o charakterze prześladowczym. Chora twierdzi, że jest przedmiotem szczególnego zainteresowania osób trzecich, które starają się jej zagrozić, a nawet pozbawić życia.

Zgłosiła się na policję 25 stycznia 1988 roku twierdząc, iż niejaki Michael Gourmand sąsiad pacjentki, próbował ją zabić. Po wstępnym śledztwie policja z Los Angeles umorzyła postępowanie z powodu braku jakichkolwiek dowodów potwierdzających zeznanie panny Spinster. Przesłuchano pozostałych mieszkańców kamienicy, jak również samego zainteresowanego i nie stwierdzono naruszenia prawa. Nie odnotowano również żadnych innych przypadków zagrażających bezpieczeństwu pokrzywdzonej, których sprawcą miałby być rzekomo pan Michael Gourmand. Steven Clark, ówczesny szef wydziału kryminalnego LAPD poprosił mnie, abym przebadał pannę Evę Spinster i jako biegły wyraził swoje zdanie na temat stanu jej zdrowia, gdyż istnieją obawy, co do wiarygodności pokrzywdzonej. Zgodziłem się i 27 stycznia 1988 roku odwiedziłem swoją nową pacjentkę w jej mieszkaniu przy Cherokee Avenue 125 mieszkania 17.

Tego dnia w Mieście Aniołów panował chłód. Nie było się szczególnie czemu dziwić, ponieważ przed niespełna miesiącem witano Nowy Rok i zima dopiero zaczynała pokazywać, na co ją stać. Zaparkowałem swojego Buick'a Century rocznik 85' przed kremowo – szarym czteropiętrowym budynkiem. Wyszedłem z samochodu i rozejrzałem się wokoło. Przyjemnie spokojna okolica – pomyślałem. Podszedłem do drzwi wejściowych i na domofonie odszukałem nazwisko E. Spinster. Wcisnąłem guzik i odczekałem kilkanaście sekund, zanim w głośniku odezwał się sympatyczny żeński głos.

– Kto tam? – zapytała kobieta.

– Dzień dobry – odpowiedziałem – Nazywam się Mark Truth. Przychodzę w imieniu Stevena Clarka z LAPD w sprawie zawiadomienia przez panią o popełnieniu przestępstwa. Chodzi o… – przerwałem, ponieważ rozległo się charakterystyczne brzęczenie otwieranego zamka. Pchnąłem ciężkie drewniane drzwi z wkładką z hartowanego szkła i wszedłem do budynku. Panna Eva Spinster zajmowała mieszkanie na czwartym piętrze. Trochę zziajany odszukałem właściwy adres i zapukałem, ponieważ nigdzie nie mogłem znaleźć dzwonka. W starych kamienicach tak właśnie informuje się mieszkańców o swoim przybyciu. Drzwi otworzyła mi atrakcyjna kobieta, która jak na swoje czterdzieści trzy lata doskonale zdawała sobie sprawę z urody, jaką obdarzył ją los. Nie była jakoś specjalnie przestraszona niespodziewaną wizytą. Nic z tych rzeczy. Uśmiechnęła się do mnie i uprzejmym gestem ręki zachęciła do wejścia.

– Zapraszam do środka – rzuciła miłym dla ucha głosem, który w głośniku domofonu nie brzmiał tak przyjemnie.

– Dziękuję – odpowiedziałem i przestąpiłem próg.

Zamknęła za mną i nie zasunęła antywłamaniowego łańcuszka przy futrynie. Z tego co pamiętam, to również go nie używała przy otwieraniu drzwi. A byłem przecież nieznajomym, którego widzi pierwszy raz w życiu. Zrobiłem kilka kroków na przód i znalazłem się w przytulnym salonie, urządzonym z dobrym smakiem. Moja wiedza na temat starszych panien i ich mieszkań ograniczała się do stereotypu, iż w takich miejscach powinno być bez liku nikomu niepotrzebnych dupereli i co najmniej piątka śmierdzących kotów. A tutaj nie dostrzegłem niczego podobnego. Powietrze było świeże z lekkim zapachem kuszącego jaśminu.

– Proszę niech pan siądzie – zaproponowała kobieta i wskazała fotel naprzeciw siebie.

– Jak już wspomniałem nazywam się Mark Truth i zawodowo jestem związany z tutejszą policją. Przyszedłem porozmawiać o doniesieniu, które przed dwoma dniami złożyła pani w komisariacie.

– Rozumiem – odpowiedziała – Ale czy zanim przejdziemy do tej rozmowy, mogę zaproponować panu coś do picia?

– Bardzo dziękuję, ale muszę odmówić. Proszę mnie źle nie zrozumieć, mam w planach jeszcze kilka spotkań i nie chciałbym niepotrzebnie tracić czasu. Może następnym razem.

– W porządku – dodała – Innym razem. A więc, proszę powiedzieć, co pana do mnie sprowadza?. Z tego co pamiętam, wszystko już powiedziałam komisarzowi Clarkowi.

– Właśnie. Na początku chciałbym wyjaśnić mój związek z całą sprawą. Z zawodu jestem psychiatrą i w pewnych szczególnych przypadkach pomagam policji Los Angeles tworzyć modele osobowości ludzi uwikłanych w prowadzone przez nią śledztwa.

– Policja myśli, że zwariowałam i przysłali pana tutaj, żeby tego dowieść? Czy tak? – zapytała nadzwyczaj spokojnym tonem.

– W mojej pracy liczy się szczerość i nie zwykłem nikogo oszukiwać nawet w życiu prywatnym. Trochę to pani przejaskrawiła. Najpewniej na skutek emocji, ale…

– Ale… – rzuciła – Mam rację doktorze?

– Poniekąd… Tak. Poproszono mnie o przeprowadzenie analizy pani zdrowia psychicznego. Jest to bardzo ważne, ponieważ tylko zeznania wiarygodnego świadka mogą być pomocne w przyszłym postawieniu zarzutów niejakiemu…

– Michael'owi Gourmand'owi – dokończyła kobieta.

– Mam nadzieję, że pani to rozumie?

– Eva. Proszę mi mówić po imieniu. Skoro i tak musi pan gmerać w mej psychice, to przynajmniej powinniśmy chyba zwracać się do siebie mniej oficjalnie.

– A więc dobrze Evo ja jestem Mark – uśmiechnąłem się i spojrzałem kobiecie prosto w oczy. Ona również się uśmiechnęła i wyciągnęła rękę na powitanie. Odwzajemniłem ten uścisk. Miała bardzo przyjemną i gładką skórę, zupełnie jak nastolatka. Przez ułamek sekundy chciałem zapytać, jakiego używa kremu do rąk, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Podobna uwaga mogłaby być niestosowna i zostać źle odebrana. Nie miałem zamiaru zrażać jej do siebie na początku znajomości. I tak musiałem pokonać pewną barierę i dystans do pełnionej przeze mnie funkcji. Nie codziennie lekarze odwiedzają ludzi w prywatnych domach, by przedstawić policji kondycję ich zdrowia psychicznego.

– Co byś chciał o mnie wiedzieć Mark? – przerwała ciszę panna Spinster.

– Kim jest Michael Gourmand i dlaczego uważasz, że próbował cię zabić?

– Ponieważ to prawda – odpowiedziała spokojnie.

– Musisz podać jakieś szczegóły. Taka jest procedura.

– Dwa dni temu wszystko wyjaśniłam w komisariacie, jak już zdążyłeś zauważyć.

– Wiem. Czytałem akta, ale chciałbym to usłyszeć z twoich ust. Policyjne notatki, nawet te najdoskonalsze, nie są w stanie odzwierciedlić ludzkich emocji. A tutaj jak mniemam, uczucia odgrywają kluczową rolę.

– Zgoda. Powtórzę to raz jeszcze. Michael Gourmand wprowadził się pod 15 jesienią ubiegłego roku. Poprzednio tamto mieszkanie zajmował Mario Puzio, Amerykanin włoskiego pochodzenia. Był wylewnym człowiekiem, jak wszyscy Włosi. Często zapraszał mnie do siebie na prawdziwą mediolańską kawę.

– Lubiłaś go?

– Nie w sensie damsko – męskim, jeżeli o to ci chodzi – przerwała – wydawał się być nieszkodliwym i sympatycznym mężczyzną. Tak darzyłam go sympatią, ale nic nas szczególnie nie łączyło. Zwykła sąsiedzka znajomość.

– Rozumiem.

– Mario długo nie mógł znaleźć pracy w Los Angeles. Jeżeli jakimś cudem ktoś go zatrudniał, to nie zagrzewał w niej miejsca na dłuższy czas. Miał kłopot z zaaklimatyzowaniem się. Po jakimś czasie popadł w długi i postanowił wynająć pokój. Pamiętam, że pytał się mnie, czy nie znam kogoś, kto byłby w potrzebie i szukał wygodnego lokum w pobliżu centrum.

– I co mu odpowiedziałaś? – zapytałem.

Eva spojrzała na mnie wyzywająco. Wyprostowała się i założyła nogę na nogę. Miałem nadzieję, że tego nie spostrzegła, ale spuściłem wzrok i ukradkiem zerknąłem w tę stronę. Pomyślałem sobie wtedy, że jak na czterdziestotrzyletnią kobietę jest naprawdę piękna. Dałbym sobie rękę uciąć, iż doskonale wiedziała, że podoba się męskiej części społeczeństwa i jakiemuś odsetkowi żeńskiej zapewne też. Z gracją dokończyła ruch przeplatania lewej nogi na prawą. Nabrała powietrze w płuca, zwilżyła wargi i kontynuowała swą opowieść.

– Powiedziałam mu, że nikogo takiego nie znam, ale mogę popytać wśród znajomych.

– Znalazł się ktoś?

– Owszem. Jak się potem dowiedziałam od Maria, zamieścił ogłoszenie w prasie i niespełna po tygodniu zjawił się Michael Gourmand. Był przystojnym młodym mężczyzną. Przyjechał do Los Angeles ze Wschodniego Wybrzeża, o ile dobrze pamiętam z Bostonu. Podobno szukał pracy, ale każdy tak przecież może powiedzieć. To najprostsze w świecie wytłumaczenie nagłego pojawienia się w obcym mieście.

– Skąd pewność, że przyjechał z tak daleka?

– To od razu rzucało się w oczy. Jego zachowanie i sposób mówienia zdradzały ten fakt. Nie trzeba być wprawnym obserwatorem, żeby dostrzec takie rzeczy. Ja doktorze urodziłam się w tym mieście i na pierwszy rzut oka rozpoznam przyjezdnego. To nie takie trudne.

Mężczyźni zamieszkali razem. Mario Puzio przestał mnie odwiedzać. Początkowo nie zwracałam na to uwagi. Ucieszyłam się nawet, że sympatyczny sąsiad z 15 ma towarzystwo. Powinieneś to rozumieć Mark, jesteś przecież facetm? Męskie wieczory przed telewizorem, picie piwa, komentowanie meczy baseballowych do drugiej nad ranem. Czy nie taki jest męski świat?

Pytanie uznałem za retoryczne i nie odpowiedziałem nic. Chwilę ciszy postanowiłem wykorzystać na bliższe przyjrzenie się rozmówczyni. Eva Spinster była średniego wzrostu. W mej ocenie mogła mieć około 170 cm. Miała szczupłą, aczkolwiek kobiecą budowę ciała. Może to dziwne – pomyślałem siedząc z nią w salonie, ale przecież każda kobieta ma kobiecą figurę. Zwróciłem uwagę na to, że nie była ani za chuda, ani za gruba. Była dokładnie taka, jaka powinna być kobieta i to nie tylko w wieku czterdziestu, ale nawet trzydziestu, czy dwudziestu lat. Widywałem młodsze, które przy pannie Spinster uchodziłyby za strachy na wróble lub ludziki Michalin z reklam opon samochodowych. Miała gęste czarne włosy opadające na ramiona. Kilka siwych pasemek dodawało jej uroku. Przypomniałem sobie wtedy, jak matka dostawała histerii, maskując tonami farb pojedyncze siwe włosy. Zachciało mi się śmiać. Eva to dostrzegła i zapytała.

– Stało się coś?

– Przepraszam – odpowiedziałem – Przypomniałem sobie coś, ale to nie ma z naszą rozmową nic wspólnego. Proszę mów dalej.

– Miesiąc przed Bożym Narodzeniem Mario odwiedził mnie niespodziewanie i powiedział, że przyszedł się pożegnać. Byłam zaskoczona. Pytałam skąd ta nagła decyzja? Zbył mnie lakonicznym stwierdzeniem, że Michael Gourmand załatwił mu posadę w Bostonie. O ile dobrze pamiętam wyjechał 2 grudnia zeszłego roku. Zadzwonił do mnie jeszcze tego samego dnia z lotniska i przeprosił, że tak szybko i nagle zniknął. Zakomunikował również, że wróci na Święta i wtedy wszystko mi dokładnie wytłumaczy. Był podniecony i chyba bardzo się przejmował nową pracą.

– Zostawił mieszkanie nieznajomemu?

– Tak. Trochę mnie to dziwiło, przecież znali się dopiero od miesiąca.

– Kiedy poznałaś nowego lokatora z 15?

– Jakieś trzy, a może cztery dni po wyjeździe Maria. Przyszedł do mnie w odwiedziny. To znaczy źle się wyraziłam. Nie w odwiedziny, bo nawet nie wszedł do mieszkania. Zapukał do moich drzwi i przedstawił się. Widywałam go już kilkukrotnie, ale jakoś nie mieliśmy okazji ze sobą rozmawiać. Powiedział coś w stylu: „Cześć jestem Michael Gourmand i mieszkam pod numerem 15" U Maria Puzio? – zapytałam. Pamiętam, że zawahał się i odpowiedział „Tak u Maria". Uśmiechnął się i wrócił do siebie. Chciałam powiedzieć do Maria.

– Opowiedz mi Evo coś więcej o tajemniczym sąsiedzie. Jak wygląda, czym się zajmuje?

– Właściwie to niewiele o nim wiem. Cichy człowiek, nie rzuca się w oczy. Wychodzi bardzo wcześnie. Wraca bardzo późno. Słyszę tylko, jak otwiera i zamyka drzwi. Unika pozostałych mieszkańców kamienicy. Między nami Marku, to zdaje mi się, że się skrada i porusza chyłkiem.

– Chyłkiem? Niecodzienne określenie. Dawno już tego nie słyszałem.

– Tydzień przed Bożym Narodzeniem zebrałam się na odwagę i poszłam do mieszkania pod numerem 15. Chciałam zapytać, kiedy dokładnie wróci Mario i dlaczego tak nagle wyjechał? Cóż to za tajemnicza praca w Bostonie?

– I czego się dowiedziałaś? Tego samego, co od Puzia przez telefon.

– A Gourmand, jaki ci się wtedy wydał?

– Bardzo oficjalny i uprzejmy. Jako kobieta muszę przyznać, że jest diabelsko przystojny.

– Diabelsko?

– Tak. Jest naprawdę atrakcyjny, ale w taki niepokojący sposób. Jestem kobietą i myślę, że pozostałe kobiety sądziłyby podobnie. Ma coś w sobie, co może przerażać i pociągać zarazem.

– Jest typem drania? Niegrzecznym chłopcem? Tym, co to w szkole jako pierwszy pali papierosy i pije alkohol? Czy nie to chciałaś powiedzieć? – zapytałem i zmieniłem pozycję siedzenia na fotelu, ponieważ ścierpły mi nogi i musiałem je rozprostować.

– Powiedzmy, że Michael Gourmand jest typem mężczyzny z twojego opisu.

Evie Spinster, podobnie jak mnie, musiało być niewygodnie, ponieważ znów przełożyła jedną nogę na drugą. Pełen podziwu nad kształtem jej pięknych ud, dostrzegłem ten fakt. Miałem tylko nadzieję, że nie wlepiałem się w nią w zbyt wyuzdany i bezczelny sposób.

– Chciałbym ci zadać nieprzyjemne pytanie – przerwałem ciszę – ale w tych okolicznościach, to raczej konieczne.

– Pytaj – zachęciła.

– Jak doszło? To znaczy… Opisz sytuację, w której Gourmand chciał cię zabić.

– Jakiś tydzień po Nowym Roku, współlokator Puzia napadł mnie na korytarzu. Był późny wieczór. Dokładnej godziny nie pamiętam, ale musiała być wtedy 21:00, może 21:30. Wracałam do domu z przyjęcia urodzinowego przyjaciółki. W głowie szumiał wypity alkohol. Nogi plątały mi się trochę. Sam rozumiesz. Niepewnie wchodziłam na górę po schodach. W pewnej chwil usłyszałam za swoimi plecami czyjeś kroki. Odwróciłam się w ich stronę. Na klatce schodowej panował mrok, ale widziałam go wyraźnie. To był Michael Gourmand. Podbiegł do mnie, pchnął na ścianę i zdusił ręką szyję. Byłam tak przeraźliwie zaskoczona, że nawet nie pamiętam, czy się bałam. Whisky doskonale dodaje odwagi Mark. Przypominam sobie tylko silnie zaciśnięte palce na mej krtani. Nie mogłam złapać oddechu. Drugą ręką zakneblował mi usta, ograniczając tym samym dostęp powietrza do płuc. Gdy zaczynałam tracić przytomność, luzował uścisk. Inaczej bym odpłynęła. Teraz sądzę, że nie mógł do tego dopuścić. Przyduszał mnie, ale starał się nie przekroczyć granicy pozbawienia mnie świadomości. Miałam go słyszeć. Chciał, żebym dokładnie zapamiętała, co do mnie mówi. A mówił okropne rzeczy Mark. Musiałam walczyć o każdy oddech i o to, żeby nie zsikać się w majtki. Gourmand był dumny ze swej przewagi, a ja byłam na skraju omdlenia i w dodatku pijana. Nie miałam sił się przeciwstawić. Podduszał mnie dłuższą chwilę. Jak na złość nikt nie wchodził, ani nie wychodził z budynku. Ręce zwisały mi bezwładnie wzdłuż ciała, jakby były obce. Na nie również nie mogłam liczyć. Gdy całkowicie opadłam z sił, przemówił. To było okropne i przerażające. Zbliżył się do mnie i wyszeptał: „Wiem, że mnie obserwujesz suko. Zapomnij o Mariu, bo inaczej nie pożyjesz długo. A śmierć, nie będzie lekka i przyjemna, jeżeli wiesz, co mam na myśli? Zabawię się tobą tak, jak jeszcze nikt tego z tobą nie robił. Zerżnę cię szmato wiele razy, setki razy. Będziesz błagała, żebym z tobą skończył, a ja tego szybko nie zrobię" Śmiał się okrutnie. Do oczu napłynęły mi łzy. Zaczęłam drżeć i chyba w końcu zsikałam się, ale było mi wszystko jedno. Najważniejsze, że zluzował uścisk i mogłam złapać powietrze. Zrobił krok w tył i patrzył, jak cała się trzęsę. Myślałam, że to sen, że jestem częścią koszmaru, który tak naprawdę nie jest realny. Zanim osunęłam się na schody, z całej siły uderzył mnie w brzuch. Nigdy nie czułam podobnego bólu. Znów traciłam oddech, nie mogłam złapać powietrza w płuca. Ból był tak silny, że usiadłam. Splątały mi się nogi i potoczyłam się kilka stopni w dół. Na końcu uderzyłam głową w słupek poręczy i straciłam przytomność. Prawdopodobnie to mnie ocaliło, bo nie staram się nawet sobie wyobrazić, co mógłby ze mną jeszcze zrobić. Ból brzucha był na tyle intensywny, że szybko oprzytomniałam. Wstałam i na chwiejnych nogach dotarłam do drzwi mieszkania. Nie zapalałam nawet światła. Po ciemku znalazłam wejście do sypialni i padłam na łóżko. Zwinęłam się w pół jak dziecko i po kilkunastu minutach płaczu zasnęłam. Następnego ranka poszłam na policję i całą historię opowiedziałam Stevenowi Clarkowi. Obiecał, że zajmie się tą sprawą i przyskrzyni drania. Chyba nawet takich słów użył.

Mark Truth w dalszym ciągu pochłonięty był czytaniem akt Evy Spinster. W lekturze doszedł do raportu policyjnego, który stwierdzał, co następuje:

Pod numerem 15 w kamienicy przy Cherokee Avenue 125, w czasie, który pokrywa się z relacją Evy Spinster, mieszka niejaki Mario Puzio. Mężczyzna zaprzecza, że kiedykolwiek opuszczał mieszkanie na dłużej niż dwa dni. Potwierdził, iż pod koniec roku 1987 wynajął pokój Michael'owi Gourmandowi, gdyż zmusiła go do tego trudna sytuacja finansowa. Michael Gourmand przebywał u niego niespełna dwa tygodnie i wyprowadził się nagle, tłumacząc, że musi wracać do Bostonu, żeby zaopiekować się umierającą matką. Policja ze Wschodniego Wybrzeża odnalazła podejrzanego i potwierdziła jego zeznania. Nie dano wiary słowom panny Spinster, która jako kobieta samotna i dość często nadużywająca alkohol, w oczach stróżów prawa była niewiarygodnym świadkiem. Sąd stanu Kalifornia zalecił powódce poddanie się terapii psychologicznej pod kierunkiem Marka Truth'a lekarza psychiatry, współpracującego z policją w Los Angeles.

– Pamiętam nasze spotkania – powiedział do siebie Mark – odwiedzała mnie regularnie dwa razy w tygodniu. Zaleciłem stosowanie leków przeciwpsychotycznych, które miałyby stabilizować gwałtowne zmiany nastroju i działać antydepresyjnie. Sesje w tym gabinecie bardzo jej pomagały.

Pamiętam, że polubiłem jej towarzystwo. Pociągała mnie osobowość panny Spinster. Choć nie ukrywam, że fizycznie również mnie fascynowała. Na myśl o fantazjach seksualnych z jej udziałem do dziś mam gęsią skórkę. Jak na swój wiek, miała fantastyczne ciało. Pięknie pachniała i poruszała się z taką gracja, że niejednemu facetowi robiło się ciepło. Przypominam sobie naszą ostatnią rozmowę. Był 3 marca 1988 roku. Zaczynała się wiosna, która jest najprawdopodobniej najpiękniejszą porą w roku. Przyszła do mnie punktualnie o 15:30. Stanęła w progu i z rozbrajającym uśmiechem przywitała się ze mną jeszcze przed wejściem. Wyczułem subtelnie delikatny zapach świeżego jaśminu.

– Dzień dobry Mark – rzuciła robiąc kilka kroków w moim kierunku.

– Witam uroczą pacjentkę – odpowiedziałem – jak się dziś czujesz? Jak minęły dni od naszego ostatniego spotkania?

– Fantastycznie. Twoje pigułki świetnie poprawiają samopoczucie. Powinieneś ich sam spróbować doktorze Truth – uśmiech nie znikał z twarzy kobiety.

– Miło to słyszeć – odpowiedziałem i zaproponowałem, żeby usiadła.

– Chyba zaczynam sobie z tym wszystkim radzić – ciągnęła dalej – wiem już, co jest grane i udowodnię całemu światu, że mam rację.

– Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć?

– Domyślam się, jak Gourmand to zrobił.

– Zrobił, co mianowicie? Przecież już o tym rozmawialiśmy. Sama przyznałaś, że musiałaś się pomylić. Owszem Michael Gourmand pojawił się w twoim życiu, ale na krótko i nie był w stanie napaść na ciebie tamtego feralnego wieczoru. Uzgodniliśmy to dawno temu.

– Bzdura doktorze. Mężczyzna, o którym mówimy to potwór. Uświadomiłam sobie wczoraj, w jaki sposób pozbył się Maria Puzio.

– To niedorzeczne.

– Tak myślisz?! Wysłuchaj mojej wersji do końca i wtedy się śmiej – syknęła.

– W takim razie słucham – wyprostowałem się w fotelu i spojrzałem Evie głęboko w oczy. Wytrzymała moje spojrzenie, choć sam przyznaję, że nie było to łatwe.

– Zabił Maria i przywdział jego postać. To znaczy z jakichś niezrozumiałych względów tylko ja ciągle dostrzegam w nim Gourmanda, a ty, policja i pozostali sąsiedzi widzicie Puzia, sympatycznego małego Włocha. W jakiś zadziwiający dla mnie sposób, może na skutek czarów, czy złudzenia optycznego, wygląda jak Puzio, a kiedy ja na niego patrzę, widzę prawdziwego mordercę.

– Chcesz przez to powiedzieć, że Mario Puzio to w rzeczywistości Michael Gourmand i cały świat poza tobą, tego nie dostrzega? Zdajesz sobie sprawę, jak to zabrzmiało?

– Niby jak? Moja wina, że jestem medium?

– Medium? – powstrzymałem się od znacznego uniesienia głosu.

– Pieprzoną wróżką do kurwy nędzy! – krzyknęła – Nie wiem dokładnie. Sama się przecież tego boję. Całymi dniami myślę o tym, co mi się przydarzyło. Nie daje mi spokoju fakt, że za ścianą mieszka morderca, który wie, że ja wiem. Nie jest proste z tym żyć. Codziennie odwracam się za siebie, żeby uprzedzić potencjalny atak. Ale pokażę wam wszystkim, że mam rację. Zrobię z was durniów, skończonych kretynów i kompletnych ignorantów.

– Kogo masz na myśli?

– Ciebie i całą pieprzoną policję z L. A.!

– Staram ci się tylko pomóc – chciałem ją uspokoić.

– Gówno prawda. Od początku wiem, że masz na mnie ochotę. Myślisz, że jestem głupią starą panną, której potrzeba chłopa?! I tu się mylisz mój drogi! Takich, jak ty jest mnóstwo. Wygłodniałych impotentów, żerujących na ludzkich uczuciach.

– Nie żeruję na niczyich uczuciach moja droga. I wypraszam sobie seksistowskie uwagi na mój temat. Owszem podobasz mi się jako kobieta. To chyba zrozumiałe, ale nie jest to powód, żeby mówić takie rzeczy?

– Przyznaję – opanowała się – poniosło mnie trochę, ale to przez wasze otoczenie. Ludzi, którzy nie widzą prawdy i starają się zrobić ze mnie wariatkę. Osobę niespełna rozumu.

– Nikt ci nie wmawia, że zwariowałaś. A już na pewno nie ja. Mam tylko jedno zadanie. Pomagać swoim pacjentom za wszelką cenę.

– Nawet za cenę ludzkiej godności?

– Jeżeli to konieczne.

Eva Spinster wstała z krzesła. Oddychała szybko, choć nieregularnie. W doskonale skrojonej sukience jej piersi unosiły się i opuszczały z amplitudą kilku centymetrów. Zacisnęła wargi i z wyzywającym błyskiem w oku rzuciła gniewnie.

– Pójdę dziś do niego i zdobędę dowód na poparcie moich słów. Gdy przyjdę tu następnym razem, będziesz przepraszał za swoje zachowanie doktorze Truth.

– Usiądź. Porozmawiajmy. Wizyta u Puzia, to moim zdaniem nie najlepszy pomysł. A co jeżeli się mylisz? Pomyśli, że…

– Oszalałam? To chciałeś powiedzieć.

– Tak… – dodałem z wahaniem.

– Obrócę wszystko w żart. Powiem, że się upiłam i nie wiem, co robię. Przecież takie macie o mnie zdanie. Stara panna pijąca na potęgę. Ale powtarzam ci, ta stara panna jeszcze dowiedzie, że nie ona jest szurnięta, a już z pewnością nie jest alkoholiczką.

– Mi nie musisz niczego udowadniać.

– Tobie może nie, ale nie spojrzę więcej w lustro, jeżeli nie przekonam się na własnej skórze. Żegnam Mark. Mam nadzieję, że spotkamy się w innych okolicznościach.

– Do zobaczenia Evo. Nie zrób głupstwa.

Podeszła prosto do drzwi gabinetu i nie spojrzała więcej w moją stronę. W powietrzu jeszcze przez kilkanaście minut unosił się delikatny zapach jaśminu.

Eva Spinster tego samego dnia odwiedziła mieszkanie pod numerem piętnastym. Nigdy jednak z niego nie wyszła. Przynajmniej nie ta sama, którą znał Mark Truth. Michael Gourmand alias Mario Puzio otworzył kobiecie drzwi i cofnął się kilka kroków torując jej drogę. W mieszkaniu panował mrok, więc nie mógł być dobrze widoczny. Panna Spinster pewnym krokiem weszła do środka. Drzwi zamknęły się normalnie, bez zbędnego hałasu i niepotrzebnego zwracania uwagi potencjalnych sąsiadów. Gdyby nawet ktoś ich obserwował, pomyślałby, że to typowa sąsiedzka wizyta, w najgorszym wypadku schadzka kochanków.

– Cieszę się, że w końcu się zdecydowałaś – przerwał ciszę mężczyzna.

– Przyznaję nie było łatwo – szepnęła kobieta.

– Wiedziałem, że będziesz jedną z nas.

– Niby skąd?

– Od momentu, kiedy zorientowałem się, że ciągle widzisz we mnie Gourmanda.

– Przecież cały czas nim jesteś, nie zmieniłeś się.

– To prawda, ale dla reszty świata, z małymi wyjątkami, wyglądam jak karłowaty śmieszny Włoch Puzio.

Złapali się za ręce i przeszli do salonu. Jedynym źródłem światła były cztery świece znajdujące się na stole. Ktoś ułożył je w kształcie krzyża. Jedna symbolizowała głowę, jedna stopy, dwie pozostałe wyciągnięte dłonie. Pomiędzy nimi na drewnianym blacie leżało rozciągnięte ciało Maria. A w zasadzie to, co z niego zostało. Brakowało znacznej części, głównie tułowia.

– To twój pierwszy raz – przemówił mężczyzna – dlatego zostawiłem dla ciebie najsmaczniejsze kąski. Skosztuj kawałek, a poczujesz niewiarygodną moc, która mnie również ogarnia.

– Mam zjeść surowe ludzie mięso? – zapytała z lekkim drżeniem w głosie.

– Tak. Ludzkie ciało ma cudowne właściwości. Pozwala żyć wiecznie. Pokażę ci, w jakich częściach kryje się jego magia. Potem sama sobie wybierzesz ofiarę i dopełnisz dzieła. Żywiąc się w ten sposób, przybierzesz postać dawcy. Pozostali będą ciągle widzieć w tobie powłokę cielesną człowieka, którym się żywisz. Ty natomiast znikniesz dla świata. Ale uważaj, jeżeli już zjesz wszystko, powrócisz do obecnej postaci. Z tą różnicą, że nie będziesz się więcej starzeć. To sygnał, żeby ponownie zapolować i dalej karmić się świeżą ludzką powłoką. W ten sposób powiększysz grono wybrańców i osiągniesz nieśmiertelność do czasu, jak długo będą na świecie ludzie, którymi można się karmić. Eva Spinster posłuchała Michaela Gourmanda i podeszła bliżej do szczątków znajdujących się przed nimi. Niepewną ręką nacięła nożem wskazane przez mężczyznę tkanki Puzia i podniosła je do swych ust. Początkowo czuła mdłości. Nie mogła zapanować nad obrzydzeniem i reakcją własnych wnętrzności. Zamknęła oczy, wstrzymała oddech i po kilkunastu sekundach przemogła się. Wyczuła językiem dziwną słodycz. Ludzkie mięso jest wyborne – pomyślała i zaczęła rozgniatać je powoli zębami. Soczystość mięśni spowodowała pojawienie się cienkiej strużki krwi w kącikach ust panny Spinster. Może przegryzłam jakieś naczynie krwionośne – pomyślała i oblizała językiem wilgotne czerwone wargi. Przełknęła spory kęs. Rozkoszny ciężar dotarł do żołądka i rozpoczęło się trawienie.

 

Ostatni wpis nosił datę 10 marca 1988 roku. Mark Truth zdjął z nosa okulary i palcami rozmasował rejon kącików oczu. Po minucie założył je ponownie i zaczął czytać. Eva Spinster nie odwiedziła mnie nigdy więcej. Pojechałem na Cherokee Avenue 125 mieszkania 17, żeby sprawdzić, czy nic jej się nie stało. W drzwiach znalazłem zgiętą kartkę z moim nazwiskiem napisanym drukowanymi literami. Pozwoliłem sobie zatrzymać ją i dołączyć do reszty dokumentacji medycznej tajemniczej pacjentki.

 

Drogi Marku.

 

Przepraszam Cię, że znikam tak nagle bez oficjalnego pożegnania. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, że pozostanę w Twej pamięci, przynajmniej jeszcze jakiś czas. Chciałam Ci powiedzieć, że odkryłam nowy sens życia, ale nie ma go niestety w Los Angeles, dlatego wyjeżdżam. Nie spotkamy się już nigdy więcej. Przyznaję Ci rację, co do osoby Michaela Gourmanda. Myliłam się. Wstyd przyznać, że nie pierwszy raz w życiu. Twoja terapia wniosła dużo dobrego do mej rozchwianej psychiki. Życzę dużo szczęścia i satysfakcji z pracy z innymi pacjentami, których z całego serca Ci życzę.

 

Eva Spinster.

 

* * *

Koniec

Komentarze

Eva Spinster czterdziestotrzyletnia kobieta rasy białej, odznaczająca się cechami zaburzeń afektywnych o charakterze prześladowczym. Chora twierdzi, że jest przedmiotem szczególnego zainteresowania osób trzecich, które starają się jej zagrozić, a nawet pozbawić życia.
Nie ma czegoś takiego jak rasa biała w biurokracji.A w USA to grozi za takie zwroty precedens comon law,kolego.

Nie poeoba mi się ten tekst.Nie za fabułe, tylko forme. Zmieniając ośrodek zainteresowania na Eve Spinster rozkopałeś napięcie po całym zachodnim wybrzeżu.A bez tego mogłeś miec niezłe opko.To oczywiście tylko moje zgryźliwe słowa.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Szczerze mówiąc, nie doczytałam do końca. W tym opowiadaniu wysublimowane słowa i sformułowania przeplatają się z drętwymi, nienaturalnymi wypowiedziami i nagminnym brakiem przecinków. Bardzo nierówny tekst, momentami wygląda nawet, jak pisany przez dwie osoby albo partiami przeklejany z innego źródła. Z jednej strony naprawdę po macoszemu potraktowane dialogi, suche i kompletnie pozbawione interpunkcji, a z drugiej zaskakująco zgrabne opisy. Z jakiegoś powodu gubisz się też w narracji (ew. formatowanie tekstu spaskudziło sprawę) - zaczynasz od trzecioosobowej, potem znienacka, bez żadnego zasygnalizowania, wrzucasz czytelnika do wspomnień bohatera.

Also, nie przekonują mnie wymienione w opku metropolie. Może uważne zapoznanie się z resztą opka wyjaśniłoby, czemu akurat TAK daleko położone miasta, ale Juesej jest naprawdę duże. Użycie Bostonu i LA, które leżą po dwóch przeciwnych stronach, jak by nie było, kontynentu, nie przydaje wiarygodności. Rozumiem, że główny czarny charakter musi często zmieniać otoczenie, żeby uniknąć zdemaskowania, ale nie na takie dystanse. No, chyba, że miało to służyć czemu innemu :) Btw - obawiam się, że trochę błędnie wyobrażasz sobie klimat Los Angeles, które, przypominam, leży w Kalifornii.

@Nathicana
 Zaznacze dobitnie,rzecz się dzieje w państwie o strukturze federacji.Każdy stan to kompletnie nowy świat. CZARNY CHARAKTER mógł dla spokoju jechać do najbliższej metropoli,nie zwracając na siebie idiotycznie uwagi. No, a kamienic w LA chyba nie zamieszkuje się.Tam wszystko jest nowe albo porzucone

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

@Russ, ee, o tym właśnie mówiłam. Wystarczyłaby zmiana stanu.

Sam zamysł nienajgorszy, ale tekst sprawie wrażanie niedopracowanego i nie do końca przemyślanego.

Parę rzeczy zwróciło moją uwagę:

1. "Policja ze Wschodniego Wybrzeża odnalazła podejrzanego i potwierdziła jego zeznania." - skoro Gourmand tak naprawdę cały czas był sąsiadem Evy, to kogo policja znalazła w Bostonie?

2. Skoro całe opowiadanie to tak naprawdę tylko wspomnienia Marka, który wspomina sprawę przeglądając stare akta, to co w tekście robi fragment wyjaśniającey tajemnicę? Mark przecież nie był tego świadkiem ani też Eva nigdy mu o tym nie powiedziała. No i samo zachowanie Evy w tym fragmencie - zupełnie go nie rozumiem w kontekście wszystkiego, co działo się wcześniej. Nielogiczne moim zdaniem.

Ogólnie tekst dość przeciętny. Niezły pomysł skopany przez wykonanie.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka