- Opowiadanie: Urban Horn - Wniebowstąpienie Diabła

Wniebowstąpienie Diabła

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wniebowstąpienie Diabła

Łatwo przychodzi wiara w to, czego się pragnie.

Owidiusz

 

Pracę, która w tym kręgu Piekła trwała nieustannie, przerwał huk wybuchu. Wszystkie diabły oraz kontrolujący ich Demon spojrzeli w górę. Ze sklepienia posypały się kamienie. Kontroler zacisnął zęby i dobył swego miecza o czerwonej klindze.

– Co to jest, Arandaelu? – spytał jeden z diabłów, nerwowo machając ogonem.

– Nie wiem – przyznał zapytany – ale z pewnością nic dobrego.

Z powstałej w skalnym sklepieniu dziury wpadło do środka światło. Przywykłe do półmroku diabły zmrużyły oczy, klnąc pod nosem.

– Ktoś tam jest! – Diabeł imieniem Shet wskazał trójzębem źródło światła. Zaraz po nim przybysza ujrzeli wszyscy. Wleciał do środka na swych białych skrzydłach, zapikował w dół i wylądował na kamieniu, tuż przy Arandaelu. Złożył skrzydła i delikatnym ruchem odgarnął złociste loki z oczu. Nie dobył jednak miecza.

– Proszę, proszę… Anioł Bogumił. Czego chcesz tym razem? – Demon zakręcił młyńca bronią i spojrzał w oczy Anioła.

– Popełniacie mnóstwo wykroczeń, Arandaelu. – Bogumił przemówił cienkim, melodyjnym głosem. – Nawet nie wiem od którego zacząć.

– Czyżby znowu przysyłał cię sam Bóg?

– Nie inaczej. – Anioł zeskoczył z kamienia i stanął przed Arandaelem. – Możesz już schować oręż. Chcę tylko porozmawiać.

Chwilę mierzyli się wzrokiem. W końcu Demon westchnął i schował miecz do pochwy.

– Teraz możesz wyjaśnić cel swej wizyty? – spytał, patrząc na Anioła nienawistnie.

– Tak przy wszystkich? To sprawa wyłącznie do ciebie i innych Upadłych. Do Kontrolerów, jak to was tutaj nazywają. I do Lucyfera.

– Dobrze. Ale dwóch ze sobą wezmę. Shet! Gharron! Ze mną! Reszta niech wraca do pracy!

Dały się słyszeć liczne westchnienia. Zapowiadała się bowiem interesująca rozmowa, a zarazem chwila odpoczynku. Shet i Gharron, dwa młode diabły, stanęły na baczność obok Arandaela. Sięgały mu do łokci.

– Zabierz swoich czerwonych przyjaciół i chodźmy do zamku. Zapowiada się ciekawa rozmowa – Anioł wskazał niewielką, czarną, strzelistą wieżę, stojącą nieopodal.

– Wpraszasz się, Bogumile. Toż to nie wypada Aniołowi.

– Jako Anioł miałeś swą szansę, Arandaelu. Widać, jak ją wykorzystałeś. Teraz zamilcz i chodźmy do zamku.

Demon zniósł obelgę bez słowa.

 

Chwilę później byli już w zamku. Bogumił i Arandael siedzieli w wysokich fotelach, zdobionych majestatycznymi wizerunkami smoków. Shet i Gharron stali obok nich z trójzębami w gotowości.

– Możesz zaczynać – powiedział Kontroler. – O co chodzi tym razem?

– Ziemia podzielona jest przez ludzi na liczne jednostki administracyjne. Tym razem chodzi o cały kraj. Wiesz już zapewne, że mam na myśli teren zwany Polską. – Było to raczej stwierdzenie, nie pytanie. Ale jednak Arandael odpowiedział:

– Nasz krąg zajmuje się dużą częścią Polski. Coś w tym złego?

– Tak. Widać nie wiecie, że Polska to kraj chrześcijański. Może trafi się kilku satanistów, ale całość uznawana jest za wyznawców katolicyzmu czyli chrześcijaństwa, a, jak wiadomo, władzę nad takim krajem ma sprawować Niebo. Czyli my. Rozumiem, jeślibyście siali zło jedynie w umysłach tych kilku satanistów, to wam wolno. Wolno wam nawet ich opętać. Jednak to, co ostatnimi czasy robicie, jest karygodne. Opętujecie przypadkowe osoby, w tym chrześcijan – tłumaczył spokojnie Bogumił.

– Bogumile drogi. Sam słusznie powiedziałeś, że Polska j e s t u z n a w a n a za kraj chrześcijański. To samozwańcy. Prawda jest taka, że mówią, że są dobrzy. Mówią, iż są katolikami i wyznają Boga. I na słowach się kończy. Modląc się słowami, nawet o Nim nie myślą, a do kościoła chodzą z konieczności i ze strachu. Że nie wspomnę o czynach! Mówić, że jest się chrześcijaninem, to nie to samo, co nim być! Czy dobry chrześcijanin może być rasistą, złodziejem, mordercą? Może kraść, cudzołożyć, gwałcić, zabijać i dyskryminować? Jako były Anioł wiem, że nie może. Zgodzisz się ze mną, Bogumile?

– Tu masz rację. Ale nie wszyscy Polacy tak robią. Chociaż, w tym co powiedziałeś, odnośnie chrześcijańskiej postawy, zgadzam się całkowicie. Pewien wybitny pisarz, pochodzący właśnie z Polski, nazwiskiem Sienkiewicz, powiedział kiedyś: ,,Słowa nie powinny być większe od czynów''.

– Czytujecie ziemskie książki? – Zdziwił się Demon.

– Czasem. Ale nie o tym miała być mowa. Jak więc planujesz sprawę rozwiązać, Arandaelu?

– Po prostu wrócisz do siebie, do Nieba, i przekażesz Bogu to, co powiedziałem.

– Ustalmy lepiej, nad kim Piekło może sprawować władzę, a nad kim nie. Z twej przemowy wynika to dość niejednoznacznie – domagał się Anioł.

– Wiesz co, Bogumile? Radzę posłużyć się Oknem. Pokażę ci, jak to z tym jest. Sam powinieneś wyciągnąć z tego jakieś wnioski.

– W Niebie też mamy Okna. I zaglądamy w nie dosyć regularnie, by wiedzieć, co dzieje się na Ziemi – odrzekł Bogumił z pogardą.

– Na niektóre rzeczy mogliście nie zwrócić uwagi. Pokażę ci przykładową ludzką, pseudochrześcijańską rodzinę.

– Niech będzie.

– Shet! Podaj Okno! Tylko ostrożnie! Wiesz, jakie jest cenne! – rozkazał Arandael.

Diabeł podszedł do ściany, o którą oparte było Okno. Wyglądało niczym pozłacana rama niewielkiego obrazu. Podniósł je ostrożnie. Czuł emanującą od niego energię. Powoli podszedł do stołu i położył je między rozmówcami.

Bogumił i Arandael wstali z miejsc i nachylili się nad nim. Kontroler dotknął je opuszkiem palca i zamknął oczy. Nagle w ramie pojawił się ruchomy obraz. Na początku nic nie dało się poznać, ale po chwili nabrał kształtu. Ukazywał czwórkę ludzi, siedzących w niezbyt dużym, czystym pokoju. Była to z pewnością rodzina, w której każdy zajmował się czymś innym. Ojciec czytał gazetę, popijając piwo, matka robiła coś w kuchni, dziesięcioletnia córka słuchała muzyki na iPodzie, a ośmioletni syn siedział przy komputerze i grał w jakąś grę.

W końcu ojciec wstał z fotela. Odłożył gazetę i udał się do kuchni z pustą szklanką. Powiedział coś do żony. Zaczęli rozmawiać. Nie było słychać o czym, ale mężczyzna z każdą chwilą wydawał się rozdrażniony. W końcu krzyknął na tyle głośno, że nawet Arandael i Bogumił usłyszeli.

– Ty szmato! – po tych słowach uderzył ją otwartą ręką w twarz. Kobieta złapała się za policzek i zrobiła kilka kroków w tył, wyzywając męża. Ten zaś odwrócił się i klnąc pod nosem wyszedł z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Ich syn w popłochu uciekł do swego pokoju z płaczem.

 

– Rzeczywiście. Ze zmartwieniem muszę stwierdzić, że nie tylko w Polsce, ale na całym świecie nie brakuje takich rodzin – przyznał Anioł.

– Poczekaj. Chciałbym pokazać ci jeszcze jedną scenkę. Jeśli pozwolisz, przewinę o tydzień do tyłu. Nie wiem, czy to widziałeś. W każdym razie powinno cię zaciekawić – powiedział Arandael, po czym znów dotknął Okna.

 

Tym razem ujrzeli scenkę podobną do poprzedniej. Zwykły dzień dla tej rodziny. Nikt nie zwrócił uwagi na niespodziewany dzwonek do drzwi. Gdy powtórzył się kilkukrotnie, matka zlitowała się i westchnąwszy podeszła do drzwi. Gdy je otwarła, ukazała się jej postać brudnego, chudego chłopca w wieku jej córki.

– Mogłaby pani dać coś do jedzenia? – spojrzał na nią błagalnie.

Kobieta ponownie westchnęła, po czym powiedziała stanowczo:

– Na chwilę obecną nie mam nic, co mogłabym ci dać, chłopcze! My też nie cierpimy na przesyt pieniędzy! Zobacz u sąsiadów, oni zawsze dają biednym.

– Dzięk… – zdążył powiedzieć, nim kobieta zamknęła mu drzwi przed nosem.

 

– I co o tym myślisz? – spytał Arandael z tryumfalnym uśmiechem na twarzy.

– Karygodne. – westchnął Bogumił. – Mam nadzieję, że po śmierci odpowiednio się nimi zajmiecie.

– Możesz na nas liczyć. A teraz zobacz jeszcze jedną scenkę z ich życia. Ona ostatecznie powinna przekonać cię do mej racji.

– Umieram z ciekawości.

 

Arandael po raz kolejny dotknął Okna. Ta scenka odbywała się w tym samym pokoju. Matka stała w drzwiach z córką. Najpierw zwróciła jej uwagę, że ubrała się jak ladacznica, po czym krzyknęła do syna:

– Ile mam czekać, aż będziesz gotowy, gówniarzu! Spóźnimy się na mszę!

– Już biegnę, mamo! – usłyszała w odwiedzi.

– Nie wrzeszcz tak, Kaśka, bo cholera bierze! – burknął mąż zza gazety.

Matka nic nie odpowiedziała, tylko, wziąwszy ze sobą dzieci, zatrzasnęła drzwi.

 

– I widzisz, Bogumile?! – Demon nie mógł zapanować nad uśmiechem.

– Jeszcze ośmielają się plugawić sakrament Komunii. Chodzą do kościoła nieczyści. Powiedz, byli chociaż u spowiedzi?

– Matka była… – Arandael zdjął palec z ramy, a obraz zniknął. – Oczywiście połowę grzechów zataiła, a i za to, co powiedziała, nie żałowała szczerze. Nawiasem mówiąc, nie jestem pewien słuszności spowiadania się księdzu, który też niejedno ma na sumieniu.

– Też prawda. Spowiadać trzeba się Bogu, nie księdzu. Można za jego pośrednictwem, jeśli się chce. Ale tylko On może grzech odpuścić. No, ale nie o tym miała być mowa. Przekonałeś mnie do swojej racji, Arandaelu. Teraz jednak chciałbym pokazać ci, że nie wszyscy Polacy tacy są. Mogę? – wskazał na Okno.

– Proszę – kontroler obrócił je przodem do Anioła. – Z chęcią zobaczę. W dzisiejszych czasach nieczęsto widuję prawdziwych, dobrych chrześcijan.

– Ja też, Arandaelu. Niestety…

 

Dotyk palca Bogumiła wywołał powstanie obrazu w Oknie. Obrazu staruszka idącego ulicą. Wszedł on właśnie do jakiegoś niewielkiego budynku. W środku nie było niemal nikogo. Wszędzie były porozwieszane plakaty z rozmaitymi reklamami. Za ladą siedział niemłody człowiek, który na widok nadchodzącego starca odłożył książkę.

– Witam serdecznie, panie Stefanie! – powitał go.

– Dzień dobry – ukłonił się starzec, po czym, bez zbędnych wstępów jął wyjmować z portfela pieniądze.

– Znów połowa emerytury na potrzebujących? – spytał obsługujący, lecz dla pana Stefana było to pytanie retoryczne.

– Ech, niestety, za chwilę będzie to jeszcze mniej. To znaczy wciąż połowa, ale wie pan, jakie dziś czasy. Emerytury znowu mają nam obniżyć.

– To prawda. Jak tak dalej pójdzie, zacznę poważnie myśleć o emigracji…

– A ja nie. Mnie, drogi panie, skromne życie starcza. A patriotą jestem, wie pan. Chcę umrzeć w ojczyźnie. W dodatku mam tu rodzinę, która może potrzebować mojego wsparcia.

– To pan potrzebuje ich wsparcia – stwierdził rozmówca.

– Aż tak stary nie jestem – uśmiechnął się pan Stefan.

– Cóż… Powiem panu, że pana podziwiam. Za to, co pan robi.

– To powinna być normalna postawa. Inni też powinni tak robić, ale moje czyny… Myślę, że tak trzeba. Ot, nic niezwykłego. Do widzenia. Zostałbym dłużej, ale żona czeka z obiadem, rozumie pan.

– Oczywiście, że rozumiem. Do widzenia, panie Stefanie.

 

– Piękne. Niemal się wzruszyłem. A teraz, drogi Bogumile, porównaj sobie liczbę ludzi takich, jak pan Stefan, do liczby rodzin podobnych do tej, którą pokazałem – Arandael nie rezygnował.

– Dobrze, dobrze. Nie chcę ci wmawiać, że pojedyncze przykłady usprawiedliwiają cały naród – odrzekł Anioł. – Nie chcę też, by przez zło większości jednostki zostały pozbawione szansy na zbawienie.

– Więc jak z tym będzie? Jak podzielić Polskę między nas?

– Weźcie wszystkich takich, jakich pokazałeś. Rodziny pseudochrześcijańskie. Ale takich, jak pan Stefan nie tykajcie, zgoda?

– Zgoda.

– I nie mów potem, że nie wiedziałeś, że dana osoba była dobrym chrześcijaninem. Jako były Anioł na pewno nie popełnisz takiej pomyłki. Na pewno nie przez przypadek.

– Spokojnie. Nawet Demon potrafi być uczciwy.

– Rozumiem, że na tym możemy sprawę zakończyć?

– Oczywiście. Bóg z pewnością poprze to, co ustaliliśmy.

– Na pewno. Do zobaczenia, Arandaelu. Wybacz, lecz nie uścisnę ci dłoni. Po pierwsze, nie chcę, a po drugie byłoby to nieetyczne – Bogumił wskoczył na parapet i rozprostował skrzydła.

– Istotnie. Mam nadzieję, że prędzej czy później zmądrzejesz i zaszczycisz nas w Piekle. Lucyfer przyjmie cię z otwartymi ramionami. Ale będziesz musiał zmienić imię. Co powiesz na Szatamił? – mówił Arandael, a szyderczy, tryumfalny uśmiech nie znikał z jego twarzy.

– Oj, Arandaelu… Prawda jest taka, że w końcu to ty zmądrzejesz – Bogumił uśmiechnął się tak, jak uśmiecha się rodzic, gdy dziecko powie coś naiwnego. – Tyle, że będziesz mógł już tylko żałować swych uczynków.

– Taką gadkę można ciągnąć w nieskończoność. Żegnaj.

– Chciałeś powiedzieć: Do zobaczenia! – Anioł skoczył i wzleciał aż pod sklepienie, po czym zniknął w dziurze, z której to do Piekła przyszedł. Skały zamknęły się za nim, a ów krąg Piekła pogrążył się znów w półmroku, oświetlony jedynie kilkoma ogniskami i pochodniami.

– Co tak stoicie?! – kontroler zwrócił się do Sheta i Gharrona. – Wracajcie do roboty! Szybko, bo zrobię użytek z bicza!

 

 

xxx

 

 

– Całkiem ciekawa ta ich rozmowa była – powiedział Shet do Gharrona, gdy wracali do pracy w kamieniołomie.

– Tia. Dziwne stosunki ma to nasze Piekło z Niebem. Polityka! Tfu! – Gharron splunął soczyście na ziemię.

– Ale mi chodzi też o to, co zobaczyliśmy w Oknie. O ludzi. Jak to niewiele trzeba, żeby zostać zbawionym. Bo ten cały Stefan to będzie zbawiony, nie?

– No raczej. A ta rodzinka skończy tak, jak ta dusza, co ją teraz Saaos niesie – wskazał na innego diabła, niosącego na plecach duszę człowieka. Patrzyła ona przestraszonymi oczyma. Shet spojrzał w nie. Zobaczył tylko lęk i cierpienie. I ani trochę nie współczuł. Ten człowiek zasłużył sobie na Piekło. Skoro tu trafił, za życia musiał być zły.

– Wiesz, Gharron… Nurtuje mnie jeszcze jedna rzecz – zaczął Shet, gdy doszli do kamieniołomu, a kilofy poszły w ruch. – Otóż wszyscy mają możliwość wyboru. Luzie ją mają i często swą szansę marnują, nieświadomie wybierając pośmiertne męki w Piekle. Anioły też mają wybór. Przecież Kontrolerzy to tak naprawdę zbuntowane Anioły. Upadli. I praktycznie to tylko my takiego wyboru nie mamy.

– A co, chciałbyś mieć? – uśmiechnął się przyjaciel.

– A właśnie chciałbym.

– Iść do nieba?

– Czemu nie spróbować?

– Poważnie?

– Tak. No pomyśl tylko! Skoro nazywają to zbawieniem…

– Ciszej, bo Arandael usłyszy! – upomniał Gharron. Następnie oparł się o topór i podrapał po rogu. – A jeśli dalej będziesz wspominał o swych chęciach pójścia do Nieba, to sam cię mu wydam. Więc lepiej się powstrzymaj.

Shet nie odpowiedział. Chwilę pracowali w milczeniu. Jednak w głowie powstawały mu najróżniejsze pomysły. Może jednak mają wybór, myślał. Może wcale o tym nie wiedzą, ale też kiedyś zginą i coś się z nimi stanie… Odrodzą się w piekle albo pójdą do nieba… Nie! Diabeł w Niebie? To głupie… Ale może jednak da się coś zrobić? Muszę użyć Okna. Poobserwować ludzi. Od tego staruszka, którego dziś Arandael pokazał Bogumiłowi i od jemu podobnych mogę się wiele nauczyć.

 

 

xxx

 

 

 

Shet zaczął realizować swój plan. Pracował sumiennie ponad pół dnia i, mimo że zawsze po pracy był wyczerpany, znajdywał czas, by chodzić do Arandaela. Zawsze prosił go o to samo. O dostęp do Okna. Kontroler zazwyczaj zgadzał się i nawet nie pilnował diabła, podczas gdy ten korzystał z Okna. Był przekonany o tym, że diabły nie grzeszą inteligencją i nic złego nie są w stanie zrobić. Bo i po co? Tak więc Shet oglądał życie pana Stefana. Jego codzienność.

Pan Stefan był spokojnym starcem mieszkającym w niewielkim mieszkaniu wraz z żoną. Zbliżały się ich złote gody. Nigdy się nie kłócili i lubili spędzać ze sobą czas. Często zapraszali znajomych i sami chodzili w gości. Zawsze byli mili i uprzejmi.

– Czy to im wystarczy do zbawienia? – myślał Shet. – Najpewniej nie. Oprócz ciągłych dobrych czynów, jałmużny i tego całego dobrego życia robią jeszcze coś. Modlą się. Bezgłośnie. Po prostu robią znak krzyża i skupiają się na czymś. Jak modlitwa ta musi brzmieć? Co trzeba Bogu powiedzieć? I jak?

Te pytania nie dawały Shetowi zasnąć. Nie chciał pytać Gharrona, bo gotów byłby on wydać go Arandaelowi, a wtedy podzieliłby losy potępionych dusz. Było to ostatnie, czego by chciał. Z jednej strony na to zasługiwał – był w końcu diabłem. Który diabeł nie zasługuje na potępienie? Z drugiej jednak strony… Trudno oczekiwać takiej sprawiedliwości od Piekła. Potępieni mogą być ludzie, a dla diabłów sam brak wyboru jest wystarczającym potępieniem. – myślał Shet.

Jego myśli wróciły w końcu na dawne tory. Co z panem Stefanem? Jak się modlić? A ciągłe myślenie o tym, zamiast dać odpowiedzi zrodziło kolejne pytania. Pierwsze, mało konkretne – Jak to się stało, że diabeł pragnie Nieba? Ale o tym Shet nie chciał myśleć. Pragnął tego i już! Piekło nie jest wymarzonym domem. Nawet dla diabła.

Kolejne pytanie, jakie narodziło się w głowie Sheta brzmiało: Jak spytać pana Stefana o to, jak się modlić?

Myślał o tym cały czas. Nawet wtedy, gdy chodził z Gharronem na ohydne piwo do jedynej karczmy w kręgu. Wszystkie diabły wokoło śpiewały wulgarne, pijackie pieśni a on wciąż rozmyślał:

– Nie mogę do nich dołączyć… Nie tędy droga do zbawienia…

– Co z tobą, Shet?! Upiłeś się?! – wrzask Gharrona wyrwał go z rozmyślań.

– Tak – skłamał, by uniknąć kolejnych pytań.

– Tymi szczynami?! Masz łeb słaby jak ludzka dusza!

Diabeł milczał chwilę. W końcu zwrócił się do Gharrona.

– Ej! Myślisz…, że da się dostać do świata ludzi inaczej niż opętując ich?

– Widzę, żeś się nieźle schlał! Chociaż, z drugiej strony… Słyszałem kiedyś, że się da! Ale tylko Najwyższy umie! A i to nie jest pewne!

Shet wciąż nie mógł przestać o tym myśleć. Gharron pewnie nazwałby go fanatykiem. Użyłby do tego też pewnie kilku dobitniejszych słów, jak to diabeł. W sumie fanatyk pasowało jak ulał. Refleksje dopadały go nawet na treningach walki.

 

Diabły otoczyły go i Gharrona. Obaj uzbrojeni byli w drewniane miecze. Nadzorujący walkę Arandael dał znak rozpoczęcia. Shet odbił pierwsze szybkie uderzenie przyjaciela. Miał czas, by zaatakować, ale tego nie zrobił. Chciał sparować kolejne uderzenie, ale za słabo się do tego przygotował. Uderzył go własny miecz. Przewrócił się na plecy a na dodatek dostał płazem miecza w czoło, aż mu się czubki rogów pokruszyły.

– Co ci jest, Shet? Zachowujesz się jak w trupa pijany! Co z tobą? – wrzasnął Arandael.

– A nic… Mógłbym skorzystać z Okna?

– Jeśli uda ci się pokonać kolejnego przeciwnika – rzekł stanowczo Upadły.

Shet westchnął i podniósł swój miecz. Teraz jego przeciwnik był o wiele słabszy.

Tym razem postanowił zaatakować pierwszy. Bastllera zadawana na klatkę piersiową nie zdała egzaminu. Wróg wywinął się zgrabnie. Siła ciosu pociągnęła Sheta do przodu. Jego przeciwnik zdążył w tym czasie ustawić się za nim i zadać cios w plecy. Niemal bez zamachu.

– Aaahh… – jęknął Shet, padając na ziemię.

Arandael z pogardą pokręcił głową.

– Dopóki nie wykażesz się w walce, nie masz prawa tknąć Okna. Nie masz też wstępu do karczmy – powiedział.

– Ale… Arandaelu, proszę… Panie Kontrolerze… To Okno…

– Wy walczcie – Upadły wskazał na Gharrona o Saaosa. – A ty, Shet, pozwól ze mną na chwilę.

Diabeł i Kontroler oddalili się pod zamek, w którym jeszcze kilka dni temu odbyła się rozmowa z Bogumiłem. Tutaj pracujące w kamieniołomie diabły nie mogły ich słyszeć.

– Dobrze, Shet. A raczej niedobrze. Powiedz mi z łaski swojej, po co ci to Okno? Co ci się stało? Zakochałeś się w ludzkiej kobiecie? Cieszy mnie, że chcesz dobrze poznać swych przeciwników, ale to powoli staje się obsesją. Słucham więc, do czego ci to?

Diabeł nie dał po sobie poznać zdziwienia. Musiał szybko coś wymyślić.

– Otóż mam pewną ważną sprawę… Powiedziałbym – osobistą. I tylko obserwacja życia ludzi może mi w tym pomóc. Przynajmniej tak dotychczas myślałem. Teraz wiem, że się myliłem. I to zrodziło kolejną prośbę. Do ciebie, Aranadaelu.

– Słucham?

– No… Musiałbym porozmawiać z Najwyższym.

– Co?! Ha, ha! Nawet dla mnie, kontrolera, Lucyfer nie ma czasu! Myślisz, że znalazłby go dla ciebie?!

– Może… Warto sprawdzić.

– A czego od niego chcesz? – Kontroler spoważniał.

– Chciałbym, by przeniósł mnie na chwilę na Ziemię.

– Shet… Czy ty nie jesteś przypadkiem pijany?

– Nie. Zdaję sobie sprawę z tego, że będzie to trudne, ale żal byłoby nie spróbować.

– Ale… Dlaczego nie opętasz jakiegoś człowieka? Tak łatwiej. Nawet ja umiem. Co prawda, trudno przejąć nad nim całkowitą kontrolę, ale kilka rzeczy można mu rozkazać. Sam próbowałem.

– Ale Arandaelu! Jeśli ty, Demon, nie potrafisz przejąć nad człowiekiem całkowitej kontroli, to pomyśl, jak wyszłoby to mi. Jestem tylko marnym diabłem. Poza tym wiąże się to z koniecznością wyniszczania konkretnych komórek w jego mózgu i… Jednym słowem – nie potrafię.

Arandael milczał długo. Shet chciał już dalej mówić, ale w końcu doczekał się odpowiedzi.

– Czyli prosisz mnie, żebym zabrał cię do Lucyfera?

– Błagam wręcz!

– Ech… Złap się mnie. Czeka nas długi lot. Mam nadzieję, że mogę zostawić cały krąg bez opieki na jakiś czas.

 

 

xxx

 

 

W końcu, po wcale nie tak długiej podróży, dotarli do samego środka Piekła. Do Kręgu Wewnętrznego. Gdyby chcieć do niego iść, trwałoby to tygodniami. Lot jednak zajął zaledwie kilka godzin. To osławione miejsce miało nie jednego, lecz pięćdziesięciu Kontrolerów. Władzę sprawował tam jednak Najwyższy. Lucyfer.

Arandael dobrze wiedział, gdzie go szukać. Wylądowali mniej więcej w środku kręgu. Zewsząd dochodziła żmudna, monotonna pieśń diabłów, zagłuszająca nawet uderzenia kilofów o kamień.

 

Kilooof w góreeę unieeeeeśmy,

Booooga z troooonu znieeeeśmy,

Najwyższy nie oprze się niczeeeemu,

Chwała Najwyższeeeemu!

 

Szli pośród kamieniołomów, domów, spelun i aren. Wszystko było takie, jak w ich kręgu, tylko większe. Nawet sklepienie było wyżej. Stojąca pośrodku czarna wieża nadawała kręgowi jeszcze większego majestatu. Była ogromna.

– Mamy szczęście – Arandael wskazał na wrota. – Właśnie wychodzi.

Shet zaniemówił z wrażenia. Znajdował się teraz jakieś dwadzieścia metrów od Najwyższego. Nie wiedział, co zrobić. Jego postać budziła w nim lęk. Był wysoki i odziany w czarny, długi płaszcz. Krucze włosy sięgały mu ramion a oczy…

Bał się w nie spojrzeć. Czerwone źrenice z czarnymi tęczówkami sprawiały, że zdawało się, iż potrafi on zabijać samymi oczyma.

Wnet spostrzegł, że Arandael uklęknął, oddając mu cześć. Prędko poszedł w jego ślady. Lucyfer zaś zbliżył się w ich stronę.

– Bądź pozdrowiony, Najwyższy! – powiedział Arandael.

– Wstańcie! – głos Lucyfera był ciepły, lecz miał w sobie coś dziwnego. Jakby mówiły dwie osoby naraz.

Obaj wstali posłusznie, a Kontroler zaczął mówić:

– Przybywam, albowiem ten oto diabeł imieniem Shet pragnie z tobą porozmawiać, Najwyższy – Shet nigdy nie słyszał, by Arandael tak ważył słowa.

– Dobrze. Tak więc porozmawiajmy, drogi Shecie. Możesz odejść, Arandaelu.

Upadły ukłonił się i odszedł kilka kroków.

– Słucham więc. Czego ode mnie chcesz? – Lucyfer położył mu rękę na ramieniu. Diabła przeszły ciarki. Od Najwyższego biła niemożliwie silna energia. Shet spojrzał mu w oczy. Wystraszył się tego, co ujrzał, lecz nie mógł oderwać wzroku. Nie umiał też skłamać.

Powiedział wszystko. Włącznie z tym, czego mówić nie chciał. Zdradził Lucyferowi, że pragnie zostać zbawiony. Że chce dostać się do Nieba. Że chce mieć możliwość wyboru, jaką mają ludzie i Anioły. Zaś Władca Piekła wysłuchał go z powagą. Gdy Shet skończył, zrobił dwa kroki w tył i podniósł dłonie do ust.

Będą mnie torturować, pomyślał. Zadręczą mnie za to na śmierć.

Lucyfer uśmiechnął się zagadkowo. Miast przywołać Arandaela, by wziął Sheta na tortury, powiedział tylko:

– Chodź za mną.

I ruszył do wieży. Shet zdziwił się, lecz wykonał polecenie Najwyższego. Weszli po stromych schodach. Ściany były całkowicie czarne i bez żadnych zdobień. Żaden z nich się nie odzywał. Shet bał się tego, co ma go czekać na górze. Czyżby Lucyfer chciał wymierzyć mu karę własnoręcznie?

Doszli. Na górze znajdowało się niewielkie pomieszczenie. Tylko fotel, a przed nim okno. O dziwo, ściany obite były drewnem. Skąd w Piekle drewno? Tego Shet nie potrafił wyjaśnić, ale nie to go teraz interesowało.

– Jesteś pierwszym, który to zauważył – odezwał się Najwyższy. – Pierwszym, który zechciał wstąpić do Nieba. Ale rozumiem twoje chęci. Sam kiedyś tam byłem i, gdybym mógł cofnąć czas, na pewno drugi raz bym Boga nie zdradził. Ale cóż, stało się. Są grzechy niewybaczalne. Ty jednak nie możesz pokutować za cudze winy. Tak, to prawda. Potrafię na jakiś, bliżej nieokreślony, aczkolwiek krótki czas przenieść cię na Ziemię. Sam bowiem nie umiem udzielić ci odpowiedzi na pytanie, jakie chcesz zadać ludziom.

– Czyli przejście naprawdę istnieje?

– Jest Okno, to muszą być i Wrota – jednym płynnym ruchem zdjął ze ściany kilka desek. Ukazała mu się jakby ściana pulsującej rtęci. – Oto one.

– Mam po prostu wejść? – Shet wciąż nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.

– Po prostu. By nie wzbudzać podejrzeń będziesz wyglądać jak człowiek. Możesz tam pobyć niezbyt długo, więc spiesz się.

– Dziękuję… Mogę jeszcze o coś spytać?

– Proszę bardzo – Lucyfer oparł się o przeciwległą ścianę.

– Skoro istnieją Wrota, to dlaczego nie może przejść przez nie armia złożona z diabłów i Upadłych. Zdominowalibyśmy Ziemię, a przecież o to nam, a raczej wam, chodzi.

– Powodów jest kilka. Primo: Można się tam przenieść tylko na krótki czas. Zbyt krótki do zdominowania Ziemi. Secundo: Na pewno Niebo by interweniowało, a z Aniołami nie poszłoby tak łatwo. Tertio: Wielu ludzi nie wieży we mnie ani w Boga. Boją się poprzez swą niewiedzę. Gdybyśmy zaatakowali, uwierzyliby nie tylko w nas, ale i w nich. I przestaliby się bać, staliby się bardziej pobożni… Po prostu, nie byłoby nad kim władzy sprawować.

– Słusznie.

– A Quarto: Ja tego nie chcę. Idź już, Shecie.

– Dziękuję za wszystko, Lucyferze.

– Nie ma za co. Sam słusznie powiedziałeś, że każdy powinien mieć możliwość wyboru – rzekł Najwyższy, ale Shet już tego nie usłyszał.

Był już bowiem na Ziemi.

 

 

xxx

 

 

Wstał i rozejrzał się wokoło. Był w jakimś pustym przejściu między budynkami. Spojrzał na niebo. Zza chmur wyraźnie widoczne było słońce. Uśmiechnął się.

– Jestem na Ziemi! – pomyślał tryumfalnie.

Wyszedł na chodnik. Niejednokrotnie obserwował to wszystko w Oknie, ale teraz widok ten zrobił na nim ogromne wrażenie. Czuł to miejsce.

Nagle jego uwagę przykuło coś, co zobaczył na szybie jednego ze sklepów stojącego przy chodniku. Jego własne odbicie.

Spojrzał na nie i ze zdziwieniem dotknął swojej twarzy. Była całkiem ludzka. Nie było rogów ani czerwonego koloru skóry… Shet na chwilę stał się człowiekiem!

Szybko jednak przypomniał sobie słowa Lucyfera. ,,Można się tam przenieść tylko na krótki czas''. Musiał się spieszyć. Na szczęście znał tę ulicę. Blisko był dom pana Stefana. Jak wywnioskował z położenia słońca, było południe. Pan Stefan powinien właśnie wracać ze spaceru. Shet rozejrzał się. Miał ogromne szczęście. Ujrzał go bowiem. Szedł w jego stronę.

– Proszę pana! – zawołał Diabeł podbiegając.

– Tak? – pan Stefan odpowiedział miłym głosem i obdarzył go ciepłym spojrzeniem.

– Może uzna pan moje pytanie za głupie – zaczął Shet – ale…

– O nie, synu! Nie ma głupich pytań! Są tylko głupie odpowiedzi! Pytaj więc, o co chcesz.

– Naprawdę?

– Nie gwarantuję, że będę umiał odpowiedzieć, ale pytać możesz o wszystko – uśmiech nie znikał z twarzy starca.

– No… Bo ja chciałem wiedzieć… Jak się modlić, by zostać zbawionym?

– Mądre pytanie, synu. Otóż każdy człowiek interpretuje to inaczej…

– W takim razie, jeśli nie jest to tajemnicą, jak pan się modli?

– Ja? Po prostu dziękuję Bogu za wszystko, co dla mnie zrobił, zapewniam o swej miłości i wdzięczności, przepraszam za swoje złe uczynki oraz proszę o dobro, opiekę i pośmiertne zbawienie. Nie tylko dla mnie. Ale robię to własnymi słowami. Nie sądzę bowiem, że ilość modlitw ubranych w piękne słowa ma wpływ na postrzeganie naszej modlitwy przez Boga. Rozumiesz, synu? Większość ludzi tak myśli i zapomina o treści.

– Rozumiem – Shet bardzo cieszył się z odpowiedzi.

– Ale pamiętaj jedną ważną rzecz. Na zbawienie, mym zdaniem, największy wpływ ma to, jak żyjesz. W modlitwie też mniej ważne jest, jak się modlisz. Ważniejsze jest to, czy szczerze. Rozumiesz?

– Rozumiem. I bardzo panu dziękuję.

– Ależ cała przyjemność po mojej stronie. A teraz wybacz, synu. Żona na mnie czeka. Mam nadzieję, że przydadzą ci się moje rady.

– Do zoba…

 

 

xxx

 

 

– …czenia, proszę pana. – dokończył Shet, pojawiając się w pokoju Lucyfera.

– Co ,,czenia''? – spytał Władca Piekła, wstając z fotela.

– Mówiłem ,,do zobaczenia.'' Przeniosło mnie w połowie zdania – wytłumaczył, wciąż nie mogąc nadziwić się wydarzeniom sprzed chwili.

– Ale zdążyłeś?

– Tak. Ledwo.

– I jesteś zadowolony z odpowiedzi?

– Tak. Dziękuję, Lucyferze.

– Nie ma za co. A teraz lepiej już idź. Arandael cię wyczekuje. A, jeszcze jedno.

– Słucham?

– Mam nadzieję, że to, co tutaj zaszło, może pozostać między nami? – Lucyfer mrugnął porozumiewawczo.

– Istnienie Wrót też?

– Też. Oficjalnie nie istnieją i niech tak zostanie.

– Dobrze. Jeszcze raz dziękuję.

– Żegnaj, Shet. Obyś osiągnął swój cel.

– Żegnaj, Lucyferze.

 

– I jak, udało się? – spytał Arandael.

– I tak, i nie – odrzekł diabeł.

– To znaczy?

– Najwyższy powiedział, że nie może przenieść mnie na Ziemię. Jednak sam potrafił udzielić mi odpowiedzi na nękające mnie pytania.

– Czyli ogółem nie jesteś zawiedziony?

– Ani trochę.

– To dobrze – Sheta nie zdziwiło, że Upadły nie spytał, jakie były to pytania. Nie był zanadto ciekawski. – Tak więc… W drogę, Shet. Złap się mnie, lecimy do domu.

 

 

xxx

 

 

I tak zaczęło się nowe życie Sheta. Mimo, że nie wiedział, czy Bóg go dostrzeże i czy ma szansę na zbawienie, był pogodny. Był miły, uprzejmy i umiał wybaczać. Był po prostu dobry. Starał się, a i nie dyskryminowano go przez to. Do walk też się przykładał, a jak wygrał, to zawsze pomagał przegranemu wstać, pytając, czy wszystko w porządku. A do tego modlił się. Codziennie, często i długo. Pod ścianą, w swej małej chatce. Tak, by nikt go nie widział. I, idąc za radą pana Stefana, dzielił modlitwę na cztery części. Podziękowanie, zapewnienie o miłości i posłuszeństwie, przeprosiny za złe uczynki i prośby. Nie przywiązywał wagi do tego, by dobrze ubrać to w słowa. Diabły nie umieją pięknie mówić. Modlił się swoimi słowami w nadziei, że Bóg usłyszy.

I nie otrzymał od Boga żadnego znaku. Przywykł do takiego życia i nie tracił nadziei. Jednak każda tajemnica, jakkolwiek dobrze się ją skrywa, i tak kiedyś się wyda. Tak było i tym razem.

Shet skończył pracę. Był w swojej chatce. Klęczał na podłodze i modlił się bezgłośnie. Z rozmyślań wyrwał go trzask drzwi. Odwróciwszy się, ujrzał Arandaela z czerwonym mieczem w dłoni.

– Ha! Mam cię! Od jakiegoś czasu cię o to podejrzewałem! – wrzasnął, podchodząc.

Shet wstał i jął się oddalać. Demon doskoczył do niego jednym susem i ciął silnie, poziomo. Diabeł schylił się, ledwie unikając miecza, którego sztych zahaczył o ścianę.

Wybacz mu, Boże. Nie wie, co robi – Shet wciąż modlił się w myślach.

Arandael znów zaatakował. Tym razem z wypadu. Shet odskoczył w tył, do rogu. Zauważył, że obok niego stoi oparty o ścianę trójząb.

– Masz trzy sekundy na dobycie oręża! – wrzasnął Kontroler gniewnie.

Shet wiedział, co robić. Padł na kolana, złączył dłonie i ją przepraszać za wszystkie złe uczynki. Podświadomie wiedział, że stojący za nim Arandael bierze zamach. Zamknął oczy i postarał się zapomnieć o swoim ciele. Może jego dusza zostanie zbawiona. Modlił się też o przebaczenie dla Arandaela.

Nagle usłyszał głośny huk. Myślał, że to śmierć. Pomylił się. Z powały spadło na niego pełno pyłu i małych kamieni. Następnie dał się słyszeć brzdęk metalu o metal. Shet odwrócił się.

Arandael leżał na podłodze. Jego broń pod ścianą. Nad nim zaś stał Anioł Bogumił, przykładając mu czubek miecza do gardła.

– Witaj, Shet. To po ciebie przyszedłem. Rozkaz odgórny, że tak powiem – uśmiechnął się Anioł.

Shet wstał, nie wiedząc, co powiedzieć. Bogumił zaś schował miecz. Arandael spróbował się podnieść, ale Anioł nadepnął mu na gardło.

– Nie wstawaj, Arandaelu. Widzisz, inny słynny polski literat napisał kiedyś: ,,Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba!''

Demon spojrzał na Anioła nienawistnie.

– Nie bierz tego do siebie. Ja tylko wykonuje rozkazy. No, Shet, na co czekasz? Daj rękę, lecimy! Do zobaczenia, Arandaelu.

Z chatki wylecieli przez dziurę w powale. Wszystkie oczy diabłów tego kręgu zwróciły się w ich stronę. Szybko zniknęli im z oczu. Wylecieli z Piekła przez dziurę w sklepieniu, która zamknęła się za nimi.

Shet zaczął sobie powoli uświadamiać, że to nie sen.

 

 

 

xxx

 

 

Nie mógł przywyknąć do jasności tego miejsca. Mrużył oczy. Wszędzie była biel i jasny błękit.

– Będziesz się musiał przyzwyczaić – powiedział Bogumił, lądując na białym, miękkim podłożu. – W Niebie jest jeszcze jaśniej.

Shet podniósł wzrok. Ujrzał ogromną, niebieską bramę, która błyszczała cudownie. Przed nią stał człowiek w białych szatach.

– Witaj, Piotrze. To jest właśnie Shet. Shet, słyszałeś chyba o świętym Piotrze? – przedstawił ich sobie Anioł.

– Witaj, Shet. Moje gratulacje! – Piotr uścisnął mu dłoń z uśmiechem. – Jeszcze żaden diabeł tutaj nie doszedł.

– Dziękuję. Miło poznać, święty Piotrze.

Wtem brama otwarła się, zalewając Przedsionek Nieba jasnością. Chwilę trwało, nim Shet zobaczył cokolwiek.

– Na co czekasz? Proszę, wchodź! – ponaglił Piotr.

– Tak bez Czyśćca? Bez jakiegoś sprawdzenia lojalności? Próby? Przysięgi? – zdziwił się Diabeł.

– Bez żadnego Czyśćca i bez żadnego sprawdzianu. Po prostu wejdź. – Shet dopiero teraz zauważył, że jest z nimi jeszcze na biało odziany starzec. Rozpoznał go od razu i padł na kolana.

– Ludzie ogółem są gatunkiem, który ani trochę nie ceni możliwości wyboru – tłumaczył Bóg. – Wielu z nich jest dobrych i tu trafia. Jednak, porównując z ogółem, jest ich naprawdę mało. Ludzie są podobni do mnie, bo mogą wybierać między dobrem a złem.

– To prawda. Pewien człowiek nazwiskiem Gandhi powiedział kiedyś ,, Dobro i zło muszą istnieć obok siebie, a człowiek musi dokonywać wyboru'' – dopowiedział Bogumił.

– Czasem jednak żałuję, że ich stworzyłem – kontynuował Stwórca. – Dokonują złego wyboru i idą do Piekła. Po części przeze mnie. A ty specjalnie starałeś się o Niebo. Śledziłem twoje poczynania. Zrobiłeś wiele, by się tutaj dostać. Więcej, niż jakikolwiek człowiek. Dlatego też bardzo się cieszę, mogąc cię tutaj powitać.

– Dziękuję… – Shetowi uśmiech sam się rozszerzył. – Bardzo dziękuję…

– Wstawaj już. Najwyższa pora, byś dostał to, na co zasługujesz. Proszę, idź. Niebo stoi przed tobą otworem.

Shet wstał. Zrobił niepewnie kilka kroków, po czym zatrzymał się i jeszcze raz zwrócił się do Boga.

– A nie będzie to niemile widziane? Diabeł w Niebie? Nie powinienem wyglądać jak człowiek?

– Żartujesz? – zdziwił się Bóg. – Chciałbyś wyglądać jak przedstawiciel tej zwyrodniałej rasy?

Shet kiwnął głową ze zrozumieniem i przekroczył Bramę.

Wszedł do Nieba.

Koniec

Komentarze

No dobra, pomyślałem, że może warto odwzajemnić uprzejmość, tj. przeczytać i skomentować pracę drugiego - czy raczej pierwszego - z Hornów.;) [nie, nie zamierzam uskuteczniać jakiegoś handlu wymiennego, ale jak zaczynać komentowanie, to czemu nie od tekstu aktywnego komentatora, których nie jest tu znowu tak wielu]

Błędy ortograficzne, powtórzenia, etc. - kilka (niewiele) się znalazło, ale nie wytykam, bo nie bardzo widzę w tym sens. To kwestia warsztatu, czyli czysto rzemieślniczej pracy nad tekstem.

Fabuła - fajny, interesujący pomysł. Akcja sprawnie poprowadzona. Klimat nieco Pratchettowski - pytanie czy taki był zamiar?

A teraz krytyka konstruktywna:
Opisy - przydałoby się ich po prostu więcej. Opis tego, tamtego, owego itd. Dłużej, plastyczniej, ciekawiej. Pierwszy akapit prosi się o rozwinięcie - harówka diabłów w piekle, wygląd ich oraz Arandaela. Później - pokój w wierzy, zdobienia Okna. Itp. itd. Tło opowiadania zniknęło, ukryte pod natłokiem dialogów.

Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka