- Opowiadanie: DuchDucha - Zanapar 1 - Długi lot

Zanapar 1 - Długi lot

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zanapar 1 - Długi lot

Był to rok pański 5760, sześćdziesiąty piąty rok panowania cesarza Celestyna i czternasty króla Augusta. Był to dziwny rok, pełen niewytłumaczalnych zdarzeń. Rok ten zapoczątkował wiele tragedii, głód i rozpad dawnego świata, ale też koniec „Wieków Ciemnych”. Rok ten stworzył wiele bestii, wiem o tym dobrze, bo jestem jedną z nich.”
Zapiski prywatne, autor nieznany

Słońce wschodziło na horyzoncie, a wiatr już tylko delikatnie przypominał o sztormie, jaki niespodziewanie nawiedził i rozgonił flotyllę handlową kilkunastu sterowców. Gabriel spacerował po mostku pośród dźwięków wydawanych przez urządzenia i silniki na zewnątrz, pochylając się co jakiś czas nad pulpitem nawigacyjnym, gdzie obliczał kurs zerkając co chwila na przyrządy. Dowodził wyprawą kupiecką, zorganizowaną dzięki wsparciu kilku wysoko postawionych rodów, zwłaszcza veteres. Gabriel należał do rodu Korneliuszy, pragnącego być zaliczanym do wysokich rodów, jednak choćby nie wiadomo jak się wzbogacili i obrastali we wpływy , nie mogli pozbyć się pogardliwego piętna „homo novus”. Był to postawny człowiek, zawsze gładko ogolony i schludnie ubrany. Często stawiano go jako wzór do naśladowania, jednak fakt, że sam lubił pilnować interesów, negocjować umowy i prowadzić bitwy z nieprzychylnymi barbarzyńcami, postronnym wydawał się co najmniej dziwny. Inni o niższej pozycji przecież zostawiali to swoim podwładnym, a sami zajmowali się czymś przyjemniejszym. Tak, czy inaczej chętnie garnęli się pod jego rozkazy rządni przygód młodzieńcy.
– Oficerze! – zawołał niezadowolony. – Wprowadź poprawkę kursu, dwa stopnie na zachód, zdaje się, że zeszliśmy bardziej niż sądziłem.
– Tak jest! – odpowiedział młody chłopak przy sterze.
Gabriel podpierając się prostym krzesłem, przytwierdzonym do pulpitu i trzymając w ręku lunetę, przystaną przy oknie, zabezpieczonym wcześniej stalową płytą. Rozłożywszy lunetę, zaczął przez nią wypatrywać zagubionych okrętów powietrznych. Kilka z nich krążyło wokół okrętu flagowego „Victoria”. Starając się zachować pewną odległość, gwarantującą wszystkim bezpieczeństwo. Wyglądały dosyć śmiesznie, jak zabawki, które dawał kiedyś synom, a oni jakby koniecznie musieli je popsuć. Dojrzał w oddali kilka mniejszych punkcików. Widok nieuszkodzonych okrętów przynosił mu ulgę, jednak martwił się o okręt „Ofelia”, którego nie mógł dojrzeć. Mogli się rozbić, albo paść ofiarami piratów, przecież bogowie morza wymagają co roku określonej ilości ofiar. Gabriel, nie mając innego wyjścia, kierował się ku Skałom Taletańskim, od których dzielił go tylko dzień do portu macierzystego i końca podróży. Co chwila patrzył w stronę, gdzie powinien się ich spodziewać i po jakimś czasie rzeczywiście ujrzał samotny szary garb, wyłaniający się zza linii wody, a po chwili drugi kawał przylegającej do niej skały.
– Widzę Skały Taletańskie – oznajmił ochoczo – Korekta kursu.
– Tak jest, kapitanie.
Skała wyrastała coraz większa i większa. W miarę zbliżania się do skały, zaczynała ona wyglądać jak wielka kamienna maczuga, którą wbił kiedyś tutaj jakiś olbrzym. Wtem dojrzawszy coś na samym dole, zerknął jeszcze raz, jakby nie wierzył w to co widzi. Odwróciwszy się wrzasnął.
– „Ofelia” w niebezpieczeństwie! Cała naprzód! Przygotować się do wodowania! Przekazać rozkaz innym jednostkom!
Oficer przechylił dźwignię prędkości do oporu. Statek nagle przyśpieszył. Gdy kapitan stwierdził, że jest w odpowiedniej odległości, kazał zakryć okna stalową osłoną i obniżać lot. W półmroku kilka dłuższych chwil dłużyło się niemiłosiernie. Wszyscy wiedzieli, że ten typ nagłego manewru jest niebezpieczny i jak coś pójdzie nie tak, to drewniany kadłub może pójść w drzazgi. Zapadła cisza w której słychać było tylko silniki, działające na mostku urządzenia i okuty żelastwem trzeszczący kadłub. Nagle wszystko się zatrzęsło, a dotychczasowe hałasy zagłuszył potężny huk uderzenia w wodę, która wybiła w górę obmywając okręt.
Koniec

Komentarze

Był to rok pański 5760, sześćdziesiąty piąty rok panowania cesarza Celestyna i czternasty króla Augusta. Był to dziwny rok, pełen niewytłumaczalnych zdarzeń. Rok ten zapoczątkował wiele tragedii, głód i rozpad dawnego świata, ale też koniec „Wieków Ciemnych". Rok ten stworzył wiele bestii, wiem o tym dobrze, bo jestem jedną z nich."
Nie za dużo tych "roków"? Swoją drogą, odnośnie ostatniego zdania, jakim cudem jakiś rok mógł stworzyć bestię?

"Dowodził wyprawą kupiecką, zorganizowaną dzięki wsparciu kilku wysoko postawionych rodów, zwłaszcza veteres. Gabriel należał do rodu Korneliuszy, pragnącego być zaliczanym do wysokich rodów..."

"Gabriel podpierając się prostym krzesłem, przytwierdzonym do pulpitu i trzymając w ręku lunetę, przystaną przy oknie, zabezpieczonym wcześniej stalową płytą."
"Przystanął", tak?

"Skała wyrastała coraz większa i większa. W miarę zbliżania się do skały, zaczynała ona wyglądać jak wielka kamienna maczuga, którą wbił kiedyś tutaj jakiś olbrzym."
Rozumiem co miałeś na myśli, ale brzmi to tak, jakby skała zbliżając się do skały, zaczynała wydawać się coraz większa. Czyli brzmi dziwnie.

Ogólnie, niestety, nie przekonało mnie to opowiadanie. Na razie te zapiski nieznanego autora nijak się miały do reszty tekstu, ale rozumiem, że to dopiero jakiś wstęp, wprowadzenie, jednak nie zacheca mnie to szczególnie żeby dowiedzieć się co będzie dalej. Tekst krótki, a jednak dosyć męczący, mogłeś go trochę przejrzeć zanim postanowiłeś wrzucić.
Pozdrawiam

Drewniane sterowce???
Z oknami zabezpieczanymi stalowymi płytami???
Jeżu kolczasty.

Też nie mogłam sobie tego wyobrazić:P

Hm, ten otwierający akapit to nawiązanie do Narrenturm?

Na pewno jedna rada: w atrybucjach dialogów nie używaj nigdy przysłówków.

"Oznajmił ochoczo" - i już zaczyna trącić to szkolnym wypracowaniem. Po prostu - oznajmił.

Ludzie ja się jeszcze ucze pisać opowiadania, a to zostało zamieszczone na próbę :P (mam inne niezwiązane). Niemam nic przeciwko krytyce, ale wolałbym aby nieograniczała się ona do lakonicznego zdania, z którego nic nie wynika. Wymyśliłem sobie wielkie drewniane sterowce wzmacniane żelastwem. O co dokładnie wam chodzi?

Tak, to było wprowadzenie i część większej całości, której początek mam na blogu (patrz link: http://zanapar.blogspot.com/). Miałem problemy z jego zapisaniem, więc sobie go odpuściłem.

W "zapiskach prywatnych" słowo "rok" miało rzucać wię w oczy. Dlatego tyle razy się powtarza. Co do reszty to rozumiem, że powinienem poszerzać słownictwo i bardziej uważać na błędy? Bardzo się staram.

Tak, staraj się, staraj:)
Nie jest jakoś tragicznie, tylko "tak sobie". Z czasem będzie lepiej. 

A co do sterowców...
Wydaje mi się, że nie możesz tak po prostu wymyślić statku powietrznego, którego nie dotyczą istniejące prawa fizyki. Co innego, gdybyś to jakoś uzasadnił w treści. 

Nowa Fantastyka