- Opowiadanie: satariel - Zapiski mentora

Zapiski mentora

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zapiski mentora

W tajemnym pokoju Logana panował znajomy półmrok powodowany przez ciemność i kilka tlących się świec. Przebywał w nim sam, a przynajmniej jego ciało, które bezwiednie leżało na prostym łóżku postawionym w kącie pokoju. Zapach wonnych kadzideł wymieszanych z eterycznymi olejkami pozwalał łatwiej wprowadzać w odpowiedni trans, potrzebny do opuszczenia ciała.

Logan właśnie tego dokonał.

Na planie astralnym zobaczył swojego cienistego sługę, Hakaela. Podbiegł do niej bliżej, a cienista, zakapturzona postać spojrzała na niego swoimi czerwonymi ślepiami. Kryła się w nich sympatia do swojego twórcy.

– Jestem przyjacielu. – zaczął Logan. – A teraz zaprowadź mnie do miejsca w którym ostatnim razem ich widziałeś. Nie powinni byli odjechać daleko. Bez problemu ich dogonimy.

Postać uformowała ze swojego cienia rękę, która chwyciła go za jego dłoń. Momentalnie otoczenie zniknęło i zamieniło się na bezdenną czeluść. Po kilku sekundach światłość przemogła ciemność. Wygląd otoczenia całkowicie się zmienił.

Znajdowali się w środku lasu, na uczęszczanej konno ścieżce do Buer. Pomimo padającego śniegu liczne ślady kopyt były jeszcze dobrze widoczne. Nie tracąc chwili Logan wraz z Hakaelem udali się ich tropem.

Pościg nie trwał długo. Po mniej niż kwadransie znajdowali się już na tyle od grupy łowców, aby mogli wyraźnie zobaczyć ich charakterystyczny czarny ubiór.

– Nie będziemy szaleć przyjacielu. – odparł Logan. – Na początek spłoszymy wszystkie konie…

Klacz Bernarda towarzyszyła mu od początku jego kariery łowcy magów. Słuchała tylko jego. Tego dnia w zwierzę wstąpił jakiś demon, a przynajmniej tak pomyślał o tym później. Konie reszty towarzyszy również zachowywały się jak opętane.

Klacz zaczęła miotać się we wszystkich kierunkach w ogóle nie reagując na pociąganie lejcami. Po chwili rozpędziła się i z całym impetem i właścicielem na grzbiecie zderzyła się z drzewem. Pod wpływem siły kolizji, łowca bezwładnie poleciał głową do przodu i podzielił los swojej klacz. Następnie upadł na kilka dużych kamieni leżących pod feralnym drzewem, kompletnie tracąc przytomność.

Konie pozostałych od razu pozrzucały swoich jeźdźców na ziemię, po czym w popłochu uciekły w leśną gęstwinę. Jeden z nich trzymał się jeszcze mocno szyi swojego wierzchowca, jednakże zaraz ześlizgnął się i wpadł prosto pod jego kopyta. Został śmiertelnie podeptany.

Logan przyglądał się temu z niekrytą radością.

– Nie ma to jak dać wycisk kilku łowcom, co nie Hakaelu? – zapytał wspólnika.

Demon uwolnił trochę radosnych emocji do astralnego otoczenia. Od razu odebrał to Logan. Uśmiechnął się do swojego sługi.

– Dziś dostaniesz prezent. – oznajmił.

Nieopodal stał astralny cień tratowanego łowcy. Klęczał nad swoim ciałem i płakał niczym małe dziecko. Logan podszedł do niego wciąż się uśmiechając.

– Liczyłeś na ratunek swojego boga, przyjacielu? – zapytał znienacka.

Łowca wzdrygnął się przerażony i na czworakach przeczołgał się kilka kroków dalej od swojego szydercy.

– Jesteś Świętym Piotrem…? – zaszlochał z nutką nadziei.

– Nie. Nie znam typa. – odparł z udawanie zaciekawioną miną Logan.

– Więc kim?! Przyszedłeś zabrać mnie do piekła?! Jesteś samym Diabłem?! – wykrzykiwał z przerażeniem.

– I ty myślałeś, że po tylu zbrodniach pójdziesz tylko do piekła?! – zagrzmiał srogo. – Ścigałeś moich pobratymców, a w większości i tak zabijałeś zwykłych wieśniaków! – znowu się zaśmiał.

– Pomagali takiemu pomiotowi jak ty! – zaprotestował. – Zasługiwali na śmierć!

Zza pleców łowcy wyłonił się Hakael. Ofiara w panice przeczołgała się z powrotem pod stopy Logana, błagając o litość.

– Bo widzi pan, panie… jak się nazywasz? – zapytał Logan.

– Ratuj Panie Boże, Dziewico Maryjo… – łowca w histerii wzywał co popadło.

Logan kazał zatrzymać się na chwilę zmierzającemu ku niemu Hakaelowi. Spróbował jeszcze raz.

– Odpowiedz jak się nazywasz, a załatwimy to szybko! – krzyknął do ofiary.

– Paul! Niechaj Bóg was zgromi swoją mocą! – dodał nieco odważniej piskliwym głosikiem.

– Bo widzisz Paul. Nie ma nieba. Nie ma też piekła. Nie ma Boga. Nie ma także Szatana. Dla ciebie, panie Paul jesteśmy teraz my, czy panu się to podoba, czy nie. Ale nie na długo. Hakaelu! – zawołał sługę. – Smacznego…

Demon wygłodniale rzucił się na energię życiową Paula. Jemu natomiast przybyło jeszcze więcej odwagi. Zaczął uciekać. Po przebiegnięciu kilku metrów cień dogonił swoją zdobycz i przygwoździł ją do ziemi. Rozciągnął się do niebywałych rozmiarów, owijając się wokół ofiary niczym sztywna mgła i wessał całą jej energię astralną. Po chwili Hakael z powrotem przybrał normalny wygląd. Po łowcy nie było już śladu.

 

Koniec

Komentarze

j skojażeń.

Nowa Fantastyka