
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Już w momencie, w którym sięgał po miecz wiedział, że tym razem pewność siebie sprowadzi na niego śmierć. Widocznie ostatnie lata walk ze smokami, bazyliszkami i czarnoksiężnikami wprowadziły go w błędne przekonanie o swojej potędze. Gdy zaczynał wydawało mu się, że będzie to świetny interes. Robił to co uwielbiał: walczył, czarował, kombinował. A wdzięczni mieszkańcy okolic, w których mieszkały potwory, płacili mu wiele koron złota za uwolnienie ich od ciążącego na nich koszmaru. Dzisiaj żałował, że pokory przyjdzie mu się nauczyć w tak brutalny sposób.
Abigel w ostatniej chwili uchlił się przed pazurami wielkości jego ręki. Sztuki tej nie udało mu się wykonać już dwukrotnie wcześniej dlatego jego ramię i pierś mocno krwawiły. W tym momencie mógł się tylko modlić. Wciśnięty w niewielką jaskienie co chwila unikał śmiercionośnych szponów. Lecz unikanie ich nie miało już większego znaczenia. Nawet jeśli nie zostanie zjedzony czy wypatroszony przez smoka to załatwi go trucizna krążąca w jego krwioobiegu. Powinien wiedzieć lepiej i nie stołować się w podrzędnych karczmach. Miał wielu wrogów, a ostatniej nocy jednego z nich dopuścił do siebie bardzo blisko. Zbyt blisko. A przez smoka czającego się przed jaskinią nie będzie wstanie zażyć antidotum na czas.
W momencie takim jak ten większość ludzi myśli o swoich bliskich. Rzeczach, których im nie powiedzieli. Rzeczach, których nie zdążyli zrobić. Przynajmniej tak mu się wydawało. On sam nie miał bliskich. I tuż przed swoją śmiercią myślał o tym, jakby to było kogoś kochać. Było to jedno z nielicznych przeżyć, którego nie zdążył zaznać w swoim trzydziestodwuletnim żywocie.
Abigel widząc nagły rozbłysk jasnego światła pomyślał, że zaraz trafi w inny wymiar. Do magazynu niepotrzebnych dusz. Po czym stracił przytomność.
– Sir, niech się pan obudzi. Dobrze się pan czuje?
Dochodzący jakby zza ściany głos bardzo go denerwował. Czy gdziekolwiek, do diabła, się znalazł nie mogli mu pozwolić odrobinę odpocząć? Nagle otworzył szeroko oczy. O nie, chyba nie trafił do diabła. Starał się żyć cnotliwie. A o całym tym diable słyszał naprawdę paskudne historię. Podobno skurczybyk miał zboczone poczucie humoru. Wolałby nie trafić w jego obślizgłe ręce.
Rozejrzał się dookoła. Uspokoił się odrobinkę. Wszystko wyglądało w miarę normalnie, jak pokój zajezdny w przeciętnej gospodzie. W dodatku twarz młodego mężczyzny pochylonego nad nim wydała mu się w dziwny sposób znajoma.
– Witam panie z powrotem wśród żywych. Zaczynałem się już o pana, sir, niepokoić. Nie budził się pan przez ostatnie trzy dni. Obawiałem się, że antidotum zostało podane za późno.
Abigel skupił wzrok na twarzy mężczyzny i powoli zaczynał go kojarzyć. Maciej, jego giermek i uczeń, który chciał w przyszłości zostać czarodziejem. Skoro jednak pozostał na ziemskim padole – to białe światło, które widział zanim stracił świadomość było zasługą Maćka. W tej chwili Abigel mógł sobie tylko pogratulować mądrej decyzji przyjęcia chłopaka pod swoje skrzydła.
– Wody. – Wychrypiał Abigel.
– Ależ oczywiście. Musi się panu strasznie chcieć pić. Oto kieliszek tutejszego wina, bardzo dobrego.
Abigel wypił wszystko jednym łykiem po czym zażądał. – Wody.
Jego giermek Maciek wyszedł w poszukiwaniu wody. Wolną chwilę wykorzystał na ułożenie nowiutenkiego planu działania.
– A więc co zrobimy teraz, panie?
– Myślałem o małych wakacjach. Być może na Wyspie Wielkiej. Słyszałem, że tam jest zawsze ładna pogoda.
– Pytałem co zrobimy ze smokiem, panie.
– A tak, ze smokiem. Przypuszczam, że należałoby go zabić inaczej tutejsi wieśniacy gotowi nie przyjąć naszego wyjazdu zbyt dobrze. Chyba, że moglibyśmy czmychnąć pod osłoną nocy?
– Przed karczmą ustawieni zostali strażnicy, aby mieć pewność, że włos z głowy nam nie spadnie.
– Albo że my nie damy nogi za pas. Trudno. Przygotuj truciznę Ezebiusza. Ustrzelimy drania. Teraz kiedy trucizna nie blokuje mojej magii to nie powinno stanowić większego problemu. Ja w tym czasie rozejrzę się po okolicy. Być może trafi mi się jakaś piękna niewiasta przed naszym wyjazdem. Muszę przyznać, że ostatnia wieśniaczka z którą miałem do czynienia była pełna życia i pomysłów. Kto by przypuszczał, że na tyle sposobów można wykorzystać wóz z sianem.
– Ależ panie. Czy to rozsądne? Ciągle nie wiemy jakiż to nikczemnik próbował jaśnie pana otruć.
– Masz rację. Przypuszczam, że z zabawy nici dopóki nie złapiemy tego skurwiela. Ruszaj do pracy. Ja w tym czasie opracuję plan zabicia tego smoka. Muszę przyznać, że dał mi się we znaki.
Kiedy Maciek mieszał truciznę Abigel rzeczywiście pogrążył się w myślach, ale jego uwagę skupiał człowiek który ośmielił się go otruć. Plan zabicia smoka był prosty i nie róźnił się wiele od jego pozostałych planów. Zwrócić uwagę smoka. Rozproszyć go. Trafić zatrutą strzała w jego potworze serce. Abigel starał się nie planować za wiele na przód, był zdania, że najlepsze plany zawsze biorą w łeb. Ale pan truciciel zasługiwał na porządny plan działania. Choćby samo dowiedzenie się kto i dlaczego będzie niesamowicie ciężkim zadaniem. Jednak takiej zniewagi nie można było puścić płazem. Poza tym zawsze istniało ryzyko, że zaatakuje ponownie. I być może następnym razem skutecznie.
Abigel zamknął oczy i pogrążył się w uzdrawiającym śnie. Jutro czeka go walka. Musi odpocząć.
Abigel doświadczał uczucia deja vu. Wielki oślizły pazur ponownie rozerwał mu ramię. Krew tryskała dookoła a ból na chwilę go oślepił.Tym razem jednak jego magia nie była zablokowana więc wymamrotał szybkie zaklęcie lecznicze. Działało zawsze o ile rana nie była śmiertelna. Na szczęście ta nie była nawet bardzo poważna, więc nie wyczerpała wiele z jego energii. Na nieszczęście rany leczone na szybko jak ta pozostawiały paskudne blizny.
Abigel był coraz bardziej wkurzony, ale ropuchowaty smok ani na chwilę nie odsłonił swojego serca. Po raz kolejny spróbował rozproszyć go kulą ognia lecz ten nic sobie z tego nie robił i dalej wymachiwał swoimi pazurami. Nagle zawył donośnie i zionoł ogniem w stronę Abigala. Ten wyczarował tarczę ochronną w ostatniej chwili. Nie uratował jednak swoich włosów, które na chwilę zajeły się ogniem. Skąd u tego smoka nagle zdolność ziania ognia? Tylko naprawdę nielicznę okazy to potrafiły. Całe szczęście, że zwierzyna nie wpadła na ten pomysł kiedy sobie wczoraj siedział w jaskini. Skończyłby jako grilowany czarodziej.
Maciek obszedł smoka i dźgnął mieczem w jego ogon. Ten w odpowiedzi odpędził się jak od natrętnego komara i skupił uwagę na Abigelu. Szybkim ruchem szczęki złapał go za nogę i podniósł do góry. Abigel miał kilka możliwości uwolnienia się, ale właśnie teraz dostrzegł swoją szansę. Odwrócony do góry nogami, trzymany w paszczy bestii błyskawicznie wycelował w serce smoka. Był świetnym strzelcem.
Kiedy strzała dotarła do celu, wypowiedział zaklęcie dzięki któremu smok puścił jego nogę. Kiedy potwór zaczoł się chwiać pod wpływem trucizny w jego ciele, Abigel wylądował twardo na kamienistym podłożu. Nie miał już sił ulczyć się więc tylko obojętnie spojrzał na nogę stwierdzając, że jest złamana, podobnie zresztą jak jego obojczyk.
Zły smok nie żył a on dostanie swoją zapłate.
Po raz pierwszy w swoim życiu zaczął zastanawiać się nad emeryturką na jakimś ciepłym zamku u boku niezbyt rozgarniętego władcy. Mógł rzucać małe klątwy i zapewniać urodzaj. W tej chwili wydawało mu się to o wiele zabawniejsze.
Teraz jednak postanowił się skupić na obrazie Wyspy Wielkiej. Podobno o tej porze roku jest tam naprawdę pięknie.
Ładnie i sprawnie napisane ale poza tym nic szczególnego. Jakieś takie nijakie. Ani do końca na serio, ani szczególnie śmieszne. Spodziewałam się jakiejś błyskotliwej puenty na koniec, a tu nic. Wrzuć coś jeszcze, bo widzę potencjał :)
Ranferiel, ja wiem czy tak ładnie i sprawnie? Sporo niepotrzebnych zaimków się w tym tekście panoszy, ale juz nie chce mi sie dziś wymieniać:P
Kiedy potwór zaczoł się chwiać pod wpływem trucizny w jego ciele, - tu tylko dam za przykład, po co pisać, że w jego ciele? Skoro trafił go zatrutrą strzała, to logicznym jest, że w cudzym ciele tej trucizny nie było.
Nie miał już sił ulczyć się więc tylko obojętnie spojrzał na nogę stwierdzając, że jest złamana, podobnie zresztą jak jego obojczyk. - I tu to samo.
Co do fabuły, to też nic specjalnie nadzwyczajnego.
No ale tragedii nie ma, lepiej zacząć od tego typu tekstów, niż jak co poniektórzy od czterotomowej trylogii, której pierwszy rozdział nie nadaje się kompletnie do czytania. Tak więc, przy następnym tekście uważaj na te zaimki.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.