- Opowiadanie: dziko - Złotopolski (szort)

Złotopolski (szort)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Złotopolski (szort)

Wielki hetman Jan Apoloniusz Złotopolski, zwany przez przyjaciół Złociakiem, zmarszczył krzaczaste brwi, lustrując rozciągające się po horyzont regimenty wrogich armii. Promienie świtu muskające sczerniałe wierzchołki wzgórz zwiastowały niechybny początek następnej bitwy. Której z kolei – tego już nikt nie liczył.

 

Przedziwna to była wojna, trwająca już dobre pokolenie, wypełniona nieoczekiwanymi zwrotami akcji, zmieniającymi się jak kalejdoskop sojuszami i dziesiątkami zakulisowych intryg. Nie był to klasyczny konflikt dwóch zwaśnionych stron, tu walczył niemal każdy z każdym, a armie pochodziły ze wszystkich nacji i kontynentów. Jeśli kiedykolwiek jakaś wojna zasługiwała na miano "światowej" lub "totalnej", to chyba jedynie ta. Byli nawet szaleńcy, którzy twierdzili, że przegrać w niej to zysk, a wygrać to problem.

 

Złociak lekko uniósł buławę, rumaki parsknęły, a skrzydła husarii zaszeleściły metalicznie. Przeciwnik również gotował się do szarży. Kogóż nie był na polu boju – od północy szła armia Sojuszu Frankońsko-Germańskiego, może niezbyt odważna, ale dobrze wyposażona i w miarę zdyscyplinowana. No i oczywiście bardzo liczna. Gdzieś w rogu stała grupa wikingów, dzikich i mężnych, ale przetrzebionych – mówiono, że ich wchłonięcie przez Sojusz jest tylko kwestią czasu.

 

Nieco na prawo rozgrzewały się oddziały angielskich łuczników, których duma ostatnimi czasy niestety nie szła w parze ze skutecznością. Od zachodu naciągała zamorska kawaleria, wspierana hordą okrutnych Apaczów. Po wschodniej zaś stronie stały przerażające oddziały samurajów znanych z militarnego kunsztu i żelaznej dyscypliny graniczącej z samobójczym szaleństwem. Kraj Kwitnącej Wiśni przeżywał ostatnimi laty ciężkie chwile, nie miały one jednak wpływu na morderczą skuteczność jego wyjątkowej armii.

 

Rozporoszeni w różnych miejscach, bo boju sposobili się również szwajcarscy najemnicy, wyjątkowo cenieni za swą umiejętność walki w ekstremalnych warunkach. I choć wielki mędrzec Sun Tzu napisał w Sztuce Wojny, że "sto tysięcy najemników jest wartych tyle, co pięćdziesiąt tysięcy zwykłych żołnierzy", zasada ta najwyraźniej nie tyczyła się Szwajcarów, których niektórzy cenili na wojnie nawet bardziej niźli własnych braci.

 

Jedynym wielkim nieobecnym na polu walki była niezmierzona armia cesarza Yu, wielokrotnie prowokowana przez wrogów do wzięcia udziału w konflikcie. Chiński władca bowiem doskonale zdawał sobie sprawę, że gdy inni wykrwawiają się dzień w dzień, rozsądnie jest pozostawać z boku, budując swą potęgę za pomocą handlu i dyplomacji.

 

Otoczona wzgórzami dolina, która jeszcze wczoraj była oazą ciszy i spokoju, utonęła nagle w tupocie kopyt, chrzęście żelaza, bojowych okrzykach, przekleństwach i pierwszych jękach agonii. Anglicy, z właściwą sobie flegmatycznością, zareagowali zbyt późno i ich strzały zadały jedynie śladowe straty frankońsko-germańskiej piechocie, która wnet znalazła się na odległość miecza od synów Albionu.

 

Jakby zaprzeczając krążącym plotkom, oddział wikingów zaatakował z flanki germańskich rycerzy, powodując mały chaos w szeregach wroga. Nieco zdezorientowani Szwajcarzy rozproszyli swoje siły, podgryzając to Anglików, to wikingów i tworząc formację defensywną przeciw szarżującym Apaczom. Zamorska kawaleria zatoczyła łuk, ignorując Helwetów, i ruszyła przeciw samurajom, do których od paru lat odczuwała szczególnie silną niechęć. Hetman nie mógł przepuścić takiej okazji, będącej jako żywo ilustracją staropolskiego przysłowia "gdzie piętnastu się bije, tam szesnasty korzysta".

 

Uformowana w żelazny klin husaria uderzyła od tyłu w intruzów zza oceanu, tratując wszystko na swej drodze. Przeciwnik nie miał czasu jęknąć w swej dziwacznej mowie "Mercy, please!". Impet jeźdźców o stalowych skrzydłach wyhamował dopiero na frankońskiej piechocie i dużym regimencie szwajcarskich najemników, ale i tutaj polski oręż zadał przeciwnikom poważne straty.

 

Dalej bitwa przybrała bardziej chaotyczny przebieg. Każda nacja miała na ostrzach krew każdej innej nacji, miejsce sojuszy i strategii zastąpiła ślepa żądza mordu i instynkt przetrwania. Potyczki jeden na jednego, dożynanie wrogów, szabrowanie ciał i zbieranie rannych – wszystko to trwało do wieczora. Niemniej, pomimo całego rozgardiaszu, strategiczne decyzje podjęte na początku starcia miały duże znaczenie dla jego finalnego wyniku.

 

To był dobry dzień dla husarii, która zadała poważne stary zamorskiej kawalerii, szwajcarskim najemnikom i Sojuszowi Frankońsko-Germańskiemu, unikając jednocześnie większej konfrontacji ze strasznymi samurajami. Ktoś nieznający prawideł sztuki wojennej mógłby uznać, że zdobyte przez hetmana wzgórza to niewielka premia za dobrze rozegraną bitwę, ale w tej wojnie każda zagarnięta piędź ziemi miała wielkie znaczenie.

 

Złotopolski popatrzył sentymentalnym wzrokiem na tarczę zachodzącego słońca. Ciekawe, co przyniesie jutrzejszy dzień? – pomyślał, podkręcając sumiasty wąs.

 

* * *

 

Michał odetchnął z ulgą, gdy zobaczył kursy zamknięcia rynku FOREX. Złoty umocnił się wobec wszystkich znaczących walut, w tym o półtora procenta wobec franka szwajcarskiego. Jako że za trzy dni wypadała kolejna spłata raty kredytu hipotecznego, była to bardzo dobra wiadomość.

 

Koniec

Komentarze

A gdzie jest Wielki Szowinista?:)

No, przeczytane.
Przyznam, że dałam sie zaskoczyć. Od połowy tekstu byłam pewna, że o ołowiane żołnierzyki chodzi:D

Językowo bardzo ładne.

Od samurajów zastanawiałam się, jaką grę opisujesz i na końcu zawiodłam się lekko, że tej akurat nie znam ;P

Ogólnie czyta się bardzo przyjemnie (chociaż dwie literówki wyhaczyłam). Mimo że militarne tematy to nie całkiem moja broszka, to jednak czytałam z zainteresowaniem :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

I mnie się podobało. Fajnie opisana bitwa, nie przesadziłeś z opisami, więc szorcik jest lekki i zgrabny.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

W pierwszej chwili nie zrozumiałem. W drugiej też nie. W ogóle nie załapałbym, że chodzi o scenkę z gry, gdyby nie komentarze. Kto by miał tyle śmiałości, aby wrzucić tak odmienne jednostki do jednego kotła? Owszem, zdarzają się takie produkcje, jednak nie w reliach quasi historycznych.

Napisane dobrze, a może i ...dobrze. Na określenie "bardzo dobrze" się nie zdecyduję.
Ogólne wrażenie: dobrze napisana wprawka stylistyczna. Zaznaczam jednak, że nie przepadam za scenami batalistycznymi, więc moja opinia może być niemiarodajna ;P

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Ale tu nie chodzi o grę, tylko o giełdę?
 

No mówię, że nie zrozumiałem

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Zgrabnie wykoncypowane, oprócz kilku literówek językowo wszystko gra. Pomysł z giełdą przedni. Odemnie masz 5

Dzięki za uwagi. Generalnie to militaria nie są moją specjalnością, jestem natomiast z zawodu ekonomistą, stąd pomysł na ten zakręcony (i może trochę zbyt hermetyczny) szort.

 Selena - Szowinistę wrzucę na dniach :)

Moim zdaniem sceny batalistyczne to wyższa szkoła jazdy. A u Ciebie jednakowym językiem jest zrobiony opis wojska, co sama potyczka.

Więc mogę powiedzieć, że najwyżej poprawnie. 3- nawet

Na mnie też zrobiło dobre wrażenie. Sam opis jest bardzo udany, a i zakończenie zaskakujące. Udane opowiadanie.
Pozdrawiam

Podoba mi się :)


"Byli nawet szaleńcy, którzy twierdzili, że przegrać w niej to zysk, a wygrać to problem." zdanie ładnie pasuje do Forexowej końcówki :)

Przyjemny tekst z zaskakującą puentą. Bitwa opisana ładnym i barwnym językiem. Niezły szorcik.

W drugim akapicie trochę ci się rozplenił czasownik "być". Tylko to mi się rzuciło w oczy.

Pozdrawiam.

Zgrabnie i ładnie. Lekko się czyta, co szczerze dla mnie jest bardzo ważne. Ciekawi mnie jakby wyglądała kontynuacja? :)Ten " jutrzejszy dzień"

Jak ja uwielbiam teksty o bitwach "na miecze" jak to mówią. 
Z tym "jutrzejszym dniem" to możesz napisać drugi tom. Chętnie bym przeczytał dalsze losy .
Odemnie masz 5.
Pozdr.
 

No "kurna wasza chata", ten tekst ma średnią 4.4 przy ilości ocen 5. Gratuluję i mam poczucie, że powinienem po ryju dostać za niedocenianie bitewnej fantastyki.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Ok, więc- jak ktoś już napisał ,,językowo bardzo ładnie". Na serio, serio opis bitwy, armii, przemyśleń generała, tło konfliktu wszystko opisane ciekawie, z wyczuciem. Ok, rozumiem, że puenta nawiązuje do giełdy, do mechnizmów rynkowych itp. Jest jeden problem, mianowicie, nie przemawia do mnie powiązanie jednego z drugim, wojny, którą opisałeś, do wspomnianej giełdy. A może inaczej- przemawia, tyle, że nie w takiej formie, historia wojnna przez ciebie napisana, w moim odczuciu, nie ma żadnego powiązania z ową giełdą, nawet metaforycznego. 
Aż mi przykro, że ten tekst do mnie nie trafił:(.  

6Orson6 - to trochę nie tak jak myśli. Nie chodzi o zwykłą giełdę, tylko o FOREX - rynek walutowy. Poszczegółne armie symbolizują waluty państw (samuraj - jen, szwajcarski najemnik - frank, wiking - korona itd.). Coż, to była dość hermetyczna metafora :)

Oj tam.
Ja załapałam od razu:)
A o giełdzie nie mam pojęcia. 

Ale ja wiem co to FOREX, co nie zmienia faktu, że do mnie nie przemówiła metafora;(. 

Nowa Fantastyka