- Opowiadanie: sirlukas - Rola Patrika cz.I

Rola Patrika cz.I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Rola Patrika cz.I

 

Zgnieciona puszka po piwie leżała z wierzchu, częściowo przykryta pustym, wymiętym opakowaniem po ciastkach. Parę rozbitych butelek i tradycyjnych odpadków, stanowiły dopełnienie standardowości przyulicznego śmietnika w jasny, pogodny dzień. Stojąc przy ulicy nie wyróżniał się on niczym szczególnym do czasu, gdy nagle w jego niezwykłej kolekcji znalazła się, przedarta na kilka części kartka papieru, wrzucona tam przez jakąś męską dłoń. Napisy na większym, ocalałym odcinku świadczyły, że ów dokument stanowił niekompletnie wypełnione podanie do prestiżowej amerykańskiej uczelni Uniwersytetu Harward.

Młody mężczyzna szybkim krokiem oddalał się od miejsca, w którym pozbył się pisma i nie odwracając się szedł do przodu, nie zdradzając w ten sposób żadnych wątpliwości z dokonanego czynu. Idąc mijał wystawy sklepowe i nagle zatrzymał się przy jednej z nich. Jego uwagę przykuły standardowe, płaskie telewizory, na ekranach których pokazywano walkę bokserską na jednym z popularnych kanałów sportowych.

Walczył jego ulubieniec, czarnoskóry Hesky Fisher i zdecydowanie wygrywał walkę z białoskórym przeciwnikiem, okładając go ciosami “prostymi” i skutecznie blokując ucieczkę z narożnika ringu. Kurcze, zapomniałem o walce– pomyślał mężczyzna – i zaintrygowany sytuacją na ringu, zaczął oglądać przez szybę, jak się zapowiadało, końcówkę walki na największym 50 calowym ekranie.

Nagle, poczuł jak włosy na jego głowie, w ciągu paru sekund, stają się mokre. Odruchowo dotknął je ręką, która również stała się wilgotna i przez to odczuwalnie chłodniejsza. Co jest – pomyślał i spojrzał w górę, szukając jakiegoś wytłumaczenia tej dziwnej sytuacji. Ku swojemu narastającemu zdziwieniu nie zauważył nic, co tłumaczyło by choć w małym procencie przyczynę tego, zwolna frustrującego go zdarzenia. Blask słońca i bezchmurne niebo, dopełniły w nim poczucie otępienia i braku podstaw do realnego wyjaśnienia sprawy. Odszedł parę kroków w tył, sądząc że być może ktoś na dachu robi sobie jakieś głupie żarty; zdążył zrobić jeden krok, gdy w jednej chwili uszy wypełniły mu się wodą, a krotko po tym cała twarz stała się mokra i ociekająca.

Mężczyzna upadł na chodnik, tracąc równowagę; w zalanych cieczą uszach słyszał głuche karykatury ulicznych dźwięków– wytłumione, jakby odległe i zniekształcone Wzrok miał zamazany -sklep wyglądał jakby patrzał na niego spod lustra wody, a płyn zalegający w nosie utrudniał mu oddychanie, powodując wypluwanie wilgotnej zawartości z ust. Panika, jaka go ogarnęła w obliczu tak niewytłumaczalnego zdarzenia, kazała mu biec do kogokolwiek, błagając o pomoc. Próbując zerwać się na nogi poczuł jak jego ubranie, od stóp do głowy, nasiąka wodą, lepiąc się do skóry i zarażając ją swym nieprzyjemnym chłodem. Zrobiło mu się okropnie zimno, a woda, którą poczuł nagle w płucach, zrodziła myśli o nadchodzącej śmierci. Nie mógł złapać oddechu, a każda ponowna próba kończyła się wciąganiem płynu do płuc. Jedyny wniosek jaki zdołał przebić się przez wszechogarniający go paniczny strach, ukazał irracjonalność sytuacji – boże! utopię się na środku chodnika. Zamknął oczy godząc się z każdą sekundą, która zbliżała go do śmierci. Będąc świadomym swojej bezsilności, nawet w próbach wytłumaczenia tej arealnej sytuacji, postanowił odpuścić walkę, co do której był pewien, że okaże się jedynie wyznacznikiem większego bólu, nasączanego dotkliwie piekącą jego umysł paniką.

Ciemność rozlała się przed jego oczyma, ale żył, był tego pewien; myślał, miał świadomość i z każdą chwilą jego ciało budziło swoje receptory, reagujące na środowisko w jakim się znalazł. Zimno, przenikliwe i nieprzyjemne odczuł jako pierwsze, po krótkiej chwili usłyszał również głucho rozchodzące się dźwięki i dziwne uczucie lekkości, co uświadomiło mu, że jest w czymś zanurzony.

Nagle, jego z wolna wracające do normalności ciało, dało znać o swym naturalnym uzależnieniu, bez którego nie jest w stanie przetrwać, a o potrzebie którego przypomniało mu w bardzo bezpardonowy sposób– Poczuł ogromny ból w piersi i tak wielką potrzebę zaczerpnięcia powietrza, iż nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie powstrzymać płuc przed rozpaczliwa próbą zrobienia wdechu. Woda, którą wciągnął podziałała jak impuls, który nie okazując mu czasu do namysłu sprawił, że otwierając szeroko oczy zaczął płynąc ku górze, w między czasie rejestrując, że tam znajduje się światło i zdawało się lśnić lustro wody.

Wynurzając głowę, jego usta rozwarły się szeroko, jak gdyby krzyczały, wyrzucając na zewnątrz całą gnieżdżącą się w nim frustrację, panikę i szaleństwo. Wciągały natomiast życiodajny tlen, kojący nie tylko jego płuca, ale również roztrzęsiony umysł i niespokojną dusze. Kaszel i ból jaki w efekcie nastąpił był tylko małą kłującą drzazgą, w porównaniu z tym co przeszedł. Wypluwając resztki wody z płuc, zaczął nerwowo rozglądać się w około i w jednym momencie przestał odczuwać dotkliwe zimno; zapomniał o nim, gdy jego oczom ukazał się monotonny widok tworzący przerażającą wizję – był sam, a wokół niego bezkresny ocean.

Trzęsąc się z zimna, nie mógł zewrzeć myśli, które niczym klocki małego, niesfornego dziecka, zostały rozsypane po podłodze, tworząc przypadkowe i nie logiczne konstrukcje. Unosząc się w lodowatej wodzie, drgając na całym ciele, nie był w stanie ich pozbierać i zacząć myśleć racjonalnie, by nadać im charakter mostu łączącego jego umysł ze zdrowym rozsądkiem. W obliczu takiej, ekstremalnej sytuacji, kierował nim tylko instynkt, który pobudzony panicznym strachem kazał mu płynąć – byle do przodu, byle przed siebie. Złudnie karmił go wiarą, że gdzieś dopłynie, że ktoś go uratuje i to z większym prawdopodobieństwem zależnym od szybkości z jaką będzie się poruszał – Patrik podświadomie wiedział, że ten stan w jakim się znalazł, zwie się paniką.

Nagle, zatrzymał się nadstawiając ucho, jak gdyby usłyszał dźwięk szeptu, wypowiedzianego przez samą nadzieje, którego przegapienie przypieczętuje jego zagładę. Zwrócił głowę w stronę, z której nadciągał tajemniczy odgłos, stający się z każdą chwilą wyraźniejszy i delikatnie głośniejszy. Owo buczenie, przebijające się przez szum bezmiaru wód obudziło w nim prawdziwą, żywą wiarę w ocalenie życia, a nie jej bezbarwną karykaturę, stworzoną przez zatrważający strach i instynkt.

Kształt jaki się ku niemu zbliżał, początkowo wyglądał jak ciemna plama na horyzoncie, lecz w przeciągu paru sekund stawał się coraz większy, zdradzając ogromną prędkość z jaką nadciągał ku niemu. Kiedy pojazd znalazł się bliżej, zaczął przypominać tułów ogromnej osy, pozbawionej skrzydeł i nóg; wielkością natomiast przywodził na myśl, średnich gabarytów samolot transportowy. Co to jest do cholery? -Patrik usłyszał swój drżący głos. Wielka osa zwolniła i kiedy znalazła się w odległości pozwalającej na jej dokładniejsze oględziny, zatrzymała się łagodnie i nagle ucichła; czarna konstrukcja unosiła się nisko nad wodą, wydając z siebie słabo słyszalny szum. W miejscu, gdzie znajdowałyby się “oczy”, dało się zauważyć coś, co przypominało do złudzenia uwypuklone, przyciemniane, przednie szyby śmigłowca. Również ciepłe, rozmywające się powietrze wychodzące z dolnych dysz uświadomiło Patrikowi, że to z pewnością jakiś pojazd -a wiec w środku musi być załoga – pomyślał i nie czekając chwili dłużej, zdecydował się podpłynąć bliżej; była to jego jedyna szansa na uniknięcie pewnej śmierci w tym bezkresnym oceanie, a ryzyko, że to coś go zabije, malały z każdym metrem, zbliżającym go do dziwnego, owadziego pojazdu.

Patrik, nawet nie zauważył kiedy, z obydwu boków wehikułu, z towarzyszącym, mechanicznym dźwiękiem, wysunęły się wysięgniki, pod którymi znajdował się podwieszony, piekielnie odstraszający zbiór uzbrojenia.

– Stój! – padła męska, stanowcza komenda, brzmiąca charakterystycznie dla dźwięku wydobywającego się głośnika – kim jesteś i jaki jest Twój cel?

Jedyne co przychodziło mu w tej chwili do głowy, ujrzało światło dzienne w odpowiedzi, przerywanej drganiem z zimna:

– Pomóżcie mi…. już więcej nie dam rady wytrzymać

– Nie wykonuj żadnych, gwałtownych ruchów. Jeśli podpłyniesz bliżej zostaniesz stracony. Zrozumiałeś? – głos, nie przejawiał żadnych oznak emocji czy zawahania, co sprawiło, że Patrik zatrzymał się raptownie i postanowił dostosować się do wymagań stawianych, zwłaszcza przez kogoś, kto nie tylko może go uratować, ale także zabić, używając do tego pokaźnego arsenału.

– Do… dobrze… tylko m… mnie ura… uratujcie na litość boską!

W pewnym momencie, po prawej stronie owada, rozsunęły się drzwi i na spokojne fale oceanu zostało wyrzucone coś, przypominającego mały, czarny czworobok. W ułamku sekundy zamienił się on , z głośnym sykiem, w ponton. Następnie grupa czterech żołnierzy wskoczywszy do niego, zaczęła kierować się w stronę wyziębionego nieszczęśnika, przez cały czas celując do niego z broni, którą pierwszy raz widział na oczy, podobnie jak resztę pojazdu, jakim przybyli.

Niezwykli żołnierze, mieli na sobie dziwne, czarne kombinezony; bardziej kojarzące się z pancerzami aniżeli z wojskowymi uniformami. Również hełm najwyraźniej chronił całą głowę, w przeciwieństwie do ich normalnych, znanych wersji, osłaniających zaledwie jej górną połowę. W jego części, gdzie znajdowała się twarz, lśnił mocno przyciemniany zwiernik, który na wzór “oczów” przybyłego pojazdu, uniemożliwiał jego wzrokową penetrację.

Kiedy jeden z żołnierzy znalazł się dostatecznie blisko, Patrik chwycił wyciągniętą przez niego dłoń i asekurowany przez drugiego wdrapał się na ponton . Gdy usiadł i bezwiednie oparł głowę o przyjemnie miękką burtę, nagłe uczucie jakie w nim eksplodowało sprawiło, iż poczuł zwiększający się ciężar jego ciała, jak gdyby w ułamku sekundy jego kości stały się ołowiane; najwyraźniej ciało przejęło potworne obciążenie umysłu, które w obliczu uratowania życia, ulotniło się na zewnątrz, rodząc odczuwalnie rosnące zmęczenie, i mimo, że towarzyszyło mu przeraźliwie zimno, było to najprzyjemniejsze uczucie jakie w jego dotychczasowym życiu miał okazje poczuć. Słysząc męski głos otworzył oczy:

– Wysuszcie go

– Tak jest! – przyjmując rozkaz jeden z żołnierzy wyciągnął z torby, którą miał na plecach, coś co przypominało zwykły koc zakończony przewodem, na końcu którego znajdowało się małe urządzenie sterujące. Kiedy Patrik został okryty tym dziwnym pokrowcem, a na głowę założono mu kaptur z tego samego materiału, przez około 5 sekund czuł jak utula go przyjemne ciepło , dając rozkosz i błogi stan ukojenia, po upływie tej chwil zdał sobie sprawę że został całkowicie wysuszony. Kiedy zdjęto mu nieznane urządzenie, najwyższy rangą żołnierz zapytał:

-coś Ty za jeden? Nie masz implantu, broni ani żadnego wyposażenia. Jak się tu znalazłeś? Należysz do czerwonych?

Patrik nie bardzo wiedział, o co w tym wszystkim chodzi, poza tym nie miał siły by cokolwiek głębiej analizować. Postanowił po prostu mówić prawdę;.

– Jestem Patrik Bastian i pochodzę z New Jersey. Czerwoni? – szukając jakiejś sensownej odpowiedzi zobaczył na prawym ramieniu żołnierzy, jednolitą, niebieską flagę i nagła myśl ukazała mu “światełko w tunelu”

– to manewry wojenne? Nie, nie należę do Czerwonych. W ogóle to nie jestem żołnierzem. Ale ta broń, pojazd i ten koc tutaj to naprawdę szczyt technologii. Czytałem o tajnych projektach prowadzonych przez Rząd amerykański, ale byłem pewny, że w dobie XXI wieku nie da się ukryć takiego zaawansowanego wyposażenia, chociaż Navy Seals zawsze mieli super sprzęt…

Wszyscy obecni w pontonie, poza Patrikiem, wymienili spojrzenia między sobą.

– Wracamy – rzekł dowódca.

Kiedy znaleźli się wewnątrz tajemniczego pojazdu, posadzili Patrika w nietypowym fotelu i mimo, iż nie był w żaden sposób związany, jego próby ruszenia się z miejsca zostały całkowicie ograniczone.

– Hej, co jest?! -próbował protestować, jednak zdecydowany głos dowodzącego przerwał jego zamiary.

– Siedź spokojnie, a nic Ci nie będzie

– Kim wy w ogóle jesteście?– zapytał Patrik, starając się zachować opanowanie.

– Panie kapitanie. Znajdujemy się 5km od miejsca starcia nr 3. Baza podała rozkaz wyeliminowania dwóch celów na lewej flance i włączenia się do walki.

Patrik z zaciekawieniem spojrzał na dowódcę i nawet nie zauważył, kiedy jego pytanie ulotniło się z umysłu, niczym powietrze z dziurawego balonu, który zdawał się dotychczas wznosić i utrzymywać na poziomie logiki, próby zrozumienia sytuacji, w której dziwnym zrządzeniem losu się znalazł.

 

 

 

Z góry wyglądało to jak wielki piaszczysty plac, na którym małe ołowiane żołnierzyki i plastikowe miniaturki, wymyślnych pojazdów wojskowych, natchnione jakąś tajemniczą magią, ruszają się i tylko udają brutalne i krwawe starcie. Niestety była to jedynie nieudolna próba oszukania samego siebie. Owe wyobrażenie niewinnej zabawy wojennej zostało natychmiast przerwane przez ukazujące się potężne wybuchy, które z impetem wyrzucały ziemie w górę i pociski smugowe, kreślące w powietrzu “linie śmierci” od których dotychczasowi “zabawkowi” wojacy padali bezwiednie na ziemie, pogrążając się w spazmach agonii. Niektórzy ranni czołgali się, złudnie próbując ostatkami sił dogonić uciekające życie. Powstający dym unoszący się z uszkodzonych pojazdów lądowych, przysłaniał częściowo pole bitwy, jak gdyby los pragnął w naturalny sposób ocenzurować samą esencje wojennej brutalności, jak i w konsekwencji jej efekt, przybierający postać widoku porozrywanych, zmasakrowanych ciał poległych żołnierzy, rozbitego wyposażenia i skopanej od pocisków ziemi. Oni naprawdę walczą – pomyślał z przerażeniem Patrik, zerkając przez okno w bocznej burcie pojazdu – gdzie ja u licha jestem, co się stało? – kontynuował.

 

c.d.n. chyba, że się nie podoba to nie będzie:)

Koniec

Komentarze

no to jest mocne opowiadanie. a ta osa jako cud techniki to iscie fantastyczna wizja. podobaja mi sie tacy pisarze ktorzy pisza od serca . dobrze bede wspominal te ksiazke. koniecznie musisz dodac kolejny odcinek tej gwiezdnej trylogi. pozdrawiam kolege po fachu

ładne..:)

 

Bardzo ładne, ale to chyba akryl na desce.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka