
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
II Nowe Reno
– Cześć kowboju, może masz ochotę trochę się zabawić ? – powiedziała wyzywająco ubrana kobieta bez nosa.
John podniósł wzrok znad szklanki whisky i dokładnie ją obejrzał od góry do dołu.
– Poszukaj kogoś bardziej pijanego, jak chcesz zarobić z tą dziurą.
W odpowiedzi dziwka pokazała Dashowi środkowy palec. Odwróciła się na piecie i poszła szukać szczęścia gdzie indziej.
John siedział w małej spelunce w Nowym Reno, od ścian już dawno odpadł tynk, wokół siedziało pełno pijaków i żebraków ale za to alkohol był tu tani i znośny.
"Wygląda na to, że ktoś jeszcze szuka tego całego G.E.C.K – a. We wszystkich miastach jakich byłem, ludzie gadali o gościu, który nazywał siebie "Dzieckiem Przeznaczenia", który był przede mną, też się pytał o to cudeńko i dodatkowo rozwiązał ich największy problem, tak przy okazji…" – rozmyślał Dash.
– Spadaj stąd dziurawa mordo ! Idź dogadzać brahminom ! – krzyczał na beznosą dziewczynę jakiś facet.
– A niech ci wacek zgnije ! – krzyknęła na pożegnanie beznosa i wyszła z lokalu.
"W Norze rozwalił handlarzy niewolników, w Madoc uratował rolników od suszy, rozwiązał spór miedzy Gecko i Kryptopolis . Uszczęśliwia wszystkich na swojej drodze. Świętym chce zostać, czy co ?!" – myślał John dopijając 4 szklankę whisky.
– Barman! Barman! Przynieś mi jeszcze jedna szklaneczkę.
– Proszę bardzo ! – powiedział z uśmiechem barman podając zamówienie.
"W sumie to koleś ułatwi mi robotę, wystarczy, że będę za nim podążał… A wiec, pomyślmy co z tym świrem zrobimy jak już znajdzie to cacuszko. No i wiem czemu gruby chciał kogoś kto dobrze umie posługiwać się bronią. Dogadać się z nim na pewno nie dam rady… No cóż, w takim wypadku zostaje tylko kulka w główkę. Szkoda mi go trochę, w końcu przydałby się nam taki świr na pustkowiach, no ale cóż, nie mogę wybrzydzać w zleceniach."
– Będę się już zbierał, ile płace ?
– 30 kapsli – odpowiedział z uśmiechem barman .
John zapłacił i wyszedł na ulice. Nie licząc kasyna "Shark" będącego po drugiej stronie, przedstawiała się tragicznie. Wszędzie walały się śmieci, pod ścianami snuli się narkomani, pod każdą latarnią stała "dziewczynka na noc", a dilerzy szukali frajerów, którym mogliby wcisnąć prochy. Uwagę Dasha przykuła bardzo chuda dziewczynka, na oko dziesięcioletnia, w łachach. Siedziała pod ścianą, obejmowała ramionami kolana i patrzyła się w czubki stóp. Kiedy do niej podszedł spojrzała się na niego przestraszonym wzrokiem.
– Spokojnie. -powiedział John wyjmując z kieszeni garść kapsli – Trzymaj.
Dziewczynka spojrzała nieufnie na spluwę do wynajęcia i wzięła kapsle.
– Rozmowna to ty nie jesteś, nawet dziękuje nie powiesz – uśmiechnął się i odszedł.
"Nasze "Dziecko Przeznaczenia" prędzej czy później trafi do NRK, w końcu to największe miasto na wschodnim wybrzeżu. Najlepiej będzie jeśli tam na niego poczekam. Jutro trzeba będzie wyruszyć w drogę z samego rana" – rozmyślał Dash w drodze do hotelu.
Na drugi dzień John obudził się z kacem, a to dlatego że przed spaniem wypił jeszcze butelkę wódki i kilka szklaneczek whisky – "na dobry sen", z tego powodu plan, aby wyruszyć skoro świt, nie wypalił. Z hotelu wyszedł dopiero około jedenastej. Zanim kupił jakieś proszki od bólu głowy była już dwunasta. Na szczęście środki szybko zaczęły działać i pół godziny później był już całkowicie sprawny i mógł wyruszyć w drogę.
Przy wyjściu z miasta stała karawana. Ośmiu ludzi biegało wokół wozów, a dziewiąty – najwidoczniej szef – wykrzykiwał pogróżki i komendy.
– Szybciej! Naprawiać mi te wozy szybciej, bo was rozstrzelam! – krzyczał przewodnik – z jakiego wygwizdowa się urwaliście ze nawet kół nie umiecie pozmieniać w wozach ?!
– Hej – John klepnął go w ramie – Dokąd ta karawana ?
– Co!? Donikąd jak na razie, dopóki ci idioci nie naprawią wozów nigdzie się nie ruszymy – powiedział czerwony na twarzy od krzyków, podniesionym głosem szef karawany.
– A jak już naprawią? – spytał się Dash.
– Do NRK – odpowiedział przewodnik – Gibson, co tak stoisz jak ciele! Bierz te grube cielsko do roboty! – krzyknął przez ramię.
– Wiec jak wam pomogę zabierzecie mnie ze sobą, tak? – zapytał się Dash.
– Hmmm… Ok, przyda się tym baranom pomoc – zgodził się przewodnik – ale żarcie musisz zapewnić sobie sam.
Godzinę później wyruszyli w drogę.
C.D.N (mam nadzieję)
Jakoś dobroduszne obdarowywanie kapselkami pierwszej lepszej sierotki niezbyt pasuje do osobowości twardego spluwy do wynajęcia, co? No i do tego szare, nudnawe, bezpłciowe i za krótkie to twoje opowiadanko...
P.S: O ile orientuję się w uniwersum Fallouta, to wódki i whiski się tam tyle nie przelewało, żeby każdy mógł flachę na noc walić... chyba, że to jakieś tanie zamienniki chleje Twój bohater?
Mój bohater niedawno dostał sporo kasy jako zaliczkę, a że ma problemy z piciem to się wykosztował. Co do tego obdarowywania... nikt nie jest w 100% dobry albo zły, taki mały odruch serca (a może był nieco zawiany...)
Jeśli chodzi o ezpłcowość... Poprawie się, będę sie staral z całych sił ;]
Jakoś trudno zorientować mi się w tej "powieści" (bardziej sztuce). Każda scena dzieje się gdzie indziej i jest króciuteńką migaweczką jakichś wydarzeń...