- Opowiadanie: Sentus_Miles - Oświecenie

Oświecenie

Au­to­rze! To opo­wia­da­nie ma sta­tus ar­chi­wal­ne­go tek­stu ze sta­rej stro­ny. Aby przy­wró­cić go do głów­ne­go spisu, wy­star­czy do­ko­nać edy­cji. Do tego czasu moż­li­wość ko­men­to­wa­nia bę­dzie wy­łą­czo­na.

Oceny

Oświecenie

„Oświecenie"

 

Noz­drza wdy­cha­ją nie­po­żą­da­ny za­pach świe­żych tru­pów. Po­ła­ma­ne kości, zdają się być całe po­gru­cho­ta­ne. Ręce kąpią się w lep­kiej ka­łu­ży, która pach­nie jak krew, a gdzieś w od­da­li wciąż sły­chać słabe po­ka­sły­wa­nie ludzi, by po chwi­li nie sły­szeć już nic.

 

 

Kładę się na pod­ło­dze. Ślina pieni się w moich ustach, a po­licz­ki pieką mnie z ca­łych sił. Muszę na mo­ment ści­snąć ręce w pię­ści, lecz se­kun­dę póź­niej za­czy­nam łkać cho­wa­jąc w nich głowę.

 

 

Ha­mu­ję nerwy, gdy nagle sły­szę ja­kieś kroki. Pra­wie tracę świa­do­mość, kiedy jeden z za­ma­szy­stych kop­nia­ków tra­fia w moją głowę. Czuję iry­ta­cję prze­cho­dzą­ce­go, który pa­stwi się nad moim cia­łem. Je­stem pewny tylko jed­ne­go – gdzieś mnie prze­no­szą.

 

***

 

– Wstań – od­po­wia­da neu­tral­nym tonem Głos.

 

 

Jeśli któ­ra­kol­wiek część mo­je­go ciała nie po­tra­fi­ła się wcze­śniej po­ru­szyć, to teraz czu­łem się jak nowo na­ro­dzo­ny. Prócz wy­śmie­ni­te­go na­stro­ju, który to­wa­rzy­szył mi, gdy ogry­wa­łem wła­sną żonę w po­ke­ra i ka­za­łem jej roz­bie­rać się za karę – teraz czu­łem żal do sa­me­go sie­bie, pew­ne­go ro­dza­ju nie­chęć oraz nie­zro­zu­mie­nie.

 

 

– Wstań mówię – po­na­gla mnie tym razem znie­cier­pli­wio­ny już cze­ka­niem.

 

 

– Czy ja…

 

 

– Nie, je­dy­nie stra­ci­łeś świa­do­mość – szyb­ko udzie­la mi od­po­wie­dzi nie­zna­jo­my.

 

 

– Co mi się stało? – roz­brzmie­wa mój przy­ci­szo­ny głos, a włosy jeżą się na karku.

 

 

– Prze­ży­łeś, ale nikt o tym nie ma zie­lo­ne­go po­ję­cia. Do­brze sie czu­jesz?

 

 

– Czemu mia­ło­by być ina­czej? – pytam z nutką iry­ta­cji w gło­sie i łapię się za ogo­lo­ną głowę.

 

 

– Hmm.. po­myśl­my. Może dla­te­go, że przede wszyst­kim le­żysz w ka­na­li­za­cjach goły, wokół cie­bie ster­czą trupy, a ca­łość przy­po­mi­na zbio­ro­wą mo­gi­łę? – rzuca Głos gło­śno w prze­strzeń.

 

 

Wzdry­gu­ję się i sia­dam lecz nie mogę do­strzec naj­mniej­sze­go szcze­gó­łu. Może ośle­płem.

 

 

– Idź przed sie­bie – roz­ka­zał.

 

 

– Prze­cież nic nie widzę – war­czę, przy czym jak na złość ude­rzam głową w coś me­ta­lo­we­go.

 

 

– Idź – po­wta­rza spo­koj­nie igno­ru­jąc moją wy­po­wiedź.

 

 

Moja dez­orien­ta­cja i brak zna­jo­mo­ści współ­rzęd­nych de­ner­wu­ją mnie nie mniej, niż fakt, że dep­czę co jakiś czas po czymś mięk­kim, co zdaje się wy­plu­wać z sie­bie po­wie­trze.

 

 

– Stój – krzy­czy Głos.

 

 

– Może jesz­cze waruj? – od­ci­nam się, ale na­tych­mia­sto mil­czę w ob­li­czu nie­zna­nej mi sy­tu­acji, w któ­rej się znaj­du­ję.

 

 

– Uklęk­nij po­wo­li, po­wo­li …

 

 

Pró­bu­ję wy­krze­sać z sie­bie siły i czuję znów coś mięk­kie­go, dłu­gie włók­na zdają się być wło­sa­mi, do­ty­kam po­niż­szych czę­ści i roz­po­zna­ję otwar­tą buzię z nad­dat­kiem cze­goś, co zda­wa­ło się być szczu­rem. Od­ska­ku­ję jak opa­rzo­ny.

 

 

– Nie martw się, nie po jed­nym dep­ta­łeś – prych­nął Głos jakby z wy­raź­ną ozna­ką znie­czu­li­cy.

 

 

– Nie drę­czy Cię pew­nie ten wy­raź­ny widok, któ­re­go mi brak – od­ci­nam się poraz ko­lej­ny.

 

 

– Noo… a teraz do góry – znów igno­ru­je mnie, a ja jak ma­rio­net­ka łapię za me­ta­lo­we pręty, które pro­wa­dzą mnie do góry, ni­czym dra­bi­na. Zbli­ża­jąc się do punk­tu wyj­ścia, czuję słaby wia­te­rek po­wie­wu­ją­cy na mojej twa­rzy.

 

 

– Do góry – znów po­twier­dza słab­ną­cy Głos, a ja wy­ska­ku­ję na świe­że po­wie­trze z ka­na­łów.

 

***

 

– Nadal nic nie widzę – waham się i idę przed sie­bie.

 

 

– I nic nie zo­ba­czysz – stwier­dza sucho nie­zna­jo­my.

 

 

– Do czego je­stem ci po­trzeb­ny? – prze­cho­dzę do rze­czy, ale mój głos wy­raź­nie mi drży, przy­po­mi­na­jąc bar­dziej dzie­cię­ce łka­nie.

 

 

– Wkrót­ce zo­ba­czysz.

 

 

Idę, a gdy po ja­kimś cza­sie po­ty­kam się o sto­pień, za­czy­nam iść w górę do­pó­ki znów nie czuję pro­ste­go grun­tu pod no­ga­mi. Mój błęd­nik za­czy­na wa­rio­wać, ale umysł po­zo­sta­je czuj­ny.

 

 

– Stój! – znów roz­ka­zał.

 

 

– Na co się na­tkną­łem? – pytam zdez­o­rien­to­wa­ny.

 

 

– Wy­ma­caj sobie przej­ście do stołu.

 

 

Tym razem po­słusz­nie wy­ko­nu­ję po­lo­ce­nie. Po dro­dze chwy­tam za szczyp­ce, coś na kształt pró­bow­ki, zaś potem małą głów­kę.

 

 

– Mar­twe za­wi­niąt­ko – szep­czę i mam ocho­tę znów się roz­pła­kać. Moje od­gło­sy wes­tchnień nad cia­łem zda­wa­ły się dłu­żyć go­dzi­na­mi.

 

 

– Dla­cze­go mi to po­ka­zu­jesz – mówię za­ci­ska­jąc zęby z ca­łych sił. – Czego chcesz ode mnie?

 

 

– To tylko ka­wa­łek tego, co wiesz lub zdaje ci się, że masz po­ję­cie.

 

 

Drżę, ale nie od­po­wia­dam. Zo­sta­wiam wszyst­ko i ucie­kam waląc głową co jakiś czas o ścia­nę i tra­cąc orien­ta­cję. Kiedy udaje mi się wy­do­stać za róg bu­dyn­ku, łapię się za brzuch i wy­mio­tu­ję w po­twor­nych bo­le­ściach.

 

 

– Co ty … uhh … – nie koń­czę, znów wy­mio­tu­ję.

 

 

– Jaa? Je­dy­nie po­ka­zu­ję ci na­miast­kę wro­go­ści w dawce, jaką sami sobie za­da­je­cie.

 

 

***

 

 

Kiedy w końcu udaje mi się sta­nąć na nogi roz­glą­dam się, zu­peł­nie jak­bym miał coś uj­rzeć. Nie za­uwa­żam jed­nak nic. Wciąż je­stem ślepy.

 

Nagły sze­lest wy­ostrza mój słuch. Zda­wa­ło mi się, że w wie­trze, który po­ry­wa mój umysł do tańca sły­szę od­gło­sy umie­ra­nia. Idę w tym kie­run­ku, ale nie od­ma­wiam sobie cią­głe­go prze­ły­ka­nia śliny ze stra­chu. Kiedy na­pa­ta­czam się na ciało klę­kam i biorę je w ręce, a te od­zy­wa się w moją stro­nę.

 

 

– Nie­miec? – pyta sa­pią­cy ze zmę­cze­nia głos, a ja od­ru­cho­wo kręcę głową, choć nie mam zie­lo­ne­go po­ję­cia, o co cho­dzi.

 

 

– Do­brze … synu … w zbio­ro­wej mo­gi­le na pewno znaj­dzie się dla mnie miej­sce. Po­mo­żesz?

 

 

– Niech mi pan da jeden powód, dla któ­re­go miał­bym pana za­ko­py­wać – cedzę słowa, do­pó­ki moje ręce nie do­ty­ka­ją głę­bo­kiej rany, z któ­rej wy­la­tu­ją wnętrz­no­ści. Do oczu na­pły­wa­ją mi łzy.

 

 

– Je­stem, jakby to ująć… – waha się – nie ten sam. Pro­szę abyś od­niósł mnie tam, gdzie teraz moje miej­sce.

 

 

Wsta­ję bez choć­by nawet jed­ne­go słowa, a nie­zna­ny męż­czy­zna kie­ru­je mną. Ukła­dam go na mięk­kim pod­ło­żu, które zdaje się być cia­łem. Sły­szę sza­mo­ta­nie się bied­nej osoby, walki z samym sobą… i śmierć.

 

 

Pła­czę.

 

***

 

 

Noz­drza wdy­cha­ją nie­po­żą­da­ny za­pach świe­żych tru­pów. Po­ła­ma­ne kości, zdają się być całe po­gru­cho­ta­ne. Ręce kąpią się lep­kiej ka­łu­ży, która pach­nie jak krew, a gdzieś w od­da­li wciąż sły­chać słabe po­ka­sły­wa­nie ludzi, by po chwi­li nie sły­szeć już nic.

 

 

Ha­mu­ję nerwy, gdy nagłe świa­to roz­ja­śnia ciem­ne po­miesz­cze­nie.

 

 

– Hox? HOX! Bła­gam cię. Od­dy­chaj. – ktoś przy­kła­da mi wiel­ką łapę do czoła i otwie­ram oczy.

 

 

– Czy ja…

 

– Nie, je­dy­nie stra­ci­łeś świa­do­mość – szyb­ko udzie­la mi od­po­wie­dzi mój przy­rod­ni brat Sier­ski.

 

 

Znów byłem sobą! Byłem Krak­sem. Mia­łem czte­ry pary oczu, wszyst­kie wi­dzia­ły. Ostre kły były go­to­we do ataku. Umię­śnio­ne czte­ry ręce za­opa­trzo­ne w broń palną. Mia­łem trzy metry i nie czoł­ga­łem się po pod­ło­dze, jak nie­wi­do­my.

 

 

– Co mi się stało? – roz­brzmie­wa mój przy­ci­szo­ny głos, a włosy jeżą się na karku.

 

 

– Siły lot­ni­cze z na­szej pla­ne­ty wy­ru­szy­ły na misję po­ko­jo­wej na Zie­mię. Za­sta­li­śmy tu po­bo­jo­wi­sko… – waha się, jakby spraw­dzał, czy coś pa­mię­tam – wszy­scy wy­bi­li się pra­wie w pień. Obce nacje za­czę­ły dusić się na­wza­jem gazem. Na­szym na­ukow­com udało się wy­czy­tać, że jedna na­zy­wa się Pol­ska, a druga Niem­cy.

 

 

– Która bar­dziej ucier­pia­ła? – pytam ła­piąc się za głowę.

 

 

– Hmm.. we­dług da­nych to Pol­ska zo­sta­ła za­du­szo­na… Wy­pa­dłeś z sa­mo­lo­tu w sam śro­dek wiel­kie­go ko­mi­na. Przy­szli­śmy za późno, kiedy we­szli­śmy do środ­ka, wszy­scy prócz Cie­bie le­że­li tru­pem. Wszy­scy…. – znów się waha.

 

 

– Tyle tu…

 

– Okru­cień­stwa, bez­sen­sow­nej męki? Wiem. – prze­ry­wam mu, a ten kiwa głową ze zro­zu­mie­niem.

 

 

– Mó­wisz, jak­byś sam to prze­żył – prych­nął.

 

 

Wsta­ję bez słowa. Na­sta­wiam sobie nad­gar­stek, który trza­ska jak ła­ma­ny. Już się od­wra­cam, żeby odejść, gdy nagle głos brata znów od­zy­wa się, tylko tro­chę ści­szo­ny.

 

 

– Oświę­cim.

 

 

– Słu­cham? – pytam zdez­o­rien­to­wa­ny.

 

 

– To miej­sce na­zy­wa­ło się Oświę­cim – wzdy­cha i wcho­dzi na po­kład sa­mo­lo­tu zo­sta­wia­jąc mnie z my­śla­mi sam na sam.

Koniec

Komentarze

"'Muszę na mo­ment ści­snąć ręce w pię­ści [..]"  - że niby scho­wał swoje ręce w pięść i je ści­snął? "Za­ci­snąć dło­nie w pię­ści" brzmi le­piej.

"[...] lecz se­kun­dę póź­niej za­czy­nam łkać cho­wa­jąc w nich głowę." -
w rę­kach czy pię­ściach? Mała nie­ści­słość.

"jeden z za­ma­szy­stych kop­nia­ków tra­fia moją głowę" - może się cze­piam ale "tra­fia w moją głowę"

"- Wstań - od­po­wia­da neu­tral­nym tonem głos." - jakoś to nie brzmi... Może le­piej "od­po­wia­da nie­zna­jo­my męż­czy­zna" czy coś?

"Prócz wy­śmie­ni­te­go na­stro­ju, który to­wa­rzy­szył mi, gdy ogry­wa­łem wła­sną żonę w po­ke­ra i ka­za­łem jej roz­bie­rać się za karę [...]" - takie ko­men­ta­rze śred­nio pa­su­ją do po­waż­ne­go i ta­jem­ni­cze­go cha­rak­te­ru opo­wia­da­nia.

"- Stój - krzy­czy głos." - no i znowu.. Czło­wiek może krzy­czeć nie głos. "Usły­sza­łem głos" albo po pro­stu "Usły­sza­łem"

"- I nic nie zo­ba­czysz - stwier­dza sucho nie­zna­jo­my. " a zda­nie póź­niej "- Wkrót­ce zo­ba­czysz." - no to w końcu nic nie zo­ba­czy czy może jed­nak? Mała nie­kon­se­kwen­cja.

"- Na co się na­tkną­łem? - pytam zdez­o­rien­to­wa­ny" wraz z czy­tel­ni­kiem, jako że nie było ani słowa o na­tknię­ciu się na co­kol­wiek.

"- Dla­cze­go mi to po­ka­zu­jesz" - no i wła­ści­wie po co skoro bo­ha­ter i tak jest ślepy?

"Ręce kąpią się lep­kiej ka­łu­ży [..]" - li­te­rów­ka mam na­dzie­ję, bo ka­pią­ce ręce to nadzy­czaj rzad­kie zja­wi­sko.

"- Okru­cień­stwa, bez­sen­sow­nej męki? Wiem. - prze­ry­wam mu, a ten kiwa głową ze zro­zu­mie­niem.

- Mó­wisz, jak­byś sam to prze­żył - prych­nął." - to naj­pierw kiwa ze zro­zu­mie­niem a zaraz potem pry­cha? Dziw­ne.

 

Ogól­nie nie po­wiem żeby mi sie spodo­ba­ło. Zda­nia były wy­mu­szo­ne i brzmia­ły nie­na­tu­ral­nie. Po­mysł był i to dosyć ory­gi­nal­ny ale samo wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia wiele do ży­cze­nia. Ale nie znie­chę­caj się i ćwicz bo widać że masz wy­obraź­nię.

Po­zdra­wiam

Sądzę, że jak na kogoś, kto ma sie­dem­na­ście lat - nie po­szło mi aż tak źle. I dzię­ku­ję bar­dzo za ko­men­tarz. Oczy­wi­ście pewne związ­ki fra­ze­olo­gicz­ne można po­zo­sta­wić po­wąt­pie­wa­niu, ale każdy to opo­wia­da­nie widzi prze­cież ina­czej praw­da? :)

Jak na kogoś kto ma lat szes­na­ście stwier­dzam że pew­nie ;) Każdy ma wła­sne zda­nie i to co mi się nie po­do­ba może się po­do­bać komuś in­ne­mu. Zresz­tą co do związ­ków to nie bój się i eks­pe­ry­men­tuj bo w ten spo­sób po­wsta­ją naj­lep­sze tek­sty. No i przed pu­bli­ka­cją mo­gła­byś prze­czy­tać jesz­cze kilka(na­ście) razy opo­wia­da­nie żeby po­wy­ła­py­wać li­te­rów­ki i drob­ne błędy któ­rych parę się tam za­plą­ta­ło.

No tak. Pew­nie przez swój wiek nie mo­że­my się w nie­któ­rych mo­men­tach zgo­dzić ze sty­lem pi­sa­nia :). Oczy­wi­ście za­po­mnia­łam o li­te­rów­ce, ale błę­dów tego typu jest nie­wie­le. Cie­szę się z każ­dej opini, bo mogę ulep­szyć jesz­cze bar­dziej swoje opo­wia­da­nia. Także dzię­ku­ję Ci bar­dzo :).

A mnie nie po­do­ba­ło się zu­peł­nie. Strasz­nie to­por­ne zda­nia i masa byków spra­wi­ły, że czy­ta­ło się cięż­ko i nie­przy­jem­nie.

Za­ufaj Al­la­ho­wi, ale przy­wiąż swo­je­go wiel­błą­da.

Do zda­nia Fa­so­let­tie­go dodam, że sam po­mysł spra­wił, że za­da­łem sobie py­ta­nie: po co ja to czy­ta­łem?
Ale skąd mia­łem wie­dzieć za­wcza­su...

Li­czy­łam na bar­dziej obiek­tyw­ny ko­men­ta­rze... a nie coś w stylu 

" po co ja to czy­ta­łem"
" nie po­do­ba­ło mi się"

w ten spo­sób nie da­je­cie Pa­no­wie żad­nej kry­ty­ki, a je­dy­nie wy­ra­ża­cie swoje nie­za­do­wo­le­nie. 

- Siły lot­ni­cze z na­szej pla­ne­ty wy­ru­szy­ły na misję po­ko­jo­wej na Zie­mię. Za­sta­li­śmy tu po­bo­jo­wi­sko... - waha się, jakby spraw­dzał, czy coś pa­mię­tam - wszy­scy wy­bi­li się pra­wie w pień. Obce nacje za­czę­ły dusić się na­wza­jem gazem. Na­szym na­ukow­com udało się wy­czy­tać, że jedna na­zy­wa się Pol­ska, a druga Niem­cy.

Siły lot­ni­cze la­ta­ją sobie mię­dzy pla­ne­ta­mi? In­te­re­su­ją­ce sa­mo­lo­ci­ki mają... Ale zgoda, wy­so­ki sto­pień roz­wo­ju, ichni Bo­ening swo­bod­nie ob­ra­ca z Pro­cjo­na do nas i z po­wro­tem. Misja po­ko­jo­wa? Kie­ru­je się taką misję w przy­pad­ku za­gro­że­nia wojną (misja po­li­tycz­na, me­dia­cyj­na) lub w celu prze­rwa­nia wojny, nad­zo­ro­wa­nia za­wie­sze­nia broni (mi­li­tar­na). Zna­czy, fakt wy­sła­nia misji świad­czy, że wy­sy­ła­ją­cy misję wie­dzie­li o za­gro­że­niu wojną lub o jej wy­bu­chu. Spóź­ni­li się? No do­brze, mogli się spóź­nić, ofer­my. Dalej: misja skie­ro­wa­na na Zie­mię --- w do­my­śle: całą --- a wy­bi­li się Niem­cy z Po­la­ka­mi. Tylko o nich pi­szesz... Wy­du­si­li się gazem. Pod­czas II WŚ gazów nie użyto, a na tę wojnę wska­zu­je Oświę­cim...

Czy to już bar­dziej rze­czo­wa kry­ty­ka?

Ada­mieKB!

W od­po­wie­dzi na Twój jakże rze­czo­wy ko­men­tarz od­po­wia­dam.

1)  Siły lot­ni­cze la­ta­ją sobie mię­dzy pla­ne­ta­mi? In­te­re­su­ją­ce sa­mo­lo­ci­ki mają...

2)  Zna­czy, fakt wy­sła­nia misji świad­czy, że wy­sy­ła­ją­cy misję wie­dzie­li o za­gro­że­niu wojną lub o jej wy­bu­chu.

3)   Dalej: misja skie­ro­wa­na na Zie­mię --- w do­my­śle: całą --- a wy­bi­li się Niem­cy z Po­la­ka­mi.

4)   Wy­du­si­li się gazem. Pod­czas II WŚ gazów nie użyto, a na tę wojnę wska­zu­je Oświę­cim...

ad.1)   Fakt. Na­zew­nic­two mogło się Panu nie spodo­bać.

ad.2) Czy­sta lo­gi­ka.

ad.3) Tylko u Pana w do­my­śle.

ad.4) I naj­waż­niej­szy punkt. Jeśli tle­nek węgla lub cy­ja­no­wo­dór cy­klon B, jakie uży­wa­no w ko­mo­rach ga­zo­wych, nie jest  dla Pana gazem, to czym­że jest ?!

Dzię­ku­ję bar­dzo za tą obiek­tyw­ną (wy­mu­szo­ną) prze­ze mnie kry­ty­kę. :) 

Tak to można w nie­skoń­czo­ność, Droga i Sza­now­na Sen­tus. Patrz temat o Har­rym Pot­te­rze w pu­bli­cy­sty­ce --- prze­py­chan­ka na temat praw­dy obiek­tyw­nej.
Loty przez ko­smos --- tak się jakoś utar­ło przez dzie­siąt­ki lat, że nie sa­mo­lo­ta­mi do­ko­ny­wa­ne, więc mogło mi się lekko nie spodo­bać. Nie­zby­wal­ne prawo czy­tel­ni­ka.
Pi­sa­łem o bo­jo­wym uży­ciu gazów. Nie ne­gu­ję uży­cia, wia­do­mo ja­kie­go, poza fron­tem. Nie na­pi­sa­łem, że cy­klon B nie był / nie jest gazem...
Naj­waż­niej­sze: nie po­czu­łem się zmu­szo­ny. Chcia­łaś --- na­pi­sa­łem, co uwa­żam za naj­więk­szą sła­bość tek­stu. Gdyby przy­lot na Zie­mię był przy­pad­kiem --- eks­pe­dy­cja ba­daw­cza "za­ha­czy­ła" o jesz­cze jedną za­miesz­ka­ną pla­ne­tę --- rzecz za­czę­ła­by się  w moich oczach przed­sta­wiać o wiele le­piej. Pra­wie do­brze.

Sen­tus, za­miast się kłó­cić i ci­skać, po pro­stu zro­zum, że Twój tekst jest pełen nie­lo­gicz­no­ści i nie­do­ró­bek. 

Obce nacje za­czę­ły dusić się na­wza­jem gazem. Na­szym na­ukow­com udało się wy­czy­tać, że jedna na­zy­wa się Pol­ska, a druga Niem­cy.
    
Po­wy­żej masz przy­kład. Z tego co wiem, w cza­sie II wojny Po­la­cy nie sto­so­wa­li gazów bo­jo­wych. A Niem­cy je­dy­nie w obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych do ma­so­wej eks­ter­mi­na­cji więź­niów. A z tego co tu pisze wy­ni­ka, że pro­wa­dzi­li bitwy za ich po­mo­cą.

Za­ufaj Al­la­ho­wi, ale przy­wiąż swo­je­go wiel­błą­da.

Nowa Fantastyka