- Opowiadanie: safira - Wieczorem

Wieczorem

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wieczorem

Było ich czworo. Jak zwykle każdego wieczora grali w piłkę , strzelając do prowizorycznych bramek. To była niezła rozrywka i chyba jedyna dostępna w tym malutkim, zupełnie odosobnionym miasteczku. Soral właściwie trudno było nazwac miasteczkiem, ale dumni mieszkańcy nigdy nie określali go mianem wsi.

Chłopcy, najstarszy miał siedemnaście lat, a najmłodszy trzynaście, grali jakby nigdy nic. Powoli zbliżał się wieczór i upał stawał się mniej dokuczliwy. Wściekali się na Jacka, który stał na bramce. Przepuszczał co chwilę piłkę i tylko gadał o swojej nowej dziewczynie Marci. Reszty to zwyczajnie nie interesowało, ale on zdawał się mieć to gdzies. Własnie myślał o czekającej go randce. Musi pamiętać, żeby z ogrodu sąsiadki zerwac jakiegoś kwiatka, zdaje się że pani Stone miała tam jakies chryzantemy. Jack nie miał pojęcia, że chryzantemy były najgorszymi kwiatami jakimi facet mógłby obdarować swoją wybrankę.

Jack zobaczył, że piłka leci prosto w jego głowę. W ostatniej chwili uskoczył w bok. Cięzko upadł na ziemię, a ta nagle sią pod nim rozstąpiła. Z łoskotem wylądował na czymś zimnym i cholernie twardym. Krzyknąl, gdy poczuł przeszywający ból w kostce.

-Jack! Jack, nic ci nie jest? – Trójka chłopców zebrała się wokół powstałej dziury w ziemi.

-Chyba złamałem nogę . Raczej nie wyjdę stąd o własnych siłach. Możecie wezwać pomoc? – Powiedział drżącym głosem. Robiło mu się słabo za każdym razem, gdy spoglądał w stronę swojej zakrwawionej nogi. Złamał ja tak niefortunnie ,że kośc przebiła skórę i wyszła na wierzch. Krew ciągle płynęła. – Luke, czy zostaniesz tu ze mną? Boję się być sam.

Luke był tylko rok młodszy od Jacka, ale traktował go jak swojego mentora i cieszył się ogromnie, jeśli mógł mu się do czegoś przydać. Peter i Walt poszli po pomoc, a on powoli i ostrożnie zsunął się przez otwór dziury do wnętrza czegoś co przypominało…grobowiec?

-Jasna cholera! Jack! To…to jakiś grobowiec!-zawołał wystraszony.

-Czemu tak sądzisz?-spytał słabo.

-Bo leżysz na trumnie!

I tak było. Jack zorientował się, że nie była to taka zwykła drewniana trumna. Ta była cała z jakiegoś srebrnego metalu, masywna i dłuższa niż standardowe.

-Ciekawe kogo tu pochowali i dlaczego?– zastanawiał się głośno Luke, zapominając na chwilę o strachu. Jack milczał. Gdy na niego spojrzał ,zrozumiał że przyjaciel zemdlał , za pewne z nadmiernej utraty krwi. Luke poczuł się nieswojo. Kiedy Jack był przytomny czuł się raźniej, a teraz zaczynał się bać. Był sam w tym cichym, ponurym miejscu. Nie wiedział co kryło się po kątach, bo światło tam nie docierało. I nie miał żadnej latarki, by uspokoić swoją wybujałą wyobraźnię, która podsuwała mu wizję ciał przeżartych przez robaki albo coś w tym stylu. Jakiś dziwny dźwięk zwrócił jego uwagę. Spojrzał na trumnę i szeroko otworzył oczy. Krew znikała w jakiś tajemniczy sposób. Patrzył na to jak zahipnotyzowany, a serce waliło mu dziko w piersi. Podskoczył, gdy usłyszał zgrzyt. Wieko trumny się podniosło.

Powinien zwiewać stąd gdzie pieprz rośnie, zapominając o Jacku, byleby tylko stąd uciec. Ale nie ruszał się z miejsca. Stał jak słup soli. Chciał krzyczeć, ale głos uwiązł mu w gardle. Z rozdziawioną gębą patrzył jak z trumny wysuwa się szkielet , nie całkiem goły, bo w kilku miejscach wisiała na nim skóra i kawałki mięsa. To coś sunęło w jego stronę. Szeroko otworzył oczy. Nie mógł się ruszyć. A ostatnią rzeczą jaką poczuł były kły w jego szyi.

Koniec

Komentarze

'Chłopcy, najstarszy miał siedemnaście lat, a najmłodszy trzynaście, grali jakby nigdy nic.' - czemu grali 'jak gdyby nigdy nic'? przecież do tej pory nic się nie wydarzyło, więc to logiczne, ze spokojnie grali w piłkę.

'Cięzko upadł na ziemię, a ta nagle sią pod nim rozstąpiła.' - brak tu jakichkolwiek emocji. Zaciekaw odbiorce opisując najpierw wrażenie jakie wydarzenie zrobiło na bohaterze, tak chyba będzie lepiej.

Mam rację?

Ogólnie mało oryginalny pomysł :/ ale nie zniechęcaj się i jedź dalej ;)

Na początek dobrze jest pisać właśnie takie proste historyjki. Na nich można zbudować warsztat. Że to początek drogi pisarskiej, świadczy ogrom błędów: niewłaściwa interpunkcja (znak interpunkcyjny przylega do słowa poprzedniego, od nastęnego oddziela go spacja. Są wyjątki, ale do nich nie należy kropka, przecinek, czy wielokropek) nadmiar zaimków nieokreślonych, tych wszystki "jakiś", "jakaś" - one najczęściej są zbędne, jeżeli chwilę potem następuje opis albo nazwa przedmiotu. No i sam styl, bardzo prościutki, pełen "był", "było".

 

Ale już nic nie mówię, bo można się tu, niestety, natknąć na wrogów przysięgłych komentarzy, w których ktoś ośmiela się wytykać błędy, a nie skupia się na 'misiepodobało'.

;P

Hej, dzięki za komentarze. Co do blędów interpukcyjnych, to zazwyczaj piszę długopisem, dopiero od niedawna zaczęłam piosac na komputerze, więc tego typu błędy mogą się powatarzać. Historyjka prosta, tórą napisałam kilka lat temu była wstępem do innego opowiadania. Napisałam ją, żeby spradzić jak się zamieszcza tekst i czy to w ogółe ktoś czyta. Dlatego dzięki, że chciało wam się to czytać ;)

Nowa Fantastyka