- Opowiadanie: fromeliusz - WOJNA W RAJU - PRZEBUDZENIE

WOJNA W RAJU - PRZEBUDZENIE

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

WOJNA W RAJU - PRZEBUDZENIE

Warszawa, styczeń 2010

 

Autor – Marek Fromeliusz

Tel. 501418 477

 

 

WOJNA W RAJU – PRZEBUDZENIE

 

Uwielbiał z kumplami wyrywać się ukradkiem na miasto. Przeskoczył ogrodzenie szkoły sierocińca równie zwinnie jak wojownik Naltu. Dzisiaj znowu się tam wybierali. I pomyśleć, że nigdy mogliby nie poznać tej mieszaniny lęku i podniecenia związanej z łamaniem zakazów oraz swiadomością że przed nimi, kadetami serocińca wojskowego, świat staje otworem. Nawet jeśli cywile myślą inaczej.

Aż trudno uwierzyć, że ich przygoda rozpoczęła się całkiem niedawno i więcej tam było przypadku niż planowania. Zapewne nigdy by się na nią nie zdecydowali gdyby nie jego dziewczyna – WalkiriaN. Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, kiedy zrelacjonowała im swoją rozmowę z jej siostrą – klonem.

– Chłopaki! Nie uwierzycie!

– A w co niby to mamy nie uwierzyć? Że nie jesteś dziewczyną? I tak jak my masz fujarkę? – odezwał się ze śmiechem Mutich.

– A ty znowu swoje, Mutich – zaśmiała się, wymierzając kopniak w leżące obok puste krzesło ze spienionego VCP, które teraz z dużą szybkością zmierzało w sam środek uśmiechniętej głowy chłopaka. Arci musiał coś natychmiast zrobić. Jeszcze chwilę i w jego pokoju dojdzie do regularnej bitwy, a nie miał zamiaru po raz kolejny kompletować mebli czy zajmować się porządkami.

– Mutich! Siadaj grzecznie i zamknij się wreszcie! Inaczej skończę ci pomagać z matmy czy hackerstwa i będziesz inaczej śpiewał na lekcjach. – Wyraz twarzy Muticha mówił wszystko. Trafiony, zatopiony.

– A ty, WalkiriaN! Przestań się popisywać i wal wreszcie prosto z mostu, bez żadnych swoich gierek. Ta popatrzyła na niego wściekle, ale dziwnie szybko podporządkowała się zamiast wyjść wsciekła jak osa – co najczęściej ostatnio robiła. Widać, musiało to być coś wyjątkowego.

– Jak już mówiłam, byłam na wizji z WalkiriąB. Okazało się, że udało się jej zamienić kilka słów z naszą matką DNA – oryginalną Walkirią – i to sam na sam.

Chłopcy musieli jej przyznać, że to była nadzwyczajna informacja. Takich rozmów było tak niewiele, że można było je policzyć na palcach jednej ręki.

– …Powiedziała jej, że jak chce być taka jak Ona to musi przestać być „grzeczna” a zacząć myśleć i działać samodzielnie. Zanim odeszła, zadała jaj zaskakujące pytanie „kiedy ostatni raz wyrwałaś się na wagary na miasto?”

Na „wagary”? Przecież to zabronione! Jak ją złapią grozi jej za to karcer i tydzień mycia garów w kuchni!!! Arci był zdumiony. Takie pytanie od matki DNA? Nic z tego nie rozumiał. Namawiała do nieposłuszeństwa przepisom i działania na własną rękę! Ale nikt przecież nie kwestionował oddania major Walkirii Imperium – nawet ona sama. Tego Arci był absolutnie pewien.

Przez dwa tygodnie zastanawiali się nad tymi słowami. W końcu postanowili działać. Przeważył pogląd, że nie zdarzyło się, by jakakolwiek matka czy ojciec DNA kiedykolwiek zaszkodzili swoim dzieciom klonom.

Wtedy rozpoczęły się ich regularne eskapady miejskie. Do dzisiejszej przygotowywali się już od dwóch tygodni, ale też wyzwanie, które sobie postawili, było wyjątkowe. To już nie miała być przechadzka po mieście w bliskim sąsiedztwie szkoły. Postanowili dostać się do najnowszego centrum rozrywkowego miasta. Musieli przyznać, że planowanie i realizacja „wagarów” były niezwykle ekscytujące i pewnie to miała na myśli matka DNA WalkiriN. Ubrania cywilne, które zwędzili tydzień temu, leżały ukryte bezpiecznie w starym domu nieopodal szkoły. Wejście w mundurkach sierocińca na teren parku rozrywki oczywiście nie wchodziło w grę. W końcu durniów w wojsku nie potrzebują. Arci zaskoczony zauważył, że sukienka bardzo zmieniła WalkirięN. Stała się nagle taka delikatna, jakby to nie była ona tylko jakaś niewydarzona cywilka.

Po godzinnej jeździe kolejką ekspresową znaleźli się przed niewielkim, bocznym, serwisowym wejściem do kompleksu. Tak jak się spodziewali – nikogo tam nie było. Stojąc na niewielkim, sztucznym wzniesieniu patrzyli na otaczające ich miasto, a dokładniej na najeksluzywniejszą część miasta z widocznym w oddali portem kosmicznym. Nigdy dotąd nie zabrnęli tak daleko. Tylko kilka razy byli na szkolnej wycieczce w porcie kosmicznym aby podziwiać wielkie liniowce Imperium.

Wieżowce otaczały ich, pnąc się na kilka kilometrów w górę, oplecione delikatnymi jak pajęczyna sieciami komunikacyjnymi i wkomponowanymi w nie wielopoziomowymii parkami. Patrzyli w górę, marząc aby tam być i tak jak inni móc spoglądać na wszystko z niebotycznych wysokości oraz kąpać się w krystalicznie czystej wodzie podczas gdy ponad nimi rozbrzmiewałby szum wiatru czy śpiew ptaków, przerywany ostrym świstem grawitonów startującej rakiety. Ale dzisiaj nie one były ich celem, chociaż musieli przyznać, że mieli ochotę „zwiedzić” te praktycznie samowystarczalne podniebne miasta.

– Arci, weź się do roboty i przestań śnić!!! Złam wreszcie te zabezpieczenia, śpiochu! – odezwał się Mutich, ucinając jak cięciem lasera marzenia Arciego. No cóż, miał całkowitą rację.

Arci wyjął swój miniaturowy komputer uczniowski i podłączył się do gniazda wejściowego. Okazało się, że zabezpieczenia były raczej skromne, co Arci odnotował z niemałym zaskoczeniem. Był to – jakby nie było – najnowszy i najnowocześniejszy obiekt w mieście! Ciekawe, co na takie zabezpieczenia powiedziałby ich nauczyciel informatyki i hackerstwa. W końcu na lekcjach z nim stale próbowali włamać się do komputera szkoły – jak dotąd bez powodzenia.

Wąskim korytarzem posuwali się spiralnie w dół, modląc się by nie zastał ich nikt z obsługi kompleksu. Wtedy ich umiejętności nie na wiele by się im przydały i szorowanie ubikacji do końca szkoły mieliby zapewnione. Szczęście jednak sprzyja odważnym i nie niepokojeni weszli do niewielkiego, pustego pomieszczenia. Zamurowało ich. Niedowierzali własnym oczom, wpatrując się w wielkie ekrany, z których rozpościerał się widok na kompleks rozrywkowy. Arci czuł, że całe jego ciało stężało, jakby zostało spryskane CPs, ale sprawił to widok przed jego oczyma oraz swiadomość że nigdy nie dane by było im tego doświadczyć. Przed nimi rozpościerał się widok na ogromną kopułę centrum rozrywkowego. Chociaż musiał przyznać, że widok w ogóle nie przypominał kopuły a raczej ogromny krajobraz nadmorski planety Istman z jej wyrastającymi z fal stumetrowymi gejzerami ciepłej wody. Wśród nich na grawitonach unosiły się pomosty rekreacyjne a pomiędzy nimi, jak małe, różnokolorowe żuczki, baraszkowały niewielkie bańki ślizgaczy, a to zanurzając się w głębiny oceanu a to wyskakując na powierzchnię na gejzerze wody.

– To jest niemożliwe! Przecież tam nie może być oceanu! – odezwała się łamiącym głosem WalkiriaN. Arci musiał jej przyznać rację. On również nie mógł uwierzyć własnym oczom – tak zaawansowana technologia a jednocześnie tak marne zabezpieczenia!!!

– Najlepiej jak sami to sprawdzimy! – odezwał się ochoczo Mutich.

– Tak, Mutich. Sprawdzimy to. Tym bardziej, że nigdy nie dane nam było tego zobaczyć.

Tu WalkiriaN spojrzała na niego zaskoczona. Także Mutich zawiesił na nim swój wzrok.

– O czym ty mówisz, Arci?!

– Byłeś kiedyś w jakimkolwiek ośrodku rozrywkowym, chociażby tylko trochę podobnym do tego tutaj? Albo czy znasz kogoś z naszego sierocińca kto by był? Ja nigdy o takim nie słyszałem. A patrząc na zaawansowanie technologiczne tego ośrodka rozrywkowego, nie mam wątpliwości, że mniejsze lub mniej zaawansowane muszą być od dawna – i spoglądając na ich skonsternowane miny, które wskazywały, że sens jego słów zaczął do nich docierać, Arci dodał:

– Ale teraz jesteśmy tu i zabawimy się jak nigdy dotąd!!! Potraktujmy to jako zapłatę za te wszystkie lata. A za wszystko zapłacą cywile!!! – dodał śmiejąc się na całe gardło.

Jak małe dzieci, którymi w końcu byli, przepychając się dopadli niewielkiej windy magnetycznej i ściśnięci w jej środku rozpoczęli podróż w dół. Po chwili znaleźli się w kompleksie. Okazało się, że zapłata za korzystanie z niektórych rozrywek wymaga dodatkowych opłat personalnych. Niestety ich „konta” w centralnym rejestrze komputera centrum rozrywkowego były puste a dokładniej nie istniejące. Na szczęście jeden z programów hackerskich, których tak namiętnie uczył ich nauczyciel pozwolił na szybkie rozwiązanie tego problemu. Po chwili wzbogacili się o trzy niezwykle zasobne konta osobiste, z prawie nieograniczonym limitem i pewnością, że za osiem godzin ulegną one automatycznej anihilacji a wszystkie zawarte na nich dane znikną lub zostaną rozpisane na innych aktywnych kontach przebywających obecnie w centrum rozrywkowym cywilów, nie pozostawiając najmniejszych nawet sladów pobytu trojga wagarowiczów.

Zadowolony z siebie Arci odwrócił się do przyjaciół z pełną triumfu miną przypinając do bransoletki swój miniaturowy komputerek uczniowski, w którym własnie chował się holograficzny ekran.

– Zrobione. Teraz możemy korzystać ze wszystkiego bez żadnych ograniczeń. A że to ja rozwiązałem nasz problem, ja zaczynam. Ślizgacz!!!

Po chwili pędzili już na przystań nie mogąc doczekać się zabawy i skoków na gejzerach gorącej wody. Trzy godziny później wymęczeni i głodni opanowali jeden ze stolików na unoszącej się po środku oceanu platformie. Oczywiście skorzystali z najdroższej i najbardziej luksusowej restauracji. W końcu, jak się bawić – to na całego! Arci spoglądał na wyświetlające się na hologramie potrawy podczas gdy zapach świeżych potraw drażnił jego nos. Nie mógł uwierzyć, że może być aż tak wielka różnorodność posiłków, o napojach nie wspominając. Ich hologramy w szkole nie potrafiły imitować zapachu potraw. Pokazywały tylko ich obraz i to nie zawsze najdokładniejszy. Z zadowoleniem zaobserwował, że nie tylko on ma problemy z wyborem posiłku i nie wyglądał tak głupio jak WalkiriaN, której co chwila wyrywało się jakieś niezbyt cenzuralne słowo wraz z wydłużającą się listą potraw. W koncu wybrał. Zadowolił się delikatnym musem czekoladowym z owocami onasa i kremem z liści zida, pokrytym delikatną mgiełką z lodów ijo oraz pikantno-słodkim sokiem Kongo.

Rozłożeni w miękkich fotelach grawitacyjnych oddawali się lenistwu i konwersacji w miłym, czyli swoim gronie, od czasu do czasu zerkając na unoszący się miedzy nimi holoprojektor reklamujący rozrywki mieszczące się w tym centrum rozrywkowym. Nagle przekaz reklamowy został brutalnie przerwany i pojawiło się na środku hologramu obracające się groźnie logo wiadomości imperialnych, by po chwili rozpocząć transmisję z lądowania krążownika pułapki „Niezwyciężony IMTICK”. Równoczesnie w ich umysłach implanty rozpoczęły transmitować głos spikera. „…Do miasta No Work przybył na pilną naprawę IMTICK podstępnie zaatakowany przez nieznane rasy kosmitów w czasie rutynowego patrolu niezbadanych otchłani. W czasie pobierania dodatkowych próbek z rozpoznanego rok wczesniej obszaru …”

Spojrzeli na siebie szczęśliwi. Imperium zaangażowało się w nową wojnę, podczas której jak zwykle będzie rosło zapotrzebowanie na nowych bohaterów, do których oczywiście trójka kadetów się zaliczała, nawet jeśli inni jeszcze o tym nie wiedzieli, ale oni byli tego pewni!!! Na ich twarzach zagościł uśmiech. Nie zwracali już uwagi na dalszą część wiadomości. Ta była dla nich najważniejsza. Nagle ich uwagę przykuł czerwony pulsujący ekran i swist implantów świadczący o nadawaniu informacji nadzwyczajnej. Skupieni wpatrywali się w holoprojektor, nad którym unosił się trójwymiarowy obraz młodej dziewczyny obracający się wokół osi. Implant bezosobowym głosem oznajmiał „…poszukiwana 12-13 letnia dziewczyna. Obiekt niezwykle niebezpieczny. Zwracać szczególną uwagę na osoby noszące rękawiczki czy unikające czytników optycznych…”

– Gdybym tak mógł ją dorwać. Popamiętała by mnie smarkula. – odezwał się rozanielony Mutich – A na mnie oczekiwałoby już skierowanie do Askipolis na szkolenie oficera floty międzywymiarowej.

– A my oczywiście z Arcim patrzylibyśmy jak ty przypisujesz sobie całą zasługę! Jakoś nie pamiętam byś kiedykolwiek gdzieś polazł bez nas. Nie, Arci?

– Masz rację. – Arci dodał krótko, zaskoczony że w związku z wiadomością odczuł stłumiony strach.

– Nieważne. Słyszeliście? Ląduje u nas „Niezwyciężony IMTICK”. Może dałoby się namówić naszą opiekunkę na wyprawę do kosmoportu. Kto wie kogo spotkamy i co nam się uda wyciągnąć od załogi? Kto wie? Może puszczą trochę farby na temat ostatniej walki. – szybko zmienił temat Mutich.

Czas biegł nieubłaganie i to pomimo ich usilnych pragnień by stanął w miejscu – i zanim na dobre zaczęli się bawić trzeba było już wracać, ale obiecali sobie że jeszcze tu wrócą.

Okazało się, że przekonanie Pani Lliku do wycieczki do kosmoportu było nieoczekiwanie proste. Powiedziała im w dyskrecji, że Dyrekcja szkoły dostała najnowszy okólnik, w którym zwraca się szczególną uwagę na częsty kontakt ich placówki wychowawczo-opiekuńczej z oddziałami Imperium, a wizyta na jednostce Imperium powinna być dla nich cenną nauką, tym bardziej że dyrekcja dostała oficjalne pozwolenie na rozmowę jej uczniów z oficerami jednostki „Niezwyciężony IMTICK”, który właśnie wylądował w porcie.

Arci był jednoczesnie szczęśliwy, dumny i podniecony. Dzisiaj ich klasa miała znowu zobaczyć port i „Niezwyciężonego IMTICKA” i pewnie będą zaskoczeni widząc go w jednostce naprawczej. Nagle się zreflektował. Nie miał prawa oficjalnie tego wiedzieć. Podszedł szybko do Muticha i szepnął mu do ucha:

– Masz być zaskoczony stanem IMTICKA – a widząc jego zaskoczoną minę dodał wsciekle – pomyśl durniu! Wiesz gdzie jest WalkiriaN? Mam nadzieję, że nie palnie niczego głupiego. Ach, te baby! Same z nimi kłopoty. – dodał odchodząc.

W końcu ją wypatrzył jak zaaferowana próbowała swoich sztuczek na Ijwanie i ze zgrozą musiał przyznać – udawało się jej. Dureń wpatrywał się w nią z takim uznaniem i z tak wykrzywioną pożądaniem miną, że Arci aż warknął z pogardą i wściekłością. Nie cierpiał go. Był największym rywalem jego zespołu w osiągnięciu purpurowej wstęgi, jedynej dyscypliny szkolnych sportów walki uznawanej przez wszystkie jednostki Armii Imperium. Ale Arci nie był na szczęście bez szans – był w końcu najlepszy w taktycznym symulowaniu ataków na wrogie cele i hackerstwie taktyczno-wywiadowczym. Ijwan ze starszego rocznika był niestety od niego w walkach wręcz znacznie lepszy. A wszystko przez Arciego wstrętną, słabą budowę, jak u jakiejś dziewczyny. Co innego gdyby chociaż nią był. Wtedy miałby równe szanse w zawodach i nikt nie wymagałby od niego atletycznej budowy ciała. Na szczęście nie miał sobie równych w szkole w dziedzinach takich jak strategia, matematyka czy uzbrojenie.

Arci był szczęśliwy – niedługo mieli zobaczyć znowu port oraz istne cudo – statek IMTICK rasy Naltu i Asika, który mogli zwiedzić i jakby tego było mało pozwolą im nawet na zadawanie pytań walecznym żołnierzom niezwyciężonych ras wspaniałego Imperium. Pytania, które planował im zadać już kłębiły się w jego głowie, doprowadzając go niemal do gorączki – bo w końcu, które zadać? Szanse, że uda mu się zadać więcej niż jedno były zbyt wątpliwe. W końcu nie będzie tam sam. A może tak zapytać wprost o najnowszy atak powołując się na informację z Wiadomości Imperialnych? Uzupełnioną o wyszperane z sieci cywilnej informacje, że „… natknęli się na dziwną rasę, a raczej wiele ras, o bardzo kłopotliwej technologii. Do tego stopnia, że zastanawiano się aż nad przerzuceniem dodatkowych sił z innych światów…” Korciło go, by o to zapytać, ale coś wstrzymywało go przed tym. Pamiętał jak Gandu zadał rok temu jakieś trudne pytanie na okręcie „Okrutny” i kilka dni później słuch po nim zaginął. A teraz krążą pogłoski, że został przesunięty do szkoły na Marsie. Niestety, nie odezwał się już nigdy nawet do swoich kumpli czy do dziewczyny Ingred, z którą był dosyć zżyty. A przecież łączność z Marsem istnieje, tym bardziej że łączność radiowa jest w końcu ogólnie dostępna dla każdego, nawet dla takich jak oni zwykłych kadetów. Kto inny czekałby jak idiota 40 minut na odpowiedź, mogąc skorzystać z budki z holotelefonem podświetlnym. Ciekawe, czemu Gandu milczy i co on, u diabła, w tej dziewczynie widział? Przecież dziewczyny są strasznie męczące. Tak samo jak WalkiriaN, którą Arci lubił, ale żeby zaraz okazywać sobie czułość, to zbyt wielka przesada. Nagle się uśmiechnął na myśl, która pojawiła się w jego głowie wprowadzając go w jeszcze lepszy humor „…może Gandu dlatego milczy, bo tak jak ja uważa dziewczyny za zbyt męczące i chciał na chwilę od niej odpocząć, a szkoła na Marsie to byłaby świetna przykrywka. Poza tym mają tam najlepsze warunki do walki w kombinezonach bojowych w warunkach próżni czy też obniżonej grawitacji i jakby tego było mało czekały tam na niego największe góry które aż wołają – zdobądź nas!!!” Zdobycie takiej góry w młodym wieku znacznie przyspieszało późniejszy awans. Pamiętał szeroko reklamowany wywiad z takim jak on uczniem internatu, który teraz jest najmłodszym oficerem w Armii Imperium. Raptem 18stkę miał karku a już dowodził oddziałem „Mścicieli”. Sam miał ochotę kiedyś trafić do takiego oddziału i tak jak oni być pierwszym żołnierzem, który stawia nogę na nowym świecie czy to zdobywając informacje incognito, czy porywając barbarzynskich przedstawicieli zamieszkujących tam ras. Uczono by potem o nim w szkołach, a jego imię utrwaliłoby się na wieki. Bohater Arci Parck – to brzmiało dumnie. Wywiad z najmłodszym oficerem Wolimirem pamiętał tak dokładnie jakby odbył się dziś. Opowiadał on o swojej oszałamiającej karierze, o zasługach dla Imperium i swoim hobby, o tym że jako 13 latek wszedł na Mont Everest razem z grupką swoich kumpli, z której tylko on z kolegą zeszli w chwale. Chociaż przemarznięci, głodni i wycieńczeni ale dumni i pewni własnych sił i odwagi. I co Arciemu się podobało najbardziej – Wolimir nie wyglądał na super atletycznego młodzieńca. W porównaniu ze swoimi kumplami, z którymi się wybrał na Everest można powiedzieć że wyglądał dość krucho. A jednak to on wrócił cało ze szczytu. Arci też chętnie by się wybrał na taką eskapadę i na pewno tak samo jak Wolimir zszedłby w chwale ze szczytu. Tego był absolutnie pewny. Niestety, chwilowo nie miał możliwości załapać się na taka wyprawę. Musiał zostać tutaj i nic nie mogło chwilowo tego zmienić. Największą górą w tym okręgu była niewielka górka piasku z okolicznej piaskarni, na którą nawet trzylatek spokojnie by wszedł.

Za tydzień mieli wreszcie przejść skomplikowane badania medyczne mające na celu dostosowanie szkolnych kombinezonów bojowych do ich ciał. Na samą myśl, że już niedługo jego ciało będzie opinał skomplikowany mechanizm bojowy wywoływał u niego dreszcz euforii a złośliwa i wściekła myśl pojawiła się w jego głowie: – Dopiero teraz Ijwan, zobaczysz na co mnie stać!” – Ale też było coś, co go zaskakiwało, czuł niezrozumiały przytłumiony lęk przed badaniem. A przecież regularnie był badany co dwa lata! I nigdy, przenigdy nie miał z tym problemu – był zdrowy jak przysłowiowy mitologiczny Koń. Nawet teraz, bez najmniejszej zadyszki mógł zrobić 100 pompek – więc skąd ten strach?

Te i inne mysli błakały się po jego głowie gdy tak szli już dobre dwie godziny za swoją nauczycielką. Pozostało im jeszcze co najmniej dalsze dwie godziny marszu. Wkoło przemykały szybko samochody elektryczne czy niewielkie ścigacze antygrawitacyjne a wysoko na niebie mknęły samoloty odrzutowe. Niestety, oni byli tylko uczniami internatu. Dlatego znacznie częściej niż inni musieli polegać na własnych nogach. Raptem obok niego stanął niewielki samochód, z którego wyskoczyła roześmiana dziewczyna, by szybkim susem wskoczyć do okolicznego magazynu z towarami luksusowymi. Na widok naszej klasy grymas obrzydzenia zagościł na jej twarzy. „Głupie dziewczę” – pomyślał Arci – „Krzyw się, krzyw na nasz widok. Zobaczysz – jak zostanę oficerem to jeszcze się będziesz mizdrzyć do mnie. Ja mam czas – poczekam.”

Z każdym przebytym kilometrem ruch się nasilał. Samochodów pojawiało się coraz więcej, tak samo jak ludzi i kosmitów. Był to wyraźny sygnał że, zbliżali się do portu kosmicznego, wokół którego rozkwitało centrum życia mieszkańców okręgu i handel towarami luksusowymi za korzystną cenę. Kosmoporty, tak jak kiedyś w mitologicznych czasach żelazne autostrady, zmieniły świat.

Uczniowie imperialnych internatów nie otrzymywali „kieszonkowego”. Dysponowali jedynie takimi możliwościami finansowymi jakie miała ich wychowawczyni. Jeśli chciała, pozwalała im na drobne przyjemności takie jak zakupy w cukierni. Ale lubili te wypady z jeszcze jednego powodu. Tutaj stykali się z „plotkami” i to prawdziwymi, z pierwszej ręki, zawsze intrygującymi i rozbudzającymi ich wyobraźnię. W duchu Arci śmiał się patrząc na rozentuzjazmowane twarze uczniów. Odczuwał dumę – on, Arci Park, już nie musi ograniczać się do idiotycznych i dziecinnych podchodów. Wraz z towarzyszami wziął świat we własne dłonie i prawie od roku korzystał z tego w pełni. A wspomnienie najnowszego parku rozrywki zarezerwowanego tylko dla mieszkańców napełniło go pewnością siebie i dumą. Pomimo drobnych przeszkód park stał przed nim otworem.

W końcu dotarli do kosmoportu. Okazało się że na „oględziny” oczekiwanego przez Arciego statku pułapki, czyli „Niezwyciężonego IMTICK” musieli dłuższą chwilę poczekać. Ich nauczycielka zarządziła więc przerwę na odpoczynek w cukierni, gdzie każdy z nich załapał się na pucharek pysznych lodów. Były wspaniałe. Jak wieść niosła wśród kadetów – była to najlepsza cukiernia w okręgu. Ale Arci i jego paczka znali prawdę – te lody nie umywały się nawet do deserów z niedawno „odwiedzonej” restauracji parku rozrywki.

Arci Parck wyszedł na zewnątrz przyjrzeć się portowi i choćby z daleka „Niezwyciężonemu IMTICKOWI”. Był sam. Reszta klasy została jeszcze w cukierni. Jego intrygował sam port. Swoją porcje lodów zjadł w iście ekspresowym tempie a teraz stał przed cukiernią i nie wiedząc dlaczego nie był w stanie oderwać wzroku od drzwi znajdujących się nieopodal, które w magiczny sposób go przyciągały. W końcu, popchnięty wewnętrznym impulsem, podszedł do nich i delikatnie je otworzył. Ukazało się przed nim niewielkie pomieszczenie, obecnie całkowicie puste. Niespodziewanie w jego głowie pojawił się niezwykły obraz – na środku tego samego pokoju widzi dwóch ludzi i jednego obcego z rasy Asika, w błękitnym kombinezonie okrywającym jego niezwykle gibkie ciało którego mógłby mu pozazdrościć sam tygrys syberyjski z ogrodu dzikich zwierząt. Kolor kombinezonu wyraźnie wskazywał że był to bardzo rzadko spotykany specjalista PSI. Wszyscy stali wokół niewielkiej leżanki na której leżał … (on?). W lustrze nad sobą dostrzegł dziewczynę. Na oko 12letnia. Wyglądała na unieruchomioną na tej samej leżance i nieprzytomną. Skądś znał tę twarz, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. Z zaskoczeniem odkrył że jest bardzo spięty, a przecież nic mu nie groziło. Był sam! Wizja biegła dalej. Zauważył jak raptem otwierają się te same drzwi, którymi właśnie przed chwilą wszedł i ze zdumieniem dostrzegł w nich swoją poprzednią wychowawczynię!!! Jej wejście wywołało popłoch wśród obecnych tam ludzi i Asika, którzy siłą wyprowadzili ją z pomieszczenia.

– Zboczeńcy! Zostawcie tą dziewczynę natychmiast w spokoju! Zaraz zawołam policję!!!

Wizja nagle urwała się. Stał tak w pustym pomieszczeniu zaskoczony. To była ich pani Betiszka, która ostatnio została awansowana na kuratora internatów i wyjechała na jedną z planet Imperium. Trochę tego żałował. Pamiętał, że opiekowała się nimi od początku, czyli odkąd sięgał pamięcią .

Wizja znowu wróciła. Znów widział dziewczynę, która raptownie otworzyła oczy. Miał wrażenie, że ONA patrzy wprost na niego. I nagle znikła!!! Tak samo jak wizja.

Stał tak całkowicie zdezorientowany w pustym pokoju, gdy rozległ się dźwięk rozrywanego powietrza, jakby właśnie materializował się mały ślizgacz wielowymiarowy, tyle tylko że kilkakrotnie ciszej. Zamurowało go. Przed nim materializowała się drobna dziewczyna bez jakiejkolwiek maszyneri! To była Ona – dziewczyna z jego wizji, dziewczyna którą chwilę wcześniej widział w lustrze nad leżanką. A teraz powoli wstawała z podłogi, spokojnie patrząc na niego i nie okazując najmniejszego nawet zdenerwowania. Wtedy rozpoznał ją. To była dziewczyna z raportu specjalnego „… poszukiwana 12-13 letnia dziewczyna. Obiekt niezwykle niebezpieczny. Zwracać szczególna uwagę na osoby noszące rękawiczki czy unikające czytników optycznych …” I co było dla niego całkowicie zaskakujące, wcale nie uznał tego zdarzenia za coś dziwne. Mało tego, ze zdumieniem stwierdził, że właśnie tego oczekiwał. Nagle w jego umyśle pojawiło się wspomnienie – widok pobliskiej toalety, z której korzystał na zeszłorocznej wycieczce. Dziewczyna kiwnęła znacząco głową i zniknęła, pozostawiając go znowu samego. Nic z tego nie rozumiał ale czuł wewnątrz swojego umysłu że wszystko jest OK. Tak właśnie miało być! Kompletny Absurd! Ale jego nogi miały własne zdanie i ze zdumieniem zauważył, że spokojnie zmierza w stronę drzwi do ubikacji męskiej, by po chwili do niej wejść. Był tu sam. Tak samo jak rok temu, co nie było niczym dziwnym. Była to państwowa, automatyczna, obskurna ubikacja, z której korzystali głównie tacy jak on. Czyli nic nie znaczący uczniowie imperialnej szkoły z internatem, w której sieroty lub klony najlepszych i najdzielniejszych żołnierzy byli przekształcani w najlepszych wojowników jakich zna imperium.

Popchnięty impulsem podszedł do ostatniej kabiny i otworzył ją. Była pusta. Znów miał wizję – był tutaj, słyszał odgłosy osoby przebywającej w ostatniej kabinie. Podszedł do niej spokojnie i pewnie. Przed nim błyszczało stare, zniszczone lustro, w którym odbijała się twarz tamtej dziewczyny. Podchodziła do ostatniej kabiny, otworzyła drzwi i jej oczom ukazał się siedzący na sedesie niewysoki, szczupły chłopak. To był on, Arci Parck we własnej osobie. Ale .. wcale tego nie pamiętał. Nic takiego nie miało miejsca!!!

Wizja biegła dalej. Wyraźnie widział jak dziewczyna szybkim ruchem dotknęła głowy chłopaka a on zaczął wić się z bólu. Wyraźnie widziała cierpienie malujące się na jego twarzy oraz wyraz zaciętości – próbował walczyć. Po chwili zamarł a jej dłoń ciągle jeszcze była na jego czole. Nagle oderwała rękę i rozebrała go z pewnym trudem. Po chwili kupka ubrań leżała już obok, a jego gołe ciało spoczywało nieopodal. Przyglądała mu się bardzo intensywnie, próbując zapamiętać każdy jego szczegół. Obróciła go na plecy, wyszukując najmniejszy nawet ślad sińca czy blizny. Po chwili skończyła oględziny i rozbierając się podeszła do lustra. Dostrzegła w lustrze odbijającą się w nim 12 letnią dziewczynę, która nagle zaczęła się zmieniać. Widziała jak jej piersi maleją, jak mięsnie rąk poszerzyły się. Wiedziała, że to tylko przemieścił się jakimś cudem w tę okolice tłuszcz z jej ciała. Naraz ze zdumieniem dostrzegła jak wyrasta jej penis! Po chwili z lustra patrzyła na nią obca twarz młodzieńca. Młodzieńca, którego dopiero co zabiła!!! Odwróciła się i dostrzegła jak zabity przez nią chłopak rozpuszcza się, przekształcając się w niewyraźną breję.

Wizja minęła a ona stała przed lustrem wpatrując się w swoją twarz – chłopaka, który nie żyje od roku! Wybiegła z przerażeniem z tego wstrętnego miejsca i pobiegła przed siebie. Po chwili zwolniła i już spokojniej pozwoliła się nieść swoim nogom.

Kim lub czym ja jestem? – to pytanie nie dawało jej spokoju. Powoli w jej umyśle zaczęły otwierać się zapomniane karty. Wiedziała, że jest najbardziej poszukiwaną istotą w tej części świata, a jej implant dopowiedział „w tym wszechświecie”. Jej implant? Następna klapka zaskoczyła na swoje miejsce. Tak, ona ma implant. Tak samo jak każdy z mieszkańców tej planety i jej planety. Taki niewielki komputer z dużą bazą danych i czujnikami medycznymi. Według Gonzo nie było to nic innego jak „… prywatny klawisz Takra, by nie zwiali z tego pierdolonego Raju”. Umysł jej przywołał jednoczesnie obraz niewielkiego kranala o wielkim sercu i manierach, którymi doprowadzał do szewskiej pasji jej rodziców. Dla których Ona zawsze była małą Anią, a w końcu miała już 13lat! I dzieckiem to ona już dawno nie była!!!

Wspomnienia napływały powoli, otwierając zamknięte od dawna fragmenty umysłu. Zobaczyła nagle swoje beztroskie dzieciństwo na planecie Raj, pełne wspaniałych i intrygujących stworzeń, mniej lub bardziej inteligentnych. Wspomnienia napływały coraz większą falą. Znowu była uwięziona. Porwana i uwięziona. A ten dziwny stwór o gepardzim wdzięku próbował dostać się do jej umysłu. Pamiętała jak przerażona, była faszerowana lekami albo raczej narkotykami, gdyż dziwnie się po nich czuła. Była nie tylko słaba ale również jej umysł miał duże problemy, by się na czymś skupić. A oni cały czas do niej mówili i czuła jak coraz bardziej wchodzą w jej umysł. Była pewna, że jeszcze godzinę i by uległa. Chociaż zastanawiała się czy wbrew pozorom, mimo wszystko, nie uległa wpływowi tego gepardziega stworu. Pamiętała jak jej świadomość pod wpływem obcego coraz bardziej cofała się w głąb siebie. Przemykała szybkim krokiem, kierując się wprost do portu. Chciała zatracić się w tłumie, być niewidzialna. Nagle przechodząc koło witryny sklepowej zobaczyła swoje odbicie – dawno martwego chłopca.

– Jak to jest możliwe? – zapytała samą siebie. Widziała swoje odbicie ale nie mogła w to uwierzyć. To nie mogło być prawda. A jednak była.

Wtedy odezwał się jej implant, wprawiając ją w jeszcze większe zdumienie.

– To ja, Aniu, jestem za to odpowiedzialny. Ja i moje nanoroboty, które znajdują się w Twoim ciele. – I uprzedzając jej następne pytanie odpowiedział – jestem Twoim implantem, ale troszeczkę innym od implantów jakie mają mieszkańcy Raju. Jestem najnowszą i najmniejsza jednostką SI, stworzoną przez Takra i jestem Twoim ochroniarzem i przyjacielem. Mam na imię Adam. To również ja jestem odpowiedzialny za Twój skok w czasie do przyszłości oraz za śmierć tamtego chłopaka. Nie Ty, to ja go zabiłem i zrobiłbym to ponownie gdyby od tego znowu miało zależeć Twoje życie.

– To nie ja go zabiłam? Ale wyraźnie pamiętam, że to ja go zabiłam!!! I to moja ręka i mój umysł w niego wstąpił!!!.

– Masz rację. Ale to ja wpuściłem w niego nanoroboty i to ja wpłynąłem na Twój umysł i trochę kierowałem Tobą.

– Kierowałeś mną!!! – odpowiedziała na głos, aż okoliczni ludzie z ciekawością spojrzeli na nią, zadając sobie pytanie z kim on rozmawia przez telefon, a może raczej czy ucznia internatu państwowego stać w ogóle na telefon. Podobnym torem podążały również myśli jej implantu, a raczej SI, gdyż odezwał się do niej, nie mając zamiaru ingerować w jej struny głosowe, chociaż miał taką możliwość, ale tego typu akcja tylko pogorszyłaby ich wzajemne stosunki:

– Spokojnie, Aniu. Spokojnie! Nie jesteśmy tutaj sami!!! Przypominam – ten świat nie jest Ci przyjazny.

– Ale dlaczego ja nic nie pamiętałam? Dlaczego dopiero teraz pamięć mi wróciła! – odezwała się Ania do swojego implantu. Nagle poczuła jakby westchnienie i glos w jej głowie zaczął odpowiadać.

– Bo ja jestem znacznie słabszy niż myślałem. Miałem Cię chronić i nie potrafiłem. Tamten technik PSI był niezwykle skuteczny. Nie potrafiłem na tyle wzmocnić Twoich sił, byś mogła mu się przeciwstawić. Atakowali nas tak umiejętnie, że zamykali Cię, kawałek po kawałku, odsłaniając jednocześnie Twoje wspomnienia. Dopiero wejście tamtej kobiety dało nam szansę, jak również pewna tajemnicza myśl która pojawiła się w Twojej głowie. Nie była to ani Twoja myśl ani któregokolwiek z otaczających nas obcych – „skok w czasie!!!” – tak ona brzmiała. I tak zrobiliśmy. Wzmacniając na maximum i łącząc Twoje umiejętności teleportacji z moimi nanorobotami dokonaliśmy skoku w czasie tam i z powrotem. Niestety, wraz ze śmiercią chłopaka i wchłonięciem jego wspomnień zapadłaś się w sobie a ja nie potrafiłem Cię z tego stanu wyprowadzić. Chociaż teraz wiem, że gdyby mi się to udało, byłoby znacznie gorzej. Nigdy nie potrafiłabyś tak zagrać Arci Parcka gdybyś nim nie była. W końcu Wasza obecna wychowawczyni to jedna z ludzi z tamtej ekipy, która cię porwała i badała.

– Skąd ty to wszystko wiesz? Ja nie zauważyłam niczego podejrzanego.

– Ja nigdy nie śpię. Tak samo jak nanoroboty w Twoim ciele. Stale czuwają i zbierają informacje, które przetwarzam.

Szła tak, zamyslona i zasłuchana. Jakby świat wokół niej przestał istnieć. Niestety, swiat nie zapomniał o niej. Kilka minut po jej zniknieciu, ValkiriaN zdziwiona nieobecnością Arciego, nie mogąc go znaleźć podzieliła się swoimi wątpliwościami z Mutichem. Ale nawet ich wspólne poszukiwania i nawoływania nie odniosły najmniejszego skutku. O zniknięciu Arci Parcka poinformowali swoją opiekunkę. Prawdziwe zdziwienie pojawiło się na twarzy nauczycielki dopiero chwilę później wraz z odkryciem, że sygnał lokalizacyjny implantu Arciego zamilkł. Momentalnie skojarzyła dziwną zbieżność faktów. Zniknięcie Arci Parka i zniknięcie w tej samej okolicy rok temu tajemniczej obcej dziewczyny. Byłby to zbyt duży zbieg okoliczności. Po chwili sygnał alarmu postawił na nogi kolejnych agentów i wojsko. Jednocześnie do poszukiwań została włączona cała klasa z jednym zadaniem – znaleźć Arciego lub tajemniczą dziewczynę, której hologram wychowawczyni pokazała każdemu z osobna, zapisując go jednoczesnie do ich osobistych komputerków. Mieli znaleźć i sledzić, nie dając się jemu lub jej wykryć oraz bezwłocznie powiadomić wychowawczynię.

Ania nieświadoma wrzawy wokół niej wchodziła coraz bardziej w głąb portu kosmicznego, stając się z każdą chwilą coraz bliższa wykrycia. Należy wziąć jednak pod uwagę, że dopiero co odzyskała tożsamość, nie wspominając o pamięci, która powolutku przesiąkała do świadomości.

Nagle odezwał się Adam, jej SI.

– Aniu, odebrałem własnie naglące wezwanie skierowane do implantu Arciego Parka o podanie współrzędnych. Sygnał był niezwykle mocny. Wyraźnie wskazuje na zaangażowanie się w poszukiwanie Ciebie, Aniu, struktur wywiadowczych. Co robimy?

Ania zatrzymała się w pół kroku. Po chwili ruszyła wolno naprzód a na jej twarzy zagościł szelmowski uśmieszek gdy wzrok jej zatrzymał się na niewielkiej kawiarence. Wbiegła do srodka rzucając krótkie – ja tylko do łazienki – niepozwalając jednocześnie by ktokolwiek zbyt długo jej się przyglądał.

Zwróciła się do Adama

– Zakładam że twoja pamięć aż roi się od szczegółów mojej, a raczej jego – Arciego, paczki. -poprawiła się w pół zdania i dodała

– Jestem przekonana, że widok jeszcze jednej Valkiri nikogo nie zdziwi. Ale pospiesz się. Nie będę tutaj zbyt długo stać.

W jej głowie rozległ się chichot i twarz Arciego vel Ani momentalnie zaczęła się rozpływać. Nie spodziewała się, że SI może mieć poczucie humoru, ale jak widać jej prototypowy egzemplarz nie był go pozbawiony. Chwilę później z lustra spoglądała na nich uśmiechnięta twarzyczka ValkiriN.

– A teraz do portu! Najwyższa pora pomyśleć o zniknięciu stąd. Tym bardzie,j że czuję nieodpartą pokusę udania się tam. Tak jakby tam ukryta była następna częśc układanki.

Po chwili była już w kosmoporcie. Zatrzymała się. Wewnętrzny przymus zniknął, zostawiając jej umysł „wolny”. Kilkukrotnie spostrzegła „swoich” kolegów poszukujących Arciego. Widok ValkiriN kwitowali krótkim „cześć, widziałaś coś?” i szybko znikali, pochłonięci poszukiwaniem jej.

Stojąc tak bez celu już chciała stąd odejść, gdy Go dostrzegła. Wielki, podniszczony transportowiec stał przycupnięty na płycie startowej kosmodromu, wokół którego aż roiło się od obcych istot zajmujących się rozładunkiem, naprawami i tym podobne. Jej uwagę przykuła istota niezwykła. Stworzenie przypominające ogromnego, masywnego konia z niewielkim, grubym rogiem na głowie. Odruchowo skierowała się w jego stronę, gdy z jej bezwładnych ust wydobyło się jedno krótkie słowo:

– Nitius!!!

Był to jej przyjaciel od wielu lat. Silna więź psychiczna dostarczała im obojgu mocnych wzruszeń na ich planecie, zwanej Rajem. Należał do rasy Valhilla, którzy tak jak ziemianie, czyli również ona, żyli w Raju w lepszej lub gorszej (czyli prawie zawsze) harmoni z zamieszkującymi Raj istotami o różnym stopniu inteligencji.

Zrozumienie zagościło na jej twarzy. I nagle poczuła go znowu. Więź połączyła i ch na nowo i znowu mogli wymieniać się myślami.

– Aniu, Ty żyjesz!!! – i nagłe ostrzeżenie – Uważaj!! – a wraz z nim obraz jego strażnika.

Jej umysł zalała fala uwolnionych wspomnień. Wściekłość zagościła w jej sercu na widok okaleczonego przyjaciela, którego opinały obręcze wiezienne, mające uniemożliwić mu teleportację zadając mu stały ból i atakując błędnik. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Pobierając wprost obraz widziany oczyma Nitiusa, teleportowała się do miejsca tuż za strażnikiem. Z jej dłoni wyrósł sztylet utworzony z umieszczonych w niej nanorobotów. W czasie ataku jej twarz przybrała prawdziwy wygląd – poszukiwanej od roku 13letniej dziewczyny. Pomimo zaskoczenia, strażnik wykazał się zaskakująco szybkim refleksem sięgając do broni. Ale sztylet dziewczyny był szybszy i wbijając mu się w bok zostawił w nim fragment ostrza, które rozpadając się zaatakował najważniejsze jego organy. Po chwili strażnik leżał martwy. Ania wtuliła się w szyję uwolnionego przyjaciela.

Niestety nie dane im było się długo cieszyć odzyskaną wolnością. Oto bowiem na niebie pojawił się szary, obły kształt lekkiego tranportowca wielowymiarowego, z którego wyskoczyły otoczone polem siłowym przepiękne, skrzydlate istoty. Ania pamiętała je. O tak, pamiętała. Przypominały anioły, ale w środku były dzikimi bestiami. Nie czekając dłużej, Ania podbiegła do martwego strażnika zrywając mu z paska generator pola siłowego i zabierając pistolet, by następnie zgrabnym ruchem dosiąść Nitiusa. Macki okręcone wczesniej wokół niewielkiego rogu Nitiusa oplotły jej głowę. Stali się jednością. Trzy umysły w jednym ciele.

Chwilę później szok odkrycia spowodował, że aż na chwilę zamarli pomimo bliskiej obecności otaczających ich „aniołów”. Nagle z ust dziewczyny wyrwał się ryk triumfu, a jej wierzchowiec rzucił się w galopie przed siebie wprost na otaczajace ich „anioły”. Niebo przeciął świst rozrywanego powietrza. „Anioły” zdumione wpatrywały się w powiekszający się szybko wir na dotychczas spokojnym niebie, by nagle, z przerażeniem i determinacją, będących efektem zrozumienia docierających do nich faktów, rzucić się ostro na dziewczynę. Ale było już za późno. Jednym mocnym skokiem jednorożec z dziewczyną zapadli się w otchłań wiru, który z hukiem implozji zniknął. Po kilku minutach niebo znowu rozerwał świst, tworząc wir umożliwiający skok do wszechświata równoległego, w którym zanużył się szary, obły kształt lekkiego transportowca. Pościg ruszył.

 

Koniec

Komentarze

a ten telefon po co? Laski mają dzwonić i piszczeć do słuchawki? :)

co za wariat czepia się telefonu ,może to jego drugie imię. A co do opowiadania całkiem niezłe niezle sie czyta i ta zmyłkA POD KONIEĆ jesteś przekonany że czytaś o jakimś niewyrobionym gostku z wojskowego sierocinca a tu taki numer. Niezłe aż chciało by sie dowiedzieć co dalej . widzeę pewne nawiązanie do wczesniejszej opowieści twojej

P,S. nie moge się powstrzymać by nie dodać jeszcze kilku słów
to mi nie wygląda na opowiadanie amatora. czyzbyś nim nie był ?

Bardzo mi się podoba. Moje rysunki są niczym w porównaniu do twoich.

Nowa Fantastyka