
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
„Zastanawiałeś się może kiedyś jakby to było, gdyby twoje życie trwało wiecznie? Kiedy ogarniałaby cię wieczna pustka, pozbawiony uczuć gnałbyś przed siebie szukając spokoju w śmierci? Usiądź, posłuchaj co mam ci do przekazania.”
Szczęk broni, gwałtowny świst i bestia jak rażona piorunem legła na ziemi bez skowytu. Jej głowa potoczyła się przez trawę wprost pod nogi wojownika. Nazywali go „Kafzielem”, co w języku elfów znaczy „pół bies”. Tak długo trwało jego przekleństwo, że on sam obawiał się, ze zapomni nawet jak się zwie naprawdę. Był to człowiek drobnej budowy, ale o wielkiej sile i odwadze. W jego oczach było widać ogromne doświadczenie oraz coś co wprawiało w odrętwienie każdego, kto chciał poznać jego duszę. To było coś mrocznego, tajemniczego a zarazem pociągającego. Zielona, spokojna barwa splatała się z dzikością brązu i niebywałością błękitu.
Dobra, robota skończona– burknął i ruszył w głąb lasu. Drzewa wydawały mu się dziwnie niespokojne. Słyszał ich szepty. Natura była czymś, w czym szukał oparcia, zrozumienie. Tutaj czuł się jak w domu. W przyrodzie znajdował oparcie i zrozumienie dla jego przeklętej, drugiej natury.
Siedząc przed ogniskiem, jego zmysły zaniepokoiły się, zaczęły szaleć. Pędem ruszył we wschodnim kierunku. Po chwili ujrzał bandę porywaczy i z tego co wywnioskował, trójkę więźniów. Bandyci byli wyposażeni w metalowe, pełne zbroje oraz długie miecze. Na płaszczach mieli wyszyty jakiś herb. Kafziel zaczął wybijać strażników po kolei. Kiedy uporał się ze strażą, rzucił się na Herszta i resztę napastników. Niezwykle przemyślany element zaskoczenia sprawił, że walka nie trwała długo. Kluczem otworzył celę. Wyszła z niej młoda kobieta, oraz dwóch mężczyzn. Po ich posturach bohater wywnioskował, że prawdopodobnie mieli służyć jako ochrona. Czy ty wiesz komu pomogłeś?– powiedziała kobieta– czy ty wiesz komu się naraziłeś ratując nas? Kafziel schował miecz do umiejscowionej na jego plecach pochwie– nie, nie wiem i szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to. Kobieta lekko zdziwiona postawą mężczyzny, wpatrując się w jego niezwykłe oczy rzekła– jak cię złapią to cię spalą…. Przybysz nie przejął się tym zbytnio– Ha! Aby to raz próbowali– bohater odwrócił się w stronę lasu. Po krótkiej chwili usłyszał za sobą ponownie kobiecy głos– Hej! A może pomożesz nam? Zdaje się że wyśmienicie znasz ten las, a my potrzebujemy przewodnika. Jeden z ochroniarzy szepnął pannie– można mu zaufać? Nie wiemy kim jest. Kobieta odparła– nie wiem, ale nie mamy innego wyjścia, musimy się stąd wydostać. Kafziel odwrócił się, spojrzała nich potem na las. Po chwili milczenia odrzekł– Dobrze, ale zaprowadzę was do wyjścia oddalonego od miast. Kobieta odparła– Dobrze nieznajomy. Dziękuję.
Droga wiodła przez najczarniejszą puszczę Alabion. Kafziel doskonale znał tutejszy las. W ciągu 3 dni znaleźli się na jego skraju. – To tutaj. Kierując się na wschód, za dwa dni powinniście dotrzeć do niewielkiej osady Asgan.– – Dziękuję nieznajomy, być może jeszcze nasze drogi kiedyś… – Bohater poczuł się nie swojo, wyczuł dziwne, nie dające mu spokoju zagrożenie. Wszystko ucichło, głos kobiety również, nie słyszał nic, prócz własnych zmysłów. Wdrapał się na drzewo, to co ujrzał, naładowało jego serce bólem i cierpieniem. – Las się pali!! – krzyknął. – To z pewnością oni, Pani – jeden z ochroniarzy szepnął. – Jacy oni!? – pełen wściekłości Kafziel chwycił go za gardło i uniósł wysoko nad ziemią. – Czy to przez Was las się pali? – – obawiam się, że tak nie znajomy, to oddziały króla Aventurii , Grahomixa.– Kobieta zwróciła się do niego spokojnym tonem, uspokajając gniew przewodnika. – Teraz nie masz wyjścia, możesz wrócić i zginąć, albo pójść z nami. Twoja pomoc na pewno by się nam przydała.– – hmm. Pomogę Wam pod jednym warunkiem. Oni są moi– Ruszyli na wschód, dotarli do dużej wioski Asgan. Ruszyli w stronę gospody. Ludzie z nieufnością i strachem wpatrywali się na przybyszów, szczególnie na Kafziela. – to on?– tak. To strażnik lasu– . – Masz tu niezłą renomę co? – rzucił ironicznie jeden z ochroniarzy. – Nie twój interes. Drzwi gospody otworzyły się, przybysze usiedli w rogu pomieszczenia. Karczmarz uważnie się im przypatrywał. – Pójdę po coś do picia i przy okazji spróbuje zyskać jakieś informacje – kobieta oddaliła się od towarzyszy. -Najlepszy miód jaki macie gospodarzu– – Robi się . Karczmarz zaczął nalewać piwo. – Orientujesz się może, jak daleko stąd do Ferrok?– – będą jakieś cztery dni marszu wzdłuż rzeki Pani – – hmm. Wydarzyło się tu może ostatnio coś niezwykłego?– – taaa… Nawet dwie rzeczy – kobieta z zaciekawieniem słuchała gospodarza – pojawili się tutaj kilka dni temu żołnierze gwardii Aventuryjskiej, a dziś spotykam Was z niezwykłym towarzyszem.– wskazał wzrokiem na Kafziela. – To nasz przewodnik, wyprowadził nas z mrocznej puszczy.– – Wy nie wiecie kim on jest prawda?– karczmarz spojrzał na nią pytającym wzrokiem, nie zdążył otworzyć ust gdy obok nich zjawił się łowca. – Chyba dość już się tutaj nastałaś. Gospodarzu, cztery pokoje– to mówiąc rzucił cztery złote monety. Kobiecie nie dały spokoju słowa karczmarza i postawa przewodnika. Sprawiło to, że zaczęła bardziej interesować się nowym towarzyszem. Weszła do pokoju podróżnika. – Jak ci na imię towarzyszu? Podróżujemy już kilka dni i nie zamieniliśmy praktycznie słowa.– – Nazywają mnie Kafzielem, a Ciebie?– – Agulaj. Czemu ludzie tak dziwnie Ci się przypatrują i ostrzegają nas przed tobą?– – to przesądy. Jeżeli zamieszkasz w lesie, i zaczniesz prowadzić życie pustelnicze, to zdziwaczejesz również w ich oczach– Kafziel jednak wydawał się być kimś innym dla niej, kimś odległym, kimś komu nie może zajrzeć w duszę. To ją przerażało ale i ciekawiło zarazem.– Dokąd zmierzamy?– – Do Ferrok– – Ferrok…. Hmm…– Kafziel zamyślił się. – Znasz tam kogoś?– – Znałem wiele osób, teraz to tylko wspomnienie – – mieszkałeś tam? – może tak, może nie… , czego tam szukamy? – – jest tam mój przyjaciel, który nas ukryje – – teraz w zamian za pomoc, chcę abyś powiedziała mi co tu jest grane – – Nie powinnam… ale zawdzięczamy Ci wiele. Ja i moi ludzie, jesteśmy członkami rebelii. Grahomix, bezprawnie zasiadł na tron, zasiał deszcz terroru wśród poddanych, staramy się sprzeciwić się mu jak możemy, a z czasem obalić jego rządy– – Czyli to on jest źródłem moich problemów? Ach miałem już się nie bawić w takie rzeczy… ale teraz nie mam wyjścia. Rano ruszamy, lepiej odpocznij.
Kafziel wstał jeszcze przed świtem, przejrzał jeszcze raz swój ekwipunek, po czym zaczął przygotowywać broń. W jego głowie wirował tajfun myśli i wspomnień. „ Ferro, Ferrok…, królestwo Galeona…, ale dlaczego?, Aventuria, Grahomix… hmm Grahomix, czyżby potomek Galeona? Nie… niemożliwe, jego dynastia upadła… a może.” Z transu wyciągnęły go otwierające się ze skrzypem drzwi, w środku stanęła Agulaj.– jesteśmy gotowi do drogi – – To dobrze, nie marnujmy czasu – Ruszyli w stronę zachodniego brzegu rzeki Avalon, najstarszej rzeki na całym kontynencie. Pośpiesznie przemieszczali się wzdłuż brzegu. Na dziesiątym kilometrze skręcili na wschód, w stronę kamiennego lasu. – Kafzielu? Dlaczego skręciliśmy na wschód? Przecież wskazano nam drogę wzdłuż rzeki.– Kafziel nie odwrócił się– W lesie łatwiej się ukryć, stracimy trochę czasu, ale dotrzemy na miejsce bezpieczni.– Łowca po chwili ciszy zadał Agulaj pytanie– Co za emblematy na sobie mieli królewscy strażnicy, którzy was przetrzymywali?– – Rubin na tle frankońskiej tarczy. Czemu pytasz?– – Czysta ciekawość.– – Ty coś ukrywasz, prawda?– Kafziel nie odpowiedział na jej pytanie, zatrzymał się, w dziwaczny, nieludzki sposób zaczął węszyć.– Tutaj rozbijemy obóz– – Zatrzymujemy się? Dlaczego? Nie mamy czasu na zwłokę!- oburzył się jeden ze strażników, co wyraźnie lekko zdenerwowało wojownika.– Jak ci na imię?– – Aaron, a co masz do tego?– – to jest kamienny las, żyją tu pewne zwierzęta, zwą się Drahhakami.– – i co z tego?– Łowca cierpliwie zniósł arogancję Aarona– te zwierzęta rozszarpią cię na strzępy zanim mrugniesz okiem, wystarczy, że cię usłyszą i poczują twój zapach, potem nie będzie już odwrotu– – A więc dlaczego się zatrzymujemy?– rzekła Agulaj. – Ponieważ Drahhaki nie lubią światła, trzymają się głównie bardzo ciemnych lasów, albo ruin. Mają bardzo czuły wzrok, nie widzą na dalekie odległości, a światło strasznie je pali. Nie zbliżą się do ognia. – Kafziel zaczął rozgrzebywać podpalone ognisko, po chwili Agulaj zabrała głos.– Dobrze, zdamy się na ciebie, widzę że nie mamy wyjścia.– – W rzeczy samej– Odrzekł nieznajomy– ja popilnuje ognia, wy idźcie spać. Drużyna wtuliła się w ramiona Morfeusza, natomiast Kafziel popadł w zadumę. W głowie miał tysiące pytań i różnych myśli. Siedząc tak zaskoczyło go coś niepokojącego, coś naturalnego, wszak bezpiecznego, ale nie w tym przypadku – Deszcz!!- Kafziel zbudził resztę ekipy, kazał przygotować broń. – Co teraz? – pytanie rzucił drugi strażnik Baldor. Mały, ale krępy wojownik przypominający trochę krasnoluda. Twarz miał pogodną, młodą ale doświadczoną.– Musimy znaleźć bezpieczniejsze miejsce, poruszajmy się powoli, i bezszelestnie to nic nam nie będzie.– Kafziel prowadził ekipę, uszli kilka metrów, po chwili zobaczyli bestię. Potwór miał kolo trzech metrów wysokości, szpony lśniły się jak stal, rogi i zęby lśniły jak swierzo wypolerowane. Kafziel rzekł szeptem – Stary Drahhak, ma ze 20 lat, jeżeli nie chcemy mieć kłopotów, to nie ruszajcie się i starajcie się nie denerwować, zapach go przyciągnie.– cisze zakłócił niepokojący trzask łamanej gałęzi. Drahhak powoli zbliżył się w stronę drużyny i rzucił się na Agulaj. Kafziel odepchnął dziewczynę, po czym wdał się w bój z bestią. Aaron próbując wykorzystać element zaskoczenia zaatakował pierwszy. Bestia z olbrzymią gracją uniknęła ataku i dźgnęła wojownika prosto w ramię.– Zostawcie go! Wyczuwa każdy wasz ruch. Baldorze zajmij się Aaronem, ja spróbuje uniknąć zagrożenia.– Kafziel nie zastanawiał się długo, pobiegł w las. Fortel udał się, i bestia pobiegła za nim. Łowca wyprowadził bestię na polanę gdzie stoczył z nią bój. Po niedługim czasie odnalazł towarzyszy. Przyprowadził ze sobą martwe truchło potwora. – Ja… jak udało ci się to zabić?– Aaron leżał oparty o skałę przypominającą korzeń drzewa.– Musiałem odciągnąć ją od reszty, inaczej rzuciłaby się na każdego, a tak skupiła się tylko na mnie. To ułatwiło mi zadanie.– Kafziel powiesił truchło na drzewie.– Chodźmy, reszta tych bestii zajmie się padliną, to da nam trochę czasu.– Zanurzyli się w las. Po godzinie marszu znaleźli coś co przypominało drewnianą chatę. – Wy zostańcie tutaj, ja wejdę do środka i obadam sytuację– Kafziel otworzył drzwi izby, w środku nie było nikogo.– Dobra! Możecie wejść, zdaje się że ta chałupa jest od dawna opuszczona.– Reszta weszła do środka. Baldor ułożył Aarona na łóżko. Agulaj zaczęła opatrywać mu ranę. Łowca siedząc w kącie chaty rozpalał ogień i przygotowywał posiłek. Po wieczerzy przeszukali mieszkanie.– Nic tu nie znajdziemy– rzekł Kafziel– Dom jest od dawna opuszczony.– -Myślisz, że pozbyły się ich Drahhaki?– rzekła Agulaj lekko przestraszona.– Raczej nie, inaczej byłoby widać ślady walki. Grrr…– – Co się stało?– Wojownik ściągnął koszulę, na ramieniu miał ranę w kształcie półksiężyca.– Nie do końca wyszedłem bez szwanku z tamtej walki, Drahhak ugryzł mnie.– Agulaj zaczęła obserwować ranę. – To coś poważnego?– Kafziel sięgnął po niewielki tobołek. – Drahhaki wydzielają truciznę którą alchemicy zwą pocałunkiem śmierci, a łowcy, trupim jadem. Powoduje gnicie organizmu, to ułatwia trawienie Drahhakom.– Łowca zaczął przemywać ranę kawałkiem rośliny. – Widzisz tą roślinę? Zapobiega działaniu trucizny. Nazywa się to księżycowym mleczem. Kwitnie tylko podczas pełni. Wrr… Powoduje też chwilowy szał. Lepiej będzie jak wyjdę do sąsiedniej izby– Kafziel zamknął za sobą drzwi. Z pokoju obok dało się słyszeć potworne ryki, wrzask pełen bólu i cierpienia. Wszystko ucichło dopiero nad ranem. Agulaj zastała wojownika leżącego na podłodze bez ruchu, na rękach zauważyła skrawki sierści, ale nie miała pojęcia skąd się wzięła. Kafziel ocknął się. Wyglądał jakby trudził się nad czymś całą noc.– Długo spałem?– – koło czterech godzin. Co tu się działo?– – To tylko skutek uboczny mleczu, nic wielkiego. Gotowi do drogi?– Aaron skrzywił się i powoli podniósł– Taa, nie mam zamiaru siedzieć w tym przeklętym miejscu– – To świetnie, im szybciej wyjdziemy z lasu tym lepiej dla nas.– Przed zmrokiem wyszli z mrocznej kniei. Kobieta zaczęła uważniej przypatrywać się przybyszowi, wydawało jej się, że ukrywa przed nimi coś bardzo ważnego… coś złego. Aż do Ferrok było całkiem spokojnie, żadnych ataków, żadnych opóźnień. Wojownik zwrócił się do towarzyszy. – Dobrze. Jak chcecie wejść do miasta?– Agulaj zabrała głos. – Niedaleko stąd jest podziemne przejście, prowadzi kanałami do naszej podziemnej kryjówki, mam nadzieję, że dalej tam się mieści.– Grota znajdowała się tam gdzie wskazywała kobieta. Drużyna przebrnęła się przez kanały, aż doszli do niewielkiej kwatery gdzie stało dwóch strażników. Kiedy ujrzeli Agulaj, nie zadawali pytań tylko wpuścili wszystkich do środka.– Dokąd idziemy?– rzekł Kafziel. – Do Jahla, naszego mędrca, potężnego czarodzieja, i najstarszego człowieka w całym królestwie.– Agulaj prowadziła drużynę aż do niewielkiej wyrwie w ścianie z której biło dość intensywne światło. Kafziel wszedł pierwszy. Czarodziej na jego widok zamarł.– Cor… nie… ale… to naprawdę ty! Gdzieś ty się podziewał przez te lata?– Agulaj ze zdziwieniem wtrąciła – Znacie się? – – Od bardzo, bardzo dawna.– Zwracając się do czarodzieja. – Zaszyłem się w lesie Alabion. Twoja ekipa i tutejszy władca zmusił mnie do opuszczenia puszczy.– – A więc zrobiłeś tak, jak radził ci Kavalorn, uciekłeś się do natury. Zdało to egzamin?– Kafziel dobrze pamiętał swojego mentora. Traktował go niemal jak ojca. Wiele czasu spędził w osamotnieniu, lecz ta postać na zawsze pozostał droga jego sercu. – W większej części. Jednak nadal nie jest do końca tak, jak być powinno.– – Rozumiem. Agulaj!- zwrócił się do kobiety, która słuchała ich z ciekawością. – Mów, że dziecko, co się stało, jak was złapano i dlaczego znaleźliście się aż w Alabionie? – – Porwali nas ludzie Inkwizytora Rota. Wywożąc nas do Alabionu wspominali coś o bestii, przekleństwie i błękitnej linii krwi.– Czarodziej i Łowca spojrzeli na siebie. Stali tak przez chwile, po chwili mag zabrał głos.– Rozumiem. Jednak cieszę się, że znalazłaś przewodnika i wróciłaś cała do domu. Idź, odpocznij, ja porozmawiam z naszym towarzyszem.– Drzwi zamknęły się. Kafziel upewnił się, że nikt nie podsłuchuje. Usiadł, zaczął się wpatrywać w starca. Ten skończył parzyć herbatę, napełnił kubki i ciągnął. – Corranie, jest tyle rzeczy o których musimy porozmawiać, że nie wiem od czego zacząć – – Najlepiej od początku przyjacielu – to mówiąc Łowca sięgnął po kubek z napojem. Czarodziej ciągnął dalej. – Wiele się pozmieniało od tamtego czasu.– – Jakiego czasu?– – Wiesz jakiego. Minęło już tyle lat… a wciąż wyglądasz tak młodo… klątwa wciąż działa prawda? – Wojownik przytaknął mechanicznie głową. Mag ciągnął dalej– Tajemniczy i mroczny. Nic się nie zmieniłeś– – Czy to źle?– – Nie! Nie… skądże. Po prostu byłem ciekaw.– Siedzieli tak chwilę w milczeniu popijając herbatę. Kafziel zniecierpliwił się w końcu.– Starcze, miałeś mi coś do przekazania, przekazuj więc– Jahl opowiedział Kafzielowi o kolejnym potomku Królów, o nieciekawej sytuacji w państwie i rebelii. Grahomix, wnuk Alabiosa, zasiadając na tron zasiał tyranię. Zaszył się w Vatarhas, twierdzy inkwizycji. Rot, wielki inkwizytor, w jego imieniu prowadzi apele publiczne, twierdząc, że zakon Srebrnej Tarczy był odpowiedzialny za pojawienie się demonów w królestwie i rozwiązano go. Od tamtej pory, inkwizycja stała się największym organem bezpieczeństwa w państwie. Pomagali królowi szerzyć tyranię pod maską prawości i cnoty. W rzeczywistości demony pojawiły się w dziwny sposób w królestwie, ale dzięki interwencji inkwizycji ich liczebność zmalała. Tyranii i nieprawości stawiają czoła niedobitki z zakonu Srebrnej Tarczy oraz królewska córka Agulaj, która wciąż nie wierzy w to, że za tym wszystkim stoi jej ojciec.
Kafziel dobrze znał Alabiosa i wiedział do czego był zdolny, ale nigdy nie uciekłby się do tyranii. Zastanawiało go odsunięcia zakonu od króla. Elita królewskiej armii zastąpiona mnichami? Coś tutaj nie pasowało. Wojownik i Mag doszli do wniosku, że należy dowiedzieć się skąd nagle taki ich wpływ i tyrania w państwie. Kafziel ze względu na dawną przyjaźń zgodził się mu pomóc.
– Jak chcesz to zrobić?– Corran spytał czarodzieja– – W Ferrok znajduje się prawa ręka Rota, Argho. Moglibyśmy wyciągnąć z niego parę przydatnych informacji– – Mag nie da się złapać– – Musisz spróbować, w najgorszym wypadku przeszukaj jego komnatę, może znajdziesz coś co będziemy mogli wykorzystać.– – Komnata? Czyli celem jest zamek Fehros? Nie będzie łatwo– – Znasz ten zamek jak własną kieszeń– – Będę potrzebował przynajmniej dwóch ludzi do pomocy– – Dostaniesz Bernoka i Ghalahada, to nasi najzręczniejsi złodzieje– – Doświadczeni?– -Nie tak jak ty, ale nadadzą się. Na kiedy mam ich przygotować?– – Jutrzejszy wieczór.– Wojownik został jeszcze chwilę z magiem. Jahl kazał wskazać przyjacielowi izbę. Pomieszczenie, o dziwo było dość przestronne i dobrze oświetlone. Drewniany stolik, dwa krzesła i posłanie. Kafziel rozejrzał się po izbie i rozgościł się. Noc przyniosła mu wiele wspomnień. Przebłyski jego przeszłości, dawnych grzechów i przekleństwa. Zerwał się z łóżka zlany potem i odczuwająć ból w klatce piersiowej.– Ty chyba nigdy się nie poddasz…– Corran toczył bój z samy sobą, nie chciał aby bestia stała się silniejsza niż on sam. Nie tym razem… nie teraz…. Rano obudził się na podłodze cały w ranach. Wygrał tą walkę, ale wiedział, że nie zawsze tak będzie. Zebrał się i wyszedł w miasto nie mówiąc nic nikomu.
Rozległo się stukanie do drzwi Jahla.– Tak?– To ja, Agulaj. Chciałabym porozmawiać– – Wejdź dziecko.– Drzwi otworzyły się z leniwym piskiem, w progu stała dziewczyna.– Usiądź. Co cię trapi?– – Nasz przewodnik– – Kafziel? Wydaje się straszny, ale można mu zaufać.– Czarodziej powiedział to z lekki uśmiechem na twarzy– Tak, zauważyłam, że jego przybycie dodało Ci otuchy. Kto to jest?– Mag głęboko odetchnął. Usiadł naprzeciwko niej i zapalił fajkę.– Są rzeczy do których nie powinno się wracać, o których należałoby zapomnieć dziecko. Kafziel jest właśnie tym wspomnieniem.– – Nazwałeś go Corranem. To jego prawdziwe imię?– – Zawsze byłaś dociekliwa. Tak to jego prawdziwe imię. Nazywa się Corran Darcey i to wszystko co powinnaś wiedzieć.– – Nigdy nie byłeś taki tajemniczy starcze.– – Czasy się zmieniły Agulaj. On będzie nam bardzo potrzebny do zakończenia tego konfliktu.– – Dobrze, zaufam Ci. Ale jemu nie. Jest jakiś dziwny, boję się go.– – I powinnaś dziecko i powinnaś– Agulaj niepewnie opuszczała Jahla, miała do niego jeszcze mnóstwo pytań. Wiedziała jednak, że i tak pozostaną bez odpowiedzi. Poruszała się smętnie po obozie. Nie ufała przybyszowi, tak jak jej towarzysze, ale nie miała wyjścia. To Jahl sprawował tu władzę. Co on ukrywa? Wojownik ciekawił ją tak samo, jak napawał lękiem. Z zamysłu wyrwał ją zaniepokojony Baldor– Coś się stało, Pani?– – Nie Baldorze– Odrzekła z uśmiechem– zamyśliłam się tylko. Jak twoja rana?– – Goi się, dziękuję. Co z naszym przewodnikiem? Mam się z nim zabrać do zamku, a wciąż nie wiem co planuje.– – Jahl mówił, że można mu zaufać. Musisz czekać.– Przeszli tak w milczeniu parę kroków. Kryjówka buntowników w kanałach miasta, była jedyną sensowną i najbliższą kryjówką. Olbrzymie miasto Ferrok, kryło pod sobą ogromną sieć kanałów, która przypominała labirynt. Łatwo było się w nim zgubić. Baldor stanął– coś jest nie tak.– – Co się stało Baldorze?– – Ten zapach… siarki. Coś się pali?– – Tutaj? Niemożliwe– Agulaj i Baldor pobiegli korytarzem z którego było czuć odór. Zapach robił się coraz intensywniejszy, w końcu zauważyli olbrzymie, martwe truchło jakiejś istoty i mężczyznę pochylającego się nad stworzeniem. Baldor podszedł cicho, aby nie spłoszyć mężczyzny, powoli wyciągnął broń– Baldorze, nie musisz się tak skradać. To tylko ja– – Kafziel?– Agulaj nie kryła ździwienia– Co ty tu robisz? I co to za istota?– – Myślałem, że ty mi powiesz, nie widziałem nigdy czegoś podobnego.– Baldor oglądał truchło. Bardzo przypominał mu stwora z opowieści okolicznych wieśniaków, co majaczyli o demonach wychodzących z ziemi. Towarzysze słuchali go uważnie. Istota wyglądała jak nie z tego świata, zamiast krwi biły od niego strugi ognia.– Jak go zabiłeś?– odrzekł ochroniarz.– Po prostu, walczyłem z nim. Był diabelnie silny, ale jego skóra czy też skorupa była strasznie miękka. Wydaje mi się, że kierował się w stronę obozu.– – Jak to w stronę obozu?– na twarzy kobiety ukazał się grymas zdziwienia.– Wydaje mi się, że kierował się czymś w rodzaju węchu. Dobrze znał drogę, nie zatrzymywał się.– – A ty w ogóle co tu robisz?– – Wyszedłem w miasto, aby przygotować się do infiltracji zamku kiedy natknąłem się na dziwny zapach siarki dochodzący z kanałów. Szybko wytropiłem stwora.– – To widzę– Agulaj zwróciła się do Baldora, aby ten skończył badać zwłoki i ruszyli natychmiast do obozu. Tym razem wracali w trójkę. Agulaj dręczyła Kafziela pytaniami dotyczącymi nocnego wypadu do zamku. Wojownik zapewniał dziewczynę, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, ponieważ on sam zna zamek jak własną kieszeń. Dziewczyna nie ukrywała troski o własnych ludzi. Kafziel nie omieszkał zapewnić ją o powodzeniu misji i zapewnił, że nikomu nie stanie się krzywda. Wyczuwał jej brak zaufania, ale nie raziło go to. Nie zamierzał nawet o nie walczyć.
Przed zachodem słońca Kafziel zebrał drużynę. Ku zdziwieniu Jahla, wziął również Baldora tłumacząc się, aby chłopak nabrał doświadczenia. Wojownik ustalił plan działania. Przygotowania nie trwały długo i drużyna ruszyła na zamek. Do zamku dostali się przez loch, który miał bezpośredni kontakt z miejskimi kanałami.– Teraz ostrożnie panowie, zamek jest dobrze strzeżony. Nie chcemy wpadki, więc poruszamy się bezszelestnie. Bernok i Ghalahad, pójdziecie do komnaty kapłana i poszukacie czegoś co może nam się przydać, ja i Baldor spróbujemy go przechwycić. Nie możemy tracić czasu, za dwadzieścia minut nie ma być tu po nas śladu. Rozumiemy się?– Wojownik rzekł surowo. – Zrozumiano!- z entuzjazmem odrzekł Bernok. Kafziel i Baldor przeszli przez wieżę wartowniczą, pozbywając się wartowników. Akcja szła sprawnie i cicho. Po chwili Wojownik zatrzymał się. – Baldorze, zaczekaj tutaj. Chcę mieć pewność, że droga ucieczki jest czysta. Dopilnujesz tego?– – Owszem, chociaż wolałbym iść z Tobą– – Nie teraz. Obiecałem, że wrócisz cały i zdrowy. Zaczekaj tutaj.– Łowca ruszył dalej. Poruszał się z kocią gracją, mijając strażników. Dotarł do sali sakralnej. W pokoju alchemicznym znajdował się Asgard. Kafziel bezszelestnie podkradł się do niego i chwycił go za ramię. Ten z krzykiem obrócił się i spojrzał na napastnika. W jego oczach było widać lęk– Kim jesteś? Odejdź natychmiast, albo wezwę straże!- – Załóżmy się. Jak myślisz? Zdążysz krzyknąć zanim poharatam Ci twarz?– kapłan zwątpił – Czego chcesz?– – Paru informacji– – A cóż ja mogę wiedzieć?– – Wszystko czego mi potrzeba. Co skłoniło mnichów i króla do odsunięcia zakonu?– – Byli nieudolni, więc nie potrzebowaliśmy już ich usług– – Łżesz. Zakon zawsze służył królowi jako przyboczna straż, dzięki nim zawsze panował pokój w państwie.– – Widocznie nie sprawdzili się. Coś jeszcze?– Asgard nie potrafił kłamać, na jego czole pojawiły się krople potu. Wojownik zauważył jego zabiegane oczy. – Dobra, dość zabawy– Kafziel wyjął miecz.– Zaczniesz gadać, albo…– rozmowę przerwał huk. Stwór pojawił się znikąd. Chwycił kapłana i cisnął jak lalkę rozbijając gruby mur. Asgard nie żył. Potwór rzucił się na wojownika. Kafziel wspiął się na filar sali sakralnej i zrzucił na poczwarę ogromny, stalowy świecznik. Nie powstrzymało to bestii. Z ogromną finezją zaczęła uderzać w filar podtrzymujący strop. Łowca przeskoczył nad bestią, raniąc ją w głowę. Ledwo jego stopy dotknęły ziemi, wykonał następny skok wykonując potężne pchnięcie w serce potwora. Stwór padł. Kafziel przeszukał ciało Asgarda i uciekł. Alarm zmusił wszystkich do ucieczki. Zanim strażnicy zorientowali się, którędy weszli napastnicy już ich nie było. Ale to była akcja! Co się stało?– Baldor zwrócił się do złodziei.– Ha! To nie my. Udało nam się wejść do komnaty, ale nic nie znaleźliśmy więc odeszliśmy.– – Kafziel?– – Miałem małe komplikacje.– – Małe? Strażnicy wszczęli alarm, miało pójść sprawnie.– – Pamiętasz tego stwora z kanałów? Pojawił się z nikąd i zaatakował Asgard. Zabił go. Musiałem się bronić.– – Ten stwór? Nie widziałeś go jak wchodził? Toż to bydle jest wielkości olbrzyma– – Mówiłem już, pojawił się znikąd, jakby wędrował przez magiczny portal. W każdym razie, Asgard nie żyje. Znalazłem przy nim ciekawy list.– – Jahl się pewnie tym zainteresuje– Drużyna dotarła do obozu. Kafziel spotkał się z czarodziejem. Rozmawiał z nim dość długo. Z listu dowiedzieli się paru ciekawych rzeczy. Rot stał się namiestnikiem państwa, pod nieobecnością króla. Ataki tajemniczych demonów, miały powstrzymać nowa elita królewska– Inkwizycja. Rot zaczyna bawić się w szkoły czarodziejów widzę– Ironicznie rzekł Jahl.– – Wprowadzi nową policję, będą represje.– – Wiem o tym, ale nie będziemy z nim walczyć otwarcie, jest zbyt mocny.– – To uciekniemy się do sabotażu– – To chyba najkorzystniejsze wyjście z tej sytuacji– – Jakieś propozycje?– – Najpierw musimy zbadać sprawę tych demonów. Niepokoi mnie ich obecność– – Na pewno nie jest to stworzenie naturalne. Wyczułbym to.– – Wiem o tym. Musimy dowiedzieć się, skąd się biorą. Jedyne osoby które mogą nam coś o tym powiedzieć to Rot i Samuel.– – A co ma z tym wspólnego mój brat?– – Po Twoim wygnaniu dołączył do zakonu Srebrnej Tarczy. Swojego czasu polował na te istoty.– – On jeszcze żyje? Minęło wiele lat.– – Tak, żyje. Mieszka w wiosce Vas. Jest tam oficerem straży miejskiej.– – Dobrze, skontaktuje się z nim. Ale najpierw muszę zregenerować siły– Wyszedł. Kafziel wszedł do swojej izby. Odsłonił płaszcz i dezynfekował ranę. Była głęboka i bolesna. „ Nie mam mleczu…” w głowie bohatera szumiało. Nie potrafił zapanować nad własnym bólem… gniewem… paznokcie zaczęły robić się ostre, kły zaczęły się wydłużać…
Agulaj z niecierpliwością oczekiwała powrotu drużyny. Kiedy Baldor pojawił się tuż zza rogu podbiegła do niego. – Baldorze, jak się czujesz? Słyszałam, że zadanie nie obeszło się bez trudności. Czyżby nasz przyjaciel wpakował Was w kłopoty?– – Nie Agulaj. Wszystko było porządku. Kafziel został tylko raniony podczas walki ze stworem, ale to chyba nic poważn…– rozległo się wycie. Przez środek obozowiska przebiegła ogromnej postury bestia. Jej kły i pazury lśniły w blasku pochodni. – Wilkołak! Wszyscy chowajcie się!- Baldor chwycił za kuszę ze srebrnymi bełtami. Wystrzelił pierwszy pocisk, trafił bestię w ramię. Wilkołak uciekł w głąb kanałów. Młodego wojownika zatrzymał Jahl– Stój! Nie strzelaj, jeszcze go zabijesz!- – To chyba normalne. Futro nas zaraz powyrzyna.– – To nie jest zwykły wilkołak. Musimy go znaleźć.– – Od kiedy bratasz się z przerośniętymi psami?– rzekł ironicznie Baldor. – To nie pies arogancie, to Kafziel– – Te bydle? To Kafziel?– Agulaj rzuciła ciekawskim spojrzeniem na maga– Wytłumacz nam to!- – To wynik klątwy. Najpierw znajdźmy go, resztę opowiem później.
Miasto nocą. Kamienne uliczki wyglądają bardzo mrocznie o tej porze. Strzeliste dachy domów sięgają aż do gwiazd. Zamek oraz katedra ukazują nocną, upiorną stronę miasta.
– Mamy go złapać. A co się stanie jak nas spotka na swojej drodze?– Agulaj spytała Jahla. – Wtedy będzie próbował uciec.– – Uciec? Zawsze myślałem że wilkołaki gustują w ludzkim mięsie– rzekł Baldor wyciągając miecz. – Kafziel to nie jest zwykły wilkołak. Został przeklęty. Zestroił się z naturą i choć nie panuje nad przemianą, to jednak potrafi kontrolować bestię. Zobaczy nas to ucieknie, chyba że przekonamy go o tym, że wiemy kim jest.– – Niezłe pocieszenie, zanim nas rozszarpie na strzępy.– – Baldorze, błagam nie irytuj mnie – Rozmowę przerwał stukot i lekkie trzęsienie ziemi. Spod bruku wygrzebał się świecący ogniem stwór. Jego ryk zadrżał miastem. – A niech to… demon. Bartok, chroń Ag! Ja postaram się zatrzymać stwora.– Mag zmagał się z istotą. Demon wydawał się odporny na jakiekolwiek zaklęcia czarodzieja. Kiedy Jahl nie widział wyjścia z sytuacji wtem zjawił się wilkołak. Stwór rzucił się na demona wbijając mu szpony w brzuch i ciskając o budynek. Bohaterowie przyglądali się emocjonującej walce dwóch bestii. Miasto drżało pod ciosami ognistego stwora, a zarazem trzęsło się ze strachu na dźwięk skowytu wilkołaka. Ognista bestia przygwoździła Kafziela do muru katedry. Ogromnym uderzeniem wilkołak zwalił kawał kamienia na potwora. Wilk wyrwał się z jego uścisku i cisnął nim w głąb uliczki. Rzucił się na leżącego potwora i wyrwał serce z jego klatki piersiowej. Zawył przeraźliwie unosząc serce potwora. Po chwili wilkołak zemdlał, a zamiast niego ukazała się sylwetka nagiego mężczyzny. Kafziel był nieprzytomny. Towarzysze obserwowali jak strażnicy zabierają go do zamku. – Spalą go. Musimy coś zrobić?– Baldor zwrócił się do czarodzieja. Czarodziej zamknął oczy. Przepłynęła przez niego ogromna fala energii. Kafziel zniknął strażnikom z rąk. – Co się stało?– Baldor nie ukrywał zdziwienia.– To zaklęcie przenoszące. Zapewnie Jahl przeniósł go z powrotem do kanałów.– to mówiąc, Agulaj zawróciła.– Chodźmy, ktoś jest nam tu winien wyjaśnienia.– Zastali Kafziela na wpół przytomnego w komnacie Jahla. Czarodziej opatrywał Kafziela gdy Agulaj zadawała mu pytania. Wojownik wyznał, że był Paladynem w zakonie Srebrnej Tarczy. Ktoś rzucił na niego klątwę wilkołaka, aby we śnie zabił króla wraz z jego rodziną. Posądzony o zdradę został wygnany. Jego mentor poradził mu by uciekł w las. W spokoju nauczył się poskramiać bestię. Drzemiący w nim wilkołak wydłużał jego życie i wyostrzał zmysły, kiedy wpadał w gniew jego prawdziwa twarz wychodziła na wierzch. Jednakże bestia zabrała mu to co najcenniejsze. Zapomniał o uczuciach, a jedyna rzecz jaka może mu przynieść ukojenie, jest śmierć. Ag poruszyła historia Kafziela, lecz wciąż nie darzyła go zaufaniem. Zwłaszcza gdy okazał się wilkołakiem. Kafziel spojrzał na nią i rzekł – Widzę, że zbyt wiele osób się mnie tu boi i słusznie. Zbiorę siły i wyruszam na spotkanie z bratem. Samuel będzie wiedział coś o tych demonach i może co nieco o sprawcy klątwy.– – Tak, to najlepsze co możesz teraz zrobić– rzekł Jahl.– Dajcie mu odpocząć.– Ag i Baldor wyszli. Rozmawiali jeszcze przez chwilę o tym co się stało. Doszli do wniosku, że Kafziel może być zbyt niebezpieczny dla reszty rebeliantów i postanowili mieć na niego baczenie.
Rano Kafziel pożegnał się z przyjacielem i ruszył na południe. Vas była oddalona 5 dni drogi od Ferrok. Przechodząc przez obóz, spotkał się tylko ze spojrzeniami przerażenia. Oddalił się jak najszybciej od obozu. – Wiesz? Niby to wilkołak, ale jakoś było mi raźniej kiedy był w pobliżu. Przynajmniej wiedziałem, że żadna bestia nas nie zaskoczy.– rzekł Baldor. – To prawda. Nie możemy jednak ryzykować. Prędzej czy później albo by nas pozabijał, albo wydał nasza kryjówkę.– Agulaj poklepała Baldora po ramieniu. Usiadła przy ognisku i myślała o ostatnich wydarzeniach. – Rot wraca dziś do Ferrok. Chce zbadać okoliczności ataku na zamek.– jeden ze zwiadowców doniósł Ag. – Dobrze, musimy się przygotować i dobrze ukryć. Będzie prawdopodobnie szukał tutaj kryjówki rebeliantów. Jak stoimy z uzbrojeniem i żywnością?– zwróciła się do kwatermistrza siedzącego naprzeciw niej.– Żywności mamy pod dostatkiem, łowcy spisują się na medal. Natomiast broń… tego nam zawsze brakuje. Całe szczęście że przynajmniej mamy zdolnego kowala.– – Trudno. Miejmy nadzieję, że nas nie znajdą, inaczej…– zamyśliła się– …inaczej, będziemy musieli wykorzystać to co mamy.– Obóz rozbity w miejskich kanałach był dobrze ukryty lecz słabo broniony. Dziewczyna wiedziała doskonale o tym, że w razie natarcia nie mają żadnych szans. Przebudowa i murowanie tuneli nie wchodzi w grę. Nie mogli się ujawnić. Jeszcze nie teraz. Rozglądając się po obozie mogła zobaczyć spracowane i strapione twarze rebeliantów. Ludzi którzy ryzykują swoje życia dla idei wolności i ludzi którzy obrali drogę z której nie ma już powrotu.– Baldorze?– zwróciła się do towarzysza siedzącego przy ognisku– Ufasz nam? To znaczy mi i Jahlowi.– -Oczywiście, zawsze byliście dla mnie jak przyjaciele. Czemu pytasz?– – Nie o to chodzi… Wierzysz w powodzenie tego buntu?– – Poszedłem za głosem serca i rozumu. Nie dam się zniewolić komuś kto uważa że jest mądrzejszy od króla. Może i nie do końca wierzę w zwycięstwo ale zginę z honorem i radością wiedząc, że oddaje życie za ideały swoich przyjaciół.– – Dziękuję– na twarzy Agulaj zagościł uśmiech. Był to dla Baldora dość dziwny widok, gdyż dziewczyna nie często się uśmiechała.– Cieszę się, że mamy takich ludzi jak Ty.– – I z wzajemnością Ag– wojownik uroczyście uniósł kubek z wodą. Słowa przyjaciela dodały otuchy młodej rebeliantce. Wszystko nabrało innej barwy. Barwy nadziei. Wstała od ogniska i przeszła się po obozie. Przyglądała się treningom młodych rebeliantów i pracom rzemieślników. – W mieście wielkie poruszenie. Kapłani wysłali zwiadowców w poszukiwaniu naszej kryjówki.– podbiegł do niej młody i bardzo urodziwy posłaniec.– – Tak szybko? Przecież Rot nie dotarł jeszcze do miasta. Jak to się stało?– Agulaj zaniepokoiła wieść gdyż ludzie nie byli przygotowani na tak szybki zbieg wydarzeń. Młody posłaniec zaś uspokajał młodą rebeliantkę– Kapłani chcą rozwikłać sprawę napadu oraz nocnego incydentu z wilkołakiem. Przed przyjazdem Arcykapłana rozesłali zwiadowców wokół miasta. Nie spodziewają się jeszcze, że mogą nas tutaj znaleźć.– – Dobrze. Mamy więcej czasu. Roześlij wiadomość po obozie i wszystkich obozach ukrytych poza miastem. Musimy ogłosić pełną mobilizację. Śpiesz się!- – Dobrze Pani– energicznym ruchem skierował się w głąb obozu. Szybko zniknął dziewczynie z oczu. Była to chwila w której zatęskniła za Kafzielem.
Kafziel dotarł do Vas w przeciągu trzech dni. Wioska rybaków była dość duża jak na przygraniczną wieś. Ku zdziwieniu bohatera, ludzie byli bardzo pomocni. Szybko odnalazł izbę swojego brata. Niepewnymi krokami zbliżał się do drzwi, zapukał. Za drzwiami rozległ się znajomy głos zapraszający do środka. Kafziel wszedł ostrożnie do środka. Samuel kiedy go zobaczył, najpierw osłupiał chwilę później ocknął się i zaprosił gościa do środka.– Witaj bracie, skoro tutaj przybyłeś znaczy się że klątwa…– – wciąż na mnie ciąży. Przybyłem jednak z innego powodu. Widzisz to?– wojownik położył na stół kawałek osmolonego granitu.– jest to część z bestii które ni stąd ni zowąd pojawiają się w królestwie, atakując ludzi. Wszyscy mówią, że to demony z piekła rodem a ja myślę, że to Rot znów bawi się czarną magią. Powiesz mi coś o tym?– Samuel uniósł brwi, spojrzał badawczo na wojownika– czy wiesz dlaczego rozwiązano zakon?– – Jahl opowiedział mi historię, że zakon był zamieszany w sprawę przyzwania demonów.– – Nic bardziej mylnego Corranie. Wszystkie tajemnice związane z tymi stworami miała wysoka rada Srebrnej Tarczy. Kiedy próbowali się przeciwstawić inkwizytorowi, Rot kazał rozwiązać zakon i zabić liderów. Przed śmiercią paladyn Orik wyjawił mi sekret inkwizycji. Kapłani tworzą golemy i wysyłają je w głąb królestwa, by siać postrach wśród zwykłych ludzi. Wysyłają golema mówiąc że to demon, potem go niszczą i zabierają, a ludzie wierzą w potęgę inkwizycji. – – Ciekawe… czyli aby to wszystko zakończyć, trzeba pozbyć się Grahomixa?– – król nie jest w to zamieszany. Młody władca jest manipulowany przez Rota. Zamknięty w twierdzy inkwizycji nie ma żadnej władzy, ma ją kapłan. Musisz uwolnić króla inaczej Rot dalej będzie siał zamęt.– – Uwolnić króla? Nie zapomnij kto rzucił na mnie klątwę.– – To nie króla wina bracie. Rot bał się ciebie i to on rzucił klątwę. Kiedy go zabijesz czar pryśnie.– Kafziel nie mógł uwierzyć w słowa Samuela. Porozmawiali jeszcze chwilę, powspominali stare czasy. Kafziel ruszył konno. Pośpieszył na spotkanie śmierci. Po dwóch dniach dotarł do kanałów pod Ferrok. Zaniepokoiły go ślady bitwy. Wszedł do środka. Przechodząc przez korytarze kanałów, czuł zapach spalenizny. Doszedł do obozu rebeliantów, jednak nie zastał niczego. Wszędzie leżały trupy rebeliantów i wojsk królewskich. Z izby Jahla usłyszał jęki. Podbiegł i zauważył swojego ledwo żywego przyjaciela.– Jahlu, co się stało?– – Rot… znalazł naszą kryjówkę za pomocą demonów… Zabrał Agulaj i resztę niedobitków do Vatarhas… Agulaj to królewska… siostrzenica… musisz ją uratować…– Jahl padł martwy. W oczach Kafziela zapłonął ogień. Wiedział już kto za to wszystko musi zapłacić. Kanałami dostał się do ogromnej twierdzy tuż za miastem Ferrok. W środku bezszelestnie przedzierał się obok strażników. W pałacowym więzieniu znalazł towarzyszy.– Kafziel!- krzyknęła Agulaj– zaatakowali nas, nie mamy szans jest nas niewielu, musisz powstrzymać Rota, on za tym wszystkim stoi.– – tak wiem, rozmawiałem z Samuelem i Jahlem. Wyciągnę was stąd. Nad nami jest zbrojownia, zdobędziemy ją i będziemy musieli walczyć by odwrócić uwagę kapłana.– – jest nas niewielu, jak chcesz zdobyć zamek z garstką ludzi?– rzekł Baldor– zaufaj mi, poradzimy sobie– Kafziel wyważył drzwi celi i zabrał rebeliantów na wyższe piętra. Bez trudu opanowali zbrojownie. W parę minut drużyna była odpowiednio wyposażona do walki– Idźcie w stronę dziedzińca narobić trochę zamieszania, ja zajmę się kapłanem.– -uważaj na siebie Kafzielu, to potężny czarownik.– – dam sobie radę. Ruszył w stronę sali wielkiego mistrza po drodze likwidując strażników, którzy biegli na odsiecz walczącym. Z hukiem otworzył drzwi wielkiej sali. Na środku czekał już inkwizytor wraz ze skrępowanym na tronie królem. Rot spojrzał na wojownika chłodno– witaj Corranie, jak to jest być przeklęty na wieki? Jakie to uczucie być potępionym?– – Sam mi powiedz. Jak mogłeś odsunąć zakon od króla? Jak mogłeś mnie tak oszukać? To ty rzuciłeś na mnie klątwę. Teraz za to zapłacisz. Kafziel doskoczył do przeciwnika wykonując obrót mieczem, Rot jednak uniknął ciosu. Ziemia zatrzęsła się w posadach i spod ziemi wyskoczył ognisty golem.– Poznałeś już moich przyjaciół prawda? Dzięki królewskiej krwi Grahomixa te stwory mogły ożyć i walczyć u mojego boku. Kiedy z tobą skończy, zaopiekujemy się piękną Agulaj. Jej krew pomoże stworzyć jeszcze potężniejsze istoty. – – zniszczyłem je raz, zniszczę i kolejny– wojownik rzucił się na stwora, ten jednak odepchnął go potężnym ciosem. Kafziel był sponiewierany. – Widzisz mój drogi, nie masz szans z moimi golemami, nie zwykłą bronią– Rot roześmiał się szyderczo. Kafziel spojrzał na inkwizytora– ja nie, ale on tak– po tych słowach rozległ się przeraźliwy krzyk. Wojownik zaczął rosnąć, jego zęby i paznokcie zaczęły się wydłużać i twardnieć. Całe ciało obrosło czarnym futrem. Zawył ze wściekłości. Rzucił się na potężną, magmową istotę. Pod naporem ciosów, golem rozsypał się w drobny mak. Rot próbował rzucać tajemne zaklęcia ale nadaremno.– zapomniałeś czarowniku, że klątwa wilkołaka stworzyła ze mnie nieśmiertelną maszynę do zabijania. Teraz zniszczy cię to, co sam stworzyłeś.– po tych słowach wilkołak zatopił zęby w ciele inkwizytora. Corran padł, zaczął przybierać ludzkie kształty. Klątwa przestała działać. W sali znaleźli się rebelianci ciesząc się zwycięstwem. Grahomix uniósł zmęczoną głowę i rzekł– dziękuję ci, zacny wojowniku. Mojego ojca dręczyły wyrzuty sumienia wobec ciebie. Myślę, że teraz kiedy o wszystkim wiesz a czar został zdjęty wybaczysz mu, a on będzie mógł spoczywać w pokoju. To co Rot zniszczył ja przywrócę na nowo. Dziękuję Ci.– Kafziel nie odrzekł nic. Złożył pokłon i odszedł w leśne ostępy, tam gdzie nauczył się żyć.
Sformatuj ten tekst po ludzku, bo w takiej formie jak jest, nikt tego nie przeczyta.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.