- Opowiadanie: Wrednyłysol - Zwierciadło (poprawione)

Zwierciadło (poprawione)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zwierciadło (poprawione)

Droga do domu Mistrza Twardowskiego wiodła przez prastary matecznik. Potężne buki i dęby ustępowały czasem miejsca brzozom i jesionom wyrastającym wokół niewielkich polanek rozświetlonych promieniami słońca. Czasami spotykali na nich sarny, czasem dziki z młodymi. Las zdawał się pulsować i tętnić życiem. Pachniał grzybami i wilgocią ściółki.

Sama droga była bardziej czymś w rodzaju leśnej ścieżki. Na co dzień częściej korzystały z niej jelenie i inne dzikie stworzenia. Wydawało się, że są w tym miejscu pierwszymi ludźmi jacy odciskają na mchu ślady swoich butów.

– Mam nadzieję, że nie pogubiłaś drogi Mira i wiesz dokąd nas prowadzisz – mówił niski, krępy blondyn do idącej przed nim dziewczyny.

– Nie martw się bracie – odpowiedziała odgarniając z czoła niesforny kędzior włosów koloru dojrzałego zboża. – Przez te sześć lat jak tam mieszkałam zdążyłam zapamiętać drogę.

Za nimi szedł krótko przystrzyżony dryblas w lnianej koszuli i potarganych portkach. Rozglądał się nerwowo na boki i zaciskał pięści na solidnym drągu znalezionym przy ścieżce.

Byli w drodze od bladego świtu. Wędrowali najpierw w strugach deszczu, a później gdy się rozpogodziło w promieniach majowego słońca. Od zachodu szły ciemne chmury i zanosiło się, że wieczorem znowu popada.

 

– Lepiej się pospieszmy – przemówił dryblas basowym głosem. – Ponoć nocami giną w tym lesie ludzie.

– To bajeczki starych bab Bojan – zaśmiał się gromko blondyn. – Dobre do straszenia dzieciaków. Co by po lesie wieczorem nie błądziły tylko w chałupie siedziały. Chyba nie boisz się bajeczek przyjacielu?

-Nie denerwuj mnie Jorgi – odburkną nazwany Bojanem wąsacz. – Sam znałem dwóch takich co pobłądzili i ślad po nich zaginął.

– Nie byli może czasem winni komuś grosza? – Roześmiał się znowu Jorgi. – Tacy często znikają w lesie. Coś o tym wiem, bo sam kiedyś pracowałem dla jednego typa który kazał mi zakopać w lesie kilku …

-Cicho chłopaki – rzekła dziewczyna. Rozchyliła gałęzie zagradzające im drogę i wyszła na świetlistą polankę. Ponagliła ich gestem. Ruszyli posłusznie za nią.

 

Polanka przypominała inne, jakie mijali tego dnia po drodze. Było w niej jednak coś co ją odróżniało od reszty. Na samym jej środku biło źródełko tworzące niewielką sadzawkę krystalicznie czystej wody. Dookoła sadzawki rosła wyższa, ostrzejsza trawa, oraz muchomory. Duży, regularny krąg czerwonych muchomorów.

Dziewczyna rzuciła na ziemię swoją podróżną torbę i wyjęła z niej bochenek suchego pieczywa. Oderwała kawałek i rzuciła na wodę. Potem podeszła bliżej i nachyliła się nad źródełkiem.

Bojan obserwował z głupawym uśmieszkiem jej kształtne pośladki i smukłe uda, wbite specjalnie w za ciasne, skórzane spodnie. Mira była bardzo urodziwą niewiastą i tylko dla niej zgodził się iść z Jorgim w ten przeklęty las. Szukać przeklętej siedziby, przeklętego czarownika. Diabli wiedzą po co.

-Bo ci oczy wypadną – syknął blondyn dając mu kuksańca pod żebra – jak się tak będziesz wytrzeszczał. To moja siostra. Pamiętaj.

– Nie wytrzeszczam się na nią – odrzekł szybko dryblas, wyraźnie speszony. – Patrzyłem tylko co robi. Mówiłeś, że była uczennicą Twardowskiego, pewnie zna się na czarach. Patrzę tylko co za czary odprawia. Może zaklina rusałkę jaką, albo wodnika. Podejrzeć warto.

-Już ja wiem co ty byś chciał jej podejrzeć przyjacielu. – Zarechotał złośliwie Jorgi. – Już niedługo będziemy bogaci. Piękne panny same będą ci wskakiwać do łóżka. Mogę cie nawet z kilkoma zapoznać. – Uśmiechnął się i mrugnął porozumiewawczo.

Bojan wiedział, że blondyn nie żartuje. Poznał go w portowym magazynie, gdzie obaj pracowali często za karę. On za burdy i pijaństwo. Jorgi za sutenerstwo i stręczycielstwo.

 

 

Dziewczyna obeszła kilka razy sadzawkę. Kilka razy w przód. Kilka razy wspak. Skłoniła się. Tupnęła i zaklaskała śmiejąc się radośnie perlistym głosem.

-Możemy iść dalej – rzekła w końcu.

Bojan i Jorgi popatrzyli po sobie i wzruszyli ramionami.

Żaden z nich nie znał się na czarach. Nie przypuszczali jednak, że mogą one wyglądać jak dziecięce wygłupy. Ruszyli dalej przez gęstwinę. Do zmroku nie zostało już wiele czasu więc przyspieszali kiedy tylko mogli. Czasem biegnąc na rzadziej zarośniętych odcinkach, czasem przedzierając się przez cierniste zarośla. Byli wycieńczeni i w głowie było im tylko jedno. Wygodne posłanie.

Przynajmniej większości z nich.

 

– Nie wytrzeszczaj tak tych gał Bojan!

– Nie wytrzeszczam.

 

Dom Mistrza Twardowskiego stał na cichej, leśnej polanie. Dobre pól dnia marszu od Jasnogrodu. Nie prowadziła do niego żadna droga, ani nawet leśna ścieżka. Cała polana pokryta była gęstą jak mleko mgłą, która pełzała po ziemi niczym żywe stworzenie. Budynek otoczony był ogrodem. Wszystkie krzewy falowały i szeleściły złowrogo, choć nie czuć było żadnego, nawet najsłabszego powiewu wiatru. Sam wyglądał dosyć zwyczajnie. Drewniany, piętrowy dom o wydłużonym kształcie. Kryty czerwoną dachówką. Zdawał się nie pasować do tego niepokojącego otoczenia.

– Jesteś pewna że Twardowskiego nie ma w domu Mira? – pytał Bojan rozglądając się nerwowo.

– Jestem. – Młoda czarownica podeszła do ciemnych, drewnianych drzwi, bogato zdobionych w ludowe wzory i ornamenty. – W zeszłym tygodniu spakował się pospiesznie i powiedział, że moja nauka jest zakończona, a on wyrusza w dalekie kraje. Po czym wskoczył na swojego koguta i odleciał.

– Na koguta? – Zdziwił się Jorgi.

– No tak. Nie wiedziałeś, że sławetny Mistrz Twardowski lata na kogucie? – Blondynka kucnęła przy drzwiach i zaczęła dotykać ornamentów.

– Ja słyszałem. – Bojan wciąż rozglądał się nerwowo i drągiem oganiał od gałązek krzewu, które zdawały się naumyślnie sięgać ku jego twarzy. – Ale ponoć stracił tego koguta, diabli go wzięli czy coś.

– Jest w tym trochę prawdy. – Zaśmiała się Mira. – Ale teraz ma nowego i szybszego. Nazwał go Guliwer.– Dziewczyna dotknęła zamka szepcząc przy tym coś niezrozumiale. Drzwi zgrzytnęły cicho po czym otworzyły się same, jak gdyby ktoś w środku im w tym pomógł.

 

Cała trójka w ciszy weszła do domostwa. Rozglądając się uważnie i starając nie czynić najmniejszych nawet hałasów.

– Musimy uważać na strażników – szeptała Mira ściskając w dłoni jakiś talizman. – Na razie żadnych nie wyczuwam. Mam nadzieję, że stary pryk zapomniał ich przywołać.

Jorgi i Bojan rozglądali się uważnie po głównym holu. Dom urządzony był w środku bardzo nowocześnie, na zachodnia modłę. Ciemna, dębowa podłoga przykryta była grubymi, wzorzystymi dywanami. Na obitych sosnową boazerią ścianach wisiały gobeliny, trofea i obrazy. Z obrazów tych patrzyły na całą trójkę sylwetki brodatych mężczyzn i krągłych kobiet.

– To przodkowie Twardowskiego – tłumaczyła blondynka.– Cały ród czarodziejów, wiedźm i zaklinaczy.

-Lepiej zbierajmy szybko kosztowności i wynośmy się stąd – mówił szeptem Bojan rozglądając się uważnie i obserwując cienie igrające na suficie.

Mira obiegła szybko całe dolne piętro. Zaglądała do każdego pomieszczenia i upewniała się że nikogo tam nie ma.

-Zaczekajcie tu jeszcze chwilkę.– powiedziała wchodząc po schodach na górę. Na chwilę zniknęła w ciemnym korytarzu. Po chwili wróciła i z uśmiechem rzekła.– Chata wolna!

 

Jorgi szczęśliwy klepnął Bojana w plecy, po czym jął ładować do wielkiego wora wszystko, co tylko wpadło mu w oko. Srebrne świeczniki i pucharki lądowały obok butów i ram z co mniejszych obrazów. Jorgi odrywał też złote klamki i klameczki od szafek i okien.

Mira też nie próżnowała. Słychać było jak wywraca pokoje na górze do góry nogami. Bojan zaś siedział na schodach i wpatrywał się w jeden tylko przedmiot. Na jednej ze ścian, obok wielu innych, cennych broni które Bojan miał załadować do wora, wisiała szabla. Niby nie różniła się wiele od pozostałych sztuk misternie wykonanych ostrzy zdobiących dom Mistrza Twardowskiego. Bojan jednak doskonale widział różnicę. Szabla ta nosiła znak kuźni jego ojca, Dobrowoja Brzytwy. Miecz opleciony cierniami., znajomy wzór którego Bojan nie widział od dzieciństwa. Siedział tak wpatrując się w misternie wykonany rękami swego ojca artefakt. Z transu wyrwał go dopiero głos Jorgiego wrzeszczącego mu do ucha.

-Bojan jesteś tam?! Co się z Tobą dzieje? Ładuj szybko co możesz i spadamy stąd .

-Tak, tak. Jasne. Przepraszam. Zamyśliłem się.

-Nic nie szkodzi.– Uśmiechną się chytrze blondyn.– Ja też nie mogę w to uwierzyć. Tyle bogactwa.

-Chyba nie mamy się co spieszyć chłopaki.– Mira wskazała palcem na okno.– Straszna ulewa się rozpętała. Będziemy musieli przeczekać tutaj noc.

-To na pewno bezpieczne?– Jorgi drapał się po głowie.

-Na pewno bezpieczniejsze niż wędrówka w nocy, w deszczu, przez ciemny las. Zresztą nie mam zamiaru znowu moknąć. Poza tym rozgościłam się już w sypialni Mistrza. Wam polecam sypialnie gościnne na dole.– Odwróciła się i zniknęła w korytarzu.

-No to skoro tak. Chyba trzeba się tu uważniej rozejrzeć.– Blondyn zerwał ze ściany piękny egzemplarz jakiejś zagranicznej broni.– Wezmę ten rożen na wszelki wypadek i sprawdzę piwnice.

-Dobrze. Ja rozejrzę się jeszcze tu na dole. Może stary pryk ukrył coś cennego.– Bojan przytroczył do pasa przywołującą wspomnienia szablę i odprowadził wzrokiem Jorgiego znikającego w czeluści piwnicznego zejścia.

 

Domostwo było spokojne i przytulne, a gościnne sypialnie były przestronne i wygodnie urządzone. Bojan rzucił się na łóżko, jeszcze nigdy nie leżał na tak wygodnym i miękkim. Biała pościel pachniała świeżością. Nie to co zapchlony siennik w baraku za portowym magazynem, w którym zwykle sypiał. Jego myśli krążyły wokół szczęśliwych wspomnień z dzieciństwa i bogactw zdobytych w domu czarownika. Przez chwilę zdawało mu się że śpi. Potem naprawdę zasnął na chwilę. Jeszcze później zbudziły go jakieś hałasy. Dziwny, metalicznie wibrujący głos. Rozbrzmiewał w powietrzu jak odległy szept. Syk. Dźwięk jak by zza ściany. Bojan wstał i z niepokojem dostrzegł że ciężka mgła pełza po podłodze sypialni. Dokładnie taka sama jak ta na zewnątrz. Jakimś sposobem wdarła się do środka i zaczęła oblepiać nogi krzeseł i stołów. W korytarzu i holu to samo. Wibrujący głos zdawał się dobiegać z piętra. Bojan wybiegł na górę po schodach. Głos był coraz silniejszy, lecz wciąż niezrozumiały. Zupełnie jakby przemawiał w jakimś obcym, zamorskim języku. Ręka sama powędrowała mu do rękojeści szabli. Doskonale wyprofilowana idealnie wpasowywała się w dłoń i prosiła wręcz by jej dobyć. Ze szczeliny w uchylonych drzwiach padała na korytarz poświata świec. Dawało się też wyczuć zapach wonnych olejków, ciężki i słodki. Bojan ostrożnie podszedł do drzwi i wejrzał do środka. Wśród oparów unoszącej się tutaj szczególnie gęstej mgły i blasku licznych świec. Przed ogromnym, zdobionym lustrem siedziała półnaga Mira. Wpatrzona w zwierciadło w którym zamiast niej, odbijała się straszna postać. Twarz brodatego mężczyzny o ostrych rysach i koźlich rogach. Niepokojąco czerwona. Przemawiała wibrującym metalicznie głosem, brzmiącym jak by dobiegał z czeluści straszliwej otchłani. Krew w żyłach Bojana zamarzła nagle i zimny pot wystąpił mu na czoło. Żółte, wężowe ślepia zwierciadlanej postaci wbiły w niego swoje świdrujące boleśnie spojrzenie. Nie mogąc się poruszyć, próbował zamknąć oczy. Z wielkim wysiłkiem udało mu się to zrobić. Potem długo zastanawiał się czy je na powrót otworzyć, a gdy już je otwarł, zobaczymł że znowu jest w sypialni na dole. Po tajemniczej mgle nie było ani śladu.

 

– Bojan gdzie jesteś?!- Krzyczał Jorgi z holu.– Znalazłeś coś? Zobacz co ja mam!

Na dużym, dębowym stole blondyn zdążył już porozstawiać antałki z piwem i miodem. Pysznie wyglądające boczki i szynki, oraz koszyk z sucharami.– Nareszcie porządne żarcie – mówił mieląc w zębach kawał mięcha.

– Widzę że już dobraliście się do piwniczki – powiedziała Mira schodząc po schodach do holu.– Coś taki blady Bojan? Jedz, musimy nabrać sił przed drogą.– Jej twarz promieniała zdrowo i radośnie. Wyschnięte i rozczesane włosy kłębiły się na jej głowie burzą złotych loków. Podeszła do stołu i nalała ciemnego piwa do trzech glinianych kufli.– Wypijmy za ten sukces.– Uśmiechnęła się szeroko i wzięła kufel w dłoń. Bojan i Jorgi zrobili to samo.– Za ten nasz pierwszy sukces, oby najmniejszy ze wszystkich jakie nas czekają.

– Oby.– Przytaknął blondyn i wszyscy stuknęli się kuflami.

– Mm. Smakowity ten trunek.– Bojan wraz z rozchodzącym się u ustach smakiem pysznego, ciemnego piwa zapomniał natychmiast o strasznej wizji sprzed kilku minut. Dopił do dna i zagryzł kiełbasą.

– A słyszeliście o opuszczonym grodzie?– Zagadnął Jorgi.– W górach na południu, w lesistej dolinie leży zapomniany i opuszczony gród. Ponoć tylko miejscowe Wiły znają do niego drogę. Nikomu jednak nie chcą jej zdradzić. W grodzie tym ponoć pozostały niezliczone dobra i skarby…

Blondyn snuł swoją opowieść o bogactwach zapomnianego grodu do późnej nocy, a z każdym wypitym kuflem rosły one o kolejne góry złota i kosztowności. Bojan wychylał kolejne antałki i zagryzał smakowitymi mięsami, aż nasycił się tak że zupełnie nie mógł się już ruszać. Mira dawno już wymknęła się od stołu i poszła na górę. Opowieść blondyna powoli zamieniała się w niezrozumiały bełkot. Później w przeciągłe i głośne chrapanie. Bojan podniósł się ciężko ze stołka i tłukąc po drodze ozdobny wazon, chwiejnym krokiem wtoczył się do sypialni. Gdy już prawie doszedł do wygodnego łoża, potknął się i legł jak długi na podłodze. Zasnął.

 

Z błogiego snu wyrwało go przenikliwe zimno które wdzierało się przez ubranie i skórę. Przenikało aż do kości. Bojan otworzył oczy. Nie czół się ani trochę pijany, ani nawet skacowany. Jedyne co czuł, to straszliwe zimno i niepokój. Cała sypialnia pokryta była warstwą szronu. W powietrzu unosiła się lodowata, gęsta mgła. Bojan czuł jak szabla przy jego pasie drga niespokojnie, jak by chciała się sama wyrwać z pochwy. Przytrzymał ją. Wyszedł do holu.

Na stole walały się puste antałki, kufle i resztki jedzenia. Po Jorgim nigdzie nie było nawet śladu. Wiedziony przeczuciem ruszył na piętro. Postacie uwiecznione na obrazach wiszących nad schodami zdawały się wodzić za nim wzrokiem. Wszedł do ciemnego korytarza. Zza uchylonych drzwi sypialni Mistrza Twardowskiego dało się znowu słyszeć wibrujący, metaliczny dźwięk. Bojan czuł się jak we śnie. Wierzył że to sen. Dobył szabli, która zdawało się sama wyskoczyła z pochwy i rwała się do walki.

Słyszał cichy jęk Miry i syczący metalicznie szept. Wciąż niezrozumiały. Stanął w drzwiach. Pośród mgły i blasku świec, Mira oparta o fotel prężyła swoje nagie, ponętne ciało. Wypinała krągłe pośladki w stronę zwierciadła, a w zwierciadlanym odbiciu dało się widzieć demona. Potężny mężczyzna trzymał ją w uścisku swych kudłatych łap i brał ją, uderzając raz za razem swymi lędźwiami o jej pośladki. Pogrążona w transie blondynka zdawała się nie widzieć niczego, przez swoje mętne, błękitne oczy. Zupełnie nie widzące.

Bojan patrzył zazdrośnie na jej gibkie ciało prężące się przed lustrzanym kochankiem. Diabeł wbijał się w nią coraz mocniej. Obłapiał zachłannie. Patrzył na niego drwiąco i śmiał się dziko. Mira jęczała i wiła się z rozkoszy.

Bojan chciał ją zawołać, ale powstrzymał się. Coś się w nim buntowało. Nie mógł tak stać i obserwować spokojnie tej sceny.

– Niech się skończy ten sen!- Ryknął i uderzył taflę lustra szablą. Z potwornym, potępieńczym wyciem lustro rozsypało się po zdobionym wzorzyście parkiecie. Mira jak by rażona gromem wyprężyła się i nagle oprzytomniała. Po czym rzuciła się z pazurami na Bojana.

– Co Ty robisz? Oszalałeś? Przestań!- Ryczała uderzając go w twarz. Bojan chciał ją odepchnąć. Nie zauważył nawet jak idealnie wyprofilowane ostrze, praktycznie bez oporu przebija jej brzuch i wychodzi z drugiej strony. Zawisła tak z przerażeniem, wyrzutem i pytaniem w oczach. Z jej ust wyciekła krew. Nagle spostrzegł że mgła i chłód gdzieś się podziały, zniknęły. Mira zsunęła się z ostrza szabli i wśród milionów odłamków szkła leżała na zdobionym parkiecie. Dudnienie na schodach zdradzało, że ktoś wbiega na górę.

– Mira! Mira! Nie!- Jorgi przerażony wpadł do pokoju i osłupiał na widok swojej konającej siostry. Upadł obok niej na kolana. Próbował ją podnieść, ocucić.– Obudź się siostrzyczko. Obudź się.– Spojrzał na swoje dłonie, czerwone od siostrzanej krwi.– Ty!- W jego oczach zapaliły się nagle ogniki nienawiści.– Coś ty zrobił!? Coś ty narobił morderco!- W jednym skoku zerwał się na równe nogi i skoczył do Bojana. Dobył swój zagraniczny oręż, którego nazwy, ani pochodzenia żaden z nich nie poznawał. Starli się i zwarli ostrzami. Na podłogę posypały się iskry. Odłamki szkła chrzęściły pod nogami. Bojan słyszał coraz głośniejszy, wibrujący metalicznie śmiech. Zamachnął się i uderzył. Ostrze z sykiem przecinając powietrze uderzyło blondyna prosto w czaszkę, obalając go w jednym momencie na ziemię. Bojan patrzył przerażony na strzaskaną twarz przyjaciela. Demoniczny śmiech nie słabł, wręcz przeciwnie, nabierał na sile. Na podłodze w kałuży krwi i odłamków zwierciadła odbijał się rogaty demon. Wybuchał raz za razem coraz głośniejszym śmiechem. Bojan obserwował przerażony jak obraz w odbiciu faluje i zmienia się, a potem przybiera jego własną postać. W tym momencie zorientował się, że to on się tak śmieje przez cały ten czas.

Wybiegł z sypialni i wywracając się zbiegł po schodach. Wypadł na zewnątrz i nie oglądając się wbiegł w las. W gęstwinę.

 

Na progu domu Mistrza Twardowskiego siedziała zmęczona blondynka. Obok siedział jej brat. Ziewał i przecierał opuchnięte oczy.

– Jesteś pewna że pobiegł wprost do tej sadzawki? – Zapytał Jorgi sięgając po antałek z piwem.

– Czy kiedykolwiek się myliłam bracie? To najsilniejszy urok jaki znam. Musi zadziałać. – Wstała i poprawiła zmierzwione włosy. – Pobiegnie tam i wpadnie wprost w ręce rusałki. Jeśli Twardowski będzie ją pytał, ona przekaże mu, że było z nim dwóch dryblasów którzy z pełnymi łupów worami uciekli w stronę miasta. My w tym czasie będziemy już daleko.

Jorgi uśmiechnął się zadowolony do swojej młodszej siostry. Wiedział, że mając ją ze sobą, nigdy nie będzie już musiał martwić się o pieniądze.

Koniec

Komentarze

 Wziąłem sobie do serca Wasze uwagi i poprawiłem co tylko mogłem. Mam nadzieję że teraz jest lepiej.

 Będę wdzięczny za dalszą krytykę ;)

Mira? Cóż to za bolszewickie imię dla bohaterki?! Czy nie za czerwone to opowiadanie?

Nie potrafisz się powstrzymać od osobistych uszczypliwości? Może sie postarasz i wytkniesz jakieś błędy? Może skrytykujesz fabułę, doszukując sie jakichś niespujności?  Może stwierdzisz że nie powinienem więcej nic pisać bo nie da się tego czytać. Cokolwiek? Nie mam na celu się tu bawić w głupie prywaty ;) 

Ogólnie tekst jest całkiem przyzwoity. A może nawet i nieprzyzwoity w pewnym momencie, ale jakoś to przełknęłam:) Bardzo udane zakończenie. Nie spodziewałam się takiego przebiegu zdarzeń.

Co do środka... wiem, że próbowałeś wprowadzić nastrój grozy, ale mnie akurat nie wystraszyłeś. No ale nie Ty pierwszy. Trudno jest napisać dobry horror.

Skoro jest jeszcze możliwość edycji, chciałabym zwrócić uwagę na kilka drobiazgów:

ustępowały czasem miejsca brzozom i jasieniom - Chodziło o jesiony? czy to miał być jakiś fantastyczny gatunek?
-Bo Ci oczy wypadną - „ci" małą literą
Coś Ty zrobił!? - j.w.
Uśmiechnął się i mrugną - literówa
śmiejąc się radośnie swoim perlistym głosem. - „swoim" chyba niepotrzebne
wywraca pokoje na górze do góry nogami - Nie wiem, czy można wywrócić pokój. Zwłaszcza do góry nogami.
spadamy stąd . - Niepotrzebna spacja po „stąd".
Uśmiechną się chytrze blondyn - Znowu nie ma „ł". A może to jednak nie literówka?
Biała pościel pachniała świeżo. - Może: „pachniała świeżością?".
Przez chwilę zdawało mu się że śpi. - Nie wiem, czy to jest możliwe. Albo spał, albo nie spał.
Zupełnie nie widzące. - Razem.


Przecinków nie ruszam, bo jest tego mnóstwo. Na początek proponuję postawić po jednym przed każdym "że".

Pamiętam całkiem dobrze pierwszą wersje i od razu stwierdzam, że zrobiłeś teraz fajny początek, bez miasta i tych magazynów, a z tajemniczym lasem. Dorzuciłeś trszkę, ociupinkę do rombanka przez lustro - DOCENIAM i DZIĘKUJJJJĘ ;) ale wolałam kiedy morderstwa były prawdą a nie iluzją i intrygą rodzeństwa. Pozdrawiam.

Widze, że masz większy problem z przecinkami niż ja, Masz chyba czas na edycję, więc może spróbuj automatycznego servisu, nie jest rewelacyjny, ale wszystko lepiej wygląda                 http://www.przecinki.pl/
Wytniesz opowiadanie i wrzucisz do okienka popraw, za chwilę wyświetli się nowa wersja, którą ty zaakceptujesz -- tak albo nie.

Autor z programem do przecinków? To już tylko krok nas dzieli od automatów powieściopiszących z "Roku 1984".

Nowa Fantastyka