- Opowiadanie: Ogórke - Wizjoner (szort:)

Wizjoner (szort:)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wizjoner (szort:)

Odkąd otworzyłem rano oczy w moim ciepłym łóżku, zdałem sobie sprawę, że z przeciętnego studenta socjologii – Damiana Dudnickiego, stawałem się kimś zupełnie innym. I to wszystko zaledwie w ciągu kilku dni! Nie mogłem sobie tego poukładać. Nie mogłem zrozumieć. Nowa zdolność stała się środkiem wokół którego kręcił się mój mały świat. Lecz objawiała się dosyć nieregularnie. Nie potrafiłem nad nią zapanować. Jednak nie chciałem, aby zbytnio zmieniła moje życie. Wyjazdy z kumplami na mecze, nocne imprezy. Mogłem o sobie powiedzieć, że studiuję dwadzieścia cztery godziny na dobę.

 

Często lubiłem stanąć gdzieś z boku i obserwować moją paczkę jak cieszą się życiem.Znana sentencja „Carpe Diem" pasowała do nas jak ulał. Wtedy wydawało mi się, że jestem naprawdę szczęśliwy.

 

Kluczyłem moim wściekło żółtym golfem po obrzeżach Krakowa. Byłem już spóźniony. Na szczęście ulice były nienaturalnie puste. Pocisnąłem po pedale gazu wrzucając „piątkę". Uwielbiałem uspokajający dźwięk silnika.

 

Jednak dziś byłem podenerwowany. W dodatku głodny, bo nie zdążyłem zjeść śniadania. Co więcej jakiś łysy cwaniak w „wyczesanym" Tico wyprzedzał mnie chcąc pokazać kto „rządzi" na ulicach tego miasta. Skierowany w moją stronę „fakas" miał być tego dobitnym dowodem. I wtedy to się stało.

 

Obraz przed moimi oczyma niespodziewanie rozdzielił się na trzy części. W środkowej z nich wciąż widziałem łysego gościa popisującego się manewrami w jaskrawozielonym samochodzie. Jednak po lewej stronie ujrzałem całkiem inny obraz.

 

Przedstawiał małego chłopca, nad którym znęcał się zapity ojciec. Mały płakał, a jego wzrok unikał konfrontacji z twardymi oczyma wyrodnego ojca.

 

To mną wstrząsnęło. Złość, którą wzbudziło we mnie głupie zachowanie ustąpiła miejsca współczuciu. Jednak teraz ujrzałem kolejną wizję. W zakresie mojego wzroku malowała się rzecz, której wolałbym nie oglądać. Niestety. Zobaczyłem krzyż na poboczu ruchliwej ulicy w centrum miasta. Obok niego starsza kobieta zapalała lampkę nie szczędząc przy tym szczerych łez. Otrząsnąłem się. Może tym razem tylko mi się zdawało?

 

Te dziwne sytuacje powtarzały się kilka razy dziennie. Kiedy wstąpiłem chwilę później pożreć wreszcie śniadanie do jednego z popularnych Fast-foodów, przez dobrą chwilę gapiłem się z otwartymi ustami na zdezorientowaną ekspedientkę. Wszystko przez to, że przed moimi oczyma ujrzałem tę oto kobietę wymachującą wygranym kuponem „lotto". Daremnie wytężałem wzrok próbując odgadnąć numery. Jak później miała podać telewizja, była to „radosna pani Krysia z Olkusza".

 

Mocno zarumieniony wziąłem tackę z jedzeniem unikając wzrokiem obsługującej mnie kobiety. Jedząc musiałem zacisnąć powieki, aby nie nawiedziła mnie ponownie któraś z moich wizji. Naprawdę nie miałem ochoty dowiadywać się z czego zrobiony został mój hamburger, ani co wyprawiano z shakiem truskawkowym. Zaspokoiwszy nieco głód, poszedłem do łazienki.

 

Dlaczego w kiblu zawsze musi śmierdzieć gównem? Hmm, pytanie retoryczne.

 

Podszedłem do umywalki wyciągając z opakowania nową strzykawkę. Drżącymi palcami wciągnąłem zawartość ampułki. Przyłożyłem igłę do żyły i powoli zacząłem napierać opuszkiem palca. Igła przebiła skórę. Na plecach poczułem delikatne mrowienie, a do serca zaczął powracać zakłócony spokój. Podniosłem głowę i spojrzałem w duże lustro. Uśmiechnąłem się do siebie odsłaniając rządek krzywych zębów. Jednak uśmiech szybko zniknął z mojego oblicza, kiedy ponownie mój wzrok jakby rozdzielił się na trzy części.

 

Środkowe ujęcie znałem doskonale z ciężkich poranków rozpoczynanych w łazience po mocno zakrapianej imprezie. Kumple zawsze mówili, że „śledzik musi mieć w czym popływać". Ja jednak byłem jedynym, który łamał tą zasadę. Mój śledzik miał ciężkie życie. Zawsze robiłem wszystko, aby możliwie jak najszybciej go zatopić.

 

Obraz odszedł w cień. Kolejne widziadło również wydało mi się znajome. I było. Dom. Mój kochany rodzinny dom i ulubiona zabawa z dzieciństwa. Wpadałem w objęcia uśmiechniętego ojca, który klepał mnie po plecach. Nic nie mąciło radości tego odległego wspomnienia. Lecz ono odeszło.

 

Wtedy pojawiło się mroczne ujęcie z jakiegoś blokowiska. Była noc. Brudny żul ze zlepionymi , poszarpanymi włosami leżał przy wielkim zielonym kontenerze. Na jego twarzy malował się bezgraniczny żal połączony z pretensjami do całego świata. Zacząłem przyglądać się dokładniej. Okolica wydała się jakby znajoma. Poznawałem też koszulę, którą miał na sobie ów facet. Z jego ręki wypadła na ziemię pusta strzykawka. Umierał. Lecz nie to było najgorsze. Umierał w samotności nie dostrzegany przez nikogo. Nie potrafiłem sobie wyobrazić jego cierpienia. Ostatnie moje wątpliwości rozwiała jego głęboka blizna na ręce, którą nosiłem od kilku lat jako pamiątkę po oparzeniu żelazkiem. W jednym ułamku sekundy zrozumiałem jak czuł się Scrooge, główny bohater przeczytanej w gimnazjum lektury Charlesa Dickensa. Upadłem na kolana zanosząc się niepohamowanym szlochem. Pełna strzykawka wypadła z mojej dłoni.

– Nieeee! – ryknąłem z całych sił wybiegając z usyfionego kibla. Nie zważając na ogłupiałych klientów restauracji, wybiegłem trzaskając szklanymi drzwiami.

 

Teraz jadę moim samochodem przed siebie uciekając od świata. Unikam patrzenia w lusterko.

Właśnie mija mnie pędząca na ogłuszającym sygnale karetka. Zjeżdżając na pobocze uświadamiam sobie, że wiem po kogo jedzie.

 

I tak nie zdąży.

 

Przejeżdżając obok miejsca wypadku dostrzegłam wgniecioną maskę zielonego pojazdu. Ja nie chcę tak skończyć! Wstrząśnięty do głębi czuję strumień ciepła rozlewający się po moich plecach. Potem przychodzi inne uczucie, a wraz z nim determinacja i zuchwała odwaga. Jestem pewien, że niedługo będzie mi potrzebna. Zjeżdżam w boczną uliczkę i zawracam samochód.

 

Wyjeżdżam naprzeciw mojemu losowi. Zamierzam walczyć o moją przyszłość. Nie wiem czy wygram. Najważniejsze, że wreszcie mam jakiś cel. I wiem, że jeśli czegoś nie zmienię, nigdy więcej spokojnie nie spojrzę w lustro.

 

Koniec

Komentarze

Opowiadanie, daje dużo do myślenie. Wspaniała robota. Doskonale przedstawione. :)

W sumie to ze spraw technicznych przyczepiłbym się tylko do nazaimkozy w niektórych zdaniach, tj. moja ręka, mój wzrok, jechałem swoim samochodem i tam kilka niewyłapanych powtórzeń. Ale po za tym tekst dobry, jak napisał Ry23 daje do myślenia.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nie no, aż tak różowo nie jest :)
Tekst jest dobry, fajny pomysł i fajnie pokazany.
Ale, drogi Autorze, skoro już zdecydowałeś się na napisanie szorta, powinieneś sobie darować sztuczne 'nadmuchiwanie' zdań. Pierwszy z brzegu przykład:
'pędząca na ogłuszającym sygnale karetka'
Jakieś 99% Twoich czytelników słyszało sygnał karetki. Pozostali potrafią go sobie wyobrazić. 'ogłuszającym' - niepotrzebne.
Jest kilka nieszczęśliwych zwrotów, wywolujących nieporządane skojarzenia.
Owszem, ja podobnie jak Twój bohater, czułem kiedyś 'strumień ciepła rozlewający się po moich plecach'. Niosłem córkę 'na barana' i mały pęcherzyk nie wytrzymał. Sam rozumiesz.
'zawracam samochód' - to jednak potrzebna jest krzepa.
'zuchwała odwaga' - no jednak przesada.
Jest sporo takich błędów, ale generalnie 'popełniłeś', drogi Autorze tekst, nad którym warto popracować.
A póki co - 3.

Mnie, mimo błędów wymieninych przez baranka, podobało się. Choć dość przewidywalny koniec - odmiana bohatera etc. Do przeczytania na pewno.

Przewidywalne i, jak stwierdził baranek (to teraz już wiemy skąd ten nick :P), trochę nazbyt rozdmuchane jak na shorta, ale przeczytałam z zainteresowaniem. Skojarzenie z Dickensem nasunęło mi się, zanim wymieniłeś nazwisko w tekście, może lepiej było to przemycić jakos między wierszami?

Ciekawy shorcik. Warsztatowo można by go sporo poprawić, ale pomysł jest niezły.

Pozdrawiam.

Szczególnie mnie ujął motyw z 'wyłączeniem' wizji podczas jedzenia hamburgera.

Co mi przeszkadzało: między niektórymi akapitami brak logicznej łączności, niekiedy opisujesz rzeczy zbyt łopatlogicznie i przez to opowiadanie wypada trochę szkolnie. Ale ogólnie motyw fajny. Jak dla mnie, daje podłoże do całkiem dobrego tekstu psycholigicznego (np. spodobała mi się scena, kiedy bohater widział przeszłość kierowcy i momentalnie zmieniły się jego odczucia).

A co do "szortowości" to słuchaj Baranka. Możesz ten tekst śmiało skrócić o wszystki oczywistości i to wyjdzie mu tylko na dobre. 

www.portal.herbatkauheleny.pl

wielkie dzięki za wszystkie komentarze pozytywne, a za wytykanie uwag jeszcze bardziej ;) ciesze sie że swoje istotne uwagi dali mi tacy autorzy jak baranek, którego teksty wprawiają mnie w zachwyt. Co jednak tyczy się np. ciepła na plecach to wiadomym jest że wiele opisów sytuacji można zrozumieć dwuznacznie. Jeśli chodzi o, jak to nazwaliście 'nadmuchiwanie zdań', to w niektórych momentach, aż prosi się o epitet do czasownika, aby nie brzmiał on jakoś pusto. Mam nadzieję, że wszystkie wasze cenne uwagi powodowane są szczerymi odczuciami, a nie chęcią pokazania na siłę 'kto jest lepszy'. Równocześnie przyznaję, że jestem początkujący i zdaję sobie sprawę, że moje teksty nie mogą być obecnie idealne 

Co do przewidywalności zakończenia, to nie jest to takie proste. Główny bohater mógł równie dobrze zginąć lub całkowicie wyleczyć się z nalogu. Ja tylko ukazałem moment, w którym jak dla mnie już zwyciężyl, czyli moment "przejerzenia na oczy". A co będzie z nim dalej? Tego nie wiadomo. Może skończy tak jak wokalista dżemu, który również chciał rzucić nałóg? A może odwróci koleje losu... Ale zakończenie możecie dołożyć sobie sami :)
pozdrawiam :)

Po pierwsze - chciałbym Cię uspokoić, mam do siebie zbyt wiele dystansu, żeby podbudowywać ego flekując innych. Nawet jeśli przypadkiem na to zasługują:) Tego typu uwagę z Twoję strony odbieram jako niezamierzoną niegrzeczność. Niezręczność może. Tak odbieram, bo tak wolę.
Po drugie - 'wiele opisów sytuacji można zrozumieć dwuznacznie'. Owszem, można. Ale jeśli ta dwuznaczność nie jest Twoim celowym zabiegiem, powinieneś ją eliminować. Inaczej możesz uzysać efekt odwrotny od zamierzonego i zamiast niepokojąco, groźnie, przejmująco może Ci wyjść śmiesznie. A przecież nie o to chodzi, prawda?
Po trzecie - 'aż się prosi o epitet do czasownika'. I Twoje zadanie, jako autora polega na tym, żeby pozostać głuchym na te prośby. Inaczej czytelnik może mieć wrażenie 'rozdmuchiwania na siłę' właśnie i sztuczności graniczącej z nieporadnością. A to nie jest chyba wrażenie jakie chciałbyś zrobić  na czytelnikach.
Tyle.

ciesze sie ze nie obrazasz sie, bo nie chcialem Ci urazic. :)

Nie obraziłem się. Wiesz, z czasem, dużo pisząc i pokazując swoje pisanie ludziom, nabędziesz bardzo ważnej umiejętności. Nauczysz się rozróżniać zawistników, klakierów i ludzi, którzy naprawdę chcą Ci pomóc. Którym, z zupełnie czasami niezrozumialych powodów - zależy. Niie zrażaj ich do siebie, bo są ważni. Nie tylko na początku.

Rozumiem :) jeśli masz ochotę zapraszam do przeczytania i jakichś uwag na temat opowiadania, które dodałem wcześniej.
http://www.fantastyka.pl/4,4370.html
Nie ma komentarzy. Wydaje mi się, że to dlatego, że jestem tutaj nowy, więc mało kto czyta dłuższe opowiadania nieznanych debiutantów. Dlatego zdecydowałem sie zaczynać od króstszych tekstów :)

Krytyka była wcześniej, powiem tyle, mi się jak najbardziej podobało.

dziękuję :)

Nowa Fantastyka