- Opowiadanie: snowdrop - ZIMA

ZIMA

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

ZIMA

Była jasna, mroźna noc. Śnieg błyszczał odbijając poświatę księżyca dookoła widnokręgu. Cały świat wyglądał tak pięknie, drzewa przykryte białymi czapami, pola białe, długie, bezkresne, krzaki lekko łuskane nikłym wiatrem.

Cisza.

Zapomniałam o przemokniętych butach i mokrym od padającego śniegu płaszczu. Szłam drogą z uśmiechem na twarzy. Zamknęłam oczy.

– Cudowna noc – powiedziałam

– Jak każda inna, zimno cholernie – odpowiedział

Spojrzał do tyłu, potem spojrzał na niebo.

– Tam jest Mały Wóz, widzisz, dzisiaj widać go dokładnie – powiedział

– Tak

– Kiedyś szukaliśmy go, pamiętasz, nie mogliśmy go znaleźć, a on zawsze tu jest na tym samym miejscu, zawsze.

Spojrzałam na niego, miał posępną minę.

– Ciekawe jak daleko jeszcze? – spytałam

– Nie wiem

Znów spojrzał za siebie, potem spytał.

– Ciekawe jak daleko jeszcze?

Nic nie odpowiedziałam. Szliśmy powoli, wiatr ucichł, nagle gwiazda spadła, lekko, szybko.

– Widziałeś, ktoś się urodził. Wiwat nowe życie.

– Ktoś umarł, żegnaj na zawsze.

– Czy widziałeś kogoś przed nami?

– Nie

– Więc jak…………..

– Nie wiem

Cisza. On znowu spojrzał w tył.

– Czemu spoglądasz w tył? – spytałam

– Nie wiem

– Boisz się?

– Czego?

– Nie wiem.

Szliśmy dalej, wśród chochołów.

– Gdyby było lato słoneczne dałbym ci różę.

Nic nie powiedziałam. Szliśmy długo w ciszy.

– Ktoś idzie – krzyknęłam

– Gdzie?

– Tam z naprzeciwka, skręcił.

– Za nim!!! – krzyknął.

Zaczynamy biec, szybko z lekkością wpadamy w biały puch, coraz głębiej, wiatr ostry, zimny wieje nam prosto w twarz. Jesteśmy coraz bliżej, nagle …

– Uciekł!!!? – krzyknął – nikogo tu nie było, nikt nie szedł – powiedział ze złością.

– Ale przecież …….

– Żadnych przecież.

– Gdzie jest droga, zboczyliśmy!!!! – krzyczę przerażona.

Wpadam w panikę. Trzepoczę się w śniegu. Wpadam coraz głębiej. On chwyta mnie mocno i mówi spokojnie:

– Tam jest, chodźmy.

Cisza. Idziemy prosto. Na drodze zostają nasze ślady. Układają się w dziwne postacie. Wiatr uspokaja się powoli.

– Wydaje mi się, że kiedyś tu już szedłem. Ta droga, dziwnie znajoma, jak moja kieszeń.

– Księżyc, tak piękny, cudowny. Zawsze jak byłam mała zwierzałam się księżycowi ze wszystkiego. On słuchał mnie i zawsze się do mnie uśmiechał.

Cisza.

Spoglądam w tył.

– Znowu spojrzałam w tył – mówię – nie wiem czemu to robię.

– Przecież to ja wtedy spoglądałem!

– Czy to ma jakieś znaczenie kto spoglądał. Może to ja może to ty. To na pewno byłam ja.

Rzuca we mnie śniegiem.

– Dlaczego?! – krzyczę

Nic nie odpowiada. Idziemy dalej, on kilka kroków przede mną. Nagle upada.

– Dlaczego upadłeś?

– Nie wiem. Dlaczego pytasz?

– Nie wiem.

– No właśnie!!

Wyciągam do niego rękę. Znowu rzuca we mnie śniegiem.

Czekam. Leży. Mijają minuty, godziny. Leży. Wyciągam znów do niego rękę. Wstaje. Nic nie mówi. Idziemy dalej.

Zaczynam tańczyć. Patrzy na mnie. Uśmiecham się do niego. On uśmiecha się do mnie. Zaczynamy tańczyć oboje.

Świat wiruje, śnieg nie nadąża upaść na nas. Zatapiamy się w sobie. Jego ciało, moje ciało, wszystko razem. Drzewa patrzą na nas. Gwiazdy uśmiechają się do nas.

– A wy co – ktoś nagle krzyczy

Upadamy oboje. Przestraszeni, zagubieni, pytamy gdzie?, kto?, co?, dlaczego?

– No co, zgubiliście rachubę tu jestem.

Patrzymy. Ktoś, coś siedzi na zimnej, pokrytej śniegiem ziemi. Jest przemoczony, trzęsie się z zimna.

– Kim jesteś?, co tu robisz?, czemu tu siedzisz?

– Słucham? niezbyt dobrze słyszę.

– Pytamy kim jesteś.

– Człowiekiem.

– Człowiekiem?

– Tak.

– Co tu robisz?

– Siedzę.

– Siedzisz?

– Właściwie to biegnę.

– Biegniesz siedząc?

– Tak, uciekam.

– Przed kim?

– Przed wami.

Cisza. Patrzymy na siebie. Cicho mówię do niego.

– Dlaczego?

– Nie wiem

– Spytaj się.

– Niech on się spyta – patrzy na mnie zdziwiony.

– Co tam tak szepczecie na boku – pyta Człowiek.

– My, rozmawiamy o pogodzie. Jak pan myśli, Panie Człowiek, zerwie się znów wiatr?

Patrzy się na mnie. Nic nie mówi.

– Musimy już iść, śpieszymy się – mówię

Człowiek zaczyna się głośno śmiać.

Zaczynamy biec. Jak najdalej od niego. Śnieg pada nam prosto w twarz. Wiatr nie pozwala biec. Potem nagle przystajemy, idziemy dalej, wolno. Wszystko się powoli uspokaja.

Nagle droga rozdwaja się. Jedna prowadzi na lewo, druga na prawo. Przy tej, która prowadzi na prawo stoi tabliczka -Tędy nie idź-.

– Pójdziemy tędy – wskazuje na prawo.

– Podejrzewasz mnie?

– Być może.

– Ale przecież……… może……….nie wiem.

– Chodźmy – mówi

– Ja nie pójdę.

– Więc chodźmy na lewo.

– Tędy też nie pójdę.

– Nie możemy przecież stać.!!!!

– Ucieknijmy!!!!!!!

Nic nie odpowiada. Idziemy drogą na lewo. Cisza.

– Myślisz, że jeszcze daleko – pytam

– Nie sądzę.

– Na pewno jesteśmy już blisko.

– Nie sądzę.

 

 

Koniec

Komentarze

Napisałam to 14 lat temu, jak przygotowywałam się do matury :). Jestem ciekawa Waszych opinii. Proszę również o te najbardziej krytyczne.

Nowa Fantastyka