- Opowiadanie: pies_ogrodnika - Do Rąk Własnych

Do Rąk Własnych

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Do Rąk Własnych

F.D. Roosevelt

Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki

Biały Dom

Washington, D.C.

 

 

 

Sir:

 

Piszę do Pana Panie Prezydencie zbyt późno, o wiele za późno, aby zapobiec nadchodzącej wojnie. Wojnie, która będzie zupełnie inna niż wszystkie dotychczasowe, bardziej okrutna, bardziej krwawa i bardziej nieludzka, również w dosłownym tego słowa znaczeniu. Piszę zbyt późno aby zapobiec wojnie, ale mam nadzieję że wystarczająco wcześnie, aby pomóc Panu tę wojnę wygrać.

 

By wyświetlić sytuację gruntownie, zacznę od początku. Wydarzenia, które opisuję w tym liście, zapewne wywołają w Panu, Panie Prezydencie, ogromne wątpliwości, zapewniam jednak, iż każde słowo jest prawdziwe. Rankiem, 30 czerwca 1908 roku, nasz statek kosmiczny, w wyniku awarii w czasie rutynowego lotu badawczego, rozbił się w środkowej Syberii w centralnej części Rosji. Statek rozpadł się na części i eksplodował kilka kilometrów nad powierzchnią Ziemi, nie pozostawiając po sobie wraku (co jest standardową procedurą w przypadku awarii na obcej planecie). Załogę naszego statku stanowiły trzy osoby, jeśli z ludzkiego punktu widzenia byt o rozmiarach i aparycji ameby można nazwać osobą. Cała nasza trójka zdołała przed katastrofą dostać się do kapsuł ratunkowych i bezpiecznie opuścić pokład. Kapsuły wystrzelone w różnych odstępach czasu trafiły na odrębne prądy powietrzne i zostały zaniesione w różne miejsca, bardzo odległe od punktu katastrofy i od siebie wzajemnie. Jeden z moich towarzyszy, jak się potem dowiedziałem, wylądował bezpiecznie gdzieś w okolicach miasta Baku, znajdującego się w Rosji, a obecnie w Związku Sowieckim. Mój drugi kompan, a także ja sam, poszybowaliśmy znacznie dalej na zachód, trafiając do Austrii (on) i Szwajcarii (ja).

 

Wylądowaliśmy wszyscy awaryjnie na planecie pełnej humanoidów, sami będąc drobnymi (choć lepiej od was rozwiniętymi) organizmami, niezdolnymi do samodzielnego wykorzystywania swych mocy intelektualnych. Musieliśmy zatem zrobić to, co przedstawiciele naszej rasy robią od zarania dziejów – znaleźć żywiciela. Tak, niestety jesteśmy pasożytami. Dostajemy się do organizmu ofiary, replikujemy, zagnieżdżamy się w ośrodkach nerwowych, centralnym i obwodowych i tym sposobem przejmujemy kontrolę nad organizmem ofiary. Lecąc tym nieszczęsnym statkiem kosmicznym, każdy z nas zasiedlał organizm rasy oktopoidalnej, niezbyt inteligentnej, ale bardzo sprawnej manualnie. Oczywiście próba ratowania ośmiornicy z pędzącej ku ziemi z ogromną prędkością rozpadającej się góry złomu, byłaby całkowicie bezcelowa. Na szczęście nam wystarczy wyizolować jedną komórkę, jeden mały organizm, który później znajdzie żywiciela, zreplikuje się i przejmie kontrolę zachowując świadomość i pamięć własną i ofiary. Warunkiem jest tylko, aby była to komórka macierzysta, zdolna do podziału.

Zatem każdy z nas, bardziej lub mniej szczęśliwie, wybrał sobie człowieka którym zawładnął. Mój żywiciel okazał się niebywale inteligentny i w momencie mojego "wprowadzenia" posiadał już imponujący dorobek naukowy. Nie jest to bez znaczenia, ponieważ intelekt i charakter osobnika powstałego z połączenia pasożyta i żywiciela zależny jest od cech obu organizmów. Moi pobratymcy trafili nieco gorzej… wypada mi się tylko cieszyć. Gdy już zadomowiliśmy się na Ziemi, każdy z nas na własną rękę przystąpił do realizacji przez siebie założonych celów. Mój był dość skromny – przeżyć i kiedyś powrócić do domu. Niestety dosyć szybko stało się jasne, iż pozostała dwójka obrała nieco ambitniejsze plany: ten w Rosji zechciał zapanować nad ludzkością i ją zniewolić, ten w Austrii zapanować, zniewolić i doprowadzić do nielegalnej kolonizacji Ziemi i ludzkości, przez przedstawicieli naszej rasy. Gatunek, do którego należymy, ze względu na dużą łatwość opanowywania planet, wraz z jej mieszkańcami, stał się dominantem w galaktyce. Dlatego, jakiś czas temu uchwalono prawo, zakazujące kolonizacji nowych światów i nowych gatunków. Potrzeba bowiem ledwie po jednym osobniku z każdej z siedmiu płci, aby spłodzić ilość różnorodnych genetycznie i posiadających odrębną świadomość komórek macierzystych wystarczającą do zasiedlenia całej ludzkości.

 

Jeśli doczytał Pan do tego miejsca, Panie Prezydencie i nie cisnął jeszcze kartkami w palenisko kominka, wierzę, że nie zrobi Pan tego również teraz, gdy napiszę w kogo wcielili się moi rodacy. Niestety muszę donieść, iż są to Adolf Hitler i Józef Stalin. Obaj zrobili, jak Pan wie, wielką karierę polityczną, obaj kosztem licznych istnień ludzkich. Dla obu człowiek jest jedynie żywicielem, nośnikiem, narzędziem. Dlatego nie ma mowy o jakichkolwiek skrupułach. Na mnie, mój gospodarz musiał wywrzeć pozytywny wpływ. Widać to pacyfista, ponieważ leży mi na sercu los ludzi i ludzkiej rasy.

Plany Stalina i Hitlera (tak dla ułatwienia będę ich nazywał) są jak dotąd w dużej mierze zbieżne. Dlatego zechcą ze sobą współpracować… jednak nie sądzę, aby ten sojusz trwał wiecznie. W tej chwili staje się jasne, iż każdy z nas dąży do sytuacji, gdy na Ziemi będzie jedna, superinteligentna, zmultiplikowana w ludzkim organizmie, ameba. Natychmiast, gdy udało mi się ustalić tożsamość pozostałych członków załogi statku, napisałem anonimowy list do jednego z nich – do Hitlera, w nadziei że uda nam się wspólnymi siłami opuścić planetę. Był to niestety największy błąd jaki mogłem popełnić. Na szczęście udało mi się pozostać nierozpoznanym z imienia i nazwiska. Na nieszczęście zdradziłem w tym liście, że mój żywiciel jest żydowskiego pochodzenia. Cała ideologia nazizmu w rzeczywistości ma na celu dwie rzeczy: wyeliminować jednostki słabe i chore aby do nielegalnej kolonizacji, przeżyli tylko zdrowi żywiciele, oraz przede wszystkim wyeliminować mnie, abym nie mógł pokrzyżować planów Hitlera. Dlatego Hitler dąży do wytępienia wszystkich Żydów, licząc że znajdę się wśród zabitych. Stalin przygląda się z boku, a ja chcąc ratować ludzkość i siebie, piszę ten list by pomóc aliantom, a właściwie rasie ludzkiej, w pokonaniu dwojga agresorów z obcego Wam Świata.

 

Żaden z nas nie był naukowcem. Statek badawczy, którym podróżowaliśmy, samodzielnie radził sobie ze wszystkim. Zadania jakie wykonywaliśmy ograniczały się do konserwacji urządzeń oraz interwencji w trakcie awarii. Jak Pan widzi, na nic zdała się nasza interwencja w trakcie awarii. W obrębie swego gatunku jesteśmy więc zupełnie przeciętnie inteligentni, a nasza wiedza techniczna jako jednostek jest niewielka. Jednak odkrycia, których Wy dopiero dokonacie, u nas są znane od dawna i nauczane w początkowej fazie naszego odpowiednika szkoły. Dlatego każdy z nas wie o możliwości rozszczepieniu atomu i stworzenia broni wielokrotnie potężniejszej niż jakakolwiek istniejąca do tej pory na Ziemi. Broni, której jeden ładunek może zniszczyć całe miasto. I to jest właśnie prawdziwy powód, dla którego piszę niniejszy list. Każdy z nas, pasażerów nieistniejącego już statku, lepiej lub gorzej pamięta jak rozszczepia się atom. Na szczęście ja chyba pamiętam lepiej. Wiem jednak, że prace nad bronią atomową trwają już w Niemczech. Uran – pierwiastek świetnie nadający się do produkcji takiej bomby, wydobywany jest w Czechosłowacji, która dostała się w ręce Hitlera. Ten pierwiastek nie jest sprzedawany przez Trzecią Rzeszę, mimo że wydobycie trwa, co dobitnie świadczy o gromadzeniu go w celach militarnych. Dlatego zwracam się z gorącym apelem, aby Pan, Panie Prezydencie, Pański rząd i parlament rozważyli możliwie najszybsze i najbardziej intensywne prace nad rozszczepieniem atomu, zanim uda się to Hitlerowi… bądź Stalinowi. Osobiście nie chcę obejmować kierownictwa nad eksperymentami ani nawet oficjalnie w nich uczestniczyć. Chciałbym bowiem pozostać nierozpoznanym dla obu dyktatorów. Jestem jednak w stanie skompletować zespół naukowców zdolnych by podołać temu zadaniu. Ze swej strony oferuję również pełną, dyskretną pomoc i chęć współpracy. Wierzę iż nie uzna Pan, Panie Prezydencie, tego listu za żart. Zapewniam że nie jest mi do śmiechu.

 

 

Szczerze oddany

Albert Einstein

 

Old Grove Rd.

Nassau Point

Peconic, Long Island

 

2 Sierpnia 1939

 

 

 

 

Koniec
Nowa Fantastyka