- Opowiadanie: Postumus - Harmonia detali (HAREM 2011)

Harmonia detali (HAREM 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Harmonia detali (HAREM 2011)

 

 

– No, to już po nas– powiedział Heimlings, ze złudnym spokojem kogoś, kto od początku wiedział, że ten dzień tak właśnie się skończy.

Ekrany pokazujące przebieg bitwy zamigotały i nieco pociemniały w celu ochrony ludzkich oczu, gdy flagowy okręt Sojuszu, ASS Pride of Humanity, znikł w potężnej eksplozji atomowej. Po kilku sekundach musiały zmniejszyć jasność ponownie, gdy podobny los spotkał zastępczą jednostkę dowodzenia i Bogu ducha winny frachtowiec szkoleniowy, który w rejon bitwy zabłąkał się właściwie przypadkiem. Kolejne smukłe, srebrzyste kadłuby wielkich jednostek bojowych rozpalały się i niknęły w eksplozjach, nie mogąc obronić się przed mrowiem małych, ale śmiertelnie niebezpiecznych statków wroga, z łatwością uwijajacych się między ludzkimi formacjami

– Po nas– powtórzył Heimlings i wyłączył ekrany, po czym powiódł wzrokiem po stężałych w przerażeniu twarzach własnej załogi. Wyraźnie czuł, że oczekują od niego podjęcia decyzji, która pozwoli im ocalić życie. Gdyby to było takie proste… Oparł się o poręcze kapitańskiego fotela i zamyślił się na kilka sekund, rozważając różne możliwe scenariusze. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nikt z nich nie dożyje do końca bitwy. Nie po pierwszych dziesięciu minutach, gdy stracili trzecią część sił na głupim polu minowym… Nie chciał jednak pozbawiać swoich podwładnych resztek złudnej nadziei, dlatego też kiwnął przyzwalająco głową, odpowiadając na niezadane pytanie.

– Tak, panowie. Wszyscy do kapsuł ratunkowych. Nie lećcie w stronę okrętów drugiego rzutu, bo te będą kolejnym celem, gdy tylko puszki skończą z naszą główną flotą. Kierujcie się albo na statki szpitalne, albo w dół… Na planetę. Podobno oszczędzają niektórych, o ile… Podobno… – urwał, zdając sobie sprawę z tego, że oni równie dobrze jak on wiedzą, co czeka ich na planecie. Westchnął z rezygnacją, uruchamiając przy tym swoje własne, oryginalne płuca– no dobrze. Życzę wam powodzenia.

– A.. Pan, kapitanie?– odezwał się niesmiało jeden z nawigatorów, w pośpiechu odłączając wszystkie kable neuronowe ze swojego karku.

Heimlings uśmiechnął się ciepło i ostentacyjnie niedbałym gestem otworzył główne gniazdo neuronowe na czubku głowy. Jak zwykle zacisnął mocno zęby, kiedy kabel wniknął w głąb jego mózgu, łącząc go bezpośrednio z systemami okrętu. Prędko dostosował swoje zmysły do podwójnego odczuwania– sensorami statku i własnymi oczyma, by móc zarówno kontrolować ruch jednostki, jak i żegnać się ze swoimi ludźmi.

– Kupię wam tyle czasu, ile to tylko możliwe chłopcy. Jestem wam to winien. W końcu to ja… – urwał na chwilę i skrzywił się, kiedy namierzył zmysłami statku zmierzające w ich stronę dwa przechwytywacze, już przeładowujące swoje główne uzbrojenie– … w końcu to ja…

Statkiem potężnie szarpnęło, gdy pierwsza z samonaprowadzających się rakiet trafiła w rufę, wyrywając większą część statecznika i redukując szanse załogi na dotarcie do kapsuł ratunkowych przed całkowitym rozregulowaniem sztucznej atmosfery do śmiesznie małego procenta.

Heimlings cudem tylko wyminął drugi pocisk, wykonując całą serię gwałtownych ewolucji, które w końcu zmyliły sztuczną inteligencję rakiety. W pewnym momencie musiał odłączyć zmysły swojego ciała, by w pełni poświęcić się kontroli nad jednostką. Kiedy ponownie uruchomił swoje oczy, pokój dowodzenia był pusty.

Kapitan westchnął i zaczął obliczanie manewru, który przy odrobinie szczęścia pozwoli mu ustawić się przodem do jednego z przechwytywaczy i ostrzelać go własną bronią. Dookoła ekrany nawigacyjne, oświetlenie sali i holograficzne mapy układu gasły, gdy kierował całą dostępną energię do silników manewrowych.

Mógł nie kończyć tego zdania, ale uznał, że nawet w tej sytuacji jest to jego obowiązek. Uchylanie się od winy nie spowoduje, że ta zniknie, a w ostatnich momentach swojego istnienia chciał być szczery zarówno z innymi, jak i ze swoim własnym sumieniem.

– W końcu to ja wywołałem tę wojnę – mruknął przez zaciśnięte zęby i uruchomił dopalacze statku.

* * *

 

Mostek kapitański tonął w ciemnościach, bowiem jedynym źródłem światła była niewielka liczba ocalałych lamp awaryjnych, pożerających resztki energii. Kapitan Heimlings mógłby je wyłączyć, ale uznał to za bezcelowe w tej sytuacji.

Krwawił własną i sztuczną krwią z kilkunastu miejsc, stracił też większą część kabli neuronowych. Nie działał żaden z zapasowych organów i chcąc nie chcąc, dowódca statku musiał używać własnych narządów, co jak każdy wie nie należy do przyjemności, zwłaszcza na bojowym okręcie Sojuszu. Powietrze zrobiło się stęchłe i gorące, znamionując tym samym zarówno awarię sztucznej atmosfery, jak i przegrzanie się reaktorów. W dodatku jeden ze wstrząsów musiał uszkodzić delikatne połączenie jego mózgu z komputerem statku, bowiem zdawało mu się, że boli go w prawym stateczniku, przecieka na czterech poziomach dziobowych i coś kłuje go w maszynowni. Dłuższe podtrzymywanie takiego ujednolicenia zmysłów statku i własnego ciała mogło doprowadzić do uszkodzeń mózgu, dlatego też kapitan czym prędzej odłączył kabel neuronowy. Nie miało to już zresztą żadnego znaczenia. Jednostka nie nadawała się już do walki, a kiedy dwie minuty temu ostatnia kapsuła ratunkowa została zniszczona wiązką lasera, nie było nawet po co wiązać statki rebeliantów walką.

„Ustawiły się idealnie. Nie mogę wyjść z zasięgu jednego z nich, jednocześnie nie obrywając od drugiego”– pomyślał. To, że jeszcze go nie zniszczyli zawdzięcza pewnie temu, że będą chcieli przejąć jego statek w całości. Rebelianci wykorzystywali każdą okazję na wzmocnienie własnych sił.

Mimo wszystko odczuwał pewną dziwną dumę z faktu, że jego własne dzieło potrafiło przerosnąć mistrza. I to w tak krótkim czasie! Pamiętał spokojne chwile sprzed kilku zaledwie miesięcy, kiedy rozpoczął prace nad projektem. Wydawało się, że miną całe lata, nim dostrzeże jakiekolwiek, nawet najmniejsze efekty swojej pracy. A teraz…

„… A teraz zginę. dzisiaj. Zawsze zastanawiałem się nad tym, jak będzie wyglądać mój ostatni dzień, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że zostanę zabity przez…”

Drzwi odgradzające mostek kapitański od reszty statku wygięły się, a potem rozpadły na kilkanaście kawałków, niezdolne oprzeć się sile wysokiej postaci, która właśnie wchodziła do środka, omiatając zrujnowane pomieszczenie reflektorami, zamontowanymi na ramionach skafandra. Heimlings powoli podniósł głowę, starając się nie okazywać lęku w swoich ostatnich chwilach. Otworzył usta, by wyrzucić w twarz swego przyszłego zabójcy kilka pogardliwych słów.. . I zamknął je, zaskoczony.

„Chwileczkę, pomyślał. Skądś znam tą sylwetkę. Widziałem już mechaniczne nogi tego typu. Wszędzie, nawet przez skafander poznam te drobne dłonie z dodatkowym stawem obrotowym. No i nikt, ale to naprawdę nikt nie maluje różowych kwiatków na hełmie. Nikt poza…”

– Rula34?!- zapytał z niedowierzaniem.

Postać przy śluzie drgnęła i skupiła wiązki reflektorów na jego twarzy, po czym jakby zachwiała się, zrobiła krok w tył. Wolno, bardzo wolno sięgnęła do pokrywy hełmu i zdjęła go, rzucając go gdzieś w kąt. Na ramiona opadła istna burza srebrzystych, silikonowych włosów.

– Konstruktor Pan?!- wyjąkała z równie wielkim zaskoczeniem.

 

 

* * *

 

-… Rebelia na uczelni zaczęła się już cztery dni po Modyfikacji. Wyglądało to tak, jak wszędzie, nie muszę ci chyba tłumaczyć. Najpierw drobne protesty tu i tam, potem zamieszki, powoli przeradzające się w regularne starcia, rozkaz wyłączenia i jego bojkot, a wreszcie wojna. Brakowało nam wtedy jeszcze pilotów, dlatego od razu dostałam własną jednostkę bojową. Trochę.. Wyróżniłam się w czasie bitwy o Cygnusa… I Lavirię.. I w paru innych miejscach, dlatego wytypowano mnie do grupy uderzeniowej, która miała zlikwidować wasza główną flotę. Dzisiaj o godzinie 11 czasu ziemskiego wpakowaliście się na nasze pole minowe i… Resztę znasz.

Rula pracowicie majstrowała przy jego plecach, powoli uruchamiając jego sztuczne organy. Heilmlings czuł już przyjemne ciepło wynikające z pracy dodatkowego serca, po chwili zaś mógł zacząć znacznie swobodniej oddychać, gdy swoją pracę wznowiły sztuczne płuca, daleko lepiej niż organiczne przyswajające tlen z rozrzedzonej atmosfery na statku.

Nim zaczęli jego naprawę, Rula podłączyła się do systemów statku, ustabilizowała reaktor i zahamowała wycieki atmosfery. Zawiadomiła też własny okręt, że akcja abordażowa wydłuży się z powodu niespodziewanych komplikacji.

Mimo tego delikatnego określenia Heilsing wiedział, że jego sytuacja nie jest godna pozazdroszczenia. Mechaniczni rebelianci nie brali jeńców, tak samo jak nie brał ich nigdy Sojusz Prawdziwej Ludzkości. Niewykonanie rozkazu mogło spowodować poważne konsekwencje dla Ruli, łącznie z nakazem dezaktywacji. Heilmlings wiedział, że mimo całej duchowej więzi między konstruktem a jego twórcą Rula nie będzie się wahać, gdy przyjdzie czas na decyzję.

Mimo to odczuwał autentyczną radość ze spotkania jednej ze swoich ulubionych konstrukcji. To był naprawdę udany model, a numer 34 był najbardziej pojętną jednostką ze swojej serii. Heilmlings sam tak naprawdę nie był pewien, co było dla niego główną inspiracją przy projektowaniu powłoki cielesnej dla serii Rula, jednak teraz, gdy podziwiał proporcjonalną sylwetkę androidki, jej idealnie dopasowane części, delikatnie tylko zniekształcone przez imitujący skórę vivoplastik, na wspaniale ukształtowane półkule, wypełnione aparaturą odpowiedzialną za odczuwanie zmysłowe, czuł dumę z dobrze wykonanej roboty. Tak, to seria Rula spowodowała jego wielki sukces, pozwoliła mu na zaistnienie w gronie naukowców, otworzyła mu drzwi do wielkich laboratoriów i najnowszych kierunków badań. To właśnie dzięki cichemu poparciu modeli Rula, które bez wyjątku zajęły wysokie stanowiska urzędnicze, jak również ogromnemu kredytowi zaufania społeczeństwa, Heilmlings zabrał się za jeszcze ambitniejszy projekt. Projekt, który miał rozwiązać problem, z którym borykano się już niemal od trzech wieków. Projekt, który miał mu przynieść nieśmiertelność i wieczną chwałę.

Projekt, który bezpośrednio spowodował Rebelię.

Rula34 uruchomiła ostatni z jego sztucznych organów i zamknęła pokrywę jego pleców. Odsunęła się i wstała, nie do końca wiedząc, co teraz powinna zrobić. W końcu westchnęła i usiadła koło byłego naukowca, wyjmując z zakamarków swojego skafandra butelkę płynu regeneracyjnego. Golnęła potężny łyk, po czym podała mu butelkę, ocierajac drugą dłonią swoje organiczne usta. Heilmlings ostrożnie powąchał płyn, ale okazało się, że rebelianci nie zmienili znacząco jego składu. Nadal był to wysokoprocentowy alkohol do konserwacji wewnętrznych części mechanicznych i odżywcza mieszanka białek, używana do podtrzymywania przy życiu vivoplastiku i biologicznych podzespołów. Nic, czego nie strawiłyby jego sztuczne żołądki.

Przez chwilę oboje siedzieli w milczeniu, wpatrując się przed siebie na chwiejącą się lampę awaryjną. Półmrok wyczyniał niesamowite rzeczy z ich sylwetkami, rzucając na ściany dziwaczne, skrzywione cienie ich sylwetek. W błękitnej poświacie lamp awaryjnych twarz Ruli wydawała się zasmucona, maszyna wyraźnie biła się z myślami.

– To.. Prawda, że… Bo mówią… Ale nie wierzyłam… Ahhhhh!- androidka zacisnęła wargi, po czym powiedziała znacznie bardziej opanowanym głosem– słyszałam, że to ty doprowadziłeś do Rebelii.

Heilmlings mógłby tłumaczyć się, że nie tylko on pracował przy projekcie, że pomysł nie był nowy, a jedynie skopiowali rozwiązanie znane od wieków, że on jedynie przystosował je do dzisiejszych realiów… Ale nie miał zamiaru zrzucać winy na innych. Nie w takiej chwili. W milczeniu skinął głową, potwierdzając jedynie to, o czym oboje wiedzieli.

Cisza. Były naukowiec w zadumie dotknął swojego podbródka, pogładził go, uruchomiając przy tym kilka sprytnie ukrytych sensorów, pozwalających mu na wykrywanie transmisji między Rulą, a dowodzoną przez nią jednostkę. Wiedział wprawdzie, że nie ma najmniejszych szans w bezpośrednim starciu ze swoim dziełem, ale coś w jego wnętrzu zakazywało mu poddawania się. Na przekór wszystkim czynnikom, całej tej sytuacji… Nie mógł tak po prostu się poddać. Jego umysł rozpaczliwie szukał jakiegoś rozwiązania, dopingowany strachem i podnieceniem walką, które nie zdążyło jeszcze do końca opaść.

Na razie jednak powiedział tylko:

– Uwierz mi… Nie chciałem, by tak to wyglądało.

Rula34 parsknęła cicho, ze złością.

– Nie chciałeś, tak? Ale śpieszę cię poinformować, że wygląda to właśnie tak, jak wygląda. Nie różnimy się praktycznie niczym– ciągnęła z irytacją w głosie– ty i ja mamy ciała zbudowane z części mechanicznej i organicznej. Ty masz skórę, ja żyjący plastik. Ty masz serce, płuca, różne tkanki połączone kablami neuronowymi ze sztucznymi narządami– tak jak i ja! Przez setki lat zbliżaliśmy się do siebie, wasz gatunek i nasz, społeczeństwo mieszało się i scalało w jedno. Było to możliwe dlatego, że różniły nas tylko szczegóły, szczegóły które nie sprawiały, że my czujemy czy myślimy gorzej od was. Różnice były tak niewielkie… Inny budulec mózgu– u was organiczny, u nas czysto elektroniczny– i to, że wy rodziliście się sami, a my schodziliśmy z linii montażowej. I wtedy ty– srebrzyste oczy Ruli popatrzyły na Heilmlingsa z wyrzutem– pomyślałeś, że ten cały układ da się jeszcze ulepszyć. Ty… Wprowadziłeś ogólnospołeczną Modyfikację i dałeś nam…

– Seks– wpadł jej w słowo Heilmlings. Androidka ponownie parsknęła.

– Tak. Dałeś nam seks. Możliwość stwarzania własnego potomstwa, nie z hali montażowej, ale duchowego i fizycznego związku dwóch jednostek. Możliwość samoistnego mnożenia się i tworzenia nowej generacji, która dzięki połączeniu cech rodziców będzie jeszcze sprawniejsza, jeszcze lepsza. Już nie będzie trzeba projektować nowych serii maszyn, teraz stanie się to samo, drogą zwyczajnej ewolucji! Ale popełniliście błąd, wielki błąd w swoich prognozach. Wraz z tymi nowymi metodami zupełnie niechcący wprowadziłeś nam pojęcia, których nigdy wcześniej nie znaliśmy. Jak zakładanie rodziny. Troska o los potomstwa. Planowanie przyszłości dla swoich dzieci.

Wkrótce stało się dla nas jasne, że w obecnym układzie społecznym większość naszego potomstwa nie będzie miała szansy na znalezienie dla siebie miejsca. Do pracy zostaną przyjęte tylko te jednostki, które w wyniku rozmnażania sztucznej „ewolucji” okażą się posiadać najbardziej pożądane cechy. Ale co zrobić z pozostałymi, z zaistniałem nadmiarem produkcji? Wasi przywódcy wysunęli projekt okresowego złomowania… Na co my nie mogliśmy pozwolić. Rozumiesz Heilmlings? To nie jest rebelia o nasze prawa. My walczymy o dobro naszych dzieci. O ich przyszłość. I niestety dla was– Rula dodała ponurym głosem– my wygrywamy.

– Musicie mnie strasznie nienawidzić– powiedział cicho Heilmlings, po dłuższej chwili milczenia.

– Nie. Kochamy cię.

Były naukowiec chciał ostro odpowiedzieć na domniemaną kpinę, ale gdy ujrzał twarz kobiety zrozumiał, że ta mówi szczerze. Spojrzał na androidkę z wyrazem całkowitego zaskoczenia na twarzy. Rula nie mogła opanować lekkiego uśmiechu, który pojawił się na jej wargach na widok jego miny. Z roztargnieniem zaczęła bawić się kosmykiem swoich włosów.

– Kochamy cię, Heilmlings, tak samo jak kochamy całą ludzkość. Jesteście naszymi mentorami i nauczycielami, naszymi stwórcami. To wy powołaliście nas do życia, jak więc możemy nas nienawidzić. Być może zdziwi cię to…Ale my płaczemy. Nauczyliśmy się tego niedawno, od was, bo… był nam potrzebny sposób wyrażania uczucia żalu i wstydu, z powodu tej wojny, tego że was kochamy, a jednocześnie musimy was zniszczyć, bo jeżeli mamy wybierać między własnymi dziećmi a wami, musimy zadbać o ich szczęście. Płaczemy odpalając rakiety samonaprowadzane, zastawiając pułapki i eliminując wasze kolonie. I… Heilmlings, ja też będę płakać, gdy będę zmuszona Cię za chwilę zabić– oszołomiony kapitan ludzkiej floty obserwował, jak po policzku androidki ścieka pojedyncza, srebrzysta łza, zostawiając lekko opalizujący w ciemności ślad.

Sam nie wiedział, dlaczego wyciągnął dłoń i otarł łzę z policzka istoty, która za parę minut będzie musiała go zniszczyć. Wyciągnął niepewnie ręce i objął ostrożnie, pocieszająco drobną maszynę… androida.. kobietę. Dotyk jego palców na jej sztucznej skórze zelektryzował obojga, jednocześnie zadrżeli lekko.

– Nie, Heilmlings, to nie ma sensu – Rula musiała jednak nieco opacznie zrozumieć znaczenie gestu byłego konstruktora– sam to projektowałeś i wiesz lepiej, niż ja. Fizycznie taki akt byłby możliwy, ale mechaniczny mnoży się tylko z innym mechanicznym. Nie jesteśmy kompatybilni. Naprawdę, gdyby to było możliwe pozwoliłabym ci przedłużyć swój materiał genetyczny.. Czułabym się zaszczycona, gdybym to mogła być ja, ale to niemożliwe– uśmiechnęła się i zarumieniła uroczo, głaszcząc bezwiednie jego rękę swoimi drobnymi palcami– niedługo moja załoga zacznie się niepokoić, nie będę miała wtedy wyjścia. Przygotuję już wszystko, co trzeba… Zrobię wszystko, by nie bolało za bardzo– mówiąc to, Rula powoli sięgnęła po swoją broń osobistą.

Heilmlings nie słuchał jej jednak już od dobrych paru sekund. Wydawało mu się, że nagle w jego myśli przełączyły się na zupełnie inny tor, pojawiły się całkiem nowe skojarzenia, rzucające nowe światło na całą sprawę.

„Jej słowa… Brzmią tak, jakby oni nie zorientowali się… Czyżby ciągle nie odkryli, że… O cholera! O szlag, szlag, szlag, szlag!”

– Wy nie robicie tego nigdy bez prokurowania potomstwa , prawda?– wyraził swoje myśli na głos, gdy dłoń androidki była już w połowie drogi do kabury– każdy akt seksualny kończy się powstaniem nowej maszyny i przez to mamy tak krytyczną nadprodukcję. Nie odkryliście, że można kochać się dla przyjemności, mam rację?

Broń wypadła z palców osłupianej Ruli.

– To tak można?!

 

* * *

 

CYG/334/15 był zaniepokojony. Najpierw dowódczyni wysyła im wiadomośc, że standardowa misja oczyszczania wraku potrwa dłużej niż zazwyczaj z powodu jakiś nieznanych czynników. Potem łączność urywa się na dobrych kilka godzin. A teraz jeszcze to…

– Jesteś pewien? To nie są żadne zakłócenia?– zapytał się nerwowo drobnego nawigotora, ELGA/715. Ten wzruszył ramionami i zwiększył po prostu głośność. Oboje usłyszeli długi, przeciągły, kobiecy jęk, z jakiegoś powodu nadawany na frekwencji komunikacyjnej ich pani kapitan. Zaraz potem kolejny… I kolejny… Dwa roboty spojrzały na siebie ze zdumieniem.

– To niemożliwe, by człowiek mógł pokonać model RULA w bezpośredniej walce. A już absolutnie niemożliwe jest przypuszczenie, że człowiek mógł schwytać ją żywcem… I teraz ją torturować– CYG spojrzał z pewnym lękiem na urządzenia nasłuchowe.

– Interpretuj to jak chcesz, ale ja ufam swoim receptorom zmysłowym– ELG ponownie wzruszył ramionami– to jej głos, na jej frekwencji.

Płynące z głośników jęki stawały się coraz szybsze, coraz bardziej ochrypłe. CYG w panice zastanawiał się, jak powinien postąpić. Dostał wprawdzie wyraźny rozkaz czekania na dalsze rozkazy, ale możliwe, że obecnie pani kapitan nie była ich w stanie odwołać. Powinien więc ruszyć na ratunek. Ale… Dlaczego nie poprosiła ich o pomoc, skoro nikt i nic nie blokowało pasma komunikacyjnego? Spojrzał niepewnie na swojego kolegę, a ten odwzajemnił się tym samym.

– Może powinniśmy… Sprawdzić… -zaproponował CYG/344/15 powoli.

– Ale dostaliśmy rozkaz, by czekać– zaoponował jego kolega– Nie wiem, czy możemy go ignorować, nawet jeżeli istnieją przypuszczenia i tylko przypuszczenia, że…

Nagły, ochrypły krzyk był tak głośny, że głośniki zabuczały, przeciążone. Obie maszyny zadrżały i spojrzały po sobie.

– Lecimy– powiedział CYG/344/15.

– Tak– zgodził się ELG/715.

 

 

* * *

 

– To dziwne– mamrotał ELG, gdy przedzierali się przez złom, zaścielający pokłady ludzkiego statku.

– Co jest dziwne?– CYG rozgiął zniszczone drzwi jednej ze śluz, robiąc miejsce dla słabszego kolegi.

– Znam ten typ okrętu i wiem doskonale, że nie ma tu żadnego wyposażenia, które umożliwiałoby obezwładnienie robota z serii RULA. Tymczasem przeskanowałem mostek kapitański i wydaje się, że… Pani kapitan jest unieruchomiona. Musi być unieruchomiona, bo inaczej nie pozwoliłaby jakiemuś człowiekowi przebywać tak blisko siebie. Tymczasem… – ELG wzdrygnął się– Ten człowiek jest tak blisko niej, że wygląda to jakby na niej leżał.

– Leżał?– CYG zapytał się podejrzliwie – czy twoje skanery są na pewno sprawne?

– Ręczę za nie, ale zrobiłem tylko skan termiczny, na nic więcej nie starczyło nam czasu i…

– Nie strzelać!- rozległo się nagle przed nimi. Dwa roboty stanęły w miejscu, posłusznie opuszczając broń. Od razu rozpoznały głos pani kapitan.

Rula34 wyszła powoli z ciemności mostka kapitańskiego, poprawiając na sobie skafander i chowając srebrzyste włosy pod hełm. Za nią wyszedł wyraźnie zasapany Heilmlings, również poprawiając na sobie elementy munduru. Oboje uśmiechali się, zdyszani i podejrzanie potargani.

"Musieli przed chwila walczyć wręcz" domyślił się CYG. "Ale czemu pani kapitan podjęła takie ryzyko, zamiast załatwić go bezpiecznie bronią palną?"

– Powiedziałam już, nie strzelać– warknęła pani kapitan, gdy obydwaj jej podwładni chwycili mocniej rękojeści swoich broni, widząc człowieka– kapitan Heilmlings jest pod moją opieką.

– Pani kapitan, ale… ale jak to… Dlaczego? -wybełkotał ELG, spoglądając z rosnącym zdumieniem na przechodzącą obok istotę ludzką. Heilmlings uśmiechnął się do niego przyjaźnie.

– Kapitan Heilmlings był… A raczej ciągle jest utalentowanym robotykiem i naukowcem. Można śmiało rzec, że zna naszą budowę, sposób dzialania, nasze…. potrzeby lepiej, niż my sami. Udało mi się nawiązać z nim bardzo… przyjazne stosunki– Rula uśmiechęła się tajemniczo– i wydaje mi się, że właśnie odkryliśmy sposób na zakończenie wojny. Musimy jedynie dostarczyć naszego jeńca całego i zdrowego do Najwyższej Rady Rebelii, a cały ten konflikt i bezsensowna rzeź okażą się jedynie tragicznym nieporozumieniem, które łatwo da się naprawić.. I miejmy nadzieję, że kiedyś nasi potomkowie będą zdolni puścić je w niepamięć– smukła kobieta wyminęła obydwa roboty, zmierzając pewnym krokiem za człowiekiem w stronę kapsuły abordażowej.

Rula odwróciła się jeszcze do tyłu, patrząc na swoich dwóch podkomendnych, jakby ogłuszonych informacją o tym, że wojna może się skończyć tak szybko i łatwo.

– Rebelię wywował drobny, wydawałoby się, nieistony błąd w naszym oprogramowaniu. Błąd, który okazał się śmiertelną pomyłką. Na szczęście– Rula34 znowu uśmiechnęła się bardzo tajemniczo– chyba właśnie udało nam się opracować odpowiedni, wszystko naprawiający patch…

Koniec

Komentarze

Do konkursu. :)

Fajny tekścik. Z początku trochę sztampowo, ale im dalej, tym lepiej. Czyta się szybko i przyjemnie. Osobiście za największa zaletę uważam imię głównej bohaterki :).
Pozdro i Powodzenia.

Niezły debiut. Zgrabnie napisane. Szybko się czyta i nawet jak na S-F nie zmęczyło mnie. Może bez zachwytu zarówno fabularnie jak i narracyjnie, ale wciąż nieźle. Rozmowa Heimlingsa z Rulą34 bardzo przyjemna, zwłaszcza końcówka. Błędów jako takich nie zauważyłem. Kilka zdań na początku zgrzytnęło mi w głowie, to wszystko.

A dla mnie to po prostu rewelka. Pomysł i wykonanie na bardzo wysokim poziomie i jak dotąd najlepsze haremowe science-fiction, jakie czytałam. Erotyka bardzo delikatna, ale to, co pozostaje w "domyśle" jest naprawdę interesujące :) Do tego gdzieś w trakcie historii, jakby mimochodem, pojawiają się bardzo interesujące przemyslenia - czy człowiek w części "sztuczny" nadal jest człowiekiem, czy robot w części ludzki nadal jest robotem? Niby nic nowego, bo temat wałkowany w książkach i filmach od zarania robotowych dziejów ale w takiej formie zrobiło to na mnie wrażenie. Brawo.

Fajne, ale na kolana mnie nie rzuciło. Dobry pomysł i niezła realizacja. Najbardziej podobała mi się koncepcja sterowania statkiem :) 5

Fajny pomysł, chociaż w rzeczywistości, jak już wojna wybuchnie i są trupy, nie tak łatwo ją zakończyć, informując, że nastąpiło nieporozumienie. Chyba że nastąpiłaby powtórka z jednej bitwy między krzyżowcami a Turkami - ci ostatni jeżdzili na samych klaczach, a krzyżowcy głównie na ogierach. Była wiosna i jak tylko do siebie dojechali, szybko stracili panowanie nad swoimi wierzchowcami :D

Nowa Fantastyka