- Opowiadanie: Aineko - Psychopolis VII

Psychopolis VII

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Psychopolis VII

– Ścisz tę cholerną muzykę! – ryknął Anton Szajnert, ledwie przekroczył próg swego podziemnego mieszkania.

Mimo, że miał prawo o każdej porze doby przebywać w przeznaczonym dla niego prywatnym pokoju w laboratorium, wolał jednak zaraz po pracy wracać tutaj, by mieć na oku swojego krnąbrnego, nieznośnego syna.

Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że muzyka wcale nie jest włączona. Czyżby Nolana nie było jeszcze w domu? Postanowił natychmiast zadzwonić do pilnujących go funkcjonariuszy tajnej policji, okazało się to jednak zbędne.

Chłopak siedział w salonie na fotelu i od niechcenia przerzucał kanały w ogromnym, zajmującym niemal całą ścianę telewizorze. Większość mieszkańców Dołu nie mogła pozwolić sobie na podobny sprzęt, Szajnert jednak, jako najbliższy współpracownik Doktora miał wszelkie możliwe dojścia i niemal nieograniczone możliwości, toteż jego mieszkanie było duże, urządzone ze smakiem i bogato wyposażone.

– Co ty sobie wyobrażasz, gówniarzu?! – warknął Anton na widok syna.

– Co? – wyszczerzył się Nolan. – Mam jednak włączyć muzykę? Zawsze wiedziałem, że w głębi duszy ją lubisz!

Nolan, nie bez pewnej dumy, przypuszczał, że jest prawdopodobnie jedyną osobą, zdolną wyprowadzić z równowagi zawsze chłodnego i opanowanego Antona Szajnerta. I nie mylił się w tej kwestii ani trochę. Tak jednak przywykł do permanentnego stosowania wobec ojca złośliwej ironii, że teraz, kiedy absolutnie nie było to wskazane, nie mógł się powstrzymać.

– Gdzie się szwendałeś, zamiast od razu wracać do domu po pracy? – spytał Anton, patrząc na syna z niechęcią.

Oho, już wypaplały, pieprzone szpicle, pomyślał chłopak.

– Kurde, nigdzie! – prychnął .– Przejść się byłem, nic złego nie zrobiłem! To już nawet spacerować nie można?!

– A czego pyskujesz funkcjonariuszom? – zmienił temat Szajnert, ignorując wypowiedź syna. – Czego idiotów z nich robisz?

– Nie muszę robić – mruknął Nolan, zanim zdążył ugryźć się w język. – Sami sobie świetnie radzą.

– Licz się ze słowami! Oni są od pilnowania porządku!

– Gówno tam, nie porządku!

Chłopak czuł, że nakręca się coraz bardziej. Zapanował nad tym uczuciem, odetchnął głęboko i uznał, że skoro ze spokojnej rozmowy nic nie wyszło, można spróbować wykorzystać awanturę do wyciągnięcia potrzebnych informacji.

– To, co oni odpieprzają nie ma nic wspólnego z porządkiem! – kontynuował, nie zwracając uwagi na oburzenie ojca. – Czepiają się niewinnych ludzi, łażą za nami, jakby to w nas był problem. A to wariaci rozpierdzielą ten wasz idealny świat! Rozsadzą system od środka! Przyznaj się! Nie wszystko wychodzi tak, jakbyście chcieli! Założę się, że część tych osób nie jest tak pierdolnięta, jak wygląda! Żyją sobie jak świry, bo tak im na razie wygodnie, ale jak im się znudzi, okaże się, że te wasze operacje gówno dały! Wrócą do normalnego życia! No, ile popełniliście błędów? Ile pomyłek? Myślisz może, że oni wszyscy, co do jednej osoby, tak się wam udali, jak spod linijki?!

Ojciec nie przerywał i słuchał uważnie. Chłopak w tym momencie zrozumiał, że popełnił błąd. Powiedział zbyt dużo i teraz nie obejdzie się bez niewygodnych pytań. Chyba, że…

– Co ty, gnoju, możesz wiedzieć o naszej pracy?! – syknął Szajnert, bliski furii. – Jak śmiesz się o niej wypowiadać?! Nigdy w życiu nie dowiesz się, jak ona wygląda, bo nie masz żadnych ambicji. Żadnych!

A więc jednak. Szajnert okazał się zbyt zaślepiony złością i zadufany w sobie, by zauważyć coś podejrzanego w zachowaniu syna. Skupił się na swoich zwykłych pretensjach, nie drążąc tematu ewentualnych pomyłek i niepowodzeń w eksperymentach. Chłopak również porzucił chwilowo tę kwestię. Tak, oczywiście, chciał się czegoś dowiedzieć, ale w tym momencie nie mogło się to udać. Ojciec był zbyt rozsierdzony, by odpowiedzieć sensownie na jakiekolwiek pytanie. Dalsze dociekania mogłyby tylko obudzić w nim podejrzenia. Nolan zatem, z czystym sumieniem, powrócił do niemal rytualnej kłótni, wkraczającej właśnie na dobrze mu znane tory.

– Co ty nazywasz ambicją? – prychnął. – Pomaganie temu zwyrodnialcowi i psychopacie?!

– Skoro takie masz zdanie o Doktorze, równie dobrze możesz nazwać zwyrodnialcem i psychopatą mnie!

Chłopak podniósł się wolno z fotela i spojrzał ojcu w oczy.

– Jesteś zwyrodnialcem i psychopatą – powiedział spokojnie.

Ten spokój właśnie ostatecznie wytrącił Szajnerta z równowagi. Mężczyzna grzmotnął pięścią w stół, po czym jednym ruchem zrzucił na podłogę wszystko, co się na nim znajdowało: wazon bez kwiatów, ozdobną popielnicę, trochę papierów.

– Nie zasługujesz na to, co dostajesz w tym domu! – wrzasnął, pryskając śliną i wytrzeszczając oczy.

W tym momencie wyglądał odrażająco. Dla przyzwyczajonego do podobnych scen Nolana było to bardziej żałosne, niż straszne, nie cofnął się zatem, gdy ojciec zrobił krok w jego stronę.

– Nie zasługujesz, rozumiesz?! Gdyby nie przepisy, już dawno wywaliłbym cię pod most na zbity pysk, żebyś tam zdechł, bo z ciebie nic już nie będzie! Ale nie, psiakrew! Ja daję ci żreć, śmieciu, pozwalam tu mieszkać, chociaż muszę wstydzić się za ciebie i tłumaczyć na każdym kroku, a ty, czym mi odpłacasz?! Pasożyt i darmozjad!

Ostatnie słowa wykrzyczał już szarpiąc syna za przód koszuli. Ten wyswobodził się brutalnie i odepchnął ojca.

– Weź mnie nie dotykaj! – warknął z odrazą. – Zabierz ode mnie te łapska! Myślisz, że nie wiem, ile masz na nich niewinnej krwi?! Co mi po mieszkaniu w twoim domu?! Ja mogę się stąd wynosić teraz, natychmiast! Co? Nie poradziłbym sobie?! Jeszcze byś się zdziwił! No? Mam iść? Mam spierdalać? No powiedz! Wal śmiało! Pozbądź się śmiecia! Powiedz, że mam iść, a pójdę i już mnie więcej nie zobaczysz!

– Jeszcze pół roku – głos Szajnerta drżał z wściekłości. – Tak stanowią przepisy. Pół roku i wreszcie zejdziesz mi z oczu. Mam nadzieję, że raz na zawsze.

– O to możesz być spokojny.

– Jak tylko przestanę być za ciebie odpowiedzialny, skończy ci się taryfa ulgowa. Nie będę za ciebie więcej świecił oczami. Zgnijesz w pierdlu! Od dawna powinieneś tam być! Twoje wybryki są karygodne!

– Ojoj, to chyba mam problem! – skrzywił się ironicznie chłopak.– Wygląda na to, że dzień po moich dwudziestych pierwszych urodzinach mogę spodziewać się aresztowania. Bo kilka razy wróciłem do domu okrężną drogą, bo nabijam się z tych półgłówków, twoich szpicli, bo nie mam ochoty lizać Doktorowi dupy. Tak, będę sądzony za ciężkie zbrodnie!

– Wyjdź stąd – polecił nagle Szajnert drewnianym głosem, wbijając niewidzący wzrok w przestrzeń.

Po ataku furii zwykle ni z tego, ni z owego, następowało u niego takie otępienie. Nie zwracał już uwagi na słowa syna. Na nic nie zwracał uwagi. Jedyne, czego potrzebował, to samotności, by przejść do porządku dziennego nad całym incydentem i z powrotem przywdziać maskę spokojnego i opanowanego urzędnika państwowego.

Chłopak wzruszył ramionami i roześmiał się z przymusem.

– A wyjdę – powiedział drwiąco. – Z najwyższą rozkoszą. Do snucia niecnych planów i przeżuwania złych myśli nie jestem ci, na szczęście, potrzebny.

Doskonale wiedział, że słowa ojca nie mają pokrycia w rzeczywistości. Nolan był czysty, nigdy nie złamał prawa. Może od czasu do czasu trochę je tylko naginał. Tego jednak trudno było uniknąć, zważywszy na absurdalność niektórych przepisów.

O jedynej rzeczy, która mogłaby grozić mu– i nie tylko jemu– naprawdę poważnymi konsekwencjami, ani ojciec, ani jego szpicle nie mieli pojęcia. Oczywiście wolałby, żeby tak zostało. Musiał być zatem bardzo ostrożny, bo oto nadszedł czas, by odnowić pewne kontakty.

Chłopak opuścił pokój i skierował się do garażu, gdzie trzymał swój ukochany motor. Sam go zmajstrował, korzystając z części, które podrzucali mu pracujący w fabrykach koledzy. Zwykle, kiedy potrzebował się odprężyć, wykonywał przy nim jakieś drobne prace, teraz jednak, nawet, gdyby chciał, nie mógłby się do tego zabrać. Zbyt bardzo drżały mu dłonie.

Złościł się na siebie, jednak nic nie mógł poradzić na fakt, że choć przeżył już setki, jeśli nie tysiące podobnych awantur i tak zawsze był po nich rozstrojony nerwowo. Nie czuł tego, podczas samej kłótni. W jej trakcie był wręcz pewien, że wszystko ma pod kontrolą. Dopiero, gdy spadało napięcie, do głosu dochodził organizm, którego nie sposób było oszukać.

Nolan zamknął się w garażu i rozpoczął przygotowania do planowanej wizyty. Nie mógł słyszeć rozmowy , którą tym czasem odbywał jego ojciec, krążąc po salonie z przenośnym komunikatorem przyciśniętym do ucha, wciąż jeszcze nieco wzburzony po kłótni.

– Czy mój syn, oprócz wracania do domu niecodzienną trasą, robił dzisiaj jeszcze coś podejrzanego? – rzucił gorączkowo, do mikrofonu, nie troszcząc się o powitanie, gdy tylko rozmówca przyjął połączenie .– Widział się z kimś, rozmawiał?

– Chwilę…niech się zastanowię… – odezwał się w słuchawce spokojny głos wyższego i bardziej reprezentacyjnego z mężczyzn, którzy tego dnia zatrzymali Nolana.– A dlaczego pan pyta?

– Bo był jakiś dziwny! Mówił…Zresztą…Tak, czy nie?

– Na pewno z nikim nie rozmawiał – odparł zapytany po chwili zastanowienia.– Ale zdawało mi się, że przez dłuższy czas szedł za jakąś dziewczyną z Góry.

– Zdawało ci się? Świetnie. Skoro ci się zdawało, to dokładnie to teraz sprawdzisz. – polecił zimno Szajnert.

– Ale ja nie jestem pewien, czy faktycznie za nią szedł! – zaoponował funkcjonariusz. – Nie wiem nawet kim ona jest. Jak mam…

– Co mnie obchodzi, że nie wiesz?! Dowiesz się. Znajdź ją i obserwuj.

– Jak mam ją znaleźć? Widziałem ją tylko przez chwilę!

– Chyba ty lepiej powinieneś wiedzieć jak, prawda? Skoro mój syn ją śledził, a potem, ni z tego, ni z owego zaczął wygadywać takie rzeczy, to znaczy…

– Jakie rzeczy?

– Nieważne, jakie rzeczy! Nieważne, rozumiesz?! Ale gdybyś zaobserwował u niej jakieś dziwne zachowanie, masz ją natychmiast pojmać i dostarczyć do laboratorium.

– Dziwne? To znaczy?

– Dziwne, to znaczy dziwne!

– Dziwne zachowanie to oni tam wszyscy przejawiają permanentnie – mruknął funkcjonariusz z powątpiewaniem.

– Nie, nie tak dziwne, jak zwykle! – wytłumaczył zniecierpliwiony Szajnert. – Raczej zwracaj uwagę na wszelkie przejawy normalności. Gdyby wydała ci się za normalna…

– Za normalna? – upewnił się mężczyzna z nutą rozbawienia w głosie. – Proszę mówić jaśniej. O co panu chodzi?

– O nic mi nie chodzi! Po prostu sprawdź, czy jest taka, jak inni!

– To takie ważne?

– Tak, to jest ważne! Nie prosiłbym cię, gdyby nie było!

– Powiadomić Doktora?

– Oszalałeś?! Doktorowi na razie ani słowa. Nie ma sensu zawracać mu głowy, skoro tak naprawdę nic jeszcze nie wiemy.

– A co właściwie mielibyśmy wiedzieć? Nie mam pojęcia…

– Już ty się tym nie interesuj! Wystarczy, że ja mam pojęcie! Zabieraj się do roboty, a nie filozofujesz!

Koniec

Komentarze

Są, ale wydawało mi sie, że nikt nie czyta i entuzjazm mi osłabł ;)

Nowa Fantastyka