- Opowiadanie: Mik21 - Kroniki Chimery: Pech

Kroniki Chimery: Pech

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kroniki Chimery: Pech

Jest to pierwsze opowiadanie z serii. Oczywiście jeśli komuś się spodoba. Za wszstkie błędy przepraszam. To niezależne ode mnie.

Kroniki Chimery: Pech

Ekua potężnie ziewną. Pilnowanie pojmanych marynarzy, na zajętym frachtowcu nie było za pasjonującym zajęciem. W szczególności jeśli był środek nocy, a jednym towarzystwem w wąskim przejściu prowadzących do kwater zakładników był Anan, który siedział z Kałasznikowem między nogami, patrząc się gdzieś w dal, na kokainowym haju. Cała ta cholerna warta, jego zdaniem nie potrzebna, bo gdzie mogli uciec? Cumowali na wybrzeżu Somali, w zatoce, o której niewielu wiedziało, a dodatek z maszynowni zostało wypompowane całe paliwo, więc nie mogli odpłynąć, nawet jeśli przejęli by statek.

Żeby nie zasnąć, zaczął powtarzać sobie szeptem, angielskie słówka które dzisiaj się nauczył. Miał zaledwie czternaście lat, a śmiertelnie znudzeni marynarze, chętnie uczyli dzieciaka, który przynosił im parę owoców, urozmaicając tym ich monotonną dietę.

Jednym odgłosami było ledwie słyszalne chrapnie po drugiej stronie drzwi, ciche mamrotanie Anana, przebywającego w kranie różowych słoni, oraz lekka sugestia fal udeżajaca o kadłub.

Niespodziewanie Anan poderwał się, chwytając za karabin. Chłopak był on starszy od niego, o trzy lata, więc to mu dali broń.

Nawet nie dążył porządnie wstać, jak w głowę, trafił go pocisk przebijając czaszkę i mózg, zabijając na miejscu. Zaskoczony Ekua, nie zdążył się zorientować co się dzieje, jak został powalony na ziemię, a czyjeś silne ręce przyciskały jego głowę do zimnej podłogi statku. Poczuł też stal na swoim gardle.

Być może w ostatniej chwili, ktoś powiedział:

– Nie zabijaj go.

Uścisk co prawda nie zelżał, ale zniknęła stal z gardła. Udało mu się obrzucić głowę tak żeby potrzeć do góry, żeby zobaczyć kucającego przy nim komandosa. Miał na sobie piankę do nurkowania; narzuconą na nią kamizelką taktyczną, a w ręku trzymał karabin MP5 z tłumikiem. Twarz zasłaniała mu kominiarka.

„Dla tego nie słyszałem wystrzału” – Przeszło chłopakowi przez głowę, a inna część umysłu zdała sobie sprawę że, trzymani w zamknięciu do tej pory marynarze właśnie go mijali.

– Rozumiesz mnie prawda? – Spytał mężczyzna, po angielsku, a Ekua, kiwną głową. – Nie myślałeś może o zmianie zawodu? Na przykład o zostaniu Shinobi? Zarobisz więcej niż przy zajmowaniu się piractwem. Wystarczy że znów kiwniesz głową.

Kiwną. Nie za dużo rozumiał z co powiedział, ale domyślił się że odmowa nie wchodzi w rachubę. Nie poderznęli mu jeszcze gardła, za to zdawał sobie sprawę że kwestia tego jest jeszcze otwarta. Nie chciał skończyć jak Anan.

– Dobrze. – Uznał z aprobatą mężczyzna. – Zabieramy go ze sobą. – rozkazał, a Ekua został brutalnie postawiony na nogi.

– Krzyknij, albo zrób coś podejrzanego, a będziesz mieć całą masę nowych wywietrzników.

Pomimo słabej znajomości angielskiego, nie trzeba było być geniuszem, żeby po samym tonie głosu, oraz lufy pistoletu z tłumikiem, dotykającym skroni, żeby rozmieć przekaz. Potulnie dał się wyprowadzić na pokład, i przykuć kajdankami, do jednej z licznych rur.

Na zewnątrz, panowała całkowa ciemność. Akurat był księżyc w nowiu, a gwiazdy zasłaniały chmury. Oczy Ekuy, szybko się przyzwyczaiły do ciemności. Na pokładzie oprócz niego dostrzegł trzech tajemniczych napastników, w tym tego który uratował mu życie, a potem przedstawił propozycje nie do odrzucenia. Wszyscy byli identycznie, ubrani i uzbrojeni, ale on jako jedyny nie nosił noktowizora; oraz że ma na plecach krótki miecz, albo długi nuż.

– Tu drużyna Delta. Przejęliśmy „Tygrysa Morskiego”. Kontener, jest nienaruszony. Podaj swój status Alfa. – Chłopak usłyszał głos mężczyzny z mieczem, mówionego do radia.

– Tu Alfa. „Gwiazda Północna”, została zabezpieczona. – Dopowiedź nadeszła szybko

Ekua, wytrzeszczył oczy. „Gwiazda Północna” był amerykańskim, kontenerowcem, którego przejęli miesiąc temu. A „Tygrys Morski”, Chińskim super kontenerowcem, porwanym zaledwie przed tygodniem. Za jednym zamachem udało im się zając dwa statki.

– Dobrze. Drużyna Omega, jak wam idzie? – Spytał, zmieniając kanał, ktoś kto od tej chwili w myślach Ekui, będzie nazywany „Dowódcą”.

-Tu Omega. Jak na razie gładko. Napotkaliśmy minimalny opór….

Dalszego ciągu nie usłyszał bo, ktoś niezbyt delikatnie odchylił mu głowę, a następnie przystawił do szyi pistoletową strzykawkę. Poczuł ukłucie. Jakby jego głowa zaczęła ważyć z tonę. Zasną natychmiast.

Odgłos wystrzałów, oraz wybuchów, wyrwał go ze snu. Od razu poczuł ból, ręki przykutej do rury która była niewygodnie wygięta do góry. W jakiś sposób udało mu się odkleić powieki. W samą porę żeby zobaczyć, Dowódcę pojawiającego się znikąd. W jednym momencie przestrzeń była wolna, a w następnej pojawił się; jak za sprawą magicznej różdżki trzymając przerzuconego przez jedno ramię, rannego komandosa, a drugiej ręce trzymał odwrotnie zakrwawiony miecz. Natychmiast dwójka jego towarzyszy skoczyła pomóc rannemu.

– Każ marynarzom, żeby zaczęli odpływać. – Rozkazał, gdy jego podwalni zaczęli opatrywać jego podwładnego.

– Nie możemy! Mamy za mało paliwa!

– Najważniejsze, żeby starczyło na zapłon, i wypłynięcie na morze. Reszta, jest nie ważna, bo potem przejmie je brytyjski niszczyciel. – Dalsze słowa zostały zagłuszone przez huk, potężnej eksplozji, której towarzyszyła olbrzymia kula ognia widoczna ze statku – Choć jak widać, i tak nie mamy wyjścia, bo właśnie jedna z cystern wyleciała w powietrze. – Dokończył, spokojnie i znikną.

To przez co mi wstrzyknęli, pomyślał Ekua ponownie zasypiając. Przecież człowiek nie może tak szybko się poruszać….

Gdy ponownie się obudził, pierwsze co przykuło jego uwagę, była cisza, przerywana odgłosem jakby ktoś wrzucał coś ciężkiego do wody. Nadal czuł się otępiały. Musiał sam ze sobą walczyć, żeby ponownie nie zasnąć, i ponownie otworzyć oczy.

Pierwsze co ujrzał, było to jak jego niedani towarzyszy byli wyrzucani za burtę statku, a raczej ich ciała. Ekua, urodzony i wychowany w ogarniętej wojnie Somali, nie raz widział trupy, czy samo zabijanie, ale pierwszy raz widział je prowadzone w sposób tak… Beznamiętny. Bez emocji. Dwóch komandosów, brało ciało za nogi i ręce, a potem huśtali nim, wyrzucając je do wody, niczym worek kartofli. Wśród trupów dostrzegł ciało Anana.

Statek się poruszał. Płynęli. Z trudem odwrócił głowę. Tak jak się spodziewał, w oddali widział, kontur Gwiazdy Północnej.

Naglę ktoś do niego podszedł, i postawił na nogi. Poczuł kolejne ukłucie. Natychmiast otępcie zaczęło znikać. Równocześnie też go rozkuli.

– Choć. – Padł rozkaz.

Bez oporu poszedł za żołnierzem, a dwaj którzy pozbywali się ciał skończyli i podążyli za nimi. Szli między kontenerami w kierunku rufy. Wraz z podaną odtrutką, na narkotyk który mu wstrzyknęli, zmysły zaczęły mu powracać stępione zmysły. Zaczął słyszeć jednostajny szum, który z każdym krokiem coraz bardziej się nasilał. Gdy dotarli na rufę, zobaczył co było powodem tego dźwięku. Tuż przy samej burcie, stał w zawisie wojskowy helikopter, z otwartym lukiem, przez który wskakiwali komandosi.

– No, młody. Tu wysiadamy. – Po tych słowach, praktycznie wrzucili go do środka, gdzie kolejne ręce chwaciły Ekue, posądzając na siedzisku. Za nim wskoczyła pozostała trójka. Ledwo ich stopy, dotknęły pokładu, helikopter poderwał się do góry. Szarpnęło nim, ale śmigłowiec zaraz wyrównał lot.

Odzyskując równowagę, rozejrzał się wokół. Cały śmigłowiec był wypełnionymi żołnierzami, a pośrodku leżał ranny, nad którym pochylał się sanitariusz oraz Dowódca.

– Co z nim?

– Kula przeszła bokiem. Za jakiś miesiąc, będzie mógł wrócić do dymania kóz, w tych swoich górach…

– Ja już wolę kozy, niż kobiety z twojego kraju… Zasrany Angolu…. – Wycharczał ranny

– Skoro, jeszcze może się odgryźć, to zaznaczy że nic mu nie będzie. – Uznał medyk

– Na to wygląda. – Zgodził się Dowódca zdejmując kominiarkę, a wszyscy jego podwładni, zrobili to samo. – Tylko jeden ranny, całkiem niezły wynik. Na dodatek, wraz z tym, co zapłaci nam Pan Liu, oraz armatorzy daje nam, nawet po odliczaniu kosztów, ponad trzydzieści milionów. Nieźle.

Ekua wytrzeszczył oczy. Do tej pory myślał, że to amerykanie, ale nawet w ich wojsku, w jednym oddziale, niemożliwością była taka mieszanka ras i kolorów. Było nawet parę kobiet, ale najbardziej zaskoczył go wygląd, tego który kazał go oszczędzić. Nigdy jeszcze nigdy nie widział człowieka tak… Białego. Nie chodzi o to że nigdy nie widział, kogoś o jasnej skórze, ale pierwszy zobaczył kogoś dotkniętego Albinizmem. Chłopak poczuł jak jego różowoczerwone oczy spoglądają na niego, i zadrżał ze strachu. Pod skórą, czuł że coś nie tak jest z jego oczami; nie tylko kolor tęczówek.

– Od teraz będziesz jednym z nas. – Zwrócił się do Ekuy – Damy ci nowy dom, pieniądze, wyszkolenie, edukacje i nową tożsamość. A jeśli masz talent, będziesz dla nas zabijać.

– Dobrze, dobrze.. – Zgodził się szybko, nie bardzo rozumiejąc, zbierając przy tym całą swoją odwagę, żeby spytać, o coś co cały czas nie dawało mu spokoju. – Nie widzieliście mojego starszego brata? – Zaczął ostro kalecząc angielski, oraz mocno gestykulując, żeby zrozumieli – Wysoki, chudy nosi dredy i badane. – Zrobił gest jakby coś z tyłu głowy zawiązywał.

Dowódca patrzył się przez chwilę jakby, podejmował jakąś decyzje.

– Przykro mi. – Odparł kładąc jedną rękę na ramieniu chłopaka. Nim ten zorientował co się dzieje, jednym szybkim ruchem, skręcił mu kark i wyrzucił ciało przez otwarty luk.

– Akira… Czy to było konieczne? – Spytał Carlos, jeden z dowódców oddziałów.

– Niestety. Nie posturze drugi raz tego samego błędu. Prędzej czy później, albo się dowiedział, albo domyślił że to my zabiliśmy jego brata, a wtedy nie moglibyśmy liczyć na jego lojalność. Podobnie było, z Marią Velsh. Gdy dowiedziała się że zabiliśmy jej ojca, a ją oszczędziliśmy, zdradziła zabijając trzech z naszych, nim ją w końcu zabiłem. Nie chce żeby to się powtórzyło. – Przerwał żeby usiąść i zapalić papierosa – Jakby ci kretyni nie porwali „Tygrysa”, z czymś na czym bardzo, zależy Triadom; aż tak bardzo, żeby nas wynająć, żebyśmy to odzyskali, a wypadku jak kontener zostanie otworzony, zabić nawet załogę, to chłopak by jeszcze mógł pożyć, tak jak jego brat. Szkoda. Jakby chociaż nie zobaczył naszych twarzy… Eh… Miał po prostu pecha. – Zakończył Akira wyrzucając niedopałek do morza, który poszedł na dno tak ciało Ekuy.

Koniec

Komentarze

Błędy nie zależą odciebie?

Straszne, to może podświadomie sadzisz? A może jakiś okrutny cenzor przegłąda Twoje teksty i pilnuje odpowiedniego stężenia byków?

Bardzo przeciętny tekścik.

Wybacz Mik21, ale tekst wygrał ze mną juz w pierwszej rundzie; zmogły mnie "fale udające o kadłub".

Musisz jeszcze BARDZO DUŻO  popracować nad tekstem. Pozdr.

"chwytając za karabin. Był on starszy od niego, o trzy lata,"

Cholercia, istny zabytek z tego karabinu.

Brutalna prawda - jeszcze sporo przed Tobą.
Przecinki wyglądają na stawiane losowo, innych błędów też dużo. Ciężko się to czyta. Skoro "to nie zależy od Ciebie", to może poproś kogoś o pomoc? Publikując tekst takiej jakości, raczej nie dostaniesz pozytywnych opinii.

Nowa Fantastyka