- Opowiadanie: Wrednyłysol - Zwierciadło

Zwierciadło

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zwierciadło

Leżące nad Morzem Środkowym wielkie miasto Jasnogród było perłą w koronie Władztwa Lechitów. Wysokie na ponad dziesięć metrów mury skrywały niskie, równe rzędy zabudowań mieszkalnych. Ponad nimi wznosiły się złote wieże licznych świątyń, lśniących pysznie w promieniach zachodzącego słońca, mieniącego się w równej tafli morza. Ponad nimi wznosiły się jeszcze wyższe wieżyce warownego zamku Kniazia Borejki. Na wysokich wieżach miejskich gniazdowały tysiące ptaków, głównie gołębi. Niżej nad portem królowały zaś mewy, których nieznośny wrzask dawał się we znaki w dzielnicach przyległych do portu. Miasto było domem około dwunastu tysięcy dusz, a ciągle przebywało w nim pewnie drugie tyle przyjezdnych, z najróżniejszych stron świata.

Trzynaście wielkich magazynów ciągnęło się w równych rzędach za murami miasta. Ogromne, drewniane konstrukcje prawie zawsze były pełne, z racji przepisów nakazujących statkom zawijającym do miasta składowanie towarów na czas pobytu w porcie. Magazyn numer trzy był chyba najstarszym ze wszystkich. Numer jeden i dwa były już odbudowywane po pożarach jakie miały miejsce kilka lat wcześniej. W magazynie numer trzy przechowywano najmniej wartościowe towary. Zazwyczaj popakowane w wielkie i ciężkie skrzynie, beczki czy worki. Praca w magazynie numer trzy nie była lekka, łatwa, ani przyjemna, a już na pewno nie dobrze płatna. Pracowali tam najczęściej skazańcy, odpracowujący z nakazu władz miejskich czy też świątynnych swój dług wobec społeczności Jasnogrodu. Część załogi magazynu stanowiła grupa najbardziej zdesperowanych robotników w mieście, nie mogących nigdzie znaleźć jakiejkolwiek innej pracy. Takim właśnie desperatem był Bojan Brzytwa, syn Dobrowoja zwanego Brzytwą, znamienitego rzemieślnika, kowala, płatnerza i wytwórcy wspaniałych broni. Bojan jako dziecko uczył się rzemiosła w warsztacie ojca. Szybko jednak został sierotą, po tym jak jego rodzice zginęli podczas powstania innowierców. Wyznawcy Martwego Boga truli w ten czas studnie i podpalali świątynie w mieście, zginęło wielu dobrych ludzi. Od tamtego czasu kult Martwego Boga był oficjalnie zakazany w całym Władztwie. Jako sierota młody Bojan trafił najpierw do przytułku przy świątyni Mokoszy, który powstał specjalnie dla dzieci tych obywateli którzy zginęli, lub zostali zamordowani podczas powstania. Później gdy skończył szesnaście lat trafił do portu, gdzie pracował dorywczo w magazynach, przy rozładunku statków, czasami przy zbieraniu bursztynu. Do magazynu numer trzy często wraz z kompanami trafiał za kare, za pijackie burdy. Później w wieku lat dwudziestu zaczął tam pracować na stałe, a trwało to jeszcze przez kolejnych siedem długich lat.

 

Był chłodny majowy wieczór, w magazynie cuchnęło zgniłymi jabłkami i gruszkami. Na jesieni kapitan statku wiozącego ładunek owoców został zamordowany w porcie, a załoga została aresztowana za bunt i przeniewierstwo. Przepisy zakazywały wyrzucania ładunku i nikt nie wiedział co z nim począć, nikogo to zresztą nie obchodziło.

– Powinieneś rzucić w diabły tę przeklętą robotę Bojan. – mówił Jorgi. Niski, krepy blondyn często odpracowywał w trójce swoje liczne występki z sutenerstwem i stręczycielstwem na czele.

– Nie raz o tym myślałem, ale gdzie niby miał bym iść? – cedził Bojan przez zaciśnięte zęby pchając wielką beczkę w której chlupało jakieś cholerstwo niewiadomego pochodzenia. – Pracuję w tym porcie praktycznie całe życie. Do zaciągania się na statki jakoś mnie nie ciągnie, choć czasem werbują,owszem. Wole czuć twardy grunt pod nogami.

– Rozumiem cie chłopie, mnie tez na morze nie ciągnie, ale przecież ten port i to miasto to nie samotna wyspa na morzach świata. – kontynuował blondyn ogryzając jabłko, które jakimś cudem nie zgniło jeszcze jak reszta. – Ja już dzisiaj kończę swoją karę tutaj, jutro opuszczam Jasnogród. Razem z moją siostrą Mirą ruszamy na południe. Myślałem że może poszedł byś z nami? Równy z Ciebie chłop, a i w kupie raźniej i bezpiecznie. Co Ty na to?

Bojan przetoczył kolejną beczkę na pochylnię i spuścił ją w dół, ku reszcie cuchnącego ładunku z krypy zwanej dumnie Gwiazdą Pomorza.

– No nie wiem Jorgi, słyszałem że Twoja siostra to uczennica jakiegoś Mistrza Twardowskiego? Czy to nie czarownik aby?

– No czarownik, czarownik. – Blondyn rzucił ogryzkiem w wielkiego szczura przebiegającego swobodnie i bez strachu jakieś pół metra od jego bosej stopy. – Ale Mira skończyła już u niego naukę i jedzie szukać posady w grodach na południu . Pomyślałem żeby jechać z nią. Ponoć potrzebują tam ostatnio najemników i karczowników do wycinki lasów.

Bojan wytarł rąbkiem koszuli spocone czoło i przysiadł obok blondyna. Było już późno, wszyscy robotnicy kończyli powoli prace. Zarządca magazynu wydzierał się na jakiegoś biedaka który nieszczęśliwie dla siebie pomieszał jakieś ważne ładunki.

– No słyszałem że Czesi przejęli z Niemczyzny wiarę w Martwego Boga, to i nie dziwota że południowe grody poszukują najemników. Wojna wisi w powietrzu.

– Wojną bym się nie martwił chłopie. – Uśmiechną się chytrze blondyn. – W Bohemii i Moravii powstania przeciw nowemu porządkowi wybuchają niemal codziennie. Moim zdaniem to tylko kwestia czasu jak lud obali zdradzieckich władców i ponabija ich na pale.

Noc była zimna, z nieba sączył się leniwie deszcz. Portową dzielnicą szpalery zmęczonych po całodziennej pracy robotników wracały do domów. Część, jak Bojan mieszkała w prowizorycznych barakach na tyłach magazynów. Jorgi odprowadził Bojana pod same drzwi jego baraku, snując opowieści o dobrobycie i wspaniałościach grodów południa. Dostrzegł w jego oczach ten błysk, który nieomylnie zdradzał, że Bojan zjawi się jutro na umówionym miejscu. Że będzie miał na plecach worek ze swoim lichym dobytkiem i że uda się z nim, dokładnie tam gdzie tego chce.

 

*

 

Ciemne chmury ciągle wisiały nad Jasnogrodem. Deszcz padał całą noc i rankiem wcale nie zdawał się słabnąć. Zmoknięci strażnicy przy bramie zachodniej rzucali ponure spojrzenia licznym wjeżdżającym do miasta kupcom i wędrowcom. Przez mniejszą bramę co jakiś czas wychodzili ludzie, kompletnie nie niepokojeni przez straż która nie pobierała opłat za opuszczanie miasta. Na podgrodziu w błotnistej i rozmokniętej drodze grzęzły wozy i bryczki, miejscowi chętnie pomagali kupcom z dalekich stron, za odpowiednią opłatą oczywiście. Wysoka blondynka stała obok jednej z wielu niskich chat podgrodzia. Jej przemoczone włosy kleiły się do peleryny i męskiego podróżnego stroju. Stojący obok krępy blondyn mierzył złowrogim wzrokiem facetów oglądających się na jej smukłe nogi specjalnie wciśnięte w za ciasne, skórzane spodnie.

– Dajmy już sobie spokój i chodźmy sami. – mówiła wpatrując się w stronę zachodniej bramy – Ten Twój koleżka nie przyjdzie, szkoda naszego czasu.

– Spokojnie siostra, zobaczysz że przyjdzie. – Jorgi stroił groźne miny do kolejnych, śliniących się do jego siostry gołowąsów. – Nieźle go wczoraj urobiłem, zresztą jest nam potrzebny. Gość ma niesamowitą krzepę i w mordę potrafi dać jak mało kto. W dodatku jest z niego równy chłop.

– Ciekawe że tak szybko dał się przekonać do Twojego planu. – Mira wcisnęła się pod strzechę chaty, w najsuchsze miejsce jakie wypatrzyła. – Bo zna ten plan i Twoje zamiary prawda?

– Nasz plan i nasze zamiary. – Blondyn przysiadł obok siostry wpatrując się uważnie w drogę do zachodniej bramy. – Właściwie to jeszcze go nie wprowadzałem w szczegóły, ale na pewno nie będzie miał nic przeciwko.

– No pięknie. Mogłam się tego spodziewać.

– Idzie. – Ucieszył się Jorgi i szarpną siostrę za rękę wybiegając z nią na deszcz. – Postaraj się być dla niego miła to na pewno się zgodzi.

– Nie jestem jedną z Twoich dziwek Jorgi! – Zdenerwowała się Mira. Wyszarpnęła się bratu i wróciła po podróżną torbę która została na ławce pod chatą. – Ale jakoś go przekonam, znam kilka przydatnych sztuczek na taką okazje.

-No ja myślę. Nie po to byłaś uczennicą tego starego pryka Twardowskiego przez bite sześć lat, żeby nie znać teraz najprostszych uroków. – Uśmiechną się krzywo Jorgi, po czym odwrócił się i machną ręką wysoko na przywitanie. – Bojan! Chłopie, dobrze Cie widzieć! Chodź do nas poznasz moją siostrę Mirę!

 

*

 

Dom Mistrza Twardowskiego stał na cichej, leśnej polanie. Dobre pól dnia marszu od Jasnogrodu. Nie prowadziła do niego żadna droga, ani nawet leśna ścieżka. Cała polana pokryta była gęstą jak mleko mgłą która pełzała po ziemi niby żywe stworzenie. Dom otoczony był ogrodem. Wszystkie krzewy falowały i szeleściły złowrogo, choć nie czuć było żadnego nawet najsłabszego powiewu wiatru. Sam dom wyglądał dosyć zwyczajnie. Drewniany, piętrowy budynek o wydłużonym kształcie. Kryty czerwoną dachówką. Zdawał się nie pasować do tego niepokojącego otoczenia.

– Jesteś pewna że Twardowskiego nie ma w domu Mira? – pytał Bojan rozglądając się nerwowo. W pięści zaciskał mocno solidny drąg zdobyty po drodze w lesie.

– Jestem. – Młoda czarownica podeszła do ciemnych, drewnianych drzwi, bogato zdobionych w ludowe wzory i ornamenty. – W zeszłym tygodniu spakował się pospiesznie i powiedział że moja nauka jest zakończona, a on wyrusza w dalekie kraje w jakichś bardzo ważnych sprawach. Po czym wskoczył na swojego koguta i odleciał.

– Na koguta? – Zdziwił się Jorgi.

– No tak. Nie wiedziałeś że sławetny Mistrz Twardowski lata na kogucie? – Blondynka kucnęła przy drzwiach i zaczęła dotykać ornamentów.

– Ja słyszałem. – Bojan wciąż rozglądał się nerwowo i drągiem oganiał od gałązek krzewu które zdawały się naumyślnie sięgać ku jego twarzy. – Ale ponoć stracił tego koguta, diabli go wzięli czy coś.

– Jest w tym trochę prawdy. – Zaśmiała się Mira. – Ale teraz ma nowego i szybszego, nazwał go Guliwer.– Dziewczyna dotknęła zamka szepcząc przy tym coś niezrozumiale. Drzwi zgrzytnęły cicho po czym otworzyły się same, jak gdyby ktoś w środku im w tym pomógł.

Cała trójka w ciszy weszła do domostwa. Rozglądając się uważnie i starając nie czynić najmniejszych nawet hałasów.

– Musimy uważać na strażników. – szeptała Mira ściskając w dłoni jakiś talizman. – Na razie żadnych nie wyczuwam. Mam nadzieje że stary pryk zapomniał ich przywołać.

Jorgi i Bojan rozglądali się uważnie po głównym holu. Dom zbudowany był w środku bardzo nowocześnie, na zachodnia modłę. Ciemna, dębowa podłoga przykryta była grubymi, wzorzystymi dywanami. Na obitych sosnową boazerią ścianach wisiały gobeliny, trofea i obrazy. Z obrazów tych patrzyły na całą trójkę sylwetki brodatych mężczyzn i krągłych kobiet.

– To przodkowie Twardowskiego – tłumaczyła blondynka.– Cały ród czarodziejów, wiedźm i zaklinaczy.

-Lepiej zbierajmy szybko to po co przybyliśmy i zabierajmy się stąd . – mówił szeptem Bojan rozglądając się uważnie i obserwując cienie igrające na suficie.

Mira obiegła szybko całe dolne piętro zaglądając do każdego pomieszczenia i upewniając się że nikogo tam nie ma.

-Zaczekajcie tu jeszcze chwilkę.– powiedziała wchodząc po schodach na górę. Po chwili wróciła i z uśmiechem rzekła.– Chata wolna!

Jorgi szczęśliwy klepnął Bojana w plecy, po czym jął ładować do wielkiego wora wszystko co tylko wpadło mu w oko. Srebrne świeczniki i pucharki lądowały obok butów i ram z co mniejszych obrazów. Jorgi odrywał też złote klamki i klameczki od szafek i okien. Mira też nie próżnowała, słychać było jak wywraca pokoje na górze do góry nogami. Bojan zaś siedział na schodach i wpatrywał się w jeden tylko przedmiot. Na jednej ze ścian, obok wielu innych cennych broni, które Bojan miał załadować do wora wisiała szabla. Niby nie różniła się wiele od pozostałych sztuk misternie wykonanych, wspaniałych ostrzy zdobiących dom Mistrza Twardowskiego. Bojan jednak doskonale widział różnicę. Szabla ta nosiła znak kuźni Dobrowoja Brzytwy. Miecz opleciony cierniami., znajomy wzór którego Bojan nie widział od dzieciństwa. Siedział tak wpatrując się w misternie wykonany rękami jego ojca artefakt. Z transu wyrwał go dopiero głos Jorgiego wrzeszczącego mu do ucha.

-Bojan jesteś tam?! Co się z Tobą dzieje? Ładuj szybko co możesz i spadamy stąd .

-Tak, tak. Jasne. Przepraszam zamyśliłem się.

-Nic nie szkodzi.– Uśmiechną się chytrze blondyn.– Ja też nie mogę w to uwierzyć. Tyle bogactwa.

-Chyba nie mamy się co spieszyć chłopaki.– Mira wskazała palcem na okno.– Straszna ulewa się rozpętała. Będziemy musieli przeczekać tutaj noc.

-To na pewno bezpieczne?– Jorgi drapał się po głowie.

-Na pewno bezpieczniejsze niż wędrówka w nocy, w deszczu, przez ciemny las. Zresztą nie mam zamiaru znowu moknąć. Poza tym rozgościłam się już w sypialni Mistrza. Wam polecam sypialnie gościnne na dole.– Odwróciła się i zniknęła w korytarzu.

-No to skoro tak, to chyba trzeba się tu uważniej rozejrzeć.– Blondyn zerwał ze ściany piękny egzemplarz jakiejś zagranicznej broni.– Wezmę ten rożen na wszelki wypadek i sprawdzę piwnice.

-Dobrze. Ja rozejrzę się jeszcze tu na dole. Może stary pryk ukrył coś cennego.– Bojan przytroczył do pasa przywołującą wspomnienia szablę i odprowadził wzrokiem Jorgiego znikającego w czeluści piwnicznego zejścia.

Domostwo było spokojne i przytulne, a gościnne sypialnie były przestronne i wygodnie urządzone. Bojan rzucił się na łóżko, jeszcze nigdy nie leżał na tak wygodnym i miękkim. Biała pościel pachniała świeżo, nie to co zapchlony siennik w baraku za magazynami. Jego myśli krążyły wokół szczęśliwych wspomnień z dzieciństwa i bogactw zdobytych w domu czarownika. Przez chwilę zdawało mu się że śpi. Potem naprawdę zasnął na chwile. Jeszcze później zbudziły go jakieś głosy. Dziwny, metalicznie wibrujący głos rozbrzmiewał w powietrzu jak odległy szept. Syk. Dźwięk jak by zza ściany. Bojan wstał i z niepokojem dostrzegł że ciężka mgła pełza po podłodze sypialni. Dokładnie taka sama jak ta na zewnątrz. Jakimś sposobem wdarła się do środka i zaczęła oblepiać nogi krzeseł i stołów. W korytarzu i holu to samo. Wibrujący głos zdawał się dobiegać z piętra. Bojan wybiegł na gorę po schodach, głos był coraz silniejszy, lecz wciąż niezrozumiały. Zupełnie jakby przemawiał w jakimś obcym, zamorskim języku. Ręka sama powędrowała mu do rękojeści szabli, doskonale wyprofilowana idealnie wpasowywała się w dłoń i prosiła wręcz by jej dobyć. Ze szczeliny w uchylonych drzwiach padała na korytarz poświata świec, dawało się też wyczuć zapach wonnych olejków, ciężki i słodki. Bojan ostrożnie podszedł do drzwi i wejrzał do środka. Wśród oparów unoszącej się tutaj szczególnie gęstej mgły i blasku licznych świec przed ogromnym, zdobionym lustrem siedziała półnaga Mira. Wpatrzona w zwierciadło w którym zamiast niej odbijała się straszna postać. Twarz brodatego mężczyzny o ostrych rysach i koźlich rogach. Niepokojąco czerwona. Przemawiała wibrującym metalicznie, syczącym głosem brzmiącym jak by dobiegał z czeluści straszliwej otchłani. Krew w żyłach Bojana zamarzła nagle i zimny pot wystąpił mu na czoło. Żółte, wężowe ślepia zwierciadlanej postaci wbiły w niego swoje świdrujące boleśnie spojrzenie. Nie mogąc się poruszyć, próbował zamknąć oczy. Z wielkim wysiłkiem udało mu się to zrobić. Potem długo zastanawiał się czy je na powrót otworzyć, a gdy już je otwarł zobaczył że znowu jest w sypialni na dole. Po tajemniczej mgle nie było ani śladu.

 

-Bojan gdzie jesteś?!- Krzyczał Jorgi z holu.– Znalazłeś coś? Zobacz co ja mam!

Na dużym, dębowym stole blondyn zdążył już porozstawiać antałki z piwem i miodem. Pysznie wyglądające boczki i szynki, oraz koszyk z sucharami.– Nareszcie porządne żarcie – mówił mieląc w zębach kawał mięcha.

-Widzę że już dobraliście się do piwniczki – powiedziała Mira schodząc po schodach do holu.– Coś taki blady Bojan? Jedz, musimy nabrać sił przed drogą.– Jej twarz promieniała zdrowo i radośnie. Wyschnięte i rozczesane włosy kłębiły się na jej głowie burzą złotych loków. Podeszła do stołu i nalała ciemnego piwa do trzech glinianych kufli.– Wypijmy za ten sukces.– Uśmiechnęła się szeroko i wzięła kufel w dłoń. Bojan i Jorgi zrobili to samo.– Za ten nasz pierwszy sukces, oby najmniejszy ze wszystkich jakie nas czekają.

-Oby.– Przytakną blondyn i wszyscy stuknęli się kuflami.

-Mm. Smakowity ten trunek.– Bojan wraz z rozchodzącym się u ustach smakiem pysznego, ciemnego piwa zapomniał natychmiast o strasznej wizji sprzed kilku minut. Dopił do dna i zagryzł kiełbasą.

-A słyszeliście o opuszczonym grodzie?– Zagadnął Jorgi.– W górach na południu, w lesistej dolinie leży zapomniany i opuszczony gród. Ponoć tylko miejscowe Wiły znają do niego drogę, ale nikomu nie chcą jej zdradzić. W grodzie tym ponoć pozostały niezliczone dobra i skarby…

Blondyn snuł swoją opowieść o bogactwach zapomnianego grodu do późnej nocy, a z każdym wypitym kuflem rosły one o kolejne góry złota i kosztowności. Bojan wychylał kolejne kufle i zagryzał smakowitymi mięsami, aż nasycił się tak że zupełnie nie mógł się już ruszać. Mira dawno już wymknęła się od stołu i poszła na górę. Opowieść blondyna powoli zamieniała się w niezrozumiały bełkot. Później w przeciągłe i głośne chrapanie. Bojan podniósł się ciężko ze stołka i tłukąc po drodze ozdobny wazon, chwiejnym krokiem wtoczył się do sypialni. Gdy już prawie doszedł do wygodnego łoża, potknął się i legł jak długi na podłodze. Zasnął.

 

Z błogiego snu wyrwało go przenikliwe zimno które wdzierało się przez ubranie i skórę, aż do kości. Bojan otworzył oczy. Nie czół się ani trochę pijany, ani nawet skacowany. Jedyne co czuł to straszliwe zimno i niepokój. Cała sypialnia pokryta była warstwą szronu. W powietrzu unosiła się lodowata, gęsta mgła. Bojan czuł jak szabla przy jego pasie drga niespokojnie i podskakuje, jak by chciała się sama wyrwać z pochwy. Przytrzymał ją, ruszył do drzwi, do holu. Na stole walały się puste antałki, kufle i resztki jedzenia. Po Jorgim nigdzie nie było nawet śladu. Wiedziony przeczuciem ruszył na piętro. Zza uchylonych drzwi sypialni Mistrza Twardowskiego dało się znowu słyszeć wibrujący, metaliczny dźwięk. Bojan czuł się jak we śnie. Wierzył że to sen. Dobył szabli, która zdawało by się sama wyskoczyła z pochwy i rwała się do walki drżąc intensywnie. Słyszał cichy jęk Miry i syczący metalicznie szept. Wciąż niezrozumiały. Stanął w drzwiach. Pośród mgły i blasku świec, Mira oparta o fotel prężyła swoje nagie, ponętne ciało. Wypinała krągłe pośladki w stronę zwierciadła, a w zwierciadlanym odbiciu dało się widzieć demona. Potężny, demoniczny mężczyzna trzymał ją w uścisku swych kudłatych łap i brał ją uderzając raz za razem swymi lędźwiami o jej pośladki. Pogrążona w transie blondynka zdawała się nie widzieć niczego, przez swoje mętne, zamglone, błękitne oczy. Zupełnie nie widzące.

-Niech się skończy ten sen!- Rykną Bojan i uderzył taflę lustra szablą. Z potwornym, potępieńczym wyciem i trzaskiem lustro rozsypało się po zdobionym wzorzyście parkiecie na miliony drobnych okruchów. Mira jak by rażona gromem wyprężyła się i nagle oprzytomniała. Po czym rzuciła się z pazurami na Bojana.

-Co Ty robisz! Oszalałeś? Przestań.– Ryczała uderzając go w twarz. Bojan chciał ją odepchnąć. Nie zauważył nawet jak idealnie wyprofilowane ostrze, praktycznie bez oporu przebija jej brzuch i wychodzi z drugiej strony. Zawisła tak z przerażeniem, wyrzutem i pytaniem w oczach. Z jej ust ściekała stróżka krwi. Nagle spostrzegł że mgła i chłód gdzieś się podziały, zniknęły. Mira zsunęła się z ostrza szabli i w powiększającej się kałuży krwi, wśród milionów odłamków szkła leżała na zdobionym parkiecie. Dudnienie na schodach zdradzało że ktoś wbiega na gorę.

-Mira! Mira! Nie!- Jorgi przerażony wpadł do pokoju i osłupiał na widok swojej konającej siostry. Upadł obok niej na kolana. Próbował ją podnieść, ocucić.– Obudź się siostrzyczko. Obudź się.– Spojrzał na swoje dłonie czerwone od siostrzanej krwi.-Ty!- W jego oczach zapaliły się nagle ogniki nienawiści.– Coś Ty zrobił!? Coś Ty narobił morderco!- Jorgi w jednym skoku zerwał się na równe nogi i skoczył do Bojana dobywając zdobny, zagraniczny oręż, którego nazwy, ani pochodzenia żaden z nich nie poznawał. Starli się i zwarli ostrzami. Na podłogę posypały się iskry, odłamki szkła chrzęściły pod nogami. Bojan słyszał coraz głośniejszy, wibrujący metalicznie śmiech. Zamachnął się i uderzył z furią. Ostrze z sykiem przecinając powietrze uderzyło blondyna prosto w czaszkę, obalając go w jednym momencie na ziemię. Bojan patrzył przerażony na strzaskaną, zakrwawioną twarz przyjaciela. Demoniczny śmiech nie słabł, wręcz przeciwnie, nabierał na sile. Na podłodze w kałuży krwi i odłamków zwierciadła odbijał się rogaty demon, wybuchając raz za razem coraz głośniejszym śmiechem. Bojan obserwował przerażony jak obraz w odbiciu faluje i zmienia się, a potem przybiera jego własną postać. W tym momencie zorientował się że to on się tak śmieje przez cały ten czas.

Wybiegł z sypialni i wywracając się zbiegł po schodach. Wypadł na zewnątrz i nie oglądając się wbiegł w las. W gęstwinę. W głowie wciąż słyszał metaliczny głos.

-Biegnij. Tak. Nie zatrzymuj się. Biegnij na południe…

 

 

Koniec

Komentarze

Bojan wychylał kolejne kufle i zagryzał smakowitymi mięsami, aż jego brzuch był tak pełny że zupełnie nie mógł się już ruszać. – Druga część zdania, po „że”, odnosi się do brzucha. Tzn. wynika z tego, że to brzuch nie mógł się już ruszać.

 

Z jej ust ściekała stróżka krwi. – Ech te strażniczki… Gdyby nie one, to by ta krew z monitora wyciekała :P

 

Takie dwa ci wytknę. Oprócz tego jest jeszcze sporo powtórzeń.

Opowiadanie sympatyczne, ja takie lubię i mi się nawet podobało. Tylko końcówki nie rozumiem. Kim był ten demon i dlaczego kazał bohaterowi biec na południe? I skąd w ogóle wziął się w lustrze?

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Od samego poczatku 'atakują' trochę przytłaczające opisy - ilość używanych przymiotników, które ozdabiaja wszystko i wszędzie, osiagneła chyba w Twoim opowiadaniu masę krytyczną :D
Dużo literówek, błędów interpunkcyjnych i innych drobiazgów, które świadczą o pośpiechu albo niechlujności.
Tekst zbyt zwarty. Chyba lepiej rodzielić tresc na wieksza ilość akapitów.

Podobnie, jak Fasoletti, nie za bardzo załapałem, w czym rzecz w ostatnim akapicie. Niby uczyła się u Twardowskiego, więc pewnie normą jest dawanie odwłoka demonom przez lustro ;) Co jednak z tym południem???

Ibastro, może to jakiś odnośnik do Diablo II? Tylko, że tam szli na wschód. Zawsze na wschód... :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fajny klimat tajemniczego domu :) nawiązując do wypowiedzi lbastro i opisów - po co tak długi i dokładny opis mista Jasnogród skoro większość wydarzeń i to tych najistotniejszych rozgrywa się w chatce w lesie?? I dorzuciłabym jeszcze chociaż ze 2 zdania o rombanku przez lustro, tak pod publikę. 

"Ibastro, może to jakiś odnośnik do Diablo II? Tylko, że tam szli na wschód. Zawsze na wschód... :P"


To z Seksmisji jest, idźmy na wschód, tam musi być jakaś cywilizacja :)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Dziękuję za wszystkie trafne uwagi. Z literówkami i interpunkcją to zawsze mam problem. Że tego nie poprawiłem odpowiednio to faktycznie zalatuje niechlujstwem. Jeżeli chodzi o ilość przymiotników to muszę przyznać że faktycznie miejscami przesadziłem, ale ogólnie lubię przymiotniki ;) Rozbudowany opis miasta i brak jednoznacznego zakończenia wynika zaś z faktu że w założeniu miał być to rozdział I większej całości. Więc dlaczego południe ma takie znaczenie i co tak naprawdę się stało w domiu Mistrza miało się okazać trochę puźniej. 

"trochę puźniej"
Auaaa

Oj tam, oj tam. Z dyktand w szkole zawsze mialem ndst ;)

To doły kopać.

oj tam, oj tam błędy wszystkim i wszędzie się zdarzają, nawet w sprawozdaniu z obrad Rady Języka Polskiego.

A żebyś wiedział że kopie. Masz z tym jakiś problem?

A nie "rowy kopać" :)?

Nie no, loozik. Łączymy się w bulu i nadzieji :] 

rów to forma dołu w końcu ;) Znacie  to z komixxów??  kaczyński mówi do komorowskiego - ktoś tu nie zna zasad ortografii! na to komorowski ripostuje: - ktos tu ma martwego brata!

eLANo i Arctur Vox może sami coś zamieścicie? Albo wysilicie się na jakiś konstruktywny komentarz zamiast czepiac się ortografii i rzucać cwaniackie tekściki na poziomie maminsynka z gimnazjum? 

Nie trzeba być reżyserem ani aktorem, by wiedzieć, które filmy podobają się lub nie. A teksciki były chyba raczej żartobliwe, niźli cwaniackie. Czy warto o to spinać pośladki?

 

To pisałem ja, skryba drugiego stopnia, wyróżniony brązowym piórkiem, nie mylić z brązową nutą. Mam zamieszczone teksty, można po nich jechać. Całuski.

Ja nie mam nic przeciwko temu żeby ktoś pisał że mu sie nie podoba, po to wrzuciłem tu tekst skrybo drugiego stopnia. Ale nie uważam żeby komentarz typu " To doły kopać." był specjalnie żartobliwy. Jak ktoś chce jechać po tekście to prosze bardzo bo po to tu jest. Jednak mimo wszystko zalezy mi na jakiejś konstruktywnej krytyce, a nie "żartobliwym" cwaniakowaniu. Co do spinania pośladów to fakt, spinam. Szczególnie jak jakiś facet śle mi całuski ;)

Ale jest dobrą ripostą na odpowiedź lenia, który próbuje wytłumaczyć nieuctwem błedy w zamieszczanym tekście.

Czepiać się "błedów" każdy potrafi i każdy je też robi czasami. Jedni więcej, drudzy mniej. Moje nieuctwo to kwestia insza i nie ma co jej roztrząsać. Poza tym wcześniej przyznałem że tekst zamieściłem niechlujny i pracuję nad jego poprawioną wersją, a tłumaczenie dotyczyło błędu w komentarzu, nie w samym tekście ;P 

Chciałeś tekstu ode mnie, nieudacznego, leniwego krytyka? To powinieneś dzisiaj go znaleźć. O nie, nie publikuję tylko dlatego, żeby udowodnić Ci zdolność do konstruktywnego działania, niemniej dobrze trafiłeś z tym wyzwaniem.

Wyzywanie kogokolwiek na internetowym forum mnie nie interesuje. raczej chciałem zachęcić do kreatywnego działania ;) Zamieszczaj, zamieszczaj. Chętnie przeczytam.

Nowa Fantastyka