
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
5. Irvin Assir wstał. Głowa bolała go niemiłosiernie. Kel siedział już pod drzewem. Mały Padawan nie obudził się jeszcze, tak samo jak Nuane. Menatu szybko zorientował się gdzie są. Na ich szczęście wylądowali w okolicach Kantyny, miasta jego narodzin. Zbudowali więc prowizoryczne nosze i ruszyli w stronę miasta. Prawo na Asemi mówiło wyraźnie „przybysza z dżungli należy ugościć i opatrzyć”. Choć był to jedynie zwyczaj wszyscy traktowali to poważnie. Nawet cesarscy zaczęli je respektować gdyż zauważyli że działa ono w obie strony.
Chłopiec obudził się następnego dnia. Szałas, który starsi wybudowali poprzedniego dnia wieczorem bardzo mu się spodobał.
-Pani Nuane mówi że poleży jeszcze tak z tydzień.– stwierdził nagle pewnego dnia w podróży.
-Co?– stwierdzenie zaskoczyło mężczyzn.
-Że się obudzi za jakiś tydzień!
-Kto?
-Pani Nuane.
-A z kont ty to niby wiesz?– dociekali dalej.
-Jak spałem.
-Sprawa Jedi.– podsumował Assir.
Ruszyli dalej.
Medytację Irvina przerwało nagłe i silne zaburzenie Mocy. Nuane odłączyła się od świata, najprawdopodobniej ktoś ją wystarczająco „rozdrobnił” lub teleportowała się na duże odległości.
-Znając Nuane próbowała znowu kogoś uratować.– mrukną sam do siebie.
Wszedł na Mostek Patriarchy, ustawił kurs na Asemi i wystartował.
Taka okazja może się nie powtórzyć. Był już wystarczająco silny by przerwać pieczęć starej znajomej i wedrzeć się do skupiska Mocy. Technika, którą poznał od schwytanego Jedi byłą naprawdę interesująca.
Dawno, dawno temu, jeszcze przed zjednoczeniem Jedi w zakon, pewien rycerz odkrył sposób użytkowania Mocy, którego przeraził się nawet on sam. Odpowiednio silny wojownik mógł skierować Moc przeciwnika do własnego ciała pozbawiając go życia i wzmacniając samego siebie. Swym wynalazkiem był tak przerażony że sekret zabrał do grobu, bał się co z taką potęgą zrobią inni, w tym złowroga rasa Sith wraz ze swymi uczniami. Po zjednoczeniu z Mocą Rada Umarłych Jedi uznała że sekret ten nie zostanie ujawniony nigdy.
Kiedy dwóch Mrocznych Lordów przejęło władzę wybrano najbardziej prawego rycerza i przekazano mu ów sekret w nadziei że pokona choć jednego z nich.
Nuane nie potrzebowała takiej pomocy gdyż sama w sobie była Mocą.
Irvin zaś był „niepełny”, „niezakończony”.
Medytował przez długi tydzień nie wychodząc z transu. Stał na skraju zjednoczenia się.
Na Mostku uruchomił się hologram.
-No no no. Nie spodziewałem się Irvin.– Cesarz mówił wolno i spokojnie ale widać było że się w nim gotuje.– Czyli nie wykonujesz rozkazów? Gonisz za przeszłością? Za tą jedną Jedi! Koniec! Koniec tego! Nie jesteś już mi potrzebny! Czas Jedi skończył się, nie jest mi więc potrzebny ich zabójca.
Irvin nie słuchał go. Wiedział na co się decyduje.
-Wydałem rozkaz by blokada zniszczyła twój okręt.– zakończył Valkirr i wyłączył projekcję.
Rzeczywiście. Statki Cesarstwa jeły się powoli obracać.
Sith był na to przygotowany. Moc nigdy nie była w nim tak silna.
Zakasał powoli rękawy.
Statek zadrżał pod uderzeniami turbo laserów wroga.
Wyciągną ręce.
Ogień opanował dolne pokłady. Przerażona załoga biegała gdzie popadnie.
Energicznym ruchem złączył wyprostowane ręce klaszcząc przy tym dobitnie.
Dla załóg cesarskich statków czas zwolnił. Nie wiedzieli co się dzieje. Ich statki utworzyły półkole w czasie ataku, teraz zbliżały się z zawrotną prędkością do statku na środku zgniatając się nawzajem. Krańcowe fregaty uderzały w boki okrętów obok spychając je dalej. Niszczycielski łańcuszek nieubłaganie pochłaniał kolejne jednostki.
Irvin machną ręką gasząc swój statek. Podszedł do okna i przyjrzał się swojemu dziełu.
Szeroka jeszcze przed chwilą blokada była teraz rozbłyskującą co chwila wybuchami silnikó2. nadprzestrzennych kulką sprasowanego metalu.
Sithowi to dzieło zniszczenia nie wystarczyło jednak. Rozdzielił masę na mniejsze kawałki i ją ciskać nimi w strategiczne miejsca planety. Zabawa nie skończyła się jednak jeszcze. Cesarz nie dał by się tak łatwo.
Z nadprzestrzeni wyleciała armada Niszczycieli Cesarskich.
-Kantyna jest zaraz za tym wzniesieniem.– powiedział z ulgą Assir.
Weszli na pagórek. Ich oczom ukazał się obraz zniszczenia. Miasto zbombardowane było czymś co wyglądało jak części statków. Obrzeża metropolii zajęte były przez setki namiotów uchodźców.
Irvin wszedł do celi.
Anakin skoczył na niego, lecz Sith unikną ciosu i przyszpilił więźnia Mocą do ściany.
-Vader, spokojnie. Jeszcze nie czas byś umierał…
Skywalkera oplotła czarna mgła.
Kel odwrócił się zaalarmowany hałasem za plecami. Jakiś mężczyzna stał za nimi. Był wręcz pewien że nikogo nie mijali ani nikt za nimi nie szedł.
Irvin pojawił się przy świątyni. Brama do starożytnego skupiska zapieczętowana była silniej niż przypuszczał. Ale i na to miał kontrę, on zawsze miał jakiś plan.
W głowie Anakina pojawił się głos Nuane.
-Anakin! Jak dobrze że tu jesteś. Co tu robisz? Byłeś przecież na statku Irvina!
-Nie wiem do końca. Musiał mnie tu przenieść.
Niespokojnie myśli przyjaciółki szumiały w jego głowie.
-Musisz ode mnie odejść! On zawsze ma jakiś plan! To misy być jego część!
-Będę cię chronił Nuane!
-Nic nie rozumiesz? Dałeś mu wiele pojawiając się tu! Wykorzysta moją przyjaźń do ciebie! On musi mieć jakiś plan, inaczej nie był by sobą.
-Nie dam mu się, Nuane. Spokojnie. Ciemna strona jest już dla mnie niedostępna odkąd zjednoczyłem się z Mocą.
-Nie o to chodzi!
-A o co?! Uspokój się proszę. I zaufaj mi.
Nuane poddała się. Nikt nie przekona Anakina gdy ten postawi na swoim. Miała tylko nadzieję że szybko się obudzi.
Irvin medytował na swym statku w pełnym skupieniu. Potężne burze Mrocznej strony mocy zabiły już całą jego załogę, a on wchłoną ich życia, wchłoną Moc setek Jedi rozsianych po całej galaktyce, absorbował skupiska Mocy ale wciąż nie był wystarczająco silny by pokonać śmierć. Siła, którą osiągną wystarczyła mu jednak by pokonać ostatnią osobę która stanąć mogła mu na drodze.
Nuane Forcenteen
Poznał słabe strony swych nowych umiejętności. Nie mógł wchłonąć Mocy silniejszych od siebie.
Valkirr uderzył pięścią w stół.
-Dość! To nie może trwać dale. Co z tym oddziałem?
-Gotowy panie. W pełni przeszkoleni.
-Dobrze. Zakończyć raz na zawsze kwestię Irvina.
Oficer skłonił się i opuścił gabinet.
Oddział elitarnych komandosów. Najlepsi z Sithów zaopatrzeni w najnowsze wersje opasek wzmacniających i przeszkoleni w sztuce translokacji, dokładnie takiej samej jakiej używa Irvin. Wyszkolenie w stylu walki z przeciwnikiem teleportującym się i w walce w grupie. Lecieli teraz na orbitę Asemi III.
Irvin przerwał medytację. Od dawna wiedział co się szykuje. Spokojnym krokiem udał się na Mostek, zasiadł w swym fotelu i uniósł Mocą swój miecz. Uniósł Mocą dziesiątki zdobycznych mieczy. Uruchomił je. W tym samy momencie do Sali wpłyną zewsząd czarny dym. Irvin siedział dalej na swym tronie.
Agenci zmaterializowali się w mgnieniu oka. Ponad trzydzieści mieczy uderzyło w tym samym momencie w wybrane cele. Wojownicy płynnie odbili ciosy i teleportowali się instynktownie za plecy domniemanego wroga. Miecze były już na to gotowe i odbijały kolejne ciosy.
Irvin wciąż siedział w swym fotelu sterując trzydziestoma mieczami jedynie częścią swego umysłu. Każda walka toczyła się inaczej, każda klinga zataczała inne ślady w powietrzu.
Sithowie zorientowali się o co chodzi i przenieśli się natychmiast do tron. Ośmiu stało za kolegami ubezpieczając tyły.
Irvin nie ruszył się ze swego tronu.
Agenci nie zdążyli zaatakować gdy klingi lewitujących mieczy cięły już precyzyjnie w miejsca gdzie Irvin wyłapał luki w obronie poszczególnych agentów. Większość sparowała.
Irvin obserwował ze spokojem walkę ze swego tronu. Nudziła już go. Przyzwał swój miecz, odepchną sześć ciał spod trony i wstał.
Walka była nieprzewidywalna. Cała sala wypełniona byłą armią niewidzialnych wojowników, takich, których zabić się nie da. Agenci nie poddawali się jednak. Stosowali znane sobie techniki lecz nikt nie był przygotowany na to co działo się na pokładzie Patriarchy. Padali jeden po drugim. Lecz w większości nie od ciosów.
Na Mostku zostało tylko dwóch. Irvin i najlepszy z agent. Sith uśmiechną się paskudnie. Cesarski zabójca nie mógł tego zobaczyć walczył z trzydziestoma mieczami na raz.
Wszystkie klingi schowały się. Bronie upadły na podłogi. Dopiero teraz Abdul’Lakta zauważył zbliżającego się z wolna Sitha.
-A więc jest w tobie krztyna honoru.– Twi’lek przyj wzniósł miecz do pozycji obronnej.-Walka jeden na jednego.
Irvin uśmiechną się posępnie.
Agenta spowił czarny dym, był już za plecami Irvina gdy ten przeniósł się dwa kroki w bo i wykorzystał impet szarży wroga tnąc silnie z góry. Twi’lek był na to przygotowany, wyparował i pojawił się tuż obok Sitha tnąc pod ramię. Nie wiedział jednak jak wielką głupotę popełnił zgadzając się na wykonanie tego zadania. Jego ostrzec cięło bezbłędnie, zupełnie bez oporu przelatując od pachy do czubka głowy. Irvin uśmiechną się. Strużki czarnego dymu ciągnęły się wciąż za klingą Abdula.
Przerażony Twi’lek patrzył jak Mroczny Lord na wpół w stawnie teleportacji podchodzi do niego wolno. Syn Mocy wyciągną rękę, po chwili ciało agenta leżało u stóp Irvina.
Obozowisko koło Kantyny było całkiem spore. Można powiedzieć że wykształciło się nowe miasto rządzone przez jakiegoś Hutha. Tysiące namiotów i szałasów stało wszędzie dookoła ruin. Szałas zrobiony przez Assira stał na skraju.
-Nie opuszcza nas na krok.-wskazał palcem Anakina Solo.– Mówie ci to szpieg Cesarstwa!
-Gdyby był szpiegiem mielibyśmy na głowie masę egzekutorów, uspokój się więc.
Z namiotu dobiegł odgłos kaszlnięcia.
-Nuane!- zawołali jednocześnie i wbiegli do środka.
Kobieta siedziała na skraju łóżka. Pluła krwią.
-Nic mi nie jest. Muszą tylko odpocząć.– stwierdziła gdy mężczyźni spróbowali jej pomóc.
Nazajutrz Nuane chodziła już bez zawrotów głowy. Horst kontynuował naukę a Solo i Assir wzieli się do pracy u jakiegoś Verpina jako ochrona. Małemu szło już coraz lepiej. Anakin chował się w cieniu lecz Forcenteen wiedziała że sobie nie odpuści. Niepokoił ją brak aktywności Irvina.
-Horst!- zawołała chłopca zaraz po treningu Mocy.– Muszę ci coś pokazać.
-Co? Dostane coś?
-Nie chcę tylko coś sprawdzić. Upewnić się. A ty przy okazji zobaczysz bardzo fajną rzecz.
-Co takiego?
-Zobaczysz.
Poszli w głąb puszczy. Nuane złapała Padawana za rękę i teleportowała się z nim w okolice skupiska Mocy. Przeszli kawałek.
-Co się dzieje?
-To Moc. Jest tu tak silna że aż wyczuwalna.
Szli dalej. Po chwili ich oczom ukazała się stara kamienna budowla. Roślinność tu była tak bujna że towarzysze ledwo co się przecisnęli do jej ścian.
-Oto pierwotne skupisko Mocy. Wiesz Horst, wiedza o Mocy mocno się powiększyła od czasów upadku Imperium. Jedi mogli bez przeszkód badać to „zjawisko”. I wiesz co odkryli? Moc płynie. Bardzo powoli rozchodzi się po galaktyce jak fala od źródła. Jej środek jest właśnie tu. To w tej świątyni pierwsza istota nauczyła się władać Mocą. Asemi było kiedyś siedzibą pierwszej Akademii Jedi.
-Więc tu jest bardzo dużo Mocy?
Nuane zaśmiała się.
-Można tak to ująć.
Padawan pokiwał ze zrozumieniem głową.
-Ale po co tu przyszliśmy?– spytał.
-Boję się że Irvin będzie chciał tu przyjść. Kiedy mam już wystarczająco dużo siły będę mogła chronić to miejsce.
-A ja?
-Pomedytuj tutaj. Na pewno ci to pomoże.
Horst myślał chwilę.
-A możemy wejść do środka?
-Nie.
-Ale przecież sama mówiłaś że Moc to życie. Jak ma mi zaszkodzić?
Nuane uśmiechnęła się. Przemilczała.
Po chwili oboje byli już w transie, Nuane sprowadziła mężczyzn by ci nie niepokoili się. Ukryła również swoją obecność przed Anakinem.
-Nuane!
Jedi zbudziła się.
-Słucham?– spytała. Horst przestał ją szarpać.
-Zawsze kiedy zamknę oczy i zacznę się skupiać widzę takie białe rozbłyski w oddali.
-To nowe życia. Moc jest tu tak silna że nawet lekkie skupienie pozwala ci na tak wielką rzecz. Zamknij oczy. Widzisz ten silny rozbłysk? O tam? – wskazała Mocą chłopcu.– To nowy Jedi.
W transie czekali jeszcze jakiś czas.
Irvin szedł powoli, przed sobą prowadził Mocą Anakina. Z dala wyczuwał już skupisko.
-Nuane?
-Tak?– zbudziła się po raz kolejny.
-A jak chroniłaś wcześniej to miejsce? Jak cię nie było?
Pomyślała chwilę.
-Nie wiem jak ci to wytłumaczyć, w ogóle nie wiem jak to wytłumaczyć. Tak jakby nie pozwalam dostać się tam Ciemnej Stronie, to taki rodzaj bariery. Ale boje się do czego może wykorzystać Anakina.
-Nie rozumiem.
-Anakin jest dobry. Nie ma w nim ciemnej strony. Nie wiem jak, ale Irvin może dzięki niemu dostać się do środka.
Krzaki zaszeleściły. Zza zarośli wyłonił się Irvin wraz ze swym nowym zakładnikiem.
-Otworzysz barierę.-stwierdził.
Nuane biła się z myślami.
-Mamy mało czasu.
Anakin zajęczał, złapał się za szyję.
Mistrzyni poczuła skurcz w brzuch. Nie może pozwolić na śmierć.
-Puść go.
-Najpierw ty.
„Nie mogę na to pozwolić.” myślała gorączkowo.”Nie będę mogła go powstrzymać gdy osiągnie taką siłę”.
-Za późno.
Irvin pchną Anakina i skoczył na Nuane. Ta w zwinnym piruecie uniknęła jego ciosu parując od razu cięcie którym miał zamiar przeciąć ją po wyjściu z teleportacji. Jedi spodziewała się tego. Odwróciła miecz i pchnęła za plecy przebijając stojącego już tam Sitha. Irvin uśmiechną się tylko. Nuane pchnęła przed siebie. Czarna mgła naznaczyła tor lotu przeciwnika lecz zanim ten upadł był już za kobietą. Ta zawirowała tnąc płasko na wysokości brzucha. Miecz prześlizgną się po bezcielesnej formie Irvin raz jeszcze. Uderzył Mocą tak silnie że mimo kontry Nuane upadła.
-A więc już jestem silniejszy.– szepną i pojawił się tuż nad leżącą Nuane.
Silny uścisk Mocy przytrzymał jej ciało. Cała energia uchodziła powoli.
Jedi zemdlała.
-Aaaa!
Sith upadła na ziemię. Nad nim stał Anakin, w ręku trzymał kamień.
Irvin złapał się za skroń próbując zatamować krwawienie.
-Ostatni z Jedi.– uśmiechną się paskudnie i wskazał Skywalkera palcem. Pchną. Głowa Anakina padła kilka metrów dalej.
Irvin odwrócił się w stronę ruin. Machną ręką. Nie stało się nic. Uśmiechną się.
-Spróbujmy w ten sposób.
Skupił się. Cała Moc bariery płynęła powoli w jego kierunku. Była jego i teraz nic nie stało mu na przeszkodzie by wchłonąć skupisko.
Horst biegł przez las. Musiał wezwać pomoc.
Assir ukląkł nad ciałem Nuane. Ta jęknęła.
-Czuję się taka słaba.
-To nic, ważne że żyjesz.
Forcenteen wyciągnęła rękę prubując przyciągnąć miecz. Ten ani drgną.
Zapłakała. Assir przytulił ją mocniej.
Nikt nie może być bogiem. Ani ten dobry, ani ten zły. Lecz każdy może dokonywać wyborów. Nuane wybrała pokuj, Moc wynagrodziła ją odpoczynkiem od brzemienia potęgi. Irvin wybrał siłę więc Moc zabiła go.
I tak posiadając potęgę zdolną zabierać skinienie ręki życie planetom Darth Irvin podzielił losy mistrza Dorska 81.
Trzecia osoba liczby pojedyńczej - uśmiechnąŁ, wyciągnąŁ, zginąŁ. Inne orty jeżą włos na głowie ("pokuj", rety...). Za to masz plus za prawidłowe napisanie strużki. ;-)
Moją opinię na ten teamat już znasz Padziu... Się rozliczyliśmy...