- Opowiadanie: andyk77 - Oferta

Oferta

Au­to­rze! To opo­wia­da­nie ma sta­tus ar­chi­wal­ne­go tek­stu ze sta­rej stro­ny. Aby przy­wró­cić go do głów­ne­go spisu, wy­star­czy do­ko­nać edy­cji. Do tego czasu moż­li­wość ko­men­to­wa­nia bę­dzie wy­łą­czo­na.

Oceny

Oferta

– Ja jesz­cze zo­sta­nę – po­wie­dzia­łem do wy­cho­dzą­ce­go z biura Krzysz­to­fa. – Mam tro­chę ro­bo­ty.

– Dobra, jak chcesz – wzru­szył ra­mio­na­mi. – Za­mknij tylko po­rząd­nie drzwi. Chyba nie chcesz, żeby do­padł cię mor­der­ca sta­ru­szek?

Uśmiech­ną­łem się. Czego miał­by tu szu­kać mor­der­ca sta­ru­szek? Fakt, nasze biuro mie­ści­ło się w sta­rej ka­mie­ni­cy, ale wszyst­kie sta­rusz­ki miesz­ka­ły niżej. Gdy­bym był mor­der­cą sta­ru­szek, nie chcia­ło­by mi się wcho­dzić na trze­cie pię­tro.

Jed­nak wsta­łem i za­mkną­łem drzwi za wy­cho­dzą­cym Krzysz­to­fem. Na wszel­ki wy­pa­dek gdyby za­miast mor­der­cy sta­ru­szek miał przyjść biu­ro­wy gwał­ci­ciel. Co in­ne­go gwał­ci­ciel­ka, ale one pra­co­wa­ły w innej dziel­ni­cy.

Wró­ci­łem do kom­pu­te­ra. Pracy tak na­praw­dę nie mia­łem dużo, w za­sa­dzie nic, czego nie mógł­bym zro­bić na­stęp­ne­go dnia, ale nie chcia­łem mówić Krzysz­to­fo­wi, że w rze­czy­wi­sto­ści ocze­ku­ję waż­ne­go maila i być może eks­tra zle­ce­nia. Pry­wat­ne­go oczy­wi­ście. Miało to być coś nie­ty­po­we­go ale lu­bi­łem wy­zwa­nia.

Cze­ka­nie prze­dłu­ża­ło się, czas wlókł się nie­mi­ło­sier­nie. Z nudów przej­rza­łem chyba cały in­ter­net. Do­sze­dłem nawet do ostat­niej stro­ny, na któ­rej znaj­do­wał się napis gło­szą­cy, że jest to ostat­nia stro­na w in­ter­ne­cie i wię­cej nie ma już nic i tak w ogóle to naj­le­piej, żebym już wy­łą­czył kom­pu­ter.

Kom­pu­te­ra nie wy­łą­czy­łem a kli­ka­nie co kil­ka­na­ście se­kund w przy­cisk od­bie­ra­ją­cy pocz­tę nic nie da­wa­ło. Do­cho­dzi­ła pół­noc. Go­dzi­na du­chów jak ma­wia­ją nie­któ­rzy.

Nie wie­rzy­łem w duchy. Wciąż nie wie­rzę. Ale wtedy, do­kład­nie o pół­no­cy na­szły mnie wąt­pli­wo­ści, zwłasz­cza gdy nagle, nie­spo­dzie­wa­nie po­ja­wi­ło się przede mną trzech ele­ganc­ko ubra­nych męż­czyzn. Po­dob­nych do sie­bie jak dwie a ra­czej trzy kro­ple wody. Mieli nawet takie same, ciem­ne oku­la­ry i czar­ne gar­ni­tu­ry. Sko­ja­rzy­li mi się z trze­ma agen­ta­mi Smith.

Z pew­no­ścią nie wy­glą­da­li ani na mor­der­ców sta­ru­szek ani na biu­ro­wych gwał­ci­cie­li… cho­ciaż co do tego w środ­ku to nie byłem pe­wien. Miał taką dziw­ną minę.

– Słu­cham panów? – na wszel­ki wy­pa­dek sta­ra­łem się być miły. A nuż to jacyś klien­ci? Dla ta­kich każda pora jest dobra do za­ła­twia­nia in­te­re­sów.

– Pan Artur S? – spy­tał ten w środ­ku. Sko­ja­rze­nie z biu­ro­wym gwał­ci­cie­lem na­si­li­ło się. Pil­no­wa­łem więc, żeby mój tył znaj­do­wał się moż­li­wie da­le­ko od niego.

– Tak.

– Je­ste­śmy agen­ci Hash, Flash i Slash – przed­sta­wił sie­bie i ko­le­gów (braci?). Agen­ci… A więc mia­łem rację. Jeśli to były ich imio­na to mógł­bym się za­ło­żyć, że na na­zwi­sko mieli Smith.

– Ma­trix? – wy­rwa­ło mi się.

– Co ma­trix? – nie ro­zu­miał Slash. A może tylko uda­wał, że nie ro­zu­miał.

– Nie… nic… nie ważne – mruk­ną­łem.

– Re­pre­zen­tu­je­my firmę HFiS co. Wy­lo­so­wał pan w na­szej lo­te­rii ty­go­dnio­wą wy­ciecz­kę do Raju i oko­lic.

Hmm… Wy­lo­so­wa­ny? Skąd mieli moje dane? Cho­le­ra, tą całą usta­wę o ochro­nie da­nych oso­bo­wych o kant dupy można po­tłuc. Pew­nie to ko­lej­na firma han­dlo­wa. Wy­grał pan wy­ciecz­kę, ale wcze­śniej musi pan na­ku­pić bubli za 2000 euro. A na­iw­ni lu­dzie na­bie­ra­li się na to.

– Ni­cze­go od was nie kupię, nie je­stem za­in­te­re­so­wa­ny – po­wie­dzia­łem twar­do. Cóż, trud­no udaje się twar­dzie­la nie będąc nim, ale mia­łem na­dzie­ję, że tego nie za­uwa­żą.

Za­uwa­ży­li.

– Ależ my ni­cze­go nie chce­my panu sprze­dać – od­parł Hash by­naj­mniej nie znie­chę­co­ny moją ne­ga­tyw­ną po­sta­wą. – Skąd panu to przy­szło do głowy?

– Nasza ofer­ta jest cał­kiem dar­mo­wa – dodał Flash.

I zaraz już mó­wi­li jeden przed dru­gie­go ma­cha­jąc rę­ka­mi i przy­tu­pu­jąc:

– No może nie zu­peł­nie…

– …ale jest bar­dzo atrak­cyj­na…

– …re­we­la­cyj­na…

– …ko­rzyst­na…

– …nie­po­wta­rzal­na…

– …je­dy­na w swoim ro­dza­ju…

– …jest pan jed­nym z nie­licz­nych szczę­śliw­ców…

– …wy­brań­cem…

– …do ni­cze­go pana nie zmu­sza­my…

– …pan sam po­dej­mu­je de­cy­zję…

– …ale to na­praw­dę oka­zja…

– …i po­wi­nien pan sko­rzy­stać…

– …ży­cio­wa szan­sa…

– …drugi raz się nie po­wtó­rzy…

– …to super po­dróż…

– …wy­ciecz­ka…

– …głu­po­tą by­ło­by od­mó­wić…

– …zre­zy­gno­wać…

– …nie sko­rzy­stać…

– STOP! STOP! STOP! – krzyk­ną­łem. Za­czął mi się robić mę­tlik. – O CO CHO­DZI? Jaka wy­ciecz­ka? Gdzie? Po co? Za ile?

– O wy­ciecz­kę. Do Raju i oko­lic. Na od­po­czy­nek i zwie­dza­nie. Za duszę – od­po­wie­dział po kolei na moje py­ta­nia Hash.

– Za duszę? Więc to o to cho­dzi? Nie je­stem za­in­te­re­so­wa­ny.

– Ależ jest pan – uśmiech­nął się pro­mien­nie Slash. – Prze­cież cze­kał pan na nas.

– Cze­ka­łem? To jakaś po­mył­ka. Cze­ka­łem na maila od…

– …od firmy HFiS. Czyli wła­śnie od nas. Ale po co za­ła­twiać takie spra­wy przez in­ter­net skoro można oso­bi­ście, praw­da?

– Taa… Więc to od was mam do­stać to zle­ce­nie?

– Zle­ce­nie? – spy­ta­li wszy­scy trzej jed­no­cze­śnie. Mieli do­sko­na­łą syn­chro­ni­za­cję. Cie­ka­we, czy długo ją tre­no­wa­li. – Zgło­sił pan chęć wzię­cia udzia­łu w lo­so­wa­niu i wy­grał pan wy­ciecz­kę.

– Nie­moż­li­we. Wzią­łem udział w lo­so­wa­niu, ale cho­dzi­ło o zle­ce­nie, na któ­rym mogę za­ro­bić a nie wy­ciecz­kę. Wie­cie, coś jak lo­te­ria wi­zo­wa.

– Nie­nie­nie. To oka­zja, na któ­rej pan nie stra­ci. Mu­siał pan coś źle zro­zu­mieć.

– No to chodź­cie, po­ka­żę wam maila – za­pro­wa­dzi­łem ich do kom­pu­te­ra. Po prze­czy­ta­niu e-ma­ila szczę­ki im tro­chę opa­dły. Nie na długo jed­nak.

– Hmm… Mu­sia­ło na­stą­pić ja­kieś nie­po­ro­zu­mie­nie i przez przy­pa­dek do­stał pan nie tego maila co trze­ba. Ba­ła­gan w biu­rze, ro­zu­mie pan… Ale to szcze­gół – po­wie­dział w końcu Flash… albo Slash… albo Hash. Stra­ci­łem ich na chwi­lę z oczu i mi się po­mie­sza­li. – Może pan mimo to sko­rzy­stać z na­szej ofer­ty i po­je­chać na tą wy­ciecz­kę.

– Do Raju i oko­lic, po­wia­da­cie?

Jed­no­cze­śnie ski­nę­li gło­wa­mi. Znowu ide­al­na syn­chro­ni­za­cja.

– A co tam mó­wi­li­ście o duszy?

– Och, to dro­biazg – Hash (albo któ­ryś z po­zo­sta­łych) podał mi plik do­ku­men­tów wy­dru­ko­wa­nych tak drob­nym pi­smem, że bez lupy nie szło tego od­czy­tać. – Pan je­dzie na wy­ciecz­kę, my do­sta­je­my duszę. Wy­star­czy tu pod­pi­sać. Ale pro­szę się nie mar­twić, to do­pie­ro po śmier­ci. I tak nie bę­dzie już panu po­trzeb­na.

– A co ta­kie­go jest w tej wy­ciecz­ce, że jest warta mojej duszy?

– No jak to co? Raj! Za życia może pan od­wie­dzić raj, spę­dzić tam naj­wspa­nial­szy ty­dzień swo­je­go życia i jesz­cze wró­cić. Czy to mało?

Hmm… Wy­ciecz­ka jak wy­ciecz­ka. Jakoś nie mo­głem sobie wy­obra­zić wy­ciecz­ki war­tej mojej duszy. Z dru­giej jed­nak stro­ny i tak z duszy nie ko­rzy­sta­łem. Cóż więc mia­łem do stra­ce­nia? Ale jakoś nie po­do­ba­ło mi się to wszyst­ko.

– Jak to jest, że ofe­ru­je­cie mi wy­ciecz­kę do Raju? Do­my­ślam się, że re­pre­zen­tu­je­cie in­te­re­sy ra­czej prze­ciw­nej stro­ny – wska­za­łem kciu­kiem w dół.

– Ow­szem, ale mamy umowę z „Górą". Ostat­nio cier­pią na brak klien­tów. W ogóle cier­pią na wiele bra­ków, he he…

– Ale co im po tu­ry­stach, skoro i tak duszę wy za­bie­ra­cie?

– Cóż, tu­ry­ści wra­ca­ją z po­wro­tem Opo­wia­da­ją o Raju zna­jo­mym. I zna­jo­mi przy­by­wa­ją tam już try­bem nor­mal­nym.

– Ale wtedy wy na tym tra­ci­cie. Co to jest za in­te­res?

– Świet­ny. Teraz u nas jest prze­peł­nie­nie. Cia­sno­ta. Tłok. „Góra" nas teraz tro­chę od­cią­ży. Aż do rów­no­wa­gi.

– A gdy role się od­wró­cą?

– Spo­koj­na głowa – za­śmiał się Flash (chyba). – To jesz­cze nigdy nie na­stą­pi­ło. I ra­czej nie na­stą­pi. Za­sta­na­wia­li­śmy się kie­dyś nad tym fe­no­me­nem i do­szli­śmy do wnio­sku, że je­ste­śmy po pro­stu atrak­cyj­niej­si. I za­wsze będą chęt­ni.

To in­te­re­su­ją­ce. Więc wy­cho­dzi­ło na to, że mia­łem od­wie­dzić Raj (czy też Niebo), żeby prze­ka­zać „dobrą no­wi­nę" zna­jo­mym a sa­me­mu w za­mian za­mknąć sobie na za­wsze tam drogę. Cie­ka­we więc mieli po­dej­ście na „Górze". Po­świę­ca­nie jed­no­stek dla mas. A za­wsze mi się wy­da­wa­ło, że jedni i dru­dzy wal­czą o każdą jedną duszę. Widać my­li­łem się. Wszyst­ko wska­zy­wa­ło na to, że jedni i dru­dzy pro­wa­dzi­li ja­kieś tam wspól­ne in­te­re­sy i nie do końca byli kon­ku­ren­cją.

Za­sta­na­wia­łem się, jak jest w tym Raju. A jeśli spodo­ba mi się na tyle, że po śmier­ci będę chciał tam iść? A jak do­brze zro­zu­mia­łem, w takim wy­pad­ku nie mógł­bym. Kur­cze…

Z dru­giej jed­nak stro­ny nie wie­dzia­łem, jak jest na „Dole". Może fak­tycz­nie cie­ka­wiej?

Na­le­ża­ło teraz pod­jąć de­cy­zję. Moi go­ście za­czy­na­li się już nie­cier­pli­wić. Wzią­łem głę­bo­ki od­dech.

– Dobra. Jadę.

Koniec

Komentarze

Treść mnie nie prze­ko­nu­je. Niby czuć, że to hu­mo­re­ska, ale to tłu­ma­cze­nie na końcu, co i jak, kła­dzie ca­łość. Także po­sta­ci "agen­tów" są ja­kieś takie dziw­nie na­cią­ga­ne. Ge­ne­ral­nie, po­rów­nu­jąc z nie­daw­no czy­ta­nym "Oknem", to opo­wia­da­nie jest znacz­nie, moim zda­niem, słab­sze.
Nie je­stem pe­wien, ale chyba nie ma słowa "nie­nie­nie" ;)

Jest słowo "nie­nie­nie" - to bar­dzo wie­lo­krot­ne za­prze­cze­nie, które trze­ba wy­mó­wić bar­dzo szyb­ko wy­ma­chu­jąc do tego rę­ka­mi. Myślę, że w lep­szym wy­obra­że­niu sobie agen­tów może pomóc zna­jo­mość bar­dzo sta­rej przy­go­dów­ki "The Se­cret of Mon­key Is­land" i nie­ja­kie­go Stana, który w pierw­szej czę­ści han­dlo­wał stat­ka­mi a w ko­lej­nych też się nie obi­jał - to on był pier­wo­wzo­rem wy­ma­hu­ją­cych rę­ka­mi agen­tów :)

W sumie cał­kiem fajne. Ale to "nie­nie­nie" mo­głeś na­pi­sać w ten spo­sób: nie, nie nie. Mówię Ci, że to wy­glą­da­ło­by znacz­nie le­piej.

Ca­łość cie­ka­wa i przy­jem­nie się czy­ta­ło. Po­zdra­wiam

Koń­ców­ka, wła­śnie ta z tłu­ma­cze­niem, nie po­do­ba­ła mi się. Ze­psu­ła mi ten hu­mo­ry­stycz­ny na­strój. Po­sta­ci agen­tów - może nie tyle na­cią­ga­ne, co prze­ry­so­wa­ne, co wy­glą­da na za­mie­rzo­ne; IMO dało to fajny efekt. W te­ma­cie uwag - bra­ku­je mi tu przy­naj­mniej kilku prze­cin­ków.

Nowa Fantastyka