- Opowiadanie: Heinekotzl - (6)Wszyscy święci idą do… - Radju mówi prawdę

(6)Wszyscy święci idą do… - Radju mówi prawdę

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

(6)Wszyscy święci idą do… - Radju mówi prawdę

(6)Wszyscy święci idą do… – Radju mówi prawdę

Przebudzenie nastąpiło w pomieszczeniu zbudowanym z połyskujących, plastikowych paneli, ukształtowanych na podobieństwo gigantycznych plastrów żółtego sera. Szybko dotarło do mnie, że leżę na pochylonej pod lekkim kątem płycie, wykonanej z tego samego materiału co ściany. Krępowało mnie kilka elastycznych pasów połączonych z zaczepami rozmieszczonymi symetrycznie wzdłuż krawędzi łoża. W przegubach obu rąk tkwiły rurki, transportujące całą gamę kolorowych cieczy, wypełniających zestaw przeźroczystych piramidek, dyndających na półkolistej ramie przerzuconej ponad muszlą zagłówka. Ich powolny, wahadłowy ruch pozostawał dla mnie zagadką. Za całe odzienie służyły starannie dopasowane, pluszowe stringi.

– Witaj, homo. – Bezosobowy, ni to męski, ni żeński głos, dochodził z niewidocznej dla mnie części pomieszczenia. – Jak się czujesz?

– Podwójnie skrępowany.

– To dla twojego dobra. Zostałeś poddany rekonstrukcji.

– Czy rekonstrukcja wymagała tych idiotycznych majtek?

– Mniejsza o detale techniczne, dość powiedzieć, że twój wewnętrzny stelaż został scalony w uszkodzonych obszarach.

– Faktycznie, nie czuję bólu.

– To dobrze. Musisz być w dobrej formie. Czeka nas wiele pracy.

– Nas? – Zza wezgłowia wypłynęła bezszelestnie dyskoidalna platforma, na której, jak na tacy, spoczywał Czyżyż.

– Zmieniłeś głos i… podwozie.

– Nie rozumiem sensu tej uwagi, homo.

– Przepraszam. Co cię sprowadza?

– Jak już powiedziałem, musimy rozpocząć realizację planu twej transformacji.

– Nie przypominam sobie, abyś wspominał coś o transformacji. Film mi się urwał.

– Znów nie rozumiem. Wyraź to jaśniej.

– Zapewne straciłem kontakt z rzeczywistością, zanim poruszyłeś w swojej przemowie kwestię transformacji. Pamiętam jedynie fragment na temat jakiejś „Pętli”.

– Pętla Zbawienia i twoja transformacja są ze sobą nierozerwalnie sprzężone.

– Fantastycznie. Mów dalej.

– Kiedy opuścisz to miejsce, twoim pierwszym zadaniem będzie zapoznanie z dotychczasowymi wynikami naszej pracy.

– Moja transformacja nie jest pierwszym tego typu, realizowanym przez was przedsięwzięciem?

– Właśnie. Uznaliśmy, iż powinieneś mieć możliwość poznać swych poprzedników i efekty ich poszukiwań.

– Jasne. Czy, zanim wtajemniczysz mnie w wasz mistyczny plan, wolno mi będzie zadać jakieś pytane?

– Pytaj.

– Gdzie, do kurwy nędzy, jest moja żooonaaa!?! Nie kiwnę nawet palcem, dopóki nie dowiem się, czy jest bezpieczna! Kumasz, frankensteinie?!?

***

Po incydencie w komnacie „serowej”, moim jedynym łącznikiem ze Starszymi został Radju. Nie odstępował nas na krok. Członkowie Wiecznej Rady, kimkolwiek byli, słusznie wykoncypowali, że powodzenie ich planu zależy nie tylko od mojej kondycji fizycznej. Od tego momentu uzyskałem niewielką przewagę, a przynajmniej bardzo chciałem w to wierzyć. Pocieszałem się myślą, iż nawet iluzoryczna przewaga dodaje sił i pewności siebie. Po raz pierwszy zaświtała iskierka nadziei na, choćby częściowe, okiełznanie otaczającego mnie, galopującego obłędu.

Przeniesiono nas do zachodniego skrzydła barokowego pałacu, który dostrzegliśmy tuż po przybyciu do Ox-Hox, domeny Starszych, macierzystego świata jassich. Dostaliśmy nowe ubrania i żywność pochodzącą z Ziemi. Magda zniosła ostanie wydarzenia znacznie lepiej niż ja. Szybko jednak zrozumiałem, że chwilowa odmiana losu nie wróży niczego dobrego. Byłem poirytowany brakiem odpowiedzi mogących pomóc mi poskładać ostatnie wydarzenia w jakąś sensowną całość. Magda dokładała wszelkich starań aby mnie uspokoić, ale czułem, że naszą jedyną szansą na ocalenie jest jak najszybsze zdobycie wszystkich dostępnych informacji.

– Jak to nie możesz powiedzieć za dużo? Radju, na miłość boską, jesteśmy waszymi zakładnikami. Dysponujecie technologią przekraczającą nasze pojmowanie. Wytłumacz nam, o co tu chodzi?

– Nam też nie mówią wszystkiego.

– Naprawdę? A to ci nowina… Służycie im! Musisz wiedzieć co planują, a przynajmniej się domyślasz.

– Kochanie, może on rzeczywiście nic nie wie. Poza tym, mogą nas podsłuchiwać.

– Akurat to wziąłem pod uwagę. Podsłuchują, jestem tego pewien. A ty, Radju?

– Czujniki akustyczne są objęte Pierwszym Zakazem – wybąkał skulony pod oknem i najwyraźniej pogodzony z losem karzeł. Wiedział znacznie więcej i musiałem go przycisnąć, żeby to z niego wydobyć.

– Czyli?

– Ogród i rezydencja należą do jassich.

– No więc jak? Służycie Starszym, czy może…?

– Są naszymi panami. To oni powołali nas do życia. Musimy być posłuszni.

– Wiesz, Radju, nie brzmiało to przekonująco. Myślę, że się boisz.

– Jassi nie boją się niczego! Mógłbym ci złamać kark jednym ciosem, homo!

– Mógłbyś, co nie zmienia faktu, że drżysz ze strachu. Radju? – Ledwo utrzymując nerwy na wodzy, nasz informator postanowił jeszcze raz spróbować taktyki uników.

– Twoja prezentacja na arenie, wypadła bardzo niepomyślnie. Wszyscy widzieli słabość, homo. Tu, w Ox-Hox, możemy polegać jedynie na sile.

– Moja słabość wynikała przede wszystkim z tego, że twoi ziomkowie stłukli mnie bez powodu.

– Wykonywali polecenia.

– Czyżyż twierdził inaczej. Kazał zabić dowódcę oddziału.

– Czyżyż to kłamca! – Wściekle rozdziawiając pysk, Radju wybiegł z komnaty, pozostawiając za sobą otwarte drzwi.

– Co o tym sądzisz? – Zamiast odpowiedzieć, Magda podeszła i wtuliła się mocno w moje ramiona. – Co jest?

– Będziemy mieli kłopoty, wiesz o tym?

– Jasne. Staram zrozumieć, o co chodzi w tej grze. Tylko tak mogę nas teraz chronić.

– Wiem, ale nie traktuj Radju jak wroga. On się z czymś zmaga.

– Widzę. Pytanie tylko, czy jego zmagania mogą nam w czymkolwiek pomóc. Myślałaś, co by było, gdyby nam pozwolono wrócić?

– Nie. Czy warto do tego wracać?

– Pamiętasz jak przedtem wyglądało nasze życie?

– Oczywiście. Pamiętam wszystko. Pragnęłam twojej miłości nawet wtedy, kiedy usiłowałam cię zranić.

– Dobrze, że to mówisz. Myślałem…

– To już nieważne. W pewnym sensie jestem im wdzięczna, że nas wybrali.

– Jak to?

– A co teraz czujesz? – Wypowiadając te słowa, stanęła na palcach i rozchyliła ciemnozielone wargi. Tłumione latami emocje, w końcu znalazły swe ujście. Zwarci w pocałunku, zaczęliśmy płakać. Uświadomiłem sobie, że dopiero w tej chwili dawne życie ostatecznie uwalnia nas ze szponów złego uroku bylejakości. Roznamiętnieni ponownym odnalezieniem siebie, zaczęliśmy się na dobre rozgrzewać, ale wtedy wrócił Radju i długo nie chciał przestać mówić.

***

Koniec
Nowa Fantastyka