- Opowiadanie: dr.kartsee - Światło

Światło

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Światło

Dziennikarze już czekają, samochód przebija się przez tłum, powoli, ale konsekwentnie, na kierowcy nie robi to żadnego wrażenia. Pasażer natomiast, szczupły mężczyzna po czterdziestce a wyglądający na sześćdziesiąt jest przerażony. Wiele razy przeżywał w myślach ten moment, na początku pracy nad tą sprawą wyobrażał sobie siebie, jako gwiazdę, przemowa, autografy, gloria i chwała… później przyszedł czas kąśliwych artykułów w gazetach, ludzie obrażający go na ulicy, drwiący koledzy, groźby itp.

Tak minęło prawie piętnaście lat życia Kłosowskiego, wszyscy na gurze wiedzieli, że jest najlepszy, dawali mu wszystko, o co tylko poprosił, a jednak nie przeszkadzało im to w publicznym zrzucaniu na niego odpowiedzialności za ciągnące się wieczność śledztwo. Teraz w chwili swojego tryumfu siedział skulony, cały zalany potem, mażąc o tym, aby być gdzie indziej, morze, dlatego że te wszystkie lata wyrobiły u niego strach przed dziennikarzami, w ogóle strach przed ludźmi.

Samochód zatrzymał się, ktoś otworzył drzwi w tłumie ludzi zrobiono przejście, wysiadka, szukające ratunku spojrzenie na kierowcę, ten uśmiecha się szeroko.

-No dalej, jest pan gwiazdą– mówi i sięgając między fotelami ni to klepie po ramieniu, ni to wypycha z pojazdu.

Błyski fleszy, wykrzykiwane pytania, wszędzie ręce z mikrofonami, ktoś prowadzi go pod rękę, jakaś szycha ściska mu dłoń u wejścia od znajomego budynku aresztu spec służb.

W końcu w środku, tutaj tarze tłumy, dodatkowa straż, nowa twarze, ale już żadnych cholernych dziennikarzy. Wszyscy patrzą się na ten spocony, roztrzęsiony wrak człowieka jak na stąpające po ziemi bóstwo.

Kłosowski prawie biegnie do kibla, pada na kolana przed muszlą i wymiotuje. Chłód posadzki działa trzeźwiąco, spokój, znowu jest sobą. Wstaje, podchodzi do umywalki, płucze usta, patrzy w lustro i nagle przypomina sobie po co tu przyjechał.

Zastanawiacie się pewnie jak to się stało, że najlepszy kryminolog w całej europie, człowiek przywykły do oglądania ofiar okrutnych mordów, a zarazem błyskotliwy, mądry i dowcipny zmienił się w coś takiego. Nasz bohater zna odpowiedź na to pytanie– TO ON MU TO ZROBIŁ! I to z nim przyjechał się zobaczyć, pierwszy raz na własne oczy zobaczyć dzieło swojego życia.

Wściekłość powoli ustępuje opanowaniu, detektyw szybkim zdecydowanym krokiem przemierza korytarze, jak za starych czasów wyprostowany, dumny, skupiony. Mijani ludzie gratulują mu sukcesu, a jeszcze kilka dni temu kpili sobie z niego. Kilkanaście zespołów z całego świata zajmowało się tą sprawą, ale to Kłosowski ją zakończył, zajmował się nią od samego początku, od pierwszego morderstwa, chociaż nie było go przy aresztowaniu, to i tak wyłącznie jego zasługa przecież jest od myślenia a nie od machania pukawką.

Sala przesłuchań przygotowana, oddaje broń zamiast niej bierze teczkę z aktami, która jest tylko rekwizytem, przecież zna całą jej zawartość na pamięć, strażnicy otwierają podwójne drzwi .

-Zostawcie nas samych.

-Oczywiście proszę pana – odpowiada strażnik.

Krok przez próg, za plecami szczęk zamykanych drzwi, i wściekłość powraca, na środku małego pokoiku o identycznych białych ścianach stoi mały stoliczek, a przy nim na małym krzesełku skuty śmiesznie wielkimi łańcuchami mały, niepozorny człowieczek– Olaf Zupa. Nie to nie człowiek… Można by mu teraz rozwalić łeb krzesłem, zanim strażnicy uporaliby się z zamkiem było by po wszystkim, opinia publiczna uznałaby ten czyn za sprawiedliwy. OLAF ZUPA, też nazwisko dla psychopatycznego mordercy, siedzi sobie teraz i gapi się we własne odbicie w lustrze weneckim.

-Mamy na ciebie wszystko – zaczyna Kłosowski– ślady DNA, odciski palców, butów, zębów – wszystko, byłeś dokładny, ale przez piętnaście lat uzbierało się tego trochę. Sto dwadzieścia sześć morderstw na terenie całej europy, trwają prace nad przywróceniem kary śmierci specjalnie dla ciebie! Gdyby odbyło się demokratyczne głosowanie pewnie rozerwano by cię końmi na strzępy – siedzi sobie, zero reakcji.

-No powiedz coś kurwa! – Nie wytrzymuje ciska teczkę o ścianę, podbiega do więźnia i wali go otwartą dłonią w twarz– Ty kupo gówna! Dlaczego? Dla podniety? Sławy? Dlaczego kurwa!? – Gdyby tak mógł rozwalić mu na miazgę tą głupią buźkę.

-Wstałem kiedyś punktualnie o szóstej do pracy – spokojnie, powoli, ciągle patrząc się na swoje odbicie mówi Zupa – zjadłem śniadanie, umyłem się, wziąłem aktówkę i wyszedłem, wszystko miałem uporządkowane. Szedłem na przystanek autobusowy i właśnie zbliżałem się do przejścia dla pieszych, kiedy pomyślałem „Kurcze jestem tak cholernie dokładny, że mógłbym zostać seryjnym mordercą’’ wtedy światło na przejściu zmieniło się na zielone…

-Co ty mi tu pierdolisz! Od piętnastu pieprzonych lat mordujesz ludzi, a teraz siedzisz tu i opowiadasz mi jak wstawałeś do pracy! – Zaraz gołymi rękami zabije kretyna!

– … Przechodząc po pasach pomyślałem, że to morze być znak. Więc stanąłem po drugiej stronie jezdni odwróciłem się z powrotem do przejścia, pomyślałem „ Czy mam zostać seryjnym mordercą?’’ I światło znów zmieniło się na zielone.

-Co, było, kurwa DALEJ!?

-Dalej… dalej już zawsze miałem zielone…

Koniec

Komentarze

Fajnie fajnie, ale popraw literówki i błędy ortograficzne, bo aż bolą oczy :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Dobry pomysł. Zakończenie mocne dość mocne XD Jednak błędy faktycznie rażące i praca traci trochę na wartości. Mimo tych niedociągnięć 4/6 :]

Ciekawy pomysł z tym zakończeniem, ale krótkie i są widoczne błędy

Nowa Fantastyka