- Opowiadanie: Spiky - Lilije

Lilije

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Lilije

– Więc staracie się z Markiem o dziecko?

-Tak… Wiesz, uparł się, że dla niego to już najwyższy czas – Joanna upiła whisky ze swojej szklanki.

– W sumie… Ciężko mu się dziwić. Czterdziestka to dla mężczyzny czas, aby się ustatkować.

– Monia, ale ja mam dopiero dwadzieścia sześć lat! Nie chcę jeszcze zostać kurą domową, która całymi dniami będzie gotowała obiadki dla męża i dzieci.

– Eee tam. Zobaczysz, za kilkanaście lat nadal będziesz świetną laską. Twoi znajomi nie będą mogli wyjść z podziwu, że wyglądasz młodziej od własnego dziecka.

Joanna uśmiechnęła się.

– No, to byłoby miłe.

Monika rzuciła okiem na zegarek i dopiła swojego drinka.

– No, na mnie już czas. Nie wszyscy faceci są tak wyrozumiali jak twój Marek. A propos… – nachyliła się do ucha koleżanki. – Dwa stoliki stąd siedzi jakieś niezłe ciacho… i nie spuszcza z ciebie wzroku – dziewczyna rzuciła barmanowi jakiś banknot i przełożyła sobie torebkę przez ramię. – Tak więc… Baw się dobrze!

Aśka delikatnie poprawiła włosy, a potem powoli założyła sobie nogę na nogę. To był jej mały rytuał uwodzenia facetów. Dopiero po kilku minutach, gdy zamawiała sobie następną kolejkę, ukradkiem rzuciła okiem za siebie.

Faktycznie, kilka metrów dalej przy stoliku siedział szczupły facet. Sam. Spokojnie zerkał to na Joannę, to na swoją do połowy opróżnioną szklankę. Sposób, w jaki siedział na krześle, a także czarna skórzana kurtka nadawały mu ten zawadiacki wygląd, który Aśkę w facetach zawsze tak pociągał…

Najwidoczniej mężczyzna zobaczył to ukradkowe zerknięcie, bo uśmiechnął się kątem ust. Aśka odwzajemniła uśmiech, a wtedy on dopił swój alkohol, wstał i podszedł do niej.

– Cześć. Mogę się przysiąść?

W normalnej sytuacji kazałaby mu pewnie spadać… Ale jej mąż właśnie wyjechał w służbową podróż do Niemiec i miał wrócić dopiero za kilka tygodni. A ten facet miał w sobie coś takiego…

– No, nie wiem…

– Może jeśli postawię ci drinka?

– Może – Aśka przeczesała ręką swoje długie blond włosy, uśmiechając się lekko.

Mężczyzna zamówił dwa drinki, po czym usiadł na krześle obok Joanny.

– Mam nadzieję, że nie będę musiał czekać aż do następnej kolejki, aby poznać twoje imię?

– Jestem Joanna.

– Ładnie. Mogę mówić ci Aśka?

– Jeśli zasłużysz.

Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.

– Ja jestem Sergiusz. Ale możesz mi mówić jak chcesz.

– Czemu? Nie lubisz swojego imienia?

– Jest takie… egzotyczne – Sergiusz zamyślił się. – Dobre dla frajera, który zawsze jest najmądrzejszy, ale nie ma przyjaciół.

Joanna nie wiedziała dlaczego, ale miała podobne skojarzenia. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym sięgnęła po swojego drinka, przeciągając zmysłowo dłoń po ramieniu mężczyzny.

Kolejna godzina minęła im na coraz bardziej poufałej rozmowie. W końcu Joanna spojrzała nieco teatralnie na zegarek i powiedziała, że musi już iść.

– Szkoda… Tak wspaniale się nam gawędziło… – Sergiusz zrobił równie teatralną pauzę, jakby się nad czymś zastanawiał. – Hmm… Daleko mieszkasz?

– W sumie niezbyt… – kobieta uśmiechnęła się zachęcająco.

– Bo wiesz… Teraz ulice są takie niebezpieczne… Może odprowadzę cię kawałek?

– W sumie… nie chcę, by coś mi się stało…

– Ja też nie – chłopak łobuzersko wygiął usta.

Sergiusz zabrał płaszcz kobiety z szatni i pomógł jej go założyć. Wyszli w pogodną, letnią noc.

– Myślałam, że noc będzie chłodniejsza…– mruknęła Joanna, znaleźli się na ulicy i owionął ich ciepły wiatr.

Kobieta rozsunęła poły płaszcza, dzięki czemu jej pełne piersi znowu były widoczne. Sergiusz zerknął na nie kilka razy; za każdym razem jego łobuzerski uśmieszek się pogłębiał.

Przez jakieś pół godziny gawędzili o tym i o owym, aż w końcu trafili do najbogatszej okolicy miasta.

– To tutaj.

Stali pod jasną willą, otoczoną solidnym ogrodzeniem i kilkoma kępkami drzew.

– Uau… Co za dom… Mieszkasz w nim sama?

– Chwilowo tak.

– Musisz czuć się w nim strasznie samotna… – Sergiusz oparł się o jedną ręką o furtkę.

– Czasami… – Joanna nieśpiesznie oblizała usta. – Może dotrzymasz mi dzisiaj towarzystwa?

Sergiusz pochylił się i powoli pocałował jej wargi.

– Jeśli tylko zechcesz – szepnął kobiecie na ucho, na ułamek sekundy dotykając go językiem.

Joanna westchnęła głęboko, nadal czując na ustach dotyk jego warg. Elektronicznym kodem otworzyła furtkę i zaczęła szybko iść w kierunku drzwi wejściowych, uwodzicielsko kręcąc przy tym biodrami. Odetchnęła w tym czasie głęboko kilka razy, by się uspokoić – jeszcze nigdy żaden facet tak na nią nie działał, a miała ich wielu. Dyrygował jej emocjami – podniecało ją to i niepokoiło jednocześnie…

– Rozgość się – zamknąwszy drzwi, wskazała gościowi wejście do salonu. – Zaraz wrócę.

Kobieta szybkim, odrobinę mniej uwodzicielskim krokiem przemknęła przez korytarz i zniknęła w niewielkich, subtelnie ozdobionych drzwiach.

Sergiusz nie zawracał sobie głowy zdejmowaniem butów, po prostu wszedł do bawialni i zaczął podziwiać kunszt dekoratora wnętrz. Jasna kolorystyka, kilka obrazów na ścianach, gustowne meble i spory kominek wprawiły go w niemały zachwyt.

– Ładnie tu masz – zawołał głośno.

– Prawda? – usłyszał zza ściany. -Zawsze podobały mi się przestronne wnętrza.

– To twój dom?

– Nie. Mojego… kuzyna.

Sergiusz obejrzał sobie kilka zdjęć stojących na kominku. Przedstawiały Joannę i jakiegoś lekko szpakowatego faceta.

– Nie wątpię… – mruknął Sergiusz, oglądając zdjęcie, na którym parka namiętnie się całowała.

Mężczyzna spacerował chwilę po pokoju, w końcu usiadł na kanapie, cały czas z ciekawością przyglądając się zdobieniom.

– Witaj, piękna – uśmiechnął się, gdy Joanna stanęła w wejściu do salonu.

Z jedną ręką opartą na framudze i druga niedbale zwisającą w okolicach talii wyglądała nieziemsko. Kusą bluzkę zamieniła na elastyczny biały sweterek, który ładnie podkreślał jej krągłości. Była boso i – o ile zdążył to zauważyć Sergiusz – bez rajstop.

Uniósł się na kanapie, gdy podeszła do niego swoim seksownym krokiem. Powstrzymała go, kładąc mu palec na ustach i delikatnie spychając z powrotem na sofę.

– Spokojnie, tygrysie… -pomyślała, wdzięcznie okrążając kanapę – Napijesz się czegoś? – spytała jakby od niechcenia, podchodząc do dużego kredensu w rogu salonu.

– Może być gin z tonikiem… o ile to nie będzie zbyt wygórowana prośba… – rzucił mężczyzna, ostentacyjnie nie oglądając się za siebie.

– Muszę się zastanowić – Joanna uśmiechnęła się, otwierając szafkę, w której kryło się kilkanaście butelek różnego koloru.– Czym się zajmujesz?

– Studiuję zarządzanie i marketing – wyrecytował, jakby to był tytuł książki.

– A w wolnym czasie?

– Nie mam za dużo wolnego czasu. – przeciągnął się, powoli oglądając się za siebie. – No wiesz… Imię zobowiązuje, prawda?

Joanna zaśmiała się pod nosem.

– Nie gadaj głupot. Jesteś inteligentnym, towarzyskim facetem, o jakim marzą dziewczyny.

– Może… – Sergiusz westchnął. – Nawet jeśli, nie zawsze tak było. Jeszcze w szkole średniej byłem okazem prawdziwego kujona… Całe dnie spędzałem na nauce, chciałem być zawsze najlepszym uczniem… Wiesz, pochodzę z biednej rodziny, i dobre oceny były dla mnie szansą na normalne życie. Niestety, jakoś nie przysporzyło mi to przyjaciół… Wiesz, jak to jest?

– Nie, chyba jednak nie – mruknęła kobieta, szukajac butelki toniku.

– Jasne, że nie… Taka piękna dziewczyna musiała być gwiazdą całej szkoły. Pewnie wzdychali do ciebie wszyscy chłopcy, co?

Nie doczekał się odpowiedzi, bo Joanna w tym czasie siłowała się z zakrętka butelki.. Uśmiechnął się i kontynuował:

– U mnie w szkole też była taka jedna piękność. Trochę podobna do ciebie, wiesz? Miała długie jasne włosy, figurę modelki i oczy… Byłem gotów zrobić wszystko, byle tylko móc na nie patrzeć… Tylko że ona nic nigdy ode mnie nie chciała… Miała swoich przyjaciół, pięknych i bogatych. Podkochiwałem się w niej przez trzy lata, nie mając nawet odwagi zagadać. I wiesz, co się stało pół roku przed maturą? ONA zagadała do mnie! Któregoś dnia po prostu podeszła i zapytała, czy nie chciałbym wybrać się z nią na studniówkę. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Nie liczyło się to, że musiałem przez kilka tygodni zmywać naczynia w okolicznym barze, by móc wynająć porządny garnitur. Nie liczyły się też plotki, że to rodzice kazali jej zaprosić kogoś spokojniego, gdy po którejś imprezie wróciła całkiem pijana. Liczyliśmy się tylko ona i ja. Nawet na imprezie byłem tylko dodatkiem do świetnej laski, ale było mi z tym bardzo dobrze. Do momentu, kiedy gdzieś po północy razem z kolegami postanowiła zrobić mi żart: podała mi w jedzeniu jakieś prochy.

Za plecami Sergiusza rozległ się brzęk tłuczonego szkła.

– W sumie, mogłem się tego spodziewać… Jej koledzy lubili sobie ze mnie żartować, a czy może być coś zabawniejszego niż świetny uczeń, który naćpał się na studniówce? Trudno się dziwić, że była bardziej lojalna wobec kumpli, niż wobec mnie… Nie potrafię tego wybaczyć, ale przynajmniej to rozumiem… Nigdy nie zrozumiałem za to innej rzeczy: czemu po kilku minutach zaproponowała mi drinka? Może była zbyt głupia aby wiedzieć, czym to się może skończyć? A może chciała zwiększyć efekt? Nie wiem… Jedyne co pamiętam dalej to jak śmiała się, kiedy wsadzali mnie do karetki, dławiącego się własnymi wymiocinami… jej pijani kumple tłoczyli się wtedy wokoło i robili zdjęcia swoimi wypasionymi komórkami. To był najgorszy dzień w moim życiu.

Sergiusz westchnął. Rzucił okiem na Joannę, która nadal stała przy barku z drinkiem w jednej ręce, a potem jego wzrok padł na wielkie pudło stojące pod ścianą.

– O, pianino! Mogę zagrać? -wstał i, nie czekając na odpowiedź, podszedł do instrumentu.

– T-tak… nie krępuj się! – powiedziała kobieta, starając się opanować drżenie głosu.

Gdy Sergiusz usiadł przy pianinie, Joanna zaczęła ostrożnie stawiać stopy między rozrzuconymi na podłodze kawałkami szkła.

– Wiesz… nie mogę znaleźć toniku…– powiedziała, cały czas patrząc uważnie na mężczyznę. – Poczekaj tutaj, a ja sprawdzę, czy nie mam go gdzieś na górze, ok.?

– Nie ma sprawy – mruknął Sergiusz i uśmiechnął się do siebie. – Ciekawe, czy jeszcze coś pamiętam…

Delikatnie uniósł pokrywę klawiszy, nie zwracając kompletnie uwagi na wychodzącą z salonu Joannę. Powoli, jednym palcem naciskał kolejne przyciski, jakby przyzwyczajał się do ich dotyku.

– Chyba jednak coś tam jeszcze umiem – mruknął do siebie, po czym zaczął wolno, ale płynie grać jakąś melodię; najpierw tylko jedną ręką, później obydwoma. Zdawało mu się, że to jakieś dzieło Beethovena, ale nie był pewien.

– No więc… to był najgorszy okres mojego życia. Słuchasz mnie jeszcze? – zawołał.

– Tak, tak! Nie przerywaj -rozległ się jej głos w jakimś pokoju za ścianą.

– Właściwie to początek studiów był niewiele lepszy. Jedno wielkie pasmo upokorzeń… Wiesz, chyba jednak byłem nieudacznikiem. Ale dwa lata temu coś się zmieniło. Jechałem wtedy do Krakowa szukać jakiejś pracy na wakacje. Nie była to miła podróż, bo pożyczony samochód strasznie śmierdział i nie chciał ze mną współpracować. Ale to właśnie podczas tej podróży zrozumiałem, jak wartościowym jestem człowiekiem… Że to nie ja powinienem się wstydzisz, ale wszyscy ludzie, którzy mnie kiedykolwiek krzywdzili. Od tego czasu chodzę z podniesioną głową – zdjął jedną rękę z klawiatury, a drugą wykonał jakiś skomplikowany finał polegający na obłędnie szybkim naciskaniu kilku klawiszy. – Cholera, dobry jestem!

– Grasz świetnie – mruknęła Joanna,wchodząc do salonu. – Proszę, nie przerywaj…

Była blada jak ściana. Krok po kroku, powoli podchodziła do Sergiusza, który, zajęty wykonywaniem kolejnego utworu, nawet na nią nie spojrzał. W drżących rękach trzymała kij bejsbolowy.

– Po podróży nauczyłem się wielu ciekawych rzeczy, między innymi gry na pianinie… Pokażę ci fajną sztuczkę.

Joanna stanęła dwa kroki od krzesła Sergiusza i powoli wzniosła kij nad głowę…

– Patrz i podziwiaj – szepnął mężczyzna.

Zawiesił ręce nad krawędziami klawiatury, a potem zaczął je do siebie zbliżać, w szaleńczym tempie naciskając klawisze. Powstała chaotyczna, szybka melodia. W końcu Sergiusz złączył ręce tuż przed swoją klatka piersiową i wzniósł je nad klawiaturę.

– Magia – szepnął z dziecinnym uśmiechem na ustach, odwracając się do oniemiałej kobiety. Melodia trwała nadal, jakby wygrywały ją niewidzialne ręce. -Teraz druga sztuczka!

Niczym dyrygent w filharmonii wskazał dłonią jej kij bejsbolowy, który nagle wysunął się z jej ręki i poszybował w kierunku kanapy.

– Och, Asiu, Asiu moja kochana… – mężczyzna wstał i powoli podszedł do kobiety. – Naprawdę myślałaś, że cię nie poznałem? że spotkaliśmy się przypadkiem?

– Proszę, nie rób mi krzywdy… – wyjąkała.

– Ciiii… – szepnął mężczyzna,kładąc jej palec na ustach. Przesunął nim po wargach kobiety, które się zamknęły niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. – Wiem, że chciałabyś krzyczeć o pomoc, ale to nie potrzebne…

Oczy kobiety zrobiły się okrągłe z przerażenia. Próbowała coś powiedzieć, ale zza jej wciąż zamkniętych ust wydobył się tylko głuchy jęk.

– Spokojnie, nie musisz nic mówić…– mężczyzna oparł dłoń na jej ramieniu.

Kobieta nie mogła się poruszyć: zastygła z rękami wysuniętymi do przodu, jakby nadal trzymała w nich kij bejsbolowy.

– Ty i ja jesteśmy na takim etapie związku, że nie potrzebujemy słów, by się rozumieć… – Sergiusz minął ją i zaczął iść w kierunku kanapy, cały czas trzymając Joannę za ramię. Ciało kobiety, jakby nieważkie, zaczęło się za nim przesuwać, szurając po podłodze. -Ty na przykład powiedziałabyś teraz: proszę, nie rób mi krzywdy, a ja powiem: spokojnie, nic ci nie zrobię. Ty powiesz: przepraszam cię, byłam wtedy młoda i głupia… Aja powiem: chyba nie tylko wtedy, bo dzisiaj powitałaś mnie z kijem bejsbolowym w rękach. Mnie, tego niewinnego chłopaka, który już raz przez ciebie otarł się o śmierć. Potem ty powiesz, że nie ujdzie mi to płazem, a ja powiem… – Sergiusz westchnął. – No cóż… powiem, że ujdzie. Potem ty, łkając z rozpaczy, powiesz, że twój mąż jest bogaty, i że zapłaci mi mnóstwo pieniędzy, jeśli zostawię was w spokoju…

Sergiusz stanął nad kanapą i delikatnie opuścił na nią zastygłe ciało Joanny. Patrząc na nie uśmiechnął się jak dziecko na widok nowej zabawki.

– Ale gdzieś w głębi duszy wiesz, że pieniądze obchodzą… – ukląkł na wysokości głowy Joanny i dotknął jej czoła. Oczy kobiety zwilgotniały, gdy zaczął uspokajającym gestem głaskać ją po włosach. – Domyślasz się już, co mnie spotkało podczas tamtej podróży do Krakowa… To historia jakich wiele: słaba widoczność… jakiś pijany kierowca TIRa… mój samochód, zmiażdżony jak stara puszka po piwie… To smutne, ale muszę ci powiedzieć, że dla kogoś tak skrzywdzonego przez życie jak ja, śmierć była prawdziwym wybawieniem. Już nigdy później nie musiałem się bać. Niczego, ani nikogo. Śmierć zabrała mi cały ból, a w zamian dała siłę i bezkarność. I dobrze wiedziałem, jak je spożytkować… Na początek znalazłem tamtego kierowcę TIRa. Sąd skazał go na dziesięć lat więzienia; ja skazałem go na śmierć przez powieszenie… I wiesz co? Od tego czasu nic nie sprawiło mi większej przyjemności…

Sergiusz zapatrzył się w przestrzeń, a kiedy spojrzał znowu na kobietę, z jej oczu płynęły łzy.

– No już, nie płacz – mruknął uspokajająco, ocierając jej mokre policzki. – Przecież powiedziałem, że nie zrobię ci krzywdy… Czemu miałbym kłamać?

Oczy kobiety na chwilę przestały drżeć.

– Nic ci się nie stanie -mężczyzna uśmiechnął się po raz kolejny. – Ktoś inny zapłaci za twoje grzechy.

Kobieta przez chwilę patrzyła na Sergiusza nieruchomymi oczami, a potem z jej gardła wydobyło się łkanie, głośne jak nigdy dotąd.

– Zgadłaś – Sergiusz uśmiechnął się jeszcze szerzej. To już nie był zwykły uśmiech, to był grymas. – Gratuluję, drugi miesiąc…

Powoli przesunął rękę na brzuch kobiety.

– A teraz weź głęboki wdech… to nie będzie trwało długo.

Mężczyzna zamknął oczy i delikatnie ucisnął kobietę w okolicy pępka. Ze ściśniętego gardła Joanny wydobył się przeciągły, nieludzki skowyt.

– Do zobaczenia – szepnął Sergiusz do ucha kobiety, gdy po kilku minutach zemdlała. A potem wstał i rozpłynął się w powietrzu.

Koniec

Komentarze

Brakuje dedykacji.

 Fajny temat, taka zemsta zza grobu. Dobrze i łatwo się czyta. Podobało mi się.

Mastiff

@qwidon:
Dedykacji?

@Bohdan:
 Miło to słyszeć. Czy jest choć trochę straszne albo w jakiś sposób przejmujące? Pytam bo w założeniu to miało być opowiadanie grozy.

Niezłe. Do pewnego momentu nie wiedziałem, co się kroi, ale tym ciekawiej było, im bliżej zakończenia.
Szkoda, że przyjemność czytania zakłóciło kilka błędów.

Nie jest przerażające, Wiesz, gdyby Sergiusz przemienił się w jakąś gadzinę, na początek odgryzł Asi nogę a potem powołał  Armię Sergiuszy i zalał (na początek) przynajmniej Europę to może przestraszyć:)! Natomiast tekst jest wciągający.

Mastiff

Najchętniej skopiowałabym komentarz AdamaKB, bo mam identyczne odczucia. No, może co do błędów słabsze - gdzieś tam zauważyłam dwa, ale nie przeszkodziły mi specjalnie i nie mogę ich teraz znaleźć...

Cały czas trzyma w napięciu, prawie do samego końca. Coś mi jednak w nim brakuje, liczyłem na jakby mocniejsze uderzenie. Bo czym jest dla tej laski strata dziecka, którego i tak nie chciała. Moim zdaniem gdyby ją zapłodnił bardziej by ją ukarał. Ale same opowiadanie oceniam na 5.

Rozumiem, że tytuł nawiązuje do ballady Mickiewicza... Tylko nijak pokazuje związek z treścią, dla tych którzy nie znają utworu... Po za tym, fajne opowiadanie :)
Pozdrawiam 

@Bohdan:
Brzmi przerażająco, ale mi raczej chodziło o coś innego... Gdzieś tam kiedyś czytałem jakąś notkę, jakoby zły horror (film w tym przypadku, ale to raczej wychodzi na to samo), polegał na tym, że wieloręki, wielooki potwór z bagien masakruje grupkę nastolatków, których wnętrzności fruwające w powietrzu wywołują w nas lekki niepokój, może nawet lęk. Dobry horror z kolei jest wtedy, gdy na środek pustego, kiepsko oświetlonego pokoju wchodzi kaczuszka - i to sprawia, że ze strachu nie kontrolujesz pęcherza moczowego.
Od tego czasu szukam takiej kaczuszki, na razie bezskutecznie. Jedyne co mnie pociesza to świadomość, że takiej zajebistej kaczuszki nie dostrzegam nawet w sławnych światowych produkcjach ostatnich lat, a w polskich filmach nigdy jej nie widziałem.


@AdamKB, Sylwien:
Sorry za błędy, ale gdy poprawiałem za drugim razem, nawaliła mi autokorekta w Wordzie - widać człowiek traci wyczucie, jak mu przez kilka lat automat poprawiał błędy.

@Shrek2:
"...Zapłodnić..." - ok, zanotowałem na przyszłość;)
Tak zdziebko bardziej poważnie: a kto tu mówi o "stracie" dziecka? ]:->

@Nimue:
Brawo! Właśnie w balladach romantycznych siły nadnaturalne krzywdziły głównie tych ludzi, którzy sami mieli coś na sumieniu. Pomyślałem, że opowiadanie o współczesnym duchu działającym w podobny sposób będzie świetnym pomysłem.

Nie jest to opowiadanie straszne, ale i tak jest dobre. Czytało się szybko i sprawnie, tylko co do tego dobrego i złego horroru.... Ja tam bym osobiście wolał, żeby koleś się właśnie w takiego zmutowanego mściciela zmienił i rozsmarował to dziewczę po całym mieszkaniu, no to już tylko moje chore wizje :P Opowiadanko jak najbardziej ciekawe i warto poświęcić na nie te kilka minut.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Miałam raczej na myśli motyw lilii... W balladzie odgrywały jakąś rolę, a u ciebie równie dobrym tytułem może być Świtezianka, skoro nie masz zamiaru nawiązywać tytułem BEZPOŚREDNIO do tekstu... A szczerze powiedziawszy pierwszy raz się z takim czymś spotykam... Tak mi się wydaję przynajmniej...

Bardzo wciągająco napisane opowiadanie. Jakoś specjalnie przejmujące czy straszne nie jest, chociaż w pewnym momencie poczułem lekki niepokój.

Tekst, który warto przeczytać.

Pozdrawiam.

Więc staracie się z Markiem o dziecko?
-Tak... Wiesz, uparł się, że dla niego to już najwyższy czas - Joanna upiła whisky ze swojej szklanki.
- W sumie... Ciężko mu się dziwić. Czterdziestka to dla mężczyzny czas, aby się ustatkować.
- Monia, ale ja mam dopiero dwadzieścia sześć lat! Nie chcę jeszcze zostać kurą domową, która całymi dniami będzie gotowała obiadki dla męża i dzieci.
- Eee tam. Zobaczysz, za kilkanaście lat nadal będziesz świetną laską. Twoi znajomi nie będą mogli wyjść z podziwu, że wyglądasz młodziej od własnego dziecka.
Joanna uśmiechnęła się.
- No, to byłoby miłe.
Monika rzuciła okiem na zegarek i dopiła swojego drinka.
- No, na mnie już czas. Nie wszyscy faceci są tak wyrozumiali jak twój Marek. A propos... - nachyliła się do ucha koleżanki. - Dwa stoliki stąd siedzi jakieś niezłe ciacho... i nie spuszcza z ciebie wzroku - dziewczyna rzuciła barmanowi jakiś banknot i przełożyła sobie torebkę przez ramię. - Tak więc... Baw się dobrze!
Aśka delikatnie poprawiła włosy, a potem powoli założyła sobie nogę na nogę. To był jej mały rytuał uwodzenia facetów. Dopiero po kilku minutach, gdy zamawiała sobie następną kolejkę, ukradkiem rzuciła okiem za siebie.
Faktycznie, kilka metrów dalej przy stoliku siedział szczupły facet. Sam. Spokojnie zerkał to na Joannę, to na swoją do połowy opróżnioną szklankę. Sposób, w jaki siedział na krześle, a także czarna skórzana kurtka nadawały mu ten zawadiacki wygląd, który Aśkę w facetach zawsze tak pociągał...
Najwidoczniej mężczyzna zobaczył to ukradkowe zerknięcie, bo uśmiechnął się kątem ust. Aśka odwzajemniła uśmiech, a wtedy on dopił swój alkohol, wstał i podszedł do niej.
- Cześć. Mogę się przysiąść?
W normalnej sytuacji kazałaby mu pewnie spadać... Ale jej mąż właśnie wyjechał w służbową podróż do Niemiec i miał wrócić dopiero za kilka tygodni. A ten facet miał w sobie coś takiego...
- No, nie wiem...
- Może jeśli postawię ci drinka?
- Może - Aśka przeczesała ręką swoje długie blond włosy, uśmiechając się lekko.
Mężczyzna zamówił dwa drinki, po czym usiadł na krześle obok Joanny.
- Mam nadzieję, że nie będę musiał czekać aż do następnej kolejki, aby poznać twoje imię?
- Jestem Joanna.
- Ładnie. Mogę mówić ci Aśka?
- Jeśli zasłużysz.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
- Ja jestem Sergiusz. Ale możesz mi mówić jak chcesz.
- Czemu? Nie lubisz swojego imienia?
- Jest takie... egzotyczne - Sergiusz zamyślił się. - Dobre dla frajera, który zawsze jest najmądrzejszy, ale nie ma przyjaciół.
Joanna nie wiedziała dlaczego, ale miała podobne skojarzenia. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym sięgnęła po swojego drinka, przeciągając zmysłowo dłoń po ramieniu mężczyzny.
Wyrzuciłabym te "swoje" wstawki. Poza tym tekst wciągający i ciekawy.Stopniowanie napięcia Ci się udało. Na mnie podziałalo.:)
pozdrawiam

@agazgaga:

Jeśli chodzi o wstawki, to przynajmniej w większości przypadków masz rację. Chociaż na przykład "rzuciła okiem za siebie" powinno raczej tak pozostać, bo inaczej nie będzie wiadomo, o co chodzi.

@Nimue:

Przyznam, że z tytułem miałem duże problemy. Nie mogłem nazwać opowiadania "Zemsta z zaświatów" po pierwsze dlatego, że nie chciałem zdradzić zbyt szybko zakończenia, a po drugie, ponieważ byłoby to zbyt banalne. Zostały "Lilije" bo opisany w nich schemat mszczenia się sił nadprzyrodzony przypomina postępowanie Sergiusza bardziej niż inne ballady.

Jakoś nie spodziewam się, żeby jeszcze wiele osób przeczytało "Lilije", dziękuję wszystkim za przychylne komentarze - aż chce się pisać dalej!

Spiky, rzuciła okiem za siebie , jak najbardziej powinno zostać. Ja chciałam pokazać Ci wszystkie zaimki obok ...:)

Nowa Fantastyka