- Opowiadanie: Mazzy - 0 Rh +

0 Rh +

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

0 Rh +

Shanti weszła po schodach. Drzwi do mieszkania jej ofiary były zamknięte, lecz to nie stanowiło żadnego problemu. Z czarnego, skórzanego, nabijanego ćwiekami plecaka wyjęła zestaw wytrychów. Włożyła jeden z nich do zamka i słuchała jego cichego klikania. Po chwili manewrowania metalowym drucikiem mechanizm szczęknął, a włamywaczka weszła do środka. Ogarnęła wzrokiem pomieszczenie. Znajdowała się w salonie. Z prawej strony dobiegał swąd przypalonego mięsa, czyli tam znajdowała się kuchnia. Łazienka była po lewej stronie. Na wprost zauważyła drzwi do pokoju właściciela mieszkania. Bez wahania się tam udała. Lekko nacisnęła klamkę, drzwi otwarły się cicho. Bezszelestnie weszła do pomieszczenia.

– Coś Ci się przypaliło.

Siedzący przed komputerem chłopak podskoczył na krześle. Wystraszony obrócił głowę

i zdziwiony przyglądał się Shanti. Stała wyluzowana jak gdyby znajdowała się we własnym domu i opierała się o framugę.

– Co robisz w moim domu ? Jak się tu w ogóle dostałaś ? Kim do cholery jesteś ?!

– Najpierw zrób coś z tą pieczenią, bo nie znoszę tego smrodu. Potem wróć i odpowiem na wszystkie twoje pytania.

Chłopak wyszedł. Ciężko było w to uwierzyć, to nie było racjonalne zachowanie. Podczas jego nieobecności Shanti wygrzebała ze swojego plecaka pistolet i zaczęła powoli wkręcać tłumik. Włożyła przygotowaną do strzału broń pod poduszkę na kanapie, na której właśnie siedziała. W tym właśnie momencie wszedł właściciel domu. Widocznie nic nie zauważył. Był spięty w takim samym stopniu, jak przedtem. Kiedy już zajął miejsce na krześle naprzeciw niej, zaczęła swój monolog :

– Cieszę się, że zachowujesz się dość spokojnie. Inni w twojej sytuacji nie potrafią usiedzieć na miejscu i próbują mnie siłą wyrzucić z mieszkania. Jak możesz się domyślić, żadnemu jeszcze się to nie udało. A teraz postaram się odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania. Nazywam się Shanti. Pytanie jak się tu dostałam uważam za głupie. Oczywiście, ze przez drzwi. Myślę że pytając o to, miałeś na myśli to, jak zdołałam otworzy zamek. Cóż, to nie było trudne, biorąc pod uwagę jak stary był ten mechanizm. A co robię w twoim domu ? Jest możliwość, że ta odpowiedź Ci się nie spodoba. Jestem płatną zabójczynią i przyszłam tu, bo ktoś mnie wynajął. Myślę, że chciałbyś wiedzieć kto to, więc mogę Ci powiedzieć. Przecież nikomu tego nie powtórzysz. Pewien mężczyzna dowiedział się, że spałeś z jego dziewczyną. Gdybyś choć przez chwile pomyślał… A zresztą. Chodzi o to, że laska jest brzuchata, a on domyślił się, że to nie jest jego dziecko. Zrozumiałeś ? Więc chyba mu się to nie przypadło do gustu, skoro chce Cię zabić. Aha. Jeszcze jedno pytanie. Jaką masz grupę krwi ?

– A Rh + – Odpowiedział zaskoczony mężczyzna.

– O ! Mazzy się ucieszy – Mówiąc to wyjęła schowany pod poduszką pistolet – A szkoda. Podobałeś mi się…

Strzeliła. Tłumik wyciszył huk strzału. Trafiła w sam środek czoła. Dzięki temu serce jeszcze przez chwile biło. Wyjęła z plecaka pół litrowy pojemniczek na krew i podpięła go do żyły leżącego na podłodze człowieka. Gdyby się tylko zastanowił, z kim idzie do łóżka…

 

***

 

– Widziałaś może gdzieś Shirli ? – Spytała Shazi wchodząc do kuchni. Mazzy jadła właśnie śniadanie składające się z płatków śniadaniowych i mleka.

– Chyba jesce szpi – Odparła z pełnymi ustami.

– To czas ja obudzić. Niedługo przyjdzie Shanti. A zanim nasza śpiąca królewna się zbudzi, ogarnie i coś zje, minie troczę czasu. Ciekawa jestem co by zrobiła, gdyby zaspała i musiała się zebrać w 10 minut – dodała w zamyśleniu Shazi.

– Zabiłaby tego, kto ja obudził. Stwierdziłaby, że i tak nie zdąży, więc wszystko by olała i poszła spać. Nie mowie już o tym, że przez cały dzień miała by nastrój „bez kija nie podchodź.”

– Spoko. Idę ją obudzić.

Nie trzeba było długo czekać, by usłyszeć wrzask Shirli:

– Won z mojego pokoju! Ale już ! Wiesz która jest godzina !?

– Tak kochana. I właśnie dlatego Cię budzę – odparła spokojnie Shazi – Jest jedenasta trzydzieści dwa, O! Już jedenasta trzydzieści trzy. Przygotuje śniadanie. Za pół godziny widzimy się na dole. Zrozumiano ?

– Oj. No już dobrze. Wstaje – odparła obrażona Shirli.

Kiedy dziewczyny stanęły koło siebie w kuchni Mazzy zlustrowała je wzrokiem, zawsze zadziwiało ja, jak są odmienne. Choć obie miały błękitne oczy i blond włosy, to każda te atrybuty prezentowała inaczej. Shazi była straszliwie naturalna. Nie podkreślała niczym swojej urody. Nie spędzała godzin w łazience. Jej codzienna toaleta sprowadzała się do umycia się i przeczesania włosów. Nie musiała robić nic więcej. Była piękna. I wszyscy o tym wiedzieli. Shirli, choć też była ładna, to jednak nie aż tak, jak jej kuzynka. W jej kosmetyczne obowiązkowo znajdował się zestaw cieni po powiek w 12 kolorach, kredka do oczu, tusz do rzęs i błyszczyk (zazwyczaj o smaku malinowym). Jednak Shirli nie była tzw. „tapeciarą”. Używała kosmetyków bez zbędnej przesady, lubiła podkreślać piękno swoich dużych oczu i pełnych ust. Ich ubiory też się różniły. Starsza prawie o rok Shazi ubierała się wygodnie, lecz elegancko. Chodziła głównie w jeansach i dopasowanych bluzkach, który podkreślały jej szczupłą sylwetkę. Jej biżuteria była bardzo skromna i delikatna. Cieniutkie srebrne bransoletki, łańcuszki i kolczyki, które nie rzucały się w oczy. Jeśli porównać z nią Shirli, to nasuwał się pewien wniosek „Shirli była królowa kiczu”. Uwielbiała jaskrawe kolory i mini, które prawie niczego nie zasłaniały. Chciała prowokować. Udawało jej się to. Ciężko było przejść koło niej obojętnie i nie zwrócić na nią uwagi. Jej kościste nadgarstki zdobiły wielkie plastikowe bransolety.

Niedługo wróciła Shanti. Wrzuciła coś do lodówki i usiadła naprzeciw Shazi.

– Smacznego – Powiedział przybitym głosem – Dlaczego większość, naszych zleceń nosi kryptonim „ładny i młody” ? Dzisiaj aż krajało mi się serce, kiedy musiałam go zastrzelić.

– Kochana. Wiesz, że nie możesz tak do tego podchodzić. Za to nam płacą. Nie patrz na swój cel, jak na przystojnego faceta, z którym chętnie poszłabyś do łóżka.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Mazzy otworzyła. Gość przywitał się z nią i poszedł wprost do jej pokoju. Dziewczyna wchodząc za nim pokazała swoim współlokatorkom gest, który oznaczał coś co można zinterpretować jak „A niech któraś spróbuje mi przeszkadzać”. Shazi skończyła jeść i wszystkie trzy zmyły się do jej pokoju.

 

***

 

– Jestem Mazzy. Płatna zabójczyni i wampirzyca – Powiedziała spokojnie. Jej rozmówczyni odruchowo jedną ręką zakryła gardło, drugą złapała za wiszący na szyi krzyżyk. – Nie. Nie wgryzamy się w gardła, zresztą nawet nie mamy kłów. Krzyże, czosnek i osinowe kołki też nie działają. Nie sypiamy w trumnach. Słońce też nam nic nie robi. Tylko jedna rzecz jest prawdziwa. Pijamy krew. I znowu kolejne mity. Nie gonimy dziewic, ani biednych zwierzaków. Po prostu raz na jakiś czas pojawiamy się w Banku Krwi i grzecznie prosimy. Personel nas tam zna, więc nie ma żadnego problemu. Ależ Ci ludzie są głupi. Oddają krew w przekonaniu „Moja krew uratuje czyjeś życie”. Nawet nie wiedzą czyje życie ratują. Świeżą krew też pijamy. I w tym pomaga nam właśnie nasz zawód. No pomyśl. Po Twojej śmierci, po prostu upuszczę z Ciebie trochę krwi. Żadne niewinne stworzenie nie umrze. Tylko Ty. Ale na Ciebie mam zlecenie, więc prędzej, czy później i tak byś umarła.

Oczy siedzącej na podłodze dziewczyny rozszerzyły się w strachu. Jeszcze raz popatrzyła na wampirzyce. Wyglądała, jak najnormalniejsza dziewczyna. Wysoka, szczupła, ubrana w jeansy i czarną tunikę. Jej twarz była pospolita, tylko jej czarne jak węgiel oczy przykuwały uwagę. W tym momencie usłyszała huk. Poczuła zapach prochu i krwi. Po chwili rozrywający ból głowy przytępił wszystkie jej zmysły. Straciła świadomość. Już nie żyła, gdy jej głowa uderzyła o drewnianą podłogę. Mazzy podeszła do leżącej dziewczyny, opuściła jej trochę krwi. Wzięła spoczywającą na podłodze łuskę i wyskoczyła przez okno. Po chwili zniknęła w zmroku.

 

***

 

– Zastanawiacie się czasami, jak to się stało ? To, że teraz jesteśmy wampirami ? Wczoraj nad tym myślałam. Mam pustkę w głowie. Tak, jakby moje życie zaczęło się w dniu, kiedy się spotkałyśmy. Nie pamiętam przeszłości. Zupełnie, jakby ktoś ją wymazał, pozostawiając tylko dane „Shirli. Data urodzenia: 02.08.1991. zawód: płatny zabójca, wampir”. Ale ja nawet nie wiem, kiedy nauczyłam się strzelać; skąd Was znam, jak to się stało, że jesteśmy w tym domu razem.

– Shirli. Nie nakręcaj się. Żadna z nas tego nie wie. I chyba się tego nie dowiemy – Odparła w zamyśleniu Mazzy.

– A czemu nie ? – zdziwiła się Shanti. Poszukajmy.

Po południu Mazzy weszła do kuchni obładowana opasłymi tomiszczami. Jej ciemna bluzka wypłowiała pod pokrywającym ja kurzem. Wyłożyła książki na stół i powiedziała złośliwie:

– Hej Shanti. Zabierasz się do pracy ? Jak skończysz to zawołaj. – Jeszcze przez chwile stała w drzwiach. Uparcie wytrzepywała kurz ze swoich czarnych włosów. Na fioletowych pasemkach tańczyły promyki słońca. – Kurcze. Chyba nikt od dawna nie zaglądał do tych książek. No w sumie nie dziwota. To kroniki z 1991 roku. Mam nadzieję, ze coś znajdziesz. Miłej zabawy ! – Rzuciła przez plecy i wybiegła na pole.

-Dzięki. – Odparła zirytowana Shanti. Omiotła wzrokiem książki leżące przed nią na stole. – Kochana jesteś, że mi pomagasz. – Powiedziała sarkastycznie trochę sama do siebie.

-Oj. Przecież we dwie na pewno świetnie sobie porazimy Uwiniemy się raz, dwa. – Shirli nagle pojawiła się za plecami przyjaciółki. – Shazi też później przyjdzie nam pomóc. A jak Mazzy zobaczy, ze wszystkie pracujemy, to pewnie tez zmądrzeje i się dołączy. To co ? Zabieramy się do pracy ?

-Optymistyczna jak zawsze – Shanti skwitowała zachowanie przyjaciółki i sięgnęła po pierwszy tom.

Jak zapowiadała Shirli, już po godzinie przy kuchennym stole zebrały się wszystkie domowniczki. Wertowały zakurzone książki, przecierały oczy i popijały kawę. Ze stojącego w salonie gramofonu docierały stłumione dźwięki jazzu. Właśnie saksofonista miał zacząć swoją solówkę, kiedy niespodziewanie Mazzy uderzyła książką o stół.

-Tak się właśnie zastanawiam. Ile już nad tym ślęczymy ? A czy któraś z nas cokolwiek znalazła – Nie ! Więc może dajmy sobie z tym spokój. Nic tu nie znajdziemy.

-Mazzy. Wylajtuj. Zostało nam jeszcze trochę. Przepatrzymy to do końca i na pewno coś się znajdzie. Cierpliwości. – Shazi nie odrywała wzroku od stron leżącej przed nią koniki.

 

-To sobie przepatrujcie. Ja idę spać. Nie mam zamiaru tracić tu czasu. Miłej pracy.

Słychać było, jak wbiega po schodach i trzaska drzwiami do swojego pokoju. Shirli i Shanti spojrzały na siebie zdezorientowane i wybuchnęły gromkim śmiechem. Bez zastanowienia Shirli wstała i ostentacyjnie wyszła za drzwi przedrzeźniając swoja poprzedniczkę. Za chwile jednak wróciła. Stanęła nad stołem. Oparła dłonie o blat i najpoważniej jak tylko się dało, patrząc Shazi w oczy spytała :

-Myślisz, ze naprawdę cos znajdziemy ? Że z tych kronik dowiemy się jaka jest nasza przeszłość ?

-Musimy – Odpowiedziała stanowczo – nie odpuszczę. Będę szukać aż do skutku. COŚ muszę znaleźć.

***

-Mam ! Mam ! Znalazłam ! Mam ! – Shazi wpadła do kuchni wrzeszcząc w niebogłosy.

Rozpierała ja dziwna mieszanina dumy, szczęścia i … obawy, niezdecydowania. Tak jakby była rozdarta na dwie części. Jedna nich skakała z radości, druga wyglądała, jakby zaraz miała się popłakać. Dziewczyna w rozdygotanych rękach trzymała wycinek z gazety.

-Hm ? – Mazzy siedząca właśnie przed telewizorem skierowała swój wzrok na stojącą w drzwiach przyjaciółkę. Niedawno pofarbowała włosy na fioletowo tak, że jej blada twarz kontrastowała teraz z okalającymi ją jaskrawymi pazurkami. – wow. Popatrzcie. Shazi znalazła gazetę. Dobry piesek. A aportować umiesz ?

Shazi nie zareagowała. Zachowywała się, jakby nie usłyszała docinki swojej przyjaciółki. Po ostatniej kłótnie z dziewczynami postanowiła, że już nigdy nie da im powodu do śmiechu na jej temat. Była bardzo prosta metoda – Nie reagować na to co mówią, bo ty tylko je nakręca. Udawała wiec, że Mazzy nie istnieje. Skierowała się więc do pozostałych dziewczyn.

-Szczerze mówiąc, nie wiem co mam o tym myśleć. Same popatrzcie – Rzuciła na stół wycinek z gazety. Obie dziewczyny pochyliły się nad blatem. Shirli zaczęła czytać na głos.

 

OSTATNI ROCZEK

Dzień 6 stycznia był tragiczny dla rodziców z dziećmi – zwłaszcza te roczne pociechy nie miały zbyt dużo szczęścia. Doszło do trzech wypadków, z którym zginęło 11 osób – 7 dorosłych i 5 maluchów. O godzinie 11 na trasie Kęty– Bielsko-Biała zderzyły się ze sobą dwa samochody osobowe. Kierowca jednego z nich najprawdopodobniej zasnął za kierownicą. W obu samochodach łącznie znajdowało się trzech dorosłych i dwoje dzieci. Wszyscy umarli na miejscu. Zginęło łacznie3 dorosłych i dwoje dzieci.

Tegoż samego dnia w domu w Warszawie dwie przyjaciółki i ich mężowie zorganizowali spotkanie z okazji Świąt. Oprócz tych czterech dorosłych w domu znajdowało się też dwoje małych – prawie jednorocznych dzieci.

Dzień ten zakończył życie jeszcze jednego rocznego dziecka. Tym razem piecyk gazowy okazał się nieszczelny i dziecko zmarło we śnie. Rodzice spali w innym pokoju, wiec skończyło się tylko na lekkim zatruciu.

Fatum, pech, przeznaczenie ? Można by się spytać. A może po prostu zbieg okoliczności ?

Mazzy weszła do kuchni.

-Mamy się popłakać ? O to ci chodziło ? Przynosisz nam wycinek z gazety i gorączkujesz się przy tym, jak nie wiem co. Co jest takiego cudownego ? – Nie była zdenerwowana, czy zniecierpliwiona, po prostu dziwiło ja podniecenie przyjaciółki.

-Nic nie rozumiecie ? Przypatrzcie się dobrze. Mazzy, Twoje urodziny są 6 stycznia. To byłaś Ty i Shanti. Na przyjęciu w Warszawie – Ja i Shirli. Zgadzają się daty urodzenia. A tak poza tym. Mazzy. Jakie są Twoje najstarsze wspomnienia ? Z jakiego dnia – z Twoich urodzin. Dziewczyny. Pomyślcie. Wszystko się zgadza. To wygląda tak, jakbyśmy w tamtym dniu umarły… i obudziły się jako osiemnastolatki. – Dopiero teraz do dziewczyny dotarło, jak bardzo to, co mówi jest nieprawdopodobne. Jej mina zrzedła, oczy posmutniały. Pełny entuzjazmu dotychczas głos, stał się matowy, jakby wyprany z emocji. – Przepraszam, że zawracałam wam głowę. To tylko zwykły zbieg okoliczności.

Odwróciła się na pięcie i już chciała wyjść, gdy usłyszała za sobą rozdrażniony głos Mazzy :

-Co się z tobą, do cholery dzieje !? Jeszcze wczoraj z takim zapałem przeglądałaś stare archiwa, a teraz ? Rezygnujesz – Tak po prostu. Jesteś tchórzem – Słabym, niezdecydowanym dzieckiem, które, kiedy już ma porządny pomysł ucieka. Chcesz poznać przeszłość, czy nie ?

-Chce – usłyszała w odpowiedzi cichy, niezdecydowany głos.

-Więc do roboty. Daj ten artykuł – Wyszarpała z zaciśniętej w pięść dłoni koleżanki gazetę – Bo mamy mały problem. Kim jest to piąte dziecko ?

***

Spacerowały przez las. Szły ramię ramię, wszystkie cztery, przez jesienny zagajnik. Drzewa obsypane były różnokolorowymi liśćmi. Najwięcej było chyba tych czerwonych. Zachodzące słońce świeciło mocno, jak na środek listopada było bardzo ciepło. Liście przyjemnie szeleściły pod stopami, wiał lekki, ciepły, jesienny wiaterek. Dziewczyny pogrążone były w rozmowie na jakiś błahy temat, gdy nagle Mazzy spytała cicho:

-Czy mi się wydaje, czy jest już prawie ciemno i ochłodziło się ?

-Czemu jest taka dziwna mgła ? Przed chwilą jej jeszcze nie było – Stwierdziła z przekonaniem Shirli. Dziewczyny popatrzyły po sobie znaczącym wzrokiem. Już chciały zawrócić do domu, gdy Shanti zauważyła :

-Tam jest jaśniej. To chyba ta polana, gdzie wczoraj robiłyśmy piknik. – Wszystkie bez zastanowienia skierowały się w tamtą stronę. Wiedziały, że stamtąd łatwo dojdą do domu. Szybko znalazły się na okrągłej polanie, otoczonej wiekowymi dębami. Miejsce zazwyczaj tętniące życiem, dzisiaj było jakieś puste, jakby wszystkie żyjące stworzenia unikały go.

-Nie podoba mi się to – Powiedziała Shazi instynktownie odwracając się plecami do Shanti. Mazzy zrobiła to samo, ze stojącą obok Shirli. Dziewczyny stały w ten sposób, by żaden atak nie był zaskoczeniem. Osłaniały sobie nawzajem plecy w szczególnie przemyślany i dobrany sposób. Ustawiały się przeciwieństwami. Mazzy była nadzwyczaj silna, Shirli – szybka. Shanti i Shazi dobrały się na zasadzie używanej broni. Pierwsza preferuje walkę wręcz, druga – broń palną. Stały w gotowości zaledwie chwile, gdy nagle ciszę przeciął wysoki głos:

-To i tak nie zadziała. Nie na mnie. – Na środku polany stała wysoka postać. Tajemnicza kobieta miała karnacje białą, jak kartka papieru i krótkie, czerwone włosy, jak płomyki ognia. Rubinowa, muślinowa suknia opinała ciało i spływała delikatnie do ziemi. Jej bose stopy delikatnie spoczywały na trawie. Na wyciągniętej dłoni, uwieńczonej długimi, wypielęgnowanymi paznokciami, radośnie tańczył płomyk. Jego obraz odbijał się w szkarłatnych oczach kobiety. Tylko jedna rzecz zakłócała ten idealny obraz. Szkaradna blizna, zaczynająca się w kąciku ust, przecinająca cały prawy policzek i kończąca się pod uchem. – Uprzedzając Wasze pytanie. Nazywam się Falion, jestem Mrocznym Elfem, Magiem Płomienia. Wszystko jest jasne ? Wiec przejdźmy do dalszej części.

-Jasne, jak zęby w reklamie pasty do zębów – powiedziała pod nosem Mazzy. Pomimo tego, przytaknęła na znak zrozumienia.

-Bez zbędnego entuzjazmu – Kobieta zaśmiała się. Śmiech był wymuszony i brzmiał groźnie-Nie musicie się przedstawiać. Mazzy, Shirli, Shanti, Shazi. Znam was aż za dobrze. Sama Was stworzyłam.

Zapanowała cisza, nieprzerwana nawet najmniejszym szmerem. Dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i wlepiły wzrok w Falion. W głowie miały mętlik. Każda z osobna nie wiedziała, co ma myśleć o tym całym zdarzeniu. Kobieta była mroczna i tajemnicza. Uśmiechała się bezczelnie. Widocznie cieszyło ją, w jakie zakłopotanie wprowadziła rozmówczynie.

-Pewnie chciałybyście wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Proponuję, abyśmy udali się do mojego miasta. Opowiem Wam wszystko. Dziewczyny spojrzały po sobie. Żałowały, że nie mają przy sobie broni. Ale skąd mogły przypuszczać, ze przyda się w lesie. Posłusznie udały się za kobietą, czuły, ze sprzeciw nie ma sensu. Stawianie oporu na nic się nie zda. Kobieta była potężna. Czuło się to w powietrzu. Powoli szły przez las. Z każdym krokiem miejsce stawało się coraz bardziej tajemnicze. Co jakiś czas Falion podchodziła tanecznym krokiem do wiekowych drzew i przykładała do ich kory dłoń z płomieniem. Dało się wtedy słyszeć cichy syk, a gdy nagle odrywała rękę od chropowatej powierzchni, płomień tańczył jeszcze radośniej. Pnie rozstępowały się tworząc przejście. Grube konary pękały z trzaskiem, by po chwili wrócić do swojej naturalnej postaci. Były to swego rodzaju portale, czy teleporty. Przenosiły za każdym razem w miejsce jeszcze bardziej mroczne i tajemnicze. Po długiej wędrówce przez las, Falion otworzyła ostatnie drzewo. Wtedy to oczom wampirów ukazał się niesamowity widok.

Pagórki porastały cała przestrzeń przed nimi. Miejsce było swego rodzaju magiczne i tajemnicze. Gdzie by nie spojrzeć, majaczyły różnego rodzaju lampy. Wszystkie inne. W niektórych płonął ogień, w innych czyste światło, jeszcze inne jarzyły się dzięki uciekającej ku górze świecącej wodzie, jeszcze inne świeciły jasnym i dziwnym dymem, jakby cieniem.

-Każdy zestaw światła, to inna gildia. To miasto Magów. Ja jestem Magiem Ognia. Są też magowie Cienia, Wody i Światła.

Bardzo powili zaczęła przemierzać brukowane ulice miasta. Pełno było tu różnych budynków. Na każdym widniała piękna tablica, z nazwą Gildii. Najbardziej efektowne były siedziby Gildii Cienia. Kamienne budowle obleczone były dymem, ciemnym i mrocznym. Światło sączące się przez okna podobne było do mgły, białej jak mleko. Rośliny, zdobiące ogródek zamiast płatków miały różnokolorowe smugi powietrza. Czarownicy przechadzający się po uliczkach obleczeni byli w szare szaty. Materiał wydawał się lekki, niby muślin, a jednak rozmywał się, kiedy dłużej się mu przypatrzeć. Włosy postaci były czarne jak smoła, przewlekane nitkami czerwonymi, jak maki.

Doszły do pięknej, zielonej ławki wykonanej z różnego rodzaju pnączy i gałęzi. Wyglądała na tak krucha, jednak bez problemu utrzymała pięć siedzących na niej osób.

-Jak już mówiłam to ja Was stworzyłam. W dzień urodzin najstarszej z Was – popatrzyła znacząco na Mazzy – Przeniosłam Wasze ciała i umysły o osiemnaście lat w przód. Zajęłam się też tym, byście posiadły ważne dla mnie umiejętności. Mam na myśli strzelanie, czy otwieranie zamków. Moi przyjaciele z Gildii cienia zajęli się waszym wampiryzmem. Jesteście dużo lepszymi maszynami do zabijania, kiedy kieruje Wami głód krwi.

-Ale… Po co nas stworzyłaś ? – Spytała zdezorientowana Shirli.

-Bo chcę, abyście kogoś zabiły. Pewnego maga.

Kobieta wpatrywała się szkarłatnymi oczami w mocno świecący księżyc. Była pełnia.

Koniec

Komentarze

Bardzo proszę o opinie. 

Mazzy, zaimki (ci, ty, my, on, itd.) z dużej litery piszemy tylko na początku zdania. To drobiazg, ale warto sprawdzać, jak jest w normalnych książkach z zapisem i taki stosować. Ty generalnie stosujesz poprawny zapis, ale zdarzyło się zdanie: "Coś Ci się przypaliło." Poza tym opowiadanie jest niezłe, młodzieżowe, ale niezłe. Oczywiście pobrzmiewają w nim echa wszystkich wampirzych lektur, ale cóż - taka jest teraz moda. Jedna uwaga, co do dialogów. Staraj się budować je na konflikcie między bohaterami. Niech każdy chce czego innego i niech każdy ma swoją rację - wtedy to się zrobi bardziej ekscytujące. Pozdrawiam.

Dziękuję za komentarz. W przyszłości postaram się nie popełniać wytkniętych mi błędów.

 

 

jajaj. doczekałam się! miodzio jak dla mnie. :P

Nowa Fantastyka