
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Cierpienia młodego pisarza, czyli
sztuka fantastyczno-komiczna w jednym akcie
Postacie:
Mariusz Picul – Młody pisarz. Choć, jak dowiadujemy się z tekstu. I, nie za bardzo pisarz, i z tą młodością też pewnie coś nie tak.
Tyfon – Diabeł średniego stopnia. Niestroniący od zachowań brutalnych, niezbyt rozgarnięty służbista bez polotu. Ucieleśnienie piekielnego porządku.
Kaliope – Pięknolica Muza poezji epicznej o wyraźnych skłonnościach sado-maso.
Talia – Zamaskowana i odrobinę szurnięta Muza komedii, pozostająca zawsze, troszkę na uboczu.
– Pisz, pisz, piiiiiiisz do cholery!
Diabeł Tyfon, spokojnie siedzący sobie przez cały dzień w fotelu, teraz szalał po całym pokoju, wierzgając nogami zupełnie tak, jakby, co najmniej goniły go, gryzące po łydkach, małe, niewidzialne, zwierzątka futerkowe, albo coś równie wrednego i złośliwego.
Biegał, sapał przez nos, przewracał sprzęty, warczał i wrzeszczał w piekłogłosy (Wyrażenia „w niebogłosy" nie użyto tu celowo, żeby nikogo nie obrazić), posługując się przy tym, jakimś dziwnym charcząco-skrzecząco-gulgającym językiem, przypominającym trochę połączenie węgierskiego z odgłosem pracującej całą parą młockarni starego typu.
Mariusz Picul patrzył na niego, na przemian: to z przerażeniem, to znowu z rozbawieniem w oczach, drapiąc się przy tym intensywnie ręką po czubku głowy. Jego zdaniem czart wyglądał na opętanego, chociaż z drugiej strony, jakoś trudno mu było wyobrazić sobie opętanego diabła. Bo niby, kto miałby go opętać, inne diabły? A może on jest szalony? Taka, niepokojąca myśl przeszła mu przez chwilę przez głowę, chociaż już po chwili porzucił ją całkowicie, uznając, że widocznie diabły i szaleństwo idą w parze.
Tyfon, jakby usłyszał jego myśli. Przestał miotać się po pokoju, jak szalony epileptyk. Podbiegł do biurka, za który siedział teraz nasz pisarz. Podniósł zaciśnięte pięści do góry, tak jakby miał się na niego zaraz rzucić i warknął przez zęby.
– Pisz mówię, bo jak nie, to nie wytrzymam i tak ci, przy-pier-dolę, że cię rodzona matka nie pozna! Rozumiesz chyba słowo „przypierdolę", czy mam ci je przeliterować?
– No, no! Hola, hola! Tylko bez takich. Po co zaraz te mocne słowa. W cyrografie nie było mowy o biciu – Bronił się Mariusz, odruchowo zasłaniając jednak głowę rękami.
– A było coś, że bić nie wolno?
– Ch-chyba nie. Nie czytałem dokładnie.
– To mi tu nie wyskakuj z umową, cwaniaczku, tylko rób, co do ciebie należy. Co z ciebie za pismak, do diabła? Siedzimy tu już cały dzień, a ty, co napisałeś? Cztery kartki jakiegoś bzdurnego bełkotu. Napisane jest przecież w regulaminie jak byk: Ma być maksimum, piętnaście tysięcy znaków, dobrego komicznego tekstu. No, nie! No, ja chyba oszaleję!? Zostały nam tylko dwie godziny. Przecież my nie zdążymy!? Człowieku, tam piekło się wali, demony zrywają się z łańcuchów, równowagę kosmiczną diabli biorą, a ty tu sobie jaja z naszego pogrzebu urządzasz!?
– Mówiłem ci od samego początku, że nie za bardzo umiem pisać. Ale nie, ty wiesz przecież lepiej. Nic się nie bój, mówiłeś. Napisali w piekielnej księdze, że będziesz wielkim pisarzem, to będziesz! To przecież twoje słowa, nie moje.
Nieudolna próba zwalenia całej winy na diabła wywarła nieoczekiwany efekt. Szalejący do tej pory jak tornado o poranku bies, stanął teraz jak wryty, w miejscu, z zaciętym wyrazem w oczach. Spojrzał na Mariusza jakoś tak z ukosa, aż naszemu niedoszłemu literatowi ciarki przeszły po plecach, a na jego diabelsko-pięknej twarzy wykwitł najbardziej złośliwy uśmiech, na jaki go było w tej chwili stać.
– Jest napisane, że będziesz znanym pisarzem, to będziesz znanym pisarzem. Kaliopie! Talia! Piękności wy moje, kochane. Weźcie tego pismodupka, literata zakichanego i natchnijcie go odrobinę, bo ja już nie mogę. Muszę się uspokoić. Rogi mi się już z tego wszystkiego prostują.
Jego słodki, jak czekoladowa pralinka nadziewana masą różaną głos, skierowany był teraz do kogoś stojącego za plecami Mariusza. Ten ze strachu, szybko podążył za wzrokiem diabła, wykręcając szyję prawie o pełne sto osiemdziesiąt stopni, w oczekiwaniu na jakieś nowe okropieństwo, zdradziecko atakujące go od tyłu.
To, co tam zobaczył mile go zaskoczyło.
Bardzo mile go zaskoczyło.
Bardzo-bardzo, a nawet bardzo-bardzo-bardzo mile go zaskoczyło, powodując, że reszta jego ciał błyskawicznie podążyła za szyją, pobijając przy tym, chyba wszystkie możliwe rekordy, jakie można by było pobić, w konkurencjach związanych z podążaniem za szyją, gdyby takie konkurencje w ogóle były rozgrywane.
Mariusz siedział i patrzył jak urzeczony z szeroko otwartymi oczami.
Patrzył jak od strony drzwi podążają w jego kierunku dwie najpiękniejsze kobiety, jakie widział w życiu. (Autor celowo pomija tu fakt, że nasz nie całkiem młody już literat, aż tak wielu kobiet znowu w swoim życiu nie widział). Piękne, niczym nimfy w tańcu, zgrabne, zwiewne i ponętne szły, równym wolnym krokiem, jak modelki na wybiegu, kręcąc zmysłowo, w hipnotycznym, zwolnionym rytmie biodrami, bardzo szybko wywołując przy tym u Mariusza, przyjemne i znane mu dobrze, uczucie mrowienia w krzyżu.
To, co teraz czuł, było jak sen. Niesamowity, przyjemny, atrakcyjny sen, który właściwie jeszcze się nie zaczął a jemu wydawało się, że już trwa wieki.
Po chwili nastąpił atrakcji ciąg dalszy.
Wejście tych diabelsko-zmysłowych zjawisk, w obręb padającego z biurka światła, ujawnił w całej krasie, ich prawie całkowitą nagość, ledwie przykrytą, cienką, muślinową powłoką czegoś, co tylko komuś, naprawdę obdarzonemu bujną wyobraźnią, mogłoby kojarzyć się z ubraniem.
Nagie ciała tych pięknych kobiet, zupełnie go otumaniły. Zbliżając się do niego. Błyszczące od oliwy. Pachnące upajającym, zatykającym wręcz zapachem pulpy kwiatowej były obietnicą czegoś więcej.
Oczy Mariusza, choć było to już prawie niemożliwe, otworzyły się szerzej niż dotychczas, grożąc z każdą upływająca chwilą, przejściem w chorobowy stan wytrzeszczu permanentnego. Siedząc na tyłku, jak sparaliżowany, z miną kompletnego debila i ślinką ściekającą bezwolnie z kącika ust, wgapiał się teraz w ich nabrzmiałe, sterczące piersi znajdujące się tuz przed jego nosem. Na wysokości wzroku, który powoli, bardzo powoli kierował się ku dołowi, omiatając wszystkie ich cudowne krągłości, omijając za to, bez większego zainteresowania, trzymane przez Muzy w rękach atrybuty ich specjalności, w postaci tabliczki, rylca i maski.
Pierwszy cios, zadany tabliczką trzymaną w małej rączce, pięknej Kaliope zdmuchnął go z krzesła, niczym płomień świecy, zdmuchnięty przez nagły podmuch wiatru. Mariusz zwalił się na podłogę z hukiem jak wielka, nieruchawa kłoda drewna.
– Jezuuu!!! – Wrzasnął z całych sił, łapiąc się za głowę.
– Tylko bez przekleństw! – Zganił go, przyglądający się wszystkiemu z boku diabeł. – Trochę kultury, przy damach.
Tymczasem Kaliope, nie zamierzała wcale poprzestać na jednym uderzeniu. Gdy leżał na podłodze zwijając się z bólu, uderzyła go jeszcze raz, a potem jeszcze raz i kolejny, i następny, a gdy już miała dosyć, z dzikim ogniem w oczach, porównywalnym jedynie do radości trawiącej szaleńca, działającego w amoku, rzuciła się Mariuszowi na plecy, przygniatając go swym ponętnym ciałem do podłogi i wgryzając się przy tym zębami w jego bark.
Trzymany w drugiej ręce rylec, okazał się wcale sprawnym narzędziem ułatwiającym podduszanie.
Picul leżał teraz, ledwo żywy, z siedzącą mu na plecach, szaloną, podgryzającą go Muzą i długim rylcem na gardle, podciągającym mu głowę do góry, całkowicie uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy ciałem i co najgorsze, także normalne oddychanie.
Przed oczami, prócz kolorowych mroczków widział jedynie zgrabne łydki Talii, pląsającej przed nim i chichoczącej gdzieś nad jego głową, idiotycznie-pustym, irytującym chichotem durnej blondyny z kawału. Zupełnie niepasującym do wizerunku poważnej Muzy, nawet niepoważnej komedii.
Tyfon podszedł do niego, uklęknął i spojrzał mu w oczy przekrzywiając przy tym śmiesznie głowę na bok.
– Słuchaj zasrańcu – syknął – Wcale nie chciałem tej roboty. Ale wujek Lucjan się uparł. Powiedział mi: Poleciłem cię, to bierz. To prosta sprawa, formalność, nic nie można spieprzyć. Przyjdziesz, powiedział, posiedzisz sobie w fotelu, z Muzami pogadasz. Chłopak napisze tekst, a ty tylko przypilnujesz żeby wysłał przed północą i to wszystko. Zasłużysz się, mówił. Przepowiednia się spełni, drzwi na przybycie Antychrysta się otworzą. Piekło będzie uratowane i rodzina będzie zadowolona, a tobie zapomną dawne wpadki i wreszcie dostaniesz dawno oczekiwany awans, który przecież słusznie ci się należy.
Tak mówił!!!!
A co ja mam mu teraz powiedzieć – że się mylił!? Że Lucyfer, jeden z najwyższych diabłów popełnił błąd, polecając Radzie Piekielnej swojego siostrzeńca. Że, źle zinterpretował przepowiednię z otchłani? Nigdy!!!!
Piekło nigdy się nie myli, nigdy! Widzisz ten dokument? – Diabeł podstawił Mariuszowi pod nos jakąś zetlałą kartę, brzydko pachnącą odorem zepsutych jajek. – To jest oficjalny dokument piekielny, delegacja. Tu jest napisane jak wół. Mariusz Picul. Opole, ulica Lipowa 15.
– Lipcowa – delikatny, ledwie słyszalny, ni to szept, ni to chark, był wszystkim, na co było stać Mariusza w tej chwili.
– Coś ty powiedział? – Tyfon machnął ręką w stronę Kaliope. Rylec zwolnił swój morderczy uścisk na krtań, dopuszczając do płuc zbawienny tlen.
– Powiedziałem…., kchmmm, Lipcowa…., kchmmm. Od Lipca…, taki miesiąc. Mariusz Picul, ulica Lipcowa 15, Opole Lubelskie.
– O rzesz, kurwa! – Diabeł skoczył jak poparzony, wrzeszcząc i waląc się ręką z całym impetem w czoło, aż plasnęło. – O rzesz, kurwa! Kolejna wpada. Wujo mnie zabije. Wyklnie z rodziny. Do końca świata będę czyścił kible w Hadesie, językiem. Co ty zrobiłeś durna, rogata pało? Z kim podpisałeś cyrograf? Co robić? Co robić?
Tyfon miotał się przez jakiś czas, szarpiąc z zapałem rogi, aż wreszcie stanął, celując palcem wykończonym pięknym, stylizowanym pazurem, prosto w nos, leżącego cały czas na podłodze Mariusza.
– Która jest godzina? – Warknął, bardziej do siebie niż do niego. Zegar stojący na biurku wskazywał 22.50.
– Jeszcze zdążę. Wy dziewczyny, przypilnujcie Picula, Nie musicie go już natychać. Ja wracam, za chwilę – rzucił szybko, po czym zniknął, tak jak stał, bez żadnego dymu, huku, smrodu siarki, ani innych tego typu efektów, których można by się było po takim zniknięciu spodziewać.
Wrócił, nim minęło pół godziny. Pojawiając się, jak gdyby nigdy nic, tuż przed nosem Mariusza, leżącego na kanapie, w objęciach dwóch, pocieszających go Muz, czyniących to ze sporym znawstwem tematu i nie mniejszym zaangażowaniem. Na stolik przed kanapą spadła, klapiąc o blat, opakowana w papierową kopertę płyta CD.
– Wciągaj gacie i wrzuć to do komputera. Tekst jest już gotowy, wystarczy tylko wklepać adres i wysłać go na ten cholerny konkurs. Imię i nazwisko się zgadza – rzucił w stronę Mariusza spokojniejszym głosem niż poprzednio.
– Skąd masz tekst?
– Od tego drugiego.
– A on, nie miał nic przeciwko?
– Nawet go nie pytałem. Zresztą, po jaka cholerę miałbym pytać o cokolwiek trupa.
KONIEC
Witaj!
Masz potencjał i całkiem nieźle rokujesz, ale musisz być uważniejszy. Do opowiadania, całkiem sympatycznego zresztą, choć bynajmniej nie wybitnego, wkradły się błędy. Przykłady:
drapiąc się przy tym intensywnie ręką po czubku głowy
(ucięło mi komentarz!)
drapiąc się przy tym intensywnie ręką po czubku głowy <--- po co ten dopisek, że ręką? Bez tego zdnaie brzmiałoby o piekło lepiej. ;)
wrzeszczał w piekłogłosy <--- bardzo trafione słowotwórstwo, ale to wyjasnienie w nawiasie jest zupełnie zbędne i zepsuło cał efekt! Nie wierzysz w inteligencję czytelników?
Generalnie jest dobrze, ale więcej pracy nad swoim tekstem. Radzę czytać go sobie na głos przed wysłaniem.
Pozdrawiam
Naviedzony
"Mariusz Picul - Młody pisarz. Choć, jak dowiadujemy się z tekstu. I, nie za bardzo pisarz, i z tą młodością też pewnie coś nie tak." - naprawdę dziwnie to brzmi.
W tekście jest spore nagromadzenie niepotrzebnych przecinków. Sam miewam z przecinkami problemy, dlatego zwracam na to uwagę. Ogólnie sądzę, że jest coś w tym opowiadaniu. Jak mówi Naviedzony jest wiele rzeczy do poprawy, ale uważam, że mogło wyjść z tego całkiem fajne opko. Fajnie bawisz się słowami (w piekłogłosy, opętany diabeł itd.). I zgadzam się z przedmówcą, na przyszłość dłużej pracuj nad tekstem, poprawiaj, wtedy zrobisz większe wrażenie.
Pozdrawiam
Witam i dziękuję za opinię. faktycznie, macie rację. cierpliwość nie jest moją najmocniejszą stroną dlatego notorycznie zawalam korektę. Powinienem słuchać dobrych rad i lepiej dopieszczać teksty przed wysłaniem. Następonym razem postaram się poprawić. Tekst specjalnie jest udziwniony, ostatnio eksperymentuję trochę z formą i szukam środków przykuwających uwagę. Pozdrawiam.