- Opowiadanie: Naviedzony - "Więź" (intro)

"Więź" (intro)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

"Więź" (intro)

Witajcie!

Ten krótki tekścik jest wstępem do dłuższego projektu, osadzonego tym razem w klimatach zbliżonych do szarej, wielkomiejskiej rzeczywistości. Jeśli spodoba się, dokończę i wrzucę.

Smacznego!

Naviedzony

 

Więź

Nowy Jork to ładne miasto. Temu prostemu stwierdzeniu nie sposób zaprzeczyć, gdy maszeruje się głównymi alejami, zadzierając wysoko głowę, by dostrzec wierzchołki drapaczy chmur. W miejscach, w których stupiętrowe wieżowce skrzą się świetlnym refleksem tysiąca lustrzanych szyb nie ma cienia. Tam, gdzie po szerokich pasach idealnie płaskiego asfaltu mkną auta wszelkich kształtów i kolorów, w dzień i w noc migoczą setki reflektorów, wydzierając nocy jej cieniste sekrety. Chodniki, ciągnące się w wielomilową nieskończoność chronione są kordonem latarń, których twórcy założyli, że wiedzą lepiej od natury jak jasno powinno być za dnia, a jak w nocy. W prawdziwym mieście nie ma niezagospodarowanych powierzchni, a tym bardziej tu, w miejscu, w którym wyczuwa się przepełniającą każdy atom betonu i stali esencję samego bycia miastem. Każda płaszczyzna igra więc barwnymi światełkami reklam, mrugającymi hipnotycznie i nieprzerwanie, rzucającymi tęczowe smugi na wodę, szkło i plastik.

 

Nowy Jork to ładne miasto, pod warunkiem jednak, że będziesz się trzymał głównych alei. Jeśli jednak skręcisz z jednej z nich, by prześlizgnąć się wąskim chodnikiem, tuż przy blaszanym płocie nigdy nie ukończonej budowli, przyjazne światła zostaną daleko za Tobą. Wtedy, być może poczujesz na sobie spojrzenie. Zrobi Ci się na prawdę nieswojo, bo spojrzenie, które przecież tylko sobie wyobraziłeś zda Ci się badawczym. Jest to spojrzenie, które mówi: " Ile warta jest Twoja nerka, przyjacielu? Bardzo mnie to ciekawi i chyba znam sposób, by się dowiedzieć!" Jednak to najprawdopodobniej jedynie wyobraźnia płata Ci figle.

 

Jeśli trafiłeś przez przypadek w ten mroczny zaułek, gdyż jesteś jedynie przykładnym obywatelem, starającym się przeżyć swe życie nie przeszkadzając innym, to wróciłeś ku zbawczemu światłu latarń i tak skończyła się Twa przygoda.

 

Jeśli nie zaznałeś szczęścia, a Twoje wychudzone ciało kloszarda okrywają śmierdzące łachy, wtedy pójdziesz dalej, gdzie pod splątaną siatką z grubego drutu chrupną Ci pod stopami resztki strzykawek. Światło latarń nie jest dla Ciebie. Ono chroni przed takimi jak Ty. Rzuca na Ciebie bezczelnie jasny snop reflektorów, cedząc w ten sposób zjadliwie: "Nie chcemy Cię oglądać Marginesie Społeczny. Wracaj do cienia, tam, gdzie nie będziesz nam przypominał o tym, że też jesteś człowiekiem!" Jeśli wstyd Ci pokazywać się w świetle latarń, przechadzasz się pod płaszczykiem ciemności, nie zmuszając zamroczonego alkoholem mózgu do myślenia o niczym szczególnym. Lecz światło i tak Cię dopada, nawet w zatęchłych uliczkach Brooklynu, dokąd zapędziła Cię bieda. Oto błogosławiony mrok rozdziera biała błyskawica, potem kolejna i jeszcze jedna, wwiercając Ci się w soczewki oka, zmętniałe od taniej wódki. Zapewne krzykniesz wtedy ze strachu, ale nie rzucisz się do ucieczki, bo nie masz się już czego bać i będzie to ostatni z długiej serii błędów, które doprowadziły Cię na dno. Ktoś uderzy Cię, oślepionego i zdezorientowanego w brudne czoło czymś bardzo twardym i ciężkim. Upadniesz na plecy, a ten ktoś powtórzy cios. Drugi cios uszkodzi Ci podstawę czaszki, wbijając kręgosłup w mózg. Zemdlejesz, a potem umrzesz, nie czując już jak tajemnicza istota, która przyniosła do Ciebie światło odrąbuje Ci dłonie. Nie ujrzysz już białych błyskawic, które dalej sypać się będą w ciemności. Byłeś pijany, pijaniuśki i nawet nie zdążyłeś przed śmiercią pomyśleć o niczym konkretnym. Ot, po prostu umarłeś.

 

I tylko pewna niemłoda już kobieta, której byłeś pierwszym chłopakiem, wspomni Cię jeszcze z sentymentem raz czy drugi. I tak skończyła się Twoja przygoda.

Koniec

Komentarze

Dokończ i wrzuć. W tej chwili trudno coś zawyrokować. Przedstawiłeś (zresztą udanie) opis jednrej z dzielnic Nowego Jorku, przestrzegając przed jej ciemną stroną. Natomiast przydałoby się coś więcej... Pozdrawiam

Mastiff

No cóż, Ameryki nie odkryłeś, ale ładnie to napisałeś. Tylko że, o tym fragmencie trudno jest cokolwiek więcej powiedzieć, bo jest za krótki. Wrzuć resztę, przeczytam, bo zapowiada się ciekawie.
Natomiast masz dużo powtórzeń: Ci, Cię, Tobie, Twoja. I po co to piszesz z dużych liter. To nie list!

Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Ciężko ocenić, bo nic z tego fragmentu nie wynika. Moim zdaniem napisane ładne i przyjemnie. Szkoda, że napisałeś: "dokończę." Nie wiadomo kiedy spodziewać się reszty.

Jeśli nie zaznałeś szczęścia, a Twoje wychudzone ciało kloszarda -  od tego miejsca bym wyciął ciąg dalszy opowieści, bo zaczyna trącać podręcznikiem biura podróży w beletrystycznej formie. Natomiast zawiązałbym tutaj jakąś fabułę, w której ewentulanie wplatałbym te opisy, które nam zaserwowałeś. Ogólnie: sposób prowadzenia narracji jest zbyt monotonny.  Na początku, parę zdań w takiej manierze literackiej traktującej opis miasta stanie się ciekawym eksperymentem, niemniej jego konsekwentne eksploatowanie w dalszych częściach jest zatrważająco marudne, przechodząc w dydaktyczną formę. Unikaj jak ognia trywialnych określeń: ładny, jakiś, bo one świadczą przeciwko jakości warsztatowego przygotowania, czy bardziej grubiańsko, o nieporadnej grze wstepnej początkującego twórcy.
Reasumując, prolog jest słaby, bo nie sygnalizuje czytelnikowi nic, co zachęci do odwrócenia kolejnej kartki.

nie zaciekawiło mnie. Jeżeli to ma być początek czegoś dłuższego, powinieneś bardziej wprowadzić w czytelnika w klimat.

Trochę pseudo-Kingowskie, trochę z Sapkowskiego... mówię tylko o stylu, bo treści właściwie nie ma. Ot, jakieś pseudoopisy króciutkie, jakieś biadolenia...

Moim zdaniem to intro jest intrygujące. Stanowi zapowiedż czegoś mrocznego i...fascynującego. Ciekawy sposób narracji, który dodaje świeżości i pozostawia tajemnicę, która kusi czytelnika, by czytał dalej. Czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że dalej będzie tak samo dobrze, jak we wstępie.

Piszesz barokowym stylem co na dłuzszą metę jest bardzo meczące. Zdania brzmię nienaturalnie.

Pozdrawiam.

Witajcie!
Dziękuję wszystkim za komentarze, zarówno te wyrażające zaciekawienie, jak i te zwracające mi uwagę na oczywiste błędy. Taraxacum, czasem wpadam w barokowy styl, lubię Poego.
Reszta "Więzi" jest już w zasadzie gotowa. Pozostaje UWAŻNE przejrzenie tekstu, a potem jeszcze jedno i jeszcze. Mam ambicję napsania opowiadania bez powtórzeń i bez konsekwentnego powtarzania zaimków.
Pozdrawiam
Naviedzony

A mnie się te własnie monotonne opisy podobały. Miały swój urok, a tekst mnie zaciekawił.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Po przeczytaniu tego krótkiego tekstu, na myśl przywodzą mi się słowa naszego eksprezydenta "Białe jest białe, a czarne jest czarne". Odczuwam prastary podział, na światło i ciemność. Ciekawy zabieg i na pewno bardzo klimatyczny w dobie wszechogarniającemu dążeniu do szarości. Powoduje on uczucie że z tym miastem jest coś nie tak. Dość odważny pomysł. Jeśli wyjdziesz z niego w taki sposób, że wszystko ułoży się w całość to winszuję. Lecz wydaje mi się iż to naprawdę ciężkie zadanie. W każdym razie trzymam kciuki i czekam na kontyuację z niecierpliwością.

Witajcie!

Stary temat, nowy wpis. Cóż, dokończyłem opowiadanie o tytule "Więź", ale nie spełnia narzuconych samemu sobie standardów. Nie pojawi się więc na razie kontynuacja, a projekt o tym tytule uważam niestety za zawieszony do czasu, aż znajdę w sobie wenę i siły by go poprawić.

Naviedzony

Nowa Fantastyka