- Opowiadanie: polo - Ciężki dzień

Ciężki dzień

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ciężki dzień

Po przebudzeniu dzień zaczął się normalnie. Odświeżający prysznic, poranna kawa i papieros później obfite śniadanie – najlepszy sposób na zabicie kaca. Wybór stroju do pracy, kilka chwil poświęconych próbie przypomnienia sobie wczorajszej zabawy i drogi powrotnej do domu. W końcu gotowy do wyjścia po odnalezieniu kluczy, telefonu i portfela zamknąłem za sobą drzwi i wtedy się zaczęło. Już na progu potknąłem się o coś i wyrżnąłem jak długi. Upadłem niestety niefortunnie, zahaczając w locie bokiem o barierkę. Bolało jak diabli. Gdy już się pozbierałem i zapaliłem światło na klatce schodowej okazało się, że przyczyną mojego upadku i bólu żeber jest mój znajomy Sławek z którym wczoraj balowałem. Spał w najlepsze na mojej wycieraczce zupełnie niewzruszony tym, że na niego wpadłem i narobiłem tyle hałasu. Pozbierałem go z podłogi i zaniosłem do siebie do domu. Niestety odwdzięczył mi się obfitym pawiem, który wylądował prosto na moje spodnie. Rzuciłem kumpla na łóżko i napisałem mu liścik żeby do minie zadzwonił jak się obudzi, obok położyłem zapasowe klucze od domu. Przebrałem się wyszedłem szybko zamykając za sobą drzwi na klucz. Pognałem na dół po schodach.Czas zaczynał mnie gonić a nie wypadało spóźnić się do roboty po raz siódmy w tym miesiącu. Lekko już wkurzony wypadłem z klatki i tu czekała na mnie kolejna niespodzianka. Jakiś debil rozwalił śmietniczkę przed blokiem a na domiar złego ktoś przed tym nieźle do niej nahaftował. Z pośpiechu nie spojrzałem nawet pod nogi i znowu leżałem jak placek przy okazji nabijając sobie niezłego guza na głowie. Byłem już całkiem wkurzony. Cały ufajdany w śmieciach i innych nieciekawych rzeczach pognałem na górę ponownie się przebrać. O zdążeniu na autobus nie było już mowy. Wpadłem do domu, przebrałem się zakładając na siebie obojętnie jakie ciuchy, zamówiłem taksówkę i wyleciałem z domu jak pocisk. Niestety mój pech dopiero pokazywał na co go stać. Piętro niżej wpadłem na mojego "ulubionego" sąsiada. Największy kibol w dzielnicy, totalna recydywa, tatuaży więcej niż obrazków w komiksie ogólnie człowiek którego nie chciało by się spotkać po zmroku nawet pod latarnią nie mówiąc już o ciemnym zaułku. Powiedziałem szybkie " Dzień dobry" i spróbowałem minąć go bokiem. Nie udało mi się. Nawet nie zauważyłem z której strony nadleciał cios. Dopiero po pewnym czasie zorientowałem się, że po raz kolejny dzisiejszego dnia leże na glebie a do bólu żeber i głowy dołączył potworny ból lewej strony twarzy."Kochany" sąsiad odwrócił się na pięcie i poszedł do domu na odchodne rzucając przez ramie teksw stylu " odechce ci się śpiewów po nocy". To była po prostu przesada, nawet nie wiem o co mu chodziłoł w Wróciłem do domu, przemyłem twarz i obejrzałem w lustrze. Śliwa pod okiem pojawiała się momentalnie. Miałem dojść ale do pracy musiałem iść. Poczłapałem się na dół i wsiadłem do taryfy. Kierowcą był młody chłopak który już na wstępie powiedział, że nie sądził, iż pierwszego dnia pracy na swojego pierwszego klienta będzie musiał tyle czekać. Podałem mu adres i nie wdawałem się w dalsze rozmowy. Wyjąłem portfel żeby sprawdzić ile zostało mi kasy lecz tu czekała na mnie następna niespodzianka. Całkowity barak gotówki. Znalazłem tylko rachunek z clubu na sporą sumę który widocznie zapłaciłem w całości sam. Niestety okazało się, że najgorsze dopiero przed mną. Jak się później okazało jakiś idiota przekręcił kilka znaków drogowych niedaleko mojego bloku.

Wypadek był dosyć poważny.Obudziłem się w szpitalu następnego dnia rano. Bolało mnie dosłownie wszystko i nie mogłem się ruszyć. Pielęgniarka poinformowała mnie, że mam złamanych kilka żeber, obie ręce i prawą nogę i że resztę wyjaśni mi lekarz jak się zjawi. Powiedziała też, że mam szczęście bo guz na głowie i śliwa pod okiem świadczą o tym, że musiałem nieźle w coś przywalić a nie mam nawet wstrząsu mózgu. Załamałem się. To był najgorszy dzień w moim życiu.

Po południu wpadł do mnie Sławek. Powiedział, że nie mógł się do mnie dodzwonić więc zadzwonił do mojej pracy. Tam powiadomiono go, że się nie pojawiłem i poproszono go o poinformowanie mnie, że jestem zwolniony. Wychodząc z mojego domu usłyszał o jakimś wypadku wiec zadzwonił na pogotowie i tak dowiedział się co mnie spotkało.Powiedział oczywiście, że bardzo mu przykroi przyznał, że to rzeczywiście jest chyba najgorszy dzień w moim życiu. Na pocieszenie dodał, że przynajmniej poprzedni wieczór mieliśmy fajny na co ja stwierdziłem, że i tak połowy nie pamiętam. Streścił mi nasze przygody a to co usłyszałem dobiło mnie doszczętnie :

– Wczorajsza imprezka była po prostu rewelacyjna. Super wypad na miasto ze znajomymi, kilka piwek zmiksowanych z mocniejszym alkoholem jako gwarancja wesołego humoru, dużo tańca w celu uniknięcia końca pod stolikiem no i oczywiście towarzystwo pięknych kobiet których imienia następnego dnia na pewno nie trzeba pamiętać. Odlotowa biba. Powrót także nie był nudny. Głośne śpiewy na środku ulicy tylko po to żeby sąsiedzi nie zapomnieli o naszym istnieniu, jakieś rozwalone śmietniczki bo stały na drodze i głupio się gapiły, parę przekręconych znaków drogowych co by kierowcy rano mieli o czym gadać. W końcu padłem pod twoimi drzwiami a ty nawet tego nie zauważyłeś.

W tej samej chwili na orbicie naszej planety a statku badawczym Kriltonów główny badacz wyłączył holoprojektor, usiadł w fotelu który lewitował obok niego i zapadł w głęboką zadumę. Po paru chwilach na głównym ekranie pojawił się sygnał nadchodzącego połączenia. Stanął na baczność i rozkazał oficerowi łącznościowemu przyjąć połączenie :

– Jak wyniki naszych wstępnych badań ? – spytał dowódca statku matki.

– Wygląda na to, że nasze promienie działają lepiej niż się spodziewaliśmy – odpowiedział

– Wyjaśnij – polecił dowódca.

– Głównym założeniem była próba zwiększenia szans na poniesieni przez badany obiekt konsekwencji swych czynów. Spodziewaliśmy się wyników w granicach 5-10 % – poinformował

– Jakie są wyniki końcowe ? – dowódca był wyraźnie zaciekawiony.

– 100 % skuteczność – powiedział badacz z dumą.

Koniec

Komentarze

Tekst się czyta. Spodziewałem się ostrego skrętu, jakiejś nietuzinkowej puenty. Niestety, może dlatego, że jest rano, końcówka zrobiła wrażenie słabe, zaleciało gimnazjum...

Taa... Młodość. ;-)

ciekawe i dobrze się czyta.fajny pomysł na opowiadanie

Pasuje na ilustrację do "Kamiennej tratwy" Jose Saramago ;) Czytałeś może? Tylko kształt się nie zgadza :) Podoba mi się, zresztą jak i inne Twoje prace.
Pozdrawiam

Nowa Fantastyka