- Opowiadanie: Bohdan - WIZYTA

WIZYTA

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

WIZYTA

To była piątkowa noc, wokół panowały nieprzeniknione ciemności. W zasadzie można było zamknąć oczy, nie stanowiło to żadnej różnicy. Było ciepło, co w lipcu jest rzeczą naturalną. Nad rzeką, Architą oprócz kumkania żab i dźwięków wydawanych przez cykady, dało się słyszeć dwa głosy zajęte konwersacją.

– Mówiłem ci Igorze, musimy w weekend czasem wyjść i spędzić godzinkę lub dwie na świeżym powietrzu.

– Tak, hrabio tylko…

– Nie musisz dziękować – przerwał mu – jako pracodawca też mam obowiązki wobec pracownika. Czyż nie?

– To prawda, ale…

– Wiem,co chcesz powiedzieć. Oczywiście, że za tydzień gdzieś się wybierzemy. Tymczasem musimy się skupić na łowieniu ryb. O, znowu bierze!

„Jak mam się skoncentrować na czymkolwiek w tych ciemnościach – pomyślał rozczarowany sługa – skoro nawet nie widzę spławika?".

Nad ranem powrócili do zamku. Vlad był zadowolony z połowu.

– Proszę, dwa ładne szczupaki i jakieś półtorej kilo okonia. Tobie, Igorze coś nie poszło? Mało tego, że nic nie złowiłeś to poplątałeś żyłkę i zepsułeś kołowrotek. To nic, nie martw się. Wprawa czyni mistrza.

„Cwaniak, bo posiada zdolność widzenia w ciemnościach. – Służącemu nie podobały się nocne wypady – Teraz prześpię połowę dnia, a mógłbym wykorzystać ten czas bardziej kreatywnie."

– Cóż przyjacielu. – Wampir ziewnął przeciągle pokazując przy tym szereg długich, ostrych zębów – Udam się teraz na spoczynek, zobaczymy się wieczorem. Aha, przygotuj na kolację sushi ze złowionych ryb, wiesz przecież, że w weekendy nie poluję. Co prawda, nie powinno się jeść na surowo stworzeń słodkowodnych, ale mi osobiście to nie przeszkadza. Do zobaczenia.

– Do widzenia mistrzu, krwistych snów – odpowiedział garbus. Potem udał się do sypialni.

 

 

******

 

 

Obudziło go światło słoneczne, przebijające się nieśmiało przez zasłony. Wstał z łóżka i poszedł do kuchni, gdzie przy kubku gorącej kawy czytał „Transkuriera", miejscowy tygodnik. Robił tak każdej soboty rano, lecz z powodu nocnych połowów został zmuszony do zmiany pory na popołudniową. Po kilku minutach do jego uszu zaczęły dobiegać krzyki dochodzące z zewnątrz.

„Kto tak wrzeszczy? Nie mogę się skupić na lekturze" – pomyślał Igor i udał się do salonu, którego okna znajdowały się nad drzwiami frontowymi. Sługa spojrzał przez szybę i ujrzał mężczyznę stojącego na przeciw wejścia.

– Otwórz drzwi poczwaro! Wyjdź potworze, a ukatrupię cię jednym cięciem mojego miecza! – Łysogłowy przybysz zdzierał struny głosowe. Miał czarne, długie wąsy, które poruszały się rytmicznie, podczas jego popisów wokalnych.

– Wychodź diable wcielony! Rozszarpię cię na kawałki i nakarmię twoim ścierwem psy! – Nie dawał za wygraną.

„Wyjaśnię mu, że hrabia zbudzi się za kilka godzin. Po co ma się tak męczyć?" – wymyślił Igor i otworzył okno.

– O, w mordę – powiedział krzykacz – jesteś jeszcze brzydszy niż o tobie mówią. Wiedziałem, że wampiry są odpychające, ale żeby aż tak? Gdzie z takim ryjem do powozu?

– Ależ jesteś w błędzie. Mój pan jeszcze śpi, jeśli chcesz wyzwać go na pojedynek to przyjdź wieczorem – wyjaśnił garbus.

– Masz mnie za głupca, ciemiężco? – oburzył się. – Jestem Romario de Rastafaria, rycerz w służbie Świętej Inkwizycji. Stań do walki i giń tchórzu!

– Kiedy ja naprawdę nie…

– Dość tych kłamstw szatański pomiocie! Mój miecz jest złakniony twojej krwi! – wrzeszczał Romario.

„ Co za bałwan – westchnął zrezygnowany Igor, zamykając okno – wiem jak poradzić sobie z hałasem". Podszedł do komody. Na jednej z półek znalazł niewielką szmatkę, którą przeciął dużymi, krawieckimi nożycami. Każdy z dwóch uzyskanych kawałków materiału wepchnął do uszu i uśmiechnął się. „Teraz mogę powrócić do czytania". – Udał się do kuchni.

 

 

******

 

 

Po dłuższym czasie garbus skończył przegląd prasy i wyciągnął materiał z uszu. „Nic nie słychać, chyba odszedł – pomyślał Igor. – Na wszelki wypadek pójdę sprawdzić". Podszedł do okna. Na zewnątrz wciąż przebywał rycerz, lecz już nie stał. Siedział na ścieżce prowadzącej do drzwi wejściowych. Sługa otworzył okno i rzekł:

– Mój pan wstanie za jakieś dwie godziny. Przekażę mu, że jesteś.

– Dob…rze, … – wyszeptał zbrojny.

– Słucham? Mów głośniej, bo nic nie słyszę – powiedział Igor.

– Ja przyjd… ę jutro. Nie mam ochoty… już. Wrócę tu… z posiłkami – wybełkotał Romario, po czym wstał i powoli oddalił się od zamku.

„Cymbał. Wrzeszczał przez tyle czasu to nie dziwne, że stracił głos i siły go opuściły" – wydedukował służący i zamknął okno. Po czym poszedł do kuchni zająć się przygotowaniem sushi.

 

 

*******

 

 

Wieczorem Dracula komplementował kulinarne wyczyny sługi.

– Igorku, świetnie się spisałeś. Cicha woda. Miałem obawy co do twoich zdolności kucharskich, a tu taka miła niespodzianka. Jesteś lepszy w przygotowywaniu posiłków, kiedy nie trzeba robić potraw na ciepło.

– Dziękuję, hrabio – służący nie krył zadowolenia – to bardzo miłe usłyszeć pochwałę z twoich wampirzych szczęk. Muszę ci coś przekazać, Wielki Krwiopijco.

– Słucham?

Igor opowiedział Vladowi o zajściu z Romario de Rastafaria. Kiedy skończył, wampir westchnął i rzekł:

– Wróci z posiłkami? Myślę, że poradzę sobie, mimo wszystko. Aha, zaplanowałem dla nas wypad w plener na przyszły piątek.

– Znowu ryby? – zapytał nieśmiało sługa.

– Nie tym razem. Na strychu leży stara tarcza strzelnicza i kusza. Pomyślałem, że wybierzemy się do lasu i urządzimy zawody w strzelaniu do celu.

 

 

*******

 

 

Następnego dnia, po zmroku służący smażąc kaszankę usłyszał hałas. Poszedł do salonu, stanął przed obliczem Draculi i głosem wyrażającym niepokój powiedział:

– To zapewne on, rycerz Romario wraz z pomocnikami.

– Wiem o tym. Zapomniałeś kim jestem? Słyszałem bicie ich serc zanim zbliżyli się do zamku, więc wrzaski docierają do mnie tym bardziej. Poza tym jest ich tylko dwóch. Zajmij naszych, nieproszonych gości rozmową, a ja przygotuję element zaskoczenia.

Igor otworzył okno i oznajmił przybyłym:

– Witajcie, panowie. Hrabia za chwilę wyjdzie i z wami pogawędzi.

– Widziałeś, jaka ohyda? – zapytał kruczowłosy mężczyzna.

Romario skinął głową.

– Zejdź na dół potworze, a dam ci spróbować zimnej stali mojego oręża! – Wrzeszczał brunet wymachując przy tym mieczem. – Nazywam się Diego Armando Maradona i jestem rycerzem Świętej Inkwizycji! Zapłacisz za przelaną krew niewinnych ludzi! Pomścimy również mojego przyjaciela, który z powodu twoich czarów zaniemówił!

„Dlaczego oni zawsze biorą mnie za mojego pana. Dziwne" – pomyślał Igor.

Otworzyły się drzwi wejściowe. Na tle słabego światła pojawił się Dracula. Jego postać ukryta była pod czarną, długą peleryną, a oczy świeciły szkarłatem. Wampir energicznym ruchem zarzucił okrycie na plecy i otworzył szeroko szczękę, ukazując dwa rzędy wielkich, ostrych zębów. Szczególnie widoczne były cztery ogromne kły. Z nierealnie, mocno rozwartej jamy gębowej, powoli wysunął się długi, rozdwojony język, który zatańczył w powietrzu niczym żmija reagująca na dźwięk fletu zaklinacza. Vlad zawył nieludzko i tak głośno, że opadło kilka liści z pobliskiego drzewa.

Dwaj zbrojni stali sparaliżowani strachem.

– Santa Maria Juana – wyszeptał zachrypniętym głosem niesforny Romario.

– Grande Cock Aina – wtórował mu boski Diego.

Dracula skierował swoje blade, pełne nienawiści oblicze ku nim i powiedział:

– Bu!

Zrozumieli. Zaczęli szybko biec w kierunku przeciwnym do oponenta, wyrzucając przy tym ciężkie miecze, jak żeglarze zbędny balast podczas sztormu. Maradona wrzeszczał jak przypiekany rozżarzonym żelazem. Rastafaria też chciał, ale nie mógł.

Chwilę później Igor wybiegł na zewnątrz, klaszcząc dłońmi.

– Brawo mistrzu – powiedział zachwycony. – Wspaniałe przedstawienie. Szybka, wartka akcja i do tego świetne kreacje aktorskie. Magnifique!

– Zawsze do usług szanownej publiczności. – Wampir ukłonił się z gracją – Dziękuję za tak dobre przyjęcie sztuki.

Głośno rozmawiając o wydarzeniu, które przed chwilą miało miejsce, weszli do zamku. Kiedy byli w środku Dracula skrzywił twarz i powiedział:

– Czy coś się pali? Czuć spaleniznę.

Na oblicze sługi wkradło się przerażenie.

– Kaszanka…

– Igor! – Mrożący krew w żyłach krzyk odbił się echem po zamku.

Kilka minut później, hrabia pod postacią nietoperza opuścił teren nieruchomości i nisko lecąc skierował się nad kamienną drogę.

 

 

*******

 

 

Kiedy dwaj rycerze ujrzeli postać wampira, wiedzieli, że nie mają żadnych szans. Byli potwornie zmęczeni długim, szybkim biegiem, poza tym w panice pozbyli się broni.

Po zaspokojeniu głodu i uśmierceniu zbrojnych, Vlad spojrzał na ich trupy i rzekł:

– Przykro mi panowie, ale z kaszanki wyszła kaszana.

 

 

*******

 

 

W komnacie przebywały dwie osoby. Na wielkim pozłacanym krześle siedział duchowny, nieopodal stał człowiek ukrywający twarz pod kapturem. Generalny Inkwizytor kipiał ze złości. „Znowu nie udało się pozbyć Draculi. Jak mam zabić tę poczwarę?" – Ferdynando de Kiep został rok temu mianowany na stanowisko przez papieża.

– Masz jakiś pomysł? – zwrócił się do zaufanego doradcy.

– Powinniśmy skorzystać z usług bliźniaków – odpowiedziała zakapturzona postać.

– Chcę zniszczyć wampira, nie całą Rumunię – oznajmił. – Ostatnio wysłałem ich z misją unicestwienia wilkołaka. Czy wiesz co zrobili? Ukradli księżyc! Rzeczywiście, bestia zaprzestała ataków, bo nie mogła dokonać przemiany. Natomiast ludzie łby sobie nocą rozbijali, nie mówiąc o tym, że natura zupełnie oszalała. Zwrócili ciało niebieskie dopiero, jak ekskomuniką postraszyłem. Oni są niebezpieczni!

Generalny Inkwizytor machnął z niechęcią ręką.

– Poza tym – kontynuował – jutro lecą na Ruś. Podobno widziano tam yeti.

– Jak to lecą?

– Dostaną się do Smoleńska za pomocą latającego dywanu. Skonfiskowaliśmy rzecz pewnemu arabskiemu heretykowi, Abdulowi Alhazred.

Doradca zsunął kaptur. Dowodził wyprawami krzyżowymi do Ziemi Świętej, był jednym z bardziej doświadczonych w boju rycerzy. Na jego prawym policzku widniała blizna po saraceńskiej szabli.

– Mogą wyruszyć do zamku Draculi po powrocie – zaproponował Sir Ken O' biwan.

– Tak, jeśli… wrócą. – Ferdynando de Kiep uśmiechnął się tajemniczo.

 

Koniec

Komentarze

Kilka dni temu zamiesciłem tekst o Vladzie i Igorze, który został dobrze przyjęty. Były pytania o kontynuację, więc postanowiłem opisać jeszcze jedną przygodę. Może spodoba się jak poprzednia. Życzę przyjemnej lektury.

Mastiff

Niezły text. Teraz zmieniam się w nietoperza i lecę przeczytać to pierwsze opowiadanie o Vladzie i Igorze.

"Około trzech godzin później..."

"Po około godzinie..."

Zmieniłbym to "około" na coś innego.Jakoś rzuca się w oczy. Pozdrawiam.

Dziękuję Brumsztyk za pozytywną ocenę, może rzeczywiście za dużo około:). Pozdrawiam

Mastiff

No i gitara! Za pierwszym razem jak czytałem miałem te same odczucia co brumsztyk i już chciałem Tobie też to wytknąć, ale nie zdążyłem, bo musiałem wyjść. Teraz jest ok.

Ogólnie bardzo mi się kontynuacja podoba o przygodach Igora i Vlada, bo znów uśmiałem się w trakcie czytania. Czyżby seria opowieści o tym duecie? Czekam na kolejne części oraz na inne Twoje teksty. Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Obydwie części bardzo przyjemne, a końcówka z bliźniakami super!

Poza tym piszesz bardzo apetycznie, bo nabrałem ochoty na smażoną kaszankę :)

Pozdrawiam 

Dziękuję, cieszy mnie, że dobrze się bawiłeś podczas lektury. Pewnie niedługo coś znowu zamieszczę, a co to będzie? Trudno powiedzieć. Pozdrawiam

Mastiff

Dzięki wielkie Wolimirze, smacznego:) i pozdrawiam

Mastiff

hehehe :) Lekkie i humorystyczne,  bardzo przyjemne. Muszę zapamiętać, żeby następnym razem nie czytać w środku nocy, żeby wybuchem śmiechu wspólokatorek nie pobudzić :P
Polubiłam Twoich bohaterów :)

Przeczytałam oba opowiadanka, chętnie sięgnę po więcej.

PS: są obecnie świecące spławiki, widziałam w tym roku na wakacjach :)

Dziękuję za opinię. Ja sądzę, że Vlad nigdy się świecące spławiki nie zgodzi. wyrównało by to szanse w zawodach:). Pozdrawiam

Mastiff

Lekki i przyjemny relaksator.

Pozdrawiam.

Dziękuję za poświęcony czas na lekturę powyższego tekstu. Również pozdrawiam

Mastiff

Nowa Fantastyka