- Opowiadanie: jesiennypan - Dowcip

Dowcip

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dowcip

– Robert, zobacz co znalazłem! – krzyknął Karol. – Chodź szybciej!

Robert chwiejnym krokiem szedł środkiem jezdni. Oboje wypili dużą dawkę alkoholu. W końcu nie co dzień kończyło się drugą klasę gimnazjum.

– Czego się drzesz kasztanie. Przecież idę – odpowiedział Robert i splunął na ziemię. Karol przeskoczył nad przydrożnym rowem. Sięgnął po spodnie i bluzę leżące w trawie.

– Co ty tam robisz? – zapytał Robert. – I gdzie jest Marta?

– Nie wiem – odparł Karol. – Nie obchodzi mnie to, gdzie ona jest. Zresztą, to zwykła szmata – powiedział wspominając jak ściskał dłońmi jej piersi. Była tak pijana, że nie wiedział, czy w ogóle to zauważyła. Porządna dziewczyna nie powinna mocno imprezować z samymi chłopakami.

Karol wrócił na drogę i pokazał swoje znalezisko przyjacielowi.

– Po co ci to? Nie wiadomo jaki żul w tym łaził. Możliwe, że jego wszy chodzą po tym ubraniu.

– Daj spokój. Po prostu ktoś wyrzucił te rzeczy.

Robert nie odpowiedział. Kaszlnął i zacharczał, oparł się o najbliższe drzewo i puścił długiego pawia. Następnie otarł usta wierzchem dłoni i zapytał:

– Masz chusteczkę?

– Nie mam – odpowiedział Karol. – Nie możesz tyle pić – zaśmiał się. – A teraz ułóżmy te ciuchy na drodze. Ktoś pomyśli, że to człowiek. Ale będzie brecha.

Znajdowali się na ostrym zakręcie, dwa kilometry od miasta.

– To chyba nie jest najlepszy pomysł – stwierdził Robert. – A jeżeli się coś stanie?

– Nic się nie stanie – przekonywał Karol. – Ktoś się tylko przestraszy – zaczął układać ubranie na jezdni. Po chwili uzyskał przekonującą sylwetkę śpiącego człowieka, a na miejsce głowy położył swoją czapkę z daszkiem.

– Ha, ha. Widziałeś kiedyś takie dzieło.

Robert też się zaśmiał. Wyraźnie podchwycił pomysł kolegi. Podświetlił komórką z dokładnością ułożone ciuchy i zaśmiał się raz jeszcze.

– To naprawdę przypomina człowieka – przyznał. – Szkoda, że nie ma z nami Marty.

– A niech ją pies wydyma.

– Chciałbym być tym psem.

Karol przemilczał słowa przyjaciela.

– Schowajmy się za drzewa – powiedział Karol.

– Chcesz wszystko oglądać? – zapytał Robert. – Jeżeli nas zobaczą? Co wtedy zrobimy?

– I tak już nie mamy czasu – odparł Karol i wskazał ręką w kierunku miasta. Samochód znajdował się w odległości kilometra od nich.

Chłopcy wbiegli za drzewo i położyli się w rowie. Z zapartym tchem oczekiwali na chwilę, gdy pojazd znajdzie się na zakręcie, a kierowca wypatrzy leżącego na drodze człowieka.

Samochód zbliżał się z dużą prędkością. Narastający ryk silnika wzmagał w chłopcach napięcie.

Jedzie za szybko. Pomyślał Karol. Za szybko.

Robert też doszedł do tego samego wniosku. Podniósł się z wilgotnej od rosy trawy i ruszył na drogę. Karol złapał go za nogawkę dżinsów i pociągnął mocno. Chłopak upadł na ziemię, ocierając boleśnie prawą dłoń. W tej samej chwili zabłysnęły żółte światła reflektorów. Robert odruchowo przymknął oczy, a pojazd skręcił gwałtownie w prawą stroną. Wyminął ułożone na drodze rzeczy, po czym zaczął hamować. Kierowca szybko wytracał nadmierną prędkość, jednak zbyt wolno. Przeszywający pisk opon spowodował, że chłopcy zasłonili rękami uszy.

Kierowca podjął próbę uniknięcia zderzenia z drzewem. Szarpnął kierownicą w lewą stronę, ale koła nie zareagowały i z prędkością dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę uderzył w okazały pień lipy. Rozległ się dźwięk zginanego metalu. Boczne szyby rozprysły się, mieniąc się w żółtej barwie niczym drobne płatki śniegu w świetle ulicznej latarni. Przednia szyba zamieniła się w majestatyczną pajęczynę pęknięć.

Ciało kierowcy zostało wyrzucone do przodu. Zapięte pasy bezpieczeństwa werżnęły się w miękką tkankę na ramieniu i uchroniły pasażera przed wypadnięciem przez przednią szybę. Jednak serce czterdziestolatka nie wytrzymało przeciążenia i stanęło w momencie, gdy bezwładna głowa uderzyła o nagłówek obity welurową tapicerką. Kręgi szyjne trzasnęły głośno i głowa martwego kierowcy uderzyła w kierownicę. Klakson zaczął wyć nieustannie.

Robert wpatrywał się zaszokowany w czerwonego Forda. Smród spalonej gumy drażnił jego nozdrza. Serce waliło w szaleńczym rytmie. Chłopak nie mógł uwierzyć do czego doszło.

Karol już w chwili zderzenia odwrócił wzrok. Wpatrywał się w ziemię w milczeniu i drżąc na całym ciele. W zaprzeczalnym geście kręcił głową. Chciał by czas się cofnął. Zamiast tego wciąż słyszał przeciągłe „Duuuuu…" wciśniętego klaksonu.

Nagle Karol poczuł szarpnięcie za ramię. Nie odwrócił się. Nic nie powiedział. Zamknął się na otaczający go świat.

To nie mogło się wydarzyć. Myślał. Nie mogło.

– Widzisz co się stało! – Robert krzyczał, co chwila pochlipując. Widzisz! To twój cholerny pomysł. Spójrz co narobiłeś! Cholerny facet nie żyje. Zaraz ktoś się zjawi.

Te słowa przemówiły do Karola. Ocknął się i spojrzał koledze w zalane łzami oczy. Nadal kręciło mu się w głowie od nadmiernej dawki alkoholu, jednak mógł sprawnie myśleć. Gdyby tylko nie ten dźwięk – „Duuuuuu."

– Musimy uciekać – powiedział w końcu. Jego głos drżał przy wypowiadaniu każdej sylaby.

Duuuuu…

Robert pomógł Karolowi wstać.

– Idźmy stąd zanim ktoś nas zobaczy – powiedział Robert.

Karol spojrzał na wygięty wrak samochodu. Zobaczył wtedy jak Marta zbliża się do nich.

Duuuuu…

Ten przeklęty dźwięk.

Marta musiała wiedzieć, że będą wracali do Roberta, mieszkającego na wsi. Poszła więc za nimi i w końcu znalazła ich. Szła całą szerokością drogi – z jednego pobocza przechodziła na drugi. Była tak pijana, że Karol stwierdził, iż nie zdaje sobie ona sprawy z wypadku.

Duuuuu…

– Po co ona za nami szła – powiedział Robert.

Karol nie zastanawiał się już nad tym, gdyż usłyszał kolejny zbliżający się z dużą prędkością samochód.

– Kurwa jedzie następny! – krzyknął Robert. – Czemu ci idioci jeżdżą tak szybko.

Pijana dziewczyna dotarła do zniszczonego samochodu. Nie przeszkadzał jej dojmujący dźwięk klaksonu i oparła się o pokrywę bagażnika.

Drugi samochód wjechał w zakręt z prędkością stu dziesięciu kilometrów na godzinę. Zdecydowanie za szybko jak na tę porę nocy. Kierowca zajęty podpalaniem papierosa nie zauważył niczego niepokojącego na drodze. Jednak, gdy już wychodził z zakrętu, ujrzał blask czerwonych świateł pozycyjnych, a pomiędzy nimi nastoletnią dziewczynę opartą o bagażnik. Samochód w dużej części znajdował się na zewnętrznej części zakrętu. Kierowca nie zdążył zahamować, nie zdążył nawet zareagować i z pełną prędkością uderzył w tył samochodu.

Karol jak w przerażającym śnie, widział nadjeżdżające czarne Subaru Impreza. Dla nastolatka, wszystko działo się w zwolnionym tempie. Ale cechą wszystkich koszmarów jest niemoc w działaniu. Pragną krzyknąć, skoczyć przed rozpędzone auto i zatrzymać je, rzucić się w stronę Marty aby ocalić ją przed śmiercią. Ale jego chęci pozostały tylko myślami. Zdołał wydusić z siebie ledwie słyszalne „Nie!" i wtedy ujrzał jak rozpędzony samochód uderza w tył czerwonego forda miażdżąc nogi dziewczyny.

 

Trzydziestoletni kierowca nie miał zapiętych pasów. W wyniku zderzenia rozbija głową przednią szybę. Z ogromną prędkością przelatuje nad maską samochodu. W jednej upiornej chwili widzi wzlatujące do góry iskry oraz gnący metal w niesłychanie przeraźliwej kakofonii dźwięków. Jego głowa uderza w drzewo i czaszką pęka, czemu towarzyszy głuchy odgłos. Szara tkanka mózgu rozpryskuje się na porośniętej mchem szorstkiej korze. Kręgi szyjne pękają. Pozbawione życia ciało upada na ziemię zabarwiając ziemię szkarłatem.

Klakson umilkł.

Nastała cisza.

A następnie ten przeraźliwy, pełen nieskończonego bólu krzyk Marty.

Boże! Ona jeszcze żyje!

– Karol – wyszeptał Robert. – Co robimy? O mamo, co my zrobiliśmy.

Karol wpatruje się w dziewczynę. Jej ręce opierają się o zgniecioną maskę subaru. Próbuje się podnieść, ale przygniecione nogi palą żywym ogniem. Marta krzyczy, jakby została opętana przez diabła. Chłopak nie wierzył, że pozostała przytomna.

– Karol, odpowiedz!

– Nie wiem – powiedział w końcu.

– Chryste, pójdziemy za to siedzieć. Musimy ją uwolnić.

Podbiegają do wijącej się dziewczyny. Jej krzyk cichnie, po czym całkowicie milknie. Jej cera jest niesamowicie blada. Karol patrzy pod nogi. Widzi całe morze krwi, której jest tak wiele, że już wie, iż dziewczyna nie pożyje długo.

Karol spojrzał w oczy Marty. Były nieruchome. Blade. Pozbawione iskry życia, a minęła zaledwie minuta.

– Kurwa! – krzyknął Robert. – Ona nie żyje! Nie żyje.

Karol nie słuchał go. Zawrócił się o kilka metrów i zabrał ubrania z drogi.

– Trzymaj spodnie – powiedział do kolegi. – Uciekajmy stąd. Nikt się nie dowie.

Robert wpatrywał się w niego zszokowany. Chciał uciekać, jednak nie potrafił. Nie po tym co zobaczył. Ich koleżanka z klasy nie żyje. Podobnie jak dwóch kierowców.

– Złapią nas – stwierdził Robert. – Złapią i zamknął – płakał. Jego łzy spływały strumieniami po policzkach. Jego usta otwierały się w żałosnym grymasie. – Nic nie poradzimy uciekając.

Karol nie zwracał uwagi na użalanie się przyjaciela. Wcisnął mu do ręki spodnie pociągnął za rękę w kierunku pola. Robert nie sprzeciwiał się. Biegli razem w kierunku młyna. Gdy zabrakło im tchu, zatrzymali się.

Karol rozejrzał się wokół. Znaleźli się w pobliżu jakiejś sadzawki. Kilka drobnych drzew rosło w pobliżu zanikającej wody. Chłopak podszedł w ich cień i uklęknął. Dotknął wilgotnego podłoża i zaczął kopać.

– Co robisz? – zapytał Robert.

Karol nie odpowiedział. Z zapałem kopał dół, gdy osiągnął pożądaną głębokość wrzucił do niego bluzę.

– Daj spodnie.

Robert posłusznie oddał mu spłowiałe dżinsy. Karol dokładnie ułożył je we wnętrzu wykopu i przysypał rzeczy wilgotną ziemią. Brudne ręce umył w cuchnącej wodzie.

– To nic nie da – powiedział Robert. Karol myślał, że jego koledze już przeszła wątpliwość w wywinięcie się od odpowiedzialności, jednak Robert znowu zaczął wątpić. Nie podobało mu się to. Nie pozwoli by prawda wyszła na jaw.

– Nic nam nie będzie. Weź się w garść do cholery!

Robert kręcił głową. Znowu zaczął płakać.

– Na pewno ktoś nas widział – zapewniał. – Lepiej będzie jak wszystko powiemy.

– Nie! Nic takiego się nie stanie! Nikt się nie dowie. Ile razy mam to powtarzać. Przestań o tym myśleć, a zastanów się co dalej. W końcu nie chcesz spędzić reszty życia za kratkami.

Robert wciąż kręcił głową. Pojękiwał płacząc i pociągał nosem. Wtedy rozległo się wycie syren.

– Widzisz już wiedzą – powiedział Robert. – Już wiedzą – powtórzył.

Miał rację. Karol po dwóch minutach wpatrywania się w oddaloną jezdnię, ujrzał w końcu policyjne światła, zmierzające w kierunku wypadku. Chłopaka sparaliżował strach, mimo, iż wiedział, że nic mu nie grozi. Tylko lęk przed odkryciem jego udziału w spowodowaniu wypadku, powodował odrętwienie.

Robert rzucił się z krzykiem drogi..

– Co ty wyprawiasz? Oszalałeś?

Ale chłopak nie słuchał. Biegł przed siebie w panicznym strachu. Wiedział, że wyjawienie prawdy okaże się dla niego druzgoczące w skutkach, jednak nie potrafił postąpić inaczej. Musiał przyznać się do winy.

Karol przeczekał chwilę w nadziei, że przyjacielowi wróci zdrowy rozsądek. Stwierdził, że jedna nic nie zmieni jego decyzji. Zaczął biec. Był dużo szybszy od kolegi, dlatego z łatwością go dogonił. Rzucił się mu na plecy i razem upadli na ziemię.

– Zostaw mnie! Musimy tam iść.

Karol wziął zamach prawą ręką i uderzył Roberta silnie w policzek. On jakby nic nie poczuł i powtarzał: „Musimy iść! Musimy iść!" Chłopak miał tego dość. Nie mógł pozwolić na wyjawienie prawdy. Był jeszcze młody i miał marzenia. Jeden głupi pomysł nie może zrujnować mu życia.

– Przestań do cholery, bo nas usłyszą!

– Chodźcie tutaj – krzyczał Robert. – My to zrobiliśmy!

Karol oddał kolejne uderzenie, które nie odniosło skutku. Robert krzyczał i wił się pod nim usiłując uciec. Otrzymał kolejny cios i następny. Dalej krzyczał.

– Zamknij się kurwa! Zamknij się! – Karol spojrzał z niepokojem w stronę świateł. Policja była już na miejscu. Lada chwila ich usłyszą.

– Puść mnie! Chodźcie tu!

– Zamknij się! – teraz Karol krzyczał jak opętany. – Zamknij się, bo cię zabiję. Zabiję cię! Rozumiesz!?

Robert nadal krzyczał. Karol ujrzał, że dwie latarki zostały skierowane w ich stronę. Usłyszeli ich. Byli jeszcze daleko. Karol nadal mógł uciec.

Ale Robert nadal krzyczał.

– Zamknij się – powtórzył. – Zamknij się. Zamknij się! Zamknij się kurwa!

Już wcześniej widział leżący z boku duży kamień. Chwycił go obiema rękami. I uniósł nad głową.

– Nie pozwolę – powiedział i kamień upadł na czaszkę Roberta.

Uciekał jak potrafił najszybciej.

 

 

Koniec

Komentarze

Nawet niezłe.
Pomysł z dowcipem skojarzył mi się trochę ze sceną z "Efektu motyla", kiedy to pomysłowe chłopaki postanawiają wysadzić skrzynkę na listy.

Niektóre zdania są nielogiczne, czasem brakuje jakiejś literki. Może przeczytaj uważnie jeszcze raz:)
 

Pomysł nawet dobry, ale całość niedopracowana. Potrafisz pisać, tylko odnoszę wrażenie, że robisz to trochę "za szybko". Jakbyś bał się poprawkami zniszczyć to, co dotąd skonstruowałeś.

Wyliczenie wieku kierowców wydaje mi się dla fabuły zbędne. Odnotowanie, że w zasadzie 100% kierowców na podobnej trasie łamie przepisy i gna na złamanie karku (sic!) to spore uproszczenie. Oparcie fotela to zagłówek, nie nagłówek. No i opisy samych wypadków jakoś nie przekonują. Nawet przy tych prędkościach niekoniecznie każdy kierowca musi skręcić kark. No i może Cię to zdziwi, ale czterdziestolatek to jeszcze nie matuzalem, serce nie wyłącza mu się się jak za naciśnięciem czerwonego guzika. Zresztą ustanie akcji serca niesie jeszcze za sobą pewne fizjologiczne konsekwencje. Aha! Zgon określa śmierć mózgu, nie zatrzymanie serca ;)

Ale humor, tempo akcji, pomysł - podoba mi się.

Witaj!

Tekst jest bardzo dobry i koszmarny zarazem, w taki sam sposób, w jaki dobrze namalowany obraz przedstawia koszmarną scenę. Bardzo dobrze i szybko się go czyta. Może tylko Robert i Karol mówią trochę zbyt poprawnie jak na kompletnie pijanych piętnastolatków, a niektórym scenom brakuje logiki, ale tym zajęła się już panna Joanna.
Ogólnie rzecz biorąc - dobra robota!

Pozdrawiam
Naviedzony

Nie dostrzegłem fragmentu, gdzie wyjaśnia się, dlaczego wrzuciłeś tekst na stronę Nowej FANTASTYKI. Mam nadzieję, że taki fragment w ogóle istnieje, a ja po prostu nie umiem go znaleźć...
Co do samej jakości tekstu - koszmarny styl, naprawdę. Wyliczasz wszystko jak w podręczniku, opisujesz detal po detalu i kawałek po kawałku. Dla mnie to zabija cały tekst. 
Dialogi to, niestety, porażka. Idź kiedyś na jakąś imprezę, na której są pijane małolaty, posłuchaj, jak mówią. Naprawdę daleko temu do poprawnej, niemalże urzędowej polszczyzny, którą prezentują Twoi bohaterowie.
Pomysł byłby dobry, gdyby nie fakt, że jest mocno wyeksploatowany, nawet w rzeczywistości. Ewentualnie mógłby go ratować styl, ale nie ratuje (o czym wyżej). No i, jak już wspomniałem, nie wiem, dlaczego pokazuje się na stronie Nowej FANTASTYKI (wersaliki jak najbardziej zamierzone). 
Tekst jest napisany niechlujnie, co mnie strasznie denerwuje podczas czytania. Zagubione literki, interpunkcja i inne takie niesamowicie wkurzające rzeczy. Jak już idziesz z czymś do ludzi to postaraj się, proszę, żeby to było chociaż estetyczne.

Na przyszłość polecam ćwiczyć, czytać, ćwiczyć, czytać. Coś z tego będzie, jeśli entuzjazmu nie zabiją moje komentarze.

Pozdrawiam
 

Dziękuję wszystkim za uwagi. Dialogi są do bani, to prawda i wezmę radę do serca i może następnym razem będzie lepiej. Nie martw się exturio. Mój entuzjazm jest teraz jeszcze większy, ponieważ zamierzam pokazać, że stać mnie na więcej.
Chciałem napisać na początku, że opowiadanie nie zawiera żadnej fantastyki, ale zrezygnowałem. Nie pierwszy i nie ostatni takie opowiadanie pojawiło się na tej stronie. Prawdopodobnie więcej razy już tego nie zrobię, bo po prostu to jedyne opowiadanie nie zawięrających elementów fantastycznych jakie napisałem.
A serce, podobnie jak każdy organ, może nie wytrzymać przeciążenia podczas gwałtownego zatrzymania. Ciało zatrzymują pasy, a organy zatrzymuje szkielet. Zracji, że są zbudowane z miękkiej tkanki, wygląda to mniej więcej tak jak rzucenie pomidorem o ścianę. No, może nie aż tak :)
Dzięki i pozdrawiam.

"Robert rzucił się z krzykiem drogi.." - taki szczegół.

Do opinii przedmówiców w kwestii gatunku (fantastyka :P ?) i wymienionych kilku błędów. 
Jednak w czasie czytania o dziwo, nie przeszkadzały mi. Może mam za dobry dzien po prostu ^^.
Tekst jest zwięzły, spójny, wydarzenie goni wydarzenie. Naszkicowana pobieżnie sytuacja ściera się nieco z drobiazgowym: jakby lekarskim opisem zgonu kierowców. (Ale moze to moja wina gdyż mam dość szczegółowych opisów rozpryskującego się mózgu). Czyta się bardzo dobrze, ale nie uważam, że jest to jakkolwiek dowcipne. Nawet czarny humor pod to nie podchodzi :P.
Zastanawiam mnie jedynie skąd tak prędko pojawiła się na miejscu wypadku policja? nikt przecież nei miał możliwości jej powiadomić. 

Opowiadanie nie miało być dowcipne i nie wiem skąd to się wzięło??? A policja? Pisząc opowiadanie pomyślałem, że gdzieś ktoś się znajdywał i usłyszał zderzenia, których nie można było pomylić z niczym innym. Powinienem to umieścić w tekscie.
Dzięki za komentarz:)

Pomijając fakt, że fantastyki to w ogóle nie ma, opowiadanie ciekawe. Czytało się przyjemnie, choć jest deczka przewidywalne. Ale ja tego typu teksty lubię, więc do niczego poza brakiem elementu fantastycznego się czepiał nie będę.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Podobało mi się to makabryczne domino, lubię takie klimaty. Nie jestem może wielkim znawcą, ale widać w tym potencjał.

Fasoletti, następnym razem postaram się o mniej przewidywalne zakończenie.
Glendi, miło, że Ci się podobało :)
Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka