- Opowiadanie: prostycklopak - Planeta Fantasji

Planeta Fantasji

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Planeta Fantasji

Witam wszystkich. Od pewnego czasu zajmuję się pisaniem książki o tematyce fantasy. Postanowiłem zamieścić tutaj pierwszy rozdział tego, co do tej pory udało mi się stworzyć (obecnie pracuje nad piątym rozdziałem). Liczę na szczere opinie.

 

Planeta Fantasji, tom I Wybraniec, rozdział 1 Przybysz

 

Ciemny loch z dwoma naprzeciw siebie stojącymi celami, którego wnętrze przebija chłód. W środku, na niewielkiej zbitej z desek pryczy siedzi dobrze zbudowany, młody człowiek o ciemnych jak noc włosach. Siedzi i usiłuje sobie przypomnieć co się stało i dlaczego trafił do tego więzienia. W celi obok siedzi dwóch opryszków, ubranych w łachmany. Przyglądają się, temu, w żaden sposób nie pasującemu do ich świata osobnikowi. Dziwi ich jego ubiór – jakieś czarne, jakby wytarte spodnie – eleganckie, jednak nieco poszarpane i ubrudzone – do tego ta dziwna szarawa koszula - kołnierz, pagony, niewielkie kieszenie. Co tu robi ten dziwny człowiek? Siedzi i tylko ciężko dyszy. Nic nie mówi, nawet się nie porusza – po prostu siedzi i beznamiętnie patrzy w jeden punkt. W głowie tego człowieka roi się od pytań. Zastanawia się gdzie był i co robił przez kilka ostatnich godzin, a może dni? Albo lat…

Z trzaskiem otwierają się drzwi i do lochu wpada trochę więcej światła. Słychać zbliżające się kroki. Młodzieniec kieruje swój wzrok w stronę nadchodzącego strażnika. Strażnik ma na sobie podniszczoną kolczugę i stalowe nogawice. Więzień widzi wyraźnie, że coś tu nie gra. Coś musiał spieprzyć – tylko co? Strażnik zbliża się do jego celi i otwiera ją powoli, w jego oczach widać strach.

– Pójdziesz ze mną. Sir Myrten chce z tobą pomówić – stanowczo oznajmił strażnik, chwytając za klingę miecza, który miał przypięty do boku.

Więzień wstał i nic nie odpowiadając poszedł za strażnikiem. Po wyjściu z celi znaleźli się w równie ponurym korytarzu, w którym znajdowało się mnóstwo drzwi podobnych do tych, które przed chwilą za nimi zamknęły się z hukiem. Na końcu korytarza weszli po schodach. Strażnik otworzył drzwi znajdujące się na ich szczycie. Człowieka prowadzonego przez niego poraził nagły blask światła. Po chwili zobaczył, że teraz znajdują się w kolejnym korytarzu – tym razem jasnym i z ławkami po bokach na których siedziało jeszcze kilku uzbrojonych w miecze ludzi. Strażnik podszedł do jednych z trojga drzwi znajdujących się w tym pomieszczeniu i zapukał. Więzień spostrzegł tabliczkę z napisem na drzwiach – „sala przesłuchań”.

– Proszę go wprowadzić – zabrzmiał gruby głos zza drzwi.

Strażnik pociągnął za klamkę i wprowadził więźnia do pokoju, w którym znajdował się jedynie stół i dwa krzesła a za biurkiem siedział otyły mężczyzna, po czym posadził go na krześle i stanął z boku czekając na dalsze instrukcję. Więzień spostrzegł jak grubas wskazuję drzwi , po czym strażnik wychodzi. Grubas ten nazywał się Frank Myrten i był dowódcą straży. Przyglądał się teraz badawczo więźniowi, który bez przerwy wpatrywał się w niewielkie okno, przez które wpadało trochę słońca do tego ponurego pomieszczenia.

– Chciałbym ci zadać kilka pytań młodzieńcze.

Więzień nic nie odpowiadał.

– Kim jesteś?

Młodzieniec spojrzał na grubasa i odpowiedział spokojnym tonem:

– Mógłbym pana zapytać o to samo.

– Nie rozumiem.

– Proszę wybaczyć, ale nic nie pamiętam. – Więzień nie kłamał. Pomimo, że wiedział jak się zachować, to nie był w stanie sobie czegokolwiek przypomnieć, nawet tego kim jest.

-Jak to nic? Od wczoraj, odkąd cię znaleźliśmy byłeś nie przytomny. Dopiero się obudziłeś więc myślałem, że jakoś to wszystko wytłumaczysz.

– Nie potrafię wytłumaczyć czegoś, czego nie pamiętam.

– Nabijasz się? Wczoraj spadliście na naszą wioskę z nieba niszcząc kilka zabudowań i zabijając przy okazji wieśniaków. Ot co. – ze złością odparł Myrten.

– Z nieba? Spadliśmy? To gdzie reszta? – Zapytał, a w jego sercu zrodziła się nadzieja na to, że ktoś go zna, ktoś mu pomoże sobie cokolwiek przypomnieć.

– Tylko ty jakimś cudem przeżyłeś. Resztę pochowaliśmy.

Czyli nikt nie przeżył. Tylko co teraz?

– Czy mogę zobaczyć miejsce, gdzie mnie znaleźliście?

– Myślę, że jeszcze będziesz miał okazję. Teraz musisz złożyć wyjaśnienia.

– Problem w tym, że kompletnie nic nie pamiętam.

– To ciekawe. W takim razie odświeżę ci pamięć. Cztery noce temu z kraju Atanaszu doszły do nas wieści o planowanym najeździe na nasze tereny. Teraz wy spadacie z nieba niszcząc część naszej wioski. Nie wiem co to za czarny mag za tym stoi, wiem natomiast, że ciebie jeszcze żywego znaleziono w tym czymś. Potrafisz to wytłumaczyć?

– Nie, nie potrafię.

– Czyli nie masz nic na swoją obronę?

Więzień nic nie mówił. Usiłował sobie przypomnieć cokolwiek, jednak w jego głowie znajdowały się tylko wspomnienia ostatnich paru minut i te nic mu nie mówiące informacje o jakimś kraju, najeździe, upadku i tych, którzy nie mieli tyle szczęścia co on.

– Wyprowadź go z powrotem do lochu! – Ryknął grubas wyraźnie zdenerwowany.

Do pokoju wszedł strażnik i zabrał więźnia z powrotem do jego celi.

Mężczyzna wracając na miejsce w celi powrócił do próby przypomnienia sobie czegokolwiek. Będąc w Sali przesłuchań dostrzegł – przez jedyne okno znajdujące się w tamtym pomieszczeniu – blask wschodzącego słońca. Tak więc był poranek i to o czym gadał ten grubas musiało zdarzyć się w nocy. Nie przybył tu sam, ale grubas mówił, że reszta zginęła – a może komuś udało się uciec? „Nie to nie możliwe” pomyślał. Ogarnęło go okropne uczucie pustki.

Siedział znów na pryczy i starał się sobie cokolwiek przypomnieć, gdy nagle przerwało mu ponowne otwarcie się drzwi. Ten sam strażnik podszedł do jego celi, otworzył ją i ponownie wyprowadził go do sali, w której niedawno odbył krótką rozmowę z grubasem. Tym razem Myrten wydawał się nieco milszy:

– Czy zdołałeś sobie cokolwiek przypomnieć?

– Niestety nie. – Odpowiedział młodzieniec bez namysłu.

– Tak więc nadal nic się nie dowiemy. Wiesz przynajmniej jak się nazywasz? Skąd pochodzisz? Cokolwiek?

– Kompletnie nic – zabrzmiał zrezygnowany głos więźnia.

– W takim razie chyba nie mam wyjścia. Wieśniacy zaczęli się buntować, uważają cię za wysłańca bogów czy kogoś takiego. Co prawda nie podzielam ich opinii, jednakże nie mam zamiaru ryzykować buntu. Niestety religia wywiera ogromny wpływ na prostych ludzi, więc lepiej będzie jeśli oddam cię w ich ręce.

Grubas wstał i zaczął chodzić po pokoju i rozmyślać. Więzień nic nie mówił, miał tylko nadzieję, że uda mu się dowiedzieć czegokolwiek o sobie. Myrten zatrzymał się w końcu i krzyknął:

– Wpuścić go!

Po chwili otwarły się drzwi i do sali wszedł lekko otyły i wyłysiały człowiek ubrany w brązową szatę mnicha, ze sznurkiem owiniętym w koło bioder.

– Tak więc postanowiłem, że najlepiej będzie jeśli go stąd zabierzesz Benjaminie. – Powiedział grubas wskazując na więźnia.

– To bardzo dobry wybór generale, przetrzymywanie go tutaj mogło by obrazić bogów, co przyprawiłoby nam same kłopoty. – Mnich przeniósł wzrok na więźnia – chodź ze mną chłopcze.

Młodzieniec wstał i nic nie mówiąc wyszedł razem z duchownym. Po przekroczeniu progu posterunku zobaczył, że znajdują się na drodze do niewielkiej wioski – zapewne tej, na którą spadł dzisiejszej nocy. W koło rozciągały się malownicze pola wypełnione złocistymi kłosami a w oddali widniały lasy. Ruszyli w stronę zabudowań.

– To jak masz na imię chłopcze – zagadnął mnich.

– Ja… Nie wiem.

– Nie wiesz?

– Nie. Nic nie pamiętam. Zupełnie tak jakbym dziś rano w tej celi się urodził.

– Nadzwyczajne. A jednak potrafisz rozmawiać i chodzić, czego nowonarodzone dziecko nie jest w stanie wykonać. – Powiedział z uśmiechem duchowny.

– Racja. Jednak w żaden sposób nie potrafię sobie przypomnieć co było zanim dziś się obudziłem. Ten grubas wspominał coś o innych, którzy spadli z nieba razem ze mną…

– Tak. Było was w sumie sześcioro, czterech mężczyzn i dwie kobiety. Tylko tobie udało się przeżyć.

Zapadło milczenie. Gdy zbliżali się do wioski więzień zapytał:

– Co teraz ze mną będzie? Gdzie się udajemy?

Mnich spojrzał na niego i odpowiedział:

– Pewien człowiek chciał za wszelką cenę z tobą porozmawiać. Rozpowiedział chłopom, że bóg nam cię zesłał i musisz wydostać się z celi aby go nie obrazić. Teraz czeka na ciebie na początku wioski.

W młodym człowieku zapaliła się iskierka nadziei na dowiedzenie się czegokolwiek o sobie. Patrzył przed siebie wypatrując tego tajemniczego człowieka. Gdy zbliżyli się już wystarczająco, ujrzał jakaś zniecierpliwioną postać przechadzającą się po ścieżce zaraz przy wiosce. Mnich nie zadawał już żadnych pytań i panowała kompletna cisza, przerywana czasami przez śpiew ptaków. Gdy byli już blisko pierwszego z domów oczekująca postać ruszyła w ich kierunku.

– Witam cię chłopcze, i dziękuję bracie za to, że mi go tutaj przyprowadziłeś. Mógłbym teraz z nim porozmawiać? – Radośnie oznajmił człowiek, który jak teraz dostrzegł więzień, ubrany był w kolczugę, poniszczone czarne spodnie i mocno wychodzone brązowawe trzewiki. Zza bujnej brązowej czupryny widać było wielką klingę, ogromnego miecza znajdującego się na jego plecach. Mężczyzna miał młodzieńczą twarz i potężne umięśnione ciało – wojownik.

– Oczywiście, ja już niestety muszę panów opuścić. Niech bogowie mają was w swojej opiece.– Pożegnał się mnich, po czy odszedł w głąb wioski.

– Jestem Christian. – Oznajmił dumnie mężczyzna.

– Ja nie wiem kim jestem. – Odpowiedział mu wyraźnie zakłopotany młodzieniec. „Ile razy będę musiał to jeszcze powtarzać” pomyślał. Na wojowniku nie zrobiło to szczególnego wrażenia.

– Oczywiście, tak też pomyślałem. Prawdę mówiąc to cud, że w ogóle udało ci się przeżyć taki upadek. Już dawno nikt z zewnątrz nie trafił na te planetę. Z początku przysyłano tu wiele ludzi, jednak teraz nie są już potrzebni. I tak mięliście sporo szczęścia, że w ogóle udało się wam dolecieć tak daleko. Każda próba wtargnięcia na tę planetę jest samobójstwem, jednak ty przeżyłeś, ale cóż po tym jak i tak nic nie pamiętasz.

- O czym ty mówisz?

– No tak, muszę ci chyba opowiedzieć nieco więcej abyś cokolwiek pojął, ale teraz nie czas na to. Musimy udać się do wraku zanim ktoś zdąży go usunąć.

– Dobry pomysł. Więc chodźmy.

I poszli w głąb wioski. Więzień był trochę zdziwiony, że nie widział nikogo po drodze, lecz gdy doszli do miejsca katastrofy zrozumiał dlaczego. W koło rozbitego statku modlili się wieśniacy. Christian przedarł się przez tłum, wszedł na statek i oznajmił:

– Oto ten który przeżył upadek z nieba! – Wskazał na młodego mężczyznę, który znajdował się tuż obok niego – chciałby obejrzeć to co tutaj leży i radzę mu w tym nie przeszkadzać!.

Wieśniacy odeszli trochę w tył, zostawiając wolną przestrzeń w koło wraku. Wojownik zszedł z pojazdu i popatrzył na młodzieńca, który krążył w koło zniszczonego pojazdu i przyglądał mu się uważnie. Statek wyglądał jak kupa złomu – jego część była zakopana pod ziemią, po bokach znajdowało się mnóstwo dziur i miejsc po oderwanych fragmentach czarnej karoserii. Z boku wystawał niewielki fragment skrzydła przed którym znajdował się niewielkie drzwi. Z przodu były cztery spore kwadratowe dziury po szybach, które zapewne rozbiły się w drobny mak.

Młody mężczyzna wiedział, że już kiedyś go widział, ale nie potrafił przywołać do siebie żadnych wspomnień. Podświadomie ruszył w kierunku drzwi, które ledwo trzymały się stalowej ściany i otworzył je. Wnętrze było równie zniszczone jak reszta statku. Wsunął się powoli do środka i zobaczył panel z przyciskami i zwisającym na grubym kablu sterem. Obok stał połamany fotel, który zdołał utrzymać się na miejscu, a koło fotela były dwie identyczne dziury po pozostałych fotelach. Nie zobaczył nic godnego uwagi, więc ruszył do drzwi prowadzących na pokład. Na niewielkich rozmiarów pokładzie znajdowało się sześć wgłębień w ścianach, które służyły do spania. Dwa naprzeciwko wejścia – jedne po drugim – i tak samo po dwa po lewej i prawej stronie drzwi. Rozglądał się badawczo z nadzieją, że dostrzeże jakiś przedmiot, który byłby z nim związany, licząc na to, że przywoła tym jakieś wspomnienia, jednak w statku nie było nic, ani jednej rzeczy, którą mógłby zabrać. Żadnych ubrań, rzeczy osobistych, urządzeń, nawet odłamków tego wraku, zupełnie tak jakby ktoś bardzo dokładnie wszystko wysprzątał. Wyszedł ze statku z zawiedzioną miną.

– Nic tu nie ma. – Powiedział zrezygnowanym głosem do Christiana.

– Oczywiście, że nic. – Zabrał głos jeden z wieśniaków, a młodzieniec spojrzał na niego. Chłop wyraźnie się speszył:

– Wybacz panie, że śmiem się odzywać, ale wiem gdzie może znajdować się to czego szukasz.

– Więc mów – odpowiedział z uśmiechem młodzieniec.

– Byli tutaj strażnicy, zaraz po tym jak to spadło z nieba. Zabrali wszystko co dało się podnieść. Łącznie z ludźmi.

– Mogłem się domyślić. Dziękuję ci za informację – uśmiech pozostawał na jego twarzy. Więc jednak jakieś przedmioty przetrwały, teraz tylko wystarczy wrócić na posterunek i je odzyskać. Nie myśląc dłużej ruszył w stronę, z której przyszedł do wraku.

– Zaczekaj, gdzie idziesz? – Usłyszał za plecami głos Christiana, który najwyraźniej ruszył za nim.

– Z powrotem na posterunek. Musze odzyskać przedmioty z tego wraku.

– I myślisz, że pozwolą ci je zabrać? Może najpierw poczekasz aż się dowiesz z kim w ogóle będziesz miał do czynienia na tym posterunku. Strażnicy nigdy ci tego nie wydadzą, poza tym musisz się ukryć przed nastaniem nocy.

– Czemu mam się ukrywać? – Zaskoczony młodzieniec zatrzymał się.

– Myślę, że Czyściciele będą chcieli cię odnaleźć.

– Że co? Jacy Czyściciele?

– Specjalny oddział przysłany tutaj z Ziemi, którego zadaniem jest usuwanie z naszej planety wszystkiego, co nigdy nie powinno się tutaj znaleźć, czyli na przykład tego statku, tych rzeczy i…

– I mnie – dokończył chłopak.

– Dokładnie. Dlatego trzeba cię gdzieś ukryć.

– Dlaczego nie dorwali mnie jeszcze? Na co czekają? – Zapytał ze zdziwieniem młodzieniec.

– W dzień nie mogą nic zrobić. Działają tylko w nocy i bardzo rzadko ujawniają się komukolwiek, a jeśli już ktoś ich zobaczy, to usuwają z jego pamięci kilka ostatnich chwil. – Wytłumaczył wojownik.

– Skoro są tacy sprytni, to nikt nie powinien o nich wiedzieć. Jednak ty wiesz… Skąd?

– Należę do grupy ludzi, którzy utrudniają im pracę. Przedmioty, które oni konfiskują często mają ogromną moc. Nasz dowódca potrafi z nimi robić różne rzeczy, a im mamy tych przedmiotów więcej, tym bardziej rośniemy w siłę. Dlatego myślę, że tylko my zapewnimy ci odpowiednie schronienie.

– A jaki ty masz interes w tym abym ja się do was przyłączył? – Młodzieniec czuł wyraźne zakłopotanie.

– Od wielu stuleci nie zdołał się tu dostać nikt z zewnątrz, a tej nocy śpiąc spokojnie w gospodzie nad małą karczmą wyrwał mnie ze snu ogromny hałas i zobaczyłem ten statek. Widziałem już kilka statków, ale mało który był w tak dobrym stanie. Postanowiłem przyjrzeć się temu z bliska i zakradłem się najbliżej jak potrafiłem. Przede mną zdołała dotrzeć do wraku już grupa Czyścicieli, działali w pośpiechu ponieważ zbliżał się wschód słońca. Widziałem jak wynoszą ciała, aż w końcu usłyszałem jak ktoś powiedział, że jeden żyje. Położyli cię na ziemi i znowu usłyszałem o czym mówią… – Przerwał na chwilę wojownik.

– Co powiedzieli? – Chłopak był wyraźnie zaciekawiony.

– Jeden drugiemu powiedział „zrób to” i wtedy rozbłysło nad twoim ciałem zielone światło i tyle. Słońce już wyszło więc poznikali niczym cienie, nie zabierając nic ze sobą. Pozostawili ciebie leżącego przed wrakiem wraz z czterema innymi ciałami. Nie zdążyli po sobie posprzątać.

– A jednak zdążyli odebrać mi pamięć.

Christian przytaknął kiwnięciem głowy. „To zaczyna mieć sens” pomyślał młodzieniec. Przybył z innego świata, ale tutejsi strażnicy zdołali mu wyczyścić pamięć zanim narobi zamieszania. Tylko po co tutaj przybył? Zostało jedno wyjście, żeby się tego dowiedzieć, zdobyć te przedmioty. Jednak sam nie da rady, potrzebował pomocy Christiana i jego przyjaciół.

– Udajmy się do tego twojego przywódcy. – Powiedział.

Szli jeszcze chwilę między domami i po chwili znaleźli się pośród złocistych pól i lasów. Ruszyli wzdłuż drogi i w momencie gdy mijali posterunek coś przyszło młodzieńcowi na myśl:

– A gdybym im powiedział, że bogowie rozgniewają się na nich jeśli nie zwrócą mi moich rzeczy?

– To było by za proste. – Bez namysłu odparł Christian.

– Ale przecież ze mną się udało?

– No tak, trzeba przyznać, że Czyściciele nawet nie brali pod uwagę tego, że komuś uda się tu dostać w całości. Więc wypuszczanie ludzi z posterunków nie podlega ich kontroli…

– A przedmiotów tak. – Przerwał mu młodzieniec.

– Jesteś bardzo bystry jak na kogoś kto nic nie pamięta.

Przestał zaprzątać sobie głowę takimi pomysłami. Minęli pole, po czym weszli do lasu, przez który prowadziła niezbyt szeroka droga. W głowie młodzieńca nie pojawiały się już żadne pytania i wątpliwości. Chciał jak najszybciej dostać się do przedmiotów ze statku, przedmiotów, dzięki którym mógłby odzyskać choć fragmenty swojej pamięci.

Po kilkunastu minutach wędrówki leśną ścieżkom skręcili w głąb lasu. Z każdym pokonanym krokiem las stawał się coraz gęstszy, aż w końcu dotarli do takiej gęstwiny, przez którą nie sposób było się przebić. Christian podszedł bliżej i powiedział:

– Błękitny smok o czarnych jak noc oczach.

Część krzaków otwarła się w przód niczym podwójne drzwi. Wojownik kazał wejść czym prędzej młodzieńcowi do środka i ruszył za nim. Za gęstwiną nie było nikogo, ani nic co mogło by zwrócić czyjąś uwagę.

– Już niedaleko, chodźmy. – Powiedział Christian.

Ruszyli naprzód dochodząc do najgrubszego drzewa jakie było w okolicy. Wojownik zapukał w nie trzy razy i po krótkiej przerwie jeszcze dwa. U podstawy drzewa pojawiło się wejście, za którym znajdowały się schody po których zeszli do podziemia.

Trafili do niewielkiego korytarza w którym znajdowało się wejście do większego pomieszczenia, i jedne zamknięte drzwi. Ściany, podłoga, sufit – wszystko było z drewna, nie było żadnych okien, ławek, dywanów, obrazów, kompletnie nic tylko gołe drewniane ściany. Młodzieńca jakoś wcale nie dziwiło to co zobaczył. Zupełnie jakby wiedział czego się spodziewać. Tylko skąd? Czy już tu kiedyś był? Christian zapukał do jedynych drzwi w tym pomieszczeniu.

– Proszę wejść. – Odpowiedział im męski głos.

Wojownik otworzył drzwi i wskazał ręką aby młodzieniec wszedł pierwszy. Pokój w którym teraz się znaleźli był tak samo z drewna jak korytarz, pod ścianą przed nimi znajdowały się regały z książkami, przed którymi w fotelu siedział młody mężczyzna o jasnych włosach, ubrany w czarną szatę z kapturem. Mężczyzna siedział za biurkiem, na którym znajdowało się mnóstwo kartek, które zapewne przeglądał nim mu przerwali.

– Christianie, kim jest ten młodzieniec? – Zapytał mężczyzna za biurkiem.

– Przepraszam, że przeszkadzam Martinie, ale myślę, że to człowiek na którego tyle czekaliśmy. W nocy jego statek rozbił się w Alencii, cała załoga oprócz niego zginęła, tylko że jest pewien problem, zanim tam dotarłem, dorwali go Czyściciele i teraz nic nie pamięta. – Wyjaśnił w skrócie Christian.

Martin był zaskoczony tym co usłyszał, nie spodziewał się, że kiedykolwiek uda się tutaj komuś dotrzeć. Pozbierał przez chwilę myśli i zapytał:

– A co z jego rzeczami? Zachowało się cokolwiek?

– Czyściciele nie zdążyli chyba nic zabrać, nie za bardzo wiedzieli co z nim zrobić, a po chwili nastał świt i zniknęli, zaraz po tym przyszli strażnicy i zabrali wszystko co tylko mogli. Łącznie z nim. Udało mi się przekonać wieśniaków, że to bogowie go zesłali i Myrten był zmuszony go uwolnić.

– Dobra robota Christianie. Możesz już iść, muszę z nim pomówić.

– Dobrze – wymamrotał wojownik i wyszedł niechętnie.

– Usiądź Bezimienny. – Zwrócił się do nieznanego mu przybysza. Młodzieniec usiadł i zapytał:

– Odzyskamy moje rzeczy? To ostatnia szansa na to abym sobie cokolwiek przypomniał…

Martin spojrzał na niego i odpowiedział ze spokojem:

– Mam taką nadzieję. Gdybyś tylko coś sobie przypomniał byłbyś nie ocenionym źródłem informacji z zewnątrz. Na szczęści czyściciele wykasowali ci tylko wspomnienia, wszystkie odruchy, nawyki i zdolności posiadasz nadal, a skoro tutaj dotarłeś musisz być kimś wyjątkowym i z całą pewnością posiadasz wiele talentów. Teraz tylko musimy je odkryć. A co do tych przedmiotów, to zaraz wyślę kogoś, aby spróbował je odebrać.

– Chciałbym też w tym brać udział. – Powiedział zdecydowanie młodzieniec.

– Tak też myślałem. Nie mogę cię zatrzymać, nie jesteś moim więźniem, ale nie chce żebyś tam zginął dlatego musze cię odpowiednio przygotować.

Martin wstał i podszedł do ściany, przy której jak teraz zauważył młodzieniec znajdował się stojak z broniom – dwoma niewielkimi toporami i trzema różnymi mieczami. Mężczyzna wziął do ręki jeden z mieczy i podszedł do Bezimiennego mówiąc:

– Przypuszczam, że ten miecz będzie najodpowiedniejszy dla ciebie. Wypróbuj go.

Młodzieniec przyjrzał się broni dokładnie. Był to lekki i ostry miecz z szarą rękojeścią. Zaczął wymachiwać i uderzać nim w powietrzu.

– Niesamowite. Mam wrażenie jakbym trzymał go w ręku od zawsze. – Powiedział i przestał wymachiwać.

Martin przyglądał się temu uważnie, ale nie wydawał się wcale zaskoczony tym, że przybysz potrafi się tak dobrze posługiwać bronią.

– Znów intuicja mnie nie zawiodła. Nie jesteś głupi. Widać to po tobie od razu. Ktoś taki jak ty nie pchał by się tutaj nie potrafiąc dobrze władać bronią. Przypuszczam, że dowiesz się jeszcze wiele o sobie.

– Bardzo bym chciał.

– Idź teraz, niech Christian zaprowadzi cię do zbrojowni, zaraz wyruszamy. Powodzenia Bezimienny.

– Przyda się. Dziękuję za miecz. Do zobaczenia.

Wyszedł na korytarz, w którym Christian rozmawiał z ogromnym dwu metrowym mężczyzną z czarną brodą i wielkim toporem na plecach. Christian gdy tylko spostrzegł młodzieńca zapytał:

– I co wymyślił Martin? Wracamy tam?

– Tak, mamy iść do zbrojowni.

– Świetnie – odpowiedział, po czym zwrócił się do brodatego wojownika:

– To ten przybysz.

– Chuderlawy troszeczkę, ale to nic jeszcze będzie z niego wojak. Jestem Tim. Ale teraz muszę was opuścić bo właśnie zmierzałem do szefa.

I udał się do pokoju, z którego przed chwilą wyszedł młodzieniec.

– Więc chodź ze mną – powiedział wesoło Christian, i udali się do pomieszczenia obok, które było dużo większe, a w środku znajdowały się dwa drewniane stoły i sześć krzeseł, po trzy przy stole.

– To taka nasza stołówka i zarazem miejsce narad. Chodźmy tam. – Poszli w kierunku jednych z wielu drzwi w tym pomieszczeniu, za którym znajdowała się zbrojownia, w której było mnóstwo hełmów, broni, kolczug i kufrów.

– Wybierz coś dla siebie, w tym świecie człowiek nieuzbrojony to człowiek bezbronny, no chyba że posiadasz magiczną moc. – Zaśmiał się Christian, a młodzieniec zaczął przymierzać kolczugi, aż w końcu trafił na doskonale pasującą do niego. Spojrzał na wojownika, który czekał na niego przy wyjściu, był on tylko w kolczudze, więc postanowił się nie wyróżniać i nie zakładać nic więcej. Ruszył w stronę drzwi. Christian zatrzymał go:

– Jesteś pewien, że to wszystko?

– Myślę, że tak.

– No dobrze, ja uważam inaczej. Zaczekaj chwilkę – podszedł do jednego z kufrów, otworzył go, wyjął niewielki sztylet i wręczył go młodzieńcowi.

– Schowaj to gdzieś, najlepiej do buta, czasami się przydaje.

– Dzięki. – Odparł, po czym schował, tak jak radził mu wojownik.

– Chodźmy teraz do Martina. Zapewne już wszyscy są.

Wrócili do jego gabinetu. W środku, oprócz Martina i Tima znajdował się jeszcze jeden człowiek. Wyglądał zupełnie inaczej niż pozostali. Był wysoki, szczupły, blady na twarzy, miał szpiczaste, długie uszy a za głową spięte w kucyk długie czarne jak noc włosy. Ubrany był w ciemno-zieloną szatę, u boku przypięty miał niewielkich rozmiarów miecz, natomiast na plecach, tuż pod kapturem znajdował się łuk i kołczan pełen strzał.

– Tima już znasz, teraz poznaj Erena. Jak zapewne zauważyłeś Eren jest mrocznym elfem. Jednak nie byle jakim elfem. Jest niezwykle szybki i spostrzegawczy nawet jak na elfa. Erenie oto nasz Bezimienny.

– Witaj przybyszu. – Elf ukłonił się lekko.

– Witaj Erenie. – Odpowiedział Bezimienny.

– No więc, – Martin mówił dalej – po te rzeczy wyruszymy wszyscy razem.

Wszyscy, oprócz młodzieńca byli wyraźnie zaskoczeni, tym że Martin zamierza iść z nimi.

– Nie dziwcie się tak, – dodał zaraz Martin – uważam odzyskanie tych przedmiotów za bardzo ważną rzecz, dlatego przyda się każdy wojownik, a jak wiecie jest nas tylko piątka i nie ma nikogo więcej kto mógłby nam pomóc. Dlatego pójdziemy wszyscy.

Martin podszedł do stojaka z bronią i zabrał pozostałe tam dwa miecze.

– No to w drogę. Pozostało nam już niewiele czasu.

Przebyli w szybkim tempie drogę do posterunku. Gdy byli pod samymi drzwiami Martin wyjął oba miecze, które były przyczepione do jego pleców, Christian i Tim dobyli swoich broni, Bezimienny zrobił to samo, a Eren jednym ruchem ręki wyjął łuk i strzałę, zakładając jednocześnie kaptur, i wymierzył w sam środek drzwi. Martin otworzył wejście i cała piątka wkroczyła do środka.

– Nie ruszać się! – Wykrzyknął Martin – tylko coś załatwimy i odejdziemy, nie chcemy walczyć. Rzućcie broń.

Pięciu strażników znajdujących się na korytarzu, szybko odrzuciło bronie na bok.

– Pilnujcie tu aby nikt nam nie przeszkodził, Bezimienny chodź za mną. – Powiedział Martin i ruszyli w stronę drzwi, za którymi znajdowało się biuro Myrtena. Weszli do środka. Te pomieszczenie było nieznacznie większe w porównaniu z salą przesłuchań, na podłodze leżała skóra z niedźwiedzia, a na ścianach wisiały głowy różnych stworzeń – trofea myśliwskie.

– Jak śmiecie napadać na posterunek! – Wykrzyknął oburzony Myrten.

– Uspokój się albo zaraz utnę ci ten jęzor. Gdzie są rzeczy ze statku który rozbił się tu dziś w nocy? Gadaj albo zaraz skrócę cię o głowę, doskonale wiesz do czego jestem zdolny.

Mówiąc to Martin naprawdę wyglądał groźnie z dwoma mieczami skierowanymi w stronę grubasa.

– W-w-wszystko jest tam. – Wyjąkał Myrten i wskazał na jedyne, oprócz wejściowych, drzwi w tym gabinecie. Martin kiwnął głową aby młodzieniec sprawdził co się za nimi znajduję.

Bezimienny otworzył drzwi, za nimi znajdowało się niewielkie pomieszczenie, w którym było mnóstwo metalowych części i innych porozrzucanych przedmiotów. Bezimienny zaczął wyszukiwać czegoś co może mu się wydać znajome. Przeglądał różne kawałki ubrań, strzępki papierów i dziwne elementy, które zapewne są resztkami czegoś, co zostało zniszczone, aż wreszcie natrafił na niewielki zeszyt, przejrzał go w pośpiechu, był to zniszczony, zapisany odręcznym pismem pamiętnik. Postanowił go schować i szukał dalej, jednak już nic więcej nie znalazł. Wyszedł nieco zawiedziony i powiedział do Martina:

– Nie mam za wiele, ale może coś z tego będzie.

– Dobrze w takim razie chodźmy.

Martin nie spuszczając wzroku z Myrtena cofał się w tył. Wtedy młodzieniec spostrzegł coś co go zaciekawiło. Był to miecz, który wisiał na ścianie, wcześniej go nie zauważył. Podszedł bliżej i chwycił go w ręce. Miecz był długi i smukły, jego ostrze błyszczało niczym diament. Rękojeść była zwyczajna, niczym nie ozdabiana, jednak gdy trzymał go w ręce czuł dziwny przypływ energii.

– Niesamowite – wyszeptał.

– Co takiego? – Zapytał nieco zdziwiony Martin.

– Znam ten miecz. Nie wiem skąd ale znam.

– Skąd go masz? – Martin spojrzał pytająco na grubasa.

– Z tego, no statku – wymamrotał Myrten niechętnie.

– Bierz go i spadamy.

Cała piątka wyszła z posterunku, i wycofywali się nie patrząc ciągle, czy nikt nie udał się za nimi, aż w końcu znikli w lesie i wrócili do swojej kryjówki.

Wszyscy usiedli w stołówce przy jednym stole, do którego dostawili brakująca dwa krzesła.

– I co mamy? – Zapytał Christian, a wszyscy spojrzeli na młodzieńca.

– Prawdę mówiąc to niewiele, ten miecz, który już widzieliście, no i jeszcze to – wyjął z kieszeni zeszyt i położył na stole.

– Otwórz którąś stronę i czytaj – nakazał Martin Bezimiennemu, który powoli otworzył zeszyt na pierwszej stronie. Zaczął czytać, strona była niemal nienaruszona:

 

Wstęp:

Musimy uwzględnić to, że oni pozbawią nas pamięci, musimy uwzględnić również to, że jeśli coś tu znajdą to mogą wykorzystać to przeciwko nam. Celem naszego lotu jest jedyna w swoim rodzaju planeta Fantasja. Nasza wiedza o Fantasji jest ogromna, jednak nie wiemy wszystkiego. Istnieje człowiek, który jest stwórcą tego świata, to w jego głowie to wszystko powstało. Znajdźmy go nim będzie za późno. Ten dziennik postanowiłem prowadzić, aby – jeśli nam się nie uda – ktoś dowiedział się o tym, co nas spotkało i jeśli my nie dotarliśmy do Fantasji, to wątpię w to, aby komuś innemu udało się tego dokonać. Jeśli nie wiesz o świecie bogów, to wyrzuć ten dziennik czym prędzej. Wiedza zawarta tutaj może wprowadzić cię w ogromne kłopoty.

 

– Tu kończy się pierwsza strona. Czytać dalej? – Niepokoiło go trochę to, co mogło być dalej napisane.

– Tak czytaj, nie martw się, my wszyscy wiemy o drugim świecie.– Uspokoił go Martin.

Przewrócił stronę i czytał dalej. Tutaj kilka liter było nieczytelnych.

Dzień pierwszy

Wystartowaliśmy, skład załogi:

Aleks Mironowicz, Alice Merr, James Nowicz, Johana Synej, Izabell Damaniec, Natiel Roven…

Zatrzymał się.

– Natiel, tak się nazywam.

– To już coś, czytaj dalej – odpowiedział Martin. Reszta patrzyła na Natiela, czekając na to, co będzie dalej.

 

… i ja, nazywam się Alan Hall.

– Nie możliwe. – Przerwał Christian – znaleźli tylko pięć ciał i ciebie.

– Wszystko jest możliwe przyjacielu. Wygląda na to, że ktoś jeszcze żyje, a jeśli tak to musimy go odnaleźć. – Wyjaśnił Martin.

– Coś tu nie pasuje, na statku było tylko sześć miejsc do spania – dodał Natiel.

– Tak, ale zawsze przynajmniej jedna osoba pilotuje, nie mogą spać wszyscy jednocześnie. – Teraz Martin nie miał wątpliwości, że ktoś przeżył: – Musimy go odnaleźć nim zrobią to Czyściciele. Dokończysz czytanie później, teraz wracajmy do wioski.

– Po ataku na posterunek raczej nie przywitają nas z otwartymi ramionami. – Dodał z uśmiechem Tim.

– Do broni przyjaciele, czeka nas długa noc! – Wykrzyknął Martin. Wszyscy ponownie udali się w stronę wioski.

W drodze Natiel zapytał Martina:

- Kim jest ten Stwórca?

– Tak jak ja i Ty pochodzi nie z tego świata, z innej planety rozumiesz? Tyle, że on w przeciwieństwie do nas zna Fantasję na pamięć. Jest tu kimś w rodzaju boga. To on stworzył ten świat.

– Bóg powiadasz. W takim razie nie będzie łatwo go odnaleźć.

– Tak, na szczęście wiem gdzie go szukać, tylko ty musisz żyć, żeby to miało sens. Dlatego postaraj się teraz nie zginąć. Wraz z nastaniem północy pojawią się Czyściciele z rozkazem usunięcia wszystkiego, co dotarło tutaj razem z tym statkiem. Rozumiesz?

– Aż za dobrze. Może ten nowy miecz się na coś przyda.

– Tylko ostrożnie z nim, on może być potężnym artefaktem. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to jutro udamy się do kowala aby go zbadał. Teraz mamy za zadanie odnaleźć drugiego rozbitka i na tym się lepiej skupmy.

Dotarli do krańca lasu. Powoli zaczynało się ściemniać więc mieli niewiele czasu. Eren dokładnie obejrzał okolicę, po czym powiedział:

– Czterech strażników przy wejściu do wioski i dwóch przy posterunku, ci przy wejściu mają ze sobą wilka.

– Zapewne jeszcze kilku pałęta się po mieście z nadzieją, że dorwą któregoś z nas – dodał Christian.

– Tak, musimy uważać. Myślę, że najlepiej będzie jeśli się rozdzielimy. Ja pójdę z Natielem, Christian z Timem a Eren tak jak lubi czyli sam.

Wszyscy się zgodzili i ruszyli, elf poszedł trochę na lewo, Tim i Christian prosto do wioski.

– A my idziemy prawą stroną. – Powiedział Martin i ruszył wraz z Natielem. Gdy zbliżali się do pierwszych budynków Martin zaczął mówić:

– Myślę, że jeśli twój przyjaciel żyję to będzie próbował w nocy dostać się do statku. Musimy tam być przednim, bo po naszej akcji na pewno strażnicy będą pilnować wraku. I miej oczy dookoła głowy, pamiętaj, że za niespełna dwie godziny powrócą Czyściciele.

– Obyśmy go odnaleźli.

Minęli pierwszą z drewnianych chat i weszli na wydeptaną drogę prowadzącą do środka wioski. Było cicho i spokojnie. Nikogo nie spotkali po drodze. Dopiero przy wraku stało dwóch strażników a dwóch kolejnych chodziło w koło, obserwując co się dzieje. Było już na tyle ciemno, że Natiel z Martinem mogli bezpiecznie podejść na kilka kroków do statku. Zaszyli się za grupą krzaków i czekali, na odpowiedni moment do ich opuszczenia. Nie musieli długo czekać. W jednej chwili dwóch patrolujących strażników upadło na ziemię. Dwaj pozostali zdawali się niczego nie słyszeć., po kilku sekundach i oni padli martwi na ziemię. Do wraku podeszła zakapturzona postać, a Martin widząc, że to Eren wyszedł z kryjówki, a Natiel ruszył za nim.

– Co z resztą? – Zapytał szeptem.

– Zabici. Christian i Tim ukrywają ciała. Zaraz powinni tu być.

I tym razem nie trzeba było długo czekać. Dwaj wojownicy zaraz przyszli i od razu ukryli leżące na ziemi zakrwawione ciała z pojedynczymi strzałami w szyi.

– Czysto. Co dalej? – Zapytał rozochocony Tim.

– Czekamy. – odpowiedział mu Martin.

– Czekamy? Tylko na co? – Zapytał Christian, któremu wyraźnie się to nie podobało.

– Mam nadzieję, że ten drugi rozbitek rozpozna Natiela i podejdzie do nas.

– A jeśli nie? – Christian nadal był niezadowolony, już nie raz miał do czynienia z czyścicielami i nie wspominał tego najlepiej.

– Jeśli nie to znaczy, że albo nie żyje, albo jest już gdzieś daleko stąd.

Czekali. Tylko Eren rozglądał się cały czas i nasłuchiwał. Nikt się nie pojawił.

 

– Za kilka minut pojawią się czyściciele, czas spadać – stwierdził elf.

– Tak, ale ja tutaj zostanę, zabierzcie Natiela i wracajcie do kryjówki. Muszę ich trochę pośledzić. – Stanowczo powiedział Martin.

– Nie wracamy bez ciebie – odpowiedział mu Natiel.

– Nie ma innego sposobu aby sprawdzić czy ten kogo szukamy jeszcze żyje. Jeśli zostaniemy wszyscy to czyściciele zaraz nas znajdą. Nikt z was nie jest w stanie ich pokonać więc nic tu po was. Wracajcie do kryjówki i prześpijcie się. Jutro wyruszymy w daleką drogę. I nie chce słyszeć żadnych sprzeciwów.

– W sumie masz rację – poparł go Eren.

 

Kilka chwil później siedzieli w stołówce i rozmawiali.

– Ciekawe czy coś uda mu się wytropić – zastanawiał się Christian.

– Sprytny jest, zawsze coś wykombinuje – powiedział Tim który był wesoły jak zawsze, co wyróżniało go teraz na tle zawsze poważnego elfa, zasmuconego Natiela i niezbyt zadowolonego z tego, że musi bezczynnie siedzieć Christiana.

– Co z tym dziennikiem – zmienił temat Christian. Eren spojrzał na dziennik leżący na stole i powiedział:

– Myślę, żebyśmy poczekali z tym na Martina. Z tego co tam jest nabazgrane on zrozumie najwięcej z nas. Teraz lepiej Chodźmy się przespać.

– Swoją drogą ciekawe gdzie on chce jutro wyruszać – Tim głośno pomyślał.

– Może w końcu coś zacznie się dziać, siedzenie w tej dziurze już mi bokami wychodzi – rzucił Christian.

– To chodźmy odpocząć. Natielu zajmiesz kwaterę która niegdyś należała do naszego przyjaciela, którego nie ma już wśród nas. Christian cię zaprowadzi. Dobrej nocy – powiedział elf i wyszedł. Reszta poszła za jego przykładem. Christian wskazał Natielowi drzwi, za którymi znajdowało się łóżko i kilka opustoszałych mebli.

Młodzieniec pomimo tego, że był zmęczony, przez długi czas nie mógł zasnąć. Leżał gapiąc się w drewniany sufit i próbował poskładać dręcząc go myśli. Zastanawiał się co przyniesie kolejny dzień i czego jeszcze dowie się o sobie i tym świecie, czy kiedykolwiek w pełni odzyska pamięć? Co jeszcze kryje w sobie ten tajemniczy pamiętnik? Czy drugi pasażer statku jeszcze żyje? A jeśli tak, to czy Martinowi uda się go odnaleźć? I co tu tak naprawdę się dzieje? Cała sytuacje na tej planecie jest strasznie skomplikowana. On nowoczesnym pojazdem kosmicznym rozbija się w prymitywnej wiosce, jacyś Czyściciele najpierw czyszczą mu pamięć, a potem próbują go zabić, trafia do grupy kryjących się w lesie osób które wiedzą o drugim „boskim” świecie. „Za dużo informacji jak na jeden dzień” pomyślał i zamknął oczy.

 

Koniec

Komentarze

Zawsze mnie zadziwiało, że ludzie biorą się za pisanie powieści, mając małe pojęcie o pisaniu w ogóle. Moja rada: zostaw na jakiś czas długie formy i skup się na krótkich, które pozwolą Ci wypracować jakiś znośny styl. Dzięki temu nauczysz się tworzyć wiarygodne postacie, pisać dialogi (nie tylko o zły zapis mi chodzi - tutaj odsyłam do poradnika Mortycjana - ale również o ich formę), prowadzić opisy, nie mieszać czasów.
Czytaj, żeby poszerzyć zasób słownictwa (tutaj bywają przydatne słowniki synonimów), co nie tylko pomoże wyeliminować powtórzenia, ale też ożywi i ubarwi tekst.
Ćwicz wyobraźnię, czytaj klasyków (nie tylko fantastyki) i, w końcu, pisz. Praktyka czyni mistrza, jak mawiają, ale najpierw trzeba położyć solidne fundamenty, żeby mieć co rozwijać.

Ten tekst jest dla mnie całkowicie nie do przełknięcia przez swoją formę, dlatego nie będę oceniał treści. Skończyłem czytać po około 1/3 i nie mam ochoty na kontynuowanie. Może przy okazji następnej publikacji...

Pozdrawiam 

Wygrałeś nagrodą w kategori najbardziej kliszowego i sztampowego tytułu w tym tygodniu, to pewne.

Niestety, ja odpadłem gdzieś w połowie tekstu. Nie zainteresowało mnie to. Drogi Autorze, chcesz szczerej opinii na temat Twojego tekstu. Oto ona: piszesz makabrycznie źle, zdania nie mają żadnego sensu. Jak słusznie zauważył exturio, mieszasz czasy i fatalnie zapisujesz dialogi. Faktycznie odstaw pisanie powieści - napisz przynajmniej 5 stronicowe opowiadanie, ale z sensem. Zwracając uwagę na konstrukcję zdań i powtórzenia. No i dużo czytaj i dużo ćwicz. Z czasem powinno być coraz lepiej.

Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Zaczałem wymieniać Ci błędy, ale zwątpiłem. Nie da się, no poprostu nie da się tego czytać. Mieszasz chłopie czasy, zdania budujesz kompletnie bez sensu, czasami nie mozna zrozumieć o co Ci chodzi, masz masę, masę, masę powtórzeń, dialogi zapisujesz źle, interpunkcja Ci leży. Opisy postaci są typowo szkolno - wypracowaniowe, co też nie bardzo zachęca do czytania, dialogi cholernie drętwe... Odłóz Ty te powieść na jakiś czas do szafki, napisz kilka opowiadań, zacznij od krótkich, napisanych prostym językiem tekstów, coby podszlifować warsztat i dopiero bierz się za pisanie powieśći. I czytaj, czytaj, czytaj, czytaj.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ciemny loch z dwoma naprzeciw siebie stojącymi celami, którego wnętrze przebija chłód.
(...) z dwoma naprzeciw siebie stojącymi celami, (...).

Napisałeś o dwóch przedmiotach typu tarcz do strzelania --- 'celami' to narzędnik liczby mnogiej reczownika 'cel', czyli czegoś, w co należy trafić. Jak można pomylić celę z celem? --- oto jest pytanie...
(...)  którego wnętrze przebija chłód.
Chłód przenika, nie przebija. Jeśli przenika obie cele, to należało użyć liczby mnogiej zaimka względnego oraz następującego po nim rzeczownika. Jeśli chodziło Ci o loch, liczba się zgadza, ale szyk zdania należy zmienić, bo wspomniany zaimek odsyła do ostatniego przed nim rzeczownika, czyli do cel, a to miesza czytelnikowi w głowie.
Koledzy powyżej napisali ogólnie (i prawdziwie), że piszesz marniutko. Więc pokazałem Ci na przykładzie jedengo jedynego zdania...
Tak napisanej trylogii (bo zapewne trójksiąg Ci się marzy) żaden pozostający przy zdrowych zmysłach korektor ani redaktor nie podejmie się poprawiać. Osiwiałby, wyłysiałby, renty by się dorobił, zanim do połowy doszedł. Cóż, przykre, ale prawdziwe --- najpierw solidna nauka, potem powieść...

Jeśli masz więcej niż 16 lat, to nie ma dla ciebie już nadziei... (żart). Żaden ze mnie autorytet, ale nawet ja widze, że warsztat strasznie u ciebie kuleje. Weź do ręki jakąś książkę - nie fantastyczną - i zobacz: jak zapisuję się dialogi, jak wygląda (lekkostrawny) opis... Ogólnie twoja praca jest strasznie ociężała - tekst musi być zgrabny, zaś jego rytm powinien współgrać z odechem i rytmem bicia serca. Zdania nie muszą być piękne, liczy się celność, a nie kaliber ;) 

Tak z ciekawości: jaki jest cel zastosowania najpierw czasu teraźniejszego, a potem ni z tego ni z owego przeszłego? Zazwyczaj albo cały tekst pisze się w jednym czasie, albo teraźniejszy wplata przy np. scenach walki, dla podkreślenia dynamiki (tak robiła na przykład Zofia Kossak-Szczucka). Tutaj nie widzę żadnego uzasadnienia nagłego przejścia z jednego do drugiego.

Nowa Fantastyka