
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Dobra, koniec z szortami. Wrzucam ostatniego i zmykam męczyć opki. Tekst wg mnie najlepszy z mego skromnego dorobku, ale…
***
Z żalem wysypałem na ziemię całą zawartość plecaka. Przykrywszy wszystko liśćmi palmowymi, wypchałem główną komorę trawą oraz szmatami. Ostrożnie włożyłem do środka leżący obok pojemnik i wstałem. Bambo siedział tak, jak go zostawiłem – plecami oparty o pień, bezustannie wpatrujący się we mnie czarnymi oczyma. Śledził każdy mój ruch: kiedy sprawdzałem szybkość nurtu, pakowałem zasobnik czy przywiązywałem do plecaka nieodłącznego SCAR-a. Milczał, dopóki nie wziąłem szerokiego zamachu i nie cisnąłem ładunku na drugą stronę rzeki.
– Gdybym był tobą, to bym mnie zostawił – stwierdził czarny tubalnym głosem. Nie miałem ochoty na rozmowę. Pot spływał po mnie strumieniami, setki owadów cięły bez przerwy, a głód doskwierał coraz bardziej.
– Już to przerabialiśmy, Bambo – wysapałem. – Nie zostawię cię.
– Dlaczego? – zapytał. Zacisnąłem pięści. – Gdybym był tobą…
-…zrobiłbyś to samo. O wszystkim co robimy decydują geny, Bambo, geny. – po tych słowach zamilkł na moment.
– My nie wierzymy w żadne Geny. Z tą nogą tylko ci przeszkadzam.
– Jeśli cię zostawię to na pewno zdechniesz w tej dziczy. – odparłem, rozglądając się jednocześnie za wystarczająco grubą lianą.
– Czy to nie śmieszne? – zapytał. – Masz w plecaku śmierć przez zarazę, a ratujesz życie obcemu?
– Och, shut up! – żachnąłem się. Wybrałem pnącze i chwilę później stałem już na drugim brzegu, szybkimi ruchami przyciągając do siebie Murzyna. Razem odnaleźliśmy w trawie plecak, od którego od razu odwiązałem mój nieodłączny karabin. Mieliśmy już ruszać, kiedy zatrzymał mnie jednym słowem.
– Bobok. – wyszeptał. Broń powędrowała w górę, muszka, szczerbinka, kolba na ramieniu.
– Gdzie?
– Tam.
– Nie widzę!
– Nie zobaczysz. – Znów szeptał, a ja rozglądałem się dookoła w poszukiwaniu celu. – Skradały się za nami już od jakiegoś czasu.
– Od kiedy?
– Od wioski. Liczyłem, że uciekniesz, ale ze mną… A teraz nas otoczyły.
– Gdzie są?
– Z tyłu, w rzece, wszędzie. – Wzruszył ramionami. – A ten przed nami jest bardzo szeroki, nawet ty nie pobiegniesz wystarczająco szybko.
– Pokaż mi go – zażądałem. "Największy sukces boboków – mówił major – to przekonanie ludzi o własnym nieistnieniu.".
– Przypatrz się – odszepnął. Skupiłem wzrok, przeczesując okolicę i wtedy… Nie, to nie możliwe. A jednak… a jednak zdawało mi się, że go zauważyłem. O! Tu, w lianie, w cieniu drzewa, w trawie, rozpięty pomiędzy pniami i ściśnięty w pojedynczym liściu, nieuchwytny, a wszechobecny.
– Bobok – stwierdziłem zatrwożony. – Co teraz? – Odwróciłem się do Bambo. Znowu wzruszył ramionami.
– Nie wiem, nikt nie wie, co się dzieje kiedy… – Nie dokończył. – Możemy się przebić, ale musimy szybko…
– Przebić! Chodź, dalej! – Przytrzymałem go, poczekałem aż zawiąże na głowie mokrą chustę i ruszyliśmy.
Z początku biegiem prosto jak najszybciej byleby dalej szłonam dobrzebardzo dobrze oonopierałsię manmie alejaz kaażdym korokiem czółemsię jakby lżjeji łatwiwje zuprełnie jakbymy leciał nie leciał a ulatywał bardziej i byłobybyło mi trakdobrzee boboboboknieważyi wysztkokonieważne botaklekoo jkaknhel jakiśmiękko. ialewtedy naagagle sie potrkonłem i niewiemniewiem ale cieżkonagle potykamsię alemnieprzytrzymał i robiło sie coraz cieżej noga bolała ale się na nim oparłem dwa kroki i jeszcze krok i i już staliśmy po drugiej stronie.
Osunąłem się pod drzewo z nogą pulsującą tępym bólem. Zdjąłem chustę.
Podniosłem wzrok i spojrzałem sobie w oczy. Uśmiechałem się. Poprawiwszy karabin, odwróciłem się i ruszyłem przez las.
Zostawiając mnie za plecami.
KOŃ EC
pozwoliłem sobie zarzucić nim jeszcze na ZWO.
Oczywiście zachęcam do próby interpretacji. Z tego co wiem, nie każdemu się udało tekst zrozumieć ;)
Już gdzieś to czytałam...:)
Akurat należę do tych, co niezrozumieli, więc od oceny się powstrzymam. Niemniej będę śledzić wątek. Może być ciekawie:)
Pozdrawiam
Ano, wybaczcie, ale nie mogłem się powstrzymać ;)
A czytelników tutaj najwięcej i jestem ciekaw interpretacji.
Ja też nie zrozumiałem. Trochę skojarzyło mi się z "Alicją po drugiej stronie lustra". Możliwe też, że bohater wydostał się z jakiegoś programu lub gry? Ale interesujące, nie powiem. Podobało mi się, mam nadzieję, że za jakiś czas wyjaśnisz tajemnicę:)? Pozdrawiam
Mastiff
Wątpię, żeby ten tekst dało się zinterpretować odnajdując w nim zamysł autora, bo jest bardzo hermetyczny. Bambo, Bobok (to nawiązanie do Dostojewskiego?), dżungla. To już wolę rebusy ;)
Szortów w tej edycji nie komentowałam, to Ci napiszę parę słów + interpretację ;)
Po pierwsze, zabrakło mi w końcówce powiedzenia, co się stało z plecakiem, w którym był zasobnik (z jakimiś wirusami(?) powodującymi zarazę). Bohater-biały bardzo się o ten zasobnik troszczył. Albo ta zawartość jest ważna (i wyjaśniamy) albo jest nieważna (i nie skupiamy się wtedy na podkreślaniu, że w plecaku miał śmierć i wyrzucił wszystko a zasobnik zachował). To co się stało imo jest dość łatwe do interpretacji - biały i Bambo przebiegli przez tajemniczego boboka i "po drugiej stronie" zamienili się ciałami. Biały z chorą nogą został pod drzewem i prawdopodobnie umrze, Bambo zaś udowadnia, że ciało to nie tylko geny, bo w nowym ciele faktycznie go zostawia, tak jak zapowiedział na początku "gdybym był tobą to bym mnie zostawił" i jeszcze zabiera karabin.
Brakuje mi też stwierdzenia, czy nowy Bambo wrócił z powrotem do wioski, czy poszedł dalej - z końcówki to nie wynika.
Tekst ciekawy, lubię takie, gdzie trzeba rozgryźć o co chodzi :)
pzdr.,
Bella.
Fajowy tekst, lubię takie :)
Zaczyna się jak u Cizi Zyke (uwielbiam) a potem element fantastyki i bum, zakończenie otwarte.
Fajny myk na opisanie przechodzenia przez baboka.
Jakbym mogła dawać oceny, o bym dała 6, ale nie nastukałam jeszcze dość tekstów :D
O, to miło, że komuś się spodobało.
Kto wie, może coś jeszcze ze mnie będzie ;)
Ja niewiem o co chodzi z tym poplątanym tekstem prawie pod końcem;/
Jeden z moich ulubionych wątków ;] Film można by nakręcić na tej podstawie.
Wejście z zaskoczenia, a później nie do końca wyjaśnione wszechobecne coś, zwane bobokiem, po czym przemiana dość zrozumiała, podkreślona zlewającymi się literami. Jak zauważyła Bellatrix - pojawia się pytanie, co się stało ze śmiercionośnym zasobnikiem w plecaku?
Heh, no to jest mój spory błąd. Na początku był pomysł na Coś i dwóch ludzi przez to Coś przejeżdżających. Potem wymyśliłem zamianę ciał i stanąłem przed zagadką - jak zmusić dwóch gości do przejścia przez boboka w miarę ciekawy sposób. No i tak na potrzeby szorta wymyśliłem sobie całą historyjkę amerykańskiego oddziału sił specjalnych lądującego w Afryce. Ulega on rozproszeniu (ew. giną wszyscy oprócz gł. bohatera), ale bohaterowi udaje się zabezpieczyć pojemnik z wirusem, co było jego pierwotnym celem. Jednak po ucieczce z wioski znajduje on murzyna postrzelonego w nogę i zabiera ze sobą, zdecydowany doprowadzić go do punktu ewakuacyjnego :D Murzyn ten po znalezieniu się w ciele żołnierza zostawia go i rusza samotnie do punktu zbiórki z postanowieniem wydostania się z Afryki.
Nie jest to odkrywcze czy ciekawe ale... i tak się w tekście znaleźć nie miało.