- Opowiadanie: crev - Jesienne odwiedziny (część trzecia - ostatnia "Sąd")

Jesienne odwiedziny (część trzecia - ostatnia "Sąd")

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Jesienne odwiedziny (część trzecia - ostatnia "Sąd")

Część pierwsza: http://www.fantastyka.pl/4,3362.html

Część druga: http://www.fantastyka.pl/4,3826.html

Proszę o wypominanie błędów (najlepiej na konkretach – dzięki temu będę pisał lepiej, a przyda się)

 

----------------------------------------------------------

 

– Był starym człowiekiem, który łowił ryby…

Rozległo się pukanie do drzwi.

– Cholera, nawet człowiek nie może w spokoju poczytać książki

Odra wstał od drewnianego stołu odkładając lekturę. Chrząknął lekko, spoglądając przez wizjer w drzwiach. W szkle zobaczył tylko rude, nieco brudne włosy. Wiedział jednak, kim owy gość jest, znał ten odcień aż za dobrze.

Otwarł uśmiechając się lekko, kobieta powitała go ciepłym pocałunkiem i bez zbędnych wstępów, usiadła do stołu.

– Wejdź proszę

Odra zamknął drzwi, sprawdzając odruchowo czy ktoś ich nie obserwuje. Siadając przy stole, spojrzał na Ego, która właśnie w tym momencie, wyciągała coś zza kamizelki. Zanim mężczyzna zdążył usiąść, wyciągnięta przez kobietę butelka, stała już pewnie na środku stołu.

Odra popatrzył na nią, następnie na Ego i przez chwilę zawiesił się w myślach. Widać było, że coś go trapi. Ego siedziała w milczeniu wyjmując dwie, spore literatki. Kładąc je na stół przesunęła książkę na jego skraj. Odra westchnął.

– Masz?

Kobieta skinęła głową. Pierwsze mililitry żółtawej cieczy popłynęły przez gardła i ciepłem rozeszły się po ciałach. Kilka strzałów później, Ego zaczęła delikatnie seplenić. Kolejne kilka strzałów, doprowadziło do podobnego stanu także Odra, który z niewielkimi problemami utrzymania równowagi wstał.

– Zasłoń okna, przyniosę.

Kobieta skinęła głową. Po chwili, do siedzącej przy stole Ego dołączył Odra, niosąc ze sobą mały pakunek. Usiadł i po nalaniu sobie kolejnej literatki, zaczął rozpakowywać starą, poplamioną szmatę. Na stole, nad brudnym, podziurawionym kawałkiem nijakiego materiału, unosił się słodkawy zapach, na nim samym leżał srebrno-czarny kryształ, emanując delikatną łuną jasnego światła. Ego wyciągnęła zza kurtki podobnej jakości pakunek i położyła obok. Szybkim ruchem wyjęła z rękawa fiolkę z przeźroczystym płynem, który chwilę później wylądował w literatkach w wódką. Oboje wypili mieszankę krzywiąc się bardziej niż zazwyczaj.

Odra odwinął drugi pakunek w którym jak się okazało, znajdowała się fiolka z drobnym pyłem. Popatrzyli sobie w oczy, w widocznie niecierpliwy sposób podali ręce. Ego chwyciła pył w opuszki palców i nasypała go wprost na leżący nieopodal kryształ.

Pył zaczął wirować wokół minerału, wydając denerwujący dźwięk, podobny nieco do pisku mordowanego szczura. Szybko opadł przyklejając się do kamienia i roztapiając. Zaśmierdziało, zawrzało. Kryształ w mgnieniu oka zmalał do wielkości ziarnka piasku, po czym wyrzucił falę gorąca na odległość kilku metrów. Nadpalona książka upadła, nadpalony stół i krzesła przesunęły się nieco, nadpalone ciała Odra i Ego leżały na nadpalonej podłodze. Na stole, nie było nic, poza powoli znikającą poświatą jasnego światła.

W miejscu gdzie przed chwilą znajdowały się drzwi, rozrywając kawałek ściany stał teraz czarny, uszkodzony od uderzenia w budynek kabriolet. Z auta zwinnym ruchem wyskoczył mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze i ciemnych okularach. Popatrzył na ciała leżące przy stole, po czym zaklął soczyście. Osobnik zdjął okulary, spojrzał czarnymi oczyma na pomieszczenie, przetarł ciemną bródkę, po czym rozpłynął się, nie pozostawiając po sobie śladu.

 

----

 

W wielkiej zimnej i ciemnej grocie, której kamienne ściany porośnięte były zielonawym mchem a woda kapała z zwisających ze stropu stalaktytów, przemykały rozmazane sylwetki ludzi. Wszyscy bez wyjątku, nawet dostojnicy wydawali z siebie upiorne dźwięki. Widać było także, że przemykają unosząc się nieco nad ziemią, pozostawiając nogi w bezruchu, jakby wlekąc je za sobą. Ich sylwetki rozpływały się i pojawiały co chwila tłocząc się w jaskini i przeszkadzając sobie nawzajem.

– Chyba się udało. Wstawaj, mamy mało czasu!

Po chwili Ego doszła do siebie i powoli wstała, trzymając się za klatkę piersiową.

– Chodźmy.

Odra i Ego wyszli z pomieszczenia i idąc krętą, wąską ścieżką mijali ciemne, zemszałe drzewa. Nad ich głowami w zupełnej ciszy, przerywanej tylko skowytem dusz zmarłych ludzi, zatrzymanych po tej stronie rzeki, przemykały kruki i ciemne, kłębiaste chmury. Pod stopami wiły się węże i wędrowały wielkie śliskie robaki ocierając się o stopy podróżników. Było zimno. Nikt nie zwracał na nich uwagi, mimo, że jako jedyni posiadali w tej krainie, fizyczne ciało.

Przed ich oczyma pojawił się drewniany, lichy most. U jego drugiej strony coś się ruszało. Podchodząc do końca mostu oboje zauważyli, że drogę zastępuje im ogromy trzygłowy pies. Psisko pokazując zęby warczało głośno i szykowało się do ataku. Chwilę później jednak, leżało spokojnie z uszami i łbem położonymi tak nisko, że niżej znajdowała się tylko rzeka. Powodem nagłej zmiany nastawienia potwora był drobny pył, którym Ego i Odra potarli dłonie.

Gdy wędrowcy byli już daleko, na most wbiegł mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze i równo przystrzyżoną bródką. Jego jednak, wielkie psisko nie przepuściło i zmusiło do odwrotu. Mężczyzna spoglądając za most rozpłynął się niczym mgła.

Kilka godzin później do lichego, drewnianego mostu podbiegała dwójka zmęczonych podróżników. Ruda kobieta i niski mężczyzna w czapce z piórem, tak jak uprzednio natarli dłonie pyłem i przebiegli po moście na drugą stronę rzeki. Tym razem jednak, Odra trzymał w ręku małą szkatułkę.

 

----

 

Pośród ciemnego, gęstego boru, na białych głazach siedziała dwójka osób, niecierpliwie i nerwowo spoglądając wokoło. Deszcz lał rzęsiście a rozbłyski piorunów uderzały nieopodal, jakby szukając miejsca gdzie schronili się podróżnicy. Oni jednak czekali, na zmianę przełykając ślinę i ocierając z czoła zarówno zimny deszcz, jak i pojawiający się, mimo pogody pot.

– Zgotujemy mu małą niespodziankę. O ile oczywiście – zawiesiła na chwilę głos – wcześniej nie dopadnie nas ten drugi.

Nagle coś pojawiło się w krzakach a kilka koron drzew spłonęło, mimo braku uderzeń w tym miejscu pioruna.

– Który to?

Odra i Ego wstali z kamieni i odwrócili się ku palącym się drzewom. Dwa jasne światełka na wysokości rosłego człowieka pojawiły się i zniknęły parokrotnie za krzakami.

– Czeka. My także poczekajmy.

Deszcz ustał, burza minęła a ciemne chmury rozwiał wiejący od zachodu wiatr. Odra zostawiając pakunek w rękach rudowłosej kompanki, ruszył w stronę, gdzie wcześniej widział owe dwa światła. Szybko zniknął w leśnej ścieżce. Ego czekała, co chwila spoglądając na pakunek i sprawdzając czy aby na pewno ma go w rękach, czy aby na pewno nikogo nie ma w pobliżu.

Zaczęło zmierzchać. Zza krzaków wyłonił się wyraźnie odprężony mężczyzna w czapce z piórem. Za nim natomiast szedł, a właściwie unosił się nad ziemią człekopodobny twór, zmora uzbrojona w sześć sporych skrzydeł i srebrną zbroję przedzierającą się spomiędzy nich.

Oboje dotarli do dwóch kamieni i siedzącej pomiędzy nimi Ego. Ta szybko zeskoczyła, przyklękła na jedno kolano i opuszczając głowę podała pakunek w ręce stwora.

– Bądź pozdrowiony.

– Nie przesadzaj przyjaciółko, wstań proszę. O widzisz, od razu lepiej, niech ci się przyjże, dawno się nie widzieliśmy prawda?

– Prawda. Ile to już będzie rok, dwa? – uśmiechnęła się lekko.

– Kto by tam liczył.

Dopiero teraz potwór rozpostarł dwoje skrzydeł, zakrywających mu wcześniej twarz. Ego cofnęła się nieco zobaczywszy coś, co kiedyś było pięknym obliczem najważniejszego z aniołów. Zamiast niego, widziała resztki ust, podrapane, świecące się ślepia i bliznę, pamiątkę po skalpie.

– Pali mnie żuraw.

– Mnie także. Zbliża się.

Kiedy potwór otwierał usta aby przemówić, zza jego pleców wyłonił się mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze.

– Witajcie.

Mężczyzna podszedł pewnie do Odra, przyjrzał się Ego i popatrzył na stwora ze skrzydłami.

– Witaj Serafinie

– Witaj. Mam jednak dla ciebie, niewesołą wiadomość, wszystko już przygotowane. Artefakty, immunitety, korona i owoc właśnie trzymam w rękach. Nic już nie zdziałacie, to koniec.

– Zapominasz – powiedział mężczyzna wyciągając półmetrowy świecący się miecz, że to moje królestwo. Tutaj, nic ci po twoich przywilejach. Powiedz więc drogi bracie, dlaczego miałbym pozwolić wam na ukończenie waszej zdrady?

– Zdrady! Chyba kpisz! To on nas zdradził, nas wszystkich, ciebie zresztą też!

– Uczynił mnie człowiekiem!

– Tak, a kto wcześniej zrobił z ciebie zwierze!? Kto skazał cię, na pilnowanie tego miejsca? Kto zesłał w otchłań i nakazał dręczenie ludzi? Kto w końcu zesłał cię wśród nich, obdarował życiem a później go pozbawił, wieszając na drewnianym krzyżu!? Powiedz mi więc, kto tutaj jest oszustem i zdrajcą? W końcu powiedz, dlaczego miałbyś nam przeszkadzać, skoro ty dałeś więcej niż mogłeś, a co za to otrzymałeś? Poświęciłeś siebie a w zamian… dostałeś… to.

Serafin skinął na mężczyznę, jakby wykpiwał jego wygląd. Ten myślał przez chwilę, po czym wbił w ziemie swój miecz i odwrócił się kierując w stronę leśnej ścieżki.

– Oby się wam udało…

Mężczyzna nie dokończył. Odszedł pozostawiając dwoje ludzi i anioła na środku polany. Pośród nich, stał wbity w ziemię pięknie zdobiony miecz. Serafin chwycił go w dłoń. Po chwili las zamienił się w rajski ogród. Nad głowami przepływały cicho chmury, pod stopami rosła zielona trawa, usiana setkami kwiatów. Obok kwitły piękne drzewa i krzewy a w miejscu gdzie wcześniej znajdowały się kamienie, pojawiły się nagle dwa ogromne konary, splecione z sobą niczym para kochanków. Jeden z nich o jasnej korze i jasno zielonych listkach pozbawiony był zupełnie owoców. Drugi natomiast ciemny i przysadzisty uginał się pod ich ciężarem.

– Tak to będzie wyglądało – powiedział anioł, po czym rozpłynął się jak mgła. Chwilę później rozpłynęli się także Odra i Ego.

 

----

 

W ogromnej sali, której drewniane ściany sięgały wysoko nad chmury, stał spory drewniany stół. Okrągły mebel znajdował się pośrodku pomieszczenia i wraz z odsuniętymi dziesięcioma krzesłami z których jedno było szczególnie wysokie, czekał na gości. Delikatna mgła owiewała zarówno skąpe wyposażenie sali jak i ukrywała strop pomieszczenia. Wielkie drewniane i ciężkie drzwi otwarły się powoli, skrzypiąc głośno. Z ciemności jaka panowała poza nimi, wyłaniać się zaczęła niewyraźna ludzka sylwetka. Sylwetka okazała się kobietą, skąpo ubraną w przepaski z liści. Usiadła bez słowa czekając na kolejnych gości. Ci natomiast dołączali powoli acz pewnie i z widoczną ulgą wchodząc do pomieszczenia. Kilka chwil później, gdy dziewięć z dziesięciu krzeseł było już zajętych, oczy zgromadzonych skierowane zostały w stronę słyszalnych już kroków. Jako ostatni do pomieszczenia wszedł Serafin, rozpościerając szeroko skrzydła i ukazując swe szpetne oblicze.

– Usiądźcie proszę was.

Serafin popatrzył na zgromadzonych swymi świecącymi się oczyma po czym położył na stół szkatułkę.

– Od lewej. Odra.

Z lewej strony Serafina siedział Odra, który w momencie, gdy anioł dał znak, wyciągnął kawałek metalu o kształcie prostokąta i położył przed siebie.

– Odra Des Rabies, syn Warrina Des Rabies, urodzony w roku sto czterdziestym czwartym. Immunitet zdobyty w roku tysiąc czterysta dwudziestym po dwunastu podejściach. Stu czterdziestu czterech sprawiedliwych odzyskanych i poświęconych w imię naszej sprawy.

Odra usiadł, wstała natomiast kobieta w rudych włosach siedząca kolejno jako druga. Zarzuciła włosami, po czym położyła swój kawałek metalu na stole obok.

– Ego Syphlos Allofon, córka Mitry z Burtolu, urodzona w roku osiemsetnym. Immunitet zdobyty w roku tysiąc czterysta dwudziestym po jedenastu podejściach. Stu czterdziestu czterech sprawiedliwych odzyskanych i poświęconych w imię naszej sprawy.

– Philippo Bruno, syn Giovanniego Bruno, urodzony w roku…

Ostatnim który wstał, choć wcale nie musiał, bo wszyscy doskonale wiedzieli kim owy osobnik jest, był anioł.

– Serafin Płomiennooki, Wysłannik, Strażnik i Obserwatow, Ten który sądzi i nie może być osądzony…

– I ten – przerwał mu wchodzący przez wrota mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze – który zdradza, aby zdobyć tron.

Wszyscy milczeli przez chwilę. Dopiero gdy anioł podał dłoń podchodzącemu do stołu mężczyźnie, odetchnęli z ulgą. Wszyscy jednak czuli nieznośne pieczenie skóry w miejscach, gdzie wytatuowane mieli znaki żurawia.

Elegant pstryknął palcami i usiadł na pojawiającym się właśnie krześle.

– Zatem jeśli się dołączasz, niech stanie się to formalnością – przedstaw się.

Phi – parsknął – niech będzie.

– Joszue Jehoszua, Ten który siedzi po prawicy i ten który jest – zawiesił głos – był prawicą. Ten, który nazywany był Synem Ojca Swego i Jego Przeciwieństwo – Satan, Ten, który w mękach pokutuje i Ten, który sam wymierzy sobie karę. Ten który, poświęcił ciało i duszę dla dobra ludzi…

– I ten – tym razem to Serafin przerwał – który został zdradzony

Kobieta ubrana w liście przełknęła ślinę.

– My się chyba znamy – skrzywiła się.

– A jakże. Pamiętasz mnie jeszcze? Wspólnie z Adamem rozpoczęliście to, co dziś się zakończy – uśmiechnął się.

– Bez złośliwości, zaczynajmy.

Serafin położył na stole szkatułkę. Otwierał powoli, po czym w momencie, gdy łuna światła oczyściła pomieszczenie z mgły wyciągnął z niej duże, czerwone jabłko.

– Jam jest owoc, który wypełni przeznaczenie nasze, Owoc poznania dobra i zła…

Serafin ugryzł pierwszy i podał owoc mężczyźnie w garniturze.

– Bracie…

Gdy owoc obiegł cały stół, a w jego ogryzka wróciła do szkatuły, Serafin sięgnął po coś głębiej. W momencie gdy wyciągał rękę rozległy się przeraźliwe krzyki. Wkrótce potem dołączyły do nich jęki, przekleństwa i skowyt. Gdy niewielka korona z cierni była już poza szkatułą, hałas stawał się nie do zniesienia. Wszyscy zakrywali uszy, spoglądając mimo to, na nakładającego ją sobie na głowę anioła. Gdy tylko cierń przebiła skórę na głowie Serafina, wszyscy padli na ziemię. Wszyscy, poza tym, który sam wymierzy sobie karę. Mężczyzna podszedł do Serafina, wyciągnął zza jego pasa świecący się miecz, po czym każdemu z leżących przy stole przybyszów zafundował cios w serce. Ostatnim, który powitał ostrze w swoim ciele, był on sam.

 

----

 

W miejscu gdzie mimo braku podłogi nikt nie spadał w dół, na wielkim białym tronie siedział staruszek z drewnianą laską. Rękę miał przystawioną do czoła i nucił coś pod nosem. U jego stóp oraz za plecami krzątały się setki aniołów. Gdy starzec usłyszał kroki nadchodzącego Serafina, podniósł głowę.

– Co cię sprowadza?

– Co mnie sprowadza? Chyba kpisz! Za mojego brata, za mnie, za Sodommę i Gommorę, za starych Bogów, za ludzkość, za potop i za Jerycho, za niewinne dzieci…

– Niewinne dzieci powiadasz – starzec wstał i uderzył laską w niewidoczną posadzkę, przerywając monolog anioła. Chordy ludzkich dusz zebrały się wokoło spoglądając na to, co dzieje się przed tronem – niewinne dzieci powiadasz. Nie sądzisz, że nie masz szans?

Serafin odsłonił pas, u którego zwisał świecący się miecz. Odsłonił brzuch, na którym wytatuowany został wielki żuraw.

Starzec chwycił laskę i zaatakował anioła. Chciał uderzyć w głowę ale ten, wykonując zręczny obrót uniknął uderzenia znajdując się za plecami mężczyzny. Zanim jednak zdążył wymierzyć cios, laska przemknęła przed jego oczami, podpalając powietrze ogniem. Zbroja ciążyła aniołowi a starzec, mimo wielu zmarszczek, kpił z grawitacji. Kolejny cios wymierzony w kostkę na chwile wyrwał ze skupienia anioła i przewrócił go na plecy. Starzec zamachną się, walił w łeb, wióry leciały na boki a błyskawiczne uderzenia ledwie bronione przez świecący się miecz ogłuszały ich oboje. Powietrze dookoła płonęło, dusze wirowały nieopodal, wyjąc wrednie. Jęki i magiczna bariera oddzielająca walczących od martwych, zdawały się wzmacniać. Serafinowi udało się wyprowadzić znakomity cios rękojeścią w plecy starca. Ten zataczając się i zbliżając do bariery, widząc spleśniałe, sztywne dłonie dusz, chcące go pochwycić zniknął i pojawił się tuż przed Serafinem. W końcu mężczyzna waląc laską anioła w krocze uzyskał przewagę, chwycił drewno w połowie i cisną je w gardło Serafina, blacha wygięła się i uszkodziła ciało. Anioł krztusząc się i zalewając krwią padł na kolana. Resztkami sił podniósł miecz, po czym poderżnął sobie gardło. Gdy tylko to uczynił, padł na szpetną twarz i rozpłynął się jak mgła. Za plecami starca pojawił się mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze. Szybkim ciosem miecza przebił plecy starca i pozbawił go życia.

– Witaj ojcze, kope lat. Et dimitte nobis debita nostra, sicut et nos dimittimus debitoribus nostris.

Starzec padł na kolana a następnie upadł na twarz. Z jego ciała zaczęły wyciekać rozmazane ludzko podobne kształty – dusze zmarłych. Nie byli to jednak zwykli ludzie, ale starzy Bogowie, Joszue zdążył rozpoznać dwóch, reszty nie zobaczył, wiedział, że nie może jeszcze pozwolić sobie na zwłokę, czasu było niewiele. Wyciągnął miecz po czym kolejny raz rozpłynął się niczym mgła.

 

----

 

W wielkim drewnianym pomieszczeniu wstało z podłogi jedenaście ciał. Wszyscy udali się szybko i bez słowa w stronę wielkich drewnianych drzwi.

 

----

 

 

Stary, mroczny las, zaczął powoli odżywać. Zemszałe drzewa pokryły się odżywczą rosą a na gałęziach pojawiły się różnokolorowe pąki. Na środku lasu, ogrodu właściwie, stało jedenaście osób. Jedna z nich podeszła do splecionych ze sobą drzew i mieczem przebiła ich pnie. Z konarów popłynęła krew, mieszając się ze sobą i nawadniając pobliskie rośliny.

– Wiele lat temu – zaczął Serafin – wasz, jak go nazywacie Ojciec, wypędził was z raju. Dzisiaj przywracam wam to miejsce w nadziei, że wykorzystacie je tak, jak powinno być wykorzystywane od tysięcy lat.

Koniec
Nowa Fantastyka