- Opowiadanie: alberto - Pierwszy tekst: Sonia Dąbrowska - Młodszy Inspektor do spraw Międzygalaktycznych, Międz

Pierwszy tekst: Sonia Dąbrowska - Młodszy Inspektor do spraw Międzygalaktycznych, Międz

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pierwszy tekst: Sonia Dąbrowska - Młodszy Inspektor do spraw Międzygalaktycznych, Międz

Warszawa, 16.07.11r. 6:05

Sonia obudziła się. To znaczy obudził ją budzik w telefonie. Cholerne ustrojstwo było jednak potrzebne, aby nie spóźnić się do roboty, oraz w razie potrzeby kontaktować się ze znajomymi, dlatego dziewczyna powstrzymała się od rozniesienia na drobny mak swojego Siemensa. Po kilku minutach doszła do siebie. Wstała ze swojego łóżka rozglądając się po swoim mikroskopijnym pokoiku. Na biurku wciąż spoczywały ślady wczorajszej skromnej kolacji, a na podłodze nie dało znaleźć się wolnego miejsca wśród ciuchów. Za oknem już prawie jasno, pogoda nawet nie tak zła. Sonia szybko pościeliła łóżko i rzuciła wszystkie rzeczy z podłogi na ten oto mebel, a potem ubrała się w starannie wyselekcjonowane rzeczy. Łóżko bywało czasem wspaniałą szafą. Szybko zjadła na śniadanie resztki chleba z serem i szybko wybiegła ze swojego przytulnego mieszkania, ponieważ wskazówka zegara niebezpiecznie dochodziła do piątki, a do pracy trzeba było się trochę przejść. Sonia Dąbrowska była osobą niezwykle młodą. Mimo krótko ściętych, włosów koloru brązowego z jasnymi przebłyskami farby do włosów wydawała się całkiem atrakcyjną kobietą. Jednak nie w głowie były jej romanse, a dyskoteki i kluby otaczała szerokim łukiem. Wreszcie dopadła do budynku na ulicy świętego Antoniego 1. Budynek ów wyglądał ponuro i szaro, natomiast ludzie, którzy kiedykolwiek go widzieli chcieli mieć z nim jak najmniej wspólnego. Często dochodziły z niego wybuchy, głosy, których żaden szanujący się człowiek nie chciałby z siebie wydobywać. Do budynku przy ul. Świętego Antoniego 1 wchodziły osoby z marginesu społecznego, zwykłe niziny intelektualne. Przynajmniej tak szeptano „na mieście". Natomiast Sonia wydawała się być bardzo zadowolona z powodu swojej pracy. Jako osoba zaraz po studiach znalazła ją bardzo szybko, a jak sama sobie powtarzała, praca w dzisiejszych czasach to sukces. Nawet tak nietypowa, bo… Sonia była policjantem. Wcale nie byłoby to dziwne, (szlachetne tak, ale nie dziwne) gdyby pominąć fakt, że Sonia była Młodszym Inspektorem do spraw Międzygalaktycznych, Międzywymiarowych i Magiczno-Niezwykłych. Przynajmniej tak głosiła tabliczka na drzwiach z jej nazwiskiem, przez które przed chwilą weszła siadając za biurkiem i rozpierając się wygodnie w fotelu. Gabinet nie był zbyt duży, a i wyposażenie pozostawiało sporo do życzenia. Poza szafkami z kartotekami, na zielonym parapecie za plecami Sonii znajdował się mały kaktus w doniczce z jakimś niebieskim wzorkiem, a na biurku znajdowały się różnorakie teczki, papiery i segregatory. W chwilę potem do gabinetu wpadł Szef. Nie był przystojny, wręcz przeciwnie, wysoki, szczupły i niedokładnie ogolony trzydziestolatek wyglądał na cholernie znudzonego życiem. Ale gdy przemówił, w jego głosie dało się wyczuć zadowolenie.

– Tajlandia, Bangkok, Bar Żółta Panda, natychmiast – rzucił, podał dziewczynie bilety na lot i błyskawicznie opuścił pokoik.

Chcąc nie chcąc po wypiciu herbatki Sonia skierowała się na lotnisko. Godzinę później jadła ciasteczka na pokładzie klnąc na czym świat stoi. A szykował się taki fajny, nudny dzień…

Bangkok, 16.07.11r. 19:04

Nawpółszalony Bartemiusz nie czuł się najlepiej. Wedle magicznego prawa nie za bardzo mógł bawić się w cyrkowca, mimo to sztuczki na arenie zawsze go pociągały. Niestety dał się owemu pożądaniu ponieść, chociaż w zasadzie uszłoby mu to płazem, gdyby nie fakt, że w Kodeksie Magicznym jest napisane, że mag, który nie zdał egzaminu na 2. (słownie drugi) stopień zaawansowania magicznego nie może wykonywać rytuałów niebezpiecznych dla życia lub zdrowia osób obecnych przy pokazie. Rozcięcie ochotnika z widowni piłą na dwie połówki, z których jedna ryczała o pomoc, a druga wierzgała nogami jak nienormalna niewątpliwie do takich się zaliczało, dlatego musiał uciekać. Warto dodać, że tak oto Bartemiusz stał się recydywistą, bo już raz, w przeszłości dokonał dokładnie tego samego czynu. Ukrywał się już dwa lata, co było ogromnym sukcesem, natomiast ostatnie wydarzenia, w których o mało nie został złapany, zmusiły go do odwiedzenia tego cholernego kraju. Był umówiony z grupą wampirów, którzy oferowali mu nową tożsamość w zamian za trochę złota. Dla czegoś takiego warto było nawet znieść miejsce, które wybrały te pokraki. Bar Żółta Panda cieszył się nieciekawą reputacją, a biorąc pod uwagę….

– Nie, nie, dziękuję – powiedział, gdyż jakaś młoda, ładniutka Azjatka podeszła do niego z miną świadczącą o chęci zarobienia pieniędzy poprzez nie do końca moralne czynności. Wiedział, że w Tajlandii, w miejscach tego typu nie powinno akceptować się takich ofert. Niestety przekonał się o tym na własnej skórze. Nie raz zdarzyło się, że atrakcyjna kobieta w tego typu barze miała większego członka od niego. Cholerne krwiopijce, musiały wybrać to parszywe miejsce, pomyślał Nawpółszalony. Nie było to całkiem prawdą, gdyż bar wcale nie był paskudny, natomiast Nawpółszalony z oczywistych przyczyn nie lubił tego typu lokali. W jednej chwili światełka błyskały zabawnie na skąpe ciuszki osobników o niewiadomej płci. W następnej wszystko zgasło

Bangkok, kilkanaście godzin później

Nad Tajlandią wschodziło Słońce. Swoim żółto-pomarańczowym blaskiem oświetliło ciemne uliczki miasta. Światło wpłynęło do najbardziej ukrytych szczelin. Słońce było bardzo zdziwione, gdy jego promienie wpadły przez okno na Nawpółszalonego Bartemiusza. Było tym bardziej zdziwione, że nie udało się mu obudzić adepta Magii. Natomiast Nawpółszalony Bartemiusz nie był zdziwiony ani trochę. Nie mógł być. Nie żył.

Tymczasem do samolotu, który miał lecieć w bardzo egzotycznym dla mieszkańców Tajlandii kierunku, wsiadała krótko ostrzyżona, atrakcyjna dziewczyna. Do swojego telefonu szepnęła dwa, niezrozumiałe dla tajskiej części obsługi słowa, które brzmiały – Zadanie wykonane.

Koniec

Komentarze

totalne dno, ale to moja pierwsza próba. Mam nadzieję, że uda mi się w trakcie dalszego pisania troszkę wyrobić.

łóżko i rzuciła wszystkie rzeczy z podłogi na ten oto mebel - piszesz jakbyś pokazywał tę rzecz ręką, tak jakby czytelnik go widział. Niezbyt mi to pasuje. Nie lepiej byłoby urzyć jakiegoś przymiotnika, np. wielozadaniowy mebel?

dyskoteki i kluby otaczała szerokim łukiem - ciężko żeby w pojedynkę otoczyła jakiś klub, ale nie o to chodziła, nieprawdaż? Szerokim łukiem mogła okrążyć klub ;)

nie zdał egzaminu na 2. (słownie drugi) - bez sensu pisać liczbą, a następnie tłumaczyć w nawiasie. Wogóle lepiej używaj słwownych zapisów liczb.

Ukrywał się już dwa lata, co było ogromnym sukcesem, natomiast ostatnie wydarzenia, w których o mało nie został złapany, zmusiły go do odwiedzenia tego cholernego kraju.
.. - zdania tego typu przynudzają. Lepiej wpleść mimochodem wydarzenia, które rozegrały się wcześniej, a nie rozpisywać się niewiadomo ile na ich temat w kilku zdaniach.

W jednej chwili światełka błyskały zabawnie na skąpe ciuszki osobników o niewiadomej płci. W następnej wszystko zgasło. -
pisząc 'błyskały' zaznaczasz, że trwało to dłużej niż ułamek sekundy, co średnio łączy się z 'jedną chwilą'

Oprócz tego 'monolity' źle się czyta :( wprowadź akapity i tego typu rzeczy. Co więcej przecinki... sam nie jestem biegły w ich zaznaczaniu, ale żeby przed 'oraz'?!

A teraz odnośnie samego tekstu.

Myślę, że nie jest źle. W końcu dopiero zaczynasz, a z każdym następnym razem będzie lepiej. Pomysł dość dobry. Podobał mi się tekst 'Nawpółszalony Bartemiusz nie był zdziwiony ani trochę. Nie mógł być. Nie żył. ' Gdybyś na nim skończył byłaby to fajna pointa. Pozostałoby tylko wcześniej wyjaśnić sprawę kto dokonał zabójstwa.

Za pomysł - 4. Ale te błedy?  W sumie to będzie... <liczy> eee... 3 :)

pozdrawiam :)

Serdecznie dziękuję za komentarz.
W zasadzie owo 2. (słownie drugi) miało wskazywać na to, że jest to cytat z paragrafu :)
Miało być mijała szerokim łukiem, jednym głupim słowem zawaliłem całe zdanie.  
Błędy zostawiam bez korekty, aby można było widzieć, że tak to wyglądało w orginale (co innego gdybym sam to wyłapał - wtedy bym poprawił).
Jeszcze raz dziękuję :) Postaram się unikać takich pomyłek w przyszłości  

Popraw błędy. Masz 24 h. Nie martw się, ktoś wskaże następne ;P

powstrzymała się od rozniesienia na drobny mak swojego Siemensa. – Używa się sformułowania „w drobny mak”, a nie na

 

Po kilku minutach doszła do siebie. – Po czym doszła do siebie? Gdybyś napisał, że nie wiem, zakręciło jej się po przebudzeniu w głowie, była zdezorientowana czy jeszcze pijana, tak zaspana, że nie mogła zebrać się z lóżka to zdanie miałoby sens. A tak, nie za bardzo ma.

 

Wstała ze swojego łóżka rozglądając się po swoim mikroskopijnym pokoiku. – Trochę za dużo tych zaimków

 

Za oknem już prawie jasno, pogoda nawet nie tak zła. – To zdanie to w ogóle jest jakiś bez jajec. Wtrącone jakoś bez sensu.

 

Sonia szybko pościeliła łóżko i rzuciła wszystkie rzeczy z podłogi na ten oto mebel, a potem ubrała się w starannie wyselekcjonowane rzeczy. – Powtórzenie. I to „na ten oto mebel” brzmi nieco kaprawo. A gdyby napisać po prostu, że pościeliła łóżko i rzuciła na nie wszystkie ubrania z podłogi? I w kwestii ubioru, to skoro ciepnęła wszystko na chama na to lóżko, to logiczniej byłoby gdyby włożyła cos pierwszego z brzegu, bo z góry ciepniętych byle jak łachów ciężko coś starannie wyselekcjonować. Zwłaszcza, jeśli jak później piszesz, śpieszyła się do pracy.

 

Mimo krótko ściętych, włosów koloru brązowego z jasnymi przebłyskami farby do włosów wydawała się całkiem atrakcyjną kobietą.

 

Jednak nie w głowie były jej romanse, a dyskoteki i kluby otaczała szerokim łukiem. – żeby otoczyć choćby dyskotekę, potrzebna jest spora grupa ludzi. Chodziło zapewne o „omijała”?

 

a jak sama sobie powtarzała, praca w dzisiejszych czasach to sukces. – Tu tez i cos nie gra. A gdyby tak sukces zmienić na błogosławieństwo. Albo zmienić na cos w stylu, że kto w dzisiejszych czasach posiadał prace, mógł się uważać za szczęściarza?

 

przez które przed chwilą weszła siadając za biurkiem i rozpierając się wygodnie w fotelu. – Tego typu zdań używa się gdy ktoś robi kilka rzeczy na raz. Np. Siadając w fotelu głośno pierdnął. Teraz wyobraź sobie, że twoja bohaterka w tej samej sekundzie otwiera drzwi, idzie do fotela, siada na nim i rozpiera się wygodnie. Możliwe? Raczej nie bardzo.

 

Gabinet nie był zbyt duży, a i wyposażenie pozostawiało sporo do życzenia. – A gdyby tak prościej? Gabinet był mały i skromnie wyposażony.

 

na zielonym parapecie za plecami Sonii znajdował się (Zastąp na przykład „stał” i po problemie)mały kaktus w doniczce z jakimś niebieskim wzorkiem, a na biurku znajdowały się(a tu bardziej by pasowało „leżały”) różnorakie teczki, papiery i segregatory.

 

Godzinę później jadła ciasteczka na pokładzie klnąc na czym świat stoi. – Na pokładzie czego? No niby wcześniej pisałeś, że szła na lotnisko, ale cholera, nie zostawiaj takich niedopowiedzeń. Dalej rozdział zaczynasz w Bangkoku. Więc dopisz, „na pokładzie samolotu lecącego do Bangkoku”. A najlepiej byłby chyba napisać po prostu po przecinku, że już godzinę czy ileś tam później, nie wiem ile się leci, lądowała w Bangkoku.

 

Tajlandii, w miejscach tego typu nie powinno akceptować się takich ofert. Niestety przekonał się o tym na własnej skórze. Nie raz zdarzyło się, że atrakcyjna kobieta w tego typu barze miała większego członka od niego.

 

Światło wpłynęło do najbardziej ukrytych szczelin. – bez przesady…

 

Słońce było bardzo zdziwione, gdy jego promienie wpadły przez okno na Nawpółszalonego Bartemiusza. – wpaść na kogoś można na ulicy. Promienie słońca na coś, kogoś mogą padać, nie wpadać. Chociaż to zdanie jest w ogóle dziwne. Wpadły przez okno na coś, brzmi, jakby tam wskoczyły na tego Bartemiusza. Ok, przez okno mogą wpadać, ale już na kogoś musiały by padać, bądź go oświetlać… Cholera jasna. AdamKB mógłby tu zajrzeć, bo naprawdę mam z tym czymś zagwozdkę.

 

A ja tyle się wysiliłem :P Mam nadzieję, że się choć część z tych uwag autorowi przyda.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Przepraszam, Autorze, o czym był ten tekst? 

Mania początkującego autora w postaci strasznego nadużywania zaimków. Wywal wszystkie 'swoje', bez litości i 90% pozostałych, od razu będzie się lepiej czytało.

Nowa Fantastyka